(muzyka)
Czas płynie wolno, jakby
specjalnie chciał mi zrobić na złość. Rzucam się w wir
obowiązków związanych z nową pracą, a odkąd pogodziłam się z
ojcem, częściej odwiedzam rodziców, ale i tak wciąż nie mogę
znaleźć sobie miejsca i wciąż nie czuję się dobrze. Co tu dużo
gadać, brakuje mi Michaela i z każdym dniem mam coraz większe
wrażenie, że nigdy nikt mi go nie zastąpi. Próbuję pogodzić się
z tym, że już nie będziemy razem, co, nawiasem mówiąc, marnie mi
wychodzi, a w międzyczasie odliczam dni do przyjazdu Leah do
Wiednia. Ciężko jest mi wytrwać do połowy kwietnia i kiedy
ostatecznie mi się to udaje, czuje się tak, jakbym przez cały ten
czas przebiegała maraton codziennie. Jestem zmęczona tym nudnym
życiem, w którym każdy kolejny dzień niczym nie różni się od
poprzedniego i żaden poranek nie obiecuje zmian. Potrzeba mi
odrobiny świeżości i mam nadzieję, że Leah mi jej dostarczy.
I robi
to w sposób, którego za nic bym się nie spodziewała.
Przyjeżdża
już dzień przed maratonem, w którym mają wziąć udział
niektórzy skoczkowie. Zgadza się, żeby odwiedzić mnie w moim
mieszkaniu, bo rozumie moją niechęć do reszty kadry. Boję się
ich oskarżycielskich spojrzeń, niezadowolonych pomruków i
fałszywych uśmiechów. Tamto ostatnie śniadanie w ich towarzystwie
za dobrze wyryło się w mojej pamięci.
Leah
ożywia moje martwe mieszkanie swoim śmiechem i energią. Wnosi do
pomieszczeń coś przyjaznego i sprawia, że zaczynam czuć się w
nich lepiej. Jednocześnie zastanawiam się, skąd w niej tyle
pozytywnych emocji, skoro ostatnim razem, kiedy się widziałyśmy,
była uosobieniem pesymizmu. Teraz bardziej przypomina tę Leah z
początków naszej znajomości, kiedy zwykłe siedzenie na trybunach
Bergisel sprawiało jej niewyobrażalną radość. Kiedy pytam ją o
tę zmianę, rumieni się i uśmiecha z zakłopotaniem.
— Nie
mam pojęcia, jak ci to powiedzieć — wyznaje po chwili milczenia.
Zażenowana
Leah to rzadki widok, który jeszcze bardziej wzbudza moją
ciekawość. Podczas gdy ona próbuje znaleźć odpowiednie słowa,
ja szukam wyjaśnienia na własną rękę. Po chwili dociera do mnie,
że może być tylko jeden powód tej diametralnej zmiany i jest nim jedyna
na całym świecie osoba, w obecności której Leah stawała się
taka rozpromieniona.
— Jak
najprościej, bez owijania w bawełnę — zachęcam ją, co wymaga
przełknięcia olbrzymiej guli, która wyrasta w moim gardle.
Jeszcze
zanim otworzy usta, już wiem, co od niej usłyszę.
—
Andreas i ja jesteśmy razem.
Patrzy
na mnie w oczekiwaniu i przygryza przy tym wargę. Próbuje przy tym
powstrzymać uśmiech, który wypełza na jej zarumienione policzki.
Dopiero teraz zauważam, że zmieniła fryzurę, a mocny makijaż
zastąpiła nieco lżejszym, przez co wygląda bardziej dziewczęco i
po prostu kwitnąco.
Całe
to uczucie ciepła, jakie Leah wniosła ze sobą do mojego
mieszkania, nagle gdzieś ulatuje. Zaczynam czuć się przy niej jak
porzucona przez Boga kupka nieszczęścia.
W tej
całej chorej sytuacji pocieszało mnie tylko to, że nie jestem
sama. Że jest ktoś, komu mogę się wyżalić i kto mnie zrozumie,
bo przechodzi przez to samo co ja. A teraz zostałam pozbawiona tej
współcierpiącej duszy, skazana na samotną żałobę. Czuję się
tak, jakby Leah wystawiła mnie do wiatru i z tego powodu robi mi się
jeszcze gorzej, bo przecież powinnam cieszyć się jej szczęściem,
a nie obwiniać ją o swoje nieszczęście.
Zmuszam
się do uśmiechu i wkładam cały wysiłek w to, żeby wyglądał
jak najszczerzej.
—
Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałaś? — pytam. Pomimo
wielkich starań, słychać w moim głosie wyrzut, ale Leah
interpretuje go inaczej.
— Nie
chciałam, żeby było ci przykro — tłumaczy i staje się przy tym
jeszcze bardziej zakłopotana. — A poza tym, to się stało
zupełnie niedawno i stwierdziłam, że wolę ci o tym opowiedzieć
na żywo — dodaje szybko, chcąc zatrzeć wspomnienie tamtych słów.
Mam
ochotę uciec do sąsiedniego pokoju i się rozpłakać. Miałam
nadzieję, że kiedy zjawi się tu Leah, przestanę czuć się tak
przeraźliwie samotna, a tymczasem stało się zupełnie inaczej.
Naprawdę nie wiem, skąd we mnie tyle siły, ale siadam wygodniej na
sofie i zachęcam Leah, żeby opowiedziała mi o wszystkim. Nie muszę
jej długo namawiać. Od razu poznaję, że od chwili przyjścia
tutaj aż się paliła do tego, żeby podzielić się ze mną swoim
szczęściem.
— To
się stało zupełnie niespodziewanie. Andreas strasznie pokłócił
się z Mią i przyjechał do mnie totalnie wściekły. Próbowałam
go pocieszyć i wtedy zrozumiałam, że to moja jedyna szansa, żeby
powiedzieć mu o swoich uczuciach, bo potem się pogodzą i on znów
stanie się obrzydliwie szczęśliwy. Długo się nie zastanawiałam,
to był impuls. Po prostu powiedziałam mu, że go kocham. — Robi
pauzę, chcąc dodać swojej opowieści nieco napięcia. — A wtedy
on wkurzył się jeszcze bardziej. Był zły o to, że tak długo
trzymałam to przed nim w tajemnicy. Próbowałam mu to wytłumaczyć,
ale to nie pomogło i w końcu wyszedł, trzaskając drzwiami. Wtedy
dzwoniłam do ciebie, żeby ci się wyżalić, ale nie odbierałaś.
—
Byłam wtedy w pracy — tłumaczę, przypominając sobie, że
istotnie jakoś dwa tygodnie temu po skończeniu pracy miałam kilka
nieodebranych połączeń od Leah.
— No
właśnie — potakuje. — Dwie godziny później wrócił.
Stwierdził, że jestem głupia, że wcześniej mu tego nie
powiedziałam, bo on też kochał mnie przez cały ten czas, ale był
pewien, że ja tego nie odwzajemniam i w sumie był z Mią tylko
dlatego, że chciał w ten sposób o mnie zapomnieć. — Przerywa,
ale tym razem po to, żeby się zaśmiać. — Oboje byliśmy głupi.
Już dawno mogliśmy się dogadać i nie byłoby problemu.
Ciężko
byłoby zaprzeczyć. Już na samym początku dziwiły mnie te ich
podchody w nastoletnim stylu.
Ale
jedna rzecz, o której Leah zapomniała, nie daje mi spokoju.
— A
co z Mią? — pytam.
Leah
macha ręką ze zniecierpliwieniem. Odtrąca ten temat jak złośliwą
muchę, którą zawsze była dla niej Mia.
—
Andi stwierdził, że po tej kłótni i tak nie mogliby do siebie
wrócić — odpowiada pod naciskiem mojego nieustępliwego
spojrzenia.
—
Cieszę się, że wszystko się między wami ułożyło — mówię
trochę na przekór sobie. To straszne, ale naprawdę lepiej czułam
się w towarzystwie tamtej Leah, która rozumiała mój ból złamanego
serca.
Leah
chyba wyczuwa, że jestem nie do końca szczera, bo jej uśmiech
przygasa, a na twarzy pojawia się wyraz zmartwienia.
—
Tobie też się to w końcu przydarzy. Jeśli nie z Michim, to z kimś
innym — pociesza mnie tym swoim łagodnym tonem głosu
zarezerwowanym na kryzysowe chwile.
Kładę
głowę na jej ramieniu i pozwalam jej się przytulić. Przez chwilę
czuję się dzięki temu lepiej, ale potem zaczynam żałować, że
to ona, a nie Michael.
— Nie
chcę nikogo innego — wzdycham żałośnie.
Leah w
odpowiedzi jedynie głaszcze mnie po włosach. Chyba zdaje sobie
sprawę z tego, że to nie ona jest tą osobą, która umiałaby mnie
pocieszyć.
— Tak
w ogóle to wiesz może, co u niego słychać? — pytam, wracając
do poprzedniej pozycji, żeby móc sięgnąć po kubek z ciepłą
herbatą.
Często
o to pytam w ostatnim czasie, bo Leah jest teraz moim jedynym
łącznikiem z Michaelem. Czasem zastanawiam się, czy nie ma tego
dość, ale ona za każdym razem odpowiada nie okazując żadnych
oznak zniecierpliwienia. Podobnie jest teraz.
—
Coraz lepiej. Niedługo będzie mógł wrócić do treningów, może
nawet wystartuje w Letniej Grand Prix.
Już
mam zamiar zadowolić się tą odpowiedzią, bo brzmi podobnie do
tych, które udzielała mi poprzednio, ale wtedy dostrzegam lekkie
zawahanie u Leah, która otwiera usta, jakby chciała coś jeszcze
dodać, a potem szybko je zamyka.
—
Leah?
Odwraca
wzrok, wyraźnie zła na siebie za to, że dała się przyłapać.
—
Jest coś jeszcze, prawda? — pytam, teraz nie mając już co do
tego żadnych wątpliwości.
—
Nie, dlaczego tak myślisz?
Ma
nadzieję, że uda jej się coś jeszcze ugrać, ale poddaje się,
widząc moje pełne politowania spojrzenie.
—
Chiara zaczęła się koło niego kręcić — wyznaje niechętnie.
Robi mi
się gorąco, wcale przez kubek z herbatą, który wciąż trzymam w
dłoniach. Patrzę na niego niepewnie z poczuciem, że zaraz
zwymiotuję. Myśl o Michim z Chiarą mnie drażni, skręca w
nieprzyjemny sposób moje wnętrzności. Potem przenoszę wzrok na
Leah, która znów przygryza wargę i znów czeka w napięciu na moją
reakcję. A ja zupełnie jej nie kontroluję.
— Czy
ta mała suka nie ma nic lepszego do roboty? Żadnej szkoły,
egzaminów? Ja w jej wieku zakuwałam całymi dniami i nawet nie
myślałam o chłopakach. — Mój głos ocieka pogardą.
Nie
jestem w stanie trzymać kubka w drżących dłoniach, więc
odstawiam go na stolik z głośnym trzaskiem. Herbata nie wylewa się
z niego tylko dlatego, że jest jej po prostu za mało. Po chwili
podrywam się z sofy, bo niekontrolowane drżenie roznosi się na
pozostałe części mojego ciała. Muszę przejść się po pokoju,
żeby się uspokoić.
—
Lisa... Ona nie ma pojęcia, że coś między wami było — Leah
zastępuje mój głos rozsądku, który w tym momencie został
zagłuszony.
— Ale
on ma pojęcie! — nie wytrzymuję napięcia i podnoszę głos. —
Jak on mógł tak szybko zastąpić mnie kimś innym?
—
Przecież nie powiedziałam, że ze sobą chodzą, tylko że ona się
koło niego kręci — Leah spieszy z wyjaśnieniami, z których
niewiele do mnie dociera.
Cholerna
Chiara. Znowu wtrąca się między mnie i Michiego, ale tym razem nie
mogę już na to w żaden sposób zareagować. To się dzieje
dziesiątki kilometrów ode mnie, poza zasięgiem mojego wzroku, ale
to nie zmienia faktu, że boli tak samo, a nawet jeszcze bardziej niż
wtedy na imprezie. Najgorsza jest chyba ta niemożność walki o to,
na czym tak mocno mi zależy. Wtedy w odwecie mogłam przynajmniej
spróbować flirtu z Gregorem, który teraz prawdopodobnie w ogóle
nie poruszyłby Michaela. To wszystko mnie przytłacza. Zupełnie
nieświadomie zaczynam krzyczeć z bezsilności. Osuwam się po
ścianie na podłogę i biję w nią pięściami, wyobrażając
sobie, że uderzam Chiarę i w ten sposób odpędzam ją od Michaela.
—
Lisa! — Zdezorientowana Leah w mgnieniu oka dobiega do mnie i
chwyta za nadgarstki. — Przestań, bo zrobisz sobie krzywdę!
Pod
wpływem tych słów zamieram. Patrzę na nią ze zdumieniem i
zastanawiam się, o jaką krzywdę jej chodzi. Przecież pozbawiłam
się prawdziwej miłości, jedynego szczęścia i jedynego sensu
mojego życia – czy mogę wyrządzić sobie jeszcze większą
krzywdę? Poobijane dłonie w porównaniu z tą stratą nie są żadną
krzywdą.
Ale
myślę tak tylko przez chwilę. Później zaczynam odczuwać ból w
nadgarstkach, który stopniowo przechodzi na przedramiona. Syczę
głośno, a kiedy okazuje się, że to nie wystarcza, żeby
załagodzić ból, krzyczę.
—
Nienawidzę jej! Nienawidzę, nienawidzę! — powtarzam to słowo
tak długo, że już sama nie wiem, czy wciąż mam na myśli Chiarę,
Michaela, czy może samą siebie.
Leah
najpierw próbuje mnie uspokoić, ale później daje za wygraną i
pozwala mi się wykrzyczeć, bacznie przy tym obserwując, czy nie
wyrządzam sobie kolejnej krzywdy. Robię na złość trochę jej, a
trochę samej sobie i przygryzam dolną wargę aż do krwi. Dopiero
cierpki, metaliczny smak w ustach sprawia, że powoli wybudzam się z
amoku. Wtedy krzyk przechodzi w szloch, którego również nie
kontroluję.
— Nie
chcę tak żyć — stwierdzam żałośnie.
Teraz
już naprawdę muszę wyglądać jak kupka nieszczęścia. Leah sięga
po swoją torebkę leżącą na sofie i wyciąga z niej chusteczki,
które mi podaje. Przychodząc tutaj chyba nie spodziewała się, że
jest ze mną aż tak źle. Rzadko żaliłam jej się przez telefon, a
częściej po prostu wypłakiwałam się w poduszkę. Do tego
dochodzi jeszcze fakt, że minęły już dwa miesiące, w czasie
których powinnam już się pogodzić z zaistniałą sytuacją. A ja
z każdym dniem coraz bardziej odczuwam brak Michiego.
—
Gdybym tylko wiedziała, że jemu jeszcze choć trochę na mnie
zależy... — myślę głośno, kiedy udaje mi się odrobinę
uspokoić.
Leah
przez cały czas współczująco głaszcze mnie po plecach. Pomimo
tego, że dogadała się z Andreasem i porzuciła nasz klub złamanych
serc, cieszę się, że jest ze mną.
—
Musisz przestać o nim myśleć. Wiem, że łatwo powiedzieć, a
trudniej zrobić, ale skoro to jest skończone, to nie możesz ciągle
do tego wracać, bo zwariujesz — tłumaczy kojącym głosem.
Naprawdę
chciałabym postąpić zgodnie z jej radą, ale moje dwumiesięczne
doświadczenie mówi mi, że to niemożliwe.
— Na
co mi były te całe skoki? Mogłam nie pchać się w nie i pracować
spokojnie w Wiedniu.
— Ale
wtedy nie poznałabyś mnie. — Leah uśmiecha się pocieszająco. —
I nadal byłabyś narzeczoną tego frajera.
Krzywi
się w tak zabawny sposób, że po prostu parskam śmiechem. Leah wtóruje mi, zadowolona, że choć na chwilę udało jej się odegnać
mój smutek.
— Tak
w ogóle to wiesz może, co u niego? — pytam, mając na myśli
Lucasa.
Zastanawiam
się, jak to możliwe, że wcześniej się nim nie zainteresowałam.
—
Przecież to twój były — zauważa Leah z udawanym wyrzutem. —
No cóż, trzeba przyznać, że po tym wszystkim zachował się
bardzo honorowo. Od razu załatwił Michiemu innego lekarza, a po
sezonie złożył rezygnację. Nie mam pojęcia, co się z nim dzieje
teraz.
—
Pewnie zajmuje się już tylko kliniką swojego ojca — domyślam
się.
Wcale
nie jestem zaskoczona jego rezygnacją. Zależało mu na tym
stanowisku, to prawda, ale wtedy jeszcze żył jego ojciec, a przez
to jego udział w pracy w klinice był naprawdę niewielki. Teraz
całe zarządzanie nią spadło na niego i na pewno nie dało się go
pogodzić z niczym innym.
— Na
szczęście on już nas nie musi interesować — stwierdza wesoło.
Odpowiadam
jej teraz już nieco przygaszonym uśmiechem. To chyba jej się nie
podoba.
— No,
zbieraj się! — Uderza dłońmi o uda i podnosi się z podłogi. —
Pokażesz mi to swoje ukochane miasto, a potem pójdziemy gdzieś na
obiad — dodaje, widząc moje pytające spojrzenie.
— Nie
mów mi, że nie byłaś nigdy w Wiedniu — odpowiadam niechętnie.
Dobrze
wiem, o co jej chodzi. Ma ten sam cel, co Marie, tylko środki nieco
łagodniejsze. Chce wyciągnąć mnie z domu, żebym przestała się
zadręczać. A ja nie jestem pewna, czy mam w tej chwili ochotę na
integrację z ludźmi.
—
Byłam, ale szkolne wycieczki to nie to samo, co spacer z tubylcem. —
Nie traci entuzjazmu.
Wzdycham,
ale posłusznie podnoszę się z podłogi i udaję do łazienki, żeby
poprawić makijaż. Kilka minut później od strony wizualnej jestem
już gotowa do wyjścia. Od strony psychicznej – niekoniecznie.
Oprowadzanie
Leah po mieście nie poprawia mi humoru. Nie cieszy mnie nawet spacer
po pięknych ogrodach w Schönbrunn. Przede wszystkim dlatego, że
pokazuję jej te miejsca, które w marzeniach wielokrotnie
pokazywałam Michiemu. To miało być po tym, jak rozstanę się z
Lucasem, a on skończy sezon na pierwszym miejscu w Klasyfikacji
Generalnej i będzie mógł do mnie przyjechać. Wiele bym dała za
to, żeby tak się to wszystko ułożyło.
Leah
zadaje szczegółowe pytania na każdym przystanku naszej wycieczki,
chcąc odwrócić moją uwagę od ponurych myśli. Będąc w
najlepszej formie pewnie opowiadałabym jej o Wiedniu z błyskiem w
oczach, bo przecież kocham to miasto i wszystko, co z nim związane,
ale teraz ledwo zmuszam się do zdawkowych odpowiedzi. Po kilku
godzinach, w czasie których zobaczyłyśmy naprawdę niewiele, Leah
daje za wygraną i proponuje, żebym jednak wróciła do domu
odpocząć. Kiedy się rozstajemy, przypomina mi o jutrzejszym
maratonie, tak jakby wszędzie nie było pełno plakatów, które
robią to równie skutecznie. Nie wspomina już za to o Andreasie i
jestem jej za to wdzięczna.
Nie mam
ochoty na spotkanie z kadrą. Wspomnienie tamtego poranka w hotelowej
restauracji jest jeszcze zbyt żywe. Podejrzewam, że jeśli coś się
zmieniło w ich myśleniu o mnie, to tylko na gorsze. Chcę jednak
spędzić możliwie jak najwięcej czasu z Leah, więc mimo wszystko
następnego dnia zjawiam się w miejscu startu.
Ale
Leah nie wita mnie sama, bo towarzyszy jej Andreas. Usłyszeć o tym,
że są razem, to jedno, a zobaczyć na własne oczy, to zupełnie co
innego. Znajome ukłucie zazdrości pojawia się ze zdwojoną siłą.
Robię wszystko, co w mojej mocy, żeby je zignorować, bo czuję się
przez nie źle. Powinnam cieszyć się ze szczęścia przyjaciółki,
a poza tym Andreas jako jedyny ze skoczków wita mnie przyjaznym
uśmiechem i zagaduje wesoło. W towarzystwie jego i Leah łatwo jest
ignorować pozostałych członków kadry, którzy nieustannie kręcą
się gdzieś w pobliżu. Problem pojawia się w momencie, gdy moi
sprzymierzeńcy oddalają się gdzieś na chwilę, a ja zostaję
sama. Wtedy spojrzenia mijających mnie osób, nawet tych nieznanych,
zaczynają mi ciążyć. Tłum ludzi przytłacza mnie prawie tak samo
jak wtedy w klubie z Marie i Amelie, bo chociaż nikt mnie nie
szturcha i nie wpada na mnie, to czuję się wytykana palcami. W
końcu postanawiam zmienić miejsce pobytu na jakieś bardziej
odległe od kadry, nawet jeśli w ten sposób utrudnię Leah i
Andreasowi odnalezienie mnie po powrocie.
Wędruję
długo, ale im bardziej oddalam się od byłych kolegów i koleżanek,
tym bezpieczniej się czuję. Zupełnie tak, jakbym opuściła obszar
objęty szkodliwym promieniowaniem, na który wkroczyłam bez
skafandra ochronnego. Po dwóch minutach przepychanki między ludźmi
w większości zmierzającymi w kierunku przeciwnym do mojego, mogę
odetchnąć z ulgą. Ale gdy nabieram w płuca większą porcję
powietrza, zauważam twarz, od której chciałam uciec najbardziej.
Stefan
Kraft stoi w odległości kilku kroków ode mnie i przypatruje mi się
z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Mocny węzeł zaciska się gdzieś
wewnątrz mojego brzucha. Pierwotnie zamierzam zignorować tego
najmniej lubianego przeze mnie skoczka, ale w momencie gdy się
od niego odwracam, wciąż czuję na sobie jego wzrok. Wreszcie decyduję się
podjąć wyzwanie i niweluję dzielącą nas odległość.
— Coś
nie tak? — pytam z udawaną uprzejmością i wymuszonym uśmiechem
przyklejonym do twarzy.
—
Możemy porozmawiać? — odpowiada pytaniem na pytanie, a jego głos
jest przy tym tak chłodny, że przez moje ciało, pomimo
siedemnastostopniowej temperatury powietrza, przechodzi dreszcz.
— O
czym? — przestaję dbać o to, żeby sprawiać wrażenie uprzejmej
i przyjmuję ton niemal tak samo oziębły jak jego.
— A
jak myślisz? — niemal warczy z irytacją. — Jest tylko jedna
rzecz, która nas łączy — dodaje kąśliwie. Domyślam się, że
nie jest zadowolony z tego, że ma ze mną cokolwiek wspólnego.
Nie
rozumiem, skąd u niego to rozdrażnienie, skoro to on zaczął
rozmowę, ale natychmiast mi się ono udziela.
—
Niepotrzebnie się martwisz. Z mojej strony już nic ci nie zagraża,
więc o ile Michi w ciągu ostatnich dwóch miesięcy zmienił
orientację, to droga wolna. — Nie mogę powstrzymać szyderczego
uśmiechu, który sam się pcha na moje usta.
Stefan
jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nadyma się i robi
czerwony na twarzy niczym balon. Domyślam się, że trafiłam w
czuły punkt, ale to jedynie zwiększa moją satysfakcję.
— Nie
o to mi chodzi — mruczy przez zaciśnięte zęby.
—
Nie? Chyba mi nie powiesz, że przez cały ten czas nie byłeś o
mnie zazdrosny i nie lubiłeś mnie tylko dlatego, że po prostu coś
ci we mnie nie przypadło do gustu?
Obserwuję
jego narastającą wściekłość połączoną z zażenowaniem i
sprawia mi to okrutną przyjemność. On staje się coraz bardziej
czerwony i coraz mocniej zaciska pięści, a ja uśmiecham się coraz
szerzej.
—
Chciałem ci tylko powiedzieć, że jesteś głupia.
Uśmiech
zastyga na mojej twarzy na krótką chwilę, gdy mam wrażenie, że
się przesłyszałam, a potem powoli znika, kiedy dociera do mnie, że
Stefan naprawdę to powiedział. Nim całkiem zdążę otrząsnąć
się ze zdziwienia i wymyślić jakąś ripostę, on odzywa się
ponownie. Nadal jest wściekły, ale widać, że dzięki obrażeniu
mnie zrobiło mu się lepiej.
—
Miałaś go na wyciągnięcie ręki i nawet nie musiałaś się
specjalnie wysilać, bo on stracił dla ciebie głowę i wybaczyłby
ci wszystko. A ty tak po prostu wyjechałaś. Jeśli naprawdę go
kochałaś, to jesteś głupia, a jeśli tylko chciałaś się nim
zabawić, to zasłużyłaś sobie na to, żeby wszyscy się od ciebie
odwrócili. — W jego głosie wciąż słychać pogardę.
Teraz
to mnie boli każde jego słowo. Mówi o tym, o czym doskonale wiem i
czego nie potrafię sobie wybaczyć. Rozjusza wciąż niezagojone
rany i sprawia, że zaczynają palić żywym ogniem.
— Po
co mi o tym mówisz? Wygrałeś – nie możesz się po prostu z tego
cieszyć i dać mi spokój? — Chociaż próbuję udawać, że swoją
wypowiedzią nie zrobił na mnie żadnego wrażenia, to mój głos
drży. Ostatecznie odpuszczam sobie zgrywanie obojętnej, bo łzy
gromadzące się pod powiekami i tak mnie zdradzają.
— Jak
mam się cieszyć, kiedy mój najlepszy przyjaciel jest
nieszczęśliwy?
Czyli o
to mu chodzi? Zauważył, jak bardzo źle się czuję w skocznym
towarzystwie i teraz chce mnie po prostu dobić? Jeśli tak, to jest
na dobrej drodze ku temu.
—
Myślisz, że ja jestem szczęśliwa? Że nie zdaję sobie
sprawy z tego, jak bardzo go skrzywdziłam? — Nie zwracam uwagi na
zdziwione spojrzenia posyłane nam przez ludzi dookoła i podnoszę
głos. — Wbrew pozorom, Stefan, ja nie chciałam go zranić.
Odwracam
twarz od niego, żeby otrzeć łzy, zanim rozmażą mi makijaż.
Jestem pewna, że je zauważył i złoszczę się teraz na siebie, że
ich nie powstrzymałam i dałam mu tę satysfakcję.
— Tym
bardziej nie rozumiem, dlaczego wtedy wyjechałaś — mówi już
nieco spokojniej, niemal bez złośliwości. Być może jednak
zrobiło mu się głupio, że przez niego płaczę.
—
Wiesz jak to jest, kiedy nagle wszystko wymyka ci się spod kontroli
i burzy się porządek, na który pracowałeś przez całe życie?
Nie mam
pojęcia, dlaczego otwieram się akurat przed nim. To chyba kwestia
tego, że już jest mi wszystko jedno, co o mnie pomyśli, bo
prawdopodobnie widzimy się po raz ostatni.
—
Zdarzały mi się gorsze chwile w karierze i tak się właśnie wtedy
czułem — odpowiada po chwili wahania.
— A
mnie się to wtedy zdarzyło pierwszy raz. I nie umiałam sobie z tym
poradzić w inny sposób.
Stefan
przygląda mi się w milczeniu, jakby rozważał, czy moje słowa na
pewno są szczere. Sprawia wrażenie zakłopotanego. Chyba też nie
spodziewał się, że ta rozmowa pójdzie w takim kierunku i że
zamiast skakać sobie do gardeł, spokojnie wymienimy się
refleksjami.
— Nie
jest jeszcze za późno, żebyś spróbowała to naprawić — mówi
wreszcie, powoli i niechętnie, jakby nie był do końca przekonany,
czy może mi zaufać.
Jego
słowa znów mnie dotykają, ale tym razem w inny sposób. Wzbudzają
w moim sercu coś, co ja uśpiłam dwa miesiące temu – nadzieję.
Są przy tym bardzo powściągliwe, ale i tak chwytam się ich
rozpaczliwie, jak ostatniej deski ratunku, która pojawiła się na
moim morzu rozpaczy.
— W
jaki sposób? — Nie wybucham entuzjazmem i pozostaję sceptyczna,
bo nie jestem pewna, czy mogę zaufać akurat jemu.
—
Rusz głową, skoro tak bardzo ci na nim zależy — odpowiada, tym
razem z typową dla siebie kąśliwością. — Ja tego za ciebie nie
zrobię.
Nie
wiem, co odpowiedzieć. Czy to możliwe, żeby Stefan właśnie
udzielił mi rady, której tak bardzo potrzebowałam? Wychodzi na to,
że tak i nie potrafię zrozumieć, dlaczego to zrobił.
—
Chyba Leah i Andreas cię szukają. — Wyrywa mnie z zamyślenia.
Obracam
się w stronę, którą wskazuje kiwnięciem głowy i rzeczywiście
ich dostrzegam. Macham do nich, żeby oni zauważyli mnie.
—
Pójdę już — zwracam się do Stefana, robiąc kilka kroków w
tył. — Powodzenia w biegu — dodaję jeszcze.
— Nie
dziękuję — odpowiada, a na jego twarzy na ułamek sekundy pojawia
się coś na kształt smutnego uśmiechu.
*
Hej! Jak widzicie, zjawiam się z nowym rozdziałem bardzo szybko jak na mnie, ale mam ku temu dobry powód. Dzisiaj mija równy rok, odkąd założyłam tego bloga i dodałam tu prolog. Rok. Dwanaście miesięcy, dwadzieścia trzy rozdziały i sześćdziesiąt tysięcy wyświetleń. Aż ciężko w to uwierzyć. Mam nadzieję, że coś się w tym czasie zmieniło w moim pisaniu na lepsze, że może stało się trochę dojrzalsze i po prostu ładniejsze. Bardzo bym tego chciała, bo w końcu piszę po to, żeby się rozwijać. W tym miejscu wypadałoby podziękować Wam wszystkim za to, że ze mną jesteście, więc zrobię to, ale nie w sposób wylewny, bo - najwyższy czas, żeby to powiedzieć - do końca opowiadania zostały już tylko dwa rozdziały i epilog, więc dziękować będę również przy pożegnaniu. A zatem DZIĘKUJĘ <3 Teraz krótko, bo wszystko, co chcę Wam przekazać, przekażę pod epilogiem.
Następny rozdział pojawi się za dwa tygodnie, być może trochę później, bo za tydzień wyjeżdżam i kiedy nie będzie mnie w domu, raczej nie będę pisać. Chyba że najdzie mnie wena - w razie czego zabieram laptopa ze sobą. Postaram się za to wreszcie nadrobić przez ten czas zaległości na Waszych blogach.
Całuję! ;*
PS. Zapraszam do oddania głosu w nowej ankiecie w prawej kolumnie bloga. To dla mnie bardzo ważne.
PS. Zapraszam do oddania głosu w nowej ankiecie w prawej kolumnie bloga. To dla mnie bardzo ważne.
Trochę sobie olałam część LGP żeby przeczytać ten rozdział, tak go wyczekiwałam i w sumie nieźle się uśmiałam, ale ja tak reaguje na za dużą dawkę emocji XD No ale ta "suka" była cudowna, chociaż to nie powinno mnie śmieszyć :D
OdpowiedzUsuńStefan mnie mega pozytywnie zaskoczył, nie spodziewałam się że będzie miał w sobie tyle empatii dla laski która mocno skrzywdziła jego najlepszego kumpla. Jednak cieszę się, no w końcu, ile mogą drzeć koty? Nawet moje wkurzenie na Lisę już przeszło, niech ma dziewczyna trochę szczęścia skoro dostała nawet błogosławieństwo od Krafta :D
Cieszę się, że tak szybko napisałaś nowy rozdział, gratuluję tego "roczku", zwłaszcza wytrwania i systematycznego pisania, bo to niezłe wyzwanie. Dziwnie będzie po epilogu, kiedy już tak mocno zżyłam się z twoim opowiadaniem, ale wszystko ma swój czas :')
Miłego wyjazdu i mnóstwo weny, pozdrawiam :D
O, Stefan normalnie jak nie Stefan. Jestem bardzo zaskoczona. Nie wiedziałam, że to akurat on wzbudzi w Lisie nadzieję, choć może zaczynając z nią rozmowę wcale nie miał takiego zamiaru. A może to wszystko dlatego, że aż tak zależy mu na Michim, najlepszym przyjacielu i nie chce, by ten był tak smutny. A skoro jest smutny po rozstaniu z Lisą to znaczy, że wciąż o niej myśli i..... Jeśli faktycznie Lisa ruszy głową i coś zrobi to jest dla tej dwójki jeszcze nadzieja na udany związek. Ja mam nadzieję, że tak waśnie będzie, bojeśli zostały tylko dwa rozdziały do końca (co wcale mnie nie cieszy), to byłoby cudownie, gdyby Lisie i Michiemu się udało.
OdpowiedzUsuńZaskoczyło mnie teżnto, co przytrafiło się Leah i Andreasowi. Że też to czasem tak bywa, że ludzie nie mając pojęciao uczuciach kogoś drugiego i ukrywająswoje, a potem się okazuje, że niepotzrebnie,'bo.... ten ktoś czuje to samo. Ale tutaj wszystko dobrze się skończyło. Oby tej dwójce się układało :-)
Czekam na kolejny rozdział. Nie ważne ile będę musiała czekać.
Pozdrawiam!
Cześć :D
OdpowiedzUsuńStefan, zaskoczyłeś mnie krasnalku :D Ale cieszy mnie, że otworzył jej możliwości i przywrócił nadzieję. W głębi duszy to dobry chłopak. Wszyscy to wiemy.
Leah i Andi <3 No tak chciałam tego i jest :D Przecież jeśli dwoje ludzi się kocha, to powinni być razem. Bez jakiś podchodów.
To samo tyczy się Lisy i Michaela. Żeby ona to naprawiła. Przecież muszą być razem :D
Dwa i epilog? :( Zdecydowanie nie fajnie. Ta historia jest magiczna i niesamowicie ją lubię.
Czekam niecierpliwie jednak ;D
Buziaki :*
Nie spodziewałam się czegoś takiego id Stefana w stosunku do Lisy. To było coś. I mam nadzieję, że dziewczyna się otrząśnie! Myślałam że to zrobi zaraz jak tylko usłyszy że Leah się odważyła. Jest jeszcze szansa. Michael na pewno ją kocha :)
OdpowiedzUsuńNie kończ go jeszcze. To zdecydowanie za szybko!
Czekam na kolejny :*
Nie spodziewałam się czegoś takiego id Stefana w stosunku do Lisy. To było coś. I mam nadzieję, że dziewczyna się otrząśnie! Myślałam że to zrobi zaraz jak tylko usłyszy że Leah się odważyła. Jest jeszcze szansa. Michael na pewno ją kocha :)
OdpowiedzUsuńNie kończ go jeszcze. To zdecydowanie za szybko!
Czekam na kolejny :*
A Stefan co- dzień dobroci dla zwierząt miał? Nie no, biedak nei moze patrzeć na cierpiącego przyajciela i postanowił jakoś pomóc, to bedzie dla niego trudne, bo za Lisa nie przepada. Zgadzam się z nim! Jest głupia! Wreszcie jej to ktoś powiedział.
OdpowiedzUsuńTo teraz neich pakuje manatki i jedzie do Linzu przekonać Michaela. Bo jeszcze Chiara jej go odbije.
Jak to tylko 2 rozdziały do końca??? CO ja bedę czytać. Tak bardzo lubię to opowiadanie i do tego jego bohaterem jest Michael.
Dwa rozdziały do końca i epilog???? ??????? Czekaj, daj mi chwilę, bo muszę się pozbierać.
OdpowiedzUsuńOk już jestem i wcale nie jest mi lepiej. Jeny kocham ta historię i bohaterów i tak mi smutno, że musi się kończyć. No i oczywiście duże sto lat z okazji rocznicy. To dobry powód by iść się napić xD
O MÓJ BOŻE TAK! Andreas i Leah razem o mamuniu chyba lubisz szczęśliwe zakończenia, co? :D Tzn ogólnie cała sytuacja przykra, bo Lisa dalej serce ma złamane, ale to tylko kwestia czasu. Bo chyba mam racje?
Boże płacze, ten tekst o orientacji Michiego do Krafta XD no ale błagam, coś chyba na rzeczy jednak jest. O rany wgl dołujący rozdział, tak jak poprzednie w sumie odkąd Lisa wyjechała, ale teraz musi być tylko lepiej. Czekam na ten kulminacyjny moment z niecierpliwością.
Jak czytam Twojego bloga od Wisły to mam mieszane uczucia - szczęście i smutek. Bo na zawsze będzie mi przypominał, że spotkałam Cię na zawodach i wtedy było tak cudownie, o nie znowu się rozklejam i tęsknie.
Ps gdyby nie Twoja informacja o nowym rozdziale, to pewnie zaglądnęłabym tu za tydzień dopiero więc dziękuje bardzo!♥
Potrzeba było aż (albo tylko) Krafta, żeby Lisa odzyskała trochę nadziei na to, że Michi żyje, ma się dobrze i że może jednak mógłby się z nią dogadać. Proszę, ten Kraft, który wydawałby się takim super wrogiem, daje Lisie odpowiedni impuls w najbardziej odpowiednim momencie (to już chyba serio ostatni dzwonek był, skoro tam się na Michiego Chiara ma ochotę rzucić). Łaził Stefek po tym opowiadaniu, taki czarny charakter grał, a tu proszę, okazało się, że naprawdę mu na Michim zależy i że chce dla niego jak najlepiej. Nie próbuję nawet określać i zagłębiać się w rozmyślania o tym dlaczego Kraft tak postępuje, uznam, że po prostu dobry przyjaciel z niego (aż za dobry chyba :D), o!
OdpowiedzUsuńYuppi, Andreasik z Leah się wreszcie spiknął, czas najwyższy. Ale naprawdę Leah zyskała jakieś turbodoładowanie, co też ta miłość z ludźmi czyni :D
I wgl jaaak to dwa rozdziały? Smuuutam, ja chcę więcej takiego supi Michiego z tego opowiadania nooo, kto mi będzie ratował beznadziejne dni jak nie on właśnie?
Pozdrawiam serdecznie!
Stefek mnie zaskoczył! O.O
OdpowiedzUsuńPozytywnie, oczywiście. :)
Cały czas uważałam go za dupka. Zastanawiałam się, dlaczego jest tak wrogo nastawiony do Lisy, a tymczasem on naprawdę martwił się o Michaela. :) Cieszę się, że dał Lisie wskazówki i w sumie też nadzieję. Teraz dostanie odpowiednich bodźców i może w końcu uda jej się coś wskórać. :) Teraz bardzo chcę, żeby w końcu im się dało, bo widzę, że dziewczynie zależy na skoczku. I w końcu się odnalazła w tym wszystkim. :)
A Leah i Andi? W końcu! :D Teraz dziewczyna wydaje mi się taka.. inna. :D Jakby odżyła! ^^ Wiem, że będzie z nich naprawdę udana para. ^^
Mam nadzieję, że niebawem to samo będę mogła napisać o Lisie. :) O Lisie i o Michim. ^^
A z tymi dwoma rozdziałami to żartujesz, tak? Powiedz, że żartujesz! Ja nie widzę końca tej historii! :( Pokochałam ją całym serduszkiem. ♥
Cóż, w każdym razie czekam na następny. :)
Jak coś to oddałam głos w ankiecie. ^^
Buziaki :*
Jestem!
OdpowiedzUsuńTo już naprawdę rok? Matko jedyna... kiedy to minęło? O.o A rozdział cudny, naprawdę mi się podoba. Jak zwykle zresztą, u ciebie chyba nie można narzekać ^^
Powiem szczerze, najbardziej zaskoczył mnie Stefan, bo totalnie się po nim tego nie spodziewałam. A tu proszę... miła niespodzianka :)
Z drugiej strony mamy jeszcze Leah i Andiego. Tu według mnie też spore zaskoczenie, ale pozytywne. Od początku pasowali do siebie, na pewno będą tworzyć zgrany duet! :D Pytanie tylko, czy taki też stworzą Michi i Lisa... zobaczymy, jak to się między nimi potoczy. Oby jak najlepiej.
Tak w ogóle... mówisz, że niedługo koniec? :( Kurczę, jakoś nie wyobrażam sobie rozbratu z tą historią. Ale mam nadzieję, że wymyślisz coś nowego? :)
Buziaki :**
Cholera, tak bardzo mi jej żal. Jeszcze niedawno wyzywałam Lisę od najgorszych, krytykowałam, wyzywałam bez litości, a dzisiaj? Dzisiaj jest mi jej cholernie żal, bo nie ma NICZEGO. Kompletna pustka, wielki brak czegoś, samotność. I pojawia się na moment Leah – promyk. Ale oczekiwania są inne, są brutalne. Bo nasza Lisa oczekuje, że Leah jest nieszczęśliwa tak jak ona. Wtedy byłoby lepiej, łatwiej. Wskoczyłyby w piżamy, wypiły wino i ponarzekałyby. Ale Leah nie ma na co narzekać. Jej udręka, niepewność, jej walka się skończyła. Ona już wie, ona kocha, jest kochana. Widać różnicę, Leah, która się odważyła wygrała, a Lisa, której ciągle brak odwagi, przegrywa. Z jednej strony to świetna wiadomość, jakaś nadzieja, ale z drugiej.. Ukłucie zazdrości i smutek, że wszystkim jakoś się ułożyło, a tylko Lisa stoi w miejscu. Złość, bo boi się, że straciła bratnią duszę, że pozostała sama w tym wszystkim, bo Leah nagle przestanie współodczuwać i wymknie się Lisie.
OdpowiedzUsuńA Lisa nie chce innego.
A potem kolejna informacja. Gorsza, straszniejsza, spada na Lisę i na mnie i nabija nam guza. Wielkiego. I to w ogóle nie jest zabawne. Było już słodko-gorzko, teraz jest tylko gorzko i cierpko. Jakaś smarkula wpierdala się między wódkę a zakąskę. Robi pewnie coś, co powinna zrobić Lisa. Korzysta z okazji, a przecież powinna oglądać kreskówki, a nie bawić się w dorosłą. 19 lat! Co to jest? A Lisa jest bezradna, nawet jej tam nie ma, nie może niczego zrobić czy powiedzieć. Może tylko płakać, wyć z bezsilności. I to robi. W sposób drastyczny i bolący. Współodczuwam. Osobiście uważam, że wyrazem największego cierpienia psychicznego jest destrukcja fizyczna. Atak na siebie, swoje zdrowie. Krew, ból, chwilowy odpoczynek od myśli, bo przecież tak boli, że jest tylko ta krew na brodzie. Nic więcej.
Oczy mnie szczypią, chcę mi się płakać. Bo jest mi jej żal, bo takich rzeczy ludziom, bohaterom się nie robi.
A potem zjawia się Stefan. Jestem zła na niego, bo uważam na początku, że pojawił się niepowołany. Na pewno powie coś, co pogorszy sytuację, coś takiego, że będę chciała mu przypierdolić z całej siły. Z półobrotu. Ja nie chcę, żeby Lisa się denerwowała i smuciła bardziej, niż to konieczne.. już dość. Ale Stefan, o dziwo, wykazuje coś, co mogłabym ogólnie określić jako ‘ludzkie odruchy’. Brawo Stefan, schowałeś dumę, zazdrość i wszystko to, co się w tobie kotłuję, do kieszeni i zadbałeś o Lisę i Michiego, którzy sami tego nie potrafią. Może i mówi ostro, z przesadą, nie bawi się w półśrodki, nie pociesza. Zdaję sobie sprawę z tego, jak wiele go to kosztuje. Poddanie się. Już nie walczy z Lisą, nie próbuje jej przepędzić jak złego ducha. Brawa się należą, bo ja bym nie umiała. Są takie uczucia, dla których należy się poświęcić.
Może to przełom? Ta rada Stefana, kilka słów sprowokują Lisę do czegoś, co było dla niej niemożliwe. Nierealne. Lisa tam pojedzie? Rzuci się Michiemu w ramiona i nie zwróci uwagę na to, czy on się skrzywi? A może on też czeka i usycha? Czasem w miłości nie ma miejsca na honor i kurtuazje. Miłość potrafi upokorzyć i należy jej na to pozwolić. Niech ona go błaga. Co ma do stracenia? Odrzuci ją, choć wątpię, a może powie, że czekał. Lisa może dłużej nie wytrzymać. Najpierw krew na brodzie, potem gdzie indziej. I nie będzie odwrotu, miłość Michiego nie będzie już istotna. Niech ona walczy o siebie, o niego, za niego. Bo co to za życie?
Tylko tyle ode mnie. Mało, ale zawsze mogłam napisać: przeczytałam, ale nie skomentuję.
Pozderki.