Zrozumiałam, jak bardzo kocham Wiedeń, kiedy pierwszy raz wyjechałam z niego na dłużej. Miałam wtedy szesnaście lat i rodzice wysłali mnie do Francji na kurs językowy trwający całe wakacje. Wiele słyszałam na temat Luwru i Wersalu, dlatego byłam pewna, że na ich widok zaniemówię z wrażenia, jednak mimo całej swojej okazałości, nie umiały zastąpić Pałacu Schönbrunn na specjalnym miejscu w moim sercu. Żaden Paryż, Londyn, Budapeszt, ani nawet Nowy Jork nie potrafią wzbudzić we mnie tych uczuć, co stolica Austrii. Wiedeń jest moim miejscem na ziemi, jakkolwiek banalnie to brzmi. Nigdzie indziej nie czuję się tak bezpiecznie i swobodnie. Jest mi dobrze z tym, że uliczki witają mnie znajomymi witrynami sklepowymi, a zakręty nie są tajemniczymi niewiadomymi lecz pewnymi drogami do celu. Nie przytłacza mnie nadmierny ruch uliczny i tłok panujący na chodnikach. Moje serce bije zgodnie z rytmem tego miasta i gubi się, gdy jestem daleko od niego. Dlatego uśmiecham się, gdy tylko przekraczamy tabliczkę z napisem Wiedeń. Już czuję, że jestem w domu.
Lucas parkuje samochód przed wejściem do mojego bloku. Wysiada, a chwilę później otwiera od zewnątrz drzwi znajdujące się po mojej stronie. Gdyby nie audi, zastępujące konny powóz, czułabym się jak autentyczna dziewiętnastowieczna dama. Maniery Lucasa nigdy mi się nie nudzą.
Idąc w kierunku windy, mijamy siedzącego w portierni pana Adolfa, jak zwykłam go nazywać w myślach ze względu na charakterystyczny wąsik. Jestem mocno zażenowana tym, że znów trafiam na jego zmianę. Żeby tradycji stało się zadość, pan Adolf częstuje mnie przeciągłym spojrzeniem, które przyprawia mnie o dreszcz niepokoju, a na deser dokłada szelmowski uśmiech. Mam ochotę sprawić stojącemu przy windzie storczykowi ozdobę w postaci lunchu nie do końca strawionego jeszcze przez mój żołądek. Lucas jak zwykle niczego nie zauważa. Za każdym razem, gdy spotykam portiera, rośnie moje zadowolenie z powodu mieszkania, które już wkrótce kupię wspólnie z narzeczonym. Tymczasem każde z nas żyje oddzielnie i czasem po prostu pomieszkujemy u siebie nawzajem. Mamy świadomość tego, że ze względu na absorbującą pracę, nawet dzieląc ze sobą dom, nie spędzalibyśmy więcej czasu razem. O mieszkaniu zaczęliśmy myśleć bardziej ze względów praktycznych aniżeli potrzeby bliskości. A przynajmniej wydaje mi się, że tak właśnie było w przypadku Lucasa, bo ja mimo wszystko lepiej się czuję mając go przy sobie.
Narzeczony pomaga mi donieść walizki do drzwi mieszkania. Chcąc, nie chcąc, wspominam Michaela i nasze pierwsze spotkanie. Może to, że od razu wzbudził we mnie tak silne emocje, naprawdę coś znaczy? Karcę się szybko za te myśli. Jeśli to może cokolwiek znaczyć, to tylko to, że jestem niezaspokojona seksualnie i niewdzięczna wobec Lucasa.
Ale czy w tym wszystkim naprawdę chodzi jedynie o pożądanie?
- Widzimy się wieczorem u twoich rodziców? - Lucas stawia walizki przy drzwiach, podczas gdy ja rozpoczynam w torebce poszukiwania klucza, nieużywanego od kilku dni.
- Nie wejdziesz do środka?
Odrywam wzrok od bezdennego wnętrza torebki dosłownie na chwilę, ale to wystarczy, żebym dostrzegła beznamiętny wyraz twarzy Lucasa.
- Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.
Żadnych oznak smutku. Nawet nie udaje, że czas przeznaczony na pracę wolałby spędzić ze mną. Otwieram usta, żeby uraczyć go jakąś kąśliwą uwagą, ale w ostatniej chwili gryzę się w język. Wywołałabym w ten sposób kłótnię, która wcale nie wpłynęłaby na poprawę sytuacji. A poza tym nie jestem pewna, czy mam w tej chwili ochotę na jego towarzystwo.
- W takim razie do zobaczenia później.
Całuje mnie na pożegnanie w policzek, po czym znika we wnętrzu windy. Jeszcze długo po jego odejściu nie mogę znaleźć kluczy. Dłonie trzęsą mi się ze zdenerwowania. Jak to jest, że Michael był w stanie rzucić wszystko i przyjechać pomóc mi z przebitą oponą, a Lucas nie umie poświęcić mi pół godziny swojego czasu? Może to kwestia tego, że z Michim znam się tak krótko? Na początku znajomości ludzie zawsze starają się wywrzeć jak najlepsze wrażenie. Dopiero później przestaje im zależeć. Próbuję przypomnieć sobie, jaki był Lucas w pierwszych miesiącach naszego związku. Nie wydaje mi się, żeby zawsze przybywał na każde moje zawołanie. Właściwie to rzadko wymagałam od niego porzucania własnych zajęć na rzecz mnie. Ale czy nie o to właśnie chodzi w małżeństwie, żeby sobie nawzajem pomagać? Jak będzie wyglądał nasz związek za kilka lat, skoro jemu już teraz moje potrzeby są obojętne?
Wreszcie znajduję klucze i zostawiam tamte myśli w spokoju. Przecież wiem, że Lucas się stara i nie powinnam go źle oceniać. To normalne, że chce jak najlepiej wykonywać swoją pracę, skoro już niedługo założy własną rodzinę, której będzie musiał zapewnić dobre warunki finansowe. Po ślubie na pewno będzie wykazywał większe zainteresowanie moimi sprawami, bo wtedy staną się również jego problemami.
Zwykle, gdy wchodzę do domu, owiewa mnie delikatny zapach wanilii, unoszący się w powietrzu przez świeczki, które uwielbiam palić. Jednak w trakcie mojej kilkudniowej nieobecności zdołał już całkiem ulecieć. Pod względem zapachu, mieszkanie stało się bezosobowe. Teraz wreszcie może odetchnąć wonią moich perfum i z powrotem nabrać osobistego charakteru.
Mieszkanie nie jest duże. Cienka ściana odgradza przedpokój od aneksu kuchennego umiejscowionego w salonie. Po jego drugiej stronie znajduje się wąski korytarz prowadzący do sypialni i do drugiego pokoju, który wykorzystuję jako garderobę. Wszędzie dominują beże i pastele, co czyni wystrój miłym dla oka i przytulnym.
Dobrze jest być wreszcie w domu. W dodatku bez Lucasa i jego pedanterii, więc mogę trochę nabałaganić. Nawet nie zadaję sobie trudu zaniesienia walizek do garderoby. Zostawiam je w przedpokoju i padam na sofę, rzucając płaszcz obok siebie. Siedzę tak, delektując się samotnością. Dopiero po chwili wstaję, żeby zapalić świeczki stojące na stoliku i zaparzyć herbatę. Truskawkową z dodatkiem wanilii, ponieważ idealnie dopełnia zapach, który już nieśmiało zagląda we wszystkie kąty mieszkania. Żeby było całkiem nastrojowo, puszczam 21 Adele. Przypuszczenia Michiego co do mojego gustu były jak najbardziej słuszne. Uwielbiam Adele i teraz cieszę się, że zainwestowałam w porządny sprzęt muzyczny, bo jej głos rozbrzmiewa tak, jakby stała obok i śpiewała tylko dla mnie.
Miałam zamiar zastanowić się nad swoimi uczuciami, gdy tylko pozbędę się uniemożliwiającego mi to towarzystwa, ale myśli, które pojawiają się w mojej głowie, przerażają mnie. Za każdym razem, gdy wyobrażam sobie Michaela i próbuję zidentyfikować to, co do niego czuję, dochodzę do takich wniosków, że czym prędzej wstaję i rozpoczynam energiczny marsz po pokoju w celu skupienia uwagi na czymś innym. Przy czwartym podejściu uznaję, że nie mam innego wyjścia, jak tylko przyznać się przed samą sobą do tego, że Michael wydaje mi się niezwykle atrakcyjny i od tygodnia myślę jedynie o tym, żeby znaleźć się z nim w łóżku. Skoro już odważyłam się na bycie szczerą, zastanawiam się jeszcze przez chwilę, czy aby przypadkiem nie jestem w nim zakochana, ale szybko odrzucam tę opcję. Tydzień to za mało czasu, żeby zacząć żywić do kogoś silniejsze uczucia.
Jest mi lepiej po tych rozmyślaniach. Oczywiście nie czuję się dobrze z tym, że podoba mi się ktoś inny niż mój narzeczony, ale przynajmniej nabrałam pewności, że Lucas jest jedynym obiektem mojej miłości. Pożądanie można nazwać pierwotnym instynktem, którego ewolucja nie zdołała jeszcze wyeliminować. Za to niskie uczucie nie muszę brać pełnej odpowiedzialności. Gorzej byłoby, gdybym zakochała się w Michaelu świadomie i z pełną premedytacją. A do tego nie zamierzam przecież dopuścić. Jestem dojrzałą kobietą, potrzebującą stabilizacji u boku poważnego mężczyzny, a nie nastolatką szukającą niewinnych przygód miłosnych z uroczymi chłopcami.
Zadziwiające jest to, jak szybko zaczynam mieć dość samotności, która na początku oddziaływała na mnie tak pozytywnie. Nie chcę myśleć o Michaelu więcej niż to konieczne, a przyłapuję się na tym co chwilę nawet długo po tym, jak kończę rozważania na temat moich uczuć do niego. Jestem tym zirytowana do tego stopnia, że postanawiam odwiedzić rodziców już na obiedzie a nie na kolacji, jak umawiałam się z Lucasem. I tak mieliśmy dojechać do nich osobno, więc nie zrobi mu to dużej różnicy, jeśli przyjadę wcześniej. A dla mnie spotkanie z rodzicami będzie wybawieniem od niechcianych myśli.
Zjeżdżam windą prosto na podziemny parking, odbierając w ten sposób panu Adolfowi możliwość pożegnania mnie przed wyjściem. Białe Audi RS5, które czeka na mnie na poziomie -1, jest kolejnym przyjemnym elementem powrotu do domu. To prawdziwa ulga prowadzić małe zgrabne auto, po tym jak musiałam użerać się z limuzyną Lucasa.
Mija niecała godzina zanim docieram na przedmieścia, gdzie na prywatnym osiedlu znajduje się dom moich rodziców. Budynek jest nowoczesny i wykorzystuje wszystkie energooszczędne technologie. Jego wystrój w pełni odzwierciedla zamiłowanie ojca do minimalizmu. Został urządzony elegancko i brak w nim rodzinnego ciepła. Wszędzie dominuje biel i różne odcienie szarego oraz czerwieni. Rodzice przeprowadzili się tu wkrótce po tym, jak ja zaczęłam mieszkać sama. Już na pierwszy rzut oka widać, że nie ma w tym domu dzieci. Nie lubię tu przebywać. Nie podoba mi się ten chłód, którego przecież nie powinnam odczuwać, skoro wracam do najbliższej rodziny.
Chwała Bogu, że przynajmniej powitania zawsze są ciepłe.
- Lisa! - Mama otwiera drzwi i od razu zamyka mnie w swoich objęciach. - Przecież mieliście przyjechać dopiero na kolację - zauważa z radosnym zdziwieniem.
- Stęskniłam się i nie chciałam czekać aż do wieczora, dlatego postanowiłam wprosić się na obiad.
Zaraźliwy uśmiech rozpromienia jej twarz. Gdybym nie znała jej wieku, nie powiedziałabym, że ma już pięćdziesiąt lat. Zawsze dbała o siebie i dzięki temu teraz cieszyła się dobrą kondycją swojej skóry, która jedynie gdzieniegdzie była oznaczona płytkimi zmarszczkami. Poza tym mogła się pochwalić naprawdę zgrabnym ciałem. Ona także lubiła grać w tenisa, a poza tym często pływała. Chciałabym wyglądać tak jak ona, będąc w jej wieku.
- Leon! - Mama odsuwa się, wpuszczając mnie do środka. - Mamy gościa! - krzyczy w głąb domu.
Ojciec nie odpowiada, ale chwilę później zjawia się w przedpokoju. W przeciwieństwie do mamy, z nim czas nie obchodzi się tak łagodnie. Wśród siwych włosów tylko gdzieniegdzie można dostrzec czarne pasma, a i twarz ma bardziej poznaczoną zmarszczkami. Nawet podczas niedzielnego popołudnia spędzanego w domu zachowuje elegancję swojego ubioru. Ma na sobie szary sweter i spodnie z tak znienawidzonego przeze mnie tweedu. Pomaga mi ściągnąć płaszcz i zawiesza go na wieszaku. Chwilę przygląda mi się z lekkim uśmiechem i wreszcie przytula mnie do siebie.
- Dobrze cię widzieć, Liso. Czemu nie ma z tobą Lucasa? - Marszczy brwi w geście zdziwienia, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z nieobecności mojego narzeczonego.
- Przyjedzie na kolację. Nie mówiłam mu, że wybieram się do was szybciej.
Uspokojony moim wyjaśnieniem ojciec kiwa głową ze zrozumieniem. Jego twarz znów okrywa się cieniem uśmiechu.
- Leon, nie trzymaj dziecka w holu - mama udziela mu nagany, po czym chwyta mnie za dłoń i prowadzi do salonu. - Opowiadaj, co widziałaś w Innsbrucku - właściwie nakazuje, a nie prosi, po tym jak sadza mnie na białej sofie.
- Cóż... - Nie wiem, co mam powiedzieć. Oprócz pokoju hotelowego, kilku ulic, sklepów, kawiarni i skoczni, niewiele udało mi się zobaczyć. - Moglibyśmy tam kiedyś pojechać na narty. Góry są naprawdę piękne.
- Byliśmy tam kiedyś na nartach, ale pewnie nie pamiętasz, bo miałaś może cztery latka. Mnie też bardzo się tam podobało, ale ojciec woli francuskie Alpy. - Kładzie nacisk na ostatnie słowa i posyła ojcu znaczące spojrzenie.
On niewiele robi sobie z jej wyrzutów. Siada na fotelu obok z filiżanką espresso, znad której uśmiecha się do mnie, jakby chciał powiedzieć: "Twojej matce ciężko jest dogodzić".
- A jak Lucas? Jest zadowolony z nowej pracy? - pyta.
Otwieram usta, żeby odpowiedzieć, ale mama pierwsza dochodzi do głosu.
- Sam ci opowie o swojej pracy, kiedy tu przyjedzie. Mógłbyś poświęcić więcej uwagi swojemu dziecku.
Moja rodzicielka nie przepada za Lucasem, dlatego nie dziwi mnie jej atak na ojca, kiedy zostaje poruszony jego temat. Bawi mnie natomiast reakcja taty, który odkłada filiżankę na stolik tylko po to, żeby unieść ręce w geście kapitulacji.
- Powiedz mi, Liso, czy odpowiada ci nowa praca Lucasa - zwraca się do mnie, po czym posyła mamie sztuczny uśmiech. Ta z głośnym westchnieniem irytacji podrywa się z sofy i odchodzi szybkim krokiem w stronę kuchni, głośno stukając przy tym obcasami swoich louboutinów. Zamiłowanie do tych butów chyba odziedziczyłam po niej.
Jednak w przeciwieństwie do niej, ja nie mam pretensji do taty o jego zainteresowanie Lucasem. Chyba każdy mężczyzna chciałby wiedzieć jak najwięcej o zajęciach przyszłego zięcia. Wiem, że prędzej czy później ojciec nawet bez ponagleń mamy spytałby o moje odczucia względem Innsbrucka i nowej pracy w austriackim związku.
Rozmawiam z tatą najpierw o Innsbrucku, potem o jego pogłębiającej się współpracy z ojcem Lucasa i jego kliniką, a na koniec o nowinkach medycznych. Chciałabym opowiedzieć mu o tym, jak bardzo spodobała mi się Bergisel i w ogóle skoki, ale wiem, że nie będzie tym zainteresowany. Naszą pogawędkę przerywa mama, która woła nas do jadalni na obiad.
Kuchnia i jadalnia to jedyne pomieszczenia, które podobają mi się w tym domu. Ta pierwsza ze względu na nowoczesne wyposażenie, umożliwiające sprawne przygotowanie dań zadowalających nawet najbardziej wybredne kupki smakowe oraz dużą wyspę kuchenną, której brakowało w poprzednim domu rodziców i której nie ma również w moim mieszkaniu. W jadalni podobają mi się szyby postawione w miejscu dwóch prostopadłych do siebie ścian, czyniące pomieszczenie jaśniejszym i bardziej przestrzennym, wychodzące na ogród. Po zmroku widok ten jest szczególnie urzekający ze względu na liczne lampki umiejscowione na zewnątrz.
Po obiedzie mama udaje się do swojego gabinetu, tłumacząc, że musi zapoznać się z aktami pilnej sprawy ważnego klienta.
- Gdybym wiedziała, że przyjedziesz już na obiad, zajęłabym się tym wcześniej - mówi. Nawet nie musi przepraszać, bo smutek jest wyraźnie słyszalny w jej głosie. - Postaram się uporać z tym jak najszybciej.
Zapewniam ją, że nie czuję się w żaden sposób urażona, ale to jej nie uspokaja. Wyrzuty sumienia objawiają się na jej twarzy pod postacią przygryzionej wargi.
Tato i ja wracamy do salonu, gdzie włączamy telewizję. Z braku ciekawszych propozycji oglądamy pierwszą część Shreka. Ogr i Osioł właśnie uwalniają Fionę ze smoczej wieży, kiedy dołącza do nas mama.
- Nie wierzę. Cały dzień narzekałaś na obszerność tych akt, a poradziłaś sobie z nimi w piętnaście minut. - Ojciec kręci głową z dezaprobatą i opiera czoło o dłoń w geście zażenowania.
- Pięć minut - oznajmia mama, co sprawia, że tato podnosi na nią wzrok, wyraźnie zszokowany. - Dokładnie tyle czasu poświęciłam na czytanie pierwszych trzech stron. Przez pozostałe dziesięć przekonywałam Josephine, że to właśnie ona powinna zająć się tą sprawą.
Nie mam pojęcia, kim jest Josephine, ale domyślam się, że pracownicą jej kancelarii.
- Odwiedzasz nas tak rzadko, że muszę wykorzystać dzisiejszą szansę na pokonanie cię w tenisa - dodaje, zwracając się bezpośrednio do mnie.
W ostatnim czasie przywykłam do tego, że w obliczu pracy koniecznej do wykonania schodzę na drugi plan, dlatego zachowanie mamy pozytywnie mnie zaskakuje. Jestem wzruszona do tego stopnia, że wstaję z sofy i mocno się do niej przytulam.
- Skoro wy będziecie grać w tenisa, to ja idę do swojego gabinetu. Nic tu po mnie - stwierdza tato, mozolnym ruchem podnosząc się z fotela. Salutuje w naszą stronę, po czym znika na schodach prowadzących na pierwsze piętro.
Niewiele się tym przejmując, odsuwamy meble sprzed telewizora i rozpoczynamy grę na Xboxie. Obie musimy ściągnąć przy tym buty na obcasach. Uśmiecham się na myśl o Michim, który chciał mnie zobaczyć grającą w tenisa w szpilkach. Teraz miałby ku temu okazję.
Mama nie jest wymagającym przeciwnikiem na prawdziwych kortach, ale na tych wirtualnych przysparza wielu problemów. Muszę się nieźle namęczyć, żeby ją pokonać. Gdy dwie godziny później kończymy grę, obie jesteśmy całe mokre od potu.
- Chyba będę musiała pożyczyć ci jakieś swoje ubrania - śmieje się mama. - Lucas nie powinien widzieć cię w takim stanie.
- Masz rację. On zwykłą grę w tenisa uważa za niepoważną, a co dopiero tę na Xboxie.
Nie wiem, czy za sprawą mojej uwagi, czy może innych głębszych przemyśleń, mama poważnieje i patrzy na mnie ze skupieniem. Głośno wzdycha, nim zadaje pytanie:
- Dziecko, czy ty na pewno jesteś z nim szczęśliwa?
To nie pierwszy raz, gdy wykazuje brak zaufania do Lucasa. Łapię jej dłoń i staram się uśmiechnąć jak najbardziej szczerze po to, żeby ją uspokoić.
- Mamo, wiem, że go nie lubisz, ale on jest naprawdę dobrym narzeczonym. Daje mi wszystko, czego potrzebuję.
Odpowiada uśmiechem, jednak bez przekonania. Mimo wszystko zmienia temat i zaprasza mnie do swojej garderoby, gdzie wspólnie znajdujemy dla mnie świeże ubrania. Gdy półtorej godziny później zjawia się Lucas, jestem już czysta i pachnąca.
Nie przychodzi z pustymi rękami. Dla mojej mamy ma prezent w postaci bukietu herbacianych róż - jej ulubionych kwiatów, a tacie daje butelkę czerwonego wina. Ten gest, a także jego urok osobisty, sprawia, że mama na chwilę zapomina o swojej niechęci do niego. Tato ubóstwia go od zawsze, ale dzisiaj przechodzi samego siebie. Przez całą kolację nie daje mu wytchnienia, ciągle wypytując o nową pracę i związane z nią plany na przyszłość. Podziwiam Lucasa za cierpliwość, z jaką odpowiada. Chociaż odnoszę wrażenie, że mówienie o pracy to dla niego prawdziwa przyjemność.
Liczę na to, że po kolacji Lucas zaprosi mnie do siebie, ale po prostu żegnamy się przy swoich samochodach i odjeżdżamy osobno. I to by było na tyle jeśli chodzi o romantyczny nastrój, jaki pojawił się między nami w Innsbrucku. Chyba zapomnieliśmy go zabrać z hotelowego pokoju. Plus jest taki, że mogę spędzić resztę wieczoru w moim przytulnym salonie przy waniliowych świeczkach. Mieszkanie Lucasa jest urządzone w podobnym stylu, co dom moich rodziców. Chłodno i elegancko. Nigdy nie czuję się tam jak u siebie.
Ale ciepła herbata i Marilyn Monroe w Pół żartem, pół serio nie są odpowiednimi towarzyszami na tę chwilę. Mam ochotę wsiąść do samochodu i wrócić do mamy, żeby rozegrać z nią jeszcze jedną partię tenisa, bo czuję się naprawdę samotna. Średnio co kilka minut przyłapuję się na myśleniu o tym, jak miło by było, gdyby ktoś oglądał film razem ze mną. Ktoś - najlepiej wysoki i szczupły blondyn o czułym spojrzeniu niebieskich oczu. Zaczynam wierzyć w prawo przyciągania, kiedy telefon pod wpływem wibracji niemalże zsuwa się ze stolika, a na ekranie pojawia się fragment wiadomości właśnie od niego.
Lucas parkuje samochód przed wejściem do mojego bloku. Wysiada, a chwilę później otwiera od zewnątrz drzwi znajdujące się po mojej stronie. Gdyby nie audi, zastępujące konny powóz, czułabym się jak autentyczna dziewiętnastowieczna dama. Maniery Lucasa nigdy mi się nie nudzą.
Idąc w kierunku windy, mijamy siedzącego w portierni pana Adolfa, jak zwykłam go nazywać w myślach ze względu na charakterystyczny wąsik. Jestem mocno zażenowana tym, że znów trafiam na jego zmianę. Żeby tradycji stało się zadość, pan Adolf częstuje mnie przeciągłym spojrzeniem, które przyprawia mnie o dreszcz niepokoju, a na deser dokłada szelmowski uśmiech. Mam ochotę sprawić stojącemu przy windzie storczykowi ozdobę w postaci lunchu nie do końca strawionego jeszcze przez mój żołądek. Lucas jak zwykle niczego nie zauważa. Za każdym razem, gdy spotykam portiera, rośnie moje zadowolenie z powodu mieszkania, które już wkrótce kupię wspólnie z narzeczonym. Tymczasem każde z nas żyje oddzielnie i czasem po prostu pomieszkujemy u siebie nawzajem. Mamy świadomość tego, że ze względu na absorbującą pracę, nawet dzieląc ze sobą dom, nie spędzalibyśmy więcej czasu razem. O mieszkaniu zaczęliśmy myśleć bardziej ze względów praktycznych aniżeli potrzeby bliskości. A przynajmniej wydaje mi się, że tak właśnie było w przypadku Lucasa, bo ja mimo wszystko lepiej się czuję mając go przy sobie.
Narzeczony pomaga mi donieść walizki do drzwi mieszkania. Chcąc, nie chcąc, wspominam Michaela i nasze pierwsze spotkanie. Może to, że od razu wzbudził we mnie tak silne emocje, naprawdę coś znaczy? Karcę się szybko za te myśli. Jeśli to może cokolwiek znaczyć, to tylko to, że jestem niezaspokojona seksualnie i niewdzięczna wobec Lucasa.
Ale czy w tym wszystkim naprawdę chodzi jedynie o pożądanie?
- Widzimy się wieczorem u twoich rodziców? - Lucas stawia walizki przy drzwiach, podczas gdy ja rozpoczynam w torebce poszukiwania klucza, nieużywanego od kilku dni.
- Nie wejdziesz do środka?
Odrywam wzrok od bezdennego wnętrza torebki dosłownie na chwilę, ale to wystarczy, żebym dostrzegła beznamiętny wyraz twarzy Lucasa.
- Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.
Żadnych oznak smutku. Nawet nie udaje, że czas przeznaczony na pracę wolałby spędzić ze mną. Otwieram usta, żeby uraczyć go jakąś kąśliwą uwagą, ale w ostatniej chwili gryzę się w język. Wywołałabym w ten sposób kłótnię, która wcale nie wpłynęłaby na poprawę sytuacji. A poza tym nie jestem pewna, czy mam w tej chwili ochotę na jego towarzystwo.
- W takim razie do zobaczenia później.
Całuje mnie na pożegnanie w policzek, po czym znika we wnętrzu windy. Jeszcze długo po jego odejściu nie mogę znaleźć kluczy. Dłonie trzęsą mi się ze zdenerwowania. Jak to jest, że Michael był w stanie rzucić wszystko i przyjechać pomóc mi z przebitą oponą, a Lucas nie umie poświęcić mi pół godziny swojego czasu? Może to kwestia tego, że z Michim znam się tak krótko? Na początku znajomości ludzie zawsze starają się wywrzeć jak najlepsze wrażenie. Dopiero później przestaje im zależeć. Próbuję przypomnieć sobie, jaki był Lucas w pierwszych miesiącach naszego związku. Nie wydaje mi się, żeby zawsze przybywał na każde moje zawołanie. Właściwie to rzadko wymagałam od niego porzucania własnych zajęć na rzecz mnie. Ale czy nie o to właśnie chodzi w małżeństwie, żeby sobie nawzajem pomagać? Jak będzie wyglądał nasz związek za kilka lat, skoro jemu już teraz moje potrzeby są obojętne?
Wreszcie znajduję klucze i zostawiam tamte myśli w spokoju. Przecież wiem, że Lucas się stara i nie powinnam go źle oceniać. To normalne, że chce jak najlepiej wykonywać swoją pracę, skoro już niedługo założy własną rodzinę, której będzie musiał zapewnić dobre warunki finansowe. Po ślubie na pewno będzie wykazywał większe zainteresowanie moimi sprawami, bo wtedy staną się również jego problemami.
Zwykle, gdy wchodzę do domu, owiewa mnie delikatny zapach wanilii, unoszący się w powietrzu przez świeczki, które uwielbiam palić. Jednak w trakcie mojej kilkudniowej nieobecności zdołał już całkiem ulecieć. Pod względem zapachu, mieszkanie stało się bezosobowe. Teraz wreszcie może odetchnąć wonią moich perfum i z powrotem nabrać osobistego charakteru.
Mieszkanie nie jest duże. Cienka ściana odgradza przedpokój od aneksu kuchennego umiejscowionego w salonie. Po jego drugiej stronie znajduje się wąski korytarz prowadzący do sypialni i do drugiego pokoju, który wykorzystuję jako garderobę. Wszędzie dominują beże i pastele, co czyni wystrój miłym dla oka i przytulnym.
Dobrze jest być wreszcie w domu. W dodatku bez Lucasa i jego pedanterii, więc mogę trochę nabałaganić. Nawet nie zadaję sobie trudu zaniesienia walizek do garderoby. Zostawiam je w przedpokoju i padam na sofę, rzucając płaszcz obok siebie. Siedzę tak, delektując się samotnością. Dopiero po chwili wstaję, żeby zapalić świeczki stojące na stoliku i zaparzyć herbatę. Truskawkową z dodatkiem wanilii, ponieważ idealnie dopełnia zapach, który już nieśmiało zagląda we wszystkie kąty mieszkania. Żeby było całkiem nastrojowo, puszczam 21 Adele. Przypuszczenia Michiego co do mojego gustu były jak najbardziej słuszne. Uwielbiam Adele i teraz cieszę się, że zainwestowałam w porządny sprzęt muzyczny, bo jej głos rozbrzmiewa tak, jakby stała obok i śpiewała tylko dla mnie.
Miałam zamiar zastanowić się nad swoimi uczuciami, gdy tylko pozbędę się uniemożliwiającego mi to towarzystwa, ale myśli, które pojawiają się w mojej głowie, przerażają mnie. Za każdym razem, gdy wyobrażam sobie Michaela i próbuję zidentyfikować to, co do niego czuję, dochodzę do takich wniosków, że czym prędzej wstaję i rozpoczynam energiczny marsz po pokoju w celu skupienia uwagi na czymś innym. Przy czwartym podejściu uznaję, że nie mam innego wyjścia, jak tylko przyznać się przed samą sobą do tego, że Michael wydaje mi się niezwykle atrakcyjny i od tygodnia myślę jedynie o tym, żeby znaleźć się z nim w łóżku. Skoro już odważyłam się na bycie szczerą, zastanawiam się jeszcze przez chwilę, czy aby przypadkiem nie jestem w nim zakochana, ale szybko odrzucam tę opcję. Tydzień to za mało czasu, żeby zacząć żywić do kogoś silniejsze uczucia.
Jest mi lepiej po tych rozmyślaniach. Oczywiście nie czuję się dobrze z tym, że podoba mi się ktoś inny niż mój narzeczony, ale przynajmniej nabrałam pewności, że Lucas jest jedynym obiektem mojej miłości. Pożądanie można nazwać pierwotnym instynktem, którego ewolucja nie zdołała jeszcze wyeliminować. Za to niskie uczucie nie muszę brać pełnej odpowiedzialności. Gorzej byłoby, gdybym zakochała się w Michaelu świadomie i z pełną premedytacją. A do tego nie zamierzam przecież dopuścić. Jestem dojrzałą kobietą, potrzebującą stabilizacji u boku poważnego mężczyzny, a nie nastolatką szukającą niewinnych przygód miłosnych z uroczymi chłopcami.
Zadziwiające jest to, jak szybko zaczynam mieć dość samotności, która na początku oddziaływała na mnie tak pozytywnie. Nie chcę myśleć o Michaelu więcej niż to konieczne, a przyłapuję się na tym co chwilę nawet długo po tym, jak kończę rozważania na temat moich uczuć do niego. Jestem tym zirytowana do tego stopnia, że postanawiam odwiedzić rodziców już na obiedzie a nie na kolacji, jak umawiałam się z Lucasem. I tak mieliśmy dojechać do nich osobno, więc nie zrobi mu to dużej różnicy, jeśli przyjadę wcześniej. A dla mnie spotkanie z rodzicami będzie wybawieniem od niechcianych myśli.
Zjeżdżam windą prosto na podziemny parking, odbierając w ten sposób panu Adolfowi możliwość pożegnania mnie przed wyjściem. Białe Audi RS5, które czeka na mnie na poziomie -1, jest kolejnym przyjemnym elementem powrotu do domu. To prawdziwa ulga prowadzić małe zgrabne auto, po tym jak musiałam użerać się z limuzyną Lucasa.
Mija niecała godzina zanim docieram na przedmieścia, gdzie na prywatnym osiedlu znajduje się dom moich rodziców. Budynek jest nowoczesny i wykorzystuje wszystkie energooszczędne technologie. Jego wystrój w pełni odzwierciedla zamiłowanie ojca do minimalizmu. Został urządzony elegancko i brak w nim rodzinnego ciepła. Wszędzie dominuje biel i różne odcienie szarego oraz czerwieni. Rodzice przeprowadzili się tu wkrótce po tym, jak ja zaczęłam mieszkać sama. Już na pierwszy rzut oka widać, że nie ma w tym domu dzieci. Nie lubię tu przebywać. Nie podoba mi się ten chłód, którego przecież nie powinnam odczuwać, skoro wracam do najbliższej rodziny.
Chwała Bogu, że przynajmniej powitania zawsze są ciepłe.
- Lisa! - Mama otwiera drzwi i od razu zamyka mnie w swoich objęciach. - Przecież mieliście przyjechać dopiero na kolację - zauważa z radosnym zdziwieniem.
- Stęskniłam się i nie chciałam czekać aż do wieczora, dlatego postanowiłam wprosić się na obiad.
Zaraźliwy uśmiech rozpromienia jej twarz. Gdybym nie znała jej wieku, nie powiedziałabym, że ma już pięćdziesiąt lat. Zawsze dbała o siebie i dzięki temu teraz cieszyła się dobrą kondycją swojej skóry, która jedynie gdzieniegdzie była oznaczona płytkimi zmarszczkami. Poza tym mogła się pochwalić naprawdę zgrabnym ciałem. Ona także lubiła grać w tenisa, a poza tym często pływała. Chciałabym wyglądać tak jak ona, będąc w jej wieku.
- Leon! - Mama odsuwa się, wpuszczając mnie do środka. - Mamy gościa! - krzyczy w głąb domu.
Ojciec nie odpowiada, ale chwilę później zjawia się w przedpokoju. W przeciwieństwie do mamy, z nim czas nie obchodzi się tak łagodnie. Wśród siwych włosów tylko gdzieniegdzie można dostrzec czarne pasma, a i twarz ma bardziej poznaczoną zmarszczkami. Nawet podczas niedzielnego popołudnia spędzanego w domu zachowuje elegancję swojego ubioru. Ma na sobie szary sweter i spodnie z tak znienawidzonego przeze mnie tweedu. Pomaga mi ściągnąć płaszcz i zawiesza go na wieszaku. Chwilę przygląda mi się z lekkim uśmiechem i wreszcie przytula mnie do siebie.
- Dobrze cię widzieć, Liso. Czemu nie ma z tobą Lucasa? - Marszczy brwi w geście zdziwienia, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z nieobecności mojego narzeczonego.
- Przyjedzie na kolację. Nie mówiłam mu, że wybieram się do was szybciej.
Uspokojony moim wyjaśnieniem ojciec kiwa głową ze zrozumieniem. Jego twarz znów okrywa się cieniem uśmiechu.
- Leon, nie trzymaj dziecka w holu - mama udziela mu nagany, po czym chwyta mnie za dłoń i prowadzi do salonu. - Opowiadaj, co widziałaś w Innsbrucku - właściwie nakazuje, a nie prosi, po tym jak sadza mnie na białej sofie.
- Cóż... - Nie wiem, co mam powiedzieć. Oprócz pokoju hotelowego, kilku ulic, sklepów, kawiarni i skoczni, niewiele udało mi się zobaczyć. - Moglibyśmy tam kiedyś pojechać na narty. Góry są naprawdę piękne.
- Byliśmy tam kiedyś na nartach, ale pewnie nie pamiętasz, bo miałaś może cztery latka. Mnie też bardzo się tam podobało, ale ojciec woli francuskie Alpy. - Kładzie nacisk na ostatnie słowa i posyła ojcu znaczące spojrzenie.
On niewiele robi sobie z jej wyrzutów. Siada na fotelu obok z filiżanką espresso, znad której uśmiecha się do mnie, jakby chciał powiedzieć: "Twojej matce ciężko jest dogodzić".
- A jak Lucas? Jest zadowolony z nowej pracy? - pyta.
Otwieram usta, żeby odpowiedzieć, ale mama pierwsza dochodzi do głosu.
- Sam ci opowie o swojej pracy, kiedy tu przyjedzie. Mógłbyś poświęcić więcej uwagi swojemu dziecku.
Moja rodzicielka nie przepada za Lucasem, dlatego nie dziwi mnie jej atak na ojca, kiedy zostaje poruszony jego temat. Bawi mnie natomiast reakcja taty, który odkłada filiżankę na stolik tylko po to, żeby unieść ręce w geście kapitulacji.
- Powiedz mi, Liso, czy odpowiada ci nowa praca Lucasa - zwraca się do mnie, po czym posyła mamie sztuczny uśmiech. Ta z głośnym westchnieniem irytacji podrywa się z sofy i odchodzi szybkim krokiem w stronę kuchni, głośno stukając przy tym obcasami swoich louboutinów. Zamiłowanie do tych butów chyba odziedziczyłam po niej.
Jednak w przeciwieństwie do niej, ja nie mam pretensji do taty o jego zainteresowanie Lucasem. Chyba każdy mężczyzna chciałby wiedzieć jak najwięcej o zajęciach przyszłego zięcia. Wiem, że prędzej czy później ojciec nawet bez ponagleń mamy spytałby o moje odczucia względem Innsbrucka i nowej pracy w austriackim związku.
Rozmawiam z tatą najpierw o Innsbrucku, potem o jego pogłębiającej się współpracy z ojcem Lucasa i jego kliniką, a na koniec o nowinkach medycznych. Chciałabym opowiedzieć mu o tym, jak bardzo spodobała mi się Bergisel i w ogóle skoki, ale wiem, że nie będzie tym zainteresowany. Naszą pogawędkę przerywa mama, która woła nas do jadalni na obiad.
Kuchnia i jadalnia to jedyne pomieszczenia, które podobają mi się w tym domu. Ta pierwsza ze względu na nowoczesne wyposażenie, umożliwiające sprawne przygotowanie dań zadowalających nawet najbardziej wybredne kupki smakowe oraz dużą wyspę kuchenną, której brakowało w poprzednim domu rodziców i której nie ma również w moim mieszkaniu. W jadalni podobają mi się szyby postawione w miejscu dwóch prostopadłych do siebie ścian, czyniące pomieszczenie jaśniejszym i bardziej przestrzennym, wychodzące na ogród. Po zmroku widok ten jest szczególnie urzekający ze względu na liczne lampki umiejscowione na zewnątrz.
Po obiedzie mama udaje się do swojego gabinetu, tłumacząc, że musi zapoznać się z aktami pilnej sprawy ważnego klienta.
- Gdybym wiedziała, że przyjedziesz już na obiad, zajęłabym się tym wcześniej - mówi. Nawet nie musi przepraszać, bo smutek jest wyraźnie słyszalny w jej głosie. - Postaram się uporać z tym jak najszybciej.
Zapewniam ją, że nie czuję się w żaden sposób urażona, ale to jej nie uspokaja. Wyrzuty sumienia objawiają się na jej twarzy pod postacią przygryzionej wargi.
Tato i ja wracamy do salonu, gdzie włączamy telewizję. Z braku ciekawszych propozycji oglądamy pierwszą część Shreka. Ogr i Osioł właśnie uwalniają Fionę ze smoczej wieży, kiedy dołącza do nas mama.
- Nie wierzę. Cały dzień narzekałaś na obszerność tych akt, a poradziłaś sobie z nimi w piętnaście minut. - Ojciec kręci głową z dezaprobatą i opiera czoło o dłoń w geście zażenowania.
- Pięć minut - oznajmia mama, co sprawia, że tato podnosi na nią wzrok, wyraźnie zszokowany. - Dokładnie tyle czasu poświęciłam na czytanie pierwszych trzech stron. Przez pozostałe dziesięć przekonywałam Josephine, że to właśnie ona powinna zająć się tą sprawą.
Nie mam pojęcia, kim jest Josephine, ale domyślam się, że pracownicą jej kancelarii.
- Odwiedzasz nas tak rzadko, że muszę wykorzystać dzisiejszą szansę na pokonanie cię w tenisa - dodaje, zwracając się bezpośrednio do mnie.
W ostatnim czasie przywykłam do tego, że w obliczu pracy koniecznej do wykonania schodzę na drugi plan, dlatego zachowanie mamy pozytywnie mnie zaskakuje. Jestem wzruszona do tego stopnia, że wstaję z sofy i mocno się do niej przytulam.
- Skoro wy będziecie grać w tenisa, to ja idę do swojego gabinetu. Nic tu po mnie - stwierdza tato, mozolnym ruchem podnosząc się z fotela. Salutuje w naszą stronę, po czym znika na schodach prowadzących na pierwsze piętro.
Niewiele się tym przejmując, odsuwamy meble sprzed telewizora i rozpoczynamy grę na Xboxie. Obie musimy ściągnąć przy tym buty na obcasach. Uśmiecham się na myśl o Michim, który chciał mnie zobaczyć grającą w tenisa w szpilkach. Teraz miałby ku temu okazję.
Mama nie jest wymagającym przeciwnikiem na prawdziwych kortach, ale na tych wirtualnych przysparza wielu problemów. Muszę się nieźle namęczyć, żeby ją pokonać. Gdy dwie godziny później kończymy grę, obie jesteśmy całe mokre od potu.
- Chyba będę musiała pożyczyć ci jakieś swoje ubrania - śmieje się mama. - Lucas nie powinien widzieć cię w takim stanie.
- Masz rację. On zwykłą grę w tenisa uważa za niepoważną, a co dopiero tę na Xboxie.
Nie wiem, czy za sprawą mojej uwagi, czy może innych głębszych przemyśleń, mama poważnieje i patrzy na mnie ze skupieniem. Głośno wzdycha, nim zadaje pytanie:
- Dziecko, czy ty na pewno jesteś z nim szczęśliwa?
To nie pierwszy raz, gdy wykazuje brak zaufania do Lucasa. Łapię jej dłoń i staram się uśmiechnąć jak najbardziej szczerze po to, żeby ją uspokoić.
- Mamo, wiem, że go nie lubisz, ale on jest naprawdę dobrym narzeczonym. Daje mi wszystko, czego potrzebuję.
Odpowiada uśmiechem, jednak bez przekonania. Mimo wszystko zmienia temat i zaprasza mnie do swojej garderoby, gdzie wspólnie znajdujemy dla mnie świeże ubrania. Gdy półtorej godziny później zjawia się Lucas, jestem już czysta i pachnąca.
Nie przychodzi z pustymi rękami. Dla mojej mamy ma prezent w postaci bukietu herbacianych róż - jej ulubionych kwiatów, a tacie daje butelkę czerwonego wina. Ten gest, a także jego urok osobisty, sprawia, że mama na chwilę zapomina o swojej niechęci do niego. Tato ubóstwia go od zawsze, ale dzisiaj przechodzi samego siebie. Przez całą kolację nie daje mu wytchnienia, ciągle wypytując o nową pracę i związane z nią plany na przyszłość. Podziwiam Lucasa za cierpliwość, z jaką odpowiada. Chociaż odnoszę wrażenie, że mówienie o pracy to dla niego prawdziwa przyjemność.
Liczę na to, że po kolacji Lucas zaprosi mnie do siebie, ale po prostu żegnamy się przy swoich samochodach i odjeżdżamy osobno. I to by było na tyle jeśli chodzi o romantyczny nastrój, jaki pojawił się między nami w Innsbrucku. Chyba zapomnieliśmy go zabrać z hotelowego pokoju. Plus jest taki, że mogę spędzić resztę wieczoru w moim przytulnym salonie przy waniliowych świeczkach. Mieszkanie Lucasa jest urządzone w podobnym stylu, co dom moich rodziców. Chłodno i elegancko. Nigdy nie czuję się tam jak u siebie.
Ale ciepła herbata i Marilyn Monroe w Pół żartem, pół serio nie są odpowiednimi towarzyszami na tę chwilę. Mam ochotę wsiąść do samochodu i wrócić do mamy, żeby rozegrać z nią jeszcze jedną partię tenisa, bo czuję się naprawdę samotna. Średnio co kilka minut przyłapuję się na myśleniu o tym, jak miło by było, gdyby ktoś oglądał film razem ze mną. Ktoś - najlepiej wysoki i szczupły blondyn o czułym spojrzeniu niebieskich oczu. Zaczynam wierzyć w prawo przyciągania, kiedy telefon pod wpływem wibracji niemalże zsuwa się ze stolika, a na ekranie pojawia się fragment wiadomości właśnie od niego.
Co u Ciebie słychać? Auto działa, jak należy? Nawet nie miałem okazji wczoraj o to spytać. Mam nadzieję, że Wiedeń wpływa na Twoje samopoczucie lepiej niż Innsbruck :)
Potężna fala przyjemnego ciepła rozlewa się po całym moim ciele. Jedna wiadomość działa na mnie lepiej niż kubek gorącej herbaty. Tak, wiem, obiecywałam sobie, że ograniczę kontakt z nim do minimum. Ale, cholera, jak mam to robić, skoro on jest taki kochany? Czterema zdaniami poprawił mi nastrój na cały wieczór. Dłonie lekko drżą mi z nadmiaru emocji, kiedy odpisuję na jego SMS-a. Po chwili udaje mi się je uspokoić, ale uśmiech nie opuszcza mnie aż do momentu, gdy zapadam w sen przepełniony marzeniami o błękitnych oczach.
*
Ugh. Cieszę się, że mam już ten rozdział za sobą. Chyba do tej pory żaden tak bardzo mnie nie bolał.
Jest godzina 22:05, a ja dosłownie zasypiam przed komputerem. Dlatego przepraszam za wszystkie błędy, których mogłam nie zauważyć. Zależało mi bardzo na dodaniu tego rozdziału jeszcze dzisiaj, bo chciałam zrobić to już w niedzielę, ale niestety mi się nie udało.
Informacja dla nowych czytelniczek - jeśli chcecie być informowane o nowościach, zajrzyjcie do odpowiedniej zakładki w menu bloga.
Przepraszam, że tak mało mnie u Was w ostatnim czasie, ale nie mam czasu ani nawet nastroju do blogowania. Mój wyjazd na PŚ do Zakopanego (Zakopanem? Nigdy nie wiem, jak to się odmienia) stoi pod znakiem zapytania i w ogóle odechciewa mi się życia. Byle do soboty!
Całuję! ;*
PS. Cieszę się, że tu ze mną jesteście <3
Jestem! :)
OdpowiedzUsuńNawet nie masz pojęcia jak brakuje mi Michiego w rozdziale (tzn jest tu wspomniany i wiadomość od niego, ale to nie to samo :P)
Oj, Liso... wpadłaś, wiesz? ;) Ale to dobrze, a nawet bardzo :D
Wcale się nie dziwię, że mama Lisy nie lubi Lucasa, więc to sprawia, że ją lubię :D
Czekam z niecierpliwością na kolejny! :*
No i zapraszam na tajemnice-ammannow, bo tam jest słodko, a nawet bardzo :D
Buziaki :*
Mnie też w tym rozdziale brakowało Michiego tak bardzo, że aż kazałam mu napisać wiadomość do Lisy, chociaż pierwotny plan był taki, że zaniepokoi ją swoim milczeniem. Na szczęście wróci w następnym rozdziale i zostanie już na dłużej.
UsuńJuż zostawiłam komentarze pod każdą nowością u Ciebie <3
Pan Adolf jest zdecydowanie mistrzem tego rozdziału. Ojciec uwielbiajacy zięcia i nieufna mama? Skąd ja to znam hihi.Może Lucas nie jest mężczyzną, że nie odczuwa żadnej potrzeby zabrania na noc swojej kobiety przynajmniej jakoś RAZ W TYGODNIU? Nie dziwie się, że Lisa jest jak to ujełaś niewyżyta seksualnie. No chyba że praca dodaje mu lepszych doznań. Z Michałem wszystko okej, tylko motyla noga dlaczego buźka nienawiści? Z sympatii wybaczam. Pozdrawiam i czekam :**
OdpowiedzUsuńBuźka nienawiści, bo na buziaczki jeszcze za wcześnie :))
UsuńPozderki dla Ciebie i Twojego kota :**
Rodzina Lisy (i narzeczony) jest taka wyniosła. Wszystko jest takie sterylne i dostojne. Aż dziwny kontrast dla ciepłego Michiego. Zastanawia mnie, czy Lisę nie pociąga właśnie ta "inność" Hayboecka? Nie mówiąc już o tym, że Lucas i Michi działają trochę, jak w fizyce. Oddalanie się pierwszego, przyciąga drugiego :D.
OdpowiedzUsuńA poza tym to w ogóle nie widać, żeby źle pisało Ci się ten rozdział! Jak zawsze wszystko jest perfekcyjne! Może powrót skoków poprawi Ci humor i przywróci chęć do blogowania! Buźka i czekam na więcej :*
(ps. u mnie trójka :D)
Ach te prawa fizyczne, których nigdy nie umiałam ogarnąć :D
UsuńOdliczam z niecierpliwością dni do weekendu, bo po pierwsze - wreszcie skoki, a po drugie - wtedy okaże się, czy pojadę na ten PŚ, czy nie. Bądźmy dobrej myśli! :)
Melduję się :)
OdpowiedzUsuńKochana ty moja, rozdział idealny, wręcz perfekcyjny! Więc nawet nie podejmuj prób narzekania na niego :D
Hmm... tak się zastanawiam teraz nad rodzicami Lisy. Są jacyś tacy... dziwni. Wiem, słabe określenie, ale brakuje mi tego konkretnego słowa. Tacy wyniośli, dostojni. No, dostojni to może aż za wysokie słowo, ale coś pomiędzy tym :D Tata uwielbiający zięcia i mama, która go nie znosi. O, widzę, że z tą panią to akurat się zgadam w stu procentach :) Wcale się nie dziwię, że go nie lubi. Jest tak specyficznym człowiekiem, że ciężko darzyć go jakąś większą sympatią.
Lucas i Michael to tak naprawdę dwie zupełnie różne bajki. I może faktycznie ta "różność" w charakterze tego drugiego, pociąga naszą Lisę? Przecież widać, że on cały czas pojawia się w jej myślach, nie może o nim zapomnieć. To jednak o czymś świadczy :)
A, właśnie. Jakoś tak pusto bez naszego Michiego, wiesz? Mam nadzieję, że w kolejnych częściach nie będzie tak nagle nam znikał z pola widzenia :D
Tak na marginesie, chyba byśmy się z taką rzeczywistą Lisą, w kwestii muzycznej dogadały idealnie, bo ja również uwielbiam Adele :)
Czekam na kolejne cudeńka w twoim wykonaniu! ^^
Buziaki :**
Michi wraca w ósemce i szybko nie odejdzie. I bardzo dobrze, bo okropnie mi się pisze, gdy go nie ma.
UsuńZe mną też dogadałabyś się idealnie w kwestii muzycznej, bo nie ukrywam, że ten gust Lisy nie wziął się znikąd :)
Jestem :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba, chociaż brak Michiego dało się bardzo zauważyć. Mama nie lubi Lucasa za to tato go uwielbia? Często spotykane :') sama go nie darzę sympatią .
Czekam na więcej
Buziaki:**
Ps. Komentarz bez sensu, ale czytam wasze blogi mając mało czasu :(
Chyba wszyscy mają teraz mało czasu, dlatego cieszę się, że znalazłaś chwilkę, żeby tu zajrzeć i zostawić komentarz <3
UsuńHej :*
OdpowiedzUsuńWidzę,że większość to pisze w komentarzach,ale mi też brak Michiego w tym rozdziale :D Lisa zauważa,że w jej sercu chyba zagościł jeszcze ktos :P Nie mogę się doczekam kolejnego :*
Weny życzę :*
Buźka :3
Gabi
Michi będzie w następnym rozdziale! Może bardziej Wam się spodoba, skoro teraz tak za nim tęsknicie :))
Usuńhejo! ;*
OdpowiedzUsuńFaktycznie, jakoś inaczej, kiedy nie ma Michiego w rozdziale. :c Chociaż u mnie to wywodzi się głównie z tego, że uwielbiam kreację Michaela stworzoną przez Ciebie. :))
Shrek zawsze spoko! ;D Część pierwsza to też moja ulubiona część i... sama bym obejrzała z chęcią. ^^
Łuhu, czyli mama nie lubi Lucasa. A mnie to nawet cieszy. :D Też go nie lubię! >.< Jakoś nie daje się polubić, więc dlatego, jak bardzo ubóstwiam Michiego tutaj, tak nie znoszę Lucasa. Jednakże, tata go lubi, więc niestety się wyrównuje...
Świetny rozdział. ;*
Dziękuję za miłe słowa <3
UsuńTeż najbardziej lubię pierwszą część Shreka!
Nie wiemy czemu wszyscy tak bardzo nie lubią Lucasa i rodziców Lisy. Wg nas wykreowałaś ich na dość intrygujące postacie.
OdpowiedzUsuńGdzie jest Michael? On jest dość ciekawą osobą.
Lisa taka niezdecydowana #niezdecydowanieLisy.
Nie zanudzamy. Pozdrawiamy,
Tynka&Paula
Michael jest zapewne w domu. Chyba nie ma co się dziwić Lisie, że jest niezdecydowana :D
UsuńDziękuję za komentarz!
Hej!
OdpowiedzUsuńRozdział niezwykle interesujący. Ze względu na opis tego, jak mieszka sobie Lisa, jacy są jej rodzice. Zwróciłaś uwagę na wiele szczegółów tego ich dostatniego życia.
Jeśli chodzi o Lucasa to nie wiem, co mam powiedzieć. Jest jaki jest. Nie można go tylko krytykować, ale nie można zignorować jego obojętności wobec dziewczyny.
A Lisa ciągle rozmyśla o Michaelu, on o niej zresztą też, skoro przysłał jej wiadomość. Ciekawe co z tego wyniknie.
Pozdrawiam!
Musiałam w końcu przedstawić Wam rodzinę Lisy, bo to pomaga lepiej ją zrozumieć.
UsuńMyślę, że wszyscy się już domyślają, co z tego wyniknie ;>
Hej!
OdpowiedzUsuńWpadam z małym opóźnieniem, ale już jestem :-)
Rozdział świetny, poukładany. Zachwycasz jak zawsze, czapki z głów! Nie ma się do czego przyczepić. I-D-E-A-L-N-I-E. Nie wiem jak to robisz. Każdy ma słabsze dni, gorsze rozdziały, ale tobie to się nie zdarza.
Lisa i Lucas żyją oddzielnie nie tylko fizycznie, ale chyba też duchowo. Nie pasują do siebie, może nawet się nie lubią, nie znają się. Są ze sobą, bo tak wypada, bo tak się złożyło, tak wyszło. Ojciec nie chce wiedzieć co u jego córki, woli słuchać o pracy narzeczonego - to irracjonalne, nie rozumiem. Jej rodzice są bardzo snobistyczni. Śmieszą mnie tacy ludzie, bo może i mają mieszkanie w nowoczesnym stylu, ale mam wrażenie, że myślenie mają staromodne... No pieniądze. Ta historia przypomina bajkę: jest księżniczka i książe, a do tego małżeństwo z rozsądku. To bardzo smutne.
Jeśli pojawiłby się Michi to już widzę piekło, które się rozpęta. Sportowiec, niepewna przyszłość, krótka praca.
Mam nadzieję, że Lisa i Lucas się rozstaną. Czas na zmiany na lepsze.
Czekam na następny rozdział.
Tymczasem zapraszam do siebie na my--niepokonani.blogspot.com
Zuzek.
Nie wiem, czy piszesz szczerze, czy po prostu chcesz być miła, ale jeśli naprawdę nie widać moich słabych dni, to bardzo się cieszę. Bo ja je czuję w trakcie pisania i mam wrażenie, że zostawiają na rozdziałach jakieś ślady, ale może po prostu jestem przewrażliwiona.
UsuńCzas na zmiany na lepsze. Ty to wiesz, ja to wiem, ale czy Lisa dojdzie do takiego samego wniosku?
Pozdrawiam!
Ja tu zostaję i się stąd nie ruszam!
OdpowiedzUsuńNie jestem wielką fanką kadry Austrii, ale jednak coś mnie tchnęło, by przeczytać tą historię i tego nie żałuję.
Przyznaję, że Lucas mnie trochę irytuje. Nie potrafię opisać, co tak naprawdę mi w nim przeszkadza.
Mam nadzieję, że rozwiniesz w dość ciekawy sposób relację Leah i Koflera, bo niesamowicie mnie to ciekawi. :D
A jeżeli chodzi o Lisę i Michiego to życzę im, żeby się jakoś im udało być ze sobą, ale znając życie to pewnie trochę przeszkód na swojej drodze napotkają.
Czekam z niecierpliwością na kolejny! :D
Pozdrawiam i dużo weny życzę! <3
Cieszę się, że mimo wszystko przeczytałaś. I że tak miło skomentowałaś to opowiadanie. Każda nowa czytelniczka i każda nowa opinia wiele dla mnie znaczą.
UsuńZastanawiam się cały czas, jak rozwinąć wątek Leah i Andiego i czy w ogóle to zrobić. Jeśli już, to na pewno będą to tylko drobne epizody, bo zamierzam skupić się tu głownie na relacji Lisy z Michaelem (czego zapewne już się domyśliłaś).
Całuję! ;*
Hej Kochana! ;* Na samym początku chciałabym bardzo, bardzo, bardzo przeprosić za to opóźnienie. Ale jestem tak rozchwytywana... Z resztą, nie będę Cię zanudzać. Mam tylko nadzieję, że mi wybaczysz. ;)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to bezkonkurencyjne mistrzostwo świata! :D
Piszesz tak pięknie, z taką charyzmą, z takim kunsztem, że wydaje mi się, iż czytam powieść jakiejś wielkiej sławy pisarki. ;) Chapeau bas! ♥
Chyba z każdym rozdziałem jest mi coraz bardziej żal Lisy i chyba z każdym kolejnym odcinkiem przekonuję się, że jej związek z Lucasem nie powinien mieć racji bytu. :/ Chociażby sam fakt, że nasza bohaterka porównuje go do innego mężczyzny. Przecież jako jej narzeczony, przyszły mąż i partner powinien być dla niej po prostu bezkonkurencyjny. Tymczasem, kiedy Lisa podsumowuje wszystkie elementy, które kojarzą jej się z Michaelem przekonuję się do tego, że pan doktor i skoczek, to dwie diametralnie różne osobowości.
I niestety wydaje mi się, że to ten drugi jest odpowiednim mężczyzną dla naszej Lisy.
A co do wizyty u rodziców..
Ciesze się, że mama Lisy była tak ciepła i spędziła tak dużo czasu z córką. To bardzo ważne, by mimo zawirowań związanych z pracą i życiem dostrzegać to, co jest de facto najważniejsze - rodzinę. ;) Śmiać mi się chce, kiedy pomyślę o tym, z jaką dezaprobatą reaguje kobieta na wiadomości o Lucasie. Matki chyba jednak wiedzą wszystko najlepiej. :P Natomiast takie samo rozbawienie bierze mnie, gdy patrzę na męża kobiety. On jest zupełnym przeciwieństwem. Uwielbia przyszłego zięcia i obawiam się, że gdyby mógł, to sam by się z nim ożenił. :'D (Taki żarcik. xD)
Zasmucił mnie fakt, że Lucas po kolacji nie wykazał żadnego zainteresowania swoją partnerką. Mieszkają osobno, żyją osobno, ich tylko nazwać można narzeczeństwem, bo nic innego, niżeli tenże status ich nie łączy. :/
Wiadomość od Michaela... Ściągnęła go myślami. ^^ Podsumowując to, co napisałam powyżej, wydaje mi się, ze nasza Lisa wbrew temu, co uważa, jednak się zakochała. I wydaje mi się, że będą z tego kłopoty.
No nic, czekam na kolejny! ^^
Buziaki! :*
PS. Jeszcze raz przepraszam ♥
Cieszę się, że jesteś i wcale się nie gniewam, że tak późno, bo ja też Cię w ostatnim czasie zaniedbałam. Ale już przeczytałam nowy rozdział i postaram się skomentować wieczorem, albo najpóźniej jutro :)
UsuńDziękuję za te miłe słowa i za humor, z jakim je pisałaś. Naprawdę poprawiły mi nastrój! ♥
Całuję! ;*
Meeega opowiadanie, takie na wysokim poziomie :) mam nadzieje ze nowy rozdzial juz niedlugo? :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komplement! Postaram się dodać nowy rozdział w niedzielę albo w poniedziałek. W środę najpóźniej :)
UsuńProszę wróć! ♥
OdpowiedzUsuńJestem cały czas! ♥
UsuńRozdział siódmy rewelacyjny, jak prolog, rozdział pierwszy i rozdział drugi, rozdział trzeci, rozdział czwarty, rozdział piąty ,rozdział szósty napisany rewelacyjnym stylem, piszesz fenomenalnie. Refleksję płynące z przeczytanego rozdziału:Chyba z każdym rozdziałem jest mi coraz bardziej żal Lisy i chyba z każdym kolejnym odcinkiem przekonuję się, że jej związek z Lucasem nie powinien mieć racji bytu. Chociażby sam fakt, że nasza bohaterka porównuje go do innego mężczyzny. Przecież jako jej narzeczony, przyszły mąż i partner powinien być dla niej po prostu bezkonkurencyjny. Tymczasem, kiedy Lisa podsumowuje wszystkie elementy, które kojarzą jej się z Michaelem przekonuję się do tego, że pan doktor i skoczek, to dwie diametralnie różne osobowości. Wiadomość od Michaela.Ściągnęła go myślami. Wydaje mi się, ze nasza Lisa wbrew temu, co uważa, jednak się zakochała. I wydaje mi się, że będą z tego kłopoty.
OdpowiedzUsuń