(muzyka)
Właśnie zdradziłam narzeczonego, a mimo tego pierwszy raz od dawna czuję się w pewien sposób szczęśliwa. Całe życie robiłam to, co powinnam, więc może najwyższy czas zacząć robić to, co naprawdę chcę? Unoszę na łokciu, żeby spojrzeć na Michaela. W słabym księżycowym świetle dostrzegam, że ma zamknięte oczy. Jest tak spokojny, jak może być tylko człowiek szczęśliwy i cieszę się, że to szczęście dałam mu właśnie ja. Delikatnie muskam ustami jego usta, po których błądzi błogi uśmiech.
- Nie śpij – szepczę, kiedy unosi leniwie jedną powiekę. - Nie mogę tu zostać, zaraz będę musiała iść.
Nie wiem, czy Stefan też został tu na noc, ale jeśli tak, to wolę uniknąć porannej konfrontacji.
Michi wzdycha ze zrezygnowaniem, ale nie wstaje, tylko przyciąga mnie do siebie i przytula jeszcze mocniej. Głaszcze mnie po plecach, czym wywołuje przyjemne dreszcze przebiegające wzdłuż mojego kręgosłupa. Teraz to ja przymykam oczy, chowając twarz w zagłębieniu jego obojczyka i wdychając ten charakterystyczny, przyjemny zapach. Jest mi przy nim tak dobrze, że nie mam ochoty wracać do Leah.
- Gdybym wiedział, że wrócisz, kazałbym im wszystkim spać na parkingu. - Brzmi tak poważnie, że mu wierzę.
- Nie daliby rady dojść tam w takim stanie – śmieję się, wyobrażając sobie przede wszystkim Gregora. Myśl o nim sprawia, że na chwilę popadam w lekką zadumę. - Przepraszam – mówię. - Za Gregora... i za wszystko.
Odsuwa się, by móc na mnie spojrzeć. Przygryzam wargę, martwiąc się, że może niepotrzebnie poruszałam ten temat. Zupełnie zapominam o Chiarze i o tym, że Michi wcale nie był lepszy ode mnie. Oboje zachowaliśmy się jak dzieci.
Na szczęście on o tym pamięta.
- To ja przepraszam – odpowiada.
Nie odrywając wzroku od jego łagodnego spojrzenia, odnajduję na poduszce jego dłoń i splatam ze sobą nasze palce. Po tak długim czasie cieszy mnie możliwość wykonania nawet tak drobnego gestu. Cudownie jest móc go wreszcie dotykać. Nie umiem się powstrzymać – drugą ręką gładzę jego włosy i oplatam krótkie kosmyki wokół wskazującego palca.
- Wiesz, co pomyślałem wtedy, w hotelu, kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy?
Kręcę przecząco głową. Bardzo ciekawią mnie jego słowa, ale staram się nie dać tego po sobie poznać.
- Czekałem na Stefana, bo poszedł po coś do samochodu, ale zamiast niego pojawiłaś się ty i pomyślałem, że jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką w życiu widziałem.
- Przyznaj się, że po prostu spodobał ci się mój tyłek – żartuję, chcąc ukryć zakłopotanie. Przyjmowanie komplementów nigdy nie sprawiało mi trudności, ale gdy słyszę je z jego ust, rumienię się jak nastolatka. Może to kwestia tego, że cieszą mnie dużo bardziej niż inne.
- Okej, to też – śmieje się. - Ale to nie wszystko. Sprawiałaś wrażenie tak zagubionej, że czułbym się jak zwykły cham, gdybym wtedy do ciebie nie podszedł. Myślałem, że to kwestia nowego otoczenia i utwierdziłem się w tym przekonaniu na kolacji, dlatego wciąż chciałem ci pomóc. A potem poznałem cię lepiej i zrozumiałem, że po prostu zagubiłaś się w swoim życiu, nawet jeśli nie zdawałaś sobie z tego sprawy. Dobrze wiedziałem, że nie rozstaniesz się tak po prostu z Lucasem, a mimo tego kazałem ci wtedy odejść. To było prawie jak zostawienie cię samej w tamtym lobby. Zrobiłem coś, czego obiecałem sobie nigdy nie robić, ale byłem zdenerwowany, bo wszystkie moje wysiłki szły na nic.
Robi przerwę, żeby zebrać myśli, więc postanawiam to wykorzystać, chociaż z powodu wzruszenia ciężko jest mi mówić.
- Wcale nie szły na nic. A poza tym, gdybyś tego nie zrobił, nie byłoby mnie tutaj.
Głaszczę go po policzku, chcąc w ten sposób odegnać melancholię, która nim zawładnęła. Osiągam cel, bo już po chwili ponownie się uśmiecha.
- Nie spodziewałem się, że przyjdziesz. Myślałem, że jesteś na mnie wściekła.
- Bo byłam. Zachowałeś się jak gówniarz. - Te słowa nie brzmią ostro, kiedy wypowiadam je ze śmiechem. - Ale wiedziałam, że to tylko pozory i że naprawdę wcale się nie zmieniłeś.
- Jak na to wpadłaś?
- Nie tylko ty mnie znasz tak dobrze, jak nikt inny.
Uśmiecha się, ale po chwili znów poważnieje. Jego czoło przecina podłużna zmarszczka świadcząca o jakimś zmartwieniu.
- Nie zostawisz go od razu, prawda?
Teraz to mnie opuszcza cała radość. Starałam się oddalić tę myśl od momentu, gdy zaczął mnie całować, ale widocznie wreszcie muszę się z nią zmierzyć.
- Michi, moje życie zawsze toczyło się tym samym, jednostajnym rytmem, więc proszę, nie każ mi zmieniać tego tak gwałtownie. Chcę tego, naprawdę, ale muszę to robić powoli.
- To znaczy?
- Najpierw rozejrzeć się za nową pracą, przygotować rodziców na takie rewelacje... - Przerywam, bo brakuje mi kolejnych powodów.
- Lisa, to są tylko wymówki – zrezygnowanym tonem zauważa to, z czego ja też właśnie zaczynam zdawać sobie sprawę.
Zerwanie z Lucasem samo w sobie nie jest takie straszne. Mogę podnieść się na duchu myślą, że zrobiłabym to po to, żeby być z nim fair, bo przecież niczym sobie nie zasłużył na żonę, która zdradzała go już przed ślubem. Ale poinformowanie o tym rodziców... To śmieszne, że już od dawna jestem dorosła, a jednak drżę na myśl o tym, jak mogliby zareagować. Mama może by mnie zrozumiała, ale ojciec na pewno wpadłby w szał. Uwielbia Lucasa, a przede wszystkim mój związek sprzyja jego interesom. Zapoznał mnie z nim nie bez powodu i nawet tego nie ukrywał. Boję się, co mogłoby się stać, gdyby starszy Langer zerwał te wzajemne stosunki. W najlepszym razie zostałabym przez ojca wydziedziczona z testamentu, a w najgorszym... Właściwie wolę się nad tym nie zastanawiać. Zostaje jeszcze jedna kwestia, którą roztrząsałam już wcześniej. Jeśli zerwę z Lucasem, ale z jakiegoś powodu nie wyjdzie mi z Michim, zostanę z niczym. Nie mówię tego na głos, ale wiem, że on się domyśla, dlaczego jeszcze się waham i zatrzymuje to dla siebie tylko przez chęć zachowania pozorów. Już raz wyraził się o mnie jak o wyrachowanej intrygantce i ból, jakiego wtedy doświadczyłam, powinien zniechęcić mnie do podobnych kalkulacji, ale widocznie leżały one w mojej naturze. To wcale nie dziwne – moje życie zawsze było pozbawione ryzyka.
- Po prostu daj mi trochę czasu, żebym to wszystko sobie poukładała, dobrze?
- Nie chcę spędzić całego życia na czekaniu na ciebie.
Chciałabym móc go zapewnić, że nie będzie musiał, ale jak miałabym to zrobić z takim mętlikiem w głowie? Żeby nie składać płonnych obietnic, zmieniam temat.
- Tak właściwie, dlaczego nie było tu twojej mamy?
Odwraca wzrok i... Jestem pewna, że gdyby nie spowijająca nas ciemność, mogłabym zauważyć, że się zaczerwienił.
- Obraziła się na mnie – mruczy pod nosem.
Chichoczę, bo domyślam się, dlaczego tak się stało. Wystarczy, że przypomnę sobie jej zakłopotanie spowodowane naszą rozmową, a poza tym reakcja Michiego mówi sama za siebie. Jest tak uroczo zawstydzony, że nie umiem się powstrzymać przed pocałowaniem go.
- O co chodzi? - pyta podejrzliwie, zapewne obawiając się, że w jakiś dziwny sposób chcę mu dogryźć.
Ale ja nie zamierzam kontynuować tematu, skoro jest dla niego taki kłopotliwy. Już dostałam odpowiedź, nad którą zastanawiałam się od kilku godzin.
- O nic – odpowiadam, wzruszając ramionami, a kiedy to go nie uspokaja, ponownie składam na jego ustach delikatny pocałunek.
Jeszcze przez chwilę leżymy tak po prostu przytuleni do siebie, co jakiś czas wymieniając się pocałunkami, ale kiedy zaczynam czuć, że coraz ciężej jest mi powstrzymać opadające powieki, przerywam te czułości. Zależy mi też na tym, żeby wyjść z mieszkania zanim reszta gości odzyska utraconą przez alkohol świadomość. Kiedy przechodzimy przez salon, ponownie zwracam uwagę na Gregora, który obecnie leży już na samym brzegu sofy i sprawia wrażenie, jakby lada chwila miał z niej spaść. Uśmiecham się dyskretnie, bo nawet z rozchylonymi szeroko ustami wygląda zabójczo przystojnie.
Michi odprowadza mnie do windy, a na pożegnanie całuje z pasją prawie tak wielką, jak jakiś czas temu w kuchni. To sprawia, że wcale nie mam ochoty od niego odchodzić. Z żalem odrywam usta od jego ust, ale wciąż pozostaję w jego objęciach, gdy winda zjeżdża do nas z ostatniego piętra.
- Zadzwoń, jak już dojedziesz do Wiednia. - Jego słowa gubią się gdzieś w moich włosach, ale mimo tego słyszę je dobrze.
- Aż tak się o mnie martwisz? - pytam z przekąsem i kokieteryjnie przygryzam wargę.
- Po prostu nie chciałbym, żebyś mi teraz uciekła. - Jego szept jest tak zmysłowy, że nabieram ochoty na pokazanie mu tu i teraz, jak bardzo nie zamierzam od niego uciekać.
Drzwi windy otwierają się i już wchodzę do środka, gdy czuję gwałtowne szarpnięcie za rękę i na chwilę znów znajduję się w ramionach Michiego. Ostatni raz całuje mnie przelotnie, po czym uśmiecha się zawadiacko. Przewracam oczami w geście zniecierpliwienia, ale sama też nie umiem ukryć uśmiechu, który towarzyszy mi już przez całą drogę do mieszkania Leah. Podróż wydaje się o wiele bardziej przyjemna niż poprzednio, a kierowca sprawia wrażenie najmilszego człowieka na świecie, dlatego wynagradzam go hojnym napiwkiem.
Przyciskam guzik domofonu najpierw długo, a potem kilka razy krótko, żeby jak najbardziej zirytować Leah. Teraz cieszę się, że nie pojechała po telefon zamiast mnie, ale to nie zmienia faktu, że bardzo mnie zawiodła, odmawiając. Przecież prosiłam ją jedynie o drobną przyjacielską przysługę.
Czeka na mnie w przedpokoju. Jest ubrana we flanelową piżamę z wizerunkiem Garfielda, a stopy ma schowane w ogromnych kapciach ucharakteryzowanych na nóżki pingwina. Chciałam zachować powagę i nie odezwać się do niej ani słowem, ale gdy na nią patrzę, nie umiem powstrzymać uśmiechu.
- Czemu tak długo cię nie było? Zdążyłam już trzy razy zasnąć. - Zakłada ręce na piersi i wpatruje się we mnie nieustępliwie. Przez chwilę czuję się jak nastolatka przyłapana przez mamę na późnym powrocie z imprezy.
Zdejmując płaszcz, obracam się tyłem do niej, żeby nie zauważyła, że się rumienię. Wciąż czuję na sobie dotyk Michaela tak wyraźnie, że wydaje mi się to wręcz absurdalne, że nie pozostawił namacalnych śladów, które Leah byłaby w stanie dostrzec.
Tak, czy inaczej, mój skrępowany uśmiech nie umyka jej uwadze.
- Co to ma znaczyć? - Chwyta moją twarz między dłonie i zwraca stronę światła.
- Ała, zwariowałaś? - syczę. - O co ci chodzi?
- O TEN uśmiech. Dogadaliście się? - Puszcza mnie, ale nadal bezczelnie taksuje spojrzeniem. A ja pod jego wpływem rumienię się jeszcze bardziej. - O nie...
Nie muszę na nią patrzeć, żeby wiedzieć, że stała się właśnie prawdziwym uosobieniem zdumienia, zmartwienia, a zarazem irytacji. Mijam ją bezceremonialnie i znikam we wnętrzu łazienki. Przekręcam kluczyk w zamku w ostatniej chwili, bo już w następnej naciska klamkę od drugiej strony i próbuje dostać się do środka.
- Lisa, wróć tu i powiedz mi, że nie zrobiłaś niczego głupiego.
Ona ma mi rozkazywać? Dobre sobie. Wystawiła mnie do wiatru, a teraz myśli, że przybiegnę do niej w podskokach, żeby się zwierzać? Nie zamierzam tego robić. Ze stoickim spokojem zmywam makijaż, podczas gdy ona powoli zaczyna tracić cierpliwość, wciąż stukając do drzwi łazienki.
- Lisa, przepraszam. - Wzdycha ze zrezygnowaniem.
Oho.
- Źle się zachowałam. Powinnam była jechać po ten telefon. Wiem, że okropna ze mnie przyjaciółka, więc pozwól mi to teraz naprawić. Naprawdę się martwię.
Nie odpowiadam, ale po chwili wychodzę, bo i tak nie mam w tej łazience już nic więcej do zrobienia. Na jej twarzy pojawia się wyraźna ulga, ale szybko ustępuje miejsca zakłopotaniu.
- Przepraszam – powtarza. - Jestem podłą egoistką.
- To prawda – stwierdzam bez ogródek.
Jej twarz przybiera teraz wyraz ogromnej skruchy. Wyciąga w moją stronę otwarte ramiona, a gdy przytulam się do niej, wyraźnie się rozluźnia.
- Ale pogodziliście się, tak? - pyta z nadzieją w głosie.
Twarz pod skórą na policzkach znów zaczyna mnie piec. Dlaczego to cholerne światło wciąż się pali?
- Tak. Porozmawialiśmy trochę – mruczę pod nosem.
Nagle zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo jestem zmęczona. Chcę ją minąć i udać się do salonu, gdzie czeka na mnie pościelona kanapa, ale zagradza mi drogę.
- Porozmawialiście trochę? Nie rób ze mnie idiotki.
- Okej. - Robię głęboki wdech, szykując się na najgorsze. - Całowaliśmy się i...
Przygryzam wargę ze zdenerwowania. Czuję się, jak na spowiedzi. Jakbym zaraz miała zostać osądzona przez Sąd Ostateczny ukryty pod postacią Leah. Która, nawiasem mówiąc, nawet nie kryje się ze swoim zdziwieniem. Rozchyla usta, a jej dolna szczęka opada niebezpiecznie nisko.
- Kurwa, Lisa! Zostawić cię na chwilę samą! - Odgarnia opadające na twarz włosy niecierpliwym gestem. - Ale na tym się skończyło, prawda?
Widzę po niej, że nawet nie liczy na to, że moja odpowiedź będzie twierdząca.
- Noo, niekoniecznie – odpowiadam wymijająco i przystępuję nerwowo z nogi na nogę. Czy ona pozwoli mi wreszcie pójść spać? Zaczynam teraz jeszcze bardziej żałować tego, że w mieszkaniu Michiego nie byliśmy sami. - Uprawialiśmy seks, okej? Mogę się teraz położyć?
Rozumiem zaskoczenie Leah. Sama dziwię się swojej bezpośredniości, ale chyba po prostu zmęczenie wzięło we mnie górę nad obawą przed osądzeniem.
- Och. - Przez długą chwilę to jedyne, co jest w stanie z siebie wydobyć. - Dlaczego mnie się to nie przydarzyło z Andreasem?
Teraz to ja wpatruję się w nią z niedowierzaniem. Wymieniamy się spojrzeniami przez dobre kilka sekund, nim Leah jako pierwsza zdradza objawy rozbawienia. Kąciki jej ust zaczynają drgać, aż wreszcie parska śmiechem. Natychmiast dołączam do niej. Ulga, jaką w tym momencie czuję, jest nie do opisania. Bałam się jej reakcji. Bałam się, że mnie osądzi, a tymczasem przekonała mnie, że mimo wszystko dobra z niej przyjaciółka. Jestem jej ogromnie wdzięczna za ten żart, który rozładował napiętą atmosferę.
- Chodź. - Leah najpierw gasi światło w przedpokoju (wreszcie!), a następnie chwyta mnie za rękę i prowadzi do salonu, gdzie siadamy na miękkiej kanapie.
W świetle ulicznej latarni dostrzegam na zegarku, że dochodzi szósta. Za godzinę zacznie świtać, więc czy w ogóle opłaca się spać?
Siedzimy po turecku, na przeciwko siebie, obie już niemal całkowicie poważne. Czekam cierpliwie, aż Leah zbierze myśli i odezwie się jako pierwsza. W końcu to ona chciała rozmawiać. Kilka razy otwiera usta jedynie po to, żeby się zawahać i znów je zamknąć. Wreszcie stwierdza:
- Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale ty naprawdę masz nierówno pod sufitem.
Puszczam tę uwagę mimo uszu.
- No dobra. - Wzdycha. - Po pierwsze: jak było? - Podwija nogi pod siebie i tym samym nachyla się w moją stronę.
Chcąc, nie chcąc, uśmiecham się na to wspomnienie, a na moich policzkach znów pojawiają się rumieńce. Na szczęście w tym przyjaznym mroku nie są widoczne.
- Znasz to uczucie, kiedy kończysz długą dietę i wreszcie możesz zjeść czekoladę? - Czekam, aż udzieli twierdzącej odpowiedzi. - Właśnie tak.
Kręci głową z dezaprobatą, ale cichy chichot zdradza, że jest ona udawana.
- Okej. - Wraca jej poważny ton. - A jak się z tym czujesz?
To trudniejsze pytanie. W odpowiedzi na nie nie umiem wymyślić kolejnego błyskotliwego porównania.
- Kiedy myślę o Lucasie, to beznadziejnie. Ale nie żałuję tego. Właściwie wydaje mi się, że to była tylko kwestia czasu. - Spuszczam wzrok na palce, które bezwiednie wykręcam już od dłuższej chwili. Jeden z nich wciąż zdobi pierścionek zaręczynowy. Miał mi przypominać o danym słowie, ale zdaje się, że nie spełnił swojej funkcji. - Leah, powiedz mi, ale tak szczerze. W skali od jeden do dziesięciu, jak bardzo jestem suką?
- Jedenaście. - Coś w jej głosie podpowiada mi, że mimo tego, iż stoi po mojej stronie, ta ocena wcale nie jest zawyżona. - Już na samym początku mówiłam ci, żebyś się w to nie pchała.
- Wiem, ale to wszystko działo się tak szybko... Nim się zorientowałam, zaczęło mi zależeć na nim za bardzo, żeby móc to skończyć.
Opadam ze zrezygnowaniem na poduszki. Marzę jedynie o tym, żeby teraz zasnąć, a rozmyślania odłożyć na jakiś bliżej nieokreślony czas. Przez chwilę mam nadzieję, że przynajmniej pierwszą część planu uda mi się zrealizować, bo Leah kładzie się obok mnie i przez długi czas milczy, ale gdy zaczynam zapadać w sen, ponownie się odzywa.
- Co zamierzasz teraz zrobić?
Naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo zmęczona jestem, czy tylko udaje?
- Nie mam pojęcia. Zanim cokolwiek postanowię, muszę się przekonać, czy to naprawdę jest warte tego, żebym zmieniała całe życie.
- A nie boisz się, że on straci tobą zainteresowanie?
Unoszę się na łokciu, żeby na nią spojrzeć, ale jest za ciemno i nie mogę niczego odczytać z wyrazu jej twarzy. Pytam więc, co ma na myśli.
- Już dałaś mu to, czego chciał. Może to zaspokoiło go wystarczająco?
- Leah, czy my rozmawiamy o tej samej osobie? - pytam z niedowierzaniem. - Przecież znasz Michiego. On nie jest taki.
- Wybacz, ale w przypadku Andreasa też wydawało mi się, że go znam.
Mam ochotę odpowiedzieć w jakiś kąśliwy sposób, ale w porę się powstrzymuję. Rozumiem jej rozgoryczenie, bo przecież jeszcze kilka godzin temu doświadczałam podobnego. Ma prawo poddawać w wątpliwość intencje całego męskiego rodu, ale mogła oszczędzić przy tym Michiego. Niechcący zaszczepiła w moim umyśle myśl, o której wiedziałam, że nie da mi spokoju. Nie chciałam mieć o nim takiego wyobrażenia, ale co, jeśli miała rację? Może rzeczywiście chciał mnie tylko zdobyć? Ale przecież wszystkie jego słowa, gesty i spojrzenia temu zaprzeczały. A poza tym, wspominając nasze pierwsze spotkanie, jasno dał mi do zrozumienia, że od początku zależało mu na czymś więcej. Uspokojona tą myślą wreszcie zasypiam.
Miałam wyjechać z samego rana, ale nie bardzo mi się to udaje. Budzę się o jedenastej, lecz czuję się tak, jakbym w ogóle nie spała. Na śniadanie wypijam tylko mocną kawę, a potem Leah odwozi mnie na dworzec. W pociągu mam dużo czasu na myślenie. Chcąc, nie chcąc, muszę się zastanowić nad tym, co teraz zrobić. Żyjąc z Lucasem oszukuję jego i siebie, więc co powstrzymuje mnie przed rozstaniem z nim? Nie chcę go zranić, to oczywiste. Ale oprócz tego, boję się reakcji ojca i muszę to otwarcie przyznać. Przecież to ze względu na niego w ogóle zaczęłam spotykać się z Lucasem. Nie byłam nim szczególnie oczarowana, gdy się poznaliśmy. W innych okolicznościach nie zgodziłabym się na randkę, na którą zaprosił mnie po kolacji u moich rodziców. Kręciło się przy mnie wielu innych chłopaków, więc miałam w czym wybierać. Padło na niego, bo tacie zależało na wzmocnieniu relacji ze swoim wspólnikiem. Na początku to miała być tylko jedna randka, po której mogłabym powiedzieć ojcu, że Lucas nie jest w moim typie i nie będę pchała się w związek na siłę. Ale po niej przyszła kolejna i jeszcze kolejna... Sama nie wiem, jak doszło do tego, że zostaliśmy parą. Szybko się do niego przyzwyczaiłam. Był inteligentny, czarujący, a przy tym troskliwy i z perspektywami na przyszłość. Wymarzony kandydat na męża. Idealny, żeby wieść u jego boku stateczne życie. Takie, do jakiego przywykłam. Czy właśnie to jest moim problemem? Strach przed utratą kontroli i tej bezpiecznej stabilności? Wydaje się, że Michi może dać mi to wszystko, ale żeby się o tym przekonać, musiałabym zaryzykować. A na myśl o tym zwyczajnie popadam w panikę.
Do domu dojeżdżam taksówką. Ku mojemu zdziwieniu, w portierni nie zasiada dziś pan Adolf. Przyjmuję ten fakt z zadowoleniem. Jego lubieżne spojrzenia to zdecydowanie nie to, czego brakuje mi do szczęścia. Potrzebuję jeszcze tylko kilku godzin snu, a potem jakiegoś spotkania ze znajomymi, żeby uciec od wyrzutów sumienia.
Ale one doganiają mnie szybciej, niż bym się tego spodziewała.
Gdy próbuję otworzyć drzwi mieszkania, okazuje się, że są już otwarte. Nie mam dobrych przeczuć. Wchodzę niepewnie do środka, bo wiem, że zastanę tam albo włamywaczy, albo Lucasa. Nie wiem, która opcja jest gorsza. Widok jego płaszcza zawieszonego na wieszaku wcale nie przysparza mi ulgi. A już tym bardziej on sam, kiedy zjawia się w przedpokoju, żeby mnie przywitać.
- Myślałem, że wrócisz wcześniej, dlatego już tu jestem.
Zmuszam się do uśmiechu i pozwalam mu się pocałować.
- Coś się stało? - pytam nie bez cienia podejrzliwości.
- Pomyślałem, że miło będzie, jeśli zjemy razem lunch.
Nie ma co, dobry moment wybrał sobie na bycie troskliwym narzeczonym. W życiu bym się nie spodziewała, że odwiedzi mnie w środku tygodnia o takiej porze. Powinien być teraz zajęty pracą. Jak mam mu powiedzieć, że nie chcę jeść lunchu w jego towarzystwie? Hej, Lucas, przespałam się wczoraj z Michim, więc chyba sam rozumiesz, że to nie jest najlepszy pomysł?
- Właściwie to nie jadłam jeszcze śniadania – zaczynam ostrożnie, żeby nie domyślił się, że tak naprawdę chodzi o niego.
- Znowu się upiłaś? - Ton jego głosu z łagodnego przechodzi w oskarżycielski, a na czole pojawia się podłużna zmarszczka.
Świetnie. Nie dość, że zjawia się nieproszony w moim mieszkaniu, to jeszcze robi mi wyrzuty.
- Nie mam kaca. Spieszyłam się na pociąg – jestem tak poirytowana, że prawie na niego warczę.
Zdejmuję płaszcz i buty, podczas gdy on drapie się nerwowo po głowie. Z satysfakcją obserwuję jego zmieszanie, a nawet łapię się na tym, że zastanawiam się nad jakąś kąśliwą uwagą, którą mogłabym je powiększyć. Nagle Lucas zaczyna irytować mnie jeszcze bardziej.
- Może w takim razie zrobię naleśniki? - proponuje niespodziewanie.
Biorę głęboki wdech i nim zdążę ugryźć się w język, odpowiadam:
- Lucas, naprawdę doceniam to, że przyjechałeś, ale wolałabym zostać sama. Jestem zmęczona i muszę się przespać.
Zaczynam żałować tych słów już w momencie, gdy je wypowiadam. Przygryzam wargę i z niepokojem przyglądam się Lucasowi. Jego ramiona opadają w geście zrezygnowania, a on sam porusza nerwowo szczęką. Milczy, więc jeszcze nie jest za późno, żebym go przeprosiła i zgodziła się na to, żeby został, ale z jakiegoś powodu nie mogę się do tego zmusić.
- Nie rozumiem cię, Lisa. - W jego głosie wyraźnie słychać rozczarowanie. A najgorsze jest to, że widać je także w jego spojrzeniu, przez co czuję się jeszcze bardziej głupio. - Zarzucasz mi, że nie mam dla ciebie czasu, a kiedy go znajduję, ty wolisz być sama.
- Mogłeś zadzwonić. - Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym nie próbowała zrzucić winy na niego.
- Chciałem zrobić ci niespodziankę – wyznaje przyciszonym głosem.
W skali od jeden do dziesięciu czuję się teraz podłą suką na dwadzieścia. Wiem, jak trudno jest mu otwarcie mówić o uczuciach i dlatego domyślam się, że sprawiłam mu jeszcze większą przykrość, niż daje po sobie poznać.
Ubiera się w milczeniu, a kiedy mija mnie po drodze do drzwi, przystaje i mówi:
- Zastanów się, czego tak właściwie chcesz.
Wzdycham ze zrezygnowaniem, kiedy wychodzi. Nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak trafne były jego słowa.
Po tej wizycie jestem w podłym nastroju, ale przypominam sobie, że obiecałam Michiemu, że odezwę się do niego po przyjeździe. Biorę ciepły prysznic przy akompaniamencie aromatycznego żelu, żeby się rozluźnić i dopiero teraz jestem w stanie do niego zadzwonić i brzmieć przy tym w miarę spokojnie.
- Już się bałem, że jednak uciekłaś na jakieś wyspy Galapagos. – Mówi lekkim tonem, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że jest nieco spięty. Naprawdę się martwił, że nie zadzwonię? Mimo wszystko reaguję na to powitanie szczerym śmiechem. Jak to się dzieje, że za sprawą jednego głupiego żartu potrafi aż tak poprawić mi humor?
- Nie przepadam za towarzystwem żółwi. Zwykle nie mają nic ciekawego do powiedzenia.
- Darwinowi to nie przeszkadzało.
- Może on na tych wyspach nie miał za kim tęsknić. - Z przyjemnością wsłuchuję się w ciszę panującą po drugiej stronie, bo wiem, że właśnie teraz się uśmiecha. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że mówiłam o nim. - Po prostu wyjechałam od Leah później niż zamierzałam.
- Jak podróż?
- Spokojnie – odpowiadam z mniejszym entuzjazmem, bo wracam pamięcią do myśli, które towarzyszyły mi w jej trakcie. - Powiedz lepiej, jak poradziłeś sobie ze sprzątaniem.
- Na szczęście Stefan i Marisa wrócili rano i mi pomogli.
Stefan i Marisa. Dobrze przynajmniej, że nie sam Stefan.
- Też bym ci pomogła, gdybym została – mówię, sama nie wiem, dlaczego. Czyżbym podświadomie starała się mu uzmysłowić, że jestem lepsza od Krafta? Głupieję już całkiem. Przecież miniona noc powinna mnie przekonać, że są tylko przyjaciółmi. O co ja go w ogóle posądzam? Kilka godzin temu wkurzyłam się na Leah przez jej pomówienia, a wychodzi na to, że sama nie jestem lepsza.
- O nie. Nie pozwoliłbym na to, żebyś brudziła sobie przy mnie swoje piękne rączki. - Do słodkiego tonu dodaje nutę uszczypliwości, ale nie przeszkadza mi to.
- Nie chciałbyś ze mną zamieszkać? - śmieję się. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziałam i jak bardzo było to nie na miejscu.
- Wystarczy jedno twoje słowo, księżniczko – odpowiada wciąż żartobliwym tonem, ale te słowa za bardzo przypominają inne, jakie już kiedyś wypowiedział. Mój dobry humor nagle gdzieś się ulatnia. Chyba to wyczuwa, bo dodaje – Przecież wiesz, że decyzja należy do ciebie – i brzmi już przy tym o wiele poważniej.
Milczę. Jestem tym wszystkim już cholernie zmęczona i nie mam pojęcia, co mogłabym odpowiedzieć. Nie chcę wracać do tej kwestii, bo i bez tego jest dla mnie uciążliwa. Rozmawiam z nim jeszcze przez chwilę o głupich rzeczach, ale już nie cieszy mnie to tak, jak na początku. Rozłączam się z ulgą, a następnie idę wprost do sypialni, gdzie czeka na mnie upragnione łóżko. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Szkoda tylko, że gdy próbuję zasnąć, wciąż mam przed oczami Lucasa mówiącego: Zastanów się, czego tak właściwie chcesz. Michi ma rację, decyzja należy do mnie i właśnie to jest najgorsze.
- Nie śpij – szepczę, kiedy unosi leniwie jedną powiekę. - Nie mogę tu zostać, zaraz będę musiała iść.
Nie wiem, czy Stefan też został tu na noc, ale jeśli tak, to wolę uniknąć porannej konfrontacji.
Michi wzdycha ze zrezygnowaniem, ale nie wstaje, tylko przyciąga mnie do siebie i przytula jeszcze mocniej. Głaszcze mnie po plecach, czym wywołuje przyjemne dreszcze przebiegające wzdłuż mojego kręgosłupa. Teraz to ja przymykam oczy, chowając twarz w zagłębieniu jego obojczyka i wdychając ten charakterystyczny, przyjemny zapach. Jest mi przy nim tak dobrze, że nie mam ochoty wracać do Leah.
- Gdybym wiedział, że wrócisz, kazałbym im wszystkim spać na parkingu. - Brzmi tak poważnie, że mu wierzę.
- Nie daliby rady dojść tam w takim stanie – śmieję się, wyobrażając sobie przede wszystkim Gregora. Myśl o nim sprawia, że na chwilę popadam w lekką zadumę. - Przepraszam – mówię. - Za Gregora... i za wszystko.
Odsuwa się, by móc na mnie spojrzeć. Przygryzam wargę, martwiąc się, że może niepotrzebnie poruszałam ten temat. Zupełnie zapominam o Chiarze i o tym, że Michi wcale nie był lepszy ode mnie. Oboje zachowaliśmy się jak dzieci.
Na szczęście on o tym pamięta.
- To ja przepraszam – odpowiada.
Nie odrywając wzroku od jego łagodnego spojrzenia, odnajduję na poduszce jego dłoń i splatam ze sobą nasze palce. Po tak długim czasie cieszy mnie możliwość wykonania nawet tak drobnego gestu. Cudownie jest móc go wreszcie dotykać. Nie umiem się powstrzymać – drugą ręką gładzę jego włosy i oplatam krótkie kosmyki wokół wskazującego palca.
- Wiesz, co pomyślałem wtedy, w hotelu, kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy?
Kręcę przecząco głową. Bardzo ciekawią mnie jego słowa, ale staram się nie dać tego po sobie poznać.
- Czekałem na Stefana, bo poszedł po coś do samochodu, ale zamiast niego pojawiłaś się ty i pomyślałem, że jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką w życiu widziałem.
- Przyznaj się, że po prostu spodobał ci się mój tyłek – żartuję, chcąc ukryć zakłopotanie. Przyjmowanie komplementów nigdy nie sprawiało mi trudności, ale gdy słyszę je z jego ust, rumienię się jak nastolatka. Może to kwestia tego, że cieszą mnie dużo bardziej niż inne.
- Okej, to też – śmieje się. - Ale to nie wszystko. Sprawiałaś wrażenie tak zagubionej, że czułbym się jak zwykły cham, gdybym wtedy do ciebie nie podszedł. Myślałem, że to kwestia nowego otoczenia i utwierdziłem się w tym przekonaniu na kolacji, dlatego wciąż chciałem ci pomóc. A potem poznałem cię lepiej i zrozumiałem, że po prostu zagubiłaś się w swoim życiu, nawet jeśli nie zdawałaś sobie z tego sprawy. Dobrze wiedziałem, że nie rozstaniesz się tak po prostu z Lucasem, a mimo tego kazałem ci wtedy odejść. To było prawie jak zostawienie cię samej w tamtym lobby. Zrobiłem coś, czego obiecałem sobie nigdy nie robić, ale byłem zdenerwowany, bo wszystkie moje wysiłki szły na nic.
Robi przerwę, żeby zebrać myśli, więc postanawiam to wykorzystać, chociaż z powodu wzruszenia ciężko jest mi mówić.
- Wcale nie szły na nic. A poza tym, gdybyś tego nie zrobił, nie byłoby mnie tutaj.
Głaszczę go po policzku, chcąc w ten sposób odegnać melancholię, która nim zawładnęła. Osiągam cel, bo już po chwili ponownie się uśmiecha.
- Nie spodziewałem się, że przyjdziesz. Myślałem, że jesteś na mnie wściekła.
- Bo byłam. Zachowałeś się jak gówniarz. - Te słowa nie brzmią ostro, kiedy wypowiadam je ze śmiechem. - Ale wiedziałam, że to tylko pozory i że naprawdę wcale się nie zmieniłeś.
- Jak na to wpadłaś?
- Nie tylko ty mnie znasz tak dobrze, jak nikt inny.
Uśmiecha się, ale po chwili znów poważnieje. Jego czoło przecina podłużna zmarszczka świadcząca o jakimś zmartwieniu.
- Nie zostawisz go od razu, prawda?
Teraz to mnie opuszcza cała radość. Starałam się oddalić tę myśl od momentu, gdy zaczął mnie całować, ale widocznie wreszcie muszę się z nią zmierzyć.
- Michi, moje życie zawsze toczyło się tym samym, jednostajnym rytmem, więc proszę, nie każ mi zmieniać tego tak gwałtownie. Chcę tego, naprawdę, ale muszę to robić powoli.
- To znaczy?
- Najpierw rozejrzeć się za nową pracą, przygotować rodziców na takie rewelacje... - Przerywam, bo brakuje mi kolejnych powodów.
- Lisa, to są tylko wymówki – zrezygnowanym tonem zauważa to, z czego ja też właśnie zaczynam zdawać sobie sprawę.
Zerwanie z Lucasem samo w sobie nie jest takie straszne. Mogę podnieść się na duchu myślą, że zrobiłabym to po to, żeby być z nim fair, bo przecież niczym sobie nie zasłużył na żonę, która zdradzała go już przed ślubem. Ale poinformowanie o tym rodziców... To śmieszne, że już od dawna jestem dorosła, a jednak drżę na myśl o tym, jak mogliby zareagować. Mama może by mnie zrozumiała, ale ojciec na pewno wpadłby w szał. Uwielbia Lucasa, a przede wszystkim mój związek sprzyja jego interesom. Zapoznał mnie z nim nie bez powodu i nawet tego nie ukrywał. Boję się, co mogłoby się stać, gdyby starszy Langer zerwał te wzajemne stosunki. W najlepszym razie zostałabym przez ojca wydziedziczona z testamentu, a w najgorszym... Właściwie wolę się nad tym nie zastanawiać. Zostaje jeszcze jedna kwestia, którą roztrząsałam już wcześniej. Jeśli zerwę z Lucasem, ale z jakiegoś powodu nie wyjdzie mi z Michim, zostanę z niczym. Nie mówię tego na głos, ale wiem, że on się domyśla, dlaczego jeszcze się waham i zatrzymuje to dla siebie tylko przez chęć zachowania pozorów. Już raz wyraził się o mnie jak o wyrachowanej intrygantce i ból, jakiego wtedy doświadczyłam, powinien zniechęcić mnie do podobnych kalkulacji, ale widocznie leżały one w mojej naturze. To wcale nie dziwne – moje życie zawsze było pozbawione ryzyka.
- Po prostu daj mi trochę czasu, żebym to wszystko sobie poukładała, dobrze?
- Nie chcę spędzić całego życia na czekaniu na ciebie.
Chciałabym móc go zapewnić, że nie będzie musiał, ale jak miałabym to zrobić z takim mętlikiem w głowie? Żeby nie składać płonnych obietnic, zmieniam temat.
- Tak właściwie, dlaczego nie było tu twojej mamy?
Odwraca wzrok i... Jestem pewna, że gdyby nie spowijająca nas ciemność, mogłabym zauważyć, że się zaczerwienił.
- Obraziła się na mnie – mruczy pod nosem.
Chichoczę, bo domyślam się, dlaczego tak się stało. Wystarczy, że przypomnę sobie jej zakłopotanie spowodowane naszą rozmową, a poza tym reakcja Michiego mówi sama za siebie. Jest tak uroczo zawstydzony, że nie umiem się powstrzymać przed pocałowaniem go.
- O co chodzi? - pyta podejrzliwie, zapewne obawiając się, że w jakiś dziwny sposób chcę mu dogryźć.
Ale ja nie zamierzam kontynuować tematu, skoro jest dla niego taki kłopotliwy. Już dostałam odpowiedź, nad którą zastanawiałam się od kilku godzin.
- O nic – odpowiadam, wzruszając ramionami, a kiedy to go nie uspokaja, ponownie składam na jego ustach delikatny pocałunek.
Jeszcze przez chwilę leżymy tak po prostu przytuleni do siebie, co jakiś czas wymieniając się pocałunkami, ale kiedy zaczynam czuć, że coraz ciężej jest mi powstrzymać opadające powieki, przerywam te czułości. Zależy mi też na tym, żeby wyjść z mieszkania zanim reszta gości odzyska utraconą przez alkohol świadomość. Kiedy przechodzimy przez salon, ponownie zwracam uwagę na Gregora, który obecnie leży już na samym brzegu sofy i sprawia wrażenie, jakby lada chwila miał z niej spaść. Uśmiecham się dyskretnie, bo nawet z rozchylonymi szeroko ustami wygląda zabójczo przystojnie.
Michi odprowadza mnie do windy, a na pożegnanie całuje z pasją prawie tak wielką, jak jakiś czas temu w kuchni. To sprawia, że wcale nie mam ochoty od niego odchodzić. Z żalem odrywam usta od jego ust, ale wciąż pozostaję w jego objęciach, gdy winda zjeżdża do nas z ostatniego piętra.
- Zadzwoń, jak już dojedziesz do Wiednia. - Jego słowa gubią się gdzieś w moich włosach, ale mimo tego słyszę je dobrze.
- Aż tak się o mnie martwisz? - pytam z przekąsem i kokieteryjnie przygryzam wargę.
- Po prostu nie chciałbym, żebyś mi teraz uciekła. - Jego szept jest tak zmysłowy, że nabieram ochoty na pokazanie mu tu i teraz, jak bardzo nie zamierzam od niego uciekać.
Drzwi windy otwierają się i już wchodzę do środka, gdy czuję gwałtowne szarpnięcie za rękę i na chwilę znów znajduję się w ramionach Michiego. Ostatni raz całuje mnie przelotnie, po czym uśmiecha się zawadiacko. Przewracam oczami w geście zniecierpliwienia, ale sama też nie umiem ukryć uśmiechu, który towarzyszy mi już przez całą drogę do mieszkania Leah. Podróż wydaje się o wiele bardziej przyjemna niż poprzednio, a kierowca sprawia wrażenie najmilszego człowieka na świecie, dlatego wynagradzam go hojnym napiwkiem.
Przyciskam guzik domofonu najpierw długo, a potem kilka razy krótko, żeby jak najbardziej zirytować Leah. Teraz cieszę się, że nie pojechała po telefon zamiast mnie, ale to nie zmienia faktu, że bardzo mnie zawiodła, odmawiając. Przecież prosiłam ją jedynie o drobną przyjacielską przysługę.
Czeka na mnie w przedpokoju. Jest ubrana we flanelową piżamę z wizerunkiem Garfielda, a stopy ma schowane w ogromnych kapciach ucharakteryzowanych na nóżki pingwina. Chciałam zachować powagę i nie odezwać się do niej ani słowem, ale gdy na nią patrzę, nie umiem powstrzymać uśmiechu.
- Czemu tak długo cię nie było? Zdążyłam już trzy razy zasnąć. - Zakłada ręce na piersi i wpatruje się we mnie nieustępliwie. Przez chwilę czuję się jak nastolatka przyłapana przez mamę na późnym powrocie z imprezy.
Zdejmując płaszcz, obracam się tyłem do niej, żeby nie zauważyła, że się rumienię. Wciąż czuję na sobie dotyk Michaela tak wyraźnie, że wydaje mi się to wręcz absurdalne, że nie pozostawił namacalnych śladów, które Leah byłaby w stanie dostrzec.
Tak, czy inaczej, mój skrępowany uśmiech nie umyka jej uwadze.
- Co to ma znaczyć? - Chwyta moją twarz między dłonie i zwraca stronę światła.
- Ała, zwariowałaś? - syczę. - O co ci chodzi?
- O TEN uśmiech. Dogadaliście się? - Puszcza mnie, ale nadal bezczelnie taksuje spojrzeniem. A ja pod jego wpływem rumienię się jeszcze bardziej. - O nie...
Nie muszę na nią patrzeć, żeby wiedzieć, że stała się właśnie prawdziwym uosobieniem zdumienia, zmartwienia, a zarazem irytacji. Mijam ją bezceremonialnie i znikam we wnętrzu łazienki. Przekręcam kluczyk w zamku w ostatniej chwili, bo już w następnej naciska klamkę od drugiej strony i próbuje dostać się do środka.
- Lisa, wróć tu i powiedz mi, że nie zrobiłaś niczego głupiego.
Ona ma mi rozkazywać? Dobre sobie. Wystawiła mnie do wiatru, a teraz myśli, że przybiegnę do niej w podskokach, żeby się zwierzać? Nie zamierzam tego robić. Ze stoickim spokojem zmywam makijaż, podczas gdy ona powoli zaczyna tracić cierpliwość, wciąż stukając do drzwi łazienki.
- Lisa, przepraszam. - Wzdycha ze zrezygnowaniem.
Oho.
- Źle się zachowałam. Powinnam była jechać po ten telefon. Wiem, że okropna ze mnie przyjaciółka, więc pozwól mi to teraz naprawić. Naprawdę się martwię.
Nie odpowiadam, ale po chwili wychodzę, bo i tak nie mam w tej łazience już nic więcej do zrobienia. Na jej twarzy pojawia się wyraźna ulga, ale szybko ustępuje miejsca zakłopotaniu.
- Przepraszam – powtarza. - Jestem podłą egoistką.
- To prawda – stwierdzam bez ogródek.
Jej twarz przybiera teraz wyraz ogromnej skruchy. Wyciąga w moją stronę otwarte ramiona, a gdy przytulam się do niej, wyraźnie się rozluźnia.
- Ale pogodziliście się, tak? - pyta z nadzieją w głosie.
Twarz pod skórą na policzkach znów zaczyna mnie piec. Dlaczego to cholerne światło wciąż się pali?
- Tak. Porozmawialiśmy trochę – mruczę pod nosem.
Nagle zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo jestem zmęczona. Chcę ją minąć i udać się do salonu, gdzie czeka na mnie pościelona kanapa, ale zagradza mi drogę.
- Porozmawialiście trochę? Nie rób ze mnie idiotki.
- Okej. - Robię głęboki wdech, szykując się na najgorsze. - Całowaliśmy się i...
Przygryzam wargę ze zdenerwowania. Czuję się, jak na spowiedzi. Jakbym zaraz miała zostać osądzona przez Sąd Ostateczny ukryty pod postacią Leah. Która, nawiasem mówiąc, nawet nie kryje się ze swoim zdziwieniem. Rozchyla usta, a jej dolna szczęka opada niebezpiecznie nisko.
- Kurwa, Lisa! Zostawić cię na chwilę samą! - Odgarnia opadające na twarz włosy niecierpliwym gestem. - Ale na tym się skończyło, prawda?
Widzę po niej, że nawet nie liczy na to, że moja odpowiedź będzie twierdząca.
- Noo, niekoniecznie – odpowiadam wymijająco i przystępuję nerwowo z nogi na nogę. Czy ona pozwoli mi wreszcie pójść spać? Zaczynam teraz jeszcze bardziej żałować tego, że w mieszkaniu Michiego nie byliśmy sami. - Uprawialiśmy seks, okej? Mogę się teraz położyć?
Rozumiem zaskoczenie Leah. Sama dziwię się swojej bezpośredniości, ale chyba po prostu zmęczenie wzięło we mnie górę nad obawą przed osądzeniem.
- Och. - Przez długą chwilę to jedyne, co jest w stanie z siebie wydobyć. - Dlaczego mnie się to nie przydarzyło z Andreasem?
Teraz to ja wpatruję się w nią z niedowierzaniem. Wymieniamy się spojrzeniami przez dobre kilka sekund, nim Leah jako pierwsza zdradza objawy rozbawienia. Kąciki jej ust zaczynają drgać, aż wreszcie parska śmiechem. Natychmiast dołączam do niej. Ulga, jaką w tym momencie czuję, jest nie do opisania. Bałam się jej reakcji. Bałam się, że mnie osądzi, a tymczasem przekonała mnie, że mimo wszystko dobra z niej przyjaciółka. Jestem jej ogromnie wdzięczna za ten żart, który rozładował napiętą atmosferę.
- Chodź. - Leah najpierw gasi światło w przedpokoju (wreszcie!), a następnie chwyta mnie za rękę i prowadzi do salonu, gdzie siadamy na miękkiej kanapie.
W świetle ulicznej latarni dostrzegam na zegarku, że dochodzi szósta. Za godzinę zacznie świtać, więc czy w ogóle opłaca się spać?
Siedzimy po turecku, na przeciwko siebie, obie już niemal całkowicie poważne. Czekam cierpliwie, aż Leah zbierze myśli i odezwie się jako pierwsza. W końcu to ona chciała rozmawiać. Kilka razy otwiera usta jedynie po to, żeby się zawahać i znów je zamknąć. Wreszcie stwierdza:
- Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale ty naprawdę masz nierówno pod sufitem.
Puszczam tę uwagę mimo uszu.
- No dobra. - Wzdycha. - Po pierwsze: jak było? - Podwija nogi pod siebie i tym samym nachyla się w moją stronę.
Chcąc, nie chcąc, uśmiecham się na to wspomnienie, a na moich policzkach znów pojawiają się rumieńce. Na szczęście w tym przyjaznym mroku nie są widoczne.
- Znasz to uczucie, kiedy kończysz długą dietę i wreszcie możesz zjeść czekoladę? - Czekam, aż udzieli twierdzącej odpowiedzi. - Właśnie tak.
Kręci głową z dezaprobatą, ale cichy chichot zdradza, że jest ona udawana.
- Okej. - Wraca jej poważny ton. - A jak się z tym czujesz?
To trudniejsze pytanie. W odpowiedzi na nie nie umiem wymyślić kolejnego błyskotliwego porównania.
- Kiedy myślę o Lucasie, to beznadziejnie. Ale nie żałuję tego. Właściwie wydaje mi się, że to była tylko kwestia czasu. - Spuszczam wzrok na palce, które bezwiednie wykręcam już od dłuższej chwili. Jeden z nich wciąż zdobi pierścionek zaręczynowy. Miał mi przypominać o danym słowie, ale zdaje się, że nie spełnił swojej funkcji. - Leah, powiedz mi, ale tak szczerze. W skali od jeden do dziesięciu, jak bardzo jestem suką?
- Jedenaście. - Coś w jej głosie podpowiada mi, że mimo tego, iż stoi po mojej stronie, ta ocena wcale nie jest zawyżona. - Już na samym początku mówiłam ci, żebyś się w to nie pchała.
- Wiem, ale to wszystko działo się tak szybko... Nim się zorientowałam, zaczęło mi zależeć na nim za bardzo, żeby móc to skończyć.
Opadam ze zrezygnowaniem na poduszki. Marzę jedynie o tym, żeby teraz zasnąć, a rozmyślania odłożyć na jakiś bliżej nieokreślony czas. Przez chwilę mam nadzieję, że przynajmniej pierwszą część planu uda mi się zrealizować, bo Leah kładzie się obok mnie i przez długi czas milczy, ale gdy zaczynam zapadać w sen, ponownie się odzywa.
- Co zamierzasz teraz zrobić?
Naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo zmęczona jestem, czy tylko udaje?
- Nie mam pojęcia. Zanim cokolwiek postanowię, muszę się przekonać, czy to naprawdę jest warte tego, żebym zmieniała całe życie.
- A nie boisz się, że on straci tobą zainteresowanie?
Unoszę się na łokciu, żeby na nią spojrzeć, ale jest za ciemno i nie mogę niczego odczytać z wyrazu jej twarzy. Pytam więc, co ma na myśli.
- Już dałaś mu to, czego chciał. Może to zaspokoiło go wystarczająco?
- Leah, czy my rozmawiamy o tej samej osobie? - pytam z niedowierzaniem. - Przecież znasz Michiego. On nie jest taki.
- Wybacz, ale w przypadku Andreasa też wydawało mi się, że go znam.
Mam ochotę odpowiedzieć w jakiś kąśliwy sposób, ale w porę się powstrzymuję. Rozumiem jej rozgoryczenie, bo przecież jeszcze kilka godzin temu doświadczałam podobnego. Ma prawo poddawać w wątpliwość intencje całego męskiego rodu, ale mogła oszczędzić przy tym Michiego. Niechcący zaszczepiła w moim umyśle myśl, o której wiedziałam, że nie da mi spokoju. Nie chciałam mieć o nim takiego wyobrażenia, ale co, jeśli miała rację? Może rzeczywiście chciał mnie tylko zdobyć? Ale przecież wszystkie jego słowa, gesty i spojrzenia temu zaprzeczały. A poza tym, wspominając nasze pierwsze spotkanie, jasno dał mi do zrozumienia, że od początku zależało mu na czymś więcej. Uspokojona tą myślą wreszcie zasypiam.
Miałam wyjechać z samego rana, ale nie bardzo mi się to udaje. Budzę się o jedenastej, lecz czuję się tak, jakbym w ogóle nie spała. Na śniadanie wypijam tylko mocną kawę, a potem Leah odwozi mnie na dworzec. W pociągu mam dużo czasu na myślenie. Chcąc, nie chcąc, muszę się zastanowić nad tym, co teraz zrobić. Żyjąc z Lucasem oszukuję jego i siebie, więc co powstrzymuje mnie przed rozstaniem z nim? Nie chcę go zranić, to oczywiste. Ale oprócz tego, boję się reakcji ojca i muszę to otwarcie przyznać. Przecież to ze względu na niego w ogóle zaczęłam spotykać się z Lucasem. Nie byłam nim szczególnie oczarowana, gdy się poznaliśmy. W innych okolicznościach nie zgodziłabym się na randkę, na którą zaprosił mnie po kolacji u moich rodziców. Kręciło się przy mnie wielu innych chłopaków, więc miałam w czym wybierać. Padło na niego, bo tacie zależało na wzmocnieniu relacji ze swoim wspólnikiem. Na początku to miała być tylko jedna randka, po której mogłabym powiedzieć ojcu, że Lucas nie jest w moim typie i nie będę pchała się w związek na siłę. Ale po niej przyszła kolejna i jeszcze kolejna... Sama nie wiem, jak doszło do tego, że zostaliśmy parą. Szybko się do niego przyzwyczaiłam. Był inteligentny, czarujący, a przy tym troskliwy i z perspektywami na przyszłość. Wymarzony kandydat na męża. Idealny, żeby wieść u jego boku stateczne życie. Takie, do jakiego przywykłam. Czy właśnie to jest moim problemem? Strach przed utratą kontroli i tej bezpiecznej stabilności? Wydaje się, że Michi może dać mi to wszystko, ale żeby się o tym przekonać, musiałabym zaryzykować. A na myśl o tym zwyczajnie popadam w panikę.
Do domu dojeżdżam taksówką. Ku mojemu zdziwieniu, w portierni nie zasiada dziś pan Adolf. Przyjmuję ten fakt z zadowoleniem. Jego lubieżne spojrzenia to zdecydowanie nie to, czego brakuje mi do szczęścia. Potrzebuję jeszcze tylko kilku godzin snu, a potem jakiegoś spotkania ze znajomymi, żeby uciec od wyrzutów sumienia.
Ale one doganiają mnie szybciej, niż bym się tego spodziewała.
Gdy próbuję otworzyć drzwi mieszkania, okazuje się, że są już otwarte. Nie mam dobrych przeczuć. Wchodzę niepewnie do środka, bo wiem, że zastanę tam albo włamywaczy, albo Lucasa. Nie wiem, która opcja jest gorsza. Widok jego płaszcza zawieszonego na wieszaku wcale nie przysparza mi ulgi. A już tym bardziej on sam, kiedy zjawia się w przedpokoju, żeby mnie przywitać.
- Myślałem, że wrócisz wcześniej, dlatego już tu jestem.
Zmuszam się do uśmiechu i pozwalam mu się pocałować.
- Coś się stało? - pytam nie bez cienia podejrzliwości.
- Pomyślałem, że miło będzie, jeśli zjemy razem lunch.
Nie ma co, dobry moment wybrał sobie na bycie troskliwym narzeczonym. W życiu bym się nie spodziewała, że odwiedzi mnie w środku tygodnia o takiej porze. Powinien być teraz zajęty pracą. Jak mam mu powiedzieć, że nie chcę jeść lunchu w jego towarzystwie? Hej, Lucas, przespałam się wczoraj z Michim, więc chyba sam rozumiesz, że to nie jest najlepszy pomysł?
- Właściwie to nie jadłam jeszcze śniadania – zaczynam ostrożnie, żeby nie domyślił się, że tak naprawdę chodzi o niego.
- Znowu się upiłaś? - Ton jego głosu z łagodnego przechodzi w oskarżycielski, a na czole pojawia się podłużna zmarszczka.
Świetnie. Nie dość, że zjawia się nieproszony w moim mieszkaniu, to jeszcze robi mi wyrzuty.
- Nie mam kaca. Spieszyłam się na pociąg – jestem tak poirytowana, że prawie na niego warczę.
Zdejmuję płaszcz i buty, podczas gdy on drapie się nerwowo po głowie. Z satysfakcją obserwuję jego zmieszanie, a nawet łapię się na tym, że zastanawiam się nad jakąś kąśliwą uwagą, którą mogłabym je powiększyć. Nagle Lucas zaczyna irytować mnie jeszcze bardziej.
- Może w takim razie zrobię naleśniki? - proponuje niespodziewanie.
Biorę głęboki wdech i nim zdążę ugryźć się w język, odpowiadam:
- Lucas, naprawdę doceniam to, że przyjechałeś, ale wolałabym zostać sama. Jestem zmęczona i muszę się przespać.
Zaczynam żałować tych słów już w momencie, gdy je wypowiadam. Przygryzam wargę i z niepokojem przyglądam się Lucasowi. Jego ramiona opadają w geście zrezygnowania, a on sam porusza nerwowo szczęką. Milczy, więc jeszcze nie jest za późno, żebym go przeprosiła i zgodziła się na to, żeby został, ale z jakiegoś powodu nie mogę się do tego zmusić.
- Nie rozumiem cię, Lisa. - W jego głosie wyraźnie słychać rozczarowanie. A najgorsze jest to, że widać je także w jego spojrzeniu, przez co czuję się jeszcze bardziej głupio. - Zarzucasz mi, że nie mam dla ciebie czasu, a kiedy go znajduję, ty wolisz być sama.
- Mogłeś zadzwonić. - Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym nie próbowała zrzucić winy na niego.
- Chciałem zrobić ci niespodziankę – wyznaje przyciszonym głosem.
W skali od jeden do dziesięciu czuję się teraz podłą suką na dwadzieścia. Wiem, jak trudno jest mu otwarcie mówić o uczuciach i dlatego domyślam się, że sprawiłam mu jeszcze większą przykrość, niż daje po sobie poznać.
Ubiera się w milczeniu, a kiedy mija mnie po drodze do drzwi, przystaje i mówi:
- Zastanów się, czego tak właściwie chcesz.
Wzdycham ze zrezygnowaniem, kiedy wychodzi. Nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak trafne były jego słowa.
Po tej wizycie jestem w podłym nastroju, ale przypominam sobie, że obiecałam Michiemu, że odezwę się do niego po przyjeździe. Biorę ciepły prysznic przy akompaniamencie aromatycznego żelu, żeby się rozluźnić i dopiero teraz jestem w stanie do niego zadzwonić i brzmieć przy tym w miarę spokojnie.
- Już się bałem, że jednak uciekłaś na jakieś wyspy Galapagos. – Mówi lekkim tonem, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że jest nieco spięty. Naprawdę się martwił, że nie zadzwonię? Mimo wszystko reaguję na to powitanie szczerym śmiechem. Jak to się dzieje, że za sprawą jednego głupiego żartu potrafi aż tak poprawić mi humor?
- Nie przepadam za towarzystwem żółwi. Zwykle nie mają nic ciekawego do powiedzenia.
- Darwinowi to nie przeszkadzało.
- Może on na tych wyspach nie miał za kim tęsknić. - Z przyjemnością wsłuchuję się w ciszę panującą po drugiej stronie, bo wiem, że właśnie teraz się uśmiecha. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że mówiłam o nim. - Po prostu wyjechałam od Leah później niż zamierzałam.
- Jak podróż?
- Spokojnie – odpowiadam z mniejszym entuzjazmem, bo wracam pamięcią do myśli, które towarzyszyły mi w jej trakcie. - Powiedz lepiej, jak poradziłeś sobie ze sprzątaniem.
- Na szczęście Stefan i Marisa wrócili rano i mi pomogli.
Stefan i Marisa. Dobrze przynajmniej, że nie sam Stefan.
- Też bym ci pomogła, gdybym została – mówię, sama nie wiem, dlaczego. Czyżbym podświadomie starała się mu uzmysłowić, że jestem lepsza od Krafta? Głupieję już całkiem. Przecież miniona noc powinna mnie przekonać, że są tylko przyjaciółmi. O co ja go w ogóle posądzam? Kilka godzin temu wkurzyłam się na Leah przez jej pomówienia, a wychodzi na to, że sama nie jestem lepsza.
- O nie. Nie pozwoliłbym na to, żebyś brudziła sobie przy mnie swoje piękne rączki. - Do słodkiego tonu dodaje nutę uszczypliwości, ale nie przeszkadza mi to.
- Nie chciałbyś ze mną zamieszkać? - śmieję się. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziałam i jak bardzo było to nie na miejscu.
- Wystarczy jedno twoje słowo, księżniczko – odpowiada wciąż żartobliwym tonem, ale te słowa za bardzo przypominają inne, jakie już kiedyś wypowiedział. Mój dobry humor nagle gdzieś się ulatnia. Chyba to wyczuwa, bo dodaje – Przecież wiesz, że decyzja należy do ciebie – i brzmi już przy tym o wiele poważniej.
Milczę. Jestem tym wszystkim już cholernie zmęczona i nie mam pojęcia, co mogłabym odpowiedzieć. Nie chcę wracać do tej kwestii, bo i bez tego jest dla mnie uciążliwa. Rozmawiam z nim jeszcze przez chwilę o głupich rzeczach, ale już nie cieszy mnie to tak, jak na początku. Rozłączam się z ulgą, a następnie idę wprost do sypialni, gdzie czeka na mnie upragnione łóżko. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Szkoda tylko, że gdy próbuję zasnąć, wciąż mam przed oczami Lucasa mówiącego: Zastanów się, czego tak właściwie chcesz. Michi ma rację, decyzja należy do mnie i właśnie to jest najgorsze.
*
Na początku chciałam podziękować Wam za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. Nie odpowiadałam na nie, bo pod każdym głupio bym się powtarzała. Stwierdziłam, że lepiej będzie, jeśli napiszę coś tutaj. Jesteście tak kochane, że po prostu brak mi słów ♥ Bardzo się bałam, że nie spodoba Wam się tamten rozdział, a Wy zareagowałyście na niego tak pozytywnie, że byłam po prostu w szoku. Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że mogę być tu dla Was i że Wy też tu dla mnie jesteście ♥
Odnośnie powyższego rozdziału mogę powiedzieć na pewno tyle, że jest inny niż pozostałe. Przeważają w nim dialogi, bo stwierdziłam, że możecie mieć już trochę dość monologów wewnętrznych Lisy. Sama jestem nimi trochę zmęczona, a ten typ narracji ma to do siebie, że aż się o nie prosi.
To chyba tyle ode mnie. Życzę Wam miłego oglądania konkursów w Wiśle, zarówno na skoczni, jak i przed telewizorami! :)
Świetny rozdział ♥Mam nadzieję że Lisa będzie tylko i tylko z Michim. Od początku im kibicuje :)Bardzo się cieszę że piszesz ten blog bo moje życie bez niego nie ma sensu :D Czekam na kolejny! Pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńKochana!
OdpowiedzUsuńCieszę się przede wszystkim z tego, że po tak upojnej nocy nie przyszedł jeszcze poranek i pisałaś o tej wspólnej chwili przed wyjściem Lisy. Czułam, że było mi to potrzebne. I wreszcie to Lisa kierowała ku Michiemu czułe gesty, pocałunki, była w niego zapatrzona. To tak jakby ona przejęła inicjatywę i przyznała się sama do siebie, że nie potrafi inaczej. To musiało go totalnie nakręcić i dziwię się, że z takim spokojem wypuścił ją z mieszkania. Ale niestety muszą oboje stwarzać pozory.
Mam nadzieję, że Leah "przypadkiem" nie napomknie nikomu o tej nocy w najmniej odpowiednim momencie. Nie chciałabym, żeby ich relacja ujawniła się w głośny i nieprzyjemny sposób, ale żeby właśnie Lisa sama to na spokojnie załatwiła.
Co zaś do decyzji to myślę, że jest ona oczywista, ale Lisa sama jeszcze o tym nie wie ^^ Lucas i Michael to przepaść. Wystarczy porównać jej zachowanie, sposób bycia w obecności jednego i drugiego. A poza tym doskonale wiemy, że jeśli "skusiła" się na tego drugiego, to jednak ten pierwszy wcale nie jest tym jedynym i najukochańszym, co z resztą sama wielokrotnie mówi. Dlatego czekam na rozdział, gdzie wreszcie ich związek stanie się faktem!
Myślałam, że może Michi nie wytrzyma i przyjedzie za nią do Wiednia hehe, ale przecież zawsze może się jeszcze tak zdarzyć. Mimo tego jednak rozdział jest przecudny i znów taki realistyczny. Kocham ten Twój brak pośpiechu, bo zawsze wtedy doskonale obrazujesz emocje i uczucia bohaterów. Po prostu bomba!
Buziaki :**
Cudne, cudne, cudne. Piszesz niesamowicie. Genialny rozdział tak samo jak poprzednie.
OdpowiedzUsuńCzekam na następne. :*
Hej :)
OdpowiedzUsuńJestem! Rozdział genialny, genialny i jeszcze raz genialny :D Lisa i Michael tak idealnie do siebie pasują... Tylko oczywiście został nam jeszcze Lucas, który psuje całość ;/ Rozumiem Lisę, że trudno jest jej zakończyć dotychczasowe życie, jednak mam nadzieję, że jakoś to się wszystko ułoży i razem z Michim będą żyć długo i szczęśliwie :D Brakuję mi tylko Leah z Andreasem (tak wiem, że pod każdym rozdziałem o Nich wspominam^^). Decyzja należy do Lisy i mam nadzieję, że będzie słuszna ;)
Czekam na następny.
Pozdrawiam :*
Elo
OdpowiedzUsuńCzy jestem tu jedyną osobą, która broni Lucasa? Halo, on nic nie zrobił ( no i właśnie tu może być problem z jego statycznością, bo Lisa jak widać potrzebuje em impulsów xd), gdybym słyszała tę opowieść z jego perspektywy jak żali się przypadkowemu barmanowi to uznałabym że to Lisa jest suką a on biedny jest pokrzywdzony ( zdradza narzeczonego kilka miesięcy przed ślubem? ) :v No ale oczywiście gdybym dowiedziała się, że jej kochankiem jest Michael Haybock to cóż powiedziałabym " Też bym tak zrobiła stary!". Mimo sympatii do Michiego i kibicowania BIG LOVE , Amor mnie postrzelił w hotelowej windzie ( i ten pocałunek w obecnej windzie, inspiracja Greyem xd?) współczuje mu i nie zasługuje na takie oszukiwanie ze strony swojej przyszłej żony. Chociaż nie jest głupcem i zapewne przeczuwa co się święci. Lucas jesteśmy z tobą! Kurde, a może zrób jakąś męską walkę o ukochaną między absztyfikantami? Michael wygrywa PŚ, a Luki zabiera jego trofeum i wali go nim w łeb przed kamerami i całą rzeszą kibiców, w obronie Haybocka staje Kraft, Diethart cudem zbiera siły i ucieka ze szpitala aby desperacko dopomóc austriackiej armiii... i mamy tutaj połączenie Monthy Paytona z jakimś filmem wojennym? Tutaj też można wcisnąć jakiegoś Winkelrieda ( SZWAJCARIA?! Amann staje w obronie Lucasa kierując na siebie austriackie pięści!). Czyli jak z FF zrobić dzieło godne Słowackiego! Nikt by się tego nie spodziewał!
XOXOXO
Hej!
OdpowiedzUsuńJak ja czekałam na kolejny rozdział! Który jest oczywiście świetny.
Lisa sie bardzo pogubiła w tych uczuciach. Ciągnie ją do Michaela i to widać, no cóż do Lucasa jest przywiązana. Tyle lat razem. Ale na rozwiązanie tego "trójkącika" chyba jeszcze poczekamy, co?
Chociaż gdyby to zależało ode mnie to od razu pchałabym Michiego i Lise w objęcia :D
Zobaczymy jak to będzie.
Czekam na następny
Buźka:* !
'Wystarczy jedno twoje słowo, księżniczko' - tak, to zdanie mnie zauroczyło. *-*
OdpowiedzUsuńTaak, zauroczyło do tego stopnia, że się nie przywitałam nawet. ;o
Także...
Witam! ;*
Współczuję Lisie tego zamieszania we własnych uczuciach, jak mam być szczera. To takie skrajności... Raz Michael ją przyciąga, raz Lucas. Tutaj czuje coś niezidentyfikowanego da niej, tam - stare, dobrze znane jej uczucia, których... się nie boi.
Ciekawi mnie, jak to wszystko rozwikłasz. :))
Buziaki! ;**
Cześć :D
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny świetny rozdział <3
Pierwsza wspólna noc Lisy i Michiego *.* I jaki ładny poranek. Cieszy mnie, że Stefan im nie przeszkodził :P
Wszystko zależy od Lisy. Wszystko. Mimo, że pragnie Michaela, to targają nią wyrzuty sumienia w związku z Lucasem. Ale czy warto? Skoro nawet zaczęli spotykać się z przypadku i dla dobra jej ojca? Z Michim od początku łączyło ją jakieś przyciąganie i na jej miejscu bym się tak nie wahała. Mimo nawet potencjalnych konsekwencji. Choć wątpię, by Michi mógł się nią bawić.
Trochę mnie zdenerwowała Leah. Wiem, że Andreas potraktował ją, jak ją potraktował, ale nie wszyscy są tacy jak on. Mam nadzieję przynajmniej, że Michi taki nie jest :)
Czekam niecierpliwie na kolejny :D
Buziaki :*
JESTEM!! I cały czas byłam, ale nie miałam nawet, jak skomentować. Przede wszystkim chciałabym Ci bardzo podziękować, bo po przeczytaniu Twojego rozdziału (o 6 rano w autobusie w drodze do pracy!) poczułam przypływ weny, który zmusił mnie do wewnętrznej obietnicy - dzisiaj w końcu dokończyć rozdział!
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Lucasa. Nie dlatego, że jest świetnym facetem, bo nie jest. Dlatego, że nikt nie zasługuje na bycie oszukiwanym. Nawet jeśli nie był idealnym narzeczonym. W takim wypadku ten związek powinien się po prostu skończyć. No, ale Lisa nie byłaby sobą (:D), gdyby nie mogła zachować jakiejś sfery bezpieczeństwa. Strasznie mnie irytuje jej podejście, brak jakiegokolwiek ryzyka, wybieranie najwygodniejszych i najbezpieczniejszych opcji. Jest zupełnie inna, niż ja i dlatego nie mogę jej zrozumieć. Niech dziewczyna postawi raz wszystko na jedną kartę! Poza tym Michi, chociaż też winny wdania się w romans z zaręczoną kobietą, również nie zasługuje na takie oszukiwanie. A Lisa oszukuje ich obu nie mogąc się zdecydować.
Czekam na więcej! Lubię się irytować czytając opowiadania. Pod warunkiem, że irytuję się akcją i zachowaniem bohaterów a nie stylem pisania. W Twoim wypadku zdecydowanie chodzi o to pierwsze! Dobra robota!
Melduję się!
OdpowiedzUsuńKochana, czy ty kiedykolwiek miałaś w ogóle jakiś słaby rozdział? Bo ja mam wrażenie, że nie. Każdy jest po prostu genialny. Naprawdę, jestem pod wrażeniem i podziwiam za długość, bo u mnie stworzenie czegokolwiek dłuższego graniczy z cudem...
Jejciu, jest tak uroczo i błagam cię, nie psuj tego. Niech to wszystko trwa nawet i wieczność. Jest tylko jeden mały problem. Lisa się pogubiła. I to bardzo. Widać, że nie jest do końca pewna swoich uczuć, że się między nimi plącze, sama nie wie co robić. Niby ciągnie ją w stronę Michaela, niby jest nim cholernie zauroczona (co mnie wcale nie dziwi), ale ma wyrzuty sumienia związane z Lucasem. I wiesz co? Zawsze byłam na nie, jeśli o niego chodzi, ale w tym momencie jest mi go naprawdę szkoda. Nie jest ideałem, nie oszukujmy się, ale kto jest. Ma swoje wady i to ogromne, ale chyba nie zasłużył na to, żeby być w taki sposób oszukiwanym. W końcu to facet. Oni odbierają zdrady w zupełnie inny sposób.
Pytanie tylko, co zrobi Lisa. Bo założę się, że będzie jej z tym wszystkim coraz trudniej, a psychika może się łatwo załamać...
No, jestem ciekawa, jak to dalej rozkręcisz :)
Buziaki :**
Hej!
OdpowiedzUsuńJejciu... Ty zawsze dodajesz tak perfekcyjne rozdziały... Za 20 minut konkurs, więc mamy jeszcze chwilę żeby skomentować.
Wiesz, że jedna z nas uwielbia Lukasa, więc pytanie Pauli brzmi: Dlaczego Lisa? Dlaczego?
I on był jeszcze taki kochany i przyszedł do niej, a ta go tak po prostu wywaliła. Tak się nie postępuje z narzeczonymi, nawet jeśli się ich zdradziło. Zła Lisa!
Ale Michael jest boski! Wg nas on jednak okaże się na koniec draniem i zostawi Lisę... A może on jest w spisku z Lukasem i sprawdzają Lisę, a na koniec ona zostanie sama? #teoriespiskowe
Rozdział jak zawsze cudowny. Forma podoba nam się bardzo. Uwielbiamy dialogi ;)
Tynka&Paula
P.S. Kibicujemy gorąco Michaelowi dzisiaj - w dniu jego urodzin.
Hej!
OdpowiedzUsuńKolejne cudeńko wyszło spod Twojego pióra, czy raczej spod Twoich palców ;-)
Cały czas nie mogę przestać się zastanawiać, co teraz zrobi Lisa? Czy jest jakieś dobre wyjście z tej sytuacji? Z jednej strony byłabym za tym, żeby rozstała się z Lukasem i zaryzykowała związek z Michim. Jednak z drugiej.... Nie wiem czy Lukas, mimo wszystko, zasługuje na takie potraktowanie. A Lisa zaczyna się odrobinę zachowywać tak, jakby chciała sprawić, by to z jego inicjatywy wyniknęło rozstanie. Lukas w ogóle jest ślepy. Już dawno powinien się zorientować, że coś jest nie tak.
A teraz muszę jeszcze napisać, jak bardzo podobał mi się obrazek z Lisą i Michim w rolach głównych . Oni są tacy kochani <3
Czekam na kolejny.
Pozdrawiam!
Hej!
OdpowiedzUsuńOd dawna śledzę twojego bloga, ale nigdy nie miałam jakoś odwagi napisać. Piszesz świetnie, to opowiadanie wciągnęło mnie od samego początku i przyznam, że nie mogę się z nim rozstać ;) Przyciąga mnie twój styl pisania i oczywiście postać mojego kochanego Michiego. Tak, też go uwielbiam <3 Od początku czekałam na to, aż się do siebie zbliżą i w końcu w "13" to się stało. Ciągle zastanawiam się, jakiego wyboru dokona Lisa, ale przecież wybór może być tylko jeden, a mianowicie MICHII!!! Lucas nie może się nawet z nim porównywać. Kiedy czytam o scenach miłosnych Lisy i Michiego to aż mam ciarki. Potrafisz niesamowicie oddać ich uczucia. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział <3
P.S Mój kolega wybrał się na tegoroczny PŚ w Wiśle i po prostu to co mu się przydarzyło, to nadal nie mogę w to uwierzyć. Cała chodzę, skaczę i niewiem co jeszcze, gdy o tym pomyślę. Wybrał się do Hotelu Gołębiewskiego i poszedł do kawiarni. W tej kawiarni zobaczył(teraz uwaga) KRAFTA I HAYBOECKA! (a że zna niemiecki, ponieważ chodzi do szkoły dwujęzycznej) to podszedł do nich i się dosiadł do stolika i sobie z nimi rozmawiał. Tak, najzwyczajniej w świecie rozmawiał z Kraftem i Hayboeckiem! To jest tak niewarygodne, a jednak miało miejsce. Nie będę pisać tu szczegółów ich rozmowy, bo trochę by mi to zajęło. Myślę tylko sobie "Dlaczego mi się takie coś nie przytrafia?", pewnie i tak bym się z nimi nie dogadała, bo nie znam niemieckiego, ale cóż. Już powiedziałam, że za rok jadę z nim i wbijamy do Gołębiewskiego zebrać zdjęcia i zbliżyć się do skoczków :D
Pozdrawiam!
W końcu jestem i komentuję! Mam Ci dalej słodzić? Inaczej się nie da, więc chyba tak. Tylko w jakieś samouwielbienie nie wpadnij :D
OdpowiedzUsuńZacznijmy od tego, że zawsze po przeczytaniu nowego rozdziału mam ochotę zacząć czytać wszystkie od nowa (przyznaję się, że trzy razy już to zrobiłam, oszalałam?). Z tym opowiadaniem jest jak z moimi ukochanymi filmami, które znam na pamieć, dialogi mówię razem z bohaterami, ale wciąż za każdym razem oglądam z zapartym tchem♥
Michi i Lisa z początku rozdziału są tacy asdfghjkl. Co ja gadam oni cały czas są przekochani. Raczej nie ma innej opcji żeby Lisa nie wybrała Hajbeka, hm? Chyba, ze jesteś fanką nieszczęśliwych zakończeń, ale im tego nie możesz zrobić.
Może postawa Lisy w stosunku do tych dwóch facetów powinna mnie drażnić. Tu niby ciągnie ją do Michaela i chce z nim być, a jednak nie potrafi zostawić Lucasa, który perfekcyjnym narzeczonym nie jest. Prawie opera mydlana, a jednak dzięki temu uwielbiam Lisę jeszcze bardziej, bo zdaje się być prawdziwa, a nie jedynie wytworem Twojej wyobraźni.
Życzę dużo weny i czasu do pisania, bo skrycie marzę żeby to opowiadanie trwało w nieskończoność, choć wiem że to niemożliwe. Będę cierpieć w momencie zakończenia go, ale mam nadzieje, że to za szybko nie nastąpi♥
Witaj.
OdpowiedzUsuńTak, wiem.
Jestem okropna. Miałam być w poniedziałek, miałam być we wtorek, nawet obiecałam. Jestem w środę, a to za późno. Jest mi wstyd, po prostu. Bo jestem gołosłowna, niezdyscyplinowana, spóźnialska. Jestem zła.
Zaczynajmy.
Przeczytałam rozdział 4 marca, w dniu dodania. To oczywiste, przecież czekam na każdy rozdział, obryzgam paznokcie, denerwuję się. Po każdym rozdziale chcę przeczytać następny, już teraz, natychmiast. Tak było szczególnie po ostatnim, emocjonalnym, cudownym i mam nadzieję przełomowym rozdziale.
I jest! Już! Dodałaś. Otwieram, siadam na kanapie w moim ciasnym pokoju. Czytam. Trochę drżą mi ręcę - to zrozumiałe, przecież uwielbiam Twoje opowiadanie i Ciebie.
Michael i Lisa - to początek. Czuję rumieniec na twarzy, trochę motyli w brzuchu, bo przecież to piękne. A ja kocham piękne rzeczy. Są bardzo kochani, cudownie o sobie mówią. Miłość - jedno słowo, a znaczy wszystko. Trochę się wzruszam, to przez ich szczęście. Jest słodko, jest sielanka. Ale to nieprawda, to gówno prawda. Bo ona nie chce go zostawić, boi się i chciałabym krzyknąć na nią, potrząsnąć nią i powiedzieć: dlaczego? Lisa? Dlaczego znowu mu to robisz? Czego się boisz?
Przecież nie ma już wyjścia. Albo zostaje z Michim, albo z Lucasem. W prawo albo lewo. Chociaż nie. Są jeszcze dwa wyjścia. Może dać im obu spokój lub prowadzić podwójne życie. A Michael będzie zraniony, znowu.
On ma racje, to tylko wymówki, mydleniu oczu. Oszukiwanie wszystkich. To niemoralne, złe, niewłaściwe. Pobaw się w szlachetne porzucenie, Liso. Ty cholero. Sprawy finansowe, kurtuazja i układy, układziki. To takie cyniczne, sprzedajne. Czy jeśli interesy będą tego wymagać, Lisa wyjdzie za mąż za Lucasa (lub za syna kolejnego wspólnika jej ojca, ewentualnie za starego szejka arabskiego z grubym potrfelem)? Niech ona się opamięta, bo jeszcze czas ma. Niech nie krzywdzi siebie, Michaela i Lucasa. Niech się zastanowi.
Kocham ją przecież, ale teraz jestem na nią bardzo zła.
Michael, tak mi go żal. On jest kruchy, tak myślę. Boję się, że ona go zniszczy. On będzie czekał, ona będzie wodzić ich za nosy. To złe. Nieodpowiednie. Ale Michi będzie czekał, do usranej śmierci, bez przerwy. Bo jest odważny i kocha. I uważam, że jest cudowny.
Ona chce bezpieczeństwa, stabilizacji. To zrozumiałe, ma swoje przyzwyczajenia. Przecież całe życie była zabezpieczona (tak mi teraz wpadło do głowy pytanie: czy Lisa podczas zbileżenia z Michim była zabezpieczona? Bo jeśli nie i coś z czymś połączyło się w jej jajowodach to impreza się rozkręci, taka poukładana, a tu taki klops! dziecko z nieprawego łoża!).
Wracając do tematu. Była zabezpieczona. Tylko skąd założenie, że Michi jej niczego nie zapewni? Ech
Wkurzyła mnie najbardziej tym: Jeśli zerwę z Lucasem, ale z jakiegoś powodu nie wyjdzie mi z Michim, zostanę z niczym.
Dlaczego ona w ogóle o tym myśli, zakłada takie rzeczy? Ja rozumiem racjonalne myślenie, ale takie argumenty są wręcz wyrachowane.
Ten mój komentarz to jeden wielki hejt na Lisę. Nie myśl, że jej nie lubię czy coś, ale.. No kurde, ona może skrzywdzić Michaela!
Po moim trupie.
Oho, Lucas, wciąż tu jesteś. Mam nadzieję, że niedługo znikniesz.
No i oczywiście: cóż to byłby za rozdział bez aluzji do związku Michiego i Stefana.
Przepraszam za mój wpis, jest chujowy. Wiem. Jestem okropna.
Czekam na następny, Mel.
Zuzek.
Przepraszam, że zjawiam się dopiero teraz, ale ostatnio tak mi się nie chce komentować, że muszę się do tego zmuszać. Poważnie, rozdział przeczytałam zaraz po tym jak go opublikowałaś, ale miałam takiego lenia i nie chciało mi się napisać komentarza. Przepraszam :( Postaram się poprawić, ale sama nie wiem jak to wyjdzie.
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny, zresztą jak każdy poprzedni. Nie wiem jak to robisz, ale kocham wszystko co piszesz. :)
Niech Lucas już zniknie, proszę. Naprawdę nie potrzebuję go w tym opowiadaniu, a tym bardziej Lisa go nie potrzebuje. Ma uroczego Michaela, który naprawdę zwariował. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jest mi go szkoda, a Lisie obiłabym twarz. Powinna się obudzić. To Michi jest jej miłością, a Lucas nawet nie ma dla niej czasu. Pogonić go! :D
Jak zawsze: #TeamLichael ♥
Czekam na kolejny!
Buziaki :*
Witaj,
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie wpadło mi do gustu. Muszę stwierdzić, że piszesz na serio interesująco. Potrafisz z niezwykłością budować akcję i dialogi. Świetnie oddajesz emocje bohaterów. A to jest duży plus. Do opisów też nie mam zastrzeżeń. Dzięki twojemu opowiadaniu przeniosłam się do innego świata. Dziękuję. Co tu więcej mówić? Piszesz rewelacyjnie! Nie żałuję, iż tu trafiłam. Czekam na kolejny rozdział. Jestem niezmiernie ciekawa, co będzie dalej…
Życzę dużo weny i zapraszam do mnie. Pojawiło się nowe opowiadanie o tematyce wojennej.
www.opowiesci-sovbedlly.blogspot.com
Dołączam fragment dla zachęty:
„W końcu wyławiam spojrzeniem moją siostrzyczkę. Moje kochane maleństwo. Na miękkich nogach podchodzę bliżej. Ciężko oddycha, patrząc otępiale na sufit. Na jej białej koszulce przeziera czerwona, powiększająca się plama. Zdejmuję opaskę z ramienia i zakładam ją na ranę. Basia przygląda się mi z apatią, po czym wydaje z siebie ostatnie tchnienie. Chlipię, gdy zamykam na zawsze jej dziecięce oczy. Gdybym wtedy wzięła siostrzyczkę ze sobą, to z pewnością by dalej żyła…”
Hej!
OdpowiedzUsuńDawno mnie tutaj nie było, naprawdę bardzo dawno, za co ogromnie przepraszam, choć wiem, że przeprosiny są w tym wypadku niczym. Powinnam błagać Cie o wybaczenie, więc BŁAGAM! Wybacz mi tak długą przerwę z komentowaniem Twoich niesamowitych rozdziałów! Czytałam wszystko, ale nie wiem dlaczego nie komentowałam. ;c
Przepraszam jeszcze za to, że komentarz będzie krótki i nie będzie za bardzo odnosił się do treści rozdziału, ale mam mega dużo zaległości u innych i chciałabym dzisiaj jak najwięcej nadrobić. Obiecuję, że przy kolejnym rozdziale poprawię się!
Tak jak już wspomniałam, niesamowity rozdział!
Z niecierpliwością czekam na kolejny i dużo weny życzę.
Buziaki. ;*
Kiedy kolejny rozdział? :( nie mogę się doczekać <3
OdpowiedzUsuńW ciągu najbliższych kilku dni
UsuńKochana, zjawiam się tutaj po trzech tygodniach... mam nadzieję, że nie jesteś zła. :/ Bo wiesz, jak to mówią, lepiej późno, niż wcale. :) Mam nadzieję, że nie będziesz na mnie zła. :*
OdpowiedzUsuńAle może przejdę do rzeczy. :)
Rozdział jak zwykle jest mistrzostwem świata. *.*
Jestem oczarowana, zachwycona, wniebowzięta i nie wiem, co jeszcze napisać, żeby oddało to mój stan. ♥
Nasz Michi i nasza Lisa... Ach, jak oni cudownie razem wyglądają! ♥
W końcu porozmawiali i wyjaśnili sobie co nieco. :) To dobrze, bo ileż można żyć w nieświadomości i głupich, niepokrytych prawdą przekonaniach, prawda? Michael obrał dość grubą skórę, by móc utrzymać swoje emocje na wodzy. I doskonale to rozumiem. Jednakże efektem było... buractwo. xD Nie wiem, czy mogę tak to określić, ale zachowywał się jak burak. :) Na szczęście, kiedy przyszło co do czego potrafił zachować się jak facet. :)
Lisa w jego ramionach jest spokojna, wyciszona, szczęśliwa i czuje się bezpieczna. ♥ To piękne, bo nawet Lucasowi się to nie udaje. :) Przy nim jest ona spięta, nieco nerwowa... wydaje mi się, że nie do końca szczęśliwa. :(
Myślę, że powinna wziąć sobie do serca rozmowę z Michaelem. On chce z nią być. On chce zająć miejsce Lucasa u jej boku. Jednakże najpierw musi zakończyć tę farsę zwaną związkiem z Lucasem. I mam nadzieję, że nie będziemy musieli na to długo czekać. :) To, że wyprosiła Lucasa ze swojego mieszkania było pierwszym, dobrym krokiem. :) Tak, może pomyślisz sobie, że jestem chamska itd, ale ja nie znoszę Lucasa. xD Zjawia się jak gdyby nigdy nic i co? Naleśniki chce robić. :/ Nieważne ile razy zachował się jak skończony kretyn, prawda? :/ Czasami zastanawiam się czy on jest tak nieświadomy swojej nieczułości i braku delikatności czy to po prostu jego usposobienie. :/
Kiedy wspomniał o tym, że Lisa się upiła, to miałam ochotę go uderzyć! Po prostu zero subtelności... :/
Wykonałaś doskonałą robotę pisząc ten rozdział! Moje gratulacje, Kochana! :* ♥
Pod świeżutką 15 zjawię się jeszcze dziś, ale nieco później. :*
Ściskam! ♥
Rozdział czternasty rewelacyjny, jak prolog, rozdział pierwszy i rozdział drugi, rozdział trzeci, rozdział czwarty, rozdział piąty ,rozdział szósty, rozdział siódmy, rozdział ósmy, rozdział dziewiąty, rozdział dziesiąty, rozdział jedenasty, rozdział dwunasty, rozdział trzynasty napisany rewelacyjnym stylem, piszesz fenomenalnie Refleksję płynące z przeczytanego rozdziału: Michael i Lisa ach, jak oni cudownie razem wyglądają.W końcu porozmawiali i wyjaśnili sobie co nieco. To dobrze, bo ileż można żyć w nieświadomości i głupich, niepokrytych prawdą przekonaniach, prawda? Michael obrał dość grubą skórę, by móc utrzymać swoje emocje na wodzy. Był burakiem,na szczęście, kiedy przyszło co do czego potrafił zachować się jak facet. Lisa w jego ramionach jest spokojna, wyciszona, szczęśliwa i czuje się bezpieczna. To piękne, bo nawet Lucasowi się to nie udaje. Przy nim jest ona spięta, nieco nerwowa... wydaje mi się, że nie do końca szczęśliwa.
OdpowiedzUsuń