(muzyka)
Dziwnie jest tak po prostu nagle przestać z kimś rozmawiać. Szczególnie jeśli ta osoba była tak ważną. Od czasu mojej ostatniej rozmowy z Michaelem nie potrafię znaleźć dla siebie miejsca w świecie skoczków. Większość czasu spędzam w hotelowym pokoju – moim albo Leah. Niecierpliwie czekam na koniec Turnieju Czterech Skoczni, żebym mogła spędzić chociaż chwilę w innym towarzystwie. Mam ochotę wyjść na jakąś imprezę, albo po prostu posiedzieć w kawiarni. Ze skoczkami jest to niemożliwe. Nie tylko dlatego, że w czasie turnieju rezygnują z alkoholu i nadprogramowych kalorii. Unikam ich, bo Michael zazwyczaj jest z nimi, a nawet jeśli go nie ma, to istnieje zbyt duże ryzyko, że zaraz się pojawi, żebym mogła czuć się swobodnie. Próbuję udawać przed samą sobą, że wszystko jest w porządku, ale prawda jest taka, że cholernie mi go brakuje. Najgorsze jest to, że on sprawia wrażenie, jakby ta sytuacja w ogóle go nie obchodziła. Jeśli już zdarza nam się przebywać razem w jednym pomieszczeniu, nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi. Kiedy rozmawia z kolegami, wydaje się być całkowicie beztroski i nigdy nie przyłapuję go na ukradkowych spojrzeniach posyłanych w moją stronę. Irytuje mnie to, bo podczas gdy ja z każdym dniem czuję się coraz gorzej, on nie stroni od przeróżnych żartów i śmiechów, a w dodatku wygrywa kolejne konkursy. Nie umiem mu źle życzyć. Za każdym razem, gdy siada na belce, ogarnia mnie to samo uczucie niepokoju, co zawsze. Boję się, że skok mu nie wyjdzie, albo że, co gorsza, coś mu się stanie. Kiedy wygrał w Oberstdorfie, cieszyłam się razem z nim. Nie tylko dlatego, że właśnie zaczęło spełniać się jego marzenie. Czułam, że w jakiś sposób przyczyniłam się do tego zwycięstwa i dzięki temu jego widok na najwyższym stopniu podium napawał mnie jeszcze większą dumą. Gdy w Garmisch-Partenkirchen zajął trzecie miejsce, obwiniałam się o to, że to przeze mnie nie był tamtego dnia w tak dobrej dyspozycji, jak wcześniej. Mimo tego cieszyłam się, że znów stanął na podium. Ale gdy wygrał w Innsbrucku, nie umiałam podzielić tej radości tłumu austriackich kibiców obecnych na Bergisel. Miałam wrażenie, że tym razem również przyczyniłam się do jego wygranej, ale w zupełnie inny sposób. Że nie napędzały go jedynie okrzyki publiczności i myśl o marzeniu, którego spełnienie było już tak blisko, ale również chęć pokazania mi, jak wiele straciłam. Jeśli taki był jego cel, to udało mu się go osiągnąć. Po tym konkursie moje przygnębienie osiągnęło swoje apogeum. Opuściłam skocznię zaraz po tym, jak się zakończył i wybrałam się na samotny spacer ulicami Innsbrucka. Patrzenie na jego uśmiech sprawiało mi ogromny ból, a poza tym nie chciałam natknąć się na jego rodziców. Wszystko w tym mieście mi o nim przypominało, bo przecież to właśnie tam się poznaliśmy. A szczególnie kawiarnia, do której zabrał mnie po pierwszym treningu, jakiego byłam świadkiem. Nie miałam zamiaru jej odwiedzać, ale była jedynym znajomym mi lokalem w tej części miasta i nogi same mnie do niej poniosły. Wszystko było dokładnie takie samo, jak wtedy. Te same kwieciste zasłony, te same fotografie, to samo ułożenie stolików i tak samo relaksująca muzyka. Usiadłam w tym samym miejscu, w którym siedziałam wtedy i zamówiłam to samo orzechowe cappuccino i tę samą szarlotkę na ciepło. Brakowało tylko jego. Takie samotne siedzenie w kawiarni nie poprawiło mojego nastroju, ale pozwoliło mi pozbierać myśli. Zrozumiałam, że straciłam coś, co mogło okazać się najlepszym, co mnie w życiu spotkało.
I wreszcie Bischofshofen zwiastujące koniec moich męczarni. Pocieszałam się, że to ostatni z konkursów i że tyle jeszcze będę w stanie wytrzymać, ale ten okazuje się być najgorszym ze wszystkich. Michael znów wygrywa, a poza tym odnosi zwycięstwo w całym Turnieju Czterech Skoczni, więc radość jest podwójna. I pomimo tego, jak bardzo mnie irytuje tą swoją beztroską i obojętnością, mam ochotę podbiec do niego i wyściskać go tak samo, jak robi to Stefan, a później reszta chłopaków. I jego rodzice. I dziewczyny, z Jaci na czele, które przyjechały tu specjalnie na wielki finał turnieju. I członkowie naszej ekipy, pozostali zawodnicy, panie wręczające kwiaty... W skrócie – wszyscy. Wszyscy oprócz mnie, bo ja zostaję przy szatniach z poczuciem, że nie powinnam brać w tym udziału. Zamierzam przeczekać ten wybuch radości, a po powrocie do hotelu spakować się i od razu wyjechać do Wiednia, nawet jeśli nie znajdę innego środka transportu niż autobus. Moje plany zostają jednak pokrzyżowane przez nagłe pojawienie się Jaci.
- Wszędzie cię szukałam! - Gdy dostrzega mnie z daleka, podbiega do mnie i natychmiast zawraca, ciągnąc mnie za sobą. - Dlaczego nie jesteś z nami? No chodź! Nawet nie wiesz, jak wiele cię omija!
Wiem, co mnie omija. Ogromna radość Michiego, której nie mogę dzielić razem z nim. Jest mi dużo lepiej, gdy obserwuję ją z daleka.
Naprawdę uwielbiam Jaci i jej entuzjazm, ale w tym momencie mam ochotę uderzyć ją po głowie i kazać zostawić się w spokoju. Jest jednak za silna, bym była w stanie się jej wyrwać. Poza tym ona nie ma pojęcia, co wydarzyło się między mną a Michaelem, więc takie zachowanie mogłoby ją wprowadzić w stan ciężkiego szoku. Potulnie podążam za nią, pocieszając się w myślach, że muszę wytrzymać jeszcze tylko chwilę, a potem będę miała spokój na najbliższe kilka dni.
Michael jest zajęty pozowaniem do zdjęć, więc mogę odetchnąć z ulgą. Niestety, nie na długo.
- Lisa! - Podskakuję, gdy ktoś krzyczy wprost do mojego ucha. - Jak miło wreszcie cię widzieć!
Obracam się w stronę, z której dochodzi ten przepełniony radością głos i moim oczom ukazuje się mama Michiego. No tak, na tym świecie chyba nie ma innej kobiety, która na widok swojej (domniemanej) przyszłej synowej reagowałaby takim entuzjazmem. Nawet matka Lucasa nie wita mnie z taką serdecznością.
Może ona też podejrzewała Michaela o romans z Kraftem i jest taka szczęśliwa tylko dlatego, że przywróciłam jej nadzieję na to, że jednak doczeka się wnuków?
- Dzień dobry! Panią również. - Silę się na uśmiech z nadzieją, że nie wygląda tak sztucznie, jak w reklamach past do zębów.
- Nie wiem, jak to możliwe, że nie spotkałyśmy się w czasie poprzednich konkursów. Będziemy musiały to nadrobić.
Nie, nie, tylko nie to. Boże broń!
- Też tak uważam – odpowiadam, wciąż z tym samym uśmiechem przyklejonym do ust.
Przygląda mi się uważnie i kiedy już zaczynam się martwić, że wyczuje jakiś fałsz, ona niespodziewanie mnie do siebie przytula.
- Jestem taka szczęśliwa! - piszczy wprost do mojego ucha. - To od dawna było jego marzenie.
Z każdą chwilą czuję się coraz gorzej. Z trudem przełykam gulę, która utworzyła się w moim gardle.
- Zasłużył sobie na to – mówię tak cicho, że słyszy mnie tylko dlatego, iż jej ucho znajduje się przy moich ustach.
Odsuwa się ode mnie i już chce coś powiedzieć, kiedy dostrzega kogoś za moimi plecami i zaczyna machać w tamtą stronę. Odwracam się powoli i niechętnie, bo wiem, kogo tam zobaczę.
Michael zdaje się mnie w ogóle nie dostrzegać. Posyła Brigitte szeroki uśmiech, a gdy podchodzi bliżej, wręcza jej kwiaty, które otrzymał w czasie dekoracji. Mam ochotę chwycić go za tę czerwono-granatową kurtkę i mocno nim potrząsnąć. Jakim prawem tak mnie ignoruje? Przecież dopiero co całował mnie tak, jakbym była centrum jego wszechświata, a teraz nawet nie zaszczyca mnie spojrzeniem. Czuję się tak, jakby wbijał w moje serce dziesiątki małych szpilek. Z chęcią odeszłabym od nich, żeby wyżalić się Leah, ale to byłoby zbyt ostentacyjne. Dlatego przyglądam się tej rodzinnej scence z wymuszonym uśmiechem na twarzy, chociaż wewnątrz krzyczę z bezsilności. Nie słucham tego, o czym mówią, dopóki z ust Brigitte nie pada moje imię.
- Właśnie rozmawiałam z Lisą o tym, że musimy spędzić ze sobą trochę czasu, ale teraz sobie myślę, że przecież obie będziemy na twoim przyjęciu.
Michael marszczy brwi i spogląda na mnie pierwszy raz od kilku dni, ale robi to w taki sposób, jakby chciał mnie oskarżyć o potajemne spiskowanie z jego matką. Wzruszam ramionami. Jestem tak samo zdziwiona i zdeprymowana jak on.
- Jakim przyjęciu? - pyta niepewnie.
- Nie udawaj, że nie zamierzałeś urządzać imprezy z okazji wygranej! - Nagana na chwilę zajmuje w tonie jej głosu miejsce entuzjazmu. - Ach, już wiem. Po prostu nie chciałeś zapraszać na nią starej matki.
Krzyżuje ręce na piersiach i odwraca wzrok. Gdyby nie mój nie najlepszy humor, pewnie zaśmiałabym się na ten widok. Michael wzdycha głośno i przewraca oczami, ale kiedy zdaje sobie sprawę z tego, że pani Hayboeck naprawdę jest bliska tego, by się na niego śmiertelnie obrazić, zaczyna ją uspokajać.
- Mamo, po prostu nie myślałem jeszcze o żadnej imprezie! Ale masz rację, na pewno jutro ją urządzę i na pewno zaproszę ciebie i tatę i w ogóle całą rodzinę.
Te dwa zdania wystarczą, by do Brigitte powrócił jej entuzjazm. Uśmiecha się i klepie syna po ramieniu.
- Wiedziałam, że dobry z ciebie dzieciak. Więc w takim razie widzimy się jutro, Liso – niespodziewanie zwraca się do mnie.
Niepewnie przenoszę wzrok na Michaela, ale jego spojrzenie jest utkwione w jakimś odległym punkcie za plecami matki. Przystępuję z nogi na nogę. Nie mam pojęcia, jak uświadomić Brigitte, że prawdopodobnie nie zobaczymy się ani na przyjęciu jej syna, ani w ogóle już nigdy.
- Obawiam się, że nie jestem zaproszona – odpowiadam ostrożnie, z uwagą śledząc jej reakcję.
- Bzdura. - Uśmiecha się i macha ręką, ale kiedy dostrzega moją powagę, marszczy brwi i przenosi zdezorientowane spojrzenie na syna. - Czy stało się coś, o czym nie wiem? Oczywiście, że jesteś zaproszona. Prawda, Michi?
Na dźwięk swojego imienia, Michael wybudza się z głębokich myśli, potrząsając przy tym głową. Powrót do rzeczywistości zajmuje mu chwilę.
- Słucham? Ach, tak, jasne. Liso, czuj się zaproszona. - Wykrzywia usta w grymasie, który w niczym nie przypomina uśmiechu. - Przyjdź razem z Lucasem – dodaje, jak gdyby od niechcenia.
Jeśli tymi słowami chce dać mi do zrozumienia, jak bardzo jestem mu obojętna, to udaje mu się to zrobić. Wzmianka o Lucasie potęguje ból, z jakim zmagam się już od kilku dobrych dni. Wiem, że Michael wcale nie chce go widzieć na swoim przyjęciu, zresztą podobnie jak mnie, i wspomniał o nim tylko po to, by wprawić mnie w zakłopotanie przed Brigitte. Czuję na sobie jej pytające spojrzenie, ale nie mam odwagi, by na nią popatrzeć. Skupiam swój wzrok na Michaelu, który sprawia wrażenie, jakby ze swojej wypowiedzi był bardziej zadowolony niż z wygranej w Turnieju Czterech Skoczni i zastanawiam się, które uczucie teraz we mnie przeważa – żal z powodu tego, że nie uśmiecha się do mnie tak, jak dawniej, czy narastająca w sercu nienawiść.
- Kim jest Lucas? - Brigitte przełamuje panujące między nami już od dobrej chwili milczenie.
Michael otwiera usta, żeby udzielić jej odpowiedzi, ale uprzedzam go. Nie chcę wiedzieć, co ma do powiedzenia na temat Lucasa. Nie chcę, żeby moja niechęć do niego stała się jeszcze większa. Nie po tym wszystkim, co dzięki niemu przeżyłam.
- To mój narzeczony.
Zbieram się w sobie i śmiało patrzę na Brigitte. Ma taką minę, jakby doświadczyła bolesnego kopnięcia w brzuch. Entuzjazm uchodzi z niej jak powietrze z przekłutego balonika. Współczuję jej tych złamanych nadziei na posiadanie wnuków, bo przecież to nie jej wina, że stała się ofiarą tej dziwnej gierki, w jaką Michael ze mną pogrywa.
- Ach... - przez chwilę to jedyne, co potrafi z siebie wydusić. - No cóż... - Powoli zaczyna otrząsać się z szoku, czego dowodem jest niepewny uśmiech. - W takim razie koniecznie musi przyjść z tobą.
Po jej słowach następuje niezręczna cisza. Ciężko jest mi ukryć swoją złość na Michaela. To tylko i wyłącznie z jego winy Brigitte uznała mnie za swoją przyszłą synową, więc dlaczego teraz stawia mnie w tak niezręcznej sytuacji? Już po pierwszym konkursie mógł wytłumaczyć swojej matce, jak jest naprawdę, a nie mieszać do tego mnie i to jeszcze w taki sposób. Jakby tego było mało, dodatkowo irytuje mnie tym szelmowskim uśmieszkiem, który nie schodzi z jego ust.
- Michi, widziałeś gdzieś może ojca? - Pytanie pani Hayboeck kolejny raz przerywa nasze milczenie.
- Ja już pójdę. Lucas też pewnie mnie szuka. - Wypowiadając to zdanie, patrzę na Michaela, ale on zdaje się być nim w ogóle nieporuszony. - Miło było panią spotkać.
- Nawzajem. - Brigitte uśmiecha się, ale widać, że poprzedni entuzjazm opuścił ją bezpowrotnie.
Nie czekam na jakiekolwiek słowa pożegnania ze strony Michiego. Odwracam się i odchodzę szybkim krokiem, ciesząc się, że tę konfrontację z jego matką mam już za sobą. Oczywiście, że nie zamierzam zjawiać się na jego pieprzonym przyjęciu. W ogóle nie zamierzam brać udziału w niczym, co jest związane z jego pieprzonym życiem, bo jasno dał mi do zrozumienia, że nie jestem w nim mile widziana. Rozpacz miesza się we mnie ze wściekłością. Czuję się zupełnie nic niewarta. Powinien walczyć, błagać mnie, żebym zostawiła dla niego Lucasa, a on mną tak po prostu wzgardził. Przeciskam się między ludźmi w stronę parkingu, a kiedy udaje mi się wydostać z tłumu, kopię każdą grudkę śniegu, jaka napatoczy się pod moje nogi. Muszę dać jakiś upust emocjom, bo inaczej rozsadzą mnie od środka. Najchętniej skopałabym to piękne porsche Michaela, ale ono zapewne spoczywa bezpiecznie w jego garażu. Za to audi Lucasa znajduje się na wyciągnięcie ręki i kusi równie mocno. Biorę szeroki zamach nogą i już mam uderzyć, ale wtedy uświadamiam sobie, że, po pierwsze, bardziej tym kopnięciem zranię siebie, niż auto, a już tym bardziej Michaela, a po drugie, że przecież Lucas w żaden sposób mi nie zawinił. Może i nie jest wylewny w okazywaniu uczuć, ale stara się, jak może i jeśli kogoś miałabym obwiniać o wszystko, co złe w naszym związku, to powinnam to być tylko i wyłącznie ja sama. Dlatego opieram się o maskę i próbuję się uspokoić. Gdy jakiś czas później zjawia się Lucas, w ogóle nie zauważa, że coś jest ze mną nie tak.
- Czemu tak szybko uciekłaś? - pyta tylko.
- Jestem już zmęczona. - Wzruszam ramionami.
Nie czekam, aż podejdzie, żeby otworzyć mi drzwi, tylko sama wsiadam do środka. Gdy odpala silnik, z radia zaczyna lecieć jakaś żywa piosenka, w ogóle nie pasująca do mojego samopoczucia. Nie zmieniam jednak stacji, nie chcąc prowokować Lucasa do zadawania pytań.
- Michael zaprosił nas na swoją imprezę z okazji wygranej.
Nie zamierzałam mu o tym mówić, ale przypomniałam sobie, że na tym przyjęciu zapewne będzie też sztab szkoleniowy, a więc znajomi Lucasa, więc może poczuć się urażony brakiem zaproszenia. I mogłoby go to zmusić do niepotrzebnych rozmyślań.
- Kiedy?
Już widzę, że jest sceptycznie nastawiony do sprawy.
- Jutro, ale nie podał jeszcze konkretnej godziny.
Cmoka z dezaprobatą, co przekonuje mnie, że miałam rację. W porządku, nie zamierzam go przekonywać. Nie zależy mi na jego obecności na tym przyjęciu.
- Obrazisz się, jeśli z tobą nie pójdę? Umówiłem się już na kolację z ojcem.- Na chwilę odrywa wzrok od ulicy i przenosi go na mnie. W jego oczach maluje się niepewność. Domyślam się, że ma w pamięci naszą niedawną rozmowę.
Silę się na beztroski uśmiech, żeby go uspokoić.
- Właściwie to i tak się tam nie wybieram.
- Dlaczego? - Marszczy czoło i znów skupia swoją uwagę na mnie. - Myślałem, że go lubisz.
- Patrz na drogę – karcę go, żeby zyskać na czasie, chociaż naprawdę nienawidzę, gdy kierowca zajmuje się czymś innym niż tylko i wyłącznie jazdą. Powoduje to we mnie nieuzasadniony lęk.
Żałuję, że powiedziałam mu o swoich planach wobec tego przyjęcia. Nie mogę podać mu prawdziwego powodu, a jeśli nie wymyślę równie dobrego, to stanie się podejrzliwy. A poza tym boli mnie ta jego nieświadomość, z jaką powiedział: Myślałem, że go lubisz. Powinnam się cieszyć, że nie zauważył tego, co działo się tuż pod jego nosem, ale czuję się jak zwykła suka.
- Lubię, ale nie mam ochoty na imprezy, skoro mogę wreszcie spędzić trochę czasu w domu – dodaję po chwili.
Lucasa chyba satysfakcjonuje ta odpowiedź, bo nie drąży tematu. W milczeniu dojeżdżamy do hotelu, a gdy tylko wchodzimy do pokoju, zabieram się za pakowanie. Jeszcze tylko kilkanaście godzin i już będę w domu. Zapalę moje świeczki, zaparzę herbatę i przeleżę cały dzień na kanapie pod mięciutkim kocykiem, oglądając filmy z Ryanem Goslingiem. Właściwie to czemu tylko jeden dzień? To idealny sposób na spędzenie reszty życia.
Wrzucam do walizki ostatnie rzeczy, kiedy zaczyna dzwonić mój telefon. Wcale nie jestem zaskoczona, gdy na ekranie widzę uśmiechniętą Leah. Robi mi się trochę głupio, że tak się skupiłam na sobie i nie zastanawiałam się w ogóle nad tym jak ona się czuje po kolejnej konfrontacji z Mią - nową dziewczyną Koflera. Odbierając, nie spodziewam się usłyszeć niczego nowego. Zawsze, gdy nasza rozmowa schodzi na ten temat (czyli w ostatnim czasie wyjątkowo często), Leah nie szczędzi obelg pod jej adresem. Najbardziej boli ją to, że Mii daleko jest z wyglądem do dziewczyny z okładki. Twarz ma przeciętną, a oprócz tego nie jest szczupła, a raczej mocno zaokrąglona. Mam wrażenie, że Leah mniej przeżywałaby tę sytuację, gdyby Andreas umawiał się z jakąś Adrianą Limą, bo wtedy mogłaby obwiniać siebie o to, że nie jest tak idealna, jak ona. Tymczasem mojej przyjaciółce nie pozostaje nic innego, jak zastanawiać się, co on w niej widzi i w czym jest lepsza od niej.
- Masz chwilę, żeby wyskoczyć ze mną do baru?
Ta propozycja też mnie nie dziwi.
- Nie sądzisz, że w ostatnim czasie za często wyskakujemy razem do baru? - Zdaję sobie sprawę z tego, że brzmię jak jej matka, ale aktualnie jestem jedyną osobą, która ma na nią jakiś wpływ.
Spoglądam ukradkiem na Lucasa, który również jest zajęty pakowaniem. Idzie mu to wolniej, bo, w przeciwieństwie do mnie, nie wrzuca wszystkiego niedbale do walizki, ale każdą część garderoby składa starannie, czasem nawet po kilka razy, jeśli zrobi to krzywo. Udaje, że nie zwraca uwagi na moją rozmowę, ale i tak źle się czuję prowadząc ją przy nim.
Słyszę w słuchawce, jak Leah bierze głęboki wdech i niemal widzę, jak wywraca przy tym oczami.
- Możemy napić się herbaty, jeśli alkohol ci się znudził.
- W porządku. Widzimy się na dole?
- Jasne.
Wrzucam do walizki ostatnie ubrania, ale jeszcze jej nie zamykam, bo rano będę musiała schować rzeczy, które są mi potrzebne teraz. Rzucam Lucasowi krótkie Wychodzę, po czym opuszczam pokój i idę do hotelowej restauracji. Zastaję Leah siedzącą przy najbardziej oddalonym od wejścia stoliku. Przegląda kartę dań i nawet nie zauważa, gdy podchodzę. Dopiero gdy celowo głośno odsuwam krzesło, niechętnie podnosi wzrok.
- Musisz robić przy tym taki hałas? - pyta głosem pełnym pretensji. Zupełnie tak, jakbym to ja była winna temu, że Andreas znalazł sobie inną dziewczynę.
Puszczam jej uwagę mimo uszu i uśmiecham się szelmowsko.
- Już nie bądź taka delikatna.
Zamawiam herbatę i pilnuję, żeby Leah zrobiła to samo. Kiedy kelner ją przynosi, pije od razu, nie zważając na to, że jest jeszcze gorąca. To świadczy jedynie o tym, że jej nerwy są w bardzo złym stanie. Mogłam namówić ją na melisę, albo przynieść jakieś tabletki uspokajające.
- Co tym razem zrobiła Mia? - pytam, domyślając się przyczyny jej zdenerwowania.
Krzywi się na dźwięk tego imienia, ale jej oczy nie zachodzą łzami, co uważam za ogromny postęp.
- Wciąż jest tak samo gruba, jak zawsze. - Jej głos jest przepełniony jadem i goryczą, która odbija się także w jej oczach. Serce mi się kraja, gdy sobie przypomnę, że jeszcze niedawno próżno było w nich szukać czegoś innego niż iskierek radości. - Andreas chce ją zabrać na imprezę Michiego.
- Co z tego? - Wzruszam ramionami, starając się zbagatelizować sprawę. - Niech ją sobie zabiera, przecież ty wcale nie musisz tam iść.
Mierzy mnie takim spojrzeniem, jakby chciała mnie oskarżyć o największą herezję. Mimowolnie kulę się w sobie i biorę łyk herbaty, tylko po to, żeby na nią nie patrzeć, chociaż napój jest jeszcze gorący i parzy mi język.
- Zwariowałaś? Za bardzo lubię i szanuję Michiego, żeby nie zjawić się na jego przyjęciu. A poza tym, Andreas mógłby się czegoś domyślić. Pójdę tam i pokażę mu, jak głęboko gdzieś mam ten jego związek.
Wzdycham z bezsilności. Nie ma sensu, żebym kolejny raz tłumaczyła jej, że lepiej będzie, jeśli wyzna Koflerowi prawdę o swoich uczuciach, skoro ona i tak mnie nie posłucha.
- A ty? Wybierasz się tam? - pyta, kiedy w żaden sposób nie komentuję jej poprzedniej wypowiedzi.
- Nie – odpowiadam krótko, chcąc uciąć temat, ale ona nie daje się tak łatwo zbyć.
- Dlaczego? Nie zaprosił cię?
- Zaprosił, ale tylko dlatego, że zmusiła go do tego jego matka.
Opowiadam Leah o tym, co miało miejsce na skoczni. Słucha mnie w milczeniu, od czasu do czasu potakując skinieniami głowy. Kiedy kończę, wydaje mi się, że tyle wystarczy, aby zrozumiała, dlaczego nie zamierzam pojawiać się u Michaela, dlatego zaskakuje mnie swoim stwierdzeniem:
- I tak powinnaś tam pójść.
Wpatruję się w nią, pełna szoku dla jej braku empatii. Co to ma znaczyć? Przecież ja od kilku dni poświęcam całą moją energię na pomaganie jej w wydostaniu się z tego miłosnego bagna, w jakim się zagrzebała i zapominam przy tym o moich problemach z Michim, a kiedy raz ich temat zostaje poruszony, ona nawet nie stara się zrozumieć.
- Niby z jakiej racji? - pytam oschle, nie kryjąc oburzenia.
- Dziewczyno, proszę cię! Nie widzisz, że to jedna wielka gra? On cię olewa, a ty odchodzisz od zmysłów. Nie możesz pozwolić, żeby wygrał. Musisz tam pójść i mu pokazać, że to w ogóle na ciebie nie działa.
Nie odpowiadam. Przygryzam wargę i w milczeniu rozważam jej słowa. To, że Michael w coś ze mną pogrywa, jest oczywiste. Wątpię w to, że tak po prostu z dnia na dzień przestało mu na mnie zależeć. Dobrze pamiętam ten ból, który malował się w jego oczach, gdy rozmawiał ze mną w Ga-Pa. A teraz przybrał na twarz maskę nieczułego dupka i zaczął odgrywać rolę, której nie rozumiałam. Pytanie tylko, czy robił to rzeczywiście po to, żeby mi dogryźć, czy był to tylko mechanizm obronny. Jeśli to drugie, to przyjście na to przyjęcie i utrudnianie mu sprawy byłoby z mojej strony bardzo nie na miejscu. Ale jeśli to pierwsze...
- Masz rację – stwierdzam wreszcie, na co Leah wyrzuca ręce w górę w geście triumfu. - Muszę tam iść.
Jedno jej spostrzeżenie, a ja czuję się zdeterminowana i zmotywowana do tego stopnia, że nawet nie jest mi żal moich planów na spędzenie dnia w towarzystwie Ryana Goslinga i puszystego kocyka.
- Cudnie. Rano pojedziesz ze mną od razu do Linzu i zostaniesz na noc po przyjęciu. Co ty na to?
- Brzmi świetnie.
Uśmiech, jakim Leah odpowiada na moje stwierdzenie, jest pierwszym szczerym uśmiechem, jaki pojawia się na jej twarzy od pamiętnej sylwestrowej nocy.
*
Przepraszam za to, że tak mało się tu dzieje, ale to właściwie dopiero wstęp do trzynastego rozdziału. Początkowo oba te rozdziały miały być jednym, ale w trakcie pisania stwierdziłam, że wyszłoby za długo i podzieliłam go na dwa. Plus jest taki, że na trzynastkę nie będziecie musiały długo czekać, bo jeśli dobrze pójdzie, to pojawi się już za tydzień.
Jak myślicie, co się wydarzy u Michaela?
Ściskam Was mocno i całuję! ;*
Pierwsza, kurde tak, udało się. Wrócę po 16
OdpowiedzUsuńHej kochana!
UsuńTak wiem, miałam być po 16. Zasadniczo to jest po 16, więc nie nawaliłam.
Spóźniłam się, bo 1) skoki 2) mecz.
Mecz przegrany, więc jestem odrobinę zniechęcona do wszystkiego.
Czy aby na pewno mało się dzieje? Jesteś tego pewna?
Moim zdaniem bardzo dużo się dzieje. Mnóstwo. Pełno tu emocji, silnych przeżyć i jeśli miałabym to wszystko podsumować to napisałabym: konsekwencje.
Nie dziwię się Michaelowi w ogóle. Został poniżony, zdeptany i odrzucony przez kobietę, która z całą pewnością kocha. Za to dziwię się Lisie. Jest zaskoczona? Czym? Spodziewała się, że Michi będzie walczył, rozkładał czerwony dywan przed nią i błagał, skomlał o uwagę i czułość, dotyk? Ma swoją godność. 'Nie' oznacza 'nie'. Bo co jej zdaniem miał zrobić? Rzucić Lucasowi wyzwanie i walczyć na miecze (bardzo źle to brzmi i na pewno Stefan chętnie by się do tego dołączył). Ona zdecydowała, wybrała swoje pojebane, ale spokojne, bezpieczne i DOSTATNIE życie. A on jako dojrzały i zakochany facet dał jej spokój, spełnił jej życzenie. Oczywiście, jego milczenie i obojętność to gra, chęć udowodnienia jej czegoś. Można krytykować go za to, że powinien zachować się z klasą. Ale on został upokorzony!Zrównany z ziemią! Zraniła go, zdewastowała! Dawała mu prezenty na święta, czas i nadzieję. Po co? My wiemy, że Lisie zależy, że może nawet go kocha, ale jest zbyt bojaźliwa, żeby zerwać z obecnym życiem. Tylko, że Michael tego nie wiem. Z jego perspektywy nic nie wygląda kolorowa. On widzi dziewczynę, która pobawiła się nim, znudziła się, trzasnęła drzwiami i sobie poszła.I koniec.
Wszystko mi się w tym rozdziale podobało. Dosłownie. Każde zdanie, słowo, akapit, dialog. Wszystko. Emocje Lisy i Michael, jego postawa. Jego chęć udowodnienia Lisie i też sobie, że coś jest wart.Mimo tego, że jest oschły, obojętny i pozornie nic go nie rusza to ja uważam, że w środku się gotuje. No i ma na pewno złamane serduszko. Biedny Michi z połamanym serce...
Och, Lucas.. Wciąż tu jesteś... jednak nie wyparowałeś. Szkoda. Niby już mnie tak nie wkurza, ale to on tu nie pasuje. Niech da spokój. Czy on nie widzi, co się dzieje? Nie domyśla się? Co TUK.
Chciałabym, żeby okazało się, że Lucas jest taki, a nie inny, bo jakąś pannę na boku.
Co ja mogę więcej napisać? Jest cudownie i kocham to opowiadanie. Love, love, love.
Pozdrawiam i życzę weny.
Zuzek.
Mówiłam już, że kocham Twoje komentarze?? Nie mogę się naczytać, naprawdę. Przywróciłaś mi wiarę w ten rozdział i w to, że dobrze zrobiłam pozwalając sprawom potoczyć się tak, a nie inaczej. Dziękuję! <3
UsuńTo jest cudowne.
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest pierwszym rozdziałem,który tutaj czytam i za bardzo nie wiem co się wydarzyło między Michim i Lisą.Ale obiecuję. Doczytam resztę. Trochę mi szkoda mamy Michaela. Kobieta sądziła, że jej syn znalazł sobie dziewczynę i doczeka się wkrótce wnuków, a tu jednak nie. Nie wiem czemu, ale coś mi w Lucasie nie pasuje. Wydaje się jakiś taki...nie mogę w tej chwili określenia na niego. No cóż, trudno.
Dlaczego mam czekać,až za tydzień? Dobra. Nic nie mówię.
Doszła nowa i już się panoszy.
W następnym tygodniu zaczynają mi się ferie i pewnie wszystko dokładnie przeczytam.
Trochę nie rozumiem dlaczego Leah, aż tak wypomina wagę Mii, ale ja się nie znam i nie do końca wszystko rozumiem.
Nie będę marudzić,lecę nadrabiać zaległości.
Pozdrawiam oraz życzę duuużo weny.
GosiaczeK
Musisz koniecznie przeczytać resztę rozdziałów, jeśli chcesz lepiej poznać postać Lucasa. A co do Leah, to po prostu jest jej przykro i byłaby w stanie wypomnieć Mii wszystko, nie tylko wagę.
UsuńJeszcze raz dziękuję za komentarz! <3
Przeczytałam wszystko i nie znoszę Lucasa. I teraz wcale się nie dziwię, że wypomina Mii wszystko. Nie miał kogo sobie znaleść tylko Niemkę.
UsuńAndreas mnie zawidł...
Witam!
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział. Bardzo emocjonalny. Michael może i poigrywa z Lisą, ale robi to chyba dlatego, żeby wreszcie coś zrozumiała. On doskonale wie, że dziewczyna cierpi, bo on ją ignoruje. Ale wydaje mi sie, że właśnie na tym mu zależy i dzięki temu Lisa zda sobie sprawę, kogo tak naprawdę pragnie w swoim życiu. Jest przy tym nieco okrutny, ale wszystko można wybaczyć :)
Nie mogę sie doczekać tej imprezy u Michiego, bo odnoszę wrażenie, że wydarzy się tam coś więcej. Tym bardziej, że przecież Lucas się nie wybiera :)
Oby 13 była nawet szybciej niż za tydzień!
Buziaki :*
Może uda mi się dokończyć ją szybciej, ale wątpię. Dziękuję za miłe słowa <3
UsuńZamorduje! Siedzę nad neuro, umieram nad nią wręcz, a Ty mi dajesz nowy rozdział. Oczywiście na nauce bym się nie skupiła, więc muszę przeczytać, a jak przeczytam to będę przeżywać i żegnaj skupienie! Ale tak w ogóle to wielką radość sprawiłaś mi tym rozdziałem♥ tak w środku tygodnia, kto by się spodziewał?
OdpowiedzUsuńTeoretycznie mało się dzieje, ale zupełnie mi to nie przeszkadza skoro szybciutko będzie kolejny rozdział, a poza tym masz tak zajebisty styl piania, że nie sposób się zanudzić. W sumie żaden Twój rozdział nie jest nudny (jak Ty to robisz??) Wszystko co opisujesz jest takie realne, wszystkie uczucia Lisy. I uwielbiam jak wspominasz o Michim i Stefanie, leże i płaczę :D Potem też płaczę jak Michael zaprasza Lisę z Lucasem na to przyjęcie i jak wszystkie plany Brigitte umierają.
Pragnę już kolejny rozdział, ale uzbroję się w cierpliwość (nie jest moją mocną stroną). Przeczuwam, że trzynastka mimo swojej pechowości (i tak w to nie wierzę) będzie wygraną!
Mam jeszcze ferie, więc mogę sobie pozwolić na dodawanie rozdziałów w tygodniu. Też uwielbiam wspominać o Michim i Stefanie! <3 Przepraszam za przeszkadzanie w nauce, może zacznę dodawać rozdziały w weekendy, żeby nikogo nie rozpraszać, haha. I dziękuję za miłe słowa! <3
UsuńAaaa ♥Jesteś cudowna!Piekny rozdział :)Aż się łezka w oku kręci. Czekam na kolejne! *.*Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję i również pozdrawiam <3
UsuńNadrabiam.
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisać, bo ten rozdział jest jednym wielkim napięciem, cisza przed burzą albo PMS. Miejmy nadzieję, że mama Michasia ma zmysł proroczy i jednak zostanie teściową Lisy. ( nie rozumiem dlaczego jednak miałaby być smutna z powodu hipotetycznego związku Krafbock. Idealny zięć przecież!). Czekam na domówkę :))) XOXOXO
Ja też bym się cieszyła ze Stefka w rodzinie. Ale wystarczy mąż, nie musi być teść :))
UsuńHejka :)
OdpowiedzUsuńJejku umacniam się w przekonaniu. Z rozdziału na rozdział darzę Lucasa coraz większą sympatią ^^ Nie zmienia to faktu, że nadal kibicują Michaelowi i Lisie! Mam nadzieję, że te "gierki" Michiego szybko się skończą :)
Czekam na następny.
Pozdrawiam ;*
Następny rozdział pokaże, czy się skończą :)
UsuńHeej!
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny! Uczysz się z chemii, ale nagle widzisz, że pojawił się tak przez ciebie wyczekiwany rozdział i no oderwałaś mnie od nauki :P
Michi mnie zdenerwował! Takie olewanie nie jest dobre tak jak i dla niego tak jak i dla Lisy. Ona cierpi, ale cóż.. Powiem że troszkę się do tego przyczyniła (nie bijcie)
I znowu połączenie razem Michaela i Stefana! No po prostu mnie to rozwala :'D
Mama blondyna zawiedziona faktem iż Lisa ma narzeczonego XD nie dziwię się. Mam przeczucie że niedługo wydarzy się coś BARDZO ciekawego :D ale może się mylę?
I ekhem... Ja nie wytrzymam tygodnia :/ no ale co ja mam do tego.
Czekam
Buziaki :*
Jak dobrze, że już nie mam chemii!
UsuńZobaczymy w następnym rozdziale, czy się mylisz, czy nie :)
Hejo! :D
OdpowiedzUsuńKolejny genialny rozdział ;D I dobrze, że rozdzieliłaś na dwa. Jest ekscytacja przed 13 :D Już się doczekać nie mogę!
Ciekawi mnie co wymyślą dziewczyny na tej imprezie :D Bo nie chce mi się wierzyć, że będzie spokojne ignorowanie :P
I w sumie to fajnie, że Michi zachowuje się właśnie tak jak się zachowuje. Niech się Lisa w końcu ogarnie :P Choć właściwie to ona już się ogarnęła z tym uczuciem, tylko chce to wyprzeć.
I co ten Kofler... Leah przecież jest genialna!
Czekam na kolejny! :D
Pozdrawiam :D
Taki właśnie miałam plan, żeby zasiać w Was ziarno niepewności :D
UsuńMelduję się i ja!
OdpowiedzUsuńWybacz, że powtarzam się jak zdarta płyta, ale nie potrafię cię nie chwalić, bo nawet nie miałabym za co cię krytykować. Rozdział jest cudowny! Jak zwykle, zresztą. Masz kochana talent i to jest niepodważalne :)
Według mnie wcale nie dzieje się mało, wręcz przeciwnie... strasznie dużo emocji dzisiaj. I to takich trochę sprzecznych momentami. Michael mnie zaczyna powoli nieco irytować, jego takie... dziwne zachowanie. Niby jest oschły, nieprzyjemny, ale z drugiej strony założę się, że w jego wnętrzu jest zupełnie na odwrót, a to wszystko to taka maska przed Lisą. Chociaż z drugiej strony, jakby na to nie patrzeć, pomijają już wszelką babską solidarność, dziewczyna chyba faktycznie sobie na to zasłużyła, bo ona święta też nie jest. Może wreszcie pewne sprawy do niej dotrą. Ale mam nadzieję, że prędzej czy później, ich relacje wrócą na właściwe tory. Cały czas trzymam za nich kciuki ^^
Tak swoją drogą, jestem w szoku wobec samej siebie, ale Lucas odrobinkę zyskał w moich oczach. Co ty kochana tutaj wyprawiasz, że tyle czasu go nienawidziłam, a teraz dziwnym trafem mi się odmienia? :D
Czekam niecierpliwie na to, co wydarzy się na imprezie ^^
Tak na marginesie, chyba mamy w pewnym stopniu podobny gust muzyczny. Najpierw Odell, później przemycona w treści Adele, a teraz James Bay... Uwielbiam tą piosenkę, naprawdę sympatycznie współgra z całym rozdziałem :)
Buziaki :**
Lisa sobie z całą pewnością zasłużyła, nawet ja to przyznam. Jestem całym sercem po stronie Michaela! Lucas zyskał w Twoich oczach? Cieszę się, bo właśnie o to mi chodziło. A co do naszych gustów muzycznych to tak, chyba są podobne :D
UsuńJeju, tak Cię przepraszam, że nie pojawiłam się pod jedenastką! Na swoją obronę mam tylko to, że miałam paskudny humor.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny i szkoda mi Lisy. Chyba w końcu dochodzi do niej, że czuje coś głębszego do Hayboecka. Że jej narzeczony nie jest tym z kim chciałaby spędzić resztę życia.
Kolejna wzmianka o Stefanie mnie rozbawiła.
Ciekawa jestem, kiedy Michi pęknie, kiedy nie będzie w stanie udawać.
Czekam na kolejny i przepraszam za słaby komentarz :( Poprawię się.
Buziaki :*
Nie masz za co przepraszać, mnie u Ciebie dłużej nie było. Cieszę się, że mimo wszystko jesteś <3
UsuńHejka!
OdpowiedzUsuńBiedna Lisa... Już nawet nie chodzi mi o to, jak fatalnie się czuje po tej sytuacji z Michaelem, ale o to, że musiała stanąć oko w oko z jego matką i się tłumaczyć. Jego natomiast to bawiło. Okropne!
Lucas to w ogóle jest chyba ślepy, bo nie dostrzega, że z jego narzeczoną dzieję się coś złego. Ale faceci chyba tacy już są. :-/
Jeśli chodzi o Lisę, to nie dość, że sama jest w dołku, to jeszcze musi pocieszać przyjaciółkę. Nie wiem, czy to dobry pomysł, aby Lisa poszła na przyjęcie, ale to dopiero się okaże. Oby nie okazało się, że skutek będzie odwrotny, niż przewiduje to Leah.
Czekam na kolejny.
Pozdrawiam!
Lucas to taki typowy niedomyślny facet. W sumie to aż za bardzo niedomyślny.
UsuńNikt nie wie, czy to dobry pomysł, tym bardziej Lisa, ale w następnym rozdziale już wszystko stanie się jasne.
Hej, tak jak obiecywałam, jestem. :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że znowu powaliłaś mnie na kolana. ♥ Doskonały rozdział! ♥ :)
Bardzo boli mnie ta obojętność Michiego w stosunku do naszej Lisy... Wiem, że być może, on uważa, że na to zasłużyła, że musi się na niej jakoś odegrać czy coś w tym stylu, ale takie zachowanie przypomina mi obrażonego przedszkolaka. :/ Być może nasza bohaterka nieświadomie dała Michemu nadzieję na wspólną przyszłość, ale myślę, że skoro wiedział, iż Lisa jest w związku, nie powinien tak osobiście traktować każdego z jej słów czy gestów... :/
Lisa się pogubiła. Wszystkie wartości jakie dotychczasowo wyznawała wymieszały się w chaotyczny i niezwykły dla niej sposób. Nie wie czy lepiej żyć szczęęliwie czy harmonijnie. Nie przywykła do turbulencji, które wywracają jej życiem do góry nogami. :/ Być może przez to wyidealizowane życie, nie wie, co robić w tak chaotyczniej sytuacji. :(
Bardzo irytuje mnie brak empatii ze strony Lucasa. Znów nie zauważył, że z jego narzeczoną dzieje się coś nie tak. :/ On ma takie fale... raz jest OK, a raz ignoruje dosłownie wszystko. :(
Mama Michiego.. ♥ Jak zawsze ciepła i serdeczna. ♥ Przykro mi, że w tak nieoczekiwany sposób dowiedziała się, że wspólna przyszłość Michaela i Lisy w tym momencie nie ma racji bytu.. :( Troszkę nam skomplikowała, już i tak dość zagmatwaną sytuację, ale skąd miała wiedzieć, że Lisa ma narzeczonego? Syn jej tego nie powiedział, więc dlatego zaprosiła dziewczynę na przyjęcie. :)
Myślę, że nasza bohaterka powinna postąpić tak, jak podpowiada jej przyjaciółka. :))
Co może wydarzyć się u Michaela? Hm.. może jakaś sprzeczka, pod wpływem której znów zatracą się w emocjach i ponownie się pocałują? :D Ach, marzenia! ♥
Cóż, tak jak powiedziałam powyżej - rozdział jest znakomity pod każdym możliwym względem. ♥ :)
Czekam na tę trzynastkę. ♥
Buziaki ;*
W obecnej sytuacji może to i lepiej dla Lisy, że Lucas niczego nie zauważa XD
UsuńMarzenia? A może całkiem realne przypuszczenia?
Dobra, jestem! :D
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam chyba przedwczoraj, ale dopiero teraz się ogarnęłam, żeby skomentować.
Kurcze, szkoda mi Lisy, bo zachowanie Michaela do niej, znaczy nie dziwię mu się, ale to jest jednak smutne, jeju. :c
Ciągle nie rozumiem jak Koflero tak mógł, chyba za dużo Mannerów zjadł, czy coś.
Czuję, że na tej imprezie się będzie działo! Jakaś trzecia wojna światowa, albo pierwsza wojna lisowo(jak to brzmi XD)-michaelowa (i z małym dodatkiem Krafta, bo on będzie bronił Michaela, czyli w sumie wychodzi na lisowo-michaelową)
I ogólnie to już nie wiem co pisać, bo ty wiesz co sądzę o każdym twoim rozdziale (chyba cię w Wiśle albo Zako (albo i tu i to, jak się bawić to się bawić!) wyściskam za nie :>) bo to jest do przewidzenia. :D
Obiecuję, że przy następnym się rozpiszę, bo teraz prawie śpię, a jak nie skomentuję teraz to później zapomnę. XD
Buziaki :*
Koflero mógłby się podzielić Mannerami, zamiast jeść wszystkie sam, wyszłoby mu to na zdrowie i może zacząłby wreszcie lepiej skakać XD
UsuńMoże lepiej bez wojen, bo Michi musi przeżyć do swoich urodzin! Zabawy i uścisków nigdy za wiele <3
Jestem i ja.
OdpowiedzUsuńMuszę Cię bardzo przeprosić. Nie było mnie tu tak bardzo dawna. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie i naprawdę bardzo, bardzo Cię przepraszam.
Twoje rozdziały są naprawdę świetne. Trzymasz tak wielki poziom... Masz taki wielki talent. Ja czekam na twoją książkę!
A co do naszych bohaterów...
Michi... Naprawdę bardzo mi go szkoda. On musi bardzo cierpieć, chociaż udaje coś zupełnie innego. Jemu zależy na Lisie, bardzo zależy. Wydaję mi się, że już wcześniej nie powinnien się w to aż tak angażować, w końcu wiedział, że ona ma Lucasa, ale potrafię mu to wybaczyć. Zakochał się i to zrozumiałe. Co jednak nie zmienia faktu, że on bardzo cierpi. Udaje, że wszystko jest w porządku, pozostaje niewzruszony, ale wewnątrz pewnie nie jest za dobrze. On chce zadać ból Lisie i tym samym pokazać, jak on cierpi. Rozumiem go i jestem ciekawa, jak będzie się dalej zachowywał.
Lisa... Och... Ona sama nie wiem, czego chce, a raczej chce udać, że będzie z Lucasem szczęśliwa. Ona boi się z nim zerwać, ale tego chce. Ppgubila się, strasznie się pofubila. I jest zła na Michiego za jego obojętność. W końcu nie była do tego przyzwyczajona z jego strony. To ona zawsze była dla niego najważniejsza, a teraz... Teraz gdzieś to zniknęło. Sytuacja z mamą Michiego było bardzo niezreczna i cała ta rozmowa sprawiła pewnie lekki szok rodzicielce skoczka, ale przynajmniej zna prawdę. Jestem ciekawa, jak potoczy się ta impreza u Michiego. Lisa tam będzie, jego cała rodzinaa też. Och... Będzie ciekawie.
Lucas... Jak zawsze go lubiłam i usprawiedliwialam tak tym razem strasznie mnie irytuje. Praca pracą no, ale... On ma narzeczona, która jawnie mówi mu, że ją zaniedbije, a on co? Nic. Nadal jest zajęty sobą i swoją pracą. To jest jakaś obsesja na tle pracy xd
Leah... Oj jej też mi strasznie szkoda. Jest naprawdę bardzo pokezywdzona. Chce mieć z Andreasem jakikolwiek kontakt, więc udaje najwspsnialjsza przyjaciółek i cierpi. To okropne. Wydaję mi się, że lepiej będzie, jeśli mu powie, jaka jest prawda.
Stefan... O nim też muszę wspomnieć. Ach... To jak Lisa go opisuje bardzo mnie bawi. Czyżby Kraft skrycie podkochiwal się w Michim? Taki obrót spraw na pewno byłby ciekawy.
Czekam na następnym i naprawde bardzo przepraszam jeszcze raz.
Pozdrawiam,
Anahi
Cieszę się, że już jesteś <3 I dziękuję za taki długi i cudowny komentarz! Najchętniej już teraz bym Ci odpisała, czy Twoje wnioski są słuszne, ale nie chcę nic zdradzać. Wszystko stanie się jasne w następnym rozdziale! <3
UsuńWitaj Kochana.
OdpowiedzUsuńJestem u Ciebie pierwszy raz. Zapewniam Cię,że nie ostatni.
Twojego bloga znalazłam całkiem dawno,dla mnie dawno to znaczy jakiś tydzień temu ale nie miałam za dużo czasu więc czytałam sobie po trochu aby w końcu nadrobić zaległości.
Całym tym blogiem jestem oczarowana.
Już od pierwszych rozdziałów mnie ogromnie wciągnął.
Muszę szczerze przyznać, że zaczynając czytać tego bloga nie byłam pewna czy mi się spodoba bo na ogół czytam blogi z innymi bohaterami. Twój blog to drugi, którego czytam, w którym w roli głównej występuje Michael.
Całe moje obawy były kompletnie nie słuszne.
Czytając pierwsze rozdziały zastanawiałam się tylko nad jednym po co Lisa jest z Lucasem.
On jest takim sztywniakiem, nie wyobrażam sobie życia z kimś takim jak on.
Naprawdę na miejscu Lisy rzuciłabym w cholerę ten rozsądek.Okay może Lisa tego nie zauważa ale ona kocha Michaela.
Gdyby go nie kochała to z pewnością nie reagowała by na niego w taki sposób jak reaguje.
Moim zdaniem nigdy nie pocałowałaby i nie czuła by się tak błogo w ramionach Michaela gdyby kochała swojego narzeczonego.
Mam dziwne wrażenie,że Michi jest załamany tym , że Lisa poniekąd wybrała Lucasa, a nie jego.
Może jej tego nie okazuje ale cierpi tak samo jak ona.
Widać,że cała ta sytuacja jest bardzo skomplikowana.
Jakbym była na miejscu Leah to od razu bym poradziła Lisie, żeby zostawiła tego pedancika i dogadała się z Michaelem.
Może to głupie zostawiać narzeczonego przed ślubem ale chyba ważniejsze jest serce niż rozum.
Nie mogę się doczekać co wydarzy się na przyjęciu Michaela, mam nadzieję,że Lisę w końcu coś olśni.
Czekam z niecierpliwością na kolejny i zapraszam Cię serdecznie do mnie jeśli nie miałaś jeszcze okazji zajrzeć http://czy-to-milosc-gs.blogspot.com/
Buziaki :*
Rozdział dwunasty rewelacyjny, jak prolog, rozdział pierwszy i rozdział drugi, rozdział trzeci, rozdział czwarty, rozdział piąty ,rozdział szósty, rozdział siódmy, rozdział ósmy, rozdział dziewiąty, rozdział dziesiąty, rozdział jedenasty napisany rewelacyjnym stylem, piszesz fenomenalnie. Refleksję płynące z przeczytanego rozdziału: Lisy. I uwielbiam jak wspominasz o Michaelu i Stefanie, siedzę i płaczę Potem też płaczę jak Michael zaprasza Lisę z Lucasem na to przyjęcie i jak wszystkie plany Brigitte umierają
OdpowiedzUsuń