(muzyka)
Nie
poznaję Lucasa w ciągu kolejnych dni, które następują po śmierci
jego ojca. Na początku jest odrętwiały i całkowicie oderwany od
rzeczywistości. Włóczy się po swoim mieszkaniu i spędza cały
dzień na oglądaniu telewizji pomimo tego, że to poniedziałek,
czyli czas, kiedy poświęca pracy najwięcej zainteresowania. Nie
mam serca zostawiać go samego na dłużej niż to konieczne. Spędzam
przy nim pierwszą noc, a w dzień wychodzę tylko po drobne zakupy.
Wspinam się na wyżyny moich zdolności kulinarnych, żeby
przyrządzić jego ulubione potrawy, ale on przełyka apatycznie
wszystko, co podsuwam mu pod nos na dawno nieużywanych talerzach i w
żaden sposób nie komentuje moich starań. Równie dobrze mogłabym
mu dać do jedzenia starego hamburgera od McDonalda i na pewno nie
poczułby różnicy. Wzorowo wywiązuję się z obowiązków zarówno
narzeczonej jak i asystentki. Razem z jego mamą zajmuję się
organizacją pogrzebu, a poza tym odwołuję wszystkie jego spotkania
umówione na najbliższy tydzień. Informuję go wcześniej o takich
działaniach i nie napotykam żadnego oporu. Zgadza się z moimi
decyzjami bez mrugnięcia okiem. Wszystko to sprawia, że zaczynam
się o niego poważnie martwić. Nie mogę zasnąć w nocy, chociaż
po całym dniu załatwiania jego przeróżnych spraw jestem
wykończona. Przewracam się z boku na bok i myślę o tym, jak
bardzo chciałabym mieć to wszystko za sobą. Najgorsze jest to, że
nie marzę o tym jedynie ze względu na Lucasa. Chodzi głównie o
to, że chcę już być z Michaelem. Chcę, żeby to on leżał w
nocy obok mnie i żebym to jemu mogła przygotować rano śniadanie.
Przez cały dzień byłam tak zajęta, że nawet nie miałam czasu na
odebranie jego telefonów. Napisałam mu tylko SMS-a z obietnica, że
oddzwonię wieczorem, bo liczyłam na to, że Lucas położy się
wcześniej spać i będę mogła zrobić to w tajemnicy przed nim,
ale on do późna wpatrywał się tępo w ekran telewizora. Kiedy
wreszcie zasnął, było już za późno na dzwonienie do Michiego.
Mam już dość tego udawania krystalicznie czystej kobiety, dla
której zajmowanie się pogrążonym w depresji narzeczonym jest
szczytem marzeń. Najchętniej potrząsnęłabym Lucasem i zwyczajnie
wyśmiała jego ślepotę. Nie robię tego tylko dlatego, że mam za
miękkie serce. Ale z tego uczucia bezradności powoli zaczyna
wyłaniać się we mnie coś na kształt nienawiści do niego, a to
sprawia, że zaczynam brzydzić się sama sobą jeszcze bardziej.
Widzę w sobie podłą egoistkę, choć przecież robię wszystko,
żeby pomóc Lucasowi w tych trudnych dla niego chwilach.
Udaje
mi się zasnąć dopiero nad ranem i w dodatku nie na długo. Kiedy
budzę się o siódmej, ze zdziwieniem zauważam, że druga połowa
łóżka jest pusta. Nie mam dobrych przeczuć. Nie potrafię znaleźć
uspokajającego powodu, dla którego Lucas miałby wstawać tak
wcześnie, kiedy przypominam sobie jego zachowanie z poprzedniego
dnia. Szybko zaglądam do salonu, bo tam właśnie spodziewam się go
zobaczyć, ale telewizor jest wyłączony, a sofa pusta. Moje
uprzednie zdziwienie staje się jeszcze większe, kiedy wreszcie
znajduję go w kuchni przygotowującego śniadanie.
— Już
wstałaś? — Spogląda na mnie przez ramię, nie odwracając się
od kuchenki, przy której smaży omlet. — Usiądź, zaraz zaparzę
kawę. — Ruchem głowy wskazuje stół kuchenny.
Posłusznie
siadam, bo szok, jakiego doznałam, uniemożliwia mi zakwestionowanie
jego polecenia. Jak to się stało, że w ciągu jednej nocy odzyskał
chęci do życia? Nie jestem pewna, czy to normalne. Cieszę się, że
przynajmniej wciąż ma na sobie piżamę, a nie garnitur, bo w
przeciwnym razie zaczęłabym się martwić o niego jeszcze bardziej
niż wczoraj. Na wszelki wypadek uważnie śledzę wszystkie jego
poczynania. Jestem gotowa zareagować w każdej chwili, gdyby na
przykład nagle postanowił zadźgać się nożem, którym wcześniej
pokroił pomidory.
— Proszę
— mówi, stawiając przede mną gotowy omlet. Następnie zabiera
się za smażenie kolejnego.
— Lucas,
wszystko w porządku? — pytam ostrożnie. Nie jestem pewna, czy w
ogóle powinnam to robić. Może byłoby lepiej, gdybym uznała jego
zachowanie za całkowicie normalne?
— Tak.
Dlaczego miałoby nie być? — odpowiada ze wzruszeniem ramion, nie
patrząc na mnie.
— Wczoraj
przez cały dzień nie wstawałeś od telewizora, a dzisiaj tak po
prostu robisz śniadanie... — brnę w ten temat, choć dalej
niepewnie.
Sprawia
wrażenie, jakby w ogóle mnie nie słyszał. Parzy kawę, a w
międzyczasie przerzuca omlet na drugą stronę. Kiedy jest już
gotowy, przenosi go z patelni na talerz. Dodaje do niego wcześniej
pokrojone warzywa, wyciąga z szuflady widelec i siada przede mną
przy stole. Przez cały ten czas uważnie mu się przyglądam.
— Dlaczego
nie jesz? — Wskazuje widelcem moje nietknięte jeszcze śniadanie.
Unoszę
brew w pytającym geście, przypominając mu o poprzednim temacie
naszej rozmowy. Odkłada widelec na talerz i przykłada obie dłonie
do czoła, jakby w ten sposób chciał zebrać myśli. Milczę, żeby
mu to ułatwić.
— Przemyślałem
wszystko i postanowiłem wziąć się w garść. Nie mogę cię
obciążać wszystkimi sprawami. Chcę się sam zająć pogrzebem
ojca, bo... Bo tylko tyle mogę jeszcze dla niego zrobić — mówi
cicho, łamiącym się głosem, a kiedy kończy, sięga po kubek z
kawą, żeby ukryć to, że się rozkleja.
Oczy
zachodzą mi łzami, kiedy przyglądam się jego wewnętrznej walce.
Postanowił być silny, dlatego wstał wcześniej i spróbował
zachowywać się tak jak zawsze, ale to nie zagłuszyło jego bólu.
Widzę, że najchętniej wróciłby do łóżka i nie wychodził z
niego do czasu, aż wspomnienie o ojcu stanie się mniej dotkliwe,
ale poczucie obowiązku połączone z poczuciem winy wygrywają.
— Nie
mów o sobie tak, jakbyś nigdy nic dla niego nie zrobił —
podejmuję rozpaczliwą próbę pocieszenia go.
— Ale
taka jest prawda. Byłem tak zajęty pracą, że dla nikogo nie
miałem czasu. Dla ojca, dla przyjaciół, dla ciebie... — Posyła
mi krótkie spojrzenie przepełnione żalem, a chwilę później
chowa twarz w dłoniach.
— Lucas.
— Nachylam się nad stołem i chwytam je, tym samym zmuszając go,
żeby znów na mnie popatrzył. — Ta praca była dla niego.
Pracowałeś, bo tego cię nauczył i tego od ciebie wymagał, a ty
po prostu chciałeś, żeby był z ciebie dumny.
— Może.
Nie wiem.
Uwalnia
dłonie z mojego uścisku i widelcem powoli zaczyna odkrajać kawałek
omletu. Przeżuwa go i przełyka machinalnie, myślami będąc gdzie
indziej. Jestem pewna, że zastanawia się nad tym, co mu
powiedziałam.
— W
każdym razie — po kilku minutach podejmuje przerwaną rozmowę —
zamierzam zmienić swoje podejście do życia póki jeszcze nie jest
za późno — mówi już pewnym i silnym głosem, jakby tamte myśli
rzeczywiście udało mu się odegnać.
— Co
przez to rozumiesz?
— Przestanę
poświęcać się tylko i wyłącznie pracy, a skupię się na tym,
co jest naprawdę ważne.
Nawet
nie zauważam, kiedy przesuwa swoją dłoń po blacie stołu w
kierunku mojej. Gdy wreszcie dotyka moich palców, w pierwszym
odruchu cofam rękę. Widząc jego zaskoczone spojrzenie, pospiesznie
ściskam jego dłoń, ale jestem pewna, że moje rumieńce wstydu nie
umknęły jego uwadze. Oboje zdajemy sobie sprawę z tego, że to nie
była normalna reakcja. Przygryzam wargę, wściekła na siebie.
Staję na głowie, żeby ukryć przed Lucasem prawdę, a tymczasem
moje ciało samo mnie zdradza właśnie takimi drobnymi gestami.
Ale to
zakłopotanie własnym odruchem nie jest jedyną przyczyną moich
rumieńców. Są też spowodowane wyrzutami sumienia, które
przybierają na sile, kiedy orientuję się, że mówiąc o rzeczach,
które są naprawdę ważne, Lucas miał na myśli mnie. I w jaki
sposób mam mu powiedzieć, że w tej kwestii jest już za późno na
zmiany? Nie potrafię tego zrobić. Dlatego posyłam mu nieśmiały
uśmiech, udając, że jego decyzja naprawdę mnie cieszy. W
odpowiedzi ściska mocniej moją dłoń. Mimowolnie zaczynam myśleć
o Michaelu. On robi to zdecydowanie delikatniej i wkłada w to dużo
więcej uczucia. Z każdą sekundą tęsknię za nim coraz bardziej.
— Co
myślisz o tym, żebyśmy wreszcie poważnie zajęli się szukaniem
nowego mieszkania?
Sztywnieję,
słysząc jego propozycję. To ostatnie, co spodziewałam się od
niego usłyszeć. Nie wiem, dlaczego, bo przecież to logiczne, że
na kilka miesięcy przed ślubem powinniśmy zacząć o tym myśleć.
Byłam tak zajęta Michaelem, że zapomniałam o wszystkich sprawach
związanych z Lucasem.
Na
zmianę otwieram i zamykam usta jak ryba wyjęta z wody. Rozpaczliwie
poszukuję jakieś odpowiedzi na to pytanie, przy pomocy której
mogłabym odwlec w czasie kupno wspólnego mieszkania, jednocześnie
nie dając mu powodów do jakichkolwiek podejrzeń.
— Może
najpierw skupmy się na pogrzebie. — Ściskam pokrzepiająco jego
dłoń. Sama się dziwię, skąd we mnie tyle opanowania.
— Masz
rację — odpowiada ze smutnym uśmiechem.
Z ulgą
wypuszczam powietrze z płuc. Chcę wrócić do jedzenia, ale widelec
drży w mojej dłoni, kiedy unoszę go do ust. Odkładam go na
talerz, postanawiając zadowolić się jedynie kawą.
Jestem
pewna, że jeśli nie znajdę szybko jakiegoś wyjścia z tej chorej
sytuacji, to zwyczajnie mnie ona wykończy.
Lucas
dotrzymuje swoich postanowień. Począwszy od tego śniadania, aż do
dnia pogrzebu praktycznie wcale nie zajmuje się pracą. Nie spędza
również czasu na bezcelowym wpatrywaniu się w ekran telewizora.
Bierze na siebie całą organizację pogrzebu, a mnie i swojej matce
nie pozostawia prawie nic do zrobienia. Muszę przyznać, że staje
na wysokości zadania. Uroczystość jest naprawdę piękna. Nie
tylko za sprawą samej oprawy, ale również dzięki przyjaciołom
ojca Lucasa, którzy zjawiają się na niej licznie i wygłaszają na
jego temat wzruszające mowy. Pomimo tego że nigdy nie czułam się
z nim jakoś szczególnie związana, płaczę razem z nimi.
Podwójnie, bo za siebie i za Lucasa, który nie urania ani jednej
łzy, chociaż smutek wyraźnie maluje się na jego twarzy. Wcale nie
jestem tym zaskoczona. Przecież nigdy nie lubił wylewnego
okazywania emocji.
Po
uroczystości wreszcie mam chwilę na rozmowę z moimi rodzicami.
Czekają na mnie przy wyjściu z cmentarza. W ciągu ostatnich kilku
dni nasz kontakt ograniczał się do krótkich telefonów, co było
dość nietypowe zważywszy na to, że wreszcie byliśmy razem w
jednym mieście przez dłuższy okres czasu.
Ojciec
klepie mnie lekko po ramieniu i przytula do siebie delikatnie, ale
mama nie bawi się w ceregiele. Zamyka mnie w silnym uścisku i
głaszcze po rozpuszczonych włosach. Zupełnie tak, jakby
instynktownie wiedziała, czego mi trzeba, bo od razu uchodzi ze mnie
całe napięcie minionych dni.
— Jestem
z ciebie naprawdę dumna, córeczko. Dobrze się zachowałaś —
mówi cicho, żeby jej słowa nie dosięgły ojca.
Wiem,
co ma na myśli. Dobrze się zachowałam, bo nie zostawiłam Lucasa w
takiej trudnej dla niego chwili i pomogłam mu we wszystkim, chociaż
całkowicie pokrzyżowało to moje plany. Uśmiecham się do niej
smutno. Chciałabym być z tego faktu tak zadowolona jak ona.
— Jak
się czuje Lucas? — pyta tym razem głośno, kiedy już wypuszcza
mnie ze swoich objęć.
— Jest
mu ciężko, ale dobrze to wszystko znosi — odpowiadam.
W
przeciwieństwie do mnie – uzupełniam w myślach.
Mama
zaciska dłoń na moim ramieniu, chcąc dodać mi otuchy.
— Musisz
przypilnować, żeby z tego wszystkiego przypadkiem nie przyszło mu
do głowy, żeby zmienić wspólnika — odzywa się tato.
Przenoszę
na niego skonsternowane spojrzenie. Uśmiecha się, a może raczej
wykrzywia usta, bo ten uśmiech nie dotyka jego oczu, które
pozostają chłodne. Domyślam się, że mówi całkowicie poważnie.
— Chyba
zdajesz sobie sprawę z tego, że Lucas przejmie teraz wszystkie
interesy swojego ojca? — dodaje, widząc moje zmieszanie.
— Leon!
Mógłbyś sobie darować — gani go mama. Jest zniesmaczona jego
uwagą, a przy tym jeszcze bardziej zdziwiona niż ja.
— Dlaczego?
— Ojciec nie daje się zbić z pantałyku. — Te sprawy dotyczą
całej naszej rodziny.
— Ale
poruszanie ich w takim momencie jest całkowicie nie na miejscu —
syczy mama.
Mija
chwila, nim zaczynam rozumieć to, co powiedział tato. Robi mi się
gorąco, pomimo ujemnej temperatury powietrza. Wstrzymuję się z
odpowiedzią, bo mam nadzieję, że zaraz wybuchnie śmiechem i
powie, że żartował, ale tak się nie dzieje. Pierwszy raz w życiu
ogarnia mnie tak potężne uczucie rozgoryczenia.
— O
nic nie musisz się martwić, tato — mówię wreszcie, nie
ukrywając zniesmaczenia.
W
odpowiedzi jedynie uśmiecha się z satysfakcją. Mama posyła mi
współczujące spojrzenie i wyciąga ramię, żeby ponownie mnie
objąć, lecz nie pozwalam jej na to. Robię niepewny krok w tył, a
za nim następny. Wreszcie odwracam się i rzucając krótkie:
"Przepraszam", oddalam się od rodziców.
— No
i widzisz, co zrobiłeś? — słyszę jeszcze, jak mama warczy na
ojca.
Szybkim
krokiem przechodzę przez parking i wychodzę na ruchliwą ulicę.
Podążam ślepo za tłumem, próbując uporządkować myśli.
Ojciec
właśnie dał mi jasno do zrozumienia, czego ode mnie oczekuje.
Jeśli Lucas nie będzie kontynuował współpracy swojego ojca, to
będzie to przez niego uznane za moją winę. Czyli wychodzi na to,
że jeśli zerwę z Lucasem, własny ojciec mnie znienawidzi.
Cudownie.
Jestem
na niego zła. Kolejny raz wymaga ode mnie, żebym postępowała
zgodnie z jego wolą, nie zastanawiając się nawet, czy tego właśnie
chcę. Chyba nie tak powinien się zachowywać kochający ojciec. Mam
ochotę zerwać z Lucasem chociażby po to, żeby zrobić mu na
złość. Żeby po tych wszystkich latach zrozumiał, że nie może
układać mi życia. Ale z drugiej strony, to jedyny ojciec, jakiego
mam. Może nie najlepszy, ale jedyny. I nie chcę go zawieść. Nie
chcę pewnego dnia znaleźć się w sytuacji, w jakiej znalazł się
Lucas, z poczuciem, że nie zrobiłam dla własnego taty wszystkiego,
co mogłam zrobić.
Nie
wiem, jak powinnam postąpić. Wybór między Lucasem a Michim był
trudny, a teraz, gdy doszedł do niego mój ojciec, stał się
jeszcze trudniejszy.
Tak
właśnie sobie rozmyślam, siedząc, a właściwie przymarzając do
jakiejś ławki i nie zważając na to, że cała trzęsę się z
zimna. Wolę zamarznąć tutaj, na ulicy, niż wrócić do rodziców
albo do Lucasa. Ale najbardziej chciałabym być teraz z Michaelem.
Do którego nie odzywałam się już od kilku dni. Próbując
zachować się w porządku wobec Lucasa, zaczęłam traktować
niesprawiedliwie jego. Już dawno powinnam była zrozumieć, że w
tej kwestii nigdy nie znajdę złotego środka.
Wyciągam
z torebki telefon i wybieram z kontaktów numer Michaela. Lepszej
okazji do rozmowy z nim już nie będę miała.
Odbiera
po pierwszym sygnale.
— Lisa,
do jasnej cholery, dlaczego tak długo się nie odzywałaś? Wszystko
w porządku? — mówi szybko, jakby bał się, że zaraz się
rozłączę. Jest wytrącony z równowagi, ale wcale się temu nie
dziwię.
Niewyobrażalny
ból rozdziera moje serce. Przymykam oczy, czekając, aż pod
powiekami zgromadzą się łzy, ale tak się nie dzieje. Zdaje się,
że już wszystkie wypłakałam na pogrzebie ojca Lucasa. Trochę
tego żałuję, bo na pewno przyniosłyby mi ulgę. Biorę głęboki
wdech z nadzieją, że dzięki temu ten tępy ból w mojej piersi
również może choć trochę zelżeć.
— Tak,
Michi, wszystko w porządku — odpowiadam lekko drżącym głosem. —
Przepraszam, że tak długo się nie odzywałam, byłam bardzo
zajęta. W niedzielę umarł mój wujek i musiałam pomóc w
organizacji pogrzebu.
Kłamstwo
gładko wychodzi z moich ust, zanim zdążę je zatrzymać, a tym
bardziej zastanowić się nad nim. Dlaczego nie powiedziałam mu
prawdy? Głupia, głupia, głupia! Naprawdę liczę na to, że zerwę
z Lucasem przed kolejnym weekendem i Michael nigdy nie dowie się, że
nie zrobiłam tego od razu po powrocie z Amsterdamu? Moja
podświadomość, która podsunęła mi to kłamstwo, widocznie tak
to sobie wyobraża. Tylko niech jeszcze podpowie mi, jak mam zostawić
Lucasa teraz, kiedy już wystarczająco mocno dostał od życia po
dupie.
— Przykro
mi. — Rzeczywiście, jego głos jest przepełniony smutkiem, ale
słychać też w nim pewną ulgę. — Ale mogłaś mi o tym
powiedzieć, nie martwiłbym się niepotrzebnie.
— Przepraszam,
naprawdę miałam urwanie głowy.
— Nie
szkodzi. — Chciałabym, żeby mówiąc to, był przy mnie i mógł
mnie do siebie przytulić. — Mam nadzieję, że w przyszłym
tygodniu znajdziesz czas, żeby mi to zrekompensować — mówi
radosnym tonem.
— Na
pewno — zmuszam się, żeby powiedzieć to z przekonaniem.
— Będziesz
w domu po weekendzie?
— Raczej
tak. Dlaczego pytasz?
— Na
wypadek, gdybym chciał ci zrobić niespodziankę, więc zapomnij o
tym, że pytałem. — Śmieje się. — Odezwiesz się do mnie,
jeśli będziesz potrzebowała pogadać, prawda?
— Jasne.
— Silę się na blady uśmiech, zapominając, że on i tak go nie
zobaczy. — Przepraszam, ale muszę już kończyć. Rodzice zaraz
będą mnie potrzebować.
Dwa
kłamstwa w czasie jednej rozmowy. To drugie wypowiadam jednak
świadomie, bo z powodu pierwszego nie mogę znieść tej
nieświadomej beztroski Michiego.
— Rozumiem.
W takim razie do zobaczenia.
Po tej
rozmowie miałam poczuć się lepiej, a w rezultacie tylko mi się
pogarsza. Jakby było mi mało tego, że oszukuję Lucasa, teraz
zaczęłam okłamywać także Michaela. Dowiodłam tego, że nie
zasługuję na żadnego z nich.
*
Przytłacza
mnie niemoc, którą z każdym dniem spędzonym z Lucasem zaczynam
odczuwać coraz mocniej. Dochodzi do tego, że zamieniamy się
miejscami i teraz to ja popadam w depresyjne nastroje, podczas gdy on
powoli wraca do normalnego trybu życia. Kiedy przychodzi weekend,
zasiadam przed telewizorem i oglądam relację z konkursu w
Zakopanem, ale to wcale nie poprawia mi humoru. Wpatruję się w
ekran, a myślami jestem zupełnie gdzie indziej. Ożywiam się tylko
wtedy, gdy widzę znajome twarze austriackich zawodników. Patrząc
na Gregora, Manuelów, Andreasa, a nawet Stefana, uświadamiam sobie,
jak bardzo za nimi tęsknię. Nie dlatego, że moja sympatia do nich
jest tak ogromna, po prostu brakuje mi wszystkiego, co związane z
Michaelem. Wiele bym dała, żeby być teraz w Polsce razem z nimi.
Irytuje mnie fakt, że twarz Michiego mam właściwie na wyciągnięcie
ręki, a mimo tego nie mogę pogłaskać go po policzku ani
pocałować. A kiedy po jego udanym skoku zjawia się przy nim
Stefan, który natychmiast zamyka go w swoich objęciach, zalewa mnie
fala niepohamowanej złości. Jakim prawem on pozwala sobie na
robienie tego, co ja powinnam mieć na wyłączność?
Wszystko
mnie drażni w mieszkaniu Lucasa, a już najbardziej on sam. Wiem, że
powinnam być dla niego troskliwsza, bo to jego ojciec umarł przed
tygodniem i to on ma z tego powodu olbrzymie wyrzuty sumienia, ale
zwyczajnie nie potrafię. Czepiam się go o wszystko, począwszy od
zbyt głośnego oglądania telewizji, a skończywszy na zostawionym
na stole brudnym talerzu, co jest dla niego zupełnie nietypowe, bo
do tej pory to on w naszym związku pełnił funkcję osoby
przywiązującej nadmierną wagę do porządku. Być może za
pierwszym razem nie wydawało mu się to niepokojące, ale wraz z
każdym takim moim zachowaniem jego zdziwienie i niepokój rosły, aż
doszło to tego, że teraz po prostu zaczął schodzić mi z drogi.
Zastanawiam się, jak wysoka jest jego tolerancja i co jeszcze muszę
zrobić, żeby zapragnął się mnie pozbyć. I wydaje mi się, że
bycie drażliwą i okrutnie złośliwą nie wystarczy. Lucas chyba
odbiera moją czepliwość jako skutek zmęczenia wyręczaniem go w
jego obowiązkach, bo im gorsza dla niego jestem, tym milszy on staje
się dla mnie. Rezultat jest taki, że mam go jeszcze bardziej dość.
W
poniedziałkowe popołudnie moja wytrzymałość osiąga swój kres i
proszę go, żeby zawiózł mnie do mojego mieszkania. Już od dawna
marzę o tym, żeby się w nim znaleźć, dlatego mój humor polepsza
się, gdy tylko przekraczam jego próg. Dzieje się jednak coś,
czego nie przewidywałam, a co sprawia, że cały dobry nastrój się
ulatnia – Lucas postanawia dotrzymać mi towarzystwa. Jak mogę
kazać mu wracać do jego mieszkania, skoro samotne przebywanie w nim
może spowodować nawrót jego depresji? Z bólem serca proszę go,
żeby się rozgościł.
— W
tym tygodniu zamierzasz już wrócić do stałego trybu pracy,
prawda? — pytam ostrożnie, gdy zjawia się w salonie z dwoma
kubkami białej herbaty.
Siada
obok mnie i wręcza mi jeden z nich, a następnie pozornie niedbale
unosi ramię na oparcie sofy w ten sposób, że prawie mnie obejmuje.
Udaję, że tego nie dostrzegam i zamieram w bezruchu.
— Tak.
Ale postanowiłem zmniejszyć zakres swoich obowiązków.
Nie
kryję zaskoczenia. Do tej pory myślałam, że decyzję o
ograniczeniu czasu poświęcanego na pracę, o której tyle mówił
zaraz po śmierci ojca, podjął pod wpływem chwili i w istocie nie
zamierza jej realizować.
— Jak
chcesz to zrobić, skoro wraz z przejęciem kliniki jeszcze ci ich
przybędzie?
Nawet
nie bawię się w bycie subtelną, bo tak bardzo jest mi wszystko
jedno, czy dotknę Lucasa zwracając otwarcie uwagę na odejście
jego ojca, czy nie. Ale nawet jeśli sprawiło mu to jakąś
przykrość, nie daje tego po sobie poznać. Wyraz jego twarzy
zmienia się może na ułamek sekundy, ale później uśmiecha się
niemal beztrosko.
— Porozmawiam
z twoim ojcem, żeby część z nich przejął na siebie —
odpowiada spokojnie.
Kiwam
głową, myśląc o tym, że mój ojciec na pewno się ucieszy na
wieść, że Lucas chce go jeszcze bardziej zaangażować w
działalność kliniki. No proszę – nawet nie kiwnęłam palcem;
właściwie to można powiedzieć, że robiłam wszystko, aby
osiągnąć przeciwny efekt, a jednak udało mi się zrealizować
cel, jaki powierzył mi tato. Może być teraz ze mnie dumny. Do
czasu aż zerwę z Lucasem.
— Mama
nie będzie zadowolona — mówię bardziej do siebie niż do niego.
— A
ty? Będziesz zadowolona?
Jego
ramię osuwa się na oparciu kanapy tak, że teraz już naprawdę
mnie obejmuje. Przybliża się do mnie, a jednocześnie wyciąga
kubek z moich dłoni i odstawia go na stolik. Robi mi się słabo na
wspomnienie pobytu w kawiarni w Amsterdamie z Michim. Lucasowi też
zależy na tym, żebym się nie poparzyła, ale jego troska nie jest
bezinteresowna i wynika bardziej z chęci dobrania się do mnie –
widzę to po błysku w jego oczach, który topi cały jego
dotychczasowy chłód. Słowo daję, nie mam pojęcia, co się stało
z tym człowiekiem.
— Jasne
— odpowiadam lekko drżącym głosem, bo zaczynam czuć się
nieswojo.
Czy to
nie żałosne? Mój narzeczony okazuje mi jawne zainteresowanie, a ja
marzę o tym, żeby z powrotem odsunąć się od niego na bezpieczną
odległość. Kładzie dłoń na moim ramieniu i gładzi je lekko
palcami, ale ja nawet jego delikatne ruchy odbieram za nachalne.
Zastanawiam się, co zrobić z własnymi rękami, żeby wyglądało
to naturalnie. Dotknąć jego kolana? Pogładzić policzek? Póki co
decyduję się nie robić nic, bo to wydaje mi się
najbezpieczniejszą opcją.
— Dużo
w tym tygodniu myślałem o nas... — Na jego czole pojawia się
głęboka zmarszczka, a ton głosu staje się dużo poważniejszy niż
przed chwilą. Pierwszy raz w czasie tej rozmowy odrywa wzrok od
mojej twarzy i przenosi go na znajdujący się nieopodal stolik, ale
już po chwili znów zaczyna wpatrywać się we mnie.
Mimowolnie
prostuję się i wbijam w niego wyczekujące spojrzenie. Nie mam
pojęcia, czego się spodziewać.
— Co
ty na to, żebyśmy wzięli cichy ślub z kameralnym przyjęciem
tylko dla najbliższych? — proponuje szybko, na jednym wydechu.
Mrugam
kilkakrotnie oczami, nim udaje mi się wyłapać całkowity sens jego
słów. Czy on mi się właśnie ponownie oświadczył? Moje
zmieszanie sięga zenitu. Teraz to ja odwracam wzrok i przygryzam
wargę niemal do krwi.
— Lucas,
nie wiem... Szczerze mówiąc, zaskoczyłeś mnie — odpowiadam
zgodnie z prawdą. — Skąd taki pomysł? Byłam pewna, że tobie i
twojej mamie zależy na dużym weselu — udaję zatroskaną jego
nagłą zmianą zdania, żeby moje nieprzekonanie do jego propozycji
nie wydało mu się podejrzane.
— Z
dużym weselem musielibyśmy poczekać rok na koniec żałoby. —
Tym razem wyraźnie markotnieje na wspomnienie o śmierci ojca. —
Jeśli nie przeszkadza ci to, to w porządku, ale pomyślałem, że
możesz nie chcieć tyle zwlekać.
Jakiś
wewnętrzny głos podpowiada mi, że to idealny moment, aby
powiedzieć Lucasowi, że już w ogóle nie chcę brać z nim ślubu.
Że to nie przypadek, że poruszył ten temat akurat teraz, bardzo
ułatwiając mi sprawę. Otwieram już nawet usta, ale natychmiast je
zamykam, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. Rozprasza mnie to,
co dostrzegam w oczach Lucasa chyba pierwszy raz, odkąd go poznałam.
Wpatruje się we mnie z niekrytym pożądaniem, a w dodatku jego dłoń
ześlizguje się po moim ramieniu i zatrzymuje się na talii. Nie
poznaję go, bo takie jawne okazywanie zainteresowania w ogóle do
niego nie pasuje. Z tego powodu boję się jego możliwej reakcji na
to, co chcę mu powiedzieć. I kiedy ponownie otwieram usta, sama
dziwię się wypowiadanym przez nie słowom:
— Muszę
się nad tym zastanowić.
— Słusznie
— przytakuje mi, ale jednocześnie sprawia wrażenie, jakby kwestia
ślubu przestała już go interesować.
Przyciska
mnie do oparcia sofy całym swoim ciałem, więc nie mogę uciec
przed nim, kiedy nachyla się nade mną i całuje. Najpierw powoli,
chcąc wybadać moje nastawienie, a kiedy nie napotyka wyraźnej
odmowy, staje się śmielszy. Nie wiem, co robić. Jego pocałunki
nie sprawiają mi przyjemności, ale też nie napawają obrzydzeniem
– są mi po prostu obojętne. Odwzajemniam je machinalnie, nie
chcąc wzbudzać jego podejrzeń i jednocześnie nie czując zupełnie
nic. Pozwalam jego dłoniom przesuwać się po moim ciele i dopiero
wtedy, gdy wsuwają się pod materiał bluzki, zaczynam czuć się
nieswojo. Już nie skupiam się na tym, czy sprawia mi przyjemność,
czy nie, a zastanawiam się, jak delikatnie dać mu do zrozumienia,
że nie mam ochoty na seks. Wreszcie dociera do mnie, że nie da się
tego zrobić – nie spaliśmy ze sobą tak długo, że każda moja
odmowa go urazi. Dlatego nie protestuję, kiedy niesie mnie do
sypialni i tam pozbawia kolejnych części garderoby. Już stojąc
przed nim w samej bieliźnie, czuję się obnażona. Nie podoba mi
się jego lubieżne spojrzenie, ani dotyk, który zapewne miał być
zmysłowy, a tymczasem jedynie przyprawia mnie o mdłości. Nie chcę,
żeby to robił. Zamykam oczy i próbuję wyobrazić sobie Michaela
na jego miejscu, ale za bardzo się od niego różni, żeby mi się
to udało. Poza tym mając przed oczami Michiego, a będąc w łóżku
z Lucasem, czuję się jeszcze gorzej. Jak spojrzę mu w twarz, kiedy
już się spotkamy? Myśl o tym sprawia, że natychmiast trzeźwieję.
— Lucas,
przestań, proszę — mówię ochrypłym, ale brzmiącym pewnie
głosem.
Zamiera
z twarzą wtuloną w zagłębienie nad moim obojczykiem. Unosi się
nade mną na rękach i posyła mi pytające spojrzenie.
— Robię
coś nie tak? — Jest wyraźnie zdezorientowany.
Czuję
się podle, bo bierze całą winę na siebie i nawet nie przypuszcza,
że może chodzić o moje wewnętrzne dylematy. Jeszcze gorsze jest
to, że czuję z tego powodu ulgę.
— Nie!
— zaprzeczam, chyba nieco zbyt żarliwie. — Jesteś kochany, ale
ja nie czuję się najlepiej. Chyba jestem za bardzo zmęczona.
Zagryzam
wargę, modląc się w duchu, żeby uwierzył w moje wyjaśnienia. Te
prośby chyba zostają wysłuchane, bo wyraz jego twarzy zmienia się
z dezorientowanego na troskliwy. Siada na brzegu łóżka i ostrożnie
odgarnia włosy z mojego czoła. Wykorzystuję to, że odsunął się
ode mnie i niewiele myśląc, naciągam na siebie kołdrę, żeby
zakryć się przed jego spojrzeniem. Wciąż czuję się przez nie
nieswojo.
— Za
dużo od ciebie wymagałem w tamtym tygodniu. Przepraszam. — Całuje
mnie w czubek głowy i głaszcze moją leżącą nieopodal niego
dłoń.
Uśmiecham
się słabo w odpowiedzi. Czuję ogromną ulgę, ale nie daję tego
po sobie poznać. Właściwie wcale nie udaję zmęczonej, bo
naprawdę jestem zupełnie wyczerpana. Przeszkadza mi to, że ciągle
muszę się pilnować, żeby nie zrobić czegoś źle. Analizuję
każdy swój krok, zastanawiając się, jak bym postąpiła w danej
sytuacji, gdybym naprawdę była zakochana w Lucasie. Momentami mam
wrażenie, że minęłam się z powołaniem nie zostając aktorką.
Od tygodnia gram w jakimś chorym spektaklu, który sama
wyreżyserowałam tak, aby się pogrążyć. Wiele bym dała za to,
aby kurtyna już opadła. Nie chcę pamiętać o tym, że to również
zależy ode mnie, bo mogę przerwać to przedstawienie w jednej
chwili, po prostu decydując się na szczerą rozmowę.
Zaczyna
robić się między nami niezręcznie, dlatego dzwoniący domofon
traktuję jak wybawienie. Odsuwam kołdrę na bok, chcąc wstać z
łóżka, ale Lucas mnie zatrzymuje.
— Zostań
tutaj — mówi, głaszcząc przy tym troskliwie moje ramię. — Ja
sprawdzę, kto to.
Nie
powstrzymuję go. Skoro chce mnie teraz we wszystkim wyręczać, to
proszę bardzo. Podczas gdy on wychodzi do przedpokoju, ja opadam na
poduszki i z powrotem naciągam na siebie kołdrę. Brakowało mi
tego pokoju i tej pachnącej moim ulubionym płynem do płukania
pościeli. Zdecydowanie za długo mieszkałam u Lucasa.
— Ktoś
do ciebie. Wpuściłem go na górę.
Głęboka
zmarszczka na jego czole zdradza podejrzliwość, którą próbuje
ukryć. Widzę, że najchętniej zadałby mi kilka pytań i właśnie
toczy o to wewnętrzną walkę. Zaimponować mi zaufaniem, czy
zaspokoić ciekawość?
— Wezmę
prysznic. — Po chwili wahania wygrywa to pierwsze.
Bardzo
dobrze. Nawet gdyby wybrał drugą opcję, to na niewiele by mu się
to zdało, bo nie mam pojęcia, kto postanowił złożyć mi wizytę.
Wstaję z łóżka, niezadowolona z tego, że tak szybko kazano mi je
opuszczać i narzucam na siebie jedwabny szlafrok przewieszony przez
oparcie krzesła przy toaletce. Wchodzę do przedpokoju akurat w
momencie, gdy rozlega się dzwonek do drzwi. Przeglądam się jeszcze
w lustrze, żeby szybko ogarnąć potargane włosy, a następnie
otwieram je.
Spodziewałam
się każdego, ale na pewno nie jego. A przecież już w czasie
naszej telefonicznej rozmowy po pogrzebie ojca Lucasa dał mi do
zrozumienia, że przyjedzie. Jak mogłam o tym zapomnieć?
Wpatruję
się w niego, nie mogąc wykrztusić słowa. Zdaję sobie sprawę z
tego, co może w tym momencie myśleć, a jego poważne spojrzenie
potwierdza moje najgorsze obawy. Dopiero po chwili zauważam bukiet
czerwonych róż, który trzyma w opuszczonej ręce i nie zanosi się
na to, aby zechciał mi go wręczyć. I tak stoję przed nim w kusym
szlafroku, czerwona na twarzy z powodu zażenowania, wsłuchując się
w dźwięk odkręconej wody dochodzący z łazienki i czekając na
to, aż Michael coś powie. On tymczasem marszczy jedynie brwi,
patrząc to na mnie, to na róże.
— Kupiłem
ci kwiaty, ale wiesz co? Chyba większą przyjemność sprawi mi
wyrzucenie ich do śmietnika, niż danie ich tobie — odzywa się
wreszcie, a jego głos jest przy tym chłodny i pełen pogardy oraz
wyrzutu.
— Michi,
daj spokój, to nie tak... — jakimś cudem odzyskuję zdolność mowy.
— A
jak? — Prycha. — Obiecywałaś mi, że z nim zerwiesz.
— I
naprawdę zamierzałam to zrobić — zapewniam żarliwie.
Krew
uderza mi do głowy, a serce zaczyna bić szybciej. Musi być jakiś
sposób, żeby go przekonać.
Uśmiecha
się sarkastycznie.
— No
to gratuluję! Twoje działania są naprawdę skuteczne.
Wyciągam
rękę, żeby dotknąć jego ramienia, ale odtrąca ją niemal z
obrzydzeniem. Boli mnie każdy widoczny na jego twarzy grymas będący
oznaką tego, jak bardzo go zraniłam.
— Posłuchaj,
pojechałam do niego od razu po naszym powrocie z Amsterdamu, ale
wtedy okazało się, że zmarł jego ojciec i nie mogłam z nim tak
po prostu zerwać — mówię szybko, bo boję się, że nie będzie
chciał mnie wysłuchać do końca i zwyczajnie odejdzie.
— To
w końcu jego ojciec, czy twój wujek? — pyta oskarżycielskim
tonem, mrużąc przy tym oczy.
Wzdycham
głośno i nerwowym ruchem odgarniam opadające na twarz włosy.
Zupełnie zapomniałam o tym kłamstwie wypowiedzianym pod wpływem
chwilowego zaćmienia umysłu i teraz, chcąc się wytłumaczyć,
pogrążyłam się jeszcze bardziej.
Michael
przystępuje z nogi na nogę, dając mi jeszcze chwilę na
wyjaśnienia, ale widząc moje zmieszanie, traci cierpliwość.
— Nieważne.
Tak czy owak, widzę, że znalazłaś sposób, żeby go pocieszyć —
brzmi tak, jakby naprawdę było mu to obojętne, ale jego głos drży
lekko i tylko to utwierdza mnie w przekonaniu, że ta sytuacja
naprawdę go dotknęła.
— Michi,
ja naprawdę chciałam z nim zerwać! — Jestem tak zdesperowana, że
już nawet nie zwracam uwagi na to, że się powtarzam.
— Przed,
czy po pójściu z nim do łóżka?
To
boli. Jest mi cholernie przykro i nie potrafię tego ukryć. Oczy
zachodzą mi łzami, a kiedy mówię, mój głos drży.
— Nie
sądziłam, że masz o mnie aż tak złe zdanie.
Rozkłada
ręce w geście bezradności i kolejny raz uśmiecha się kpiąco.
— Sama
mnie w nim utwierdziłaś, Lisa. Naprawdę chciałem myśleć o tobie
inaczej.
Nie
jestem w stanie mu odpowiedzieć. Zresztą chyba już nawet nie mam
ochoty na kolejne tłumaczenia, które i tak do niego nie trafią.
— Może
to i lepiej, że mówisz mi o tym teraz — stwierdzam cicho.
Przyglądam
się jego twarzy w poszukiwaniu jakiegoś wyrazu żalu, ale maluje
się na niej tylko złość. Tak jakby w ogóle nie obchodziło go
to, że właśnie kończy się między nami coś, na czym przecież
tak bardzo mu zależało. Jakby był wściekły tylko przez to, że
dał mi się oszukać. Nie wiem, co o tym myśleć.
— Może
— zgadza się. — Żegnaj, Liso.
Nie
czekając na moją odpowiedź, odchodzi w stronę windy i nawet się
przy tym nie ogląda. Pozostaje mi jedynie zamknąć drzwi i wrócić
do mieszkania będącego centrum mojej jałowej egzystencji.
Widzę
przez okno, jak wychodzi z budynku, wyrzuca kwiaty do śmietnika, a
następnie wsiada do swojego porsche i natychmiast odjeżdża.
Później nie jestem w stanie zobaczyć już nic. Opadam na sofę i
wybucham płaczem, którego nie potrafię zahamować. Nigdy nie
sądziłam, że ból psychiczny można odczuwać fizycznie. Serce
boli mnie tak, jakby naprawdę zostało zranione i to okropne uczucie
rozchodzi się na całą klatkę piersiową, uniemożliwiając mi
wzięcie głębokiego oddechu. Nie wiem, czy bardziej dotknęło mnie
to, że między nami już wszystko skończone, czy to, że tak po
prostu mnie skreślił. Może niepotrzebnie pchałam się w tę
relację, będąc w związku z Lucasem – teraz odwróciło się to
przeciwko mnie. Nic dziwnego, że Michael tak łatwo uwierzył w to,
że go oszukuję, skoro zdradzając z nim narzeczonego już
pokazałam, jak niewiele znaczą dla mnie złożone obietnice.
Zapominam
o tym, że w mieszkaniu wciąż przebywa Lucas, dlatego przerażona
podrywam się z miejsca, kiedy nagle zjawia się przy mnie.
— Lisa,
co się stało? Kto to był? — Jest wyraźnie zatroskany.
Wyciąga
rękę, chcąc pogładzić mnie po ramieniu, ale odtrącam ją
zdecydowanym ruchem.
— Nie
dotykaj mnie — wychrypuję. — A najlepiej wyjdź stąd.
Waha
się. Jest tak zdezorientowany, że nie wie, czy mnie posłuchać,
czy może lepiej zostać, na wypadek gdybym jednak postradała zmysły
i potrzebowała jego pomocy. Nie dbam o to, że się martwi, jest mi
już wszystko jedno. Postanawiam ułatwić mu podjęcie decyzji.
— Powiedziałam:
wyjdź stąd! — krzyczę.
Tyle mu
wystarczy. Przygląda mi się jeszcze przez chwilę, ale w końcu
daje za wygraną i odchodzi. Opadam z powrotem na sofę i starając
się opanować płacz, słucham, jak zbiera swoje rzeczy i ubiera
się. A kiedy wreszcie drzwi zamykają się za nim, zwijam się w
kłębek i przy pomocy głośnego szlochu daję upust całej
wypełniającej mnie rozpaczy.
*
Pogoda nie sprzyja moim planom na piątkowy wieczór, więc dodaję rozdział. Wydaje mi się odrobinę lepszy od poprzedniego, ale to dalej nie to, czego bym chciała. A Wy co nim myślicie? Jak teraz Waszym zdaniem potoczą się losy Lisy i Michaela?
Ściskam mocno <3
Nie rozumiem, dlaczego Michael nie wpadł do mieszkania i nie zrobił rozróby, bo Lisa oszukuje ich dwóch, a wtedy może Lucas sam,by z nią zerwał i sprawa sama by się wyjaśniła. Tak czy inaczej Lisa wyszła na kłamczynię, która chodzi z facetami do łóżka. Nie wiem czy bedzie w stanie przekonać Michaela, który czuje się zawiedziony,oszukany, niespełeniony w miłości, nie wymagał od Lisy niczego poza zerwaniem z Lucasem, ojciec po pewnym czasie by jej wybaczył, a jesli nie, miałaby kochającego chłopaka i sympatię jego rodziców. A tak może nie mieć nic. Lucas też jest ślepy, jak mógł nie zauważyć,że Lisa nie chce jego obecności. Sama sobie jest winna takiej sytuacji. Aaa i jeszcze zapomniała o przyjeździe Michaela, taka kicha wyszła. No chyba,że Lisa będzie w ciąży z Michaelem i to zmieni ich realcję,ale on zapewne jej nie uwierzy
OdpowiedzUsuńCześć :D
OdpowiedzUsuńZamieszałaś... Kompletnie nie wiem co napisać.
Ja wiedziałam, że to się jakoś schrzani, ale prawda jest taka, że Lisa sama jest sobie winna. Oszukiwała Michiego, Lucasa, ojca i przede wszystkim samą siebie. Nie wiem co chciała tym ugrać, ale mam nadzieję, że jednak nie wszystko stracone.
Lucas zachowuje się tak, jakby na siłę chciał mieć kogoś, kto da mu jakiś punkt zaczepienia. Bo po co ten szybki ślub? Już mu żałoba nie przeszkadza? Ja wiem, że po tragediach do ludzi dociera dużo, ale chyba trochę przesadził. I te naciski i próba dobrania się do Lisy. Owszem, przecież to normalne, ale nie znoszę typa i tyle.
Chyba napisałam wszystko co chciałam :P
Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy :D
Buziaki ;*
Porobiło się. Na początku nawet nie sądziłam że Michi przyjedzie tak na poważnie. I ze zobaczy to, co wydaje mu się oczywiste - Lisa przyprawia rogi i jemu i Lucasowi.
OdpowiedzUsuńTa dziewczyna jest cholernie zagubiona. Nie ma wątpliwości, którego z nich kocha. Michael jest jej wybrankiem, ale jest jeszcze drugi. Narzeczony. Może większość mnie zbeszta za to, że jestem bez serca, ale ojciec Lucasa wybrał sobie najgorszy moment na umieranie. Serio. Ten cichy ślub, ta nagła zmiana w tym typie mi się nie podoba.
Lisa niby wie, że powinna pójść za głosem serca. Ale trwa uporczywie w przekonaniu, że się boi i że nie jest gotowa. Co ma jej ojciec do jej szczęścia? Ma kasę i to wszystko. Ojcem jest beznadziejnym. Na pewno by za nim nie tęskniła.
Czekam na kolejny, bo aż mnie skręca z ciekawości!
Pozdrawiam :*
To można powiedzieć,że Lisa doigrała się, sprawa się rypła. Nie wiem w jaki sposób wytłumaczy tą sytuację Michaelowi, ale bedzie cieżko, w sumie to nie ma się co dziwić jego reakcji, zakochał się w Lisie po uszy i kiedy wreszce ona odwzajemniła jego uczucie liczył na zycie u jej boku. Teraz czuje się no nie wiem wykorzystany, uważa,ze Lisa zabawiła się jego uczuciami, do tego kłamała i obiecywała rzeczy, których nie zrealizowała. A ona zamiast gonić go w tym szlafroku, zamknęła drzwi niczym urażona ksieżniczka. Wtedy pokazałaby Michaelowi,że zależy jej na nim.
OdpowiedzUsuńI teraz co Lisa zrobi? Jak gdybiy nic zostanie z Lucasem, ozeni się z nim i bedzie wiodła spokojne życie, bez żadnych niespodzianek i szaleństw, na tym jej od samego początku zależało, żeby mieć zapewnioną przyszłość i stabilne życie. Sama nie wie czego chce, nie umie powiedzieć Lucasowi,ze go nie kocha i o mały włos nie idzie z nim do łóżka-żeby się niczego byc moze nie domyslił. Ciekawe co by mu odpowiedziała gdyby się spytal czy go zdradza.
Witaj.
OdpowiedzUsuńChyba właśnie tego się spodziewałam. Dokładnie, krok po kroku, moje obawy zaczęły się spełniać. To oczywiste, że Lisa stanie na wysokości zadanie i poświęci siebie, by choć odrobinę ulżyć Lucasowi. To normalne w tej sytuacji a przecież to nie jest kobieta o zimnym sercu. Toczyła w sobie ogromną walkę, by wreszcie zdecydować się na Michaela, ale w obecnej chwili tragedia w życiu jej narzeczonego jest sprawą o wiele ważniejszą. Dlatego, mimo jej niechęci, w pełni rozumiem jej postępowanie. Martwi mnie jedynie to kompletne ignorowanie Michiego przez kilka dni. Miał prawo wiedzieć, co się dzieje. A przede wszystkim miał prawo poznać zupełną prawdę, gdy wreszcie do niego zadzwoniła. To akurat z jej strony nie było niczym dobrym i w sumie, moim zdaniem, nie miało podstaw. Przecież Michael by to zrozumiał i w każdym razie wiedział, że jej obowiązkiem jest pomoc Lucasowi. To mądry facet. To dlatego tak naprawdę wynikła ostatnia scena i ta kłótnia. To niestety wina Lisy, bo wystarczyło być zupełnie szczerą. Przynajmniej z blondasem.
Wierzę jednak w rychły koniec tych rozterek i wyjaśnienie sprawy. Tak czy siak, Michi i Lisa się kochają, a więc tak łatwo nie uda im się żyć oddzielnie.
Pozdrawiam.
No i w piz.u jakby to powiedział Siara :D
OdpowiedzUsuńMam naprawdę mieszane uczucia. Do tej pory jakoś Lisa nie podbiła mojego serca, ale w tym rozdziale naprawdę mnie poruszyła xD W pełni zgadzam się z jej autokrytyką. Z takim zachowaniem to nie zasługuje na żadnego. Tyle kłamie, że już nie umie chyba inaczej... Nie wiem w jaki sposób Michi miałby jej wybaczyć, no ale zobaczymy :)
Ta sprawa z Lucasem... chłopakowi umarł ojciec. Okej, musi go wesprzeć, ale po co oszukiwać Michiego? Nie rozumiem jej logiki.
Czekam na godzinę prawdy, bo na nią zasługują wszyscy :)
No kochana, tak pokręciłaś, że znów będę obgryzać paznokcie przed następnym rozdziałem ... :D
Buziaki :*
PS. U Michiego pojawił się nowy rozdział, zapraszam :)
Witaj Kochana.
OdpowiedzUsuńNamieszałaś i to bardzo.
Ale zacznijmy od początku.
Rozdział przepełniony emocjami, walką psychiczną Lisy. Potrafisz genialnie opisać to co się dzieje w głowie Lisy.
To piękne zachowanie ze strony Lisy,że nie chciała bardziej dołować Lucasa. Nie chciała dorzucić mu nowego zmartwienia. Tylko czy przez tą wspaniałomyślość nie zniszczyła sobie życia. Czy przez nie zerwanie z Lucasem nie pozbawiła się miłości swojego życia.
Nie mam pojecia czy Michael jej wybaczy, przecież to wyglądało jednoznacznie.
Zachowywała się nie fair co do Lucasa, a potem co do Michaela.
Teraz wszystko jest w jej rękach. Tylko musi podjąć właściwą decyzję. Mam nadzieję, że pierwszym krokiem będzie zerwanie z Lucasem. Skoro w jego objęciach nic nie czuję, jej uczucia względem niego wygasły.
Potem powinna już chyba tylko błagać Michaela o wybaczenie. Niewątpliwie strasznie go zraniła.
Czekam na kolejny.
Buziaki ;*
Melduję się!
OdpowiedzUsuńKochana, rozdział świetny, jak zwykle. Mówiłam to już pewnie miliard razy, ale nawet nie wiesz, jak bardzo zazdroszczę ci talentu do pisania tego typu cudeniek *.*
Dużo emocji tym razem. Chyba zbyt wiele. Odnoszę wrażenie, zresztą nie po raz pierwszy, że Lisa jest niesamowicie zagubioną osóbką. Osóbką, która trochę za bardzo poplątała się we własnych sprzecznych uczuciach. Ale z drugiej strony, sama sobie zgotowała taki los. Bawienie się w kotka i myszkę nigdy nie wychodzi dobrze. Oszukiwała obydwóch. I Lucasa, i Michaela. Jej zachowanie w stosunku do nich pozostawia naprawdę wiele do życzenia... Jasne, chciała wesprzeć Lucasa, ale kurde, Michi też ma jakieś uczucia, po co te wszystkie gierki? -.-
Teraz chyba decyzja należy do niej. Pytanie, co Lisa zrobi, jak się z tego wykaraska.
Czekam!
Buziaki :**
Niestety, wszystko cały czas nie układa się korzystnie. W sumie to nawet nie wiem, jaka byłaby korzystna sytuacja dla wszystkich bohaterów. Lisie nie łatwo akurat teraz skończyć związku z Lucasem, ale chyba niepotrzebnie to wszystko przeciąga. Z czasem będzie coraz gorzej.
OdpowiedzUsuńNo, ojciec dziewczyny też okazuje się być dupkiem, który nie dba o szczęście swojej córki. No, może to nie do końca tak. On chyba myśli, że Lisa jest szczęśliwa z Lucasem, bo niby dlaczego miałby myśleć inaczej? Jak to Lisa przyznała przed samą sobą, jest dobrą aktorką.
Lucas jest jakiś inny... Nie wiadomo, czy to chwilowe, czy może już tak na stałe?
I jeszcze Michael musiał się zjawić na koniec. Lisa nie powinna go źle oceniać. Dla niego wszystko było bardzo jednoznaczne.
Nie mam pojęcia, co Lisa teraz zrobi. Nie ma łatwego zadania.
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam!
Kochana, komentarz nie będzie długi, bo niestety szkoła mnie godni niewiarygodnie szybko, ale musisz jeszcze ode mnie usłyszeć, że ten rozdział to po prostu petarda! <3
OdpowiedzUsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńWiem, spóźniona bardziej niż to wypada. Ale wiesz jak było, jak jest. Wiesz, że zaczęłam od blogów, na których miałam największe zaległości.
Trudno jest komentować rozdziały po dwóch tygodniach i po miesiącu od ich dodania, nawet te szalenie, cholernie dobre, jak Twoje. Znasz może zdanie na temat tego bloga, Twojego pisania, Ciebie. Cieszę się, że założyłam bloga, stworzyłam Annie Kannie, bo ludzie, których spotkałam tutaj, a których poznałam lepiej na tt, są fantastyczni. Aż chce się żyć, gdy ma się obok siebie takie dziewczyny jak Ty, z którymi można pogadać, gdy smutno i ciężko. Dziękuję Ci!
Nie zasłużyłaś na to, żebym pojawiała się tu tak późno, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz. To był ciężki czas.
Skomentuję rozdział, tak ogólnie, bo do normalnego komentowania z analizami tekstu wrócę od następnego rozdziału, bo tak będzie łatwiej.
Michi, ty bidulo! Tak cholernie mi go żal i cholernie wkurwia mnie Lisa. Szczególnie w poprzednim rozdziale.No kuźwa, gdyby nie była takim tchórzem i Łęcką to nie byłoby takiego problemu. Gdyby nie kłamała nie oszukiwała. Gdyby wcześniej załatwiła sprawę z Lucasem, przed śmiercią jego ojca, to teraz Michi by za nią nie musiał płakać. Gdyby miała trochę jaj, byłaby szczęśliwsza. Byłaby, ale nie jest. I teraz, gdy sytuacja jest właśnie taka, nie może zostawić Lucasa, musi poczekać.
Czy nie mogła chociaż z Michim być szczera? On by to zrozumiał, może poczekał. A teraz wyszedł klops i kupa. Kupa śmierdzi i nie wiem, co dalej. Niech ją spuszczą jakoś.
Do następnego, w weekend?
Zuzek.
Nie, nie, nie, to wszystko miało być odwrotnie. To Lucas miał spadac, nie Michi, nooooooo! Lisa, weź się ogarnij życiowo, kobieto! Swoją droga ten Lucas to się z powołaniem minął, powinien być zawodowym trollem. Tutaj Lisa kombinuje jak się go pozbyć, a on jak nie ze wspolnym mieszkaniem, to ze ślubem wyskakuje. Ba, jakby tego było mało to nagle uznał, że bach, tak sobie przestanie tyle pracować. Co za jełop, niszczy big love Michaela. Lucas, zły człowieku, zmykaj jak najdalej, dopóki się naprawdę nie zdenerwuję i nie zacznę ci złorzeczyć :P A tak na serio, to no dobra, Lucas się stara, trzeba to docenić. Ba, zaimponowało mi to, że na końcu zaufał Lisie i dał jej ot tak chwilę prywatności z Michaelem (well, well, gdyby wiedział co tam jego Lisa i Michi wyczyniali w Amsterdamie, pewnie by się sam ze swej naiwności śmiał), no ale heloł, Michi to Michi, trochę taki Superideał, może nawet moja religia jakaś (michaeloholizm?), więc ten tego, Lucas mimo wszystko musi spadać, bo co by nie zrobił, to panu Jestem-Michi-i-jestem-idealny nie dorówna. Koniec. Kropencja.
OdpowiedzUsuńNiech ta Lisa jakoś to naprawi, bo inaczej Michael będzie smutny, a smutny Michael to smutna ja, a ja nie chcę płakać :P
Uściski!
Michael jest współczesnym Wokulskim, który także cały czas miał nadzieję na szczęśliwy koniec z Izabelą mimo wątpliwości co jakiś czas pojawiających się w jego głowie. Rzecki- Stefan jak malowany, troszczacy się o swego przyjaciela i uroczo nieśmiały, nie mówiąc już o Lisie Łęckiej - arystokratce bawiącej się zaślepioną ofiarą. Leah przypomina trochę Wąsowską, ale kim jest Lucas? Starskim? Akurat tu nie znajduję analogii, prędzej Ochocki xd niech sie tylko haybock nie rzuca pod pociąg.Humanie qvo vadis...
OdpowiedzUsuńMichael jest współczesnym Wokulskim, który także cały czas miał nadzieję na szczęśliwy koniec z Izabelą mimo wątpliwości co jakiś czas pojawiających się w jego głowie. Rzecki- Stefan jak malowany, troszczacy się o swego przyjaciela i uroczo nieśmiały, nie mówiąc już o Lisie Łęckiej - arystokratce bawiącej się zaślepioną ofiarą. Leah przypomina trochę Wąsowską, ale kim jest Lucas? Starskim? Akurat tu nie znajduję analogii, prędzej Ochocki xd niech sie tylko haybock nie rzuca pod pociąg.Humanie qvo vadis...
OdpowiedzUsuń