Jestem gotowa do wyjścia, gdy Lucas dzwoni do drzwi mojego mieszkania. Trochę się denerwuję, jak zawsze przed pierwszą randką z nowo poznanym chłopakiem. Po raz ostatni spoglądam na swoje odbicie w lustrze i spinam wsuwką kosmyk włosów, który wysunął się z luźnego koka. Zdecydowanym ruchem naciskam klamkę i pierwsze co widzę, to duży bukiet czerwonych róż, zza którego dopiero po chwili dostrzegam poważną twarz Lucasa ozdobioną niepewnym uśmiechem.
- Dobry wieczór, Liso. - Na powitanie całuje mnie w policzek. - To dla ciebie.
Dziękuję za kwiaty i udaję się wgłąb mieszkania, żeby włożyć je do wazonu. Wyrzucam z niego uschnięte żółte tulipany, które podarowałam sama sobie kilka dni wcześniej, i napełniam czystą wodą. Dopiero gdy wracam do przedpokoju, mam okazję lepiej przyjrzeć się Lucasowi. Trochę zaskakuje mnie to, że jego błękitny krawat i biała poszetka w cienką kartkę w tym samym kolorze dopasowane do ciemnoszarego garnituru, idealnie pasują także do mojej jasnoniebieskiej sukienki. Lekki uśmiech, za którym skrywa zażenowanie, świadczy o tym, że on też to zauważył. Chwytam w biegu kremową kopertówkę i wychodzimy na klatkę schodową. W milczeniu czekamy na windę, obserwując jej powolną podróż ukazującą nam się w postaci niebieskich cyferek na czarnym ekranie. Zjazd na parter zdaje się być jeszcze dłuższy, bo krępująca cisza naciska na nas ze wszystkich czterech stron. Na dole moje zmieszanie sięga zenitu. W tym budynku pracuje dwóch portierów, ale ja zawsze napotykam tego jednego, który nigdy nie zapomina o poczęstowaniu mnie przeciągłym spojrzeniem i filuternym uśmieszkiem. Nie ufam mu, odkąd dowiedziałam się, że jego prostokątny wąsik i zainteresowanie operami Wagnera są spowodowane fascynacją Hitlerem i jego ideologią.
Wystarczy szybkie spojrzenie na samochody zaparkowane przed budynkiem, żebym domyśliła się, który z nich należy do Lucasa. Czy tego chcę, czy nie, białe Audi S8 D4 wywiera na mnie duże wrażenie. Nie muszę wiedzieć, jak wygląda klinika ojca Lucasa, żeby zrozumieć, dlaczego mojemu tacie tak zależało na podpisaniu kontraktu z nim. Sposób bycia młodszego Langera, eleganckie i modne garnitury, a teraz także jego auto, mówią same za siebie.
- Ostatnio wspomniałaś, że lubisz haute cuisine, dlatego pozwoliłem sobie zarezerwować stolik w mojej ulubionej francuskiej restauracji. Ale jeśli masz ochotę na coś innego, to nie ma problemu - przerywa ciszę, która z windy podążyła za nami do auta.
- Nie, kuchnia francuska będzie idealna na ten wieczór - zapewniam żarliwie.
Uśmiechem doceniam to, że zapamiętał lepiej niż ja, co mówiłam na kolacji u moich rodziców. Po tej krótkiej wymianie zdań atmosfera staje się nieco luźniejsza, ale dalej wysilam umysł i zaglądam w jego najciemniejsze zakamarki, w poszukiwaniu tematu, który mogłabym poruszyć w rozmowie. Na szczęście do restauracji nie jest daleko. W normalnych okolicznościach w taki gorąc, jak ten panujący na zewnątrz pomimo wieczornej godziny, niechętnie wysiadłabym z klimatyzowanego auta, ale teraz robię to z prawdziwą ulgą. Langer podaje mi ramię i prowadzi do wejścia. Kelner wskazuje nam położony w ustronnym miejscu stolik. Cieszy mnie jego umiejscowienie, bo w restauracjach denerwuje mnie obecność innych osób.
Zamawiam pierwsze lepsze dania, bo nie mam ochoty na nic konkretnego. Oszczędzam sobie uważnego przeglądania menu i w ten sposób mogę dyskretnie przyjrzeć się Lucasowi, który wciąż zastanawia się, co wybrać. Jest przystojny, ale nie zwróciłabym na niego uwagi, gdyby mijał mnie na ulicy. To nie ten typ urody, na widok którego popadam w niemy zachwyt.
- Jak radzisz sobie z nowym stażem? - pyta, gdy kelner odchodzi od naszego stolika po nalaniu do kieliszków czerwonego wina.
I znów pamięta o czymś, co na poprzedniej kolacji zostało mimochodem wspomniane przez moich rodziców. Z przerażeniem zauważam, że nie umiem sobie przypomnieć żadnych znaczących szczegółów odnośnie jego życia. Wiem tylko tyle, że pracuje w klinice swojego ojca, zajmującej się medycyną sportową.
- Póki co jestem z niego zadowolona - odpowiadam zgodnie z prawdą. Moja nowa praca w niewielkiej przychodni sportowej w pełni mnie satysfakcjonuje.
Rozmawiamy o niedawno wprowadzonych nowych testach wysiłkowych, o których Lucas zaczął pisać referat na zbliżającą się konferencję. Momentami czuję się, jakbym była na spotkaniu biznesowym, a nie randce, którą bądź co bądź jest ta kolacja. Robi się nieco swobodniej, gdy schodzimy na temat podróży. Oboje mamy dużo do powiedzenia, bo rodzice Lucasa w trakcie jego wychowywania wyznawali zasadę "podróże kształcą", tak samo jak moi.
Zaczyna nam się lepiej ze sobą rozmawiać, dlatego po kolacji idziemy na krótki spacer do parku i dopiero po nim Lucas odwozi mnie do domu. Nie wchodzi na górę - żegnam go w aucie pocałunkiem w policzek. Ten wieczór pozwala mi wysnuć jeden wniosek odnośnie książek i filmów miłosnych - wszystkie te motylki w brzuchu, zawroty głowy i dreszcze pożądania są zdecydowanie wyolbrzymione.
Dwa dni później dzwonię do Lucasa i umawiam się z nim na kolejne spotkanie.
Właśnie wjeżdżam windą na czwarte piętro hotelu, kiedy z mojej torebki dochodzi dźwięk przychodzącej wiadomości.
Mama
Sprawdź pocztę e-mail. Wysłałam Ci kilka zdjęć, żebyś nie zapomniała o swojej rodzinie :)
Uśmiecham się pod nosem i kręcę głową z rozbawieniem. Nie ma mnie w domu drugi dzień, a ona już wariuje. Jej obawy wydają mi się całkowicie przesadzone, ale mimo to od razu po wejściu do pokoju, w którym wciąż nie ma Lucasa, włączam komputer i sprawdzam pocztę. Istotnie, mam jedną wiadomość od mamy, a w niej kilka zeskanowanych zdjęć z naszego albumu rodzinnego. Nie umiem się nie uśmiechnąć, gdy je oglądam. Na jednym mam twarz wysmarowaną czekoladą - nic się nie zmieniło w kwestii mojego zamiłowania do tego smakołyku. To, co napawa mnie największą radością, to to, że moje dzieciństwo naprawdę było tak udane, jak można ocenić, patrząc na te zdjęcia. Ustawiam na tapetę komputera fotografię, na której mama i tato obejmują mnie z obu stron. Nie pamiętam, kiedy została zrobiona, ale podoba mi się najbardziej ze wszystkich.
Gdy tak siedzę przy włączonym komputerze, zastanawiając się, co mogę teraz zrobić, wpadam na pewien pomysł. Otwieram przeglądarkę internetową i wpisuję w Google hasło Michael Hayboeck. Pierwszy link kieruje mnie do jego strony na Wikipedii. Jego strony na Wikipedii! Gdy byłam młodsza, wyobrażałam sobie, że to na swoją stronę na Wikipedii będę mogła kiedyś wejść. Pod tym względem Michi był człowiekiem bardziej spełnionym życiowo ode mnie. Rzuciłam tylko okiem na kolorowe tabelki, z których i tak niewiele rozumiałam i wróciłam do wyników wyszukiwania. Wystarczyło kilka sekund, a już znałam imiona jego braci i rodziców. Czy takie dziewczyny, jak ta kelnerka, którą spotkaliśmy w kawiarni, często robią to, co ja teraz? Wystarczy, że wpiszą w Google jego imię i nazwisko, a wyświetla się niezliczona ilość zdjęć, do których mogą wzdychać. Poirytowana tą myślą, zamykam przeglądarkę, a zaraz po niej laptopa. Nie mogę pozbyć się głupiego przeświadczenia, że to nie fair poznawać go przy pomocy Internetu. Przecież ja nie mam swojej strony na Wikipedii, więc on nie może w ten sposób poznawać mnie. A poza tym czuję się tak, jakbym naruszała jego prywatność. Zastanawiam się jeszcze, czy nie sprawdzić jego profilu na Facebooku, ale ostatecznie daję sobie z tym spokój.
Odchylam się na oparciu krzesła i wzdycham głośno. O co tak właściwie mi chodzi? Dlaczego nie mogę przestać o nim myśleć? Czy to naprawdę możliwe, żebym się w nim zakochała? Prycham głośno na tę myśl. Nie bądź głupia, Meyer! No ale... co jeśli jednak? Czy w takim razie nie powinnam zrobić wszystkiego co w mojej mocy, żeby zdusić to niemające racji bytu uczucie jeszcze w zarodku, zanim się rozwinie i zaszkodzi mojemu związkowi z Lucasem? To, co łączy mnie z narzeczonym, jest zbyt poważne, żeby tak po prostu przestało istnieć. Zdecydowanie muszę zapanować nad swoimi uczuciami, zanim będzie za późno.
Rozglądam się po pokoju, żeby czymś zająć myśli i uderza mnie panujący w nim porządek, wręcz graniczący z pustką. Śmiało powiedziałabym, że nikt tu nie mieszka, gdyby nie to, że mieszkałam w nim właśnie ja. O ile kilka moich rzeczy, nieśmiało wyglądających z mało widocznych miejsc, zostawiało jakieś oznaki ludzkiej obecności, o tyle śladów po Lucasie nie było wcale. Czy przypadkiem podobnie nie było z moim życiem? Lucas niby w nim był, ale gdyby tak po prostu odszedł, to czy dałoby się zauważyć jakąś zmianę?
Popadam w tak głębokie zamyślenie, że podskakuję ze strachu na dźwięk pukania do drzwi. Mija chwila nim przytomnieję i wstaję, żeby otworzyć. Uśmiecham się na widok Leah stojącej na korytarzu.
- Co cię do mnie sprowadza? - Nonszalancko opieram dłoń na biodrze, ale po chwili otwieram drzwi szerzej. - Wejdziesz?
- Z chęcią zostałabym na pogaduszkach, ale niestety nie mogę. - Rozpościera ręce w geście bezradności. - Szukam Lucasa. Potrzebny nam lekarz.
Na dźwięk ostatniego zdania czuję gwałtowny przypływ energii. Odkąd tydzień temu skończyłam staż w wiedeńskiej przychodni sportowej, właściwie nie wykonywałam żadnych czynności związanych z moim zawodem, bo poprawiania referatów Lucasa nie można do takowych zaliczyć. Dlatego cieszę się na myśl, że wreszcie będę mogła zająć się czymś konkretnym.
- Lucasa nie ma, ale ja z chęcią pomogę.
- W takim razie chodź.
Posłusznie wychodzę za Leah, pamiętając o tym, żeby zabrać kartę od pokoju.
- Dziewczyny właśnie mają trening na sali i jednej z nich coś się stało. Trener uznał, że to naciągnięty mięsień i zapewne ma rację, ale okropna z niej histeryczka i upiera się, że natychmiast musi zobaczyć ją lekarz - swoimi wyjaśnieniami Leah uprzedza wszystkie moje pytania.
Naciągnięty mięsień nie jest szczytem moich lekarskich ambicji, ale po tygodniu bezczynności i tak mnie zadowala. Wszystko jest lepsze od niechcianych rozmyślań.
Wchodzimy na salę konferencyjną, która chwilowo została przemieniona na niewielką siłownię. Dostrzegam Jackie, która, pomiędzy przysiadami wykonywanymi ze sztangą, posyła mi zmęczony uśmiech. Pod jedną ze ścian w towarzystwie dwóch mężczyzn siedzi blondynka będąca, jak się domyślam, przyczyną całego zamieszania. Na oko oceniam ją na kilka lat młodszą ode mnie.
- Pana Langera nie ma, ale przyprowadziłam wam pannę Meyer. - Oświadczenie Leah jest bardzo oficjalne, ale w myślach dziękuję jej za to, że przedstawiła mnie jako funkcjonującą samodzielnie kobietę, a nie po prostu "narzeczoną Lucasa", jak zwykło to robić wiele innych osób współpracujących z nami.
Staram się skupić uwagę na poszkodowanej dziewczynie, ale czuję na sobie natarczywy wzrok trenerów, który wytrąca mnie z równowagi. Posyłam Leah znaczące spojrzenie, a ona od razu domyśla się, co mam na myśli.
- Chiara jest w dobrych rękach. Możecie zająć się pozostałymi dziewczynami - zdanie, które w innych ustach zabrzmiałoby jak delikatna sugestia, wypowiedziane przez nią staje się nieznoszącym sprzeciwu rozkazem. Jej oschły ton wzmacnia wyniosła postawa. Ręce krzyżuje na piersi, a stopą przytupuje w geście zniecierpliwienia. Mężczyźni, niczym skarcone dzieci, podnoszą się z podłogi i odchodzą do pozostałych podopiecznych.
Przez chwilę wpatruję się w Leah, nie mogąc otrząsnąć się z podziwu. Gdybym nie wiedziała, że naczelną rolę odgrywa tu poznany przeze mnie wczoraj Heinz Kuttin, pomyślałabym, że to ona jest szefową wszystkich.
- Marnujesz się jako fizjoterapeutka - stwierdzam całkowicie poważnie.
- Nie ma za co. - Wzrusza ramionami, ale kąciki jej ust unoszą się w delikatnym uśmiechu.
- Co się stało? - Teraz już całą uwagę skupiam na poszkodowanej.
Dziewczyna ma okrągłą twarzyczkę, oznaczoną śladami zaschniętych łez. Jej brązowe oczy jeszcze błyszczą, a usta układają się w wymuszonym uśmiechu. Głośno pociąga nosem, nim zaczyna mówić:
- Robiłam wyskoki i wtedy okropnie zaczęło boleć mnie prawe udo. - Wskazuje na część ciała, będącą przyczyną zaistniałego zamieszania.
- Spokojnie, to na pewno nic groźnego. - Posyłam jej pokrzepiający uśmiech i zabieram się do oglądania nogi.
Po wstępnym badaniu stwierdzam, że diagnoza trenerów była słuszna i doszło do naciągnięcia mięśnia. Nakazuję dziewczynie przytrzymać w bolącym miejscu woreczek lodu, który w międzyczasie przyniosła Leah, a potem razem z fizjoterapeutką odprowadzamy ją do jej pokoju.
- Przepraszam panią za zamieszanie. Wiem, że zrobiłam aferę o nic, ale tak okropnie się wystraszyłam... - mówi przejęta Chiara, gdy już leży wygodnie na swoim łóżku.
Ściskam delikatnie jej dłoń i uśmiecham się, dając do zrozumienia, że nie ma się czym przejmować.
- Po pierwsze, to nie pani, tylko po prostu Lisa. - Racja, jest ode mnie młodsza, ale mam kuzynki będące w jej wieku, które zwracają się do mnie po imieniu, dlatego nie widzę potrzeby tworzenia między nami niepotrzebnego dystansu. - A po drugie - nie musisz przepraszać. To moja praca.
Chiara kiwa głową i uśmiecha się z zakłopotaniem.
- Dziękuję za pomoc - mamrocze.
- Gdybyś jeszcze czegoś potrzebowała, to wiesz, gdzie się zgłosić. - Leah znów mnie zadziwia, ale tym razem sposobem w jaki z oschłej szefowej staje się łagodną przyjaciółką.
Kiedy wychodzimy z pokoju, wzdycha głośno i kręci głową z udawaną dezaprobatą.
- Ach, ci młodzi... Stare dobre czasy.
- Mówisz, jakbyś najlepsze lata swojego życia miała już za sobą.
- A nie jest tak? - Znów wzdycha, ale tym razem widzę po wyrazie jej twarzy, że wraca myślami do nieodległej przeszłości. Jednak szybko otrząsa się z zamyślenia i kieruje na mnie całkowicie przytomny wzrok. - Zaproponowałabym ci kawę, ale wiem, że już dzisiaj ją piłaś. - Uśmiecha się znacząco, co sprawia, że nie umiem ukryć zakłopotania. Czuję ciepło rozchodzące się po policzkach i mam ochotę odwrócić głowę tak, żeby ich nie widziała, ale powstrzymuję się resztkami silnej woli.
- Liso, nie chcę, żebyś uznała mnie za wścibską, ani, broń Boże, za nieprzyjaźnie do ciebie nastawioną, ale czułabym się źle, gdybym ci tego nie powiedziała. - Poważnieje, a ja domyślam się, co za chwilę usłyszę i zaczynam żałować, że jednak nie odwróciłam się i nie odeszłam. - Znam Michiego na tyle długo, żeby móc zauważyć, że sposób, w jaki się do ciebie odnosi, jest co najmniej nietypowy. Nigdy nie widziałam, żeby tak łatwo dał się wyciągnąć na imprezie na parkiet i nigdy też nie byłam świadkiem tego, jak zaprasza dziewczynę na kawę.
- Leah, proszę cię, nie przesadzaj... - próbuję zaprzeczyć jej słowom, chociaż w głębi duszy wiem, że są słuszne.
- Pozwól mi dokończyć. - Na moment znów staje się Leah - szefową i nawet nie śmiem jej się sprzeciwić. - Nie chcę niczego stwierdzać, bo mogę nie mieć racji, ale według mnie powinnaś po prostu uważać. Nie tylko dla dobra swojego związku z Lucasem, ale też dla Michiego. To świetny facet i zasługuje na wszystko, co najlepsze.
- Chcesz powiedzieć, że jestem dla niego nieodpowiednia?
Ten nagły przejaw irytacji dziwi mnie chyba bardziej niż Leah. Zauważam, że nieświadomie zaciskałam szczękę, co daje teraz o sobie znać nieprzyjemnym bólem.
- Chcę powiedzieć, że powinien zakochać się w dziewczynie, która nie będzie zajęta planowaniem ślubu i przyszłego życia z innym mężczyzną.
Uderza mnie prawdziwość jej słów. Powiedziała to, czego byłam całkowicie świadoma, ale i tak stoję jak sparaliżowana, niezdolna do żadnego ruchu. To było jak zimny prysznic dla mojego umysłu, który po przyjemnie spędzonym czasie z Michim pogubił się w tej sytuacji.
- Masz rację - mówię wreszcie. - Dzięki za szczerą rozmowę.
Uśmiecha się nieśmiało.
- To ja dziękuję za pomoc z Chiarą. Może wyskoczymy na kawę jutro albo pojutrze?
- Z chęcią. - Silę się na uśmiech.
Leah żegna się ze mną i odchodzi. Ja także wracam do swojego pokoju. Czuję powoli ogarniającą mnie frustrację. Nie jestem zła na nią, bo wiem, że miała jak najlepsze intencje. Wściekam się na samą siebie. Na to, że dopuściłam do sytuacji, gdy nowo poznane osoby muszą doprowadzać mnie do porządku i gdy moje uczucia stały się tak skomplikowane, że nie potrafię się w nich rozeznać.
W pokoju kładę się na łóżku i włączam telewizor. Bezmyślnie wpatruję się w bohaterów Wspaniałego stulecia, ale ich słowa do mnie nie docierają. Przed oczami na zmianę stają mi Michi ze swoim uroczym uśmiechem i poważna Leah. Mam ochotę rozpłakać się z bezsilności. Powstrzymuje mnie przed tym jedynie myśl, że Schiffner sama przyznała, że może nie mieć racji i dzieli się ze mną swoimi spostrzeżeniami jedynie z czystej ostrożności. Przecież nie warto załamywać się z powodu jakiś przypuszczeń.
Moje rozmyślania przerywa pojawienie się Lucasa. Chyba jeszcze nigdy nie ucieszyłam się tak bardzo z jego powrotu. Podrywam się z łóżka i mocno całuję go w usta. Unosi brew w pytającym geście, zdziwiony tak entuzjastycznym powitaniem.
- Coś się stało?
- Po prostu cieszę się, że cię widzę - szepczę prosto w jego usta, a następnie składam na nich kolejny, powolny pocałunek. - Może zamówimy dzisiaj kolację do pokoju? Tak szybko zostawiłeś mnie na śniadaniu, że należy mi się jakaś rekompensata.
- Właściwie to...
Wiem, co zaraz usłyszę. "Zostało mi jeszcze trochę pracy". Dlatego nie daję mu dokończyć i bezceremonialnie przykładam palec do jego ust. Widząc jego pytające spojrzenie, przenoszę dłonie nieco niżej i zaczynam odpinać guziki jego koszuli. Cieszę się, że nie ubrał krawata, bo jego rozwiązywanie zawsze było dla mnie problemem.
- Właściwie to czemu nie? - Uśmiecha się szelmowsko.
W myślach zaciskam pięść w geście zwycięstwa. Lucas może i jest pracoholikiem, ale wciąż facetem. Który mężczyzna po prostu zajmie się pracą, kiedy jego kobieta daje do zrozumienia, że ma ochotę na niewinną zabawę w łóżku?
Ku mojemu zadowoleniu, Michi i Leah opuszczają moje myśli. Zostaje w nich tylko Lucas i przyjemność, jaką daje mi jego bliskość. Z cichym jękiem rozpływam się w jego ramionach, a gdy już po wszystkim leżymy obok siebie, wtulam twarz w jego szyję i wdycham przyjemny zapach wody toaletowej. Wreszcie ogarnia mnie spokój. Może po prostu tego mi brakowało i stąd to zainteresowanie Michaelem? Nie zastanawiam się nad tym dłużej, z obawy przed powrotem niechcianych myśli.
Ale obiekt moich zmartwień wkrótce sam daje o sobie znać. Lucas zamawia do pokoju kolację i butelkę czerwonego wina, a następnie idzie wziąć prysznic. Mój telefon informuje mnie o tym, że dostałam wiadomość, dokładnie w momencie gdy z łazienki dochodzi mnie szum odkręconej wody. Spodziewam się, że to kolejny SMS od mamy, ale nadawcą jest nieznany numer.
Co powiesz na mecz jutro po śniadaniu? :) Michi.
Wpatruję się w ekran telefonu i zamiast dwukropka i nawiasu widzę jego prawdziwy uśmiech, nie kończący się na ustach, ale dosięgający także błękitnych oczu. Mając go przed oczami, nie umiem odmówić, chociaż chętnie bym to zrobiła. Boję się kolejnego spotkania z nim. Boję się, że dostrzegę coś, co potwierdzi słowa Leah. Boję się, że moja podświadomość znów mnie zdradzi i powiem, lub zrobię coś, czego później będę żałować. Mimo tego z głośnym westchnięciem wysyłam odpowiedź na jego pytanie:
Jestem za. Z chęcią pokażę Ci, kto jest lepszy :)
Nie muszę długo czekać, żeby otrzymać kolejną wiadomość.
Nie nastawiaj się na wygraną. Przyjdę po Ciebie o 9:30.
Lucas zakręca wodę, co zwiastuje jego nadchodzące wyjście z łazienki, dlatego pospiesznie odkładam telefon na szafkę. Jestem ciekawa, skąd Michi ma mój numer, ale z zadaniem mu tego pytania będę musiała poczekać do jutra.
Chwilę później zjawia się nasza kolacja, chociaż mnie bardziej cieszy czerwone wino, przy którym mam nadzieję całkowicie się odprężyć. Skupiam się na tym, co jest tu i teraz i pierwszy raz od długiego czasu spędzam miły wieczór z narzeczonym.
- Dobry wieczór, Liso. - Na powitanie całuje mnie w policzek. - To dla ciebie.
Dziękuję za kwiaty i udaję się wgłąb mieszkania, żeby włożyć je do wazonu. Wyrzucam z niego uschnięte żółte tulipany, które podarowałam sama sobie kilka dni wcześniej, i napełniam czystą wodą. Dopiero gdy wracam do przedpokoju, mam okazję lepiej przyjrzeć się Lucasowi. Trochę zaskakuje mnie to, że jego błękitny krawat i biała poszetka w cienką kartkę w tym samym kolorze dopasowane do ciemnoszarego garnituru, idealnie pasują także do mojej jasnoniebieskiej sukienki. Lekki uśmiech, za którym skrywa zażenowanie, świadczy o tym, że on też to zauważył. Chwytam w biegu kremową kopertówkę i wychodzimy na klatkę schodową. W milczeniu czekamy na windę, obserwując jej powolną podróż ukazującą nam się w postaci niebieskich cyferek na czarnym ekranie. Zjazd na parter zdaje się być jeszcze dłuższy, bo krępująca cisza naciska na nas ze wszystkich czterech stron. Na dole moje zmieszanie sięga zenitu. W tym budynku pracuje dwóch portierów, ale ja zawsze napotykam tego jednego, który nigdy nie zapomina o poczęstowaniu mnie przeciągłym spojrzeniem i filuternym uśmieszkiem. Nie ufam mu, odkąd dowiedziałam się, że jego prostokątny wąsik i zainteresowanie operami Wagnera są spowodowane fascynacją Hitlerem i jego ideologią.
Wystarczy szybkie spojrzenie na samochody zaparkowane przed budynkiem, żebym domyśliła się, który z nich należy do Lucasa. Czy tego chcę, czy nie, białe Audi S8 D4 wywiera na mnie duże wrażenie. Nie muszę wiedzieć, jak wygląda klinika ojca Lucasa, żeby zrozumieć, dlaczego mojemu tacie tak zależało na podpisaniu kontraktu z nim. Sposób bycia młodszego Langera, eleganckie i modne garnitury, a teraz także jego auto, mówią same za siebie.
- Ostatnio wspomniałaś, że lubisz haute cuisine, dlatego pozwoliłem sobie zarezerwować stolik w mojej ulubionej francuskiej restauracji. Ale jeśli masz ochotę na coś innego, to nie ma problemu - przerywa ciszę, która z windy podążyła za nami do auta.
- Nie, kuchnia francuska będzie idealna na ten wieczór - zapewniam żarliwie.
Uśmiechem doceniam to, że zapamiętał lepiej niż ja, co mówiłam na kolacji u moich rodziców. Po tej krótkiej wymianie zdań atmosfera staje się nieco luźniejsza, ale dalej wysilam umysł i zaglądam w jego najciemniejsze zakamarki, w poszukiwaniu tematu, który mogłabym poruszyć w rozmowie. Na szczęście do restauracji nie jest daleko. W normalnych okolicznościach w taki gorąc, jak ten panujący na zewnątrz pomimo wieczornej godziny, niechętnie wysiadłabym z klimatyzowanego auta, ale teraz robię to z prawdziwą ulgą. Langer podaje mi ramię i prowadzi do wejścia. Kelner wskazuje nam położony w ustronnym miejscu stolik. Cieszy mnie jego umiejscowienie, bo w restauracjach denerwuje mnie obecność innych osób.
Zamawiam pierwsze lepsze dania, bo nie mam ochoty na nic konkretnego. Oszczędzam sobie uważnego przeglądania menu i w ten sposób mogę dyskretnie przyjrzeć się Lucasowi, który wciąż zastanawia się, co wybrać. Jest przystojny, ale nie zwróciłabym na niego uwagi, gdyby mijał mnie na ulicy. To nie ten typ urody, na widok którego popadam w niemy zachwyt.
- Jak radzisz sobie z nowym stażem? - pyta, gdy kelner odchodzi od naszego stolika po nalaniu do kieliszków czerwonego wina.
I znów pamięta o czymś, co na poprzedniej kolacji zostało mimochodem wspomniane przez moich rodziców. Z przerażeniem zauważam, że nie umiem sobie przypomnieć żadnych znaczących szczegółów odnośnie jego życia. Wiem tylko tyle, że pracuje w klinice swojego ojca, zajmującej się medycyną sportową.
- Póki co jestem z niego zadowolona - odpowiadam zgodnie z prawdą. Moja nowa praca w niewielkiej przychodni sportowej w pełni mnie satysfakcjonuje.
Rozmawiamy o niedawno wprowadzonych nowych testach wysiłkowych, o których Lucas zaczął pisać referat na zbliżającą się konferencję. Momentami czuję się, jakbym była na spotkaniu biznesowym, a nie randce, którą bądź co bądź jest ta kolacja. Robi się nieco swobodniej, gdy schodzimy na temat podróży. Oboje mamy dużo do powiedzenia, bo rodzice Lucasa w trakcie jego wychowywania wyznawali zasadę "podróże kształcą", tak samo jak moi.
Zaczyna nam się lepiej ze sobą rozmawiać, dlatego po kolacji idziemy na krótki spacer do parku i dopiero po nim Lucas odwozi mnie do domu. Nie wchodzi na górę - żegnam go w aucie pocałunkiem w policzek. Ten wieczór pozwala mi wysnuć jeden wniosek odnośnie książek i filmów miłosnych - wszystkie te motylki w brzuchu, zawroty głowy i dreszcze pożądania są zdecydowanie wyolbrzymione.
Dwa dni później dzwonię do Lucasa i umawiam się z nim na kolejne spotkanie.
Właśnie wjeżdżam windą na czwarte piętro hotelu, kiedy z mojej torebki dochodzi dźwięk przychodzącej wiadomości.
Mama
Sprawdź pocztę e-mail. Wysłałam Ci kilka zdjęć, żebyś nie zapomniała o swojej rodzinie :)
Uśmiecham się pod nosem i kręcę głową z rozbawieniem. Nie ma mnie w domu drugi dzień, a ona już wariuje. Jej obawy wydają mi się całkowicie przesadzone, ale mimo to od razu po wejściu do pokoju, w którym wciąż nie ma Lucasa, włączam komputer i sprawdzam pocztę. Istotnie, mam jedną wiadomość od mamy, a w niej kilka zeskanowanych zdjęć z naszego albumu rodzinnego. Nie umiem się nie uśmiechnąć, gdy je oglądam. Na jednym mam twarz wysmarowaną czekoladą - nic się nie zmieniło w kwestii mojego zamiłowania do tego smakołyku. To, co napawa mnie największą radością, to to, że moje dzieciństwo naprawdę było tak udane, jak można ocenić, patrząc na te zdjęcia. Ustawiam na tapetę komputera fotografię, na której mama i tato obejmują mnie z obu stron. Nie pamiętam, kiedy została zrobiona, ale podoba mi się najbardziej ze wszystkich.
Gdy tak siedzę przy włączonym komputerze, zastanawiając się, co mogę teraz zrobić, wpadam na pewien pomysł. Otwieram przeglądarkę internetową i wpisuję w Google hasło Michael Hayboeck. Pierwszy link kieruje mnie do jego strony na Wikipedii. Jego strony na Wikipedii! Gdy byłam młodsza, wyobrażałam sobie, że to na swoją stronę na Wikipedii będę mogła kiedyś wejść. Pod tym względem Michi był człowiekiem bardziej spełnionym życiowo ode mnie. Rzuciłam tylko okiem na kolorowe tabelki, z których i tak niewiele rozumiałam i wróciłam do wyników wyszukiwania. Wystarczyło kilka sekund, a już znałam imiona jego braci i rodziców. Czy takie dziewczyny, jak ta kelnerka, którą spotkaliśmy w kawiarni, często robią to, co ja teraz? Wystarczy, że wpiszą w Google jego imię i nazwisko, a wyświetla się niezliczona ilość zdjęć, do których mogą wzdychać. Poirytowana tą myślą, zamykam przeglądarkę, a zaraz po niej laptopa. Nie mogę pozbyć się głupiego przeświadczenia, że to nie fair poznawać go przy pomocy Internetu. Przecież ja nie mam swojej strony na Wikipedii, więc on nie może w ten sposób poznawać mnie. A poza tym czuję się tak, jakbym naruszała jego prywatność. Zastanawiam się jeszcze, czy nie sprawdzić jego profilu na Facebooku, ale ostatecznie daję sobie z tym spokój.
Odchylam się na oparciu krzesła i wzdycham głośno. O co tak właściwie mi chodzi? Dlaczego nie mogę przestać o nim myśleć? Czy to naprawdę możliwe, żebym się w nim zakochała? Prycham głośno na tę myśl. Nie bądź głupia, Meyer! No ale... co jeśli jednak? Czy w takim razie nie powinnam zrobić wszystkiego co w mojej mocy, żeby zdusić to niemające racji bytu uczucie jeszcze w zarodku, zanim się rozwinie i zaszkodzi mojemu związkowi z Lucasem? To, co łączy mnie z narzeczonym, jest zbyt poważne, żeby tak po prostu przestało istnieć. Zdecydowanie muszę zapanować nad swoimi uczuciami, zanim będzie za późno.
Rozglądam się po pokoju, żeby czymś zająć myśli i uderza mnie panujący w nim porządek, wręcz graniczący z pustką. Śmiało powiedziałabym, że nikt tu nie mieszka, gdyby nie to, że mieszkałam w nim właśnie ja. O ile kilka moich rzeczy, nieśmiało wyglądających z mało widocznych miejsc, zostawiało jakieś oznaki ludzkiej obecności, o tyle śladów po Lucasie nie było wcale. Czy przypadkiem podobnie nie było z moim życiem? Lucas niby w nim był, ale gdyby tak po prostu odszedł, to czy dałoby się zauważyć jakąś zmianę?
Popadam w tak głębokie zamyślenie, że podskakuję ze strachu na dźwięk pukania do drzwi. Mija chwila nim przytomnieję i wstaję, żeby otworzyć. Uśmiecham się na widok Leah stojącej na korytarzu.
- Co cię do mnie sprowadza? - Nonszalancko opieram dłoń na biodrze, ale po chwili otwieram drzwi szerzej. - Wejdziesz?
- Z chęcią zostałabym na pogaduszkach, ale niestety nie mogę. - Rozpościera ręce w geście bezradności. - Szukam Lucasa. Potrzebny nam lekarz.
Na dźwięk ostatniego zdania czuję gwałtowny przypływ energii. Odkąd tydzień temu skończyłam staż w wiedeńskiej przychodni sportowej, właściwie nie wykonywałam żadnych czynności związanych z moim zawodem, bo poprawiania referatów Lucasa nie można do takowych zaliczyć. Dlatego cieszę się na myśl, że wreszcie będę mogła zająć się czymś konkretnym.
- Lucasa nie ma, ale ja z chęcią pomogę.
- W takim razie chodź.
Posłusznie wychodzę za Leah, pamiętając o tym, żeby zabrać kartę od pokoju.
- Dziewczyny właśnie mają trening na sali i jednej z nich coś się stało. Trener uznał, że to naciągnięty mięsień i zapewne ma rację, ale okropna z niej histeryczka i upiera się, że natychmiast musi zobaczyć ją lekarz - swoimi wyjaśnieniami Leah uprzedza wszystkie moje pytania.
Naciągnięty mięsień nie jest szczytem moich lekarskich ambicji, ale po tygodniu bezczynności i tak mnie zadowala. Wszystko jest lepsze od niechcianych rozmyślań.
Wchodzimy na salę konferencyjną, która chwilowo została przemieniona na niewielką siłownię. Dostrzegam Jackie, która, pomiędzy przysiadami wykonywanymi ze sztangą, posyła mi zmęczony uśmiech. Pod jedną ze ścian w towarzystwie dwóch mężczyzn siedzi blondynka będąca, jak się domyślam, przyczyną całego zamieszania. Na oko oceniam ją na kilka lat młodszą ode mnie.
- Pana Langera nie ma, ale przyprowadziłam wam pannę Meyer. - Oświadczenie Leah jest bardzo oficjalne, ale w myślach dziękuję jej za to, że przedstawiła mnie jako funkcjonującą samodzielnie kobietę, a nie po prostu "narzeczoną Lucasa", jak zwykło to robić wiele innych osób współpracujących z nami.
Staram się skupić uwagę na poszkodowanej dziewczynie, ale czuję na sobie natarczywy wzrok trenerów, który wytrąca mnie z równowagi. Posyłam Leah znaczące spojrzenie, a ona od razu domyśla się, co mam na myśli.
- Chiara jest w dobrych rękach. Możecie zająć się pozostałymi dziewczynami - zdanie, które w innych ustach zabrzmiałoby jak delikatna sugestia, wypowiedziane przez nią staje się nieznoszącym sprzeciwu rozkazem. Jej oschły ton wzmacnia wyniosła postawa. Ręce krzyżuje na piersi, a stopą przytupuje w geście zniecierpliwienia. Mężczyźni, niczym skarcone dzieci, podnoszą się z podłogi i odchodzą do pozostałych podopiecznych.
Przez chwilę wpatruję się w Leah, nie mogąc otrząsnąć się z podziwu. Gdybym nie wiedziała, że naczelną rolę odgrywa tu poznany przeze mnie wczoraj Heinz Kuttin, pomyślałabym, że to ona jest szefową wszystkich.
- Marnujesz się jako fizjoterapeutka - stwierdzam całkowicie poważnie.
- Nie ma za co. - Wzrusza ramionami, ale kąciki jej ust unoszą się w delikatnym uśmiechu.
- Co się stało? - Teraz już całą uwagę skupiam na poszkodowanej.
Dziewczyna ma okrągłą twarzyczkę, oznaczoną śladami zaschniętych łez. Jej brązowe oczy jeszcze błyszczą, a usta układają się w wymuszonym uśmiechu. Głośno pociąga nosem, nim zaczyna mówić:
- Robiłam wyskoki i wtedy okropnie zaczęło boleć mnie prawe udo. - Wskazuje na część ciała, będącą przyczyną zaistniałego zamieszania.
- Spokojnie, to na pewno nic groźnego. - Posyłam jej pokrzepiający uśmiech i zabieram się do oglądania nogi.
Po wstępnym badaniu stwierdzam, że diagnoza trenerów była słuszna i doszło do naciągnięcia mięśnia. Nakazuję dziewczynie przytrzymać w bolącym miejscu woreczek lodu, który w międzyczasie przyniosła Leah, a potem razem z fizjoterapeutką odprowadzamy ją do jej pokoju.
- Przepraszam panią za zamieszanie. Wiem, że zrobiłam aferę o nic, ale tak okropnie się wystraszyłam... - mówi przejęta Chiara, gdy już leży wygodnie na swoim łóżku.
Ściskam delikatnie jej dłoń i uśmiecham się, dając do zrozumienia, że nie ma się czym przejmować.
- Po pierwsze, to nie pani, tylko po prostu Lisa. - Racja, jest ode mnie młodsza, ale mam kuzynki będące w jej wieku, które zwracają się do mnie po imieniu, dlatego nie widzę potrzeby tworzenia między nami niepotrzebnego dystansu. - A po drugie - nie musisz przepraszać. To moja praca.
Chiara kiwa głową i uśmiecha się z zakłopotaniem.
- Dziękuję za pomoc - mamrocze.
- Gdybyś jeszcze czegoś potrzebowała, to wiesz, gdzie się zgłosić. - Leah znów mnie zadziwia, ale tym razem sposobem w jaki z oschłej szefowej staje się łagodną przyjaciółką.
Kiedy wychodzimy z pokoju, wzdycha głośno i kręci głową z udawaną dezaprobatą.
- Ach, ci młodzi... Stare dobre czasy.
- Mówisz, jakbyś najlepsze lata swojego życia miała już za sobą.
- A nie jest tak? - Znów wzdycha, ale tym razem widzę po wyrazie jej twarzy, że wraca myślami do nieodległej przeszłości. Jednak szybko otrząsa się z zamyślenia i kieruje na mnie całkowicie przytomny wzrok. - Zaproponowałabym ci kawę, ale wiem, że już dzisiaj ją piłaś. - Uśmiecha się znacząco, co sprawia, że nie umiem ukryć zakłopotania. Czuję ciepło rozchodzące się po policzkach i mam ochotę odwrócić głowę tak, żeby ich nie widziała, ale powstrzymuję się resztkami silnej woli.
- Liso, nie chcę, żebyś uznała mnie za wścibską, ani, broń Boże, za nieprzyjaźnie do ciebie nastawioną, ale czułabym się źle, gdybym ci tego nie powiedziała. - Poważnieje, a ja domyślam się, co za chwilę usłyszę i zaczynam żałować, że jednak nie odwróciłam się i nie odeszłam. - Znam Michiego na tyle długo, żeby móc zauważyć, że sposób, w jaki się do ciebie odnosi, jest co najmniej nietypowy. Nigdy nie widziałam, żeby tak łatwo dał się wyciągnąć na imprezie na parkiet i nigdy też nie byłam świadkiem tego, jak zaprasza dziewczynę na kawę.
- Leah, proszę cię, nie przesadzaj... - próbuję zaprzeczyć jej słowom, chociaż w głębi duszy wiem, że są słuszne.
- Pozwól mi dokończyć. - Na moment znów staje się Leah - szefową i nawet nie śmiem jej się sprzeciwić. - Nie chcę niczego stwierdzać, bo mogę nie mieć racji, ale według mnie powinnaś po prostu uważać. Nie tylko dla dobra swojego związku z Lucasem, ale też dla Michiego. To świetny facet i zasługuje na wszystko, co najlepsze.
- Chcesz powiedzieć, że jestem dla niego nieodpowiednia?
Ten nagły przejaw irytacji dziwi mnie chyba bardziej niż Leah. Zauważam, że nieświadomie zaciskałam szczękę, co daje teraz o sobie znać nieprzyjemnym bólem.
- Chcę powiedzieć, że powinien zakochać się w dziewczynie, która nie będzie zajęta planowaniem ślubu i przyszłego życia z innym mężczyzną.
Uderza mnie prawdziwość jej słów. Powiedziała to, czego byłam całkowicie świadoma, ale i tak stoję jak sparaliżowana, niezdolna do żadnego ruchu. To było jak zimny prysznic dla mojego umysłu, który po przyjemnie spędzonym czasie z Michim pogubił się w tej sytuacji.
- Masz rację - mówię wreszcie. - Dzięki za szczerą rozmowę.
Uśmiecha się nieśmiało.
- To ja dziękuję za pomoc z Chiarą. Może wyskoczymy na kawę jutro albo pojutrze?
- Z chęcią. - Silę się na uśmiech.
Leah żegna się ze mną i odchodzi. Ja także wracam do swojego pokoju. Czuję powoli ogarniającą mnie frustrację. Nie jestem zła na nią, bo wiem, że miała jak najlepsze intencje. Wściekam się na samą siebie. Na to, że dopuściłam do sytuacji, gdy nowo poznane osoby muszą doprowadzać mnie do porządku i gdy moje uczucia stały się tak skomplikowane, że nie potrafię się w nich rozeznać.
W pokoju kładę się na łóżku i włączam telewizor. Bezmyślnie wpatruję się w bohaterów Wspaniałego stulecia, ale ich słowa do mnie nie docierają. Przed oczami na zmianę stają mi Michi ze swoim uroczym uśmiechem i poważna Leah. Mam ochotę rozpłakać się z bezsilności. Powstrzymuje mnie przed tym jedynie myśl, że Schiffner sama przyznała, że może nie mieć racji i dzieli się ze mną swoimi spostrzeżeniami jedynie z czystej ostrożności. Przecież nie warto załamywać się z powodu jakiś przypuszczeń.
Moje rozmyślania przerywa pojawienie się Lucasa. Chyba jeszcze nigdy nie ucieszyłam się tak bardzo z jego powrotu. Podrywam się z łóżka i mocno całuję go w usta. Unosi brew w pytającym geście, zdziwiony tak entuzjastycznym powitaniem.
- Coś się stało?
- Po prostu cieszę się, że cię widzę - szepczę prosto w jego usta, a następnie składam na nich kolejny, powolny pocałunek. - Może zamówimy dzisiaj kolację do pokoju? Tak szybko zostawiłeś mnie na śniadaniu, że należy mi się jakaś rekompensata.
- Właściwie to...
Wiem, co zaraz usłyszę. "Zostało mi jeszcze trochę pracy". Dlatego nie daję mu dokończyć i bezceremonialnie przykładam palec do jego ust. Widząc jego pytające spojrzenie, przenoszę dłonie nieco niżej i zaczynam odpinać guziki jego koszuli. Cieszę się, że nie ubrał krawata, bo jego rozwiązywanie zawsze było dla mnie problemem.
- Właściwie to czemu nie? - Uśmiecha się szelmowsko.
W myślach zaciskam pięść w geście zwycięstwa. Lucas może i jest pracoholikiem, ale wciąż facetem. Który mężczyzna po prostu zajmie się pracą, kiedy jego kobieta daje do zrozumienia, że ma ochotę na niewinną zabawę w łóżku?
Ku mojemu zadowoleniu, Michi i Leah opuszczają moje myśli. Zostaje w nich tylko Lucas i przyjemność, jaką daje mi jego bliskość. Z cichym jękiem rozpływam się w jego ramionach, a gdy już po wszystkim leżymy obok siebie, wtulam twarz w jego szyję i wdycham przyjemny zapach wody toaletowej. Wreszcie ogarnia mnie spokój. Może po prostu tego mi brakowało i stąd to zainteresowanie Michaelem? Nie zastanawiam się nad tym dłużej, z obawy przed powrotem niechcianych myśli.
Ale obiekt moich zmartwień wkrótce sam daje o sobie znać. Lucas zamawia do pokoju kolację i butelkę czerwonego wina, a następnie idzie wziąć prysznic. Mój telefon informuje mnie o tym, że dostałam wiadomość, dokładnie w momencie gdy z łazienki dochodzi mnie szum odkręconej wody. Spodziewam się, że to kolejny SMS od mamy, ale nadawcą jest nieznany numer.
Co powiesz na mecz jutro po śniadaniu? :) Michi.
Wpatruję się w ekran telefonu i zamiast dwukropka i nawiasu widzę jego prawdziwy uśmiech, nie kończący się na ustach, ale dosięgający także błękitnych oczu. Mając go przed oczami, nie umiem odmówić, chociaż chętnie bym to zrobiła. Boję się kolejnego spotkania z nim. Boję się, że dostrzegę coś, co potwierdzi słowa Leah. Boję się, że moja podświadomość znów mnie zdradzi i powiem, lub zrobię coś, czego później będę żałować. Mimo tego z głośnym westchnięciem wysyłam odpowiedź na jego pytanie:
Jestem za. Z chęcią pokażę Ci, kto jest lepszy :)
Nie muszę długo czekać, żeby otrzymać kolejną wiadomość.
Nie nastawiaj się na wygraną. Przyjdę po Ciebie o 9:30.
Lucas zakręca wodę, co zwiastuje jego nadchodzące wyjście z łazienki, dlatego pospiesznie odkładam telefon na szafkę. Jestem ciekawa, skąd Michi ma mój numer, ale z zadaniem mu tego pytania będę musiała poczekać do jutra.
Chwilę później zjawia się nasza kolacja, chociaż mnie bardziej cieszy czerwone wino, przy którym mam nadzieję całkowicie się odprężyć. Skupiam się na tym, co jest tu i teraz i pierwszy raz od długiego czasu spędzam miły wieczór z narzeczonym.
*
Witajcie ponownie! Zdziwione tym, że tak szybko dodaję nowy rozdział? Tak bardzo nie chce mi się uczyć na piątkowy sprawdzian z historii (odmiana dwudziestu jeden czasowników nieregularnych z francuskiego też wcale nie zachęca do odstawienia na bok laptopa), że łapię się każdego możliwego zajęcia. A ponieważ zanosi się na to, że weekend znów będę miała mocno przeładowany, zjawiam się tutaj już teraz.
Możecie trochę odpocząć od Michiego, chociaż nie na długo. Jak sam zapowiedział, pojawi się w następnym rozdziale. A w powyższym macie okazję trochę lepiej przyjrzeć się relacji Lisy i Lucasa.
Dziękuję za Wasze komentarze. Jesteście niezastąpione <3 Pisałam już, że to opowiadanie tworzę głównie dla własnej przyjemności, ale Wasza obecność tutaj dostarcza mi porządnej dawki motywacji. Szczególnie teraz, kiedy do sezonu zimowego jeszcze taaaak daleko ;c
Ściskam mocno i całuję! ;*
Jestem i tak, informuj mnie :)
OdpowiedzUsuń"Wspaniałe stulecie" - Boże, moja mama na to taaką fazę, że aż czasem się boję. Chociaż jak to ogląda i jestem w pobliżu, to za każdym razem śmieję się z nazwiska Paszy
Chiara, Chiara... mały tchórzu :D Dobrze, że już wszystko dobrze z nią :)
No dobra, to teraz pytanie za sto punktów! Co teraz z Michaelem? I Lisą? Ja chcę ich razem! Lucas, pa pa :) :D
Czekam na kolejny :*
Buziaki!
Dobrze, że w moim domu nikt nie ma fazy na "Wspaniałe stulecie", bo słyszałam historie znajomych, których mamy uwielbiają to oglądać... :D
UsuńCała ta sytuacja z Chiarą nie została tu przedstawiona bezcelowo. Nie mogę na razie nic zdradzić, powiem tylko, że Chiara jeszcze się pojawi :)
Całuję! ;*
Jestem :))
OdpowiedzUsuńRozdział miodzio.
I te Wspaniałe Stulecie :D moja rodzina bardzoo to lubi, ja oglądałam ale brak czasu zmusił mnie do zaprzestania :/
Ta rozmowa z Leah mi sie bardzo spodobała.
Mam ogromną nadzieję że Lisa i Michael będą razem *_* jeju.
4 rozdział a ja juz chcee :D
Czekam na kolejny :))
Buziaki i weny :**
Ja chciałam tego już w prologu, ale muszę się cały czas powstrzymywać, żeby fabuła miała jakiś sens :D
UsuńCałuję ;*
Hej hej :*
OdpowiedzUsuńKolejne cudo na twoim koncie :3
Przepraszam,że się dziś nie rozpisuje ale kompletnie nie mam to tego głowy :/
Wydaje mi sie,że Lisa jest zakochana w Michaelu tylko sama próbuje sobie to wymowić ;(
Czekam na kolejny :*
Buziaki i weny :*
Gabi
Myślę, że niedługo się przekonamy, co Lisa czuje do Michiego :)
UsuńDziękuję za miłe słowa <3
Genialny :*
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ;)
Buziaki :*****
Dziękuję za komentarz :)
UsuńCałuję ;*
Hej. ;**
OdpowiedzUsuńJak na moje oko, to Lisa chyba próbuje oszukiwać samą siebie.
Wydaje mi się, że się po prostu zakochała w Michim, a próbuje żyć tak, jakby tego uczucia w jej sercu nie było. Cóż, może okłamywanie siebie też jest jakimś wyjściem? Sama nie wiem. ;/
Bądź co bądź, Lucasa to bym pożegnała hehe ;D
Świetny rozdział!
Czekam na więcej, buźka. ;**
Jakby nie patrzeć, Lisa jest już z Lucasem dość długo, a Michiego zna raptem jeden dzień. Dajmy jej trochę czasu, żeby sobie wszystko poukładała :D
UsuńCałuję ;*
Melduję się :)
OdpowiedzUsuńNo, kochana, rozdział pierwsza klasa. Jak ty to robisz, że każdy kolejny jest po prostu takim małym dziełem sztuki? ^^
Hmm.. ale mam teraz mętlik. Sama nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. O Lisie i Michim szczególnie. Mam nadzieję, że jednak będą w przyszłości razem, bo doskonale wiesz, jak "wielką" sympatią (a raczej jej brakiem) darzę Lucasa :D
Ale wracając do Lisy. Wydaje mi się, że ona sama siebie oszukuje. Przecież na pierwszy rzut oka widać, że czuje do Michaela coś zdecydowanie więcej, a to teraz jest tak, jakby chciała najzwyczajniej w świecie wyrzucić go ze swojej głowy. Ale czy to dobre wyjście? Nie można uciekać przed uczuciami...
No nic, czekam na kolejne! :)
Buziaki :**
Lisa potrzebuje trochę czasu, żeby wszystko sobie poukładać. Nie jest impulsywną osobą, więc na pewno nie rzuci narzeczonego dla chłopaka, którego zna jeden dzień. Zobaczymy, jak długo będzie wypierała się swoich uczuć.
UsuńCałuję ;*
Jak dla mnie relacje Lisy i Lucasa są dziwne.Jakze tworcza opinia.To może jakiś argument...
OdpowiedzUsuńFacet.Przystojny,bogaty ale zapracowany.Sa dziewczyny ktore szukają tylko takich jakich określają te dwa przymiotniki...ale Lisa to nie jest typowa kobieta.Jest niezwykłą 100 % kobietą i potrzebuje faceta,ktory bedzie równocześnie jej wielbicielem.Lucas może i potrafi zaprosić na zapierajaca dech w piersiach randkę,ale co jesli zmienia się ona w spotkanie biznesowe? To tylko jeden moment z przeszłości (uwielbiam gdy ktoś do teraźniejszości gdzieś wplącze "kawałek" przeszłości) ale jakże znaczący dla zrozumienia glownych bohaterów.Lucas to zapracowany człowiek ale praca i miłość...czy to ma racje bytu szczególnie jesli ktos jest pracoholikiem do kwadratu.
Michi to taki cichy adorator a Leah spostrzegawcza babka.Czy mozna jednak oszukac samegi siebie i na siłę pozbywać się z głowy myśli o kimś kto nas zauroczyl? Przed Lisa trudny wybór i zakładam z masą rozterek.A dopiero 4 rozdzial.Czym nas jeszcze zaskoczysz? :D
Za to kocham tego bloga.Za to ze potrafisz tak niezwykle dokladnie opisac uczucia i osobowosc bohaterów.
Czekam na piateczkę i mam nadzieję,ze w rownie szybkim tempie,ale nie naciskam bo wiem czy jest szkoła :/
Weny i buźki :***
Piąty rozdział raczej nie pojawi się tak szybko, chociaż też bardzo bym tego chciała. I Lisa też szybko nie podejmie wyboru, niestety. Jeszcze trochę muszę ją pomęczyć :)
UsuńCałuję ;*
Rozdział wyszedł Ci świetny. Zresztą tak jak pozostałe ;)
OdpowiedzUsuńWspółczuję Lisie, bo jest rozdarta między Lucasem i Michaelem. Nikogo nie oszuka tym, ze nic nie czuje do tego drugiego. Bo to widać po jej zachowaniu. Powinna szczerze porozmawiac z Lucasem. Bo przez jego prace ona staje sie zaniedbywana. Dlatego szuka zrozumienia i miłości u drugiej osoby. Z całego serca kibicuje Michaelowi aby to on pokazał Lisie co to jest miłość. Od początku nie lubialam Lucasa i chyba tak zostanie.
Czekam na kolejny rozdział i weny życzę .
Pozdrawiam ! ;*
Na swój sposób Lisa czuje coś do Lucasa. Problem leży w tym, że nigdy wcześniej nikt nie zawrócił jej w głowie i nie wie, że jej związek nie wygląda tak, jak powinien. Dzięki Michaelowi powoli zaczęła sobie coś niecoś uświadamiać.
UsuńCałuję ;*
Witam!
OdpowiedzUsuńWidzę, że iskra pomiędzy Michim a Lisą staje się coraz bardziej wyrazista. Tych dwoje po prostu nie może się od siebie oderwać ani przestać o sobie myśleć. Szkoda mi jednak Lisy, bo stoi w takim martwym punkcie pomiędzy narzeczonym a nowo poznanym kolegą i jej uczucia robią co chcą. Zapewne te romantyczne chwile z Lucasem nie pomogą jej w zwalczeniu słabości do blondyna. Cóż, wciągnęłam się w ich relację i niestety żaden argument nie przemówi do mnie, jeśli chodzi o Lucasa. To nie ten sam facet, co Michael. I coś czuję, że Lisa również wkrótce się o tym przekona.
Pozdrawiam i życzę weny ;*
Trochę zaczynam współczuć Lucasowi, bo to moja wina, że żadna z Was go nie lubi. Za to cieszy mnie to, że postać Michiego wywołuje dokładnie takie emocje, o jakie mi chodziło.
UsuńRównież pozdrawiam! ;*
Genialny :*
OdpowiedzUsuńCzekam na następny:)
Buziaki ;**
Hej Kochana! :* Nie wiem jak mam Cię przepraszać z
OdpowiedzUsuńa tak haniebne opóźnienie, ale... mam nadzieję, że mi wybaczysz. ♥
Rozdziałem jestem totalnie oczarowana. *o*
Nie wiem nawet od czego zacząć. :D
Końcówka jest bardzo pozytywna. Lisa chyba cieszy się, że mogła spędzić przyjemny wieczór w towarzystwie swojego narzeczonego. Skoro nim jest takich wspólnie spędzonych chwil powinno być więcej. :) Jednak Lucas to TYLKO i AŻ mężczyzna. ;) Myślę, że Lisa jest dla niego ważna. W innym wypadku nawet takie zachowanie narzeczonej nie wzbudziłoby w nim zainteresowania. Liczyłaby się tylko PRACA.
Cóż... Co do więzi z Michaelem.. Myślę, że mimo wszystko nasza bohaterka wpadła w niezłe bagno i chcąc nie chcąc na każdym rogu jej myśli czeka na nią Michael. To nie jest dobre..
Trafne spostrzeżenie Leah. Ona ma narzeczonego. Nie może wplątać w to Michaela. Zrani tym nie tylko skoczka ale i młodego lekarza. A co z nią? Siebie także tym skrzywdzi.
Poranny mecz? No, jestem ciekawa jak to będzie. ;)
Buziaki! :*
PS. Na najnowszy rozdział wpadnę jak tylko znajdę chwilkę, w porządku? :*
Rozdział czwarty rewelacyjny, jak prolog, rozdział pierwszy i rozdział drugi, rozdział trzeci napisany rewelacyjnym stylem, piszesz fenomenalnie. Refleksję płynące z przeczytanego rozdziału. Hmm... na pochwałę zasługuje zachowanie Lucasa, który w końcu poświęcił trochę czasu narzeczonej czym udowodnił, że narzeczona jest dla niego ważna i zajmuję ważniejsze miejsce w hierarchii jego wartości niż PRACA(takich wspólnie spędzonych chwil powinno być więcej) LISA potrafiła nawet wyprzeć myśli wypełnione Michaelem. Lisa swoją reakcją na słowa LEAH utwierdza w przekonaniu, że jej spostrzeżenia trafiają w sedno. Akcja się rozbudza z każdym rozdziałem miło się czyta :)
OdpowiedzUsuń