Od kiedy zaczęłam pracę z kadrą austriackich skoczków, byłam już na wielu konkursach, ale żaden nie może równać się z konkursami Turnieju Czterech Skoczni. Atmosfera, jaka panuje na skoczni w Oberstdorfie, przerasta moje najśmielsze oczekiwania. Jeśli jeszcze mam jakieś wątpliwości co do tego, że skoki narciarskie budzą niesamowicie wielkie emocje, to rozwiewają się one właśnie w tym momencie. Michi prowadzi po pierwszej serii konkursu, a do końca drugiej zostało już tylko pięciu zawodników. Razem z Leah znajduję się przy domkach dla skoczków, skąd przebieg konkursu oglądamy na telebimie. Towarzyszy nam reszta sztabu szkoleniowego oraz Andreas Kofler, który nie startuje, ale przyjechał do Oberstdorfu, żeby kibicować kolegom. Takie było jego wyjaśnienie, ale ja głęboko wierzę w to, że po prostu chciał spędzić czas z Leah.
Zaczynam ściskać kciuki na początku drugiej serii i nie puszczam ich ani na chwilę, bo boję się, że to zaszkodzi Michiemu. Najpierw sztywnieją, a teraz już w ogóle ich nie czuję. Nie odrywam wzroku od telebimu. Nie życzę źle pozostałym skoczkom. Po prostu nie chcę, żeby którykolwiek skoczył dalej niż Michi w pierwszej serii. Jak dotąd żadnemu się to nie udaje.
Nasza ekipa ożywia się, bo właśnie na belce jako trzeci od końca pojawia się Stefan. Wiem, że jego miejsce na podium sprawi Michaelowi ogromną radość, dlatego telepatycznie wysyłam mu pozytywną energię, chociaż wcale nie będzie mi przykro, jeśli wypnie mu się narta przy lądowaniu. Irytuje mnie to, że w stosunku do wszystkich jest miłym i nieśmiałym chłopcem, a jeśli zdarzy mu się mieć do czynienia ze mną, to nigdy nie omieszka zademonstrować, jak bardzo chciałby się mnie pozbyć z życia Michiego. Najgorsze jest to, że nie robi tego otwarcie. Zamiast po prostu powiedzieć, o co chodzi, posyła te swoje złowrogie spojrzenia. Ignoruję je, bo nie mam ośmiu lat, żeby grać z nim w jakieś głupie gierki, ale powoli zaczynam mieć tego dość. Gdyby nie Marisa, która nawiasem mówiąc przyjechała do Oberstdorfu razem z nami, pomyślałabym, że jest po uszy zakochany w Michim i po prostu zazdrości mi tego, że to ja znajduję się w centrum jego uwagi. A może Marisa to tylko przykrywka? Z każdym dniem jestem coraz bardziej skłonna w to uwierzyć.
Stefan oddaje bardzo dobry skok, który gwarantuje mu miejsce na podium. Moi towarzysze nie kryją radości. Głośno wiwatują, ale po chwili milkną, pamiętając, że ten najważniejszy skok dzisiejszego konkursu jeszcze przed nami. Na belce pojawia się Peter Prevc - jedyny, który może przeszkodzić Michiemu w odniesieniu zwycięstwa. To aż dziwne, że telebim nie wybucha pod wpływem naszych skupionych spojrzeń. Przymykam oczy, bo boję się na to patrzeć. Po rozczarowanych westchnieniach członków ekipy domyślam się, że skacze dalej niż Kraft. Ale czy wystarczająco daleko, żeby wyprzedzić Michaela? Tego mamy dowiedzieć się już za chwilę, bo on właśnie zasiada na belce startowej. Zaciskam kciuki jeszcze mocniej, chociaż wiąże się to z dużym ryzykiem złamania kości, bo przecież straciłam w nich czucie. Wstrzymuję oddech, gdy Michi najeżdża na próg i wybija się z niego.
- Idealnie. - Komentarz stojącego obok Andreasa przekonuje mnie, że wszystko jest na dobrej drodze ku temu, żeby Prevc zakończył konkurs na drugim miejscu, jak za starych dobrych czasów.
Leci wysoko nad zeskokiem, a jego sylwetka jest całkowicie nieruchoma. Bolesny ucisk w piersi przypomina mi, że powinnam oddychać, jeśli chcę zobaczyć jego lądowanie. Jednak prawie zakrywam oczy dłonią, nadal zaciśniętą w pięść, gdy do niego podchodzi. Stara się wylądować telemarkiem, a ponieważ znajduje się już prawie na wypłaszczeniu, chwieje się, prawa narta odjeżdża od lewej i dopiero w ostatniej chwili ratuje się przed upadkiem. Ale najważniejsze jest to, że jeszcze w locie minął zieloną linię, co oznacza, że właśnie odniósł kolejne w swojej karierze zwycięstwo. Wreszcie mogę uwolnić moje zmaltretowane kciuki, ale szybko znów zaciskam palce, tym razem na ramieniu Leah. Dołączam się ze swoimi okrzykami radości do reszty sztabu szkoleniowego.
- Lisa! - krzyczy Leah. Spoglądam na nią, pewna, że chce podzielić się ze mną swoim szczęściem. - Cholera jasna, miażdżysz mi ramię!
- Przepraszam - rzucam szybko i wracam spojrzeniem na telebim.
Uwielbiam ten uśmiech na jego twarzy. Właściwie uwielbiam każdy jego uśmiech, ale ten, pełen szczęścia, sprawia, że ja także jestem szczęśliwa. Mam ochotę podbiec tam i na oczach wszystkich kamer i całego świata po prostu go pocałować, żeby pokazać mu, jak bardzo się cieszę. Zamiast tego stoję i patrzę, jak Stefan zamyka go w swoich przyjacielskich(?) objęciach. Po chwili dołączają do niego Gregor i Manuel razy dwa. Teraz to ja jestem przepełniona smutną zazdrością.
Przez te myśli czuję się jak przyłapana na gorącym uczynku, gdy odrywam wreszcie wzrok od telebimu i natrafiam na czujne spojrzenie Lucasa. Jak długo mi się przygląda? Spokojnie, przecież w mojej radości z wygranej Michaela nie ma nic podejrzanego. Zareagowałam podobnie, jak reszta.
Leah nieświadomie staje się moją wybawicielką z tej potyczki na spojrzenia. Chwyta moją dłoń i ciągnie za sobą.
- Chodź, musimy pogratulować chłopakom!
Razem z Andreasem, który znajduje się na przedzie, tworzymy krótki wężyk. Trzymając się za ręce, przedzieramy się między skoczkami i członkami ich ekip. Słychać wesołe okrzyki lub komentarze pełne niezadowolenia i samokrytyki. Gdzieniegdzie ktoś udziela wywiadu, albo rozmawia z członkiem sztabu szkoleniowego, mocno przy tym gestykulując. Od jednej z takich osób obrywam otwartą dłonią prosto w nos i nawet nie słyszę przepraszam. W poszukiwaniu ofiary skoczek rozgląda się na wysokości swojej twarzy, czyli zdecydowanie za wysoko, żeby mnie zauważyć. Bez butów na obcasie jestem wzrostu przeciętnej uczennicy szkoły podstawowej. Musiałam założyć trapery, bo eleganckie botki, do jakich przywykłam, nie pasowałyby do niebiesko-czerwonej kurtki Teamu Austria. Już wiem, jak niezręcznie czuł się Bilbo Baggins w towarzystwie samych krasnoludów.
Kiedy do nich podchodzimy, Michi i Stefan kończą się przebierać i chować swoje rzeczy do plecaków. Jest już obok nich Marisa, która szczebiocze radośnie:
- W Ga-Pa pokażecie Prevcowi, że nie powinien się na nowo przyzwyczajać do tego swojego ulubionego miejsca. Dwa pierwsze są dla was, chłopcy, a jak je między sobą podzielicie, to już wasza sprawa. Chociaż oczywiście wolałabym, Stefan, żebyś to ty wygrał. - Troskliwie poprawia czapkę, która przekrzywiła się na jego głowie, a następnie naciąga mu ją na uszy. Spogląda przy tym na niego tak czule, że aż robi mi się przykro na myśl, że jej uczucia mogą nie być przez niego odwzajemnione. - Bez obrazy, Michi. - Posyła mu słodki uśmiech.
Nie byłaby dla niego taka miła, gdyby zdawała sobie sprawę z tego, jak wielką jest dla niej konkurencją. Cholera, skąd takie myśli? Marisa chyba najlepiej wie, jakiej orientacji seksualnej jest Stefan, a skoro po tylu latach nadal jest jej chłopakiem, to świadczy to o jego byciu stuprocentowym hetero. W takim razie jego niechęć do mnie wynika jedynie z czysto przyjacielskiej troski? Naprawdę wolałabym, żeby ze mną porozmawiał. Nie musiałabym snuć wtedy jakiś chorych domysłów.
- To było zajebiste, stary. - Andreas obdarowuje Michiego prawdziwie męskim klepnięciem w plecy, które niemal składa go na pół.
- Dzięki. - Blondynowi ledwo udaje się złapać oddech, ale sili się na uśmiech.
- Michiii! - Leah piskliwie przeciąga ostatnią głoskę jego imienia, nie szczędząc przy tym jego lewego ucha, bo w przypływie euforii rzuca mu się na szyję. Początkowo zdezorientowany, teraz dołącza do jej pogodnego śmiechu i okręca się z nią kilka razy wokół własnej osi.
Wyobrażam sobie siebie na jej miejscu, ale jakiś wewnętrzny głos podpowiada mi, że to nie byłoby właściwie. Nie wszyscy potrafiliby zrozumieć to, co jest między nami - Stefan był tego dobrym przykładem. Ale jak oni mogliby to rozumieć, skoro my sami nie potrafiliśmy?
- Reagujecie tak entuzjastycznie, jakbyście się w ogóle nie spodziewali, że mogę wygrać ten konkurs - żartuje. Prawda jest taka, że to zwycięstwo nawet dla niego samego jest niespodzianką. Rano mówił, że nie jest w najlepszej dyspozycji i będzie szczęśliwy, jeśli uda mu się znaleźć w pierwszej piątce. Widocznie dobry skok w serii próbnej dodał mu wiary we własne możliwości.
Zauważa mnie dopiero po odstawieniu Leah na ziemię. Nawet dla niego bez obcasów jestem jak hobbit. Chociaż w tym wypadku może właściwsze byłoby porównanie do Calineczki, bo patrzy na mnie jak na najpiękniejszą dziewczynę na świecie, a nie istotę ze stopami porośniętymi włosami. Spuszczam wzrok na czubki piaskowych traperów, przybrudzone przez błoto powstałe pod wpływem topniejącego śniegu. Nie powinien tak na mnie patrzeć. Ta relacja wymknęła mi się spod kontroli. Coś się zmieniło między nami po świętach. Nie daje mi tego wprost do zrozumienia, ale czuję, że już nie zadowala go bycie jedynie moim przyjacielem. Martwi mnie to, bo przecież nie mogę podarować mu tego, czego oczekuje. Za bardzo cenię sobie zaufanie Lucasa, żeby wbić mu taki nóż prosto w plecy. Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że coraz częściej o tym myślę. Był taki moment w mojej znajomości z Michim, kiedy umiałam zapanować nad swoimi wyobrażeniami, ale teraz one po prostu zjawiają się nieproszone, a moja walka z nimi zdaje się na nic. Szczególnie w momentach, gdy on patrzy na mnie w taki sposób, jak w chwili obecnej. Zbieram się jednak w sobie, bo o ile Leah i Andreas, zajęci sobą, nie zwracają na mnie uwagi, podobnie jak Marisa, która skupia się tylko i wyłącznie na Stefanie, to jednak on sam posyła mi ukradkiem czujne spojrzenia, które dostrzegam kątem oka. Podnoszę wzrok z powrotem na Michaela i w myślach dziękuję moim ustom, które same układają się w niewymuszony uśmiech. Kilkoma krokami pokonuję dzielącą mnie od niego odległość.
- Wiesz, że nie znam się na skokach... Ale to nie zmienia faktu, że podoba mi się to, co właśnie zrobiłeś i że jestem z ciebie cholernie dumna - mówię prosto z serca dokładnie to, co w tej chwili czuję.
Przytulam go, bo już wiem, co chciałby mi powiedzieć. Widzę w jego oczach, że oba te skoki były dla mnie i z myślą o mnie. Właściwie nie chcę, żeby mówił to na głos. Boję się konsekwencji tych słów, bo dopóki są niewypowiedziane, mogę choć w niewielkim stopniu łudzić się, że nadal jestem tylko jego przyjaciółką.
Ale słowo przyjaciółka nie brzmi prawdziwie w jego ustach, o czym przekonuję się, gdy zjawiają się przy nas jego rodzice. Nie widziałam ich nigdy wcześniej, ale wystarczy jeden rzut oka, bym ich rozpoznała. Radość i duma ze zwycięstwa Michiego objawiają się na ich twarzach pod postacią szerokich uśmiechów. Są uosobieniem rodzicielskiego szczęścia i miłości. Miło jest na nich patrzeć, chociaż gdzieś w głębi duszy porównuję ich do mojego taty, który nie był tak uradowany nawet w momencie, gdy zostałam przyjęta na akademię medyczną, ani gdy ją ukończyłam, nie mówiąc już o tym, kiedy zdobyłam brązowy medal na Mistrzostwach Austrii Juniorek młodszych w Tenisie Ziemnym. Entuzjazm państwa Hayboecków udziela mi się wyjątkowo szybko. Ściskają syna tak mocno i tak długo, że zaczynam się martwić, czy przypadkiem nie dusi się w ich objęciach. Uspokaja mnie jego głos, który chwilami przebija się przez ich donośny śmiech i okrzyki. Udaje mu się wreszcie wyswobodzić, a kiedy patrząc na mnie przewraca oczami, oni również mnie dostrzegają. Od momentu ich przyjścia stoję z boku i niezauważona przez nikogo zastanawiam się, co ze sobą zrobić, bo Leah i Andreas nagle gdzieś zniknęli, a teraz czuję się jeszcze bardziej głupio. Chociaż uśmiech nie znika z ich twarzy, to jednak milkną i przyglądają mi się z zaciekawieniem.
- To jest Lisa, moja przyjaciółka. - Michi puszcza do mnie oczko, dzięki czemu nie czuję się już taka wyobcowana.
Jego rodzice wymieniają między sobą porozumiewawcze spojrzenie, myśląc chyba, że tego nie zauważę. Niepokoję się, próbując zrozumieć, co może ono oznaczać.
Pani Hayboeck pierwsza przypomina sobie, że nie jestem obrazem powieszonym na ścianie w Schönbrunn, ale żywą kobietą, w dodatku mocno speszoną. Nie mam pojęcia, jak zachować się w sytuacji, gdy chłopak przedstawia cię rodzicom jako swoją przyjaciółkę, a oni jednomyślnie uznają cię za jego dziewczynę, albo ewentualnie poważną kandydatkę do zdobycia tego miana.
- Brigitte. - Ściska energicznie moją dłoń i uśmiecha się niejednoznacznie. - Miło mi cię poznać.
Nim zdążę odpowiedzieć, obok jej ręki materializuje się dłoń jej męża, którą pospiesznie chwytam. W uścisku pana Hayboecka jest jeszcze więcej werwy, do której nie jestem przyzwyczajona. Znajomych moich rodziców cechuje chłodna uprzejmość, a co za tym idzie, wyrachowane powitania, które łatwo można uznać na nieszczere. W przypadku rodziców Michiego przynajmniej mam pewność, że to spotkanie rzeczywiście ich cieszy.
- Josef. Muszę przyznać, że mój syn potrafi sobie dobierać przyjaciółki. - Mruga do mnie porozumiewawczo, jakby jego słowa nie były wystarczającym powodem do natychmiastowego opuszczenia terenu skoczni, albo nawet samego Oberstdorfu. Gorsze jednak jest to, że nie spieszy się z uwolnieniem mojej dłoni ze swojego krzepkiego uścisku.
Kątem oka spoglądam na Michiego, z nadzieją, że wybawi mnie z tej niezręcznej sytuacji. Kiedy zauważam, że jest zażenowany nie mniej niż ja, posyłam jego tacie niepewny uśmiech w odpowiedzi na to spostrzeżenie, które najprawdopodobniej miało być komplementem. Michi z kolei kręci głową z kwaśną miną, wypowiadając przy tym bezgłośnie zdanie, które, sądząc po tym, jak układają się jego usta, brzmi: Olej to. Łatwo mu powiedzieć.
- A więc to jest ta Lisa, która sprawiła naszemu Michiemu taki wspaniały prezent. - Przez chwilę mam wrażenie, że Brigitte chwyci moje policzki między palce wskazujące, a kciuki swoich dłoni i z zachwytem nad gładkością skóry mojej twarzy zagrucha: Agugugu!
Podczas gdy ona kiwa głową z aprobatą, ja zastanawiam się, jaki prezent może mieć na myśli i z przerażeniem obserwuję kolejne myśli dotyczące tego, co Michi mógł jej o mnie powiedzieć, pojawiające się w mojej głowie. Sam sprawca zamieszania ma taką minę, jakby tylko resztki silnej woli powstrzymywały go przed uderzeniem się otwartą dłonią w czoło osłonięte czerwoną czapką. W jego oczach nie znajdę rozwiązania tej zagadki. Uspokajają mnie dopiero słowa Josefa:
- Przyznam szczerze, że powinienem ci być wdzięczny, bo to ja obiecałem mu ten samolot na któreś urodziny, ale potem o nim zapomniałem. Starość nie radość! - Klepie mnie w ramię, nie zdając sobie sprawy z siły, jakiej do tego używa. Dziękuję w myślach związkowcom za grubość kurtki, która mam na sobie, bo cieńsza nie wykazałaby się tak wysoką absorpcją mocy tego uderzenia.
- Ciesz się z dobrej pamięci, póki jesteś młoda - dorzuca Brigitte na potwierdzenie słów męża.
- Postaram się ją w pełni wykorzystać - obiecuję, nie bardzo wiedząc, co innego mogłabym powiedzieć.
Tę miłą rodzinną scenę przerywa członek obsługi technicznej, wołający Michiego na dekorację. Mogę odetchnąć z ulgą, bo domyślam się, że jego rodzice również odejdą, w celu znalezienia miejsca dogodnego do podziwiania syna stojącego na najwyższym stopniu podium. Właśnie rozglądam się w tłumie za Leah i Andreasem, kiedy głos pani Hayboeck niweczy moje plany.
- Chodź, Liso. Musimy stanąć bliżej, bo stąd nic nie zobaczymy.
Mam nadzieję, że nie dostrzega paniki, która ogarnia mnie na ułamek sekundy. To miłe, że Michi opowiedział o mnie swoim rodzicom. Jestem pewna, że to zrobił i przedstawił mnie przy tym w pozytywnym świetle, bo w przeciwnym razie nie byliby w stosunku do mnie tacy otwarci. Nie mam mu tego za złe, bo zapewne w przeciwieństwie do mnie nie krył się ze świątecznym prezentem i z tego powodu nie mógł uniknąć pytań rodziców. Szkoda tylko, że nie wpadł na to, że może warto byłoby im wspomnieć o tym, że mam narzeczonego. Posłusznie idę za nimi, nerwowo rozglądając się w tłumie. Pierwszy raz mój niski wzrost przysparza mi powodów do radości. Istnieje szansa, że Lucas nie dostrzeże mnie pośród tych wszystkich ludzi, bo gdyby zjawił się tu i zdobył się na jakąkolwiek oznakę czułości, to dla rodziców Michiego byłoby to jeszcze bardziej niezręczne niż dla mnie.
W trakcie dekoracji dostrzegam Leah, co daje mi powód do opuszczenia państwa Hayboecków. Machają mi na pożegnanie, kiedy odchodzę w jej stronę. Odwzajemniam gest i krzyczę, że mam nadzieję, że szybko zobaczymy się ponownie. Zaczynam żałować swoich słów, gdy tylko uświadamiam sobie, że spotkam ich już w noworoczny konkurs w Garmisch-Parterkirchen i że na pewno nie pozwolą, aby taka okazja do lepszego poznania przyjaciółki ich syna przeszła im koło nosa.
Mam ochotę wyściskać Leah, kiedy już znajduję się przy niej. Powstrzymuje mnie przed tym jej przenikliwe spojrzenie i brwi uniesione w pytaniu, które bezceremonialnie wypowiada na głos:
- Dlaczego mam wrażenie, że rodzice Michiego myślą o tobie, jak o przyszłej synowej?
Głośne westchnięcie samo wydobywa się z mojej piersi. Jej spostrzegawczość i umiejętność trafnego sformułowania wniosków czasem jest naprawdę niewygodna.
- Sama chciałabym to wiedzieć.
Milczy przez chwilę, ale domyślam się, że wraca pamięcią do naszej rozmowy jeszcze ze zgrupowania w Innsbrucku. Od tamtej pory nie poruszała tematu Michiego, chociaż czasem widziałam, że miała ochotę to zrobić. Za każdym razem czułam się pod jej spojrzeniem jak dziecko przyłapane na próbie kradzieży czyjejś zabawki i tak też jest teraz.
- Lisa...
- Gdzie Andreas? - Udaję, że nie wiem, o czym chciała rozmawiać.
Teraz to ona wzdycha ciężko. Boję się, że nie da się tak łatwo odwieść od tematu, ale ku mojej uldze daje za wygraną.
- Poszedł gdzieś. - Wzrusza ramionami, po czym odwraca wzrok.
Nie pytam o nic więcej. Między nimi chyba jednak wcale nie jest tak dobrze, jak mi się wydawało. W milczeniu obserwujemy dalszy ciąg dekoracji, a kiedy ta dobiega końca i Leah pyta, czy do hotelu może wrócić razem ze mną i Lucasem, utwierdzam się w przekonaniu, że zachowanie Andreasa zostało przeze mnie źle zinterpretowane. Chęć kibicowania kolegom zdaje się była jego jedyną motywacją do przyjazdu tutaj.
Sylwestra spędzamy w Garmisch-Partenkirchen. Sala w hotelu zostaje na tę okazję przystrojona w liczne kolorowe lampki i balony, a w jednym z jej końców przy parkiecie tanecznym umieszczono podest dla zespołu muzycznego. Jego nazwa nic mi nie mówi, ale szybko okazuje się, że nie jestem jedyną ignorantką wobec niemieckich wykonawców. Oprócz nas w hotelu przebywają także skoczkowie z tego kraju i im również jest on nieznany. Szybko okazuje się jednak, że jego muzyka jest naprawdę dobra, chociaż grają głównie covery. Wśród nich dominuje klasyczny rock and roll, który wręcz porywa do tańca. Nie wszystkich, niestety. Siedzę przy stoliku i dla zabicia czasu dłubię widelcem w sałatce. Lucas zdaje się w ogóle nie zauważać mojego znudzenia. Całe swoje zainteresowanie skupia na towarzyszącym nam lekarzu niemieckiej kadry i zatraca się w dyskusji na temat leczenia kontuzji kolan. Początkowo rozmawiałam razem z nimi, ale wkrótce zaczęło mnie irytować wielokrotne omawianie tego samego zagadnienia. Teraz czuję się jak dziecko na przyjęciu z rodzicami, które nie ma pojęcia o przedmiocie rozmów dorosłych i marzy jedynie o tym, aby ktoś się z nim wreszcie pobawił. Z żalem spoglądam na malachitową sukienkę, która zamiast błyszczeć w tańcu, gniecie się pomiędzy krzesłem a moim tyłkiem. Myślę o Jaci, która nie pozwoliłaby mi się nudzić, gdyby również tutaj była. Niestety, Turniej Czterech Skoczni organizowany jest jedynie dla mężczyzn i dlatego wszystkie dziewczyny spędzają sylwestra w domach. Na towarzystwo Leah również nie mogę liczyć, bo jak dotąd nie pojawiła się na sali. Właściwie to nie widziałam jej od powrotu do hotelu. Martwię się, że jej nieobecność może być spowodowana tym nieciekawym zachowaniem Andreasa, ale ponieważ jego też nie dostrzegam wśród bawiących się ludzi, równie dobrze mogą migdalić się w jej albo jego pokoju i dlatego póki co nie zamierzam jej szukać. Jak na złość, Stefan, którego również wolałabym tu nie widzieć, co chwilę zjawia się przed moimi oczami, wodząc z Marisą po całym parkiecie. Choć nie pałam do niej ogromną sympatią, to jednak cieszę się z jej obecności tutaj, bo sprawia, że Kraft skupia się bardziej na swoich sprawach niż na moich. Patrząc w sałatkę, której nie jestem w stanie zjeść już ani jednego kęsa, zastanawiam się, jaką minę zrobiłby Lucas, gdybym ostentacyjnie wstała z krzesła i poprosiła do tańca Michiego. Hayboeck siedzi tylko kilka stolików dalej i kiedy cichnie muzyka, moich uszu dociera jego śmiech. Ten dźwięk zwykle wzbudza we mnie falę przyjemnego ciepła, ale teraz potęguje rozdrażnienie tym, że zajmuje się rozmową z kolegami, zamiast wybawić mnie od nudnego towarzystwa. To uczucie jest zupełnie irracjonalne, bo przecież to nie Michi ma wobec mnie pewne zobowiązania. Gdy to sobie uświadamiam, irytuję się jeszcze bardziej, a w rezultacie czuję się jak bańka, która nawet pod delikatnym dotykiem może wybuchnąć skrywanym wewnątrz gniewem. Myślę o tych wszystkich domówkach organizowanych w Wiedniu przez moich znajomych, na które dostałam zaproszenie i na których teraz bawiłabym się o niebo lepiej, gdybym tylko kilka godzin wcześniej wsiadła do odpowiedniego samolotu, albo nawet auta Lucasa.
Nagłe odejście od naszego stolika niemieckiego lekarza wzbudza we mnie nową nadzieję.
- Ten to ma gadane. Dobraliście się idealnie. - Tą kąśliwą uwagą chcę dać Lucasowi do zrozumienia, jak bardzo denerwuje mnie jego ignorancja.
- Muszę umówić się z nim na dłuższą rozmowę. - Chyba w ogóle nie dostrzegł złośliwości w mojej wypowiedzi, bo kiwa głową z aprobatą dla niej.
Robi duży łyk wina, przez co nie widzi, jak ze zrezygnowaniem opadam na oparcie krzesła i zaciskam usta w przypływie irytacji. Kiedy znów na mnie spogląda, silę się na pełen zrozumienia, uprzejmy uśmiech.
- Świetnie. A tymczasem może wreszcie ze mną zatańczysz?
Robi taką minę, jakbym proponowała mu co najmniej wyjście nago na scenę. To prawda, że jego umiejętności taneczne nie są najlepsze, ale chyba nie oczekiwał, że cały wieczór spędzę z nim przy stoliku. Unoszę brew w pytającym geście, ponaglając go w ten sposób do udzielenia odpowiedzi.
- Obrazisz się, jeśli tego nie zrobię?
W jego oczach tli się iskierka nadziei, którą bez skrupułów gaszę stanowczym tak.
- Okej - wzdycha ciężko. - Niech będzie.
Podaje mi rękę i podążamy w stronę parkietu. Sprawia wrażenie, jakby to jego buty, a nie moje, miały dziesięciocentymetrowe obcasy, bo jego krok jest wolny i niepewny. Ciężko jest mu się wczuć w rytm muzyki, szczególnie teraz, gdy jest to szybkie Let's twist again. Zawsze bawi mnie to, że w tańcu traci wiarę we własne możliwości, która jest tak duża w życiu zawodowym. Obracam te słabe wyczyny taneczne w żart, ale on nie radzi sobie z tym tak dobrze. Próbuje udowodnić bardziej samemu sobie niż mnie, że potrafi, przez co prowadzi jeszcze gorzej. Na tle pozostałych par musimy prezentować się wyjątkowo dziwnie. On - z wysiłku marszczący czoło i ja, co chwilę wybuchająca śmiechem, którego nie jestem w stanie pohamować. Mimo wszystko czerpię przyjemność z tego tańca-połamańca, bo nawet on jest lepszy od siedzenia przy stoliku i dłubania w sałatce. Nie kryję rozczarowania, gdy po trzech piosenkach Lucas oświadcza, że dłużej nie wytrzyma i idzie się czegoś napić. Podążam za nim z miną zbitego psa, bo przecież nie zostanę na parkiecie sama. Właśnie wtedy ktoś mocno pociąga za moją prawą rękę i nim zdążę rozeznać się w sytuacji, ląduję prosto w objęciach Michaela. Zgrabnym ruchem chwyta moją drugą dłoń i obraca w miejscu. Jestem tak przejęta jego nagłym pojawieniem się, że zapominam o Lucasie. Zresztą on też nie zaprząta sobie mną głowy, bo chwilę później widzę go znów w towarzystwie niemieckiego lekarza.
- Ładnie ci w tej sukience. - Michi przyciąga mnie do siebie i mówi wprost do mojego ucha, ale nawet w tej pozycji ciężko jest zrozumieć jego słowa przez zagłuszającą je muzykę. Doskonale za to czuję jego perfumy. Żywe, ale stonowane, dokładnie tak, jak on.
Światło rzucane przez kulę dyskotekową nie jest mocne i uniemożliwia mu dokładne przyjrzenie się mojej twarzy. Cieszę się z tego, bo nie muszę patrzeć do lustra, żeby wiedzieć, że rumienię się jak nastolatka słysząca pierwszy w swoim życiu komplement.
- Chcesz przez to powiedzieć, że w innych ubraniach nie wyglądam ładnie? - Obracam sytuację w żart, żeby ukryć swoje zawstydzenie.
- Nawet bym nie śmiał - odpowiada z zawadiackim uśmiechem.
Właśnie w momencie, gdy dobra zabawa dopiero się dla mnie zaczyna, zespół postanawia zrobić sobie przerwę. Zapalają się światła, a mój wzrok przykuwa dziwnie znajoma postać stojąca przy barze. Mija kilka sekund, nim uświadamiam sobie, że to Erika.
- Przepraszam cię na chwilę - rzucam w stronę Michiego, nawet na niego nie patrząc.
- Wszystko w porządku? - Jego głos podąża za mną, ale do mnie nie dociera.
Ogarnia mnie nagły przypływ paniki. Przypominam sobie jej reakcję na wieść o tym, że pracuję ze skoczkami i zastanawiam się, jak głupie rzeczy mogła zrobić, żeby się tu dostać. Bilet, który ode mnie dostała, upoważniał jedynie do wejścia na skocznie, a nie na prywatne imprezy. Musiała przyjść tu z kimś. Pytanie tylko, z kim. Łapię ją za rękę i bezceremonialnie odciągam od baru. Prawie rozlewa przez to drinka na swoją granatową sukienkę. Nawet nie chcę myśleć o tym, że jest niepełnoletnia, a pije alkohol w miejscu publicznym, jak gdyby nigdy nic.
- Lisa? Co ty robisz?
- To chyba ja powinnam spytać, co ty tu robisz - mój głos jest zdecydowanie bardziej ostry, niż chciałam, ale w zaistniałej sytuacji to nawet lepiej.
- Też się cieszę, że cię widzę - odpowiada z przekąsem.
Krzyżuje ręce na piersi i patrzy na mnie z góry naburmuszonym wzrokiem. Próbuje wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia, ale tym razem nie uda jej się zagrać na mojej empatii.
- Lepiej wszystko mi powiedz, jeśli nie chcesz, żebym zadzwoniła do twoich rodziców.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę w stanie donieść na własną kuzynkę, ale teraz jestem skłonna to zrobić. Pocieszam się, że jest to spowodowane tylko i wyłącznie troską o nią. Z tą swoją obsesją na punkcie skoczków może w ich towarzystwie okazać się naprawdę nieobliczalna.
Przewraca oczami. Próbuje wyglądać na wyluzowaną, ale dostrzegam w jej wyrazie twarzy, że odebrała moją groźbę na poważnie.
- Spokojnie - śmieje się nerwowo. - Andreas mnie zaprosił.
- Andreas?! - piszczę zdławionym głosem, bo na myśl o Koflerze podrywającym moją siedemnastoletnią kuzynkę robi mi się niedobrze.
- Andreas. - Wzrusza ramionami, a kiedy zdziwienie nie znika z mojej twarzy, pokazuje wreszcie na jakiegoś blondyna stojącego przy barze.
Jej towarzysz unosi brwi w pytającym geście, ale uśmiecha się do mnie po tym, jak Erika uspokaja go jakimś gestem, którego nie dostrzegam. Mnie także trochę uspokaja fakt, że wygląda na niewiele starszego od niej oraz przede wszystkim to, że nie jest Koflerem. Poza tym z tymi niebieskimi oczami i zniewieściałą twarzą sprawia wrażenie nieskorego do wykorzystania mojej młodszej kuzynki. Ale czy to nie tacy pozornie niegroźni zwykle nie okazują się największymi draniami? W mojej głowie na nowo zapala się lampka ostrzegawcza.
- Co to za jeden? - ton mojego głosu znów się zaostrza.
- Skoczek - odpowiada, jakby to była najbardziej oczywista prawda na świecie.
Rzeczywiście łatwo można było się tego domyślić.
- A jak to się stało, że zaprosił tu akurat ciebie?
- Skorzystałam z ogromnych pokładów mojego uroku osobistego.
- Uważaj, bo pokłady mojej cierpliwości zaraz się wyczerpią.
Ta uwaga mrozi uśmiech na jej ustach. Wreszcie uświadamia sobie, że w przeciwieństwie do niej, nie traktuję tej sytuacji jako żart.
- Liso, nie musisz się o mnie martwić. Wiem, że faceci wolą zdobywać, niż być zdobywani, dlatego udaję przed Andreasem, że nigdy nie robiłam maślanych oczu do jego zdjęć na Tumblrze - mówi konspiracyjnym szeptem, który potęguje komizm jej słów. - Nie jestem aż tak nierozsądna, na jaką wyglądam. A poza tym mam swoją godność. Obiecuję, że wrócę na noc do swojego hotelu.
Patrzy na mnie wyczekująco i uśmiecha się tak szczerze, że wbrew własnej woli zaczynam jej wierzyć. Do tego przypominam sobie te wszystkie sytuacje, kiedy udowadniała, że jest bardzo dojrzała, jak na swój wiek. Jeszcze chwilę biję się z myślami, po czym mówię:
- Dobra. Po prostu nie rób niczego głupiego.
Erika zamyka mnie w swoich objęciach i piszczy cicho do mojego ucha.
- Jesteś najlepsza, Lisa. - Odsuwa się na długość wyciągniętego ramienia, po czym dodaje - Baw się dobrze!
Patrzę, jak zdecydowanym krokiem wraca do Andreasa nie-Koflera i mam nadzieję, że nie pożałuję tego kredytu zaufania, którego właśnie jej udzieliłam. Nie jestem jej matką, ale gdyby coś jej się stało, to ja byłabym za to odpowiedzialna, bo przecież zjawiła się w Ga-Pa tylko dzięki mnie.
Po tej emocjonującej rozmowie z Eriką dobrze jest się ponownie znaleźć w towarzystwie Michiego.
- Znasz tego chłopaka? - Dyskretnie wskazuję Andreasa.
Jeśli jego opinia o nim będzie negatywna, natychmiast wrócę po Erikę i osobiście odwiozę ją do jej hotelu, nawet jeśli miałoby to oznaczać ominięcie pokazu sztucznych ogni.
- A co, wpadł ci w oko?
Posyłam mu karcące spojrzenie, na które odpowiada szelmowskim uśmiechem.
- Mnie nie, ale mojej młodszej kuzynce tak i nie jestem pewna, czy mogę ją z nim zostawić - tłumaczę, dając mu do zrozumienia, że nie jestem skora do żartów w tym temacie.
- Nie wydaje mi się, żeby miał opinię bezlitosnego podrywacza. Jest raczej w porządku.
Uspokojona jego słowami, wreszcie się uśmiecham. Zespół wraca na scenę, gasną światła, a z głośników ponownie rozlega się muzyka.
- Czy zechce pani ze mną zatańczyć? - Michi wyciąga w moją stronę prawą rękę i kłania się szarmanckim gestem, który jednak zamiast zachwytu wzbudza we mnie parsknięcie śmiechem. Natychmiast się prostuje, zabawnie marszcząc przy tym brwi. - Coś nie tak?
- Muszę ochłonąć po tej rozmowie z Eriką. Będę doprawdy zaszczycona, jeśli zechce mi pan towarzyszyć w przechadzce po ogrodzie - podłapuję jego wzniosły styl i unoszę dumnie głowę. Posyłam mu przy tym filuterne spojrzenie spod umalowanych rzęs.
Michael ponownie kłania się, a potem wyciąga w moją stronę zgięte ramię, które obejmuję. Po drodze do wyjścia zabiera ze swojego krzesła czarną marynarkę, a ja chwytam w biegu brązowy szal, którym owijam się przed opuszczeniem sali. Na zewnątrz nie ma mrozu, ale nie jest też ciepło. Chłodne podmuchy wiatru to właśnie to, czego było mi trzeba. Przymykam oczy, rozkoszując się ich dotykiem na skórze.
- Nigdy nie próbuj spełniać marzeń swoich młodszych kuzynek. Nigdy - brzmię tak, jakbym udzielała mu najważniejszej życiowej lekcji.
- Daj palec, a odgryzie rękę?
- Coś w tym rodzaju.
Opowiadam mu o sytuacji, która miała miejsce w centrum handlowym, a kiedy kończę, ciężko jest mi cokolwiek wyczytać z jego twarzy. Myślałam, że skomentuje tę rewelację śmiechem, ale on jest podejrzanie poważny i zamyślony.
- Obawiam się, że twoja kuzynka może stanowić zagrożenie dla wszystkich skoczków zgromadzonych na sali - mówi wreszcie.
- Co?
Nie wierzę w to, co usłyszałam. Otwieram usta, żeby stanąć w obronie Eriki, ale wtedy on uśmiecha się triumfująco i lekko klepie mnie w ramię.
- Żartowałem! Dobrze zrobiłaś, że pozwoliłaś jej tu zostać. Pewnie czuje się jak dziecko w Disneylandzie.
Kręcę głową z udawaną dezaprobatą dla tego porównania. Wystarczy jednak jedno spojrzenie na zadowolenie malujące się na jego twarzy, żebym nie mogła powstrzymać śmiechu.
- Szkoda, że to nie jest Disneyland, bo zawsze lubiłam Zamek Śpiącej Królewny.
- Space Mountain było lepsze - stwierdza z przekąsem.
Przystaję i krzyżuję ręce na piersi, gotowa do podjęcia sprzeczki na temat tego, która atrakcja w paryskim Disneylandzie zasługuje na miano najlepszej. Dopiero teraz zauważam, jak daleko od hotelu się znajdujemy. Ledwo da się słyszeć muzykę dochodzącą z sali, a jedyne źródło światła stanowią ogrodowe lampki, oddzielone od siebie kilkumetrowymi przerwami. Patrzę na jego uśmiech schowany w cieniu i zapominam, co chciałam powiedzieć. Przypominam sobie za to nasze pierwsze spotkanie. Nic się nie zmieniło w jego spojrzeniu od tamtego czasu. Mimo tego, że teraz już wie o Lucasie i zdołał poznać różne cechy mojego charakteru, łącznie z tymi gorszymi, nadal widzi we mnie tę zagubioną dziewczynę, która nie ma pojęcia, jak poradzić sobie ze swoim ciężkim bagażem.
Unosi dłoń do mojej twarzy i nieśmiało muska kciukiem mój policzek. Przyjemny dreszcz rozchodzi się po całym moim ciele, chociaż dotyka tylko jego niewielkiego skrawka. Doskonale wiem, co chce teraz zrobić i wiem, że nie powinnam mu na to pozwalać, ale, o Boże, ja sama pragnę tego tak bardzo, że nie chcę mu przerywać. Przymykam oczy, rozkoszując się tym ciepłem, jakie ogarnia mnie tylko przy nim. Odnajduję palcami jego dłoń, nadal przylegającą do mojego policzka, i głaszczę ją. Delikatnie, bo i on zawsze taki jest w stosunku do mnie, jakby już na samym początku wyczuł, że działając gwałtownie, tylko się ode mnie oddali. Zbliżał się powoli i cierpliwie i tym oto sposobem znaleźliśmy się w obecnej sytuacji, przytuleni do siebie w najgłębszym zakamarku hotelowego ogrodu. Nie dam rady już dłużej udawać przed samą sobą, że Michael jest dla mnie tylko przyjacielem. Patrzę w jego oczy pełne cichej radości i uświadamiam sobie, że on w moich może zobaczyć to samo.
Pocałunek, jaki składa na moich ustach, jest tak nieśmiały, że ledwie go odczuwam. Całuje mnie delikatnie, jakby bał się, że jeden nieostrożny ruch sprawi, że wybudzimy się z tego pięknego snu, w którym nie istnieje nic oprócz nas. Kiedy kończy, brakuje mi tchu w piersi. Wtulam twarz w jego szyję i wciągam powietrze wraz z zapachem należącym tylko i wyłącznie do niego. Czuję na włosach jego płytki oddech i dotyk zmarzniętych palców na moich odsłoniętych ramionach. Przez chwilę wydaje mi się, że jestem kruchą lalką z porcelany, która zaraz rozpadnie się pod wpływem jego pieszczot. Nim to się stanie, chcę jeszcze raz posmakować jego ust, dlatego unoszę głowę i niepostrzeżenie skradam mu pocałunek. Nie otwieram oczu, bo i bez tego wiem, że uśmiecha się w sposób, w jaki nie potrafi nikt inny.
Chciałabym, żeby ta chwila trwała wiecznie. Żebyśmy już na zawsze zostali tutaj, w ogrodzie, zapomniani przez resztę świata. Znów żałuję, że to się dzieje w takich, a nie innych okolicznościach, bo gdybyśmy się poznali szybciej, nie musielibyśmy się ukrywać, a moglibyśmy po prostu wrócić na salę balową, trzymając się za ręce i oznajmiając przebywającym tam naszym przyjaciołom, że od tej chwili należymy tylko do siebie. Pocałunkiem przywitalibyśmy Nowy Rok i przytuleni do siebie obserwowalibyśmy pokaz sztucznych ogni, który dla nas byłby symbolem początku nowego życia. Resztę nocy przetańczylibyśmy we własnym rytmie, nawet nie słysząc granej przez kapelę muzyki. Liczylibyśmy się tylko my - wszystko inne odeszłoby w zapomnienie.
A teraz, odsuwając się od niego, czuję się tak, jakbym przekrajała na pół własne serce. Smutek rozrywa mnie od środka. Nie podnoszę wzroku w obawie przed tym, co mogłabym ujrzeć w jego oczach.
- Nie powinniśmy... - zaczynam cicho, ale głos zamiera mi w gardle. - Przepraszam.
To jedyne, co zdążam powiedzieć, zanim łzy odnajdują drogę, którą mogą wydostać się spod moich powiek. Odwracam się, nie chcąc, by je zauważył.
- Lisa... - Próbuje chwycić moją dłoń, ale pospiesznie ją wyrywam.
Ruszam przed siebie, chociaż przez łzy ledwo widzę wąską ścieżkę między nagimi krzewami różanymi. Michael woła mnie jeszcze kilka razy, a kiedy nie reaguję, przeklina głośno. Nie odwracam się. Idę w stronę hotelu, zostawiając go za sobą.
Zaczynam ściskać kciuki na początku drugiej serii i nie puszczam ich ani na chwilę, bo boję się, że to zaszkodzi Michiemu. Najpierw sztywnieją, a teraz już w ogóle ich nie czuję. Nie odrywam wzroku od telebimu. Nie życzę źle pozostałym skoczkom. Po prostu nie chcę, żeby którykolwiek skoczył dalej niż Michi w pierwszej serii. Jak dotąd żadnemu się to nie udaje.
Nasza ekipa ożywia się, bo właśnie na belce jako trzeci od końca pojawia się Stefan. Wiem, że jego miejsce na podium sprawi Michaelowi ogromną radość, dlatego telepatycznie wysyłam mu pozytywną energię, chociaż wcale nie będzie mi przykro, jeśli wypnie mu się narta przy lądowaniu. Irytuje mnie to, że w stosunku do wszystkich jest miłym i nieśmiałym chłopcem, a jeśli zdarzy mu się mieć do czynienia ze mną, to nigdy nie omieszka zademonstrować, jak bardzo chciałby się mnie pozbyć z życia Michiego. Najgorsze jest to, że nie robi tego otwarcie. Zamiast po prostu powiedzieć, o co chodzi, posyła te swoje złowrogie spojrzenia. Ignoruję je, bo nie mam ośmiu lat, żeby grać z nim w jakieś głupie gierki, ale powoli zaczynam mieć tego dość. Gdyby nie Marisa, która nawiasem mówiąc przyjechała do Oberstdorfu razem z nami, pomyślałabym, że jest po uszy zakochany w Michim i po prostu zazdrości mi tego, że to ja znajduję się w centrum jego uwagi. A może Marisa to tylko przykrywka? Z każdym dniem jestem coraz bardziej skłonna w to uwierzyć.
Stefan oddaje bardzo dobry skok, który gwarantuje mu miejsce na podium. Moi towarzysze nie kryją radości. Głośno wiwatują, ale po chwili milkną, pamiętając, że ten najważniejszy skok dzisiejszego konkursu jeszcze przed nami. Na belce pojawia się Peter Prevc - jedyny, który może przeszkodzić Michiemu w odniesieniu zwycięstwa. To aż dziwne, że telebim nie wybucha pod wpływem naszych skupionych spojrzeń. Przymykam oczy, bo boję się na to patrzeć. Po rozczarowanych westchnieniach członków ekipy domyślam się, że skacze dalej niż Kraft. Ale czy wystarczająco daleko, żeby wyprzedzić Michaela? Tego mamy dowiedzieć się już za chwilę, bo on właśnie zasiada na belce startowej. Zaciskam kciuki jeszcze mocniej, chociaż wiąże się to z dużym ryzykiem złamania kości, bo przecież straciłam w nich czucie. Wstrzymuję oddech, gdy Michi najeżdża na próg i wybija się z niego.
- Idealnie. - Komentarz stojącego obok Andreasa przekonuje mnie, że wszystko jest na dobrej drodze ku temu, żeby Prevc zakończył konkurs na drugim miejscu, jak za starych dobrych czasów.
Leci wysoko nad zeskokiem, a jego sylwetka jest całkowicie nieruchoma. Bolesny ucisk w piersi przypomina mi, że powinnam oddychać, jeśli chcę zobaczyć jego lądowanie. Jednak prawie zakrywam oczy dłonią, nadal zaciśniętą w pięść, gdy do niego podchodzi. Stara się wylądować telemarkiem, a ponieważ znajduje się już prawie na wypłaszczeniu, chwieje się, prawa narta odjeżdża od lewej i dopiero w ostatniej chwili ratuje się przed upadkiem. Ale najważniejsze jest to, że jeszcze w locie minął zieloną linię, co oznacza, że właśnie odniósł kolejne w swojej karierze zwycięstwo. Wreszcie mogę uwolnić moje zmaltretowane kciuki, ale szybko znów zaciskam palce, tym razem na ramieniu Leah. Dołączam się ze swoimi okrzykami radości do reszty sztabu szkoleniowego.
- Lisa! - krzyczy Leah. Spoglądam na nią, pewna, że chce podzielić się ze mną swoim szczęściem. - Cholera jasna, miażdżysz mi ramię!
- Przepraszam - rzucam szybko i wracam spojrzeniem na telebim.
Uwielbiam ten uśmiech na jego twarzy. Właściwie uwielbiam każdy jego uśmiech, ale ten, pełen szczęścia, sprawia, że ja także jestem szczęśliwa. Mam ochotę podbiec tam i na oczach wszystkich kamer i całego świata po prostu go pocałować, żeby pokazać mu, jak bardzo się cieszę. Zamiast tego stoję i patrzę, jak Stefan zamyka go w swoich przyjacielskich(?) objęciach. Po chwili dołączają do niego Gregor i Manuel razy dwa. Teraz to ja jestem przepełniona smutną zazdrością.
Przez te myśli czuję się jak przyłapana na gorącym uczynku, gdy odrywam wreszcie wzrok od telebimu i natrafiam na czujne spojrzenie Lucasa. Jak długo mi się przygląda? Spokojnie, przecież w mojej radości z wygranej Michaela nie ma nic podejrzanego. Zareagowałam podobnie, jak reszta.
Leah nieświadomie staje się moją wybawicielką z tej potyczki na spojrzenia. Chwyta moją dłoń i ciągnie za sobą.
- Chodź, musimy pogratulować chłopakom!
Razem z Andreasem, który znajduje się na przedzie, tworzymy krótki wężyk. Trzymając się za ręce, przedzieramy się między skoczkami i członkami ich ekip. Słychać wesołe okrzyki lub komentarze pełne niezadowolenia i samokrytyki. Gdzieniegdzie ktoś udziela wywiadu, albo rozmawia z członkiem sztabu szkoleniowego, mocno przy tym gestykulując. Od jednej z takich osób obrywam otwartą dłonią prosto w nos i nawet nie słyszę przepraszam. W poszukiwaniu ofiary skoczek rozgląda się na wysokości swojej twarzy, czyli zdecydowanie za wysoko, żeby mnie zauważyć. Bez butów na obcasie jestem wzrostu przeciętnej uczennicy szkoły podstawowej. Musiałam założyć trapery, bo eleganckie botki, do jakich przywykłam, nie pasowałyby do niebiesko-czerwonej kurtki Teamu Austria. Już wiem, jak niezręcznie czuł się Bilbo Baggins w towarzystwie samych krasnoludów.
Kiedy do nich podchodzimy, Michi i Stefan kończą się przebierać i chować swoje rzeczy do plecaków. Jest już obok nich Marisa, która szczebiocze radośnie:
- W Ga-Pa pokażecie Prevcowi, że nie powinien się na nowo przyzwyczajać do tego swojego ulubionego miejsca. Dwa pierwsze są dla was, chłopcy, a jak je między sobą podzielicie, to już wasza sprawa. Chociaż oczywiście wolałabym, Stefan, żebyś to ty wygrał. - Troskliwie poprawia czapkę, która przekrzywiła się na jego głowie, a następnie naciąga mu ją na uszy. Spogląda przy tym na niego tak czule, że aż robi mi się przykro na myśl, że jej uczucia mogą nie być przez niego odwzajemnione. - Bez obrazy, Michi. - Posyła mu słodki uśmiech.
Nie byłaby dla niego taka miła, gdyby zdawała sobie sprawę z tego, jak wielką jest dla niej konkurencją. Cholera, skąd takie myśli? Marisa chyba najlepiej wie, jakiej orientacji seksualnej jest Stefan, a skoro po tylu latach nadal jest jej chłopakiem, to świadczy to o jego byciu stuprocentowym hetero. W takim razie jego niechęć do mnie wynika jedynie z czysto przyjacielskiej troski? Naprawdę wolałabym, żeby ze mną porozmawiał. Nie musiałabym snuć wtedy jakiś chorych domysłów.
- To było zajebiste, stary. - Andreas obdarowuje Michiego prawdziwie męskim klepnięciem w plecy, które niemal składa go na pół.
- Dzięki. - Blondynowi ledwo udaje się złapać oddech, ale sili się na uśmiech.
- Michiii! - Leah piskliwie przeciąga ostatnią głoskę jego imienia, nie szczędząc przy tym jego lewego ucha, bo w przypływie euforii rzuca mu się na szyję. Początkowo zdezorientowany, teraz dołącza do jej pogodnego śmiechu i okręca się z nią kilka razy wokół własnej osi.
Wyobrażam sobie siebie na jej miejscu, ale jakiś wewnętrzny głos podpowiada mi, że to nie byłoby właściwie. Nie wszyscy potrafiliby zrozumieć to, co jest między nami - Stefan był tego dobrym przykładem. Ale jak oni mogliby to rozumieć, skoro my sami nie potrafiliśmy?
- Reagujecie tak entuzjastycznie, jakbyście się w ogóle nie spodziewali, że mogę wygrać ten konkurs - żartuje. Prawda jest taka, że to zwycięstwo nawet dla niego samego jest niespodzianką. Rano mówił, że nie jest w najlepszej dyspozycji i będzie szczęśliwy, jeśli uda mu się znaleźć w pierwszej piątce. Widocznie dobry skok w serii próbnej dodał mu wiary we własne możliwości.
Zauważa mnie dopiero po odstawieniu Leah na ziemię. Nawet dla niego bez obcasów jestem jak hobbit. Chociaż w tym wypadku może właściwsze byłoby porównanie do Calineczki, bo patrzy na mnie jak na najpiękniejszą dziewczynę na świecie, a nie istotę ze stopami porośniętymi włosami. Spuszczam wzrok na czubki piaskowych traperów, przybrudzone przez błoto powstałe pod wpływem topniejącego śniegu. Nie powinien tak na mnie patrzeć. Ta relacja wymknęła mi się spod kontroli. Coś się zmieniło między nami po świętach. Nie daje mi tego wprost do zrozumienia, ale czuję, że już nie zadowala go bycie jedynie moim przyjacielem. Martwi mnie to, bo przecież nie mogę podarować mu tego, czego oczekuje. Za bardzo cenię sobie zaufanie Lucasa, żeby wbić mu taki nóż prosto w plecy. Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że coraz częściej o tym myślę. Był taki moment w mojej znajomości z Michim, kiedy umiałam zapanować nad swoimi wyobrażeniami, ale teraz one po prostu zjawiają się nieproszone, a moja walka z nimi zdaje się na nic. Szczególnie w momentach, gdy on patrzy na mnie w taki sposób, jak w chwili obecnej. Zbieram się jednak w sobie, bo o ile Leah i Andreas, zajęci sobą, nie zwracają na mnie uwagi, podobnie jak Marisa, która skupia się tylko i wyłącznie na Stefanie, to jednak on sam posyła mi ukradkiem czujne spojrzenia, które dostrzegam kątem oka. Podnoszę wzrok z powrotem na Michaela i w myślach dziękuję moim ustom, które same układają się w niewymuszony uśmiech. Kilkoma krokami pokonuję dzielącą mnie od niego odległość.
- Wiesz, że nie znam się na skokach... Ale to nie zmienia faktu, że podoba mi się to, co właśnie zrobiłeś i że jestem z ciebie cholernie dumna - mówię prosto z serca dokładnie to, co w tej chwili czuję.
Przytulam go, bo już wiem, co chciałby mi powiedzieć. Widzę w jego oczach, że oba te skoki były dla mnie i z myślą o mnie. Właściwie nie chcę, żeby mówił to na głos. Boję się konsekwencji tych słów, bo dopóki są niewypowiedziane, mogę choć w niewielkim stopniu łudzić się, że nadal jestem tylko jego przyjaciółką.
Ale słowo przyjaciółka nie brzmi prawdziwie w jego ustach, o czym przekonuję się, gdy zjawiają się przy nas jego rodzice. Nie widziałam ich nigdy wcześniej, ale wystarczy jeden rzut oka, bym ich rozpoznała. Radość i duma ze zwycięstwa Michiego objawiają się na ich twarzach pod postacią szerokich uśmiechów. Są uosobieniem rodzicielskiego szczęścia i miłości. Miło jest na nich patrzeć, chociaż gdzieś w głębi duszy porównuję ich do mojego taty, który nie był tak uradowany nawet w momencie, gdy zostałam przyjęta na akademię medyczną, ani gdy ją ukończyłam, nie mówiąc już o tym, kiedy zdobyłam brązowy medal na Mistrzostwach Austrii Juniorek młodszych w Tenisie Ziemnym. Entuzjazm państwa Hayboecków udziela mi się wyjątkowo szybko. Ściskają syna tak mocno i tak długo, że zaczynam się martwić, czy przypadkiem nie dusi się w ich objęciach. Uspokaja mnie jego głos, który chwilami przebija się przez ich donośny śmiech i okrzyki. Udaje mu się wreszcie wyswobodzić, a kiedy patrząc na mnie przewraca oczami, oni również mnie dostrzegają. Od momentu ich przyjścia stoję z boku i niezauważona przez nikogo zastanawiam się, co ze sobą zrobić, bo Leah i Andreas nagle gdzieś zniknęli, a teraz czuję się jeszcze bardziej głupio. Chociaż uśmiech nie znika z ich twarzy, to jednak milkną i przyglądają mi się z zaciekawieniem.
- To jest Lisa, moja przyjaciółka. - Michi puszcza do mnie oczko, dzięki czemu nie czuję się już taka wyobcowana.
Jego rodzice wymieniają między sobą porozumiewawcze spojrzenie, myśląc chyba, że tego nie zauważę. Niepokoję się, próbując zrozumieć, co może ono oznaczać.
Pani Hayboeck pierwsza przypomina sobie, że nie jestem obrazem powieszonym na ścianie w Schönbrunn, ale żywą kobietą, w dodatku mocno speszoną. Nie mam pojęcia, jak zachować się w sytuacji, gdy chłopak przedstawia cię rodzicom jako swoją przyjaciółkę, a oni jednomyślnie uznają cię za jego dziewczynę, albo ewentualnie poważną kandydatkę do zdobycia tego miana.
- Brigitte. - Ściska energicznie moją dłoń i uśmiecha się niejednoznacznie. - Miło mi cię poznać.
Nim zdążę odpowiedzieć, obok jej ręki materializuje się dłoń jej męża, którą pospiesznie chwytam. W uścisku pana Hayboecka jest jeszcze więcej werwy, do której nie jestem przyzwyczajona. Znajomych moich rodziców cechuje chłodna uprzejmość, a co za tym idzie, wyrachowane powitania, które łatwo można uznać na nieszczere. W przypadku rodziców Michiego przynajmniej mam pewność, że to spotkanie rzeczywiście ich cieszy.
- Josef. Muszę przyznać, że mój syn potrafi sobie dobierać przyjaciółki. - Mruga do mnie porozumiewawczo, jakby jego słowa nie były wystarczającym powodem do natychmiastowego opuszczenia terenu skoczni, albo nawet samego Oberstdorfu. Gorsze jednak jest to, że nie spieszy się z uwolnieniem mojej dłoni ze swojego krzepkiego uścisku.
Kątem oka spoglądam na Michiego, z nadzieją, że wybawi mnie z tej niezręcznej sytuacji. Kiedy zauważam, że jest zażenowany nie mniej niż ja, posyłam jego tacie niepewny uśmiech w odpowiedzi na to spostrzeżenie, które najprawdopodobniej miało być komplementem. Michi z kolei kręci głową z kwaśną miną, wypowiadając przy tym bezgłośnie zdanie, które, sądząc po tym, jak układają się jego usta, brzmi: Olej to. Łatwo mu powiedzieć.
- A więc to jest ta Lisa, która sprawiła naszemu Michiemu taki wspaniały prezent. - Przez chwilę mam wrażenie, że Brigitte chwyci moje policzki między palce wskazujące, a kciuki swoich dłoni i z zachwytem nad gładkością skóry mojej twarzy zagrucha: Agugugu!
Podczas gdy ona kiwa głową z aprobatą, ja zastanawiam się, jaki prezent może mieć na myśli i z przerażeniem obserwuję kolejne myśli dotyczące tego, co Michi mógł jej o mnie powiedzieć, pojawiające się w mojej głowie. Sam sprawca zamieszania ma taką minę, jakby tylko resztki silnej woli powstrzymywały go przed uderzeniem się otwartą dłonią w czoło osłonięte czerwoną czapką. W jego oczach nie znajdę rozwiązania tej zagadki. Uspokajają mnie dopiero słowa Josefa:
- Przyznam szczerze, że powinienem ci być wdzięczny, bo to ja obiecałem mu ten samolot na któreś urodziny, ale potem o nim zapomniałem. Starość nie radość! - Klepie mnie w ramię, nie zdając sobie sprawy z siły, jakiej do tego używa. Dziękuję w myślach związkowcom za grubość kurtki, która mam na sobie, bo cieńsza nie wykazałaby się tak wysoką absorpcją mocy tego uderzenia.
- Ciesz się z dobrej pamięci, póki jesteś młoda - dorzuca Brigitte na potwierdzenie słów męża.
- Postaram się ją w pełni wykorzystać - obiecuję, nie bardzo wiedząc, co innego mogłabym powiedzieć.
Tę miłą rodzinną scenę przerywa członek obsługi technicznej, wołający Michiego na dekorację. Mogę odetchnąć z ulgą, bo domyślam się, że jego rodzice również odejdą, w celu znalezienia miejsca dogodnego do podziwiania syna stojącego na najwyższym stopniu podium. Właśnie rozglądam się w tłumie za Leah i Andreasem, kiedy głos pani Hayboeck niweczy moje plany.
- Chodź, Liso. Musimy stanąć bliżej, bo stąd nic nie zobaczymy.
Mam nadzieję, że nie dostrzega paniki, która ogarnia mnie na ułamek sekundy. To miłe, że Michi opowiedział o mnie swoim rodzicom. Jestem pewna, że to zrobił i przedstawił mnie przy tym w pozytywnym świetle, bo w przeciwnym razie nie byliby w stosunku do mnie tacy otwarci. Nie mam mu tego za złe, bo zapewne w przeciwieństwie do mnie nie krył się ze świątecznym prezentem i z tego powodu nie mógł uniknąć pytań rodziców. Szkoda tylko, że nie wpadł na to, że może warto byłoby im wspomnieć o tym, że mam narzeczonego. Posłusznie idę za nimi, nerwowo rozglądając się w tłumie. Pierwszy raz mój niski wzrost przysparza mi powodów do radości. Istnieje szansa, że Lucas nie dostrzeże mnie pośród tych wszystkich ludzi, bo gdyby zjawił się tu i zdobył się na jakąkolwiek oznakę czułości, to dla rodziców Michiego byłoby to jeszcze bardziej niezręczne niż dla mnie.
W trakcie dekoracji dostrzegam Leah, co daje mi powód do opuszczenia państwa Hayboecków. Machają mi na pożegnanie, kiedy odchodzę w jej stronę. Odwzajemniam gest i krzyczę, że mam nadzieję, że szybko zobaczymy się ponownie. Zaczynam żałować swoich słów, gdy tylko uświadamiam sobie, że spotkam ich już w noworoczny konkurs w Garmisch-Parterkirchen i że na pewno nie pozwolą, aby taka okazja do lepszego poznania przyjaciółki ich syna przeszła im koło nosa.
Mam ochotę wyściskać Leah, kiedy już znajduję się przy niej. Powstrzymuje mnie przed tym jej przenikliwe spojrzenie i brwi uniesione w pytaniu, które bezceremonialnie wypowiada na głos:
- Dlaczego mam wrażenie, że rodzice Michiego myślą o tobie, jak o przyszłej synowej?
Głośne westchnięcie samo wydobywa się z mojej piersi. Jej spostrzegawczość i umiejętność trafnego sformułowania wniosków czasem jest naprawdę niewygodna.
- Sama chciałabym to wiedzieć.
Milczy przez chwilę, ale domyślam się, że wraca pamięcią do naszej rozmowy jeszcze ze zgrupowania w Innsbrucku. Od tamtej pory nie poruszała tematu Michiego, chociaż czasem widziałam, że miała ochotę to zrobić. Za każdym razem czułam się pod jej spojrzeniem jak dziecko przyłapane na próbie kradzieży czyjejś zabawki i tak też jest teraz.
- Lisa...
- Gdzie Andreas? - Udaję, że nie wiem, o czym chciała rozmawiać.
Teraz to ona wzdycha ciężko. Boję się, że nie da się tak łatwo odwieść od tematu, ale ku mojej uldze daje za wygraną.
- Poszedł gdzieś. - Wzrusza ramionami, po czym odwraca wzrok.
Nie pytam o nic więcej. Między nimi chyba jednak wcale nie jest tak dobrze, jak mi się wydawało. W milczeniu obserwujemy dalszy ciąg dekoracji, a kiedy ta dobiega końca i Leah pyta, czy do hotelu może wrócić razem ze mną i Lucasem, utwierdzam się w przekonaniu, że zachowanie Andreasa zostało przeze mnie źle zinterpretowane. Chęć kibicowania kolegom zdaje się była jego jedyną motywacją do przyjazdu tutaj.
Sylwestra spędzamy w Garmisch-Partenkirchen. Sala w hotelu zostaje na tę okazję przystrojona w liczne kolorowe lampki i balony, a w jednym z jej końców przy parkiecie tanecznym umieszczono podest dla zespołu muzycznego. Jego nazwa nic mi nie mówi, ale szybko okazuje się, że nie jestem jedyną ignorantką wobec niemieckich wykonawców. Oprócz nas w hotelu przebywają także skoczkowie z tego kraju i im również jest on nieznany. Szybko okazuje się jednak, że jego muzyka jest naprawdę dobra, chociaż grają głównie covery. Wśród nich dominuje klasyczny rock and roll, który wręcz porywa do tańca. Nie wszystkich, niestety. Siedzę przy stoliku i dla zabicia czasu dłubię widelcem w sałatce. Lucas zdaje się w ogóle nie zauważać mojego znudzenia. Całe swoje zainteresowanie skupia na towarzyszącym nam lekarzu niemieckiej kadry i zatraca się w dyskusji na temat leczenia kontuzji kolan. Początkowo rozmawiałam razem z nimi, ale wkrótce zaczęło mnie irytować wielokrotne omawianie tego samego zagadnienia. Teraz czuję się jak dziecko na przyjęciu z rodzicami, które nie ma pojęcia o przedmiocie rozmów dorosłych i marzy jedynie o tym, aby ktoś się z nim wreszcie pobawił. Z żalem spoglądam na malachitową sukienkę, która zamiast błyszczeć w tańcu, gniecie się pomiędzy krzesłem a moim tyłkiem. Myślę o Jaci, która nie pozwoliłaby mi się nudzić, gdyby również tutaj była. Niestety, Turniej Czterech Skoczni organizowany jest jedynie dla mężczyzn i dlatego wszystkie dziewczyny spędzają sylwestra w domach. Na towarzystwo Leah również nie mogę liczyć, bo jak dotąd nie pojawiła się na sali. Właściwie to nie widziałam jej od powrotu do hotelu. Martwię się, że jej nieobecność może być spowodowana tym nieciekawym zachowaniem Andreasa, ale ponieważ jego też nie dostrzegam wśród bawiących się ludzi, równie dobrze mogą migdalić się w jej albo jego pokoju i dlatego póki co nie zamierzam jej szukać. Jak na złość, Stefan, którego również wolałabym tu nie widzieć, co chwilę zjawia się przed moimi oczami, wodząc z Marisą po całym parkiecie. Choć nie pałam do niej ogromną sympatią, to jednak cieszę się z jej obecności tutaj, bo sprawia, że Kraft skupia się bardziej na swoich sprawach niż na moich. Patrząc w sałatkę, której nie jestem w stanie zjeść już ani jednego kęsa, zastanawiam się, jaką minę zrobiłby Lucas, gdybym ostentacyjnie wstała z krzesła i poprosiła do tańca Michiego. Hayboeck siedzi tylko kilka stolików dalej i kiedy cichnie muzyka, moich uszu dociera jego śmiech. Ten dźwięk zwykle wzbudza we mnie falę przyjemnego ciepła, ale teraz potęguje rozdrażnienie tym, że zajmuje się rozmową z kolegami, zamiast wybawić mnie od nudnego towarzystwa. To uczucie jest zupełnie irracjonalne, bo przecież to nie Michi ma wobec mnie pewne zobowiązania. Gdy to sobie uświadamiam, irytuję się jeszcze bardziej, a w rezultacie czuję się jak bańka, która nawet pod delikatnym dotykiem może wybuchnąć skrywanym wewnątrz gniewem. Myślę o tych wszystkich domówkach organizowanych w Wiedniu przez moich znajomych, na które dostałam zaproszenie i na których teraz bawiłabym się o niebo lepiej, gdybym tylko kilka godzin wcześniej wsiadła do odpowiedniego samolotu, albo nawet auta Lucasa.
Nagłe odejście od naszego stolika niemieckiego lekarza wzbudza we mnie nową nadzieję.
- Ten to ma gadane. Dobraliście się idealnie. - Tą kąśliwą uwagą chcę dać Lucasowi do zrozumienia, jak bardzo denerwuje mnie jego ignorancja.
- Muszę umówić się z nim na dłuższą rozmowę. - Chyba w ogóle nie dostrzegł złośliwości w mojej wypowiedzi, bo kiwa głową z aprobatą dla niej.
Robi duży łyk wina, przez co nie widzi, jak ze zrezygnowaniem opadam na oparcie krzesła i zaciskam usta w przypływie irytacji. Kiedy znów na mnie spogląda, silę się na pełen zrozumienia, uprzejmy uśmiech.
- Świetnie. A tymczasem może wreszcie ze mną zatańczysz?
Robi taką minę, jakbym proponowała mu co najmniej wyjście nago na scenę. To prawda, że jego umiejętności taneczne nie są najlepsze, ale chyba nie oczekiwał, że cały wieczór spędzę z nim przy stoliku. Unoszę brew w pytającym geście, ponaglając go w ten sposób do udzielenia odpowiedzi.
- Obrazisz się, jeśli tego nie zrobię?
W jego oczach tli się iskierka nadziei, którą bez skrupułów gaszę stanowczym tak.
- Okej - wzdycha ciężko. - Niech będzie.
Podaje mi rękę i podążamy w stronę parkietu. Sprawia wrażenie, jakby to jego buty, a nie moje, miały dziesięciocentymetrowe obcasy, bo jego krok jest wolny i niepewny. Ciężko jest mu się wczuć w rytm muzyki, szczególnie teraz, gdy jest to szybkie Let's twist again. Zawsze bawi mnie to, że w tańcu traci wiarę we własne możliwości, która jest tak duża w życiu zawodowym. Obracam te słabe wyczyny taneczne w żart, ale on nie radzi sobie z tym tak dobrze. Próbuje udowodnić bardziej samemu sobie niż mnie, że potrafi, przez co prowadzi jeszcze gorzej. Na tle pozostałych par musimy prezentować się wyjątkowo dziwnie. On - z wysiłku marszczący czoło i ja, co chwilę wybuchająca śmiechem, którego nie jestem w stanie pohamować. Mimo wszystko czerpię przyjemność z tego tańca-połamańca, bo nawet on jest lepszy od siedzenia przy stoliku i dłubania w sałatce. Nie kryję rozczarowania, gdy po trzech piosenkach Lucas oświadcza, że dłużej nie wytrzyma i idzie się czegoś napić. Podążam za nim z miną zbitego psa, bo przecież nie zostanę na parkiecie sama. Właśnie wtedy ktoś mocno pociąga za moją prawą rękę i nim zdążę rozeznać się w sytuacji, ląduję prosto w objęciach Michaela. Zgrabnym ruchem chwyta moją drugą dłoń i obraca w miejscu. Jestem tak przejęta jego nagłym pojawieniem się, że zapominam o Lucasie. Zresztą on też nie zaprząta sobie mną głowy, bo chwilę później widzę go znów w towarzystwie niemieckiego lekarza.
- Ładnie ci w tej sukience. - Michi przyciąga mnie do siebie i mówi wprost do mojego ucha, ale nawet w tej pozycji ciężko jest zrozumieć jego słowa przez zagłuszającą je muzykę. Doskonale za to czuję jego perfumy. Żywe, ale stonowane, dokładnie tak, jak on.
Światło rzucane przez kulę dyskotekową nie jest mocne i uniemożliwia mu dokładne przyjrzenie się mojej twarzy. Cieszę się z tego, bo nie muszę patrzeć do lustra, żeby wiedzieć, że rumienię się jak nastolatka słysząca pierwszy w swoim życiu komplement.
- Chcesz przez to powiedzieć, że w innych ubraniach nie wyglądam ładnie? - Obracam sytuację w żart, żeby ukryć swoje zawstydzenie.
- Nawet bym nie śmiał - odpowiada z zawadiackim uśmiechem.
Właśnie w momencie, gdy dobra zabawa dopiero się dla mnie zaczyna, zespół postanawia zrobić sobie przerwę. Zapalają się światła, a mój wzrok przykuwa dziwnie znajoma postać stojąca przy barze. Mija kilka sekund, nim uświadamiam sobie, że to Erika.
- Przepraszam cię na chwilę - rzucam w stronę Michiego, nawet na niego nie patrząc.
- Wszystko w porządku? - Jego głos podąża za mną, ale do mnie nie dociera.
Ogarnia mnie nagły przypływ paniki. Przypominam sobie jej reakcję na wieść o tym, że pracuję ze skoczkami i zastanawiam się, jak głupie rzeczy mogła zrobić, żeby się tu dostać. Bilet, który ode mnie dostała, upoważniał jedynie do wejścia na skocznie, a nie na prywatne imprezy. Musiała przyjść tu z kimś. Pytanie tylko, z kim. Łapię ją za rękę i bezceremonialnie odciągam od baru. Prawie rozlewa przez to drinka na swoją granatową sukienkę. Nawet nie chcę myśleć o tym, że jest niepełnoletnia, a pije alkohol w miejscu publicznym, jak gdyby nigdy nic.
- Lisa? Co ty robisz?
- To chyba ja powinnam spytać, co ty tu robisz - mój głos jest zdecydowanie bardziej ostry, niż chciałam, ale w zaistniałej sytuacji to nawet lepiej.
- Też się cieszę, że cię widzę - odpowiada z przekąsem.
Krzyżuje ręce na piersi i patrzy na mnie z góry naburmuszonym wzrokiem. Próbuje wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia, ale tym razem nie uda jej się zagrać na mojej empatii.
- Lepiej wszystko mi powiedz, jeśli nie chcesz, żebym zadzwoniła do twoich rodziców.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę w stanie donieść na własną kuzynkę, ale teraz jestem skłonna to zrobić. Pocieszam się, że jest to spowodowane tylko i wyłącznie troską o nią. Z tą swoją obsesją na punkcie skoczków może w ich towarzystwie okazać się naprawdę nieobliczalna.
Przewraca oczami. Próbuje wyglądać na wyluzowaną, ale dostrzegam w jej wyrazie twarzy, że odebrała moją groźbę na poważnie.
- Spokojnie - śmieje się nerwowo. - Andreas mnie zaprosił.
- Andreas?! - piszczę zdławionym głosem, bo na myśl o Koflerze podrywającym moją siedemnastoletnią kuzynkę robi mi się niedobrze.
- Andreas. - Wzrusza ramionami, a kiedy zdziwienie nie znika z mojej twarzy, pokazuje wreszcie na jakiegoś blondyna stojącego przy barze.
Jej towarzysz unosi brwi w pytającym geście, ale uśmiecha się do mnie po tym, jak Erika uspokaja go jakimś gestem, którego nie dostrzegam. Mnie także trochę uspokaja fakt, że wygląda na niewiele starszego od niej oraz przede wszystkim to, że nie jest Koflerem. Poza tym z tymi niebieskimi oczami i zniewieściałą twarzą sprawia wrażenie nieskorego do wykorzystania mojej młodszej kuzynki. Ale czy to nie tacy pozornie niegroźni zwykle nie okazują się największymi draniami? W mojej głowie na nowo zapala się lampka ostrzegawcza.
- Co to za jeden? - ton mojego głosu znów się zaostrza.
- Skoczek - odpowiada, jakby to była najbardziej oczywista prawda na świecie.
Rzeczywiście łatwo można było się tego domyślić.
- A jak to się stało, że zaprosił tu akurat ciebie?
- Skorzystałam z ogromnych pokładów mojego uroku osobistego.
- Uważaj, bo pokłady mojej cierpliwości zaraz się wyczerpią.
Ta uwaga mrozi uśmiech na jej ustach. Wreszcie uświadamia sobie, że w przeciwieństwie do niej, nie traktuję tej sytuacji jako żart.
- Liso, nie musisz się o mnie martwić. Wiem, że faceci wolą zdobywać, niż być zdobywani, dlatego udaję przed Andreasem, że nigdy nie robiłam maślanych oczu do jego zdjęć na Tumblrze - mówi konspiracyjnym szeptem, który potęguje komizm jej słów. - Nie jestem aż tak nierozsądna, na jaką wyglądam. A poza tym mam swoją godność. Obiecuję, że wrócę na noc do swojego hotelu.
Patrzy na mnie wyczekująco i uśmiecha się tak szczerze, że wbrew własnej woli zaczynam jej wierzyć. Do tego przypominam sobie te wszystkie sytuacje, kiedy udowadniała, że jest bardzo dojrzała, jak na swój wiek. Jeszcze chwilę biję się z myślami, po czym mówię:
- Dobra. Po prostu nie rób niczego głupiego.
Erika zamyka mnie w swoich objęciach i piszczy cicho do mojego ucha.
- Jesteś najlepsza, Lisa. - Odsuwa się na długość wyciągniętego ramienia, po czym dodaje - Baw się dobrze!
Patrzę, jak zdecydowanym krokiem wraca do Andreasa nie-Koflera i mam nadzieję, że nie pożałuję tego kredytu zaufania, którego właśnie jej udzieliłam. Nie jestem jej matką, ale gdyby coś jej się stało, to ja byłabym za to odpowiedzialna, bo przecież zjawiła się w Ga-Pa tylko dzięki mnie.
Po tej emocjonującej rozmowie z Eriką dobrze jest się ponownie znaleźć w towarzystwie Michiego.
- Znasz tego chłopaka? - Dyskretnie wskazuję Andreasa.
Jeśli jego opinia o nim będzie negatywna, natychmiast wrócę po Erikę i osobiście odwiozę ją do jej hotelu, nawet jeśli miałoby to oznaczać ominięcie pokazu sztucznych ogni.
- A co, wpadł ci w oko?
Posyłam mu karcące spojrzenie, na które odpowiada szelmowskim uśmiechem.
- Mnie nie, ale mojej młodszej kuzynce tak i nie jestem pewna, czy mogę ją z nim zostawić - tłumaczę, dając mu do zrozumienia, że nie jestem skora do żartów w tym temacie.
- Nie wydaje mi się, żeby miał opinię bezlitosnego podrywacza. Jest raczej w porządku.
Uspokojona jego słowami, wreszcie się uśmiecham. Zespół wraca na scenę, gasną światła, a z głośników ponownie rozlega się muzyka.
- Czy zechce pani ze mną zatańczyć? - Michi wyciąga w moją stronę prawą rękę i kłania się szarmanckim gestem, który jednak zamiast zachwytu wzbudza we mnie parsknięcie śmiechem. Natychmiast się prostuje, zabawnie marszcząc przy tym brwi. - Coś nie tak?
- Muszę ochłonąć po tej rozmowie z Eriką. Będę doprawdy zaszczycona, jeśli zechce mi pan towarzyszyć w przechadzce po ogrodzie - podłapuję jego wzniosły styl i unoszę dumnie głowę. Posyłam mu przy tym filuterne spojrzenie spod umalowanych rzęs.
Michael ponownie kłania się, a potem wyciąga w moją stronę zgięte ramię, które obejmuję. Po drodze do wyjścia zabiera ze swojego krzesła czarną marynarkę, a ja chwytam w biegu brązowy szal, którym owijam się przed opuszczeniem sali. Na zewnątrz nie ma mrozu, ale nie jest też ciepło. Chłodne podmuchy wiatru to właśnie to, czego było mi trzeba. Przymykam oczy, rozkoszując się ich dotykiem na skórze.
- Nigdy nie próbuj spełniać marzeń swoich młodszych kuzynek. Nigdy - brzmię tak, jakbym udzielała mu najważniejszej życiowej lekcji.
- Daj palec, a odgryzie rękę?
- Coś w tym rodzaju.
Opowiadam mu o sytuacji, która miała miejsce w centrum handlowym, a kiedy kończę, ciężko jest mi cokolwiek wyczytać z jego twarzy. Myślałam, że skomentuje tę rewelację śmiechem, ale on jest podejrzanie poważny i zamyślony.
- Obawiam się, że twoja kuzynka może stanowić zagrożenie dla wszystkich skoczków zgromadzonych na sali - mówi wreszcie.
- Co?
Nie wierzę w to, co usłyszałam. Otwieram usta, żeby stanąć w obronie Eriki, ale wtedy on uśmiecha się triumfująco i lekko klepie mnie w ramię.
- Żartowałem! Dobrze zrobiłaś, że pozwoliłaś jej tu zostać. Pewnie czuje się jak dziecko w Disneylandzie.
Kręcę głową z udawaną dezaprobatą dla tego porównania. Wystarczy jednak jedno spojrzenie na zadowolenie malujące się na jego twarzy, żebym nie mogła powstrzymać śmiechu.
- Szkoda, że to nie jest Disneyland, bo zawsze lubiłam Zamek Śpiącej Królewny.
- Space Mountain było lepsze - stwierdza z przekąsem.
Przystaję i krzyżuję ręce na piersi, gotowa do podjęcia sprzeczki na temat tego, która atrakcja w paryskim Disneylandzie zasługuje na miano najlepszej. Dopiero teraz zauważam, jak daleko od hotelu się znajdujemy. Ledwo da się słyszeć muzykę dochodzącą z sali, a jedyne źródło światła stanowią ogrodowe lampki, oddzielone od siebie kilkumetrowymi przerwami. Patrzę na jego uśmiech schowany w cieniu i zapominam, co chciałam powiedzieć. Przypominam sobie za to nasze pierwsze spotkanie. Nic się nie zmieniło w jego spojrzeniu od tamtego czasu. Mimo tego, że teraz już wie o Lucasie i zdołał poznać różne cechy mojego charakteru, łącznie z tymi gorszymi, nadal widzi we mnie tę zagubioną dziewczynę, która nie ma pojęcia, jak poradzić sobie ze swoim ciężkim bagażem.
Unosi dłoń do mojej twarzy i nieśmiało muska kciukiem mój policzek. Przyjemny dreszcz rozchodzi się po całym moim ciele, chociaż dotyka tylko jego niewielkiego skrawka. Doskonale wiem, co chce teraz zrobić i wiem, że nie powinnam mu na to pozwalać, ale, o Boże, ja sama pragnę tego tak bardzo, że nie chcę mu przerywać. Przymykam oczy, rozkoszując się tym ciepłem, jakie ogarnia mnie tylko przy nim. Odnajduję palcami jego dłoń, nadal przylegającą do mojego policzka, i głaszczę ją. Delikatnie, bo i on zawsze taki jest w stosunku do mnie, jakby już na samym początku wyczuł, że działając gwałtownie, tylko się ode mnie oddali. Zbliżał się powoli i cierpliwie i tym oto sposobem znaleźliśmy się w obecnej sytuacji, przytuleni do siebie w najgłębszym zakamarku hotelowego ogrodu. Nie dam rady już dłużej udawać przed samą sobą, że Michael jest dla mnie tylko przyjacielem. Patrzę w jego oczy pełne cichej radości i uświadamiam sobie, że on w moich może zobaczyć to samo.
Pocałunek, jaki składa na moich ustach, jest tak nieśmiały, że ledwie go odczuwam. Całuje mnie delikatnie, jakby bał się, że jeden nieostrożny ruch sprawi, że wybudzimy się z tego pięknego snu, w którym nie istnieje nic oprócz nas. Kiedy kończy, brakuje mi tchu w piersi. Wtulam twarz w jego szyję i wciągam powietrze wraz z zapachem należącym tylko i wyłącznie do niego. Czuję na włosach jego płytki oddech i dotyk zmarzniętych palców na moich odsłoniętych ramionach. Przez chwilę wydaje mi się, że jestem kruchą lalką z porcelany, która zaraz rozpadnie się pod wpływem jego pieszczot. Nim to się stanie, chcę jeszcze raz posmakować jego ust, dlatego unoszę głowę i niepostrzeżenie skradam mu pocałunek. Nie otwieram oczu, bo i bez tego wiem, że uśmiecha się w sposób, w jaki nie potrafi nikt inny.
Chciałabym, żeby ta chwila trwała wiecznie. Żebyśmy już na zawsze zostali tutaj, w ogrodzie, zapomniani przez resztę świata. Znów żałuję, że to się dzieje w takich, a nie innych okolicznościach, bo gdybyśmy się poznali szybciej, nie musielibyśmy się ukrywać, a moglibyśmy po prostu wrócić na salę balową, trzymając się za ręce i oznajmiając przebywającym tam naszym przyjaciołom, że od tej chwili należymy tylko do siebie. Pocałunkiem przywitalibyśmy Nowy Rok i przytuleni do siebie obserwowalibyśmy pokaz sztucznych ogni, który dla nas byłby symbolem początku nowego życia. Resztę nocy przetańczylibyśmy we własnym rytmie, nawet nie słysząc granej przez kapelę muzyki. Liczylibyśmy się tylko my - wszystko inne odeszłoby w zapomnienie.
A teraz, odsuwając się od niego, czuję się tak, jakbym przekrajała na pół własne serce. Smutek rozrywa mnie od środka. Nie podnoszę wzroku w obawie przed tym, co mogłabym ujrzeć w jego oczach.
- Nie powinniśmy... - zaczynam cicho, ale głos zamiera mi w gardle. - Przepraszam.
To jedyne, co zdążam powiedzieć, zanim łzy odnajdują drogę, którą mogą wydostać się spod moich powiek. Odwracam się, nie chcąc, by je zauważył.
- Lisa... - Próbuje chwycić moją dłoń, ale pospiesznie ją wyrywam.
Ruszam przed siebie, chociaż przez łzy ledwo widzę wąską ścieżkę między nagimi krzewami różanymi. Michael woła mnie jeszcze kilka razy, a kiedy nie reaguję, przeklina głośno. Nie odwracam się. Idę w stronę hotelu, zostawiając go za sobą.
*
Ręka w górę, kto nie mógł się doczekać tego momentu! *unosi obie ręce, nogi, jej włosy stają dęba, a ciało lewituje, przecząc istnieniu grawitacji* Miałam ochotę opisać tę scenę już w marcu, kiedy tworzyłam prolog i hmm... Zastanawiam się teraz, jak wytrzymałam tyle czasu. Co do samego rozdziału, to jest to najdłuższy, jaki kiedykolwiek napisałam. Jestem z niego zadowolona. Pisałam go powoli, czyli tak, jak najbardziej lubię, a po ukończeniu miałam dużo czasu na naniesienie poprawek. Mam nadzieję, że Wam też się spodoba. Między innymi dlatego, że następny może pojawić się dopiero końcem stycznia. Koniec semestru to zawsze więcej pracy w szkole, a nie chcę pisać byle jak, żeby tylko napisać i mieć to z głowy. Niewykluczone, że będę miała czas dodać jedenastkę szybciej, ale to się dopiero okaże. Oczywiście na Waszych blogach będę cały czas obecna! Wiem, że mam teraz małe zaległości (kiedy ich nie miałam?), ale obiecuję szybko je nadrobić.
Wyniki ankiety dosłownie zwaliły mnie z nóg. Spodziewałam się maksymalnie pięciu odpowiedzi Tylko czytam, a tymczasem pojawiło się ich już szesnaście. Dziękuję za to, że tu ze mną jesteście. Nawet nie wiecie, jak mnie to cieszy! Ankieta trwa do końca stycznia, więc osoby, które jeszcze nie zagłosowały, nadal mogą to zrobić. Jestem bardzo ciekawa, czy przybędzie odpowiedzi, chociaż, jak już wspomniałam, nawet ich dotychczasowa liczba przekracza moje najśmielsze oczekiwania.
Na wypadek, gdyby nie udało mi się dodać rozdziału przed 23 stycznia - wszystkim Wam, które wybierają się do Zakopanego, życzę dobrej zabawy i żebyście za bardzo nie zmarzły. W sumie to tego ostatniego życzę najbardziej sobie samej, bo nienawidzę mrozów XD
Aha, jeszcze jedno. Jak widzicie, TCS będzie przebiegał tutaj inaczej niż naprawdę. Podobnie rzecz się będzie miała z innymi konkursami. Pozwalam sobie na to, bo przecież fabuła tego opowiadania rozgrywa się w alternatywnej rzeczywistości :)
Ściskam mocno! <3
Hej!
OdpowiedzUsuńStefan i jego orientacja seksualna :D uśmiałam się powiem ci szczerze. Nie sądziłam że wymyślisz coś takiego.
I nareszcie! Michi pocałował Lisę *-* jak ja na to czekałam! Ale końcówka mnie zasmuciła. Chociaż liczę (a raczej tak myślę) że jednak szybko wróci do naszego Michiego. Jedynym problem jest Lucas.
Czekam na następny kochana :*
Buziaki :* !
To nie ja, tylko Lisa! Sama się śmiałam przy pisaniu, bo to przecież takie niedorzeczne... Chyba XD
UsuńCudowny rozdzial... Wreszcie sie doczekałam!! w koncu okazali sobie swoja ogromna milosc! czekam z niecierpliwoscia na nastepny:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa! <3
UsuńZ czego ja się mam niby cieszyć, co? Z tego, że Lucas wciąż istnieje?!
OdpowiedzUsuńOd czego tu zacząć? Sama nie wiem. Mam motylki w brzuchu przez ten rozdział. Ten pocałunek był taki piękny i... wyczekiwany. Chyba nie było tu dziewczyny, która na niego nie czekała. I nawet Michi na niego czekał. I Lisa też, wbrew pozorom i wbrew temu, co próbowała nam tyle czasu wmówić.Nam i sobie. I niech nie próbuje już nikogo oszukiwać, bo nikt jej nie wierzy. Lucas też pewnie nie, chociaż nadal sprawia wrażenie kukły, napompowanej egocentryzmem i zapatrzeniem w siebie. Co za kretyn.
Myślę, że ten Sylwester, ten pocałunek będzie przełomem w relacjach Michaela i Lisy.
Co do wątpliwej orientacji Stefana to czasem i mnie nachodzą takie myśli, gdy patrzę jak panowie tak żarliwie się ściskają. Nigdy nic wiadomo.
Ogólnie uśmiałam się, czytając cały ten rozdział. Czasem zazdroszczę Wam takich ciepłych, kochanych opowiadań.
Wiem, mój komentarz jest idiotyczny, wybacz.
Pozdrawiam i życzę duuużo weny :)
Też miewam takie myśli. Z jednej strony to urocze, ale z drugiej... No właśnie, nigdy nic nie wiadomo.
UsuńUśmiałaś się? Cieszy mnie to, bo chciałam, żeby ten rozdział był właśnie taki żartobliwy. A Twoje komentarze nigdy nie są idiotyczne! <3
Ach, te pierwsze pocałunki! Jarajmy się, jarajmy nastolatki jakoby te oto zetknięcia warg były wyrazem prawdziwej miłości, zapominając co się dzieje na dyskotekach ( tak, wiesz o czym mam na myśli). Trochę zawiodłam się formą, miałam nadzieję na iście płomienny, namiętny pocałunek z akompaniamentem wybuchów sztucznych ogni ( przesadzam). Zakazany owoc smakuje najlepiej, a jaki Sylwester taki cały rok (hihihi). Czekam na kolejne zbliżenia, mniej przypominające całusy gimnazjalnych pierwszoklasistów ( przemyślałam to, i stwierdzam, że w obecnych czasach jednak nie jest to dobre porównanie..)Zapal ogniska, których nie ugasisz! Biedny Stefan nie wie co się za jego plecami wyrabia ( team Krafbock!)Erika to jest bardzo przedsiębiorcza dziewczyna, mimo że na początku wydawało mi się, że oleju w głowie mało ma. Ale brawo, czapki z głów. Dobrze, że nie próbowała podrywać Noriakiego, bo przypominałoby to trochę Karate Kid: Mistrz i uczennica. XOXOXOXO
OdpowiedzUsuńco mam na mysli oczywiście, nie o czym lol
UsuńCzasem się zastanawiam, jak długo myślisz nad tymi porównaniami, ale potem sobie przypominam, że przecież to jesteś TY.
UsuńElo!
Och! Jak to mówi Kora: kocham, kocham, kocham!!!
OdpowiedzUsuńZbyt długo kazałaś nam czekać na ten moment. Kiedy włączałam rozdział jakiś wewnętrzny głos mi podpowiedział, że to wreszcie stanie się tutaj i nie myliłam się. Cudownie!
W życiu nie spodziewałam się tak boskiej atmosfery, takiej wrażliwości i delikatności wokół, takiego uroczego ujawnienia się uczuć. A ten pocałunek? On wyglądał prawie jak nie z tego świata i przez chwilę myślałam, że tak jest naprawdę.
Nie dziwię się zachowaniu Lisy, bo co ma biedna zrobić? Została postawiona między młotem a kowadłem, ale ile można się bronić przed miłością? Prędzej czy później te uczucia zjadłyby ją od środka. Nie mogę pojąć tylko dlaczego kieruje się rozumem, tym, że Lucas zawsze był dla niej dobry i chce być wobec niego lojalna. Ale ile potrwa takie myślenie? Przecież będzie umierać za Michim, byłaby nieszczęśliwa w małżeństwie z Lucasem i z czasem pewnie zamknęłaby się w sobie. Nie możesz do tego dopuścić!
Szkoda mi też Michiego, bo on jednak jest w tej sytuacji bezsilny. To Lisa musi sobie wszystko przemyśleć i być może wybrać. Michael nie ma wyboru, jak tylko czekać, aż ona coś postanowi. Nie zabierze jej brunetowi siłą, nie zmusi, nie rozbije związku. Może ją tylko zapewnić, że czeka, ale co dalej? Jak to wszystko rozwiążesz?
No jesteś po prostu niesamowita i nie ma tu czego ukrywać. Uwielbiam Cię <3
Ojej, już dawno nie przeczytałam tylu miłych słów, dziękuję! <3
UsuńSama jeszcze nie do końca wiem, co zrobi Lisa. Miałam plan, ale on uległ przeobrażeniu w trakcie pisania i cóż... Przekonamy się :)
Hej! ;*
OdpowiedzUsuńO, jej! Pocałunek, ach! Tak subtelny, delikatny! Ziemia i czas się zatrzymały, istnieli tylko Oni. Cudowne! ♥
Też czekałam bardzo długo na ten moment! I wreszcie jest! To jak już jeden kroczek do przodu za nami, to teraz dalej! Śmielej, śmielej, ludzie! ;D
Hahaha, Stefan rozwala system! Uwierz, że wrócę jeszcze nie jeden raz do tego rozdziału, chociażby dla masy humoru, który tutaj znalazłam! :D
Buźki! ;*
Cieszę się, że wrócisz do tego rozdziału <3
UsuńI dziękuję za wszystkie miłe słowa!
Kochana, rozpłynęłam się czytając ten rozdział! :D Rozpieściłaś nas tą jubileuszową dziesiątką. ^^
OdpowiedzUsuńRozdział przeczytałam już wczoraj, ale nie dałam rady go skomentować. Zatem jestem dziś. :)
Jak Ty to robisz, że Twoje dzieła czyta się z taką uwagą i zapartym tchem? ;)
Zacznę od tego, że tymi domniemaniami Lisy odnośnie Stefana powaliłaś mnie na kolana! :D Czyżby Lisa miała rację i skoczek faktycznie wykazywał chęć do płci męskiej? Być może... xD jednakże na razie ma swoją Marisę i nie zaburzajmy im tym szczęścia i spokoju. :P
Cóż, rodzice Michaela chyba zaakceptowali Lisę, choć nie wiem, czy powinnam tak to nazywać, skoro są TYLKO "przyjaciółmi". Choć nie, sama Lisa przyznała, że nie mogą nazywać siebie tylko przyjaciółmi... więc kim są?
Zaczęłam się nad tym głęboko zastanawiać.
Pocałunek? Lisa opisała go tak, jakby był najpiękniejszy na świecie. Być może dl niej właśnie taki był? Michael nie szczędził uczuć, kiedy ich usta się zetknęły. Czy i takie doznania towarzyszyły naszej bohaterce, kiedy całował ją narzeczony? Pytanie godne zwrócenia uwagi... :)
Lucas... Ciężki przypadek. Lisa zapewne będzie miała teraz niesamowitego kaca moralnego, ale tak zastanawiając się dłużej nad tym, to właśnie Lucas pchnął ją w ramiona innego mężczyzny. Jestem przekonana, że gdyby poświęcał jej choć połowę uwagi, którą skupia na pracy, Lisa byłaby z nim szczęśliwa. Śmiem twierdzić, iż młody lekarz zapomniał o tym, że jego narzeczona jest kobietą i trzeba traktować ją jak kobietę. Co z tego, że odsunie jej krzesło czy chociażby przepuści w drzwiach? To nie wszystko. A gdzie czułe słówka? Okazywanie jej uczuć? Gdzie zwrócenie uwagi na to, jak wygląda? Wydaje mi się, że sam Lucas jest trochę zagubiony we własnym świecie i... niegotowy na zawarcie związku małżeńskiego.
Skoro Lisa posunęła się do pocałowania Michaela, a właściwie przyzwoliła na ten pocałunek, to myślę, że powinna zastanowić się nad tym, czy warto wychodzić za mężczyznę, z którym jest zaręczona... Niech postawi sobie kilka prostych pytań. A przede wszystkim to, czy gdyby była stuprocentowo szczęśliwa z Lucasem, posunęłaby się do myśli o Michim, do pocałunku? Niby takie prozaiczne pytanie, ale jednak może wzbudzić w niej kontrowersję.
Przykro mi, że zostawiła Michaela. :( Wiem, że pewnie już w tamtym momencie poczuła się jak zdzira, ale żal mi Michiego... :( Został sam... Niech za nią bieegniee! :)
Cóż, jestem głodna kolejnego i chyba umrę, jak pojawi się dopiero pod koniec stycznia, ale doskonale Cię rozumiem i cieszę się, że nie chcesz pisać byle czego. :)
Czekam i postaram się być cierpliwa. :D
Buziaki! ;*
Trafne spostrzeżenia odnośnie Lucasa i Lisy! W sumie to przypadek, że ten ich pierwszy pocałunek przypadł akurat na dziesiąty rozdział. Początkowo miał mieć miejsce dopiero w dwunastym, ale przyspieszyłam trochę akcję, bo chciałam dodać w Wigilię wigilijny rozdział :D
UsuńDziękuję za wszystkie miłe słowa <3 Zrobię wszystko, co się da, żeby dodać jedenasty rozdział jeszcze przed 22 stycznia, bo już wtedy wyjeżdżam.
Całuję! ;*
Melduję się ♡
OdpowiedzUsuńO jejciu... kochana, słów mi brak, żeby opisać to, co teraz siedzi mi w głowie. Wiesz co? Cierpliwość popłaca. Czasami warto troszkę poczekać na nowy rozdział, kiedy w nagrodę dostaje się takie cudeńko ♡ Jest genialnie! Nie chcesz pożyczyć trochę talentu? :D
Jubileuszowa dziesiątka, i od razu coś się dzieje! Jezu, jak ja czekałam na ten moment. Przełomowy, w pewnym sensie, nie bójmy się tego określenia, bo chyba każda z nas na to czekała. Jakiś kroczek do przodu w ich relacjach jest, ale... co z tego wyniknie? Reakcja Lisy trochę mnie zdziwiła, szczerze mówiąc. Ale z drugiej strony, sama nie wiem... Znowu mam przez ciebie mętlik w głowie :D
Ale ten pocałunek z Michaelem wydaje mi się, że może być początkiem końca jej związku z Lucasem. Sama doskonale wiesz, że ja jestem od zawsze za tym, żeby z nim się rozstała, ale teraz chyba szanse na to są coraz większe :)
Stefan, Boże... szkoda, że przez monitor nie widać mojego uśmiechu, bo po prostu dawno nie miałam tak szerokiego :D
Czekam na kolejne! Cóż, na pewno będzie warto znów trochę poczekać... ♡
Buziaki :**
PS. Zapraszam także do siebie na lekcję pierwszą. Jestem strasznie ciekawa twojej opinii ^^
Nie sądzę, żebym miała aż tyle talentu, żeby jeszcze się nim dzielić, haha. Ale dziękuję za tak miłe słowa. Już do Ciebie zajrzałam :)
UsuńJestem :)
OdpowiedzUsuńHahaha, Stefan i Michi? Skojarzyło mi się to z jednym z Twoich komentarzy pod rozdziałem u mnie :D
Powinnam napisać najpierw coś na temat konkursu i wygranej Michaela, ale nie mogę. Końcówka była taka piękna, ten pocałunek...
Mam nadzieję, że związek Lisy i Lucasa nie potrwa zbyt długo. Przecież ona musi być z Michim!
Buziaki, czekam na kolejny :*
Haha pamiętam ten komentarz i zdania nie zmieniłam! :D
UsuńHej!
OdpowiedzUsuńKomicznie przedstawiłaś relacje pomiędzy Michim i Stefanem.
Miłe było to, że Michi opowiedział rodzicom o Lisie i ją im przedstawił, lecz, niestety, to było wszystko takie niezręczne.
Nie można się dziwić Lisie, że tak ją ciągnie do Michaela i zadurza się w nim coraz bardziej, nie potrafi o niczym czy nikim innym myśleć, skoro Lucas po prostu ją olewa. Bo jak można inaczej określić jego zachowanie?
Ale Erika? I Andreas? Wellinger, jak się domyślam. No, no ;-)
Nie mogę w to uwierzyć, że Lisa pozwoliła się pocałować Michiemu, choć przecież na to tylko czekałam :-) Szkoda, że wizja dziewczyny nie ma prawa bytu. Rzeczywistość nie jest bajką, ale Lisa zbyt gwałtownie zareagowała. Ech, smutne zakończenie rozdziału.
Poza tym - perfekcja :-D
Zazdroszczę Ci, że jedziesz do Zakopanego. Też bym chciała!
Życzę dużo weny :)
Nazwisko Andreasa specjalnie pozostawiłam w tajemnicy. Ta postać nie będzie miała wpływu na fabułę, a byłam ciekawa, czy ktoś zauważy te podobieństwa do Wellingera. Może faktycznie reakcja Lisy była zbyt gwałtowna? To chyba wynika z moich tendencji do dramatyzowania :D
UsuńDziękuję za miłe słowa! <3
Omgomgomgomg nie mam słów, żeby opisać ten rozdział
OdpowiedzUsuńJak tylko przeczytałam o spacerze, to jedyne co myślałam to "pocałujcie się wreszcie, dajcie żyyyć", a jak już doszło do pocałunku to zaczęłam piszczeć jak głupia XD
Lucas... ja z każdym rozdziałem tracę sens w tego człowieka. Malachitowa sukienka! Przecież malachitowy kolor jest cudowny i samo to powinno go skłonić do tańczenia.
Leah i Koflero... co się z nimi dzieje, smutno mi teraz :c
A rozmyślania o orientacji Krafta poprawiły mi humor, czego teraz bardzo potrzebuję, dzięki! :D
Buziaki, czekam na kolejny <3
Haha, cieszę się z Twojej reakcji. A sukienka skłoniła do tańczenia, ale Michaela :D
UsuńJestem z lekkim opóźnieniem,
OdpowiedzUsuńRozdział cudeńko! Michi i Lisa... Ahh, jak długo musieliśmy na to czekać, ale za to było warto ;p Zobaczymy jak ich relacje się utrzymają.
Weny życzę :*
Pozdrawiam ;)
Faktycznie trochę długo, ale od początku tak to właśnie planowałam. Chciałam, żeby najpierw się zaprzyjaźnili. Cieszę się, że warto było czekać :)
Usuńchciałabym abyś wiedziała, że czytam, a że nie komentuje- przepraszam. Rozdział perfekcyjny pod każdym względem. Ale mam małe pytanie: czy mogę dodać linka twojego opowiadania do grupy na fb w celu rozpromowania go? Będé wdzięczna za odpowiedź. Czekam na kolejny. :* pozdrawiam, Ola
OdpowiedzUsuńKażdy czytelnik się dla mnie liczy, nawet jeśli nie komentuje. Bardzo się cieszę, że jesteś! Hmm, nie wiem, co to za grupa, ale jeśli chcesz polecić komuś moje opowiadanie, to przecież lepiej dla mnie, jeśli przybędzie czytelników :) Pozdrawiam!
Usuńhttps://www.facebook.com/groups/215239225478928/
UsuńTo jest ta grupa. Zapraszam ;)
Ola
Omg dopiero zauważyłam że jest nowy rozdział! ♥Dziękuję ci!jest cudowny!!! ♥
OdpowiedzUsuń<3
Usuńkiedy rozdział? :(
OdpowiedzUsuńTeż bym to chciała wiedzieć ;/ póki co siedzę zakopana w książkach
UsuńEkhm, ekhm. Kiedy masz ferie skarbie? Bo wiesz, ja czekam na rozdział, ale nie chcę wywoływać jakieś presji.
OdpowiedzUsuńStęskniłam się za Twoją Lisą, Twoim Michim, no i za Tobą!
<3
Dopiero od lutego ;c ale myślę, że już po weekendzie coś mi się uda napisać, bo ostatnie dwa tygodnie były szalone i ten nadchodzący powinien już być luźniejszy.
UsuńJa też tęsknię za spokojnym pisaniem i czytaniem. Jutro będę już po sprawdzanie z historii i angielskiego, więc jak dobrze pójdzie, to wpadnę do Ciebie <3
Kiedy nowy rozdział? :)
OdpowiedzUsuńZajmę się nim po powrocie z Zakopanego, więc może do końca tygodnia zdążę :)
UsuńJestem po dosyć długiej przerwie. Bardzo Cię za to przepraszam. Z przyjemnością nadrobiłam wszystkie rozdziały w tył i teraz spróbuję jakoś to wszystko zebrać do kupy i skomentować :D
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, chciałabym się odnieść do orientacji seksualnej Stefana, bo prywatnie miałam bardzo podobną sytuację niedawno. Właściwie taką samą xD Doskonale rozumiem Lisę i jej wątpliwości.
Ja już na starcie pokochałam rodziców Michaela ♥ Widać, że są jak najbardziej za tym, żeby przyjaciółka przerodziła się w synową. Tak więc trzymam kciuki, aby to się szybko stało ^^
No i pocałunek! Magia, po prostu magia! Cieszę się ogromnie, bo wreszcie zrobili krok do przodu w ich znajomości.
Uwielbiam Twoje opisy, sprawiasz, że wchodzę w skórę Lisy i czuję to co ona. Cudo ♥
Pozdrawiam i czekam na następny :*
Cieszę się, że jesteś i dziękuję za wszystkie miłe słowa, bo to bardzo dużo dla mnie znaczy <3
UsuńKiedy nastepny? Nie moge sie doczekac :(
OdpowiedzUsuńJutro rano między 8 a 10 ;*
UsuńRozdział dziesiąty rewelacyjny, jak prolog, rozdział pierwszy i rozdział drugi, rozdział trzeci, rozdział czwarty, rozdział piąty ,rozdział szósty, rozdział siódmy, rozdział ósmy, rozdział dziewiąty napisany rewelacyjnym stylem, piszesz fenomenalnie. Refleksję płynące z przeczytanego rozdziału: Michael pocałował Lisę jak ja na to czekałam Ale końcówka mnie zasmuciła. Chociaż liczę ,a raczej tak myślę że jednak szybko wróci do naszego Michaela. Jedynym problemem jest Lucas. Myślę, że ten Sylwester, ten pocałunek będzie przełomem w relacjach Michaela i Lisy.Co do wątpliwej orientacji Stefana to czasem i mnie nachodzą takie myśli, gdy patrzę jak panowie tak żarliwie się ściskają. Nigdy nic wiadomo.
OdpowiedzUsuń