(muzyka)
Spokojny
głos Leah działa jak kojący balsam na moją zranioną duszę.
Cierpliwie wysłuchała moich żali, otarła łzy, a teraz próbuje
dodać otuchy. Problem w tym, że nawet najczulsze słowa pociechy
nie są w stanie wypędzić z moich myśli obrazu zawiedzionego
Michaela znikającego za drzwiami windy. Minął niecały tydzień, a
on wciąż jest żywy i namacalny. A przebywanie w towarzystwie
skoczków jedynie zwiększa mój ból. Nie wiem, co jest gorsze –
te momenty, gdy Michi udaje, że przestałam dla niego istnieć, czy
te, gdy sobie o mnie przypomina i udaje mi się go przyłapać na
krótkich spojrzeniach posyłanych w moją stronę. Jego oczy są
przygaszone i zdają się sypać oskarżeniami. Chciałabym go
zapewnić, że to wszystko jest niepotrzebne, bo to on, a nie Lucas,
jest dla mnie najważniejszy, ale zwyczajnie brak mi odwagi. Jasno
dał mi do zrozumienia, że nie chce mnie znać i nie chcę
przechodzić przez to po raz drugi. Czuję, że to by było za wiele.
— Wiesz,
są plusy. Możemy założyć klub złamanych serc, czy coś —
stwierdza Leah, próbując się przy tym uśmiechnąć.
— Urządzać
wieczorki, w czasie których będziemy razem płakać i zbierać od
członków składki na chusteczki higieniczne? Brzmi świetnie —
odpowiadam z takim samym natężeniem entuzjazmu w głosie.
Opadam
na poduszki jej łóżka i wbijam wzrok w sufit. Cieszy mnie to, że
na tym wyjeździe ma pokój sama, bo stanowi on dla mnie azyl, w
którym mogę ujawnić swój smutek. Poza nim muszę nosić na twarzy
maskę przykładnej narzeczonej. Mój ostatni wybuch zaskoczył
Lucasa do tego stopnia, że wciąż nie udało mi się go przekonać,
że wszystko jest w porządku.
— Nie
chcę, żeby tak to wyglądało — wzdycham żałośnie.
— W
takim razie zrób coś. — Głos Leah dociera do mnie gdzieś z
okolic podłogi, na której musiała się rozłożyć ze względu na
to, że egoistycznie zajęłam jej łóżko. — Pójdź do niego i
wszystko wytłumacz. Proś na klęczkach o wybaczenie i nie
przestawaj, dopóki nie zrozumie, jak bardzo ci na nim zależy. Ale
przede wszystkim, najpierw zerwij z Lucasem.
— On
mi nie da drugiej szansy. Ma mnie za dziwkę, zresztą całkiem
słusznie. — Te słowa z trudem przechodzą mi przez gardło. Za
każdym razem, kiedy przypominam sobie, co mi powiedział, rozdrapuję
w sercu bolesną ranę.
Twarz
Leah niespodziewanie zjawia się w zasięgu mojego wzroku, a jej
włosy łaskoczą mnie po policzkach. Zmieniam pozycję do siedzącej,
bo ta utrudnia nam porozumiewanie się.
— Bzdura
— mówi w międzyczasie. — Nie można tak po prostu skreślić
osoby, którą się kocha.
— A
co, jeśli już mnie nie kocha? Ja bym na jego miejscu z łatwością
się znienawidziła.
— Nie
przekonasz się, jeśli z nim nie porozmawiasz.
Ma
rację. Nic nie osiągnę siedząc z założonymi rękami i czekając,
aż Michi dozna objawienia, które uświadomi mu, że mi na nim
zależy. To z mojej winy oboje teraz cierpimy i to ja osobiście
powinnam to naprawić. Ale nie mogę. Chcę, żeby był przy mnie i
dawał to, czego tak bardzo potrzebuję, ale to byłoby równoznaczne
ze wstąpieniem z własnym ojcem na wojenną ścieżkę. Tkwię w
martwym punkcie, z którego żadne wyjście nie przyniesie mi
utęsknionego spokoju.
— A
co z Andreasem?
Wzrusza
ramionami.
— A
co ma być? Jakoś to znoszę, bo nie wyobrażam sobie, że w tej
sytuacji mogłabym mu powiedzieć, że go kocham. Jestem w tych
sprawach tak samo beznadziejna jak ty.
— Zjebałyśmy
— stwierdzam chłodno.
— Zjebałyśmy
— potwierdza Leah ze smutnym uśmiechem.
Najgorsze
są te godziny, które spędzam z Lucasem sam na sam w hotelowym
pokoju. Nie mam gdzie się przed nim schować na tej niewielkiej
powierzchni. Czuję się cały czas uważnie obserwowana i z tego
powodu starannie rozważam każdy najmniejszy gest, jaki wykonuję.
Powiedziałam Lucasowi, że tamtego dnia wygoniłam go z mieszkania,
bo byłam zdenerwowana przez to, co powiedział mi mój znajomy, ale
nie wyjaśniłam, co to za znajomy i jaką wiadomość mi przekazał.
Takie wytłumaczenia go nie usatysfakcjonowały, ale chyba bał się
dopytywać. Skończyło się na tym, że znów próbuję zachować
pozory normalności. Brakuje mi tego oderwania od rzeczywistości,
jakim był dla mnie Michi. Wydaje mi się, że łatwiej byłoby mi
znieść konieczność życia z Lucasem, gdyby on był gdzieś w
pobliżu, gotowy ulżyć mi swoimi pocałunkami, albo nawet zwykłą
rozmową.
Właśnie
po raz tysięczny czytam "Dziennik Bridget Jones", gdy
rozlega się pukanie do drzwi naszego pokoju. Spoglądam z ukosa na
Lucasa, a gdy dostrzegam, że nie ma najmniejszego zamiaru odklejać
się od swojego laptopa, podnoszę się z łóżka i sama je
otwieram.
— Niespodzianka!
— Ten głośny pisk to pierwsza zarejestrowana przeze mnie rzecz.
Jestem
tak ogłuszona, że dopiero po chwili dociera do mnie, że ta
roześmiana twarz, otoczona przez burzę ciemnych włosów, należy
do kogoś znajomego.
— Erika?
Co ty tutaj robisz?
Chyba
rozczarowało ją to, że jestem bardziej zdziwiona niż ucieszona tą
wizytą. Jej uśmiech na chwilę słabnie, a oczy posyłają
oskarżycielskie spojrzenie.
— Gdybyś
czasem odczytywała moje znajomości na Facebooku, wiedziałabyś, że
przyjechałam tu do Andiego. — Na myśl o swoim chłopaku zapomina
o mojej chłodnej reakcji i znów się rozpromienia.
— Wybacz,
nie miałam ostatnio głowy do Facebooka — tłumaczę się. —
Wejdziesz? — proponuję, gdy dociera do mnie, że wciąż trzymam
ją w drzwiach.
— Myślałam
raczej, że dasz się namówić na kawę.
Podoba
mi się ten pomysł. Wyjście na kawę z kuzynką to o godzinę mniej
czasu spędzonego z Lucasem. Zgadzam się bez wahania. Wracam do
pokoju po portfel i telefon i wychodzę zaraz po tym, jak Erika
wymieni kilka miłych słów z Lucasem.
— Lisa,
on jest taki słodki! — mówi niespodziewanie rozmarzonym tonem,
gdy przemierzamy korytarz w stronę windy.
— Lucas?
— Jej wyznanie wprawia mnie w taki szok, że bezwiednie zatrzymuję
się w połowie kroku i zaczynam uważnie badać ją wzrokiem w
poszukiwaniu jakiś objaw szaleństwa.
— Co?
— Ona także przystaje i marszczy brwi w sposób, jaki w każdej
innej sytuacji uznałabym za zabawny. — Zwariowałaś? Mówię o
Andreasie!
Mija
jeszcze chwila, nim udaje mi się ją zrozumieć. Widząc moje
zdezorientowanie, Erika wybucha śmiechem.
— To
urocze, że już tak długo jesteście razem, a ty nadal myślisz
tylko o nim. — Mruga do mnie, ale już chwilę później
zniecierpliwionym ruchem chwyta mój nadgarstek i ciągnie za sobą.
— Rusz się wreszcie, bo nigdy nie dojdziemy do tej kawiarni.
Myślę
o tym, jak bardzo się wobec mnie myli. To zabawne, bo była
najbliżej odkrycia mojego romansu z Michim.
Uwielbiam
ją między innymi za to, że zawsze potrafi mnie rozbawić i w
gorszych chwilach sprowadzić moje myśli na weselsze tory. Nie
zawodzi także i teraz, chociaż jedyne, o czym jest w stanie mówić,
to Andreas.
— Na
żywo jest jeszcze bardziej kochany niż na tych wszystkich zdjęciach
na Tumblrze. Nie mogłam mu odmówić, kiedy poprosił mnie, żebym
tu przyjechała.
Siedzimy
przy stoliku, czekając na kawę. Patrząc na nią, przychodzi mi do
głowy tylko jedno porównanie: wygląda jak typowa zakochana
nastolatka z amerykańskich komedii. Opiera podbródek na obu
dłoniach i wpatruje się gdzieś w dal rozmarzonym wzrokiem.
Cholernie jej tego zazdroszczę.
— Rodzice
nie mieli nic przeciwko? — Któraś z nas powinna zachować
umiejętność racjonalnego myślenia, a wybór z wiadomych przyczyn
pada na mnie.
— Byli
wściekli, ale nie mieli nic do gadania — odpowiada ze śmiechem.
Wcale
nie jest mi trudno wyobrazić sobie Erikę uciekającą nocą z domu.
Jak na swoje siedemnaście lat jest bardzo uparta i wierzę, że
przyjechałaby tutaj, nawet gdyby jej rodzice ostatecznie nie
wyrazili na to zgody.
— Czyli
między wami wszystko układa się po twojej myśli? —
podpytuję, widząc, jak bardzo zależy jej na tym, żebym okazała
zainteresowanie tym "związkiem".
Prostuje
się z ożywieniem, a jej oczy zaczynają błyszczeć jeszcze
jaśniej, o ile to w ogóle możliwe.
— Lisa,
Andreas to najlepsze, co mnie w życiu spotkało. Jeszcze nigdy nie
byłam tak szczęśliwa, jak przy nim.
— Cieszę
się — wyznaję zgodnie z prawdą.
Miło
jest na nią patrzeć, gdy z takim zachwytem opowiada o swoim
zauroczeniu, ale gdzieś głęboko boli mnie to, że w moim przypadku
to nie jest takie proste. Ona działa bez zastanowienia, słuchając
głosu serca. Nie traci czasu na chłodne kalkulacje i rozważania,
jakie postępowanie przyniesie jej więcej korzyści. Nie ma
pewności, że Andreas za tydzień nie rzuci jej dla jakiejś innej,
a mimo tego potrafi wiele dla niego zaryzykować i nie przejmuje się
przy tym nawet opinią najbliższych. Patrzy na wszystko przez
pryzmat uczucia, które jest dla niej najważniejsze i to jest
właśnie piękne. To ona jest tutaj młodsza i mniej doświadczona,
ale to ja mogłabym się wiele nauczyć od niej.
Myślę
o tym jeszcze długo po tym, jak się rozstajemy.
Mój problem polega na tym, że nie potrafię podejmować decyzji
samodzielnie, bo przez całe życie ktoś mnie w tym wyręczał. Boję
się odpowiedzialności, która w przypadku złego posunięcia
spadnie tylko na mnie. Dlatego wolę nie robić nic i nie narażać
się na ryzyko, nawet jeśli miałoby to oznaczać, że już nigdy
nie posmakuję szampana.
I
dlatego pozwalam, żeby Leah podjęła decyzję za mnie. Tonem
nieznoszącym sprzeciwu rozkazuje mi porozmawiać z Michaelem i tak
właśnie czynię. Postanawiam to zrobić po obiedzie, kiedy wszyscy
skoczkowie mają chwilę dla siebie i wiem, a przynajmniej mam
nadzieję, że nie będę mu przeszkadzać. Wychodzę z hotelowej
restauracji razem z Lucasem, ale udaję, że nagle przypomniałam
sobie o czymś ważnym, o czym koniecznie muszę powiedzieć Leah i
postanowiłam na nią zaczekać. Lucas zostawia mnie w hallu i udaje
się do naszego pokoju. Pozbycie się go przynosi mi ulgę, ale nie
na długo, bo zaraz uświadamiam sobie, jak trudna może okazać się
ta rozmowa, którą za chwilę odbędę.
Stoję
oparta plecami o ścianę i przysłuchuję się rozmowie Michiego i
Stefana, która z każdą chwilą staje się coraz głośniejsza. A
im bardziej zmniejsza się ich dystans do mnie, tym większe staje
się moje zdenerwowanie. Wykręcając palce dłoni, prawie łamię
sobie paznokcie. Czuję się jak drapieżnik przygotowujący się do
ataku na swoją ofiarę. Robię ostatni głęboki wdech i gdy ich
rozmowa staje się już dostatecznie głośna, wychylam się zza
ściany.
Na mój
widok obaj zamierają w bezruchu. Nie zaszczycam Stefana ani jednym
spojrzeniem – całą swoją uwagę skupiam na Michaelu. Przez
chwilę utrzymujemy ze sobą kontakt wzrokowy i w tym czasie moje
tętno urasta do niebotycznej prędkości. Mam wrażenie, że w tej
niezręcznej ciszy doskonale słychać hałas, z jakim moje serce
obija się o żebra, próbując wyrwać się z piersi, żeby nie być
świadkiem tej rozmowy z góry skazanej na porażkę.
Wyraz
twarzy Michiego jest nieprzenikniony. Zaciska usta w wąską linię,
ale jego oczy pozostają chłodne. Wciąż są tak samo błękitne
jak zawsze, ale bez tego radosnego blasku sprawiają wrażenie
groźnych i tracą swój urok. Mój wzrok łamie się pod wpływem
ich spojrzenia.
— Możemy
porozmawiać? — mruczę w stronę jego koszulki.
— Chyba
nie mamy już o czym rozmawiać — odpowiada oschle, po czym robi
krok naprzód, chcąc mnie wyminąć.
Desperacko
zaciskam dłoń na jego nadgarstku i patrzę na niego błagalnie.
— Proszę.
Przygryza
wargę i przenosi wzrok na Stefana, szukając u niego jakiejś rady.
On tylko wzrusza ramionami. Ten brak jawnej dezaprobaty uznaję za
dobry znak. I rzeczywiście, po chwili wahania Michi kiwa głową i
zostaje ze mną, podczas gdy Stefan odchodzi w kierunku, w którym
zmierzali, zanim ich zatrzymałam.
— Chodź.
— Ponownie wyciągam w jego stronę dłoń, tym razem, żeby
pociągnąć go za sobą, ale zatrzymuję ją w powietrzu, kiedy
zdaję sobie sprawę z tego, że to nie na miejscu. Nie pozostaje mi
nic innego jak udać się do wybranego wcześniej miejsca, licząc na
to, że nie rozmyśli się i pójdzie za mną.
Na
szczęście dociera do pustej sali bilardowej chwilę po mnie. Opieram
się o stół, stając przodem do niego, ale on najpierw powoli
przymyka drzwi, jak gdyby chcąc opóźnić moment, gdy znów będzie
musiał na mnie spojrzeć. Kiedy wreszcie zbliża się do mnie, jego
oczy nadal są chłodne i matowe. To sprawia, że tracę resztki
nadziei, które przekonywały mnie, że postępuję słusznie.
Zaczynam mieć wrażenie, że to wszystko na darmo, że i tak nic nie
zdziałam. Mam ochotę uciec do swojego pokoju, ale coś dociska mnie
do stołu bilardowego i nie pozwala odsunąć się od niego ani na
milimetr.
— O
czym chciałaś porozmawiać? — pogania mnie ostrym tonem Michael.
Zanim
go zatrzymałam, miałam ułożoną w głowie całą wypowiedź, ale
teraz nie ma po niej śladu. Stresuję się pod wpływem jego
spojrzenia. Źle się czuję, kiedy to on sprawuje kontrolę nade
mną. Kiedy to moje szczęście zależy od niego, a nie jego ode
mnie. Kiedy jednym słowem może zniszczyć mnie całą. Ale zbieram
myśli do kupy, chociaż robię to tylko po to, żeby ratować się
przed całkowitym upokorzeniem.
— Chciałam
cię przeprosić i wszystko wytłumaczyć. — Krzywi się
nieznacznie, ale nie zważam na to. — Wiem, co sobie pomyślałeś
i całkowicie to rozumiem, ale musisz wiedzieć, że nie spałam z
Lucasem ani wtedy, ani w ogóle od czasu Sylwestra. — Nieśmiało
wyciągam dłonie i delikatnie zaciskam je na jego szczupłych
ramionach. — Proszę, uwierz mi. Zależy mi na tobie — dodaję,
kładąc mocny nacisk na ostatnie słowo.
Każda
sekunda patrzenia na jego pozbawioną uśmiechu twarz sprawia, że
czuję się podle. To moja wina, bo to ja odebrałam i nadal odbieram
mu szczęście. Bardzo chciałabym to naprawić i dlatego wpatruję
się w niego uporczywie błagalnym wzrokiem.
— Wierzę
ci – mówi, a w momencie, gdy poruszają się jego usta, na czole
pojawia się głęboka zmarszczka zmartwienia. — Ale to niczego nie
zmienia.
Tym
stwierdzeniem sprawia, że tracę rezon. Odejmuję ręce od jego
ramion i pozwalam opaść im bezwiednie wzdłuż tułowia.
O czym
on mówi? Skoro mi wierzy, to całkowicie zmienia to postać rzeczy!
Możemy zapomnieć o wszystkim i wrócić do tego, co było w
Amsterdamie.
— Dlaczego?
— pytam piskliwym głosem.
Jego
spojrzenie wreszcie łagodnieje, a w oczach pojawia się smutek.
Czysty smutek, bez żadnej determinacji i woli walki. Powoli zaczyna
do mnie docierać, że mój widok w tamtym szlafroku nie był jedynym
powodem, dla którego postanowił to skończyć. Problem leży gdzieś
głębiej i obawiam się, że nie pozbędę się go jednym
"przepraszam".
— Bo
i tak nie zerwiesz z Lucasem, a ja nie chcę z tobą być, jeśli
tego nie zrobisz — tłumaczy powoli, jakby po raz setny powtarzał
jakąś oklepaną definicję, którą już dawno powinnam zapamiętać.
Odgarnia
włosy opadające na czoło i dopiero teraz zauważam, jak bardzo
jest zmęczony. Jedna cholerna rozmowa z Lucasem i oboje bylibyśmy
szczęśliwi. Dlaczego to jest takie trudne?
— Zerwę
z nim — odpowiadam z przekonaniem.
Na
ułamek sekundy gdzieś w głębi jego oczu pojawia się wątła
iskierka nadziei, która jednak gaśnie równie szybko, jak
rozbłysła.
— W
takim razie zrób to. Teraz, w tym momencie, a dam ci jeszcze jedną
szansę.
Mocno
zaciska szczękę, czekając na moją odpowiedź. A ja nie potrafię
jej znaleźć, choćbym nie wiem, jak się starała. Mam już dość
drążenia w kółko tego samego tematu. Czuję się idiotycznie,
kiedy znów powtarzam:
— Nie
mogę zerwać z nim teraz. Daj mi trochę czasu.
Prycha
głośno, stawiając przy tym krok w tył. Robi zamach ręką, jakby
chciał w coś uderzyć, ale opuszcza ją ze zrezygnowaniem, nie
znajdując niczego odpowiednio blisko. Przez cały czas stoję
sztywno i jedynie wodzę za nim oczami. Nic więcej nie mogę
zrobić, chociaż każda cząstka mojego ciała rwie się do niego i
wręcz błaga o odrobinę jego zainteresowania. Już wiem, że nie
przekonam go żadnymi słowami.
— Do
jasnej cholery, po co zawracasz mi głowę, skoro nie zamierzasz nic
zmieniać? Nie rozumiesz, że mi się to nie podoba? Że chce mi się
rzygać na myśl o tym, że on cię dotyka, całuje, że śpi z tobą
w jednym łóżku? — Nie stoi już w miejscu, ale spaceruje po
całym pokoju, od czasu do czasu wyładowując złość na niewinnych
meblach. — Wiesz, w czym tkwi twój problem, Lisa? Kalkulujesz
wszystko i zastanawiasz się, kto da ci więcej, chociaż sama nie
dajesz nic. Szkoda tylko, że wartości materialne cenisz podwójnie.
W przeciwnym razie może miałbym jakieś szanse. — Przystaje kilka
metrów ode mnie, uśmiechając się przy tym ponuro.
— Czyli
to koniec? Zostawisz mnie, tak po prostu? — pytam tylko po to, żeby
upewnić się w prawdzie, którą uświadomiłam sobie już
wcześniej.
Kręci
głową z czymś na kształt niedowierzania.
— Lisa.
— Moje imię brzmi w jego ustach tak bezbarwnie, pozbawione
wszelkich emocji. — To ty mnie zostawiłaś. Dokonałaś wyboru.
Odwraca
się i rusza w stronę wyjścia. I właśnie wtedy coś we mnie pęka.
Znów pojawia się we mnie ta wola walki, która na chwilę
przygasła. Może dla niego to jest proste, ale ja nie mogę przyjąć
do wiadomości tego, że to już koniec. Odpycham się obiema dłońmi
od stołu bilardowego i szybkim krokiem podążam za nim.
— Jak
możesz tak po prostu sobie pójść? Mówiłeś, że mnie kochasz —
słowa same wydostają się z moich ust, nim zorientuję się, jak
żałośnie brzmią.
Przystaje
i patrzy w moją stronę. Nie mam już żadnych złudzeń – nie
jest na tyle głupi, by znów dać sobie zagrać na uczuciach.
— I
nie kłamałem. Kocham cię i dlatego walczyłem o to, żebyś ty
pokochała mnie, ale nie mogę robić tego dłużej. Nie zamierzam
żebrać o twoją miłość, skoro i tak nie potrafisz mi jej dać. —
Przeciera twarz dłonią, zbierając myśli. — Ty w ogóle czułaś
coś do mnie, czy po prostu podobało ci się to, że tak chętnie
skakałem wokół ciebie i byłem na każde zawołanie?
Przygryzam
wargę i zmieszana odwracam wzrok. Zadał pytanie, które ja sama
zadawałam sobie już wiele razy i nigdy nie byłam z niego dumna.
— Nie
wiem — odpowiadam cicho, bo nadal nie znalazłam na nie odpowiedzi.
— Zrób
dla mnie jedną jedyną rzecz: nie przychodź do mnie więcej i nie
proś mnie o rozmowy. Ciesz się tym życiem, jakie sobie wybrałaś.
Gdy
kończy mówić, obraca się i znów kieruje w stronę wyjścia. Przy
drzwiach zatrzymuje się jeszcze na chwilę, dając mi ostatnią
szansę na zmianę decyzji. Ale tym razem jestem jak wrośnięta w
podłogę – nie mogę się poruszyć. W końcu zaciska dłonie w
pięści i, nie odwracając się w moją stronę, wychodzi. Myliłam
się, twierdząc za pierwszym razem, że nigdy nie doświadczyłam
tak mocnego bólu jak wtedy. Teraz jest jeszcze bardziej dotkliwy.
Przyszłam do Michaela z nadzieją, że coś jeszcze uda mi się
zdziałać, przekonać go, żeby ze mną został. Ale ta nadzieja umarła
ponownie. Wypaliła się jak gwiazda, przeobrażając się w czarną
dziurę, która wchłonęła wszystkie moje emocje, pozostawiając
jedynie ból. A wszystko przez to, że jestem za bardzo wyrachowana,
żeby docenić miłość jedynego mężczyzny, dla którego coś
znaczyłam.
*
Wiem, że jestem zła i niedobra i pewnie już mnie nienawidzicie, ale proszę, wytrzymajcie ze mną jeszcze trochę. Pewnie już czujecie, że powoli zbliżamy się do końca tej historii, ale nie powiem, ile jeszcze rozdziałów pozostało, bo chcę potrzymać Was w większej niepewności. Wybaczcie mi to, że ten odcinek jest taki krótki i raczej średni, w dodatku po tak długiej przerwie. Wiele się ostatnio działo w moim życiu, zaczynając od drobnego załamania nerwowego, idąc przez masę sprawdzianów w szkole, a na spełnieniu małego marzenia kończąc. Nie komentowałam u Was, bo najpierw nie miałam czasu, a potem chciałam przede wszystkim dojść do ładu z tym rozdziałem. Nadrobię te zaległości jak najszybciej, obiecuję.
Co myślicie o decyzji Michiego? Jestem bardzo ciekawa, więc piszcie.
Ściskam mocno!
PS. Kto już ma bilety na LGP? ;')
Szybka jak puma jestem.
OdpowiedzUsuńJestem!
OdpowiedzUsuńI nie wiem co napisać nawet po lekturze tego rozdziału... :D
Cudownie opisałaś emocje i zachowania naszych bohaterów, a Michi to już mistrzostwo świata <3
Piszesz coś o końcu, a ja nie wiem jakim cudem do wszystko ma się teraz rozwiązać... Jeśli wcześniej nie pałałam sympatią do Lisy o teraz... ugh... No ja nie potrafiłabym jej wybaczyć, przykro mi to mówić, ale Michi zasługuje na więcej i ma całkowitą rację we wszystkim co jej powiedział ;/
Przynajmniej tyle, że ma świadomość tego, jak podle się zachowywała... Czyli jakaś iskierka dla niej jest, ale naprawdę mam mieszane uczucia.
Czekam na więcej! Buziaki :*
Nie wiem co napisać. Przepraszam. Ale po prostu... jestem po stronie Michiego. On ją kocha. A to naprawdę wygląda tak, jakby ona go wykorzystywała. A on nie był wart tego, żeby pokochac jego :(
OdpowiedzUsuńTakiego uczucia nikomu nie życzę. Nie wiem co teraz zrobi Lisa. Będzie tkwić w związku z tym bucem czy wreszcie się ogarnie, przestanie zastanawiać, liczyć i wymyślać nieistniejące powody, dla których nie może być z Michaelem. Wierze ze się ogarnie :)
A tymczasem zapraszam do mnie. Też do Michaela :)
szalenstwoznaczyskoki.blogspot.com
Jestem skłonna stwierdzić, że twoje dzieło przebija książki znakomitego twòrcy Cacao DecoMorreno, a cytat "Zjebałyśmy" przejdzie do historii literatury i będzie interpretowany na maturach jakob przykład wyrażenia głębokiego gniewu i bezradności. Sądzę nawet, że lepiej obrazuje beznadziejność żywotu ludzkiego od przereklamowanego już "vanitas vanitatum et omnia vanitas". Przechodząc do treści o dziwo Michael w tym rozdziale podoba mi się najbardziej. Piesek ugryzł swa Panią, już nie jest zapatrzony jak w obrazek i pokazał w końcu swoją mroczną stronę. Cóż Lisa i może jest dziwką, ale dla każdego jest kolejna szansa. Niech wstąpi do Magdalenek i pozna Węgiełka. (jednak nie Łęcka ?) XOXO
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale Lisa to taka idiotka, że aż nie mogę z nią już wytrzymać XD Michi ją idealnie podsumował, naprawdę, bo na początku jeszcze myślałam sobie "Ogarnie się" "Szybko zerwie z Lucasem i jeszcze będą z niej ludzie" no ale ona odwala taki szajs teraz, że ja się w ogóle nie dziwię, że zrobił jak zrobił. Ale "Zjebałyśmy" było iście wyborne, to odzwierciedliło całe jej życie XD
OdpowiedzUsuńOk, dam jej jeszcze OSTATNIĄ szansę w kolejnym rozdziale, żeby udowodniła, że jest mniejszą debilką niż mi się wydaje. Wszystko w twoich rękach! Pisz szybciutko ;)
No i Lisa się doigrała. Dalej nie rozumiem, dlaczego nie może zerwać z Lucasem teraz. Wcale nie dziwię się,że Michi poczuł się jak zabawka w rękach Lisy. Świetnie się bawiła kiedy widziała jak jej naskakuje to postanowiła to wykorzystać. Nie rozumiem jej pretensji o to,że Michi traktuje ją jak dziwka, sama dała mu ku temu powód, tyle razy prosił ją żeby zostawiła Lucasa, do niej nic nie docierało, a teraz no cóż, egoizm nie popłaca. Nie zwracała uwagi na uczucia Michaela i Lucasa - jest z nim,mimo,że go nie kocha. Sama nie wie czego chce. Może Michi zrobi jej na złość i sam pójdzie o wszystkim powie.
OdpowiedzUsuńW sumie to Michi dawał dużo z siebie w związku z Lisą, a ona tylko wykorzystała to. Nie rozumiem jej postępowania- sama mówiła,że ma dosyć Lucasa, który traktował ją jak zabawkę, a kiedy Michi chciał jej przychylić nieba, była dla niego najważniejsza, to nagle zmienia zdanie i woli Lucasa.
Nie wiem czy dla nich jest jeszcze jakaś nadzieja,ale może uda się im jakoś dogadać. Chociaż czy Michael będzie chciał z nią rozmawiać
Ok więc mam jedno bardzo ważne pytanie: GDZIE JA BYŁAM PRZEZ POPRZEDNI ROZDZIAŁ ŻE GO NIE WIDZIAŁAM???????
OdpowiedzUsuńOgólnie ja to tak czułam, że Michi w końcu nie wytrzyma. No bo ile można, jeny jeszcze te kłamstwa Lisy o śmierci wujka. Ona by się mogła jednak w końcu ogarnąć, bo nic dziwnego, że Michael spasował. Okay ciężko było zostawić Lucasa po śmierci jego ojca i kiedy on nagle zaczął się nią interesować, ale tak czy inaczej ktoś zostanie zraniony. W tym wypadku biedny Michi;<
Ok teraz aktualny rozdział (wybacz, musiałam nadrobić)
W ogóle nie zal mi Lisy. Naważyła piwa, to niech je teraz wypije. Za to Michi opisany na początku rozdziału, ignorujący ją albo zerkający w jej stronę złamał mi serduszko. Biedak. I w ogóle nie rozumiem czemu ona wciąż jest z Lucasem. Poważnie ile można to ciągnąć skoro ewidentnie ona go nie kocha!
Boże drogi jak ona mnie denerwuje. Michi jest w stanie jej wybaczyć, stworzyć szczęśliwy happy end, a ta jęczy, że nie może zerwać z Lucasem. Ok to trochę może skomplikować, a na pewno zmienić jej życie ale jak długo będzie się jeszcze wykręcać? OGÓLNIE TO JAPIERDOLE NOOO takie emocje wywołał we mnie ten rozdział, że ugh! Mam ochotę rzucić się na Lisę i porządnie nią potrząsnąć. Głupia, no po prostu głupia.
Prawdę mówiąc, spodziewałam się tego po Michim. Prędzej czy później tak musiało się stać. On nie jest zabaweczką. Ma uczucia i oczy. Widzi co się dzieje, więc w sumie Lisa ma to, na co sobie zapracowała. Nie rozumiem dalej, czemu odkładała tak sprawę z Lucasem. Może przyjęłam zbyt stronniczą postawę, ale naprawdę jestem na nią zła...
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej, buziam! ;**
Michael postanowił być konsekwentnym w swoim postanowieniu i dał Lisie po raz kolejny wybór- albo on albo Lucas. Wybrała Lucasa(?),który traktuje ją jako dodatek do swojej osoby. Nauczył się też,że nie może dawać się jej wykorzystywać, bo inaczej tego nazwać nie można. Z jego perspektywy wygląda to tak jakby był chwilową zachcianką wyrachowanej dziewczyny,dla której liczy się wygodne i stabilne życie.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem też jej tłumaczenia- nie mogę zerwać z Lucasem, bo jej ojciec prowadzi z nim interesy. Jakaż ona wspaniałomyślna, robi to dla ojca. Tylko dlaczego taka nie jest w stosunku do Michaela? Biedak zakochał się w niej po uszy, a ona tego nie potrafi docenić.
Jestem ciekawa co zrobi Michi jak się dowie,że Lucas chce natychmiast się ożenić z Lisą, ojj będzie zachwycony. Może wtedy pójdzie do niego i powie co nie co o postępowaniu jego narzeczonej.
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!! Pisz szybko :)
Kochana, zjawiam się dopiero teraz i dopiero pod tym rozdziałem, ale przysięgam, że wczorajszego wieczoru wszystko nadrobiłam. Nie miałam po prostu siły skomentować, więc jestem teraz. :)
OdpowiedzUsuńJak zawsze rozczuliłaś mnie na maxa. :)
Rozdział jest niesamowity i napisany na niebotycznie wysokim poziomie. Aż żałuję, że dopiero teraz zjawiam się, by poczytać takie dzieło, które wyszło spod Twoich paluszków. ♥
Cóż... Jestem nieco smutna... Widać, że Michaelowi naprawdę zależy na Lisie. I szczerze mówiąc każda z jej wymówek wydaje mi się śmieszna... Myślę, że Michi zrobił dobrze. Lisa powinna się określić. Patrząc przez pryzmat tego rozdziału wydaje mi się, że wciąż wodzi go za nos. A to nie fair. Nie fair w stosunku do Michiego i jego uczuć. Rozkochała go w sobie, a teraz tak bezceremonialnie daje mu kosza? Wybrała Lucasa? Jeśli tak to wiem, że prędzej czy później przekona się, że był to jeden z większych błędów jeg życia. Wszyscy wiemy jaki jest. Nie liczy się dla niego nic poza karierą. Jeśli nasza Lisa tego właśnie chce. Chce być tłem w życiu Lucasa... OK. Jej wybór. Ja jednak go nie pochwalam. Jestem na nią wściekła i niesamowicie żal mi Michaela.
Co do ślubu tej dwójki... Ach, niech robią co chcą, tylko żeby później nie płakali gorzkimi łzami. :x
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. ♥
Buziaki ;*
PS. Przepraszam za nieco rozwalony komentarz, ale staram się nadrobić zaległości najszybciej jak potrafię, dlatego też nie skomentowałam każdego rozdziału, ale dopiero ten. :*
Hej!
OdpowiedzUsuńMnie tu nic nie zaskoczyło. Byłabym raczej zdziwiona, gdyby Michael pozwolił Lisie wpaść sobie w ramiona.
Ja jestem całym sercem po jego stronie, naprawdę. On ją kocha i w ogóle, ale dlaczego to on ma to ciągle udowadniać? Niech wreszcie ona zrobi coś w kierunku ich wspólnego szczęścia. Wiem, że jest jej ciężko ot tak rozstać się z Lucasem, ale kurde, niech wreszcie podejmie decyzję. Michi czy Lucas?
Niby tak się męczy przebywając z Lucasem choćby tylko w jednym pomieszczeniu, ale jakoś łatwo przychodzi jej grać, że wszystko jest ok.
Nie mówię, że Lisa znajduje się w łatwej sytuacji, bo się dziwię, ze ona jeszcze nie oszalała. Ale to chyba dzięki przyjaciółkom, które jakoś ją zajmują i odwracają uwagę od swoich problemów.
Nie mam pojęcia jak ta historia może się zakończyć.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i na dalszy rozwój akcji. Mam nadzieję, że Lisa w końcu podejmie jakąś stanowczą decyzję.
Pozdrawiam!
Melduję się!
OdpowiedzUsuńKochana, rozdział jak zwykle świetny, jak każdy poprzedni. Warto było na niego poczekać ^^
Wcześniej próbowałam jakoś zrozumieć Lisę, może i nawet ją usprawiedliwiać, ale dzisiaj... totalnie już jej nie rozumiem. Powiem szczerze, że po prostu doigrała się po tym wszystkim, co ostatnio nawywijała. Należało jej się. Teraz jestem całym serduchem za Michim i strasznie mi go szkoda, że tak to musi miedzy nimi wyglądać. Ciągle się nim bawi, wodzi za nos, a sama co? Jeszcze te naiwne tłumaczenia. Mam nadzieję, że Lisa podejmie wreszcie jakąś decyzję, bo tak na dwa fronty to nie da się grać za długo.
Zobaczymy, co z tego wyniknie. Oby jednak w końcu nastąpił jakiś przełom i wszystko zaczęło się układać już normalnie, bez kłamstw i zabaw uczuciami. Chyba oboje zasługują na szczęście, prawda? :)
Mam też nadzieję, że u ciebie również wszystko szybko się poukłada. A co do Wisły, to ja mam bilety, już nie mogę się doczekać konkursów :D
Buziaki :**
Cześć :D
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie tym rozdziałem. Zaskoczyłaś mnie Lisą.
Ja się wcale nie dziwię Michiemu, że tak zareagował. On ją kocha, zrobiłby dla niej wszystko, a ona nie potrafi zostawić Lucasa, bo wszystko jest ważniejsze od niego. Szczególnie ona sama...
Och... Ja mam nadzieję jednak, że nie wszystko stracone. Że ona powalczy, że nie zostawi Michiego...
Czekam niecierpliwie na kolejny :D
Buziaki :*
Jestem!
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle cudowny.
Ja juz kompletnie nie rozumiem Lisy. Zgadzam sie z decyzja Michaela w stu procentach.
Czekam na następny.
Pozdrawiam :*
Jestem! Zdążyłam?
OdpowiedzUsuńLaptop wrócił po 18, ale coś mi Internet mruga, mam nadzieję, że nie stracę tego, co teraz napiszę.
Jeśli kazałabyś mi kochana opisać Lisę jednym zdaniem lub słowem to napisałabym: zjebała. Bo zjebała. Nikt tak bardzo nie zjebał w tym opowiadaniu jak Lisa. Nikt nie był tak podły. Ale ja nie jestem zła, ja jej współczuję. To też nie jest do końca jej wina. Znaczy się.. No jest, bo to ona jest Panią sytuacji, ale jej decyzja... Ja jestem zdania, że wszelkie nasze problemy, te lżejszego kalibru, spowodowane są beznadziejną relacją z samą sobą. No i z rodzicami, ich obecnością i wychowaniem. Bo to rodzice powinni zbudować z nami coś zdrowego, a wtedy my będziemy w stanie zbudować odpowiednią relację z naszym wnętrzem. Lisa siebie nie kocha. Ona nie jest pazerna, nie jest aż taką materialistką. Ja myślę, że ona przede wszystkim pragnie tej dobrej relacji z ojcem i wyszła z założenia, że Lucas jej to zapewni, że ojciec będzie dumny, bo się ustawiła i przy okazji pomogła mu sprawach dla niego najważniejszych - utrzymanie statusu, zarabianie pieniędzy.
Tak myślę.
Lisa nie jest też psychicznie dorosła, nie jest odpowiedzialna, nie chce być. Michi nie ma racji, Lisa nie podjęła żadnej decyzji. Ona wciąż jest w zawieszeniu, najchętniej zostałaby w tym miejscu, w którym jest. Trzymała dwie sroki za ogon – Michaela, którego kocha oraz zadowolonego ojca i ślepego Lucasa. Ale tak się nie da. Lisa ma nawet cechy typu zależnego. Osoby dotknięte tym zaburzeniem są niemalże niezdolne do podejmowania samodzielnych decyzji, boją się opuszczenia, podporządkowują własne potrzeby potrzebom osób, od których zależą. Oczywiście, to daleko idące wnioski, bardzo to pochopne, ale ja jestem zdania, że 99% społeczeństwa wykazuję cechy jakiś zaburzeń, ale tylko u niektórych osób staje się to nieprawidłowościami.
Muszę przyznać, że opis spotkania Eriki z Lisą jest absolutnie genialny. Tam niby nic nie ma, ale gdy człowiek się nad tym zastanowi to wie wszystko. Pokazałaś mi kontrast między nimi dziewczynami, podsumowałaś Lisę. Podczas gdy Erika żyje, bawi, przeciwstawia się rodzicom i ryzykuje, Lisa nie potrafi stawiać oporu, żyć w sposób, który by ją uszczęśliwił, jest bierna, a przez co bardzo zagubiona. Tak jak ja pisałam u siebie w rozdziale: Ale póki nie będziesz pewny siebie, póki będziesz się bał, nie będziesz szczęśliwy.
Złość Michaela jest uzasadniona. On zrobił wszystko: prosił, czekał, namawiał, tłumaczył, walczył… Już niewiele od niego zależy, nie ma wpływu na nic. To jeden z tych wątków, który łamie mi serce. Ogólnie pomysł na fabułę genialny, ciekawy. Nie jest to kolejna historia o raku czy sierotach. To oczywiście smutne historię, ale wielokrotnie już wałkowane. A ja lubię nowe wrażenia.
Mam tylko nadzieję, że zjebiesz rozwiązania, że nie będzie to nic banalnego. Że to nie będzie przyłapanie czy przeczytanie smsa, hehe ;)
Czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że napisałaś go zgrabnie i nie będę rozczarowana.
Zuza.