Cztery dni. Dokładnie tyle czasu nie widzę Michiego. Cztery dni spędzane w Wiedniu w moim mieszkaniu wypełnionym zapachem wanilii. Cztery dni, w czasie których nie działa zasada "co z oczu, to z serca". Im bliżej naszego spotkania, tym więcej o nim myślę. Grając w tenisa, przypominam sobie jego zagrania. Słuchając muzyki, wspominam naszą przejażdżkę po Innsbrucku. Pijąc kawę, czuję smak orzechowego cappuccino, które zamówiłam, będąc z nim w kawiarni. Spoglądanie na telefon w oczekiwaniu na sygnał przychodzącej wiadomości staje się moją obsesją. Odblokowuję ekran za każdym razem, gdy rozstaję się z urządzeniem na dłużej niż dwie minuty. To staje się tak oczywiste, jak mycie zębów po każdym posiłku. A kiedy już dostaję wiadomość, odpisuję bardzo lakonicznie, lub nie robię tego wcale. Muszę wykorzystywać przy tym całe pokłady mojej silnej woli. Przecież wystarczy tylko jedno kliknięcie, żeby usłyszeć jego beztroski śmiech... W tym ogromnym pragnieniu kontaktu z nim, toczę desperacką walkę z samą sobą o wypełnienie postanowień związanych z ograniczeniem go do minimum. Po dwóch dniach wygrywam - SMS-y przestają przychodzić. Ale to wcale nie wpływa korzystnie na moje samopoczucie. Rozumiem, dlaczego zaniechuje pisania. Może uwłacza to jego dumie, a może po prostu nie chce być nachalny. Jednak w głębi duszy pragnę, żeby próbował dalej, żeby sprawił, abym zapomniała o Lucasie i o danej mu obietnicy. Jestem rozdarta i z tego powodu stoję na skraju przepaści, w głębi której majaczy się całkowite szaleństwo. Już teraz czuję się jak cierpiąca na rozdwojenie jaźni - w jednej chwili pewna tego, że powinnam jasno dać Michaelowi do zrozumienia, żeby zostawił mnie w spokoju, w następnej zaś podekscytowana przyjściem nowej wiadomości od niego. Przez te cztery dni często zapadam w trans, podczas którego liczy się dla mnie tylko on, a następnie wybudzam się z niego, za każdym razem z tym samym uporczywie tępym bólem gdzieś w okolicach serca i nachalnymi wyrzutami sumienia.
Dlatego teraz, zjawiając się na wiedeńskim lotnisku, z którego mamy wylecieć do Niemiec na pierwszy konkurs Pucharu Świata, czuję tak ogromną ulgę, a jednocześnie niepokój. Ulgę, bo wiem, że na oczach Lucasa Michael nie będzie próbował sprowadzić naszej relacji na nieco inne tory, niepokój zaś dlatego, że nie mam pojęcia, do czego może dojść między nami także z mojej inicjatywy, kiedy Lucasa pochłonie praca. Za krótko znam Michiego, żeby móc odgadnąć, jakie są jego intencje, a do siebie samej w ostatnim czasie również straciłam zaufanie.
Większość Teamu przeszła już odprawę i czeka na samolot w poczekalni, gdzie ja i Lucas dołączamy do nich. Ubrani w identyczne dresy, z daleka wyglądają jak olbrzymia czerwono-granatowa plama. Rozglądam się w poszukiwaniu Michaela, ale to Leah i Jacqueline jako pierwsze rzucają mi się w oczy. Ta druga macha do mnie energicznie, a wolną ręką poklepuje puste siedzenie obok siebie.
- Chyba obrażą się, jeśli do nich nie podejdę - Ruchem głowy wskazuję Lucasowi teraz już obie machające do nas dziewczyny.
Patrzy na nie ze zdziwieniem, jakby zapomniał, że w Innsbrucku zdążyłam się z kimś bliżej zapoznać. Bardzo możliwe, że ten fakt uciekł jego uwadze i jest święcie przekonany, że był jedną osobą, z którą rozmawiałam na tamtym zgrupowaniu.
- W takim razie idź - mówi wreszcie.
Mając jego błogosławieństwo, z czystym sumieniem przysiadam się do dziewczyn. Zanim jednak to robię, zostaję przez nie wyściskana i wycałowana.
- To już jutro! No dalej, Lisa, nawet ty musisz to poczuć! - Jackie okazuje swój dobry humor na tyle głośno, że ludzie z gate'u obok spoglądają na nas znad ekranów swoich telefonów z widocznym niezadowoleniem.
- Ale co?
Jedyne, co teraz czuję, to silny ucisk w żołądku, ponieważ właśnie zauważyłam Michaela, ale wątpię, żeby o to jej chodziło. On i Kraft leżą na rozkładanych fotelach i obserwują samolot szykujący się do odlotu, dyskutując przy tym żywo. W pewnym momencie Michi odchyla głowę w tył i wybucha śmiechem, który dociera do mnie mimo tego, że stoję kilka metrów dalej. Ten dźwięk przywołuje wszystkie związane z nim miłe wspomnienia ze zgrupowania w Innsbrucku.
- Pierwsze skoki w nowym Pucharze Świata! - tłumaczy, niezrażona moim brakiem entuzjazmu.
Mówi coś jeszcze, ale jej słowa odbijają się od moich uszu niczym bumerang. Staram się wychwycić coś z rozmowy Michiego i Stefana, ale jest to niemożliwe ze względu na dzielącą nas odległość. Mimo to nie umiem oderwać od niego wzroku. Robię to dopiero wtedy, gdy zauważam, że moje towarzyszki podejrzliwie zerkają w tamtą stronę, ciekawe przedmiotu mojego zainteresowania. Uświadamiam sobie, że z naszej rozmowy nic nie wyjdzie, jeśli nie zmienimy miejsca pobytu.
- Co powiecie na szybkiego drinka przed odlotem? - proponuję, chcąc również w ten sposób zwrócić na siebie ich uwagę, zanim zorientują się, że to w Michaela ciągle się wpatruję. - Ja stawiam - dodaję, widząc ich wahanie.
Ta uwaga sprawia, że ich nastawienie od razu się zmienia.
- Ja chętnie - Leah podrywa się z fotela i staje przede mną niemalże na baczność.
- Nie mogę pić, ale dotrzymam wam towarzystwa. - Z niegasnącym entuzjazmem Jacqueline również podnosi się ze swojego miejsca.
Z dala od Michiego wreszcie mogę skupić się tylko na nich, chociaż co jakiś czas wracam do niego myślami. Przy drinkach dobrze nam się rozmawia i pewnie nie skończyłoby się na jednym, gdyby nie to, że wśród całego Teamu musimy być trzeźwe, żeby nie narobić sobie wstydu. O ile pijana Leah nie wzbudziłaby dużej sensacji, o tyle w moim przypadku mogłoby to mocno zaszkodzić mojej opinii wśród osób, które jeszcze nie znały mnie dobrze.
Wracamy w momencie, gdy reszta zaczyna już wchodzić na pokład samolotu. Siadam obok Lucasa, a wolne miejsce przy mnie zajmuje Chiara. Wąskie przejście oddziela nas od Leah, Jacqueline i Danieli. Rozglądam się dyskretnie, w celu zlokalizowania Michiego. Nie muszę wytężać wzroku, bo razem z Kraftem i Thomasem Diethartem siada przed dziewczynami. Jest zajęty rozmową z towarzyszami i nie zwraca na mnie uwagi. Zastanawiam się, czy naprawdę mnie nie zauważył, czy jednak udało mi się go do siebie zniechęcić. Bez względu na przyczynę, brakuje mi jego nieśmiałego uśmiechu. Chcąc zająć myśli czymś innym, obracam się w stronę Chiary. Już otwieram usta, żeby zacząć rozmowę, kiedy zauważam, jak niepokojąco blada jest jej twarz.
- Dobrze się czujesz? - pytam, jak na lekarkę przystało.
Dziewczyna uśmiecha się do mnie słabo i kiwa powoli głową.
- Po prostu nie lubię samolotów - odpowiada.
Nim zdążę wyrazić zdziwienie tym, że przy jej zawodzie, który skądinąd związany jest z lataniem, boi się samolotów, do rozmowy włącza się Diethart, wychylając się do nas zza oparcia swojego fotela.
- Możemy zamienić się miejscem, jeśli chcesz - proponuje. - Michi chętnie potrzyma cię za rękę w czasie lotu, prawda? - Obdarza Hayboecka szelmowskim uśmiechem, a w stronę Chiary puszcza oczko.
Policzki blondynki momentalnie nabierają koloru. Jej zakłopotanie jest na tyle duże, że spuszcza wzrok, desperacko poszukując na podłodze jakiegoś obiektu, który byłby wart zainteresowania. Widząc to, Thomas głośno chichocze. Michi spogląda na niego z politowaniem.
- Nie ma problemu, Chiara. Chętnie zamienię towarzystwo tego idioty na twoje - odpowiada wesoło, nie zwracając uwagi na jej zażenowanie.
Na dźwięk jego słów, unosi delikatnie głowę, ale szybko opuszcza ją z powrotem, czerwieniąc się przy tym jeszcze bardziej. Wreszcie rozkłada kartę dań podawanych na pokładzie samolotu i próbuje się za nią ukryć.
Po tej scenie tracę ochotę na rozmowę z nią. Jestem zazdrosna czy zirytowana? A może jedno i drugie? Żadnego z tych uczuć nie umiem racjonalnie uzasadnić. Denerwuję się, bo jakaś inna dziewczyna na chwilę znalazła się w centrum uwagi Michiego, podczas gdy on w ogóle na mnie nie patrzy od momentu, gdy przyjechałam na lotnisko. Nie wiem, czy jestem bardziej zła na Chiarę o to, że to właśnie ona stała się tą dziewczyną, czy na siebie, bo stracił mną zainteresowanie na moje własne życzenie. Tak czy inaczej, nie umiem się uspokoić przez dobre dziesięć minut. Pomaga mi dopiero muzyka relaksacyjna, którą zgrałam na telefon, kiedy przechodziłam przez chwilową fascynację jogą. Mimo tego przez cały lot uporczywie wpatruję się w blond głowę Michaela wystającą znad fotela, jak gdybym w ten sposób mogła dać mu do zrozumienia, że dalej zależy mi na znajomości z nim. Moje zdolności telepatyczne okazują się być marne, bo nie patrzy na mnie ani razu.
Do Klingenthal dojeżdżamy autobusem późnym popołudniem. Hotel, w którym się zatrzymujemy, robi lepsze wrażenie niż ten w Innsbrucku. W lobby dołączamy do dwóch ekip z innych krajów, które czekają na zakwaterowanie, a obsługa zajmuje się naszymi bagażami. Obecność ludzi sprawia, że udaje mi się powstrzymać przed zerkaniem na Michaela co kilka sekund. Próbuję przekonać samą siebie, że tak jest lepiej. Że skoro udało mi się zrealizować cel, to niech tak zostanie, bo drugi raz może nie pójść tak łatwo.
W sobotę, w dzień pierwszego konkursu drużynowego, ta sytuacja staje się dla mnie nie do wytrzymania. Wcześniej każda myśl o Michim, która pojawiała się bez mojego świadomego udziału, mocno mnie irytowała, ale mimo tego przyjemnie było wracać do tych chwil z nim spędzonych. Teraz każde wspomnienie jest zabarwione strachem o to, że nie zyskam kolejnych. To, że mieszka dwa pokoje ode mnie, wcale mi nie pomaga. Od przyjazdu do Klingenthal niejednokrotnie miałam ochotę porozmawiać z nim i jakoś się wytłumaczyć, ale zawsze powstrzymywał mnie przed tym głos rozsądku. Cichy, ale brzmiący na tyle mądrze i wyraźnie, że nie miałam odwagi mu się sprzeciwić.
Właśnie dlatego oglądam konkurs bez większego entuzjazmu. Towarzyszą mi dziewczyny, które są rozemocjonowane tak bardzo, jakby same miały wziąć udział w rywalizacji, a przecież przyjechały tu tylko trenować. Tym razem nie umiem zarazić się ich radością. Właściwie to zazdroszczę im tego, że po konkursie będą mogły tak po prostu podejść do Michiego i pogratulować mu dobrych skoków. Nie wiem, czy gdybym ja to zrobiła, odebrałby to za miły gest, czy może już za objaw niezdecydowania i sygnał sprzeczny z tymi wysyłanymi przeze mnie poprzednio.
Do hotelu wracam mocno rozdrażniona. Żałuję, że dałam się namówić na wyjazd na skocznię. Mogłam w tym czasie pójść do spa, żeby trochę odreagować. Nadal istnieje dla mnie możliwość pobytu w saunie albo jacuzzi, ale doświadczenie ostatnich dni nauczyło mnie, że bezczynne siedzenie nie wpływa dobrze na niechciane myśli. Podobnie jak samotność.
- Nie rozbieraj się. - Kładę dłonie na ramionach Lucasa, żeby uniemożliwić mu zdjęcie kurtki. - Chodźmy na spacer.
Narzeczony patrzy na mnie z takim zdziwieniem, jakbym zaproponowała mu co najmniej wejście na dach hotelu w celu zatańczenia macareny. Nago.
- Przecież dopiero co weszliśmy do pokoju. - Ostrożnie odrywa moje dłonie od swoich ramion. - A poza tym, mam jeszcze trochę pracy do wykonania.
Na dźwięk tych słów staję się jak struna napięta do granic wytrzymałości. Jeszcze jeden niewłaściwy ruch, a pęknę z głośnym trzaskiem.
- O ile dobrze się orientuję, to właśnie wróciłeś ze swojej pracy - chcę powiedzieć to z chłodną obojętnością, ale nuta ironii, która rozbrzmiewa w moim głosie, niweczy te plany.
- Muszę skończyć do jutra referat - nie ustępuje. Ja też nie zamierzam.
- Godzina spaceru ci w tym nie przeszkodzi.
Już nawet nie chodzi o to, że tak bardzo zależy mi na jego towarzystwie. Leah na pewno by ze mną wyszła i spędziłabym z nią czas równie miło. Po prostu chciałabym mieć świadomość tego, że jestem dla niego ważniejsza niż praca. Mama umiała podzielić się swoimi obowiązkami ze współpracownikami, żeby znaleźć dla mnie chwilę, więc Lucasowi też by się to udało, gdyby tylko się postarał. Tymczasem odnoszę wrażenie, że traktuje pracę jako wymówkę, żeby nie musieć przebywać w moim towarzystwie. Czy mam rację? To byłoby trochę nie na miejscu, skoro przed nami całe życie razem.
- Lisa... - wymawia moje imię takim tonem, jakby mówił do dziecka, które poprosiło go o udzielenie odpowiedzi na pytanie: "Dlaczego w nocy jest ciemno, a w dzień jasno?". - Są rzeczy ważne i ważniejsze.
Drwiące prychnięcie wyrywa się z mojego gardła. Sama jestem nim zaskoczona, ale traktuję je jako sygnał podświadomości do tego, że nadszedł czas, aby przestać przechodzić nad jego ignorowaniem mnie do porządku dziennego. Brnę w to dalej z pełną świadomością tego, że kłótnia wisi nad nami niczym ołowiane chmury nabrzmiałe deszczem chwilę przed burzą.
- Rozumiem, że ja należę do tych mniej ważnych?
Celne uderzenie. Lucas wciąga powietrze z głośnym sykiem, a następnie wypuszcza je wraz z resztkami spokoju. Nie wywołuje to we mnie żadnych emocji, poza satysfakcją z tego, że udało mi się wyprowadzić go z równowagi. Cieszę się, że wreszcie zebrałam się na to, żeby powiedzieć mu o swoich odczuciach, bo do tej chwili chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że między nami nie wszystko jest do końca w porządku.
- Nie to chciałem powiedzieć...
- Może nie chciałeś tego powiedzieć wprost, ale to nie zmienia faktu, że tak mnie właśnie traktujesz. Na pierwszym miejscu praca, a dopiero potem ja. Pomyśl, kiedy ostatni raz znalazłeś czas tylko dla mnie. Nawet na wakacje zabrałeś pracę ze sobą. - Mówię jednym ciągiem, robiąc przerwy tylko na krótkie wdechy. Dobrze jest wreszcie z siebie to wszystko wyrzucić.
Niemal mogę dostrzec, jak mięśnie jego twarzy drgają ze zdenerwowania.
- Przecież dobrze wiesz, że muszę to robić. Nie zachowuj się jak dziecko.
Muszę mocno zacisnąć zęby, aby nie usłyszał dźwięku pękającej we mnie struny. Całe rozdrażnienie ostatnich dni, spowodowane także przez Michaela, uderza we mnie ze zdwojoną siłą. Mam ochotę krzyknąć, żeby w ten sposób wyrazić całą swoją frustrację, ale zamiast tego obracam się zamaszyście, nie dbając o to, że uderzam przy tym włosami o jego twarz, i wychodzę z pokoju, trzaskając drzwiami. Na korytarzu opieram się plecami o ścianę i przymykam oczy, chcąc w ten sposób dać chwilę sobie na to, żeby ochłonąć, ale też i jemu, żeby mógł wszystko przemyśleć w ciszy i spokoju, a następnie wyjść za mną, żeby udać się na ten cholerny spacer. Spędzam tak minutę, a po Lucasie nie ma śladu. Na myśl, że pewnie usiadł niewzruszony do swojego MacBooka, ogarnia mnie nowa fala złości. Szybkim krokiem przemierzam korytarz i nim zdążę się zorientować, co tak właściwie robię, pukam do drzwi dwa pokoje dalej. Nad tym, dlaczego i czy słusznie postąpiłam akurat w ten sposób, zaczynam się zastanawiać zdecydowanie za późno.
Mina Stefana utwierdza mnie w przekonaniu, że powinnam była przejść obok tych drzwi obojętnie. Zaskoczenie miesza się na jego twarzy z niechęcią. Ta druga wyraźnie dominuje. Unosi brwi w pytającym geście, co uświadamia mi, że skoro już zakłóciłam jego spokój, to powinnam się teraz jakoś wytłumaczyć.
- Cześć - mówię cicho, chociaż w myślach obrzucam samą siebie wyzwiskami wyjątkowo głośno. - Jest Michael?
Po chwili wahania otwiera drzwi szerzej, jednocześnie obracając się w stronę pokoju, żeby poinformować przyjaciela o moim przyjściu. Wchodzę do środka, bo boję się, że moja podświadomość odciągnie mnie od tych drzwi równie szybko, jak do nich przyprowadziła.
Pomieszczenie nie różni się bardzo od tego, w którym mieszkamy ja i Lucas. Meble są ustawione tak samo i tylko rzeczy chłopaków przekonują mnie, że nie wróciłam do siebie. Są porozrzucane w nieładzie, ale ten widok jest dla mnie miłą odmianą od idealnego porządku, który zaprowadził u nas mój narzeczony.
Do tej pory Michi oglądał telewizję, leżąc przy tym na łóżku, ale na mój widok wstaje. Próbuję dodczytać z wyrazu jego twarzy, co czuje na mój widok. Martwi mnie to, że nie uśmiecha się, a jedynie wpatruje się we mnie ze zdziwieniem nie mniejszym niż Stefan. Pocieszające jest to, że w jego spojrzeniu przynajmniej brakuje wyraźnej niechęci.
- Cześć. - Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co mogę mu powiedzieć. Obecność Stefana wcale mi nie pomaga w szukaniu odpowiednich słów.
Michael chyba zauważa moje zmieszanie, bo posyła przyjacielowi znaczące spojrzenie. Ten jeszcze przez chwilę wpatruje się na zmianę to w niego, to we mnie, jak gdyby chciał się upewnić, czy pod jego nieobecność nie zmienię się w obślizgłą ośmiornicę chcącą udusić Michiego, aż wreszcie, ku mojej uldze, oznajmia:
- Będę u Thomasa. - Po czym zabiera ze swojego łóżka telefon i wychodzi.
Teraz Michi skupia swoją uwagę tylko na mnie, a to wcale nie pomaga mi w znalezieniu odpowiedniego tematu do rozmowy. Nerwowo pocieram tarczę zegarka, który jak zwykle znajduje się na moim lewym nadgarstku. Czuję się jak na pierwszej rozmowie w sprawie pracy, z tą różnicą, że wtedy wiedziałam, czego chcę, a teraz nie mam pojęcia, po co tak właściwie tutaj przyszłam.
- Gratuluję dzisiejszego występu - mówię cokolwiek, żeby tylko wypełnić tę krępującą ciszę jakimiś słowami.
Tak bardzo zazdrościłam dziewczynom, że mogą to zrobić, a teraz proszę. Złożyłam mu gratulacje, ale wcale nie jest mi dzięki temu lepiej. On też, zdaje się, nie to chciał usłyszeć. Patrzy na mnie wyczekująco, a gdy przez kilka chwil nie mówię nic więcej, sam zabiera głos.
- Nie rozumiem. - Potrząsa głową, jakby liczył na to, że dzięki temu wszystko się w niej ułoży i będzie mógł pojąć przyczyny mojego zachowania. - Nie odzywałaś się do mnie przez kilka dni, a teraz tak po prostu przyszłaś mi pogratulować udanego występu?
Ja też nie rozumiem. Opadam ze zrezygnowaniem na jego łóżko i chowam twarz w dłoniach. Po co tu przyszłam? Mogłam zostawić go w spokoju i pozwolić, aby żył w przeświadczeniu, że nie chcę mieć z nim więcej do czynienia.
Ale czy to jest to, czego nam naprawdę życzę?
Podnoszę głowę, kiedy czuję, że siada obok mnie. Najwyższa pora powiedzieć coś sensownego.
- Przepraszam. W Wiedniu byłam zajęta, a tutaj... Nie byłam pewna, czy nie obraziłeś się na mnie o to, że nie odpisywałam.
Nie dbam o to, że nie wyjawiam całkowitej prawdy, bo cień uśmiechu, który wreszcie pojawia się na jego twarzy, wypędza wszystkie moje obawy.
- Nie obraziłem się. Po prostu doszedłem do wniosku, że nie chcesz kontynuować tej znajomości.
Bo tak było. Może nie tyle chciałam, co uważałam to za konieczne. Ale czy zawsze w życiu muszę robić tylko to, co powinnam? Czy chociaż raz nie mogę postąpić zgodnie z tym, czego naprawdę pragnę?
- Chcę. - Jeszcze nigdy w ciągu ostatnich dni nie byłam tego pewna tak bardzo, jak teraz. - Dlatego tu przyszłam.
- Na pewno tylko dlatego? - Uśmiecha się szerzej, dając mi w ten sposób do zrozumienia, że przejrzał mnie na wylot.
Jak on to robi? Znamy się nie całe dwa tygodnie, a mam wrażenie, jakby to była wieczność.
- Nie chcę zawracać ci głowy moimi problemami.
W rzeczywistości nie czułabym się dobrze, mówiąc mu o kłótni z Lucasem.
- Mówiłem ci kiedyś, że możesz mi powiedzieć o wszystkim.
Przyjemnie jest go słuchać. Jego głos ma ciepłą barwę, która wpływa kojąco na moje nerwy zszargane po sprzeczce z Lucasem. Mam wrażenie, że jeśli mu o niej powiem, sprawi, że przestanę się nią przejmować. Dlatego mimo wcześniejszych uprzedzeń mówię:
- Zauważyłam, że w ostatnim czasie praca stała się dla Lucasa ważniejsza ode mnie. Pokłóciliśmy się o to przed chwilą. - Wracam myślami, do tego, co sobie powiedzieliśmy i milknę na chwilę. - Cholera... Po prostu chciałam pójść z nim na spacer. - Z bezsilności znów ukrywam twarz w dłoniach.
- Wstawaj. - Michael staje przede mną, a kiedy nie reaguję na jego polecenie, łapie moją dłoń i ciągnie ku górze.
Zaczynam się martwić, że jednak wcale nie ma ochoty mnie słuchać i teraz spróbuje grzecznie mnie wyprosić, dlatego ciężko jest mi go zrozumieć, kiedy oznajmia:
- Pójdziemy na spacer.
Dopiero po chwili obdarzam go radosnym uśmiechem, który natychmiast odwzajemnia. Jak to możliwe, że taki cudowny facet nie ma dziewczyny i traci swój czas akurat na mnie?
Zakłada kurtkę, po czym otwiera przede mną drzwi pokoju. Znajdujemy się na drugim piętrze, dlatego na parter szybko schodzimy schodami. I całe szczęście, bo nie mam ochoty na kolejną przejażdżkę windą. Z hotelu wychodzimy tylnym wejściem.
- Zdarzają się fani czyhający na nas przy głównym wejściu - wyjaśnia Michael.
- To świetnie. Możesz poczuć się jak gwiazda rocka w trasie koncertowej - śmieję się.
- Prędzej jak członek One Direction.
- Średnia wieku twoich fanek jest aż tak niska?
- Zdziwiłabyś się.
Świadomość, że mocno wyolbrzymia problem, sprawia, że jeszcze bardziej śmieszą mnie jego słowa. W wesołej atmosferze docieramy do pobliskiego parku, w którym już prawie w ogóle nie ma śladów po kolorowej jesieni. Jeszcze tylko gdzieniegdzie suche liście są poganiane przez wiatr, a ich smutny taniec zapowiada nadchodząca zimę. Nagie drzewa w bladym świetle latarni tworzą raczej złowieszczą aurę, ale w towarzystwie Michaela nie zwracam na to uwagi. Jego głos jest jak tarcza ochronna przed całym złem tego świata. Rozmawiamy o skokach i o samolotach, które także są jego pasją. Zastanawiam się, czy wszystko, co lubi robić, ma jakiś związek z lataniem.
Przystajemy nad niewielkim stawem, w którym pływa kilka kolorowych kaczek. Nie są szczególnie ciekawe. Nie różnią się niczym od innych kaczek, jakie w życiu widzieliśmy, ale przez chwilę przyglądamy im się w milczeniu, jakbyśmy czekali, aż wreszcie zrobią coś szalonego.
- Kiedy zauważyłaś, że praca jest dla Lucasa ważniejsza niż ty? - nawiązuje do tego, co powiedziałam mu jeszcze w hotelu.
Trzyma wzrok utkwiony w kaczkach. Domyślam się, że mówienie o moim związku nie jest dla niego najprzyjemniejsze i robi to tylko dlatego, że wie, iż potrzebuję z kimś o nim porozmawiać.
- Zawsze był nią bardzo zajęty. Po prostu mam wrażenie, że już mu na mnie nie zależy i traktuje ją tylko jako wymówkę, żeby nie spędzać czasu ze mną.
Dziwnie jest widzieć go całkowicie poważnego. Lekko marszczy czoło i pogrąża się w myślach tak bardzo, że nie zauważa jedynej kaczki, która postanowiła przełamać rutynę i zamiast nadal pływać ze swoimi towarzyszkami, odleciała w stronę pobliskich drzew.
- Wiesz, że nie na tym polega związek? Powinnaś być z kimś, kto straci dla ciebie głowę i w twoim towarzystwie będzie zapominał, że istnieje coś takiego jak praca.
Czyli z kimś takim jak on? Wzdycham głośno. Teraz to ja wpatruję się w kaczki, chcąc ukryć zakłopotanie. Kiedy wreszcie odrywam od nich wzrok, napotykam jego niebieskie oczy, wpatrujące się we mnie z mieszaniną uczuć. To sprawia, że nasuwa mi się pytanie, które, niewiele myśląc, zadaję na głos:
- Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
Daje wyraz swojemu zaskoczeniu poprzez uniesienie brwi w pytającym geście. Wiele bym dała, żeby wiedzieć, co dzieje się w tej chwili w jego głowie.
- Nie wierzyłem, dopóki sam jej nie doświadczyłem.
Nie chcę pytać, w jaki sposób jej doświadczył. Coś mi podpowiada, że odpowiedź na to pytanie przysporzyłaby mi więcej problemów moralnych niż kłótnia z narzeczonym. Mój wzrok łamie się pod jego wyczekującym spojrzeniem i wraca do kaczek. Żałuję, że poruszyłam ten temat. Nie powiedział tego na głos, ale dostrzegłam w jego oczach, jak wiele bólu mu w ten sposób zadałam.
- Mam nadzieję, że przyjdziesz jutro na skocznię kibicować nam w pierwszym konkursie indywidualnym?
Z ulgą przyjmuję tę zmianę tematu. Zapewniam go, że zjawię się na zawodach, a już po chwili ponownie mogę oglądać jego uśmiech. Powoli zmierzamy z powrotem w stronę hotelu.
Tak jak się tego spodziewam, w pokoju zastaję Lucasa całkowicie oddanego MacBookowi. To prawdziwy cud, że odrywa od niego wzrok, kiedy wchodzę.
- Gdzie byłaś? - pyta, przecierając oczy zmęczone ciągłym patrzeniem w ekran.
- Na spacerze.
- Sama?
Czyżby wreszcie zaczął się mną interesować?
- Z Michaelem - odpowiadam, nawet na niego nie patrząc.
Nie mówi o tym, ale kiedy wyłącza laptopa, domyślam się, że dotknęło go to, że po kłótni z nim spotkałam się z innym facetem. Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, mówiąc mu o tym, ale tak właściwie czemu miałabym to ukrywać? Wierzę, że da mu to do myślenia.
Nie muszę długo czekać, żeby się przekonać, że moje nadzieje nie okazały się płonne. Przez cały następny dzień Lucas nie odstępuje mnie niemal na krok, a po powrocie do Wiednia rezerwuje stolik na kolację w jednej z najlepszych restauracji w mieście.
Dlatego teraz, zjawiając się na wiedeńskim lotnisku, z którego mamy wylecieć do Niemiec na pierwszy konkurs Pucharu Świata, czuję tak ogromną ulgę, a jednocześnie niepokój. Ulgę, bo wiem, że na oczach Lucasa Michael nie będzie próbował sprowadzić naszej relacji na nieco inne tory, niepokój zaś dlatego, że nie mam pojęcia, do czego może dojść między nami także z mojej inicjatywy, kiedy Lucasa pochłonie praca. Za krótko znam Michiego, żeby móc odgadnąć, jakie są jego intencje, a do siebie samej w ostatnim czasie również straciłam zaufanie.
Większość Teamu przeszła już odprawę i czeka na samolot w poczekalni, gdzie ja i Lucas dołączamy do nich. Ubrani w identyczne dresy, z daleka wyglądają jak olbrzymia czerwono-granatowa plama. Rozglądam się w poszukiwaniu Michaela, ale to Leah i Jacqueline jako pierwsze rzucają mi się w oczy. Ta druga macha do mnie energicznie, a wolną ręką poklepuje puste siedzenie obok siebie.
- Chyba obrażą się, jeśli do nich nie podejdę - Ruchem głowy wskazuję Lucasowi teraz już obie machające do nas dziewczyny.
Patrzy na nie ze zdziwieniem, jakby zapomniał, że w Innsbrucku zdążyłam się z kimś bliżej zapoznać. Bardzo możliwe, że ten fakt uciekł jego uwadze i jest święcie przekonany, że był jedną osobą, z którą rozmawiałam na tamtym zgrupowaniu.
- W takim razie idź - mówi wreszcie.
Mając jego błogosławieństwo, z czystym sumieniem przysiadam się do dziewczyn. Zanim jednak to robię, zostaję przez nie wyściskana i wycałowana.
- To już jutro! No dalej, Lisa, nawet ty musisz to poczuć! - Jackie okazuje swój dobry humor na tyle głośno, że ludzie z gate'u obok spoglądają na nas znad ekranów swoich telefonów z widocznym niezadowoleniem.
- Ale co?
Jedyne, co teraz czuję, to silny ucisk w żołądku, ponieważ właśnie zauważyłam Michaela, ale wątpię, żeby o to jej chodziło. On i Kraft leżą na rozkładanych fotelach i obserwują samolot szykujący się do odlotu, dyskutując przy tym żywo. W pewnym momencie Michi odchyla głowę w tył i wybucha śmiechem, który dociera do mnie mimo tego, że stoję kilka metrów dalej. Ten dźwięk przywołuje wszystkie związane z nim miłe wspomnienia ze zgrupowania w Innsbrucku.
- Pierwsze skoki w nowym Pucharze Świata! - tłumaczy, niezrażona moim brakiem entuzjazmu.
Mówi coś jeszcze, ale jej słowa odbijają się od moich uszu niczym bumerang. Staram się wychwycić coś z rozmowy Michiego i Stefana, ale jest to niemożliwe ze względu na dzielącą nas odległość. Mimo to nie umiem oderwać od niego wzroku. Robię to dopiero wtedy, gdy zauważam, że moje towarzyszki podejrzliwie zerkają w tamtą stronę, ciekawe przedmiotu mojego zainteresowania. Uświadamiam sobie, że z naszej rozmowy nic nie wyjdzie, jeśli nie zmienimy miejsca pobytu.
- Co powiecie na szybkiego drinka przed odlotem? - proponuję, chcąc również w ten sposób zwrócić na siebie ich uwagę, zanim zorientują się, że to w Michaela ciągle się wpatruję. - Ja stawiam - dodaję, widząc ich wahanie.
Ta uwaga sprawia, że ich nastawienie od razu się zmienia.
- Ja chętnie - Leah podrywa się z fotela i staje przede mną niemalże na baczność.
- Nie mogę pić, ale dotrzymam wam towarzystwa. - Z niegasnącym entuzjazmem Jacqueline również podnosi się ze swojego miejsca.
Z dala od Michiego wreszcie mogę skupić się tylko na nich, chociaż co jakiś czas wracam do niego myślami. Przy drinkach dobrze nam się rozmawia i pewnie nie skończyłoby się na jednym, gdyby nie to, że wśród całego Teamu musimy być trzeźwe, żeby nie narobić sobie wstydu. O ile pijana Leah nie wzbudziłaby dużej sensacji, o tyle w moim przypadku mogłoby to mocno zaszkodzić mojej opinii wśród osób, które jeszcze nie znały mnie dobrze.
Wracamy w momencie, gdy reszta zaczyna już wchodzić na pokład samolotu. Siadam obok Lucasa, a wolne miejsce przy mnie zajmuje Chiara. Wąskie przejście oddziela nas od Leah, Jacqueline i Danieli. Rozglądam się dyskretnie, w celu zlokalizowania Michiego. Nie muszę wytężać wzroku, bo razem z Kraftem i Thomasem Diethartem siada przed dziewczynami. Jest zajęty rozmową z towarzyszami i nie zwraca na mnie uwagi. Zastanawiam się, czy naprawdę mnie nie zauważył, czy jednak udało mi się go do siebie zniechęcić. Bez względu na przyczynę, brakuje mi jego nieśmiałego uśmiechu. Chcąc zająć myśli czymś innym, obracam się w stronę Chiary. Już otwieram usta, żeby zacząć rozmowę, kiedy zauważam, jak niepokojąco blada jest jej twarz.
- Dobrze się czujesz? - pytam, jak na lekarkę przystało.
Dziewczyna uśmiecha się do mnie słabo i kiwa powoli głową.
- Po prostu nie lubię samolotów - odpowiada.
Nim zdążę wyrazić zdziwienie tym, że przy jej zawodzie, który skądinąd związany jest z lataniem, boi się samolotów, do rozmowy włącza się Diethart, wychylając się do nas zza oparcia swojego fotela.
- Możemy zamienić się miejscem, jeśli chcesz - proponuje. - Michi chętnie potrzyma cię za rękę w czasie lotu, prawda? - Obdarza Hayboecka szelmowskim uśmiechem, a w stronę Chiary puszcza oczko.
Policzki blondynki momentalnie nabierają koloru. Jej zakłopotanie jest na tyle duże, że spuszcza wzrok, desperacko poszukując na podłodze jakiegoś obiektu, który byłby wart zainteresowania. Widząc to, Thomas głośno chichocze. Michi spogląda na niego z politowaniem.
- Nie ma problemu, Chiara. Chętnie zamienię towarzystwo tego idioty na twoje - odpowiada wesoło, nie zwracając uwagi na jej zażenowanie.
Na dźwięk jego słów, unosi delikatnie głowę, ale szybko opuszcza ją z powrotem, czerwieniąc się przy tym jeszcze bardziej. Wreszcie rozkłada kartę dań podawanych na pokładzie samolotu i próbuje się za nią ukryć.
Po tej scenie tracę ochotę na rozmowę z nią. Jestem zazdrosna czy zirytowana? A może jedno i drugie? Żadnego z tych uczuć nie umiem racjonalnie uzasadnić. Denerwuję się, bo jakaś inna dziewczyna na chwilę znalazła się w centrum uwagi Michiego, podczas gdy on w ogóle na mnie nie patrzy od momentu, gdy przyjechałam na lotnisko. Nie wiem, czy jestem bardziej zła na Chiarę o to, że to właśnie ona stała się tą dziewczyną, czy na siebie, bo stracił mną zainteresowanie na moje własne życzenie. Tak czy inaczej, nie umiem się uspokoić przez dobre dziesięć minut. Pomaga mi dopiero muzyka relaksacyjna, którą zgrałam na telefon, kiedy przechodziłam przez chwilową fascynację jogą. Mimo tego przez cały lot uporczywie wpatruję się w blond głowę Michaela wystającą znad fotela, jak gdybym w ten sposób mogła dać mu do zrozumienia, że dalej zależy mi na znajomości z nim. Moje zdolności telepatyczne okazują się być marne, bo nie patrzy na mnie ani razu.
Do Klingenthal dojeżdżamy autobusem późnym popołudniem. Hotel, w którym się zatrzymujemy, robi lepsze wrażenie niż ten w Innsbrucku. W lobby dołączamy do dwóch ekip z innych krajów, które czekają na zakwaterowanie, a obsługa zajmuje się naszymi bagażami. Obecność ludzi sprawia, że udaje mi się powstrzymać przed zerkaniem na Michaela co kilka sekund. Próbuję przekonać samą siebie, że tak jest lepiej. Że skoro udało mi się zrealizować cel, to niech tak zostanie, bo drugi raz może nie pójść tak łatwo.
W sobotę, w dzień pierwszego konkursu drużynowego, ta sytuacja staje się dla mnie nie do wytrzymania. Wcześniej każda myśl o Michim, która pojawiała się bez mojego świadomego udziału, mocno mnie irytowała, ale mimo tego przyjemnie było wracać do tych chwil z nim spędzonych. Teraz każde wspomnienie jest zabarwione strachem o to, że nie zyskam kolejnych. To, że mieszka dwa pokoje ode mnie, wcale mi nie pomaga. Od przyjazdu do Klingenthal niejednokrotnie miałam ochotę porozmawiać z nim i jakoś się wytłumaczyć, ale zawsze powstrzymywał mnie przed tym głos rozsądku. Cichy, ale brzmiący na tyle mądrze i wyraźnie, że nie miałam odwagi mu się sprzeciwić.
Właśnie dlatego oglądam konkurs bez większego entuzjazmu. Towarzyszą mi dziewczyny, które są rozemocjonowane tak bardzo, jakby same miały wziąć udział w rywalizacji, a przecież przyjechały tu tylko trenować. Tym razem nie umiem zarazić się ich radością. Właściwie to zazdroszczę im tego, że po konkursie będą mogły tak po prostu podejść do Michiego i pogratulować mu dobrych skoków. Nie wiem, czy gdybym ja to zrobiła, odebrałby to za miły gest, czy może już za objaw niezdecydowania i sygnał sprzeczny z tymi wysyłanymi przeze mnie poprzednio.
Do hotelu wracam mocno rozdrażniona. Żałuję, że dałam się namówić na wyjazd na skocznię. Mogłam w tym czasie pójść do spa, żeby trochę odreagować. Nadal istnieje dla mnie możliwość pobytu w saunie albo jacuzzi, ale doświadczenie ostatnich dni nauczyło mnie, że bezczynne siedzenie nie wpływa dobrze na niechciane myśli. Podobnie jak samotność.
- Nie rozbieraj się. - Kładę dłonie na ramionach Lucasa, żeby uniemożliwić mu zdjęcie kurtki. - Chodźmy na spacer.
Narzeczony patrzy na mnie z takim zdziwieniem, jakbym zaproponowała mu co najmniej wejście na dach hotelu w celu zatańczenia macareny. Nago.
- Przecież dopiero co weszliśmy do pokoju. - Ostrożnie odrywa moje dłonie od swoich ramion. - A poza tym, mam jeszcze trochę pracy do wykonania.
Na dźwięk tych słów staję się jak struna napięta do granic wytrzymałości. Jeszcze jeden niewłaściwy ruch, a pęknę z głośnym trzaskiem.
- O ile dobrze się orientuję, to właśnie wróciłeś ze swojej pracy - chcę powiedzieć to z chłodną obojętnością, ale nuta ironii, która rozbrzmiewa w moim głosie, niweczy te plany.
- Muszę skończyć do jutra referat - nie ustępuje. Ja też nie zamierzam.
- Godzina spaceru ci w tym nie przeszkodzi.
Już nawet nie chodzi o to, że tak bardzo zależy mi na jego towarzystwie. Leah na pewno by ze mną wyszła i spędziłabym z nią czas równie miło. Po prostu chciałabym mieć świadomość tego, że jestem dla niego ważniejsza niż praca. Mama umiała podzielić się swoimi obowiązkami ze współpracownikami, żeby znaleźć dla mnie chwilę, więc Lucasowi też by się to udało, gdyby tylko się postarał. Tymczasem odnoszę wrażenie, że traktuje pracę jako wymówkę, żeby nie musieć przebywać w moim towarzystwie. Czy mam rację? To byłoby trochę nie na miejscu, skoro przed nami całe życie razem.
- Lisa... - wymawia moje imię takim tonem, jakby mówił do dziecka, które poprosiło go o udzielenie odpowiedzi na pytanie: "Dlaczego w nocy jest ciemno, a w dzień jasno?". - Są rzeczy ważne i ważniejsze.
Drwiące prychnięcie wyrywa się z mojego gardła. Sama jestem nim zaskoczona, ale traktuję je jako sygnał podświadomości do tego, że nadszedł czas, aby przestać przechodzić nad jego ignorowaniem mnie do porządku dziennego. Brnę w to dalej z pełną świadomością tego, że kłótnia wisi nad nami niczym ołowiane chmury nabrzmiałe deszczem chwilę przed burzą.
- Rozumiem, że ja należę do tych mniej ważnych?
Celne uderzenie. Lucas wciąga powietrze z głośnym sykiem, a następnie wypuszcza je wraz z resztkami spokoju. Nie wywołuje to we mnie żadnych emocji, poza satysfakcją z tego, że udało mi się wyprowadzić go z równowagi. Cieszę się, że wreszcie zebrałam się na to, żeby powiedzieć mu o swoich odczuciach, bo do tej chwili chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że między nami nie wszystko jest do końca w porządku.
- Nie to chciałem powiedzieć...
- Może nie chciałeś tego powiedzieć wprost, ale to nie zmienia faktu, że tak mnie właśnie traktujesz. Na pierwszym miejscu praca, a dopiero potem ja. Pomyśl, kiedy ostatni raz znalazłeś czas tylko dla mnie. Nawet na wakacje zabrałeś pracę ze sobą. - Mówię jednym ciągiem, robiąc przerwy tylko na krótkie wdechy. Dobrze jest wreszcie z siebie to wszystko wyrzucić.
Niemal mogę dostrzec, jak mięśnie jego twarzy drgają ze zdenerwowania.
- Przecież dobrze wiesz, że muszę to robić. Nie zachowuj się jak dziecko.
Muszę mocno zacisnąć zęby, aby nie usłyszał dźwięku pękającej we mnie struny. Całe rozdrażnienie ostatnich dni, spowodowane także przez Michaela, uderza we mnie ze zdwojoną siłą. Mam ochotę krzyknąć, żeby w ten sposób wyrazić całą swoją frustrację, ale zamiast tego obracam się zamaszyście, nie dbając o to, że uderzam przy tym włosami o jego twarz, i wychodzę z pokoju, trzaskając drzwiami. Na korytarzu opieram się plecami o ścianę i przymykam oczy, chcąc w ten sposób dać chwilę sobie na to, żeby ochłonąć, ale też i jemu, żeby mógł wszystko przemyśleć w ciszy i spokoju, a następnie wyjść za mną, żeby udać się na ten cholerny spacer. Spędzam tak minutę, a po Lucasie nie ma śladu. Na myśl, że pewnie usiadł niewzruszony do swojego MacBooka, ogarnia mnie nowa fala złości. Szybkim krokiem przemierzam korytarz i nim zdążę się zorientować, co tak właściwie robię, pukam do drzwi dwa pokoje dalej. Nad tym, dlaczego i czy słusznie postąpiłam akurat w ten sposób, zaczynam się zastanawiać zdecydowanie za późno.
Mina Stefana utwierdza mnie w przekonaniu, że powinnam była przejść obok tych drzwi obojętnie. Zaskoczenie miesza się na jego twarzy z niechęcią. Ta druga wyraźnie dominuje. Unosi brwi w pytającym geście, co uświadamia mi, że skoro już zakłóciłam jego spokój, to powinnam się teraz jakoś wytłumaczyć.
- Cześć - mówię cicho, chociaż w myślach obrzucam samą siebie wyzwiskami wyjątkowo głośno. - Jest Michael?
Po chwili wahania otwiera drzwi szerzej, jednocześnie obracając się w stronę pokoju, żeby poinformować przyjaciela o moim przyjściu. Wchodzę do środka, bo boję się, że moja podświadomość odciągnie mnie od tych drzwi równie szybko, jak do nich przyprowadziła.
Pomieszczenie nie różni się bardzo od tego, w którym mieszkamy ja i Lucas. Meble są ustawione tak samo i tylko rzeczy chłopaków przekonują mnie, że nie wróciłam do siebie. Są porozrzucane w nieładzie, ale ten widok jest dla mnie miłą odmianą od idealnego porządku, który zaprowadził u nas mój narzeczony.
Do tej pory Michi oglądał telewizję, leżąc przy tym na łóżku, ale na mój widok wstaje. Próbuję dodczytać z wyrazu jego twarzy, co czuje na mój widok. Martwi mnie to, że nie uśmiecha się, a jedynie wpatruje się we mnie ze zdziwieniem nie mniejszym niż Stefan. Pocieszające jest to, że w jego spojrzeniu przynajmniej brakuje wyraźnej niechęci.
- Cześć. - Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co mogę mu powiedzieć. Obecność Stefana wcale mi nie pomaga w szukaniu odpowiednich słów.
Michael chyba zauważa moje zmieszanie, bo posyła przyjacielowi znaczące spojrzenie. Ten jeszcze przez chwilę wpatruje się na zmianę to w niego, to we mnie, jak gdyby chciał się upewnić, czy pod jego nieobecność nie zmienię się w obślizgłą ośmiornicę chcącą udusić Michiego, aż wreszcie, ku mojej uldze, oznajmia:
- Będę u Thomasa. - Po czym zabiera ze swojego łóżka telefon i wychodzi.
Teraz Michi skupia swoją uwagę tylko na mnie, a to wcale nie pomaga mi w znalezieniu odpowiedniego tematu do rozmowy. Nerwowo pocieram tarczę zegarka, który jak zwykle znajduje się na moim lewym nadgarstku. Czuję się jak na pierwszej rozmowie w sprawie pracy, z tą różnicą, że wtedy wiedziałam, czego chcę, a teraz nie mam pojęcia, po co tak właściwie tutaj przyszłam.
- Gratuluję dzisiejszego występu - mówię cokolwiek, żeby tylko wypełnić tę krępującą ciszę jakimiś słowami.
Tak bardzo zazdrościłam dziewczynom, że mogą to zrobić, a teraz proszę. Złożyłam mu gratulacje, ale wcale nie jest mi dzięki temu lepiej. On też, zdaje się, nie to chciał usłyszeć. Patrzy na mnie wyczekująco, a gdy przez kilka chwil nie mówię nic więcej, sam zabiera głos.
- Nie rozumiem. - Potrząsa głową, jakby liczył na to, że dzięki temu wszystko się w niej ułoży i będzie mógł pojąć przyczyny mojego zachowania. - Nie odzywałaś się do mnie przez kilka dni, a teraz tak po prostu przyszłaś mi pogratulować udanego występu?
Ja też nie rozumiem. Opadam ze zrezygnowaniem na jego łóżko i chowam twarz w dłoniach. Po co tu przyszłam? Mogłam zostawić go w spokoju i pozwolić, aby żył w przeświadczeniu, że nie chcę mieć z nim więcej do czynienia.
Ale czy to jest to, czego nam naprawdę życzę?
Podnoszę głowę, kiedy czuję, że siada obok mnie. Najwyższa pora powiedzieć coś sensownego.
- Przepraszam. W Wiedniu byłam zajęta, a tutaj... Nie byłam pewna, czy nie obraziłeś się na mnie o to, że nie odpisywałam.
Nie dbam o to, że nie wyjawiam całkowitej prawdy, bo cień uśmiechu, który wreszcie pojawia się na jego twarzy, wypędza wszystkie moje obawy.
- Nie obraziłem się. Po prostu doszedłem do wniosku, że nie chcesz kontynuować tej znajomości.
Bo tak było. Może nie tyle chciałam, co uważałam to za konieczne. Ale czy zawsze w życiu muszę robić tylko to, co powinnam? Czy chociaż raz nie mogę postąpić zgodnie z tym, czego naprawdę pragnę?
- Chcę. - Jeszcze nigdy w ciągu ostatnich dni nie byłam tego pewna tak bardzo, jak teraz. - Dlatego tu przyszłam.
- Na pewno tylko dlatego? - Uśmiecha się szerzej, dając mi w ten sposób do zrozumienia, że przejrzał mnie na wylot.
Jak on to robi? Znamy się nie całe dwa tygodnie, a mam wrażenie, jakby to była wieczność.
- Nie chcę zawracać ci głowy moimi problemami.
W rzeczywistości nie czułabym się dobrze, mówiąc mu o kłótni z Lucasem.
- Mówiłem ci kiedyś, że możesz mi powiedzieć o wszystkim.
Przyjemnie jest go słuchać. Jego głos ma ciepłą barwę, która wpływa kojąco na moje nerwy zszargane po sprzeczce z Lucasem. Mam wrażenie, że jeśli mu o niej powiem, sprawi, że przestanę się nią przejmować. Dlatego mimo wcześniejszych uprzedzeń mówię:
- Zauważyłam, że w ostatnim czasie praca stała się dla Lucasa ważniejsza ode mnie. Pokłóciliśmy się o to przed chwilą. - Wracam myślami, do tego, co sobie powiedzieliśmy i milknę na chwilę. - Cholera... Po prostu chciałam pójść z nim na spacer. - Z bezsilności znów ukrywam twarz w dłoniach.
- Wstawaj. - Michael staje przede mną, a kiedy nie reaguję na jego polecenie, łapie moją dłoń i ciągnie ku górze.
Zaczynam się martwić, że jednak wcale nie ma ochoty mnie słuchać i teraz spróbuje grzecznie mnie wyprosić, dlatego ciężko jest mi go zrozumieć, kiedy oznajmia:
- Pójdziemy na spacer.
Dopiero po chwili obdarzam go radosnym uśmiechem, który natychmiast odwzajemnia. Jak to możliwe, że taki cudowny facet nie ma dziewczyny i traci swój czas akurat na mnie?
Zakłada kurtkę, po czym otwiera przede mną drzwi pokoju. Znajdujemy się na drugim piętrze, dlatego na parter szybko schodzimy schodami. I całe szczęście, bo nie mam ochoty na kolejną przejażdżkę windą. Z hotelu wychodzimy tylnym wejściem.
- Zdarzają się fani czyhający na nas przy głównym wejściu - wyjaśnia Michael.
- To świetnie. Możesz poczuć się jak gwiazda rocka w trasie koncertowej - śmieję się.
- Prędzej jak członek One Direction.
- Średnia wieku twoich fanek jest aż tak niska?
- Zdziwiłabyś się.
Świadomość, że mocno wyolbrzymia problem, sprawia, że jeszcze bardziej śmieszą mnie jego słowa. W wesołej atmosferze docieramy do pobliskiego parku, w którym już prawie w ogóle nie ma śladów po kolorowej jesieni. Jeszcze tylko gdzieniegdzie suche liście są poganiane przez wiatr, a ich smutny taniec zapowiada nadchodząca zimę. Nagie drzewa w bladym świetle latarni tworzą raczej złowieszczą aurę, ale w towarzystwie Michaela nie zwracam na to uwagi. Jego głos jest jak tarcza ochronna przed całym złem tego świata. Rozmawiamy o skokach i o samolotach, które także są jego pasją. Zastanawiam się, czy wszystko, co lubi robić, ma jakiś związek z lataniem.
Przystajemy nad niewielkim stawem, w którym pływa kilka kolorowych kaczek. Nie są szczególnie ciekawe. Nie różnią się niczym od innych kaczek, jakie w życiu widzieliśmy, ale przez chwilę przyglądamy im się w milczeniu, jakbyśmy czekali, aż wreszcie zrobią coś szalonego.
- Kiedy zauważyłaś, że praca jest dla Lucasa ważniejsza niż ty? - nawiązuje do tego, co powiedziałam mu jeszcze w hotelu.
Trzyma wzrok utkwiony w kaczkach. Domyślam się, że mówienie o moim związku nie jest dla niego najprzyjemniejsze i robi to tylko dlatego, że wie, iż potrzebuję z kimś o nim porozmawiać.
- Zawsze był nią bardzo zajęty. Po prostu mam wrażenie, że już mu na mnie nie zależy i traktuje ją tylko jako wymówkę, żeby nie spędzać czasu ze mną.
Dziwnie jest widzieć go całkowicie poważnego. Lekko marszczy czoło i pogrąża się w myślach tak bardzo, że nie zauważa jedynej kaczki, która postanowiła przełamać rutynę i zamiast nadal pływać ze swoimi towarzyszkami, odleciała w stronę pobliskich drzew.
- Wiesz, że nie na tym polega związek? Powinnaś być z kimś, kto straci dla ciebie głowę i w twoim towarzystwie będzie zapominał, że istnieje coś takiego jak praca.
Czyli z kimś takim jak on? Wzdycham głośno. Teraz to ja wpatruję się w kaczki, chcąc ukryć zakłopotanie. Kiedy wreszcie odrywam od nich wzrok, napotykam jego niebieskie oczy, wpatrujące się we mnie z mieszaniną uczuć. To sprawia, że nasuwa mi się pytanie, które, niewiele myśląc, zadaję na głos:
- Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
Daje wyraz swojemu zaskoczeniu poprzez uniesienie brwi w pytającym geście. Wiele bym dała, żeby wiedzieć, co dzieje się w tej chwili w jego głowie.
- Nie wierzyłem, dopóki sam jej nie doświadczyłem.
Nie chcę pytać, w jaki sposób jej doświadczył. Coś mi podpowiada, że odpowiedź na to pytanie przysporzyłaby mi więcej problemów moralnych niż kłótnia z narzeczonym. Mój wzrok łamie się pod jego wyczekującym spojrzeniem i wraca do kaczek. Żałuję, że poruszyłam ten temat. Nie powiedział tego na głos, ale dostrzegłam w jego oczach, jak wiele bólu mu w ten sposób zadałam.
- Mam nadzieję, że przyjdziesz jutro na skocznię kibicować nam w pierwszym konkursie indywidualnym?
Z ulgą przyjmuję tę zmianę tematu. Zapewniam go, że zjawię się na zawodach, a już po chwili ponownie mogę oglądać jego uśmiech. Powoli zmierzamy z powrotem w stronę hotelu.
Tak jak się tego spodziewam, w pokoju zastaję Lucasa całkowicie oddanego MacBookowi. To prawdziwy cud, że odrywa od niego wzrok, kiedy wchodzę.
- Gdzie byłaś? - pyta, przecierając oczy zmęczone ciągłym patrzeniem w ekran.
- Na spacerze.
- Sama?
Czyżby wreszcie zaczął się mną interesować?
- Z Michaelem - odpowiadam, nawet na niego nie patrząc.
Nie mówi o tym, ale kiedy wyłącza laptopa, domyślam się, że dotknęło go to, że po kłótni z nim spotkałam się z innym facetem. Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, mówiąc mu o tym, ale tak właściwie czemu miałabym to ukrywać? Wierzę, że da mu to do myślenia.
Nie muszę długo czekać, żeby się przekonać, że moje nadzieje nie okazały się płonne. Przez cały następny dzień Lucas nie odstępuje mnie niemal na krok, a po powrocie do Wiednia rezerwuje stolik na kolację w jednej z najlepszych restauracji w mieście.
Problem w tym, że już nie sprawia mi to należytej satysfakcji.
*
Uff. Nawet nie wiecie, jak źle mi się pisało ten rozdział. Tym razem z bardzo prozaicznej przyczyny - zepsuła mi się klawiatura w laptopie i obecnie używam takiej normalnie podłączanej do tabletu mojego brata, która jest tak mała, że ledwo mieszczą mi się na niej palce. Istna mordęga. Miałam ochotę olać pisanie i dokończyć rozdział, gdy z laptopem wszystko już będzie w porządku, ale już chyba wystarczająco długo mnie tutaj nie było. Od razu przepraszam za nieobecność u Was. Ostatnie trzy tygodnie to dla mnie istna karuzela - ciągle coś się dzieje i ciągle brak mi czasu. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie wszystko się uspokoi i będę mogła do Was zajrzeć.
Mało osób rozumie moją ekscytację, dlatego muszę się pochwalić Wam - przyszły już moje bilety na oba konkursy w Zakopanem! Już chyba najwyższa pora zacząć odliczać dni <3
Dziewiąty rozdział pojawi się już w czasie przerwy świątecznej. Mogę Wam zdradzić, że nasi bohaterowie też będą obchodzić Boże Narodzenie. A skoro już o świętach mowa, to daję Wam linka do piosenki, której uwielbiam słuchać w tym okresie - tutaj. W każdym wykonaniu jest cudowna, ale w tym chyba najbardziej urokliwa i dowcipna.
Trzymajcie się ciepło i nie zapominajcie o czapkach, szalikach i rękawiczkach przy wychodzeniu z domu! :)
Ściskam mocno i całuję!
Pierwsza, wrócę jutro!
OdpowiedzUsuńHej!
UsuńJestem przeczytałam już wczoraj, ale tak późno już było i nie miałam sił pisać do Ciebie. Przepraszam, wybaczysz mi?
Ostatnio tak sobie myślałam, że jednak te rozdziały są inne niż na początku. Nie zrozum mnie teraz jakoś źle czy coś. Uważam, że piszesz lepiej niż w pierwszy, drugim rozdziale. Wtedy rozdziały też były świetne, podobały mi się, ale teraz czytam je jak zahipnotyzowana i nie potrafię się oderwać. Codziennie odświeżałam sobie bloga, czekałam na rozdział. No i jest! Pojawił się!
Co ja mogę powiedzieć? Co ja, grafomanka mogę napisać? Jak ja mam komentować?
Chciałabym jeszcze raz powiedzieć, że Twoje opowiadanie, szczególnie teraz gdy jest już tak zimno, jest kubkiem gorącej herbaty, ale nie chcę być nudna. Jestem jak zawsze oczarowana stylem, pomysłem, wykonaniem, dopracowaniem. Ile piszesz taki jeden rozdział?
Czytając o tej sytuacji w samolocie czułam, jakbym czytała o sobie. Ja w gimnazjum, obserwująca każdy ruch mojego obiektu westchnień i chciałam zabić z zazdrości każdą laskę, do której się odezwał. Cóż za straszne czasy :(
Lisa to jest niezły numer. Niby nie, nie, zostaw mnie Michi, a jak Michi zostawia to dramat. Piękne tam napisałaś o tym, że Lisa boi się, że nie będzie następnych wspomnień.
Ja wiem, to wszystko bardzo trudne. Znowu ta stabilizacja, bezpieczeństwo i robienie tego, co wypada kontra, nie bójmy się tego!, rodzące się uczucie. Jak inaczej to nazwać? Jak mam określić jednym słowem to, co się dzieje między naszą bohaterami? Koło przyjaźni to nawet nie stało, koleżeństwo, znajomi? Nie bądźmy śmieszni.
Miłość od pierwszego wejrzenia, spacer. Pierwsza myśl po kłótni z facetem do pójście do chłopaka (z którym podobno nie chce mieć nic wspólnego), a nie koleżanki. To idzie w jednym kierunku i jeśli nie chce skończyć w trójkącie (o ile już w nim nie tkwi) to musi spławić, któregoś z panów. Chyba wszyscy wiemy o którego chodzi.
Niech Lisa nie da sobie zamydlić oczu przemianą Lucasa, bo dla mnie to zmiana krótkotrwała. Może się mylę, ale.. tak myślę.
Chyba się Ciebie nie doczekam pod piątką :( No cóż, jutro pojawi się szóstka. Będziesz?
Buziaki!
Już chyba napisałam u Ciebie pod rozdziałem wszystko, co chciałam napisać, ale skomentuję jeszcze tutaj tak dla zasady :)
UsuńMoże rozdziały są inne, bo też relacja Lisy i Michiego weszła, że tak powiem, na wyższy poziom? Ciężko mi stwierdzić, bo nie zastanawiałam się nad tym. Odpowiadając na Twoje pytanie - ten rozdział pisałam na raty przez około dwa tygodnie, ale czasem zdarza mi się, że siadam do laptopa, przyklejam się do klawiatury i mam gotowy odcinek w przeciągu dwóch-trzech dni. Chyba wszystko zależy od tego, czy mam już gotową wizję rozdziału, czy dopiero muszę wymyślić ją w trakcie. No i też od tego, jaką ilością czasu dysponuję.
Pisałam już, że uwielbiam Twoje komentarze? Zawsze trafiasz nimi w samo sedno, a poza tym są naprawdę przekochane. Ten czytałam kilka razy, bo tak miło mi się po nim robiło. Cieszę się, że jesteś <3
Nareszcie!! Wspaniały rozdzial.. Ale masz talent:) szkoda,ze nastepny dopiero na swieta, chociaz pewnie i tak bede tu zagladac codziennie z nadzieja, ze pojawi sie wczesniej ;) pozdrawiam cieplo!
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa :) to mało prawdopodobne, żeby rozdział pojawił się szybciej, bo po pierwsze mam teraz mało czasu na pisanie, a po drugie naprawdę chciałabym żeby rozdział świąteczny pojawił się w święta.
UsuńRównież pozdrawiam!
Hej Kochana :*
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny jak zwykle :)
Zazdrosna Lisa, nanana.
Stefan mnie trochę denerwuje, ale mam nadzieję, że w najbliższym czasie przekona się do Lisy, bo ona wcale nie jest taka zła. :) A już na pewno dla pana Hayboecka.
Kłótnia z Lucasem, hmm... Właściwie to dobrze się stało. W końcu powiedziała mu to co od dawna widziała, że praca jest ważniejsza od niej.
I ta końcówka: "Problem w tym, że już nie sprawia mi to należytej satysfakcji."
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
No i gratulacje! Aj, też bym chciała pojechać na któryś konkurs.
Nie wiem jak u Ciebie, ale u mnie wcale nie jest zimno, więc czapka, szalik i rękawiczki nie są potrzebne :D
Buziaki :*
U mnie właśnie wręcz przeciwnie, bez tego zestawu nie ruszam się z domu! Ale mnie jest ciepło tylko w temperaturze powyżej 20 stopni więc może dlatego :D
UsuńDziękuję za komentarz! Postaram się jak najszybciej zajrzeć do Ciebie :)
Melduję się :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak ja czekałam na nowość u ciebie! Chyba postanowiłaś wystawić naszą cierpliwość na próbę, ale... nieważne, mniejsza o to, bo rozdział jest cudowny! Naprawdę, zazdroszczę ci talentu :)
No proszę, w serduszku Lisy zasiało się małe ziarenko zazdrości? Nie spodziewałam się tego po niej, chociaż... widać, że praktycznie nie spuszcza z Michaela wzroku. To chyba o czymś świadczy :D
Bardzo się cieszę, że pokłóciła się z Lucasem. Teoretycznie w związku nie powinno być miejsca na kłótnie, ale w tym przypadku, kiedy on ma coraz mniej miejsca w sercu dla swojej narzeczonej, należało mu się. Nareszcie wygarnęła mu wszystko, co miała mu już od dawna powiedzieć. Hmm... jak to dalej się potoczy? Takie pytanie mam non stop w głowie, a ty cały czas dosypujesz mi tam kolejnych :D
Kurczę, jak ja bym chciała pojechać zimą na Puchar Świata... Szczęściara z ciebie! :) Cóż, ja niestety muszę poczekać do przyszłorocznych wakacji i LGP... :)
Trzymaj się ciepło kochana!
Buziaki :**
Latem było mi tak smutno, gdy wszyscy oprócz mnie jechali na LGP, że od razu zaczęłam odkładać pieniądze na PŚ no i się udało mimo kilku problemów :) Ty na pewno też kiedyś pojedziesz!
UsuńDziękuję za miłe słowa ♥
Całuję ;*
Witaj! Nareszcie nadrobiłam zaległości i po przeczytaniu czterech rozdziałów tak się zapędziłam,że nie zauważyłam już ósemki.Jak ten czas biegnie a Ty jie spuszczasz z tonu serwując nam takie cudenka.
OdpowiedzUsuńSzczerze watpie w obawy Lisy spowodowane tym ze Michael proboje wywrzec na nia dobre wrazenie a dalej pojsc droga jej narzeczonego.
Skoro juz przy nim jestem! Jedyną osobą która jeszcze irytuje mnie w tym wszystkim jest pan zacny Kraft.Owszem jest przyjacielem Michiego,martwi sie o niego (?) ale sposob w jali traktuje Lise...hrrrr.Lucas...człowiek maszyna,pracoholik i tak dalej i tak dalej...Praca jest wazne a lekarza tym bardziej trudniejsza,ale on ma tez narzeczoną.Nie jakąś tam typową dziewczyną tylko piękną kobietą,której pragnie każdy.Zabolało go gdy dowiedzial sie ze Lisa po kłótni z nim spotkala sie z Michim,ale to nie tedy droga...
Co do uczuc bohaterki.Przed rodzina stara sie bronic Lucasa,pokazywac sie z tej dobrej strony a potem jego towarzysto ja męczy.Za to Michael daje jej mnóstwo radości,spełnienia i przy nim czuje sie potrzebna.Na dodatek potrafi zawsze znalezc dla niej czas...Wszystkie znaki na niebie i ziemi mowia jedno...
Cóż czekam na nastepny.Ciekawi mnie kiedy nastapi przełom w kedna czy druga stronę.Zdrada?Bo Lisie trudno wybic z glowy Michaela.To takie nurtujące i niezmiernie ciekawe.
Do następnego. Buźki :***
Cieszę się, że wróciłaś <3
UsuńZdradzę, że przełom już wkrótce ;)
ale mnie długo nie było :( z jednej strony żałuję, ale z drugiej się ciesze, że miałam tyle do poczytania i jak zobaczyłam, że już koniec to się załamałam, bo taka jestem ciekawa! Uwielbiam te historie, ten klimat, wszystko.
OdpowiedzUsuńI szkoda mi M., rozumiem też Lisę, ciężko porzucić narzeczonego dla nowo poznanego mężczyzny - nawet jeżeli jest nim ktoś tak cudowny.
Nie mogę doczekać się jak rozwinie się dalej ich relacja i kiedy nastąpi ten wyczekiwany pocałunek <3
Pisz szybko dalej bo umieram z ciekawości <3
Już myślałam, że o mnie zapomniałaś! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że jednak jesteś. Dziękuję za wszystkie miłe słowa <3
UsuńWitaj! ;*
OdpowiedzUsuńCo ten Stefan? ;o Czemu on z taką niechęcią odnosi się do Lisy? Jest wręcz nad wyraz czujny i to mnie zastanawia...
Co dalej... Ech, nie dziwię się Lisie. Patrząc obiektywnie, chłodnym okiem na rzeczywistość: ma teraz rzucić w cholerę swojego NARZECZONEGO i polecieć w ramiona blondynowatego? Nie sądzę, że na to poleciałaby jakaś dziewczyna, zwłaszcza pokroju Lisy...
Czekam na więcej! ;*
Buziaki! ;*
Heej!
OdpowiedzUsuńRozdział niesamowity!
Zazdrosna Lisa, to się porobiło. Lucas naprawdę woli pracę od spędzenia czasu ze swoją kobietą... Nie dziwię się że doszło do tej kłótni. Żeby to nie mógł wyrwać się nawet ma godzinkę... I tutaj z odsieczą pojawia się Michi *-* uwielbiam go tutaj. Tylko Stefan... Mam nadzieję że z czasem złapie lepszy kontakt z naszą główną bohaterką. Dziwi mnie to, że po kłótni zamiast porozmawiać z przyjaciółką /koleżanką poszła właśnie do Michaela. Zresztą dla mnie lepiej iż uwielbiam tą dwójkę. Spacer i ta miłość od pierwszego wejrzenia. Ahh przy Michim nasza Lisa może wszystko powiedzieć.
Czekam na kolejny
Buziaczki :* !
Co do czapeczek i szaliczków to jak na razie ich nie potrzebuje :D
Jest bardzo ciepło jak na tą porę roku.
Tylko u mnie jest tak zimno? Jak wychodzę rano z domu i obrywam podmuchem zimnego wiatru, to mam ochotę zawrócić, dlatego z czapeczką i szaliczkiem w ogóle się nie rozstaję!
UsuńPrzepraszam bardzo, ale co sobie Lucas myśli? Że będzie warował przy Lisie, jak tylko ktoś się przy niej zakręci, ale jak nikogo nie będzie to może sobie ją traktować, jak powietrze? Absolutnie się nie zgadzam. Jakakolwiek sympatia, jaką czułam do niego na samym początku, zniknęła ostatecznie!
OdpowiedzUsuńZa to Michi wciąż tylko zyskuje. Z odcinka na odcinek <3!
Czekam na więcej, zastanawiając się, jak zwykle, czy może być tutaj jeszcze lepiej. Zawsze mnie zaskakujesz i okazuje się, że jest! :*
Hej!
OdpowiedzUsuńZachowanie Lucasa przechodzi już ludzkie pojęcie. Dziwię się, że Lisa tak długo to wszystko znosi.
I co? Lucas myśli, że jedną uroczystą kolacją załagodzi sytuację?
Lisę nadal ciągnie w kierunku Michaela i bardzo się cieszę z tego powodu. Wcale nie będzie mi smutno, jeśli z powodu tej znajomości Lucas i Lisa się rozstaną. Tylko trochę szkoda mi Michaela. Nie jest to chyba dla niego komfortowa sytuacja, niestety.
Rozdział cudo! Oby tak dalej!
Pozdrawiam i do następnego! :-)
Kochana!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że komentuję tak późno, ale przeczytałam rozdział już dużo wcześniej.
Po prostu ubóstwiam! Michi i Lisa...oni oboje są wspaniali. A tego całego Lucasa to bym wygoniła i przetrzepała porządnie! Jest okropny i nieczuły. A Lisa tylko na tym cierpi, więc nie ma się co dziwić, że coraz bardziej skłania się ku Michaelowi. Z resztą, jej serce podpowiada jej dokładnie to samo. Dosłownie już można powiedzieć, że "zakochała się bez pamięci". Michi w pewien sposób juz wyznał jej swoje uczucia, chociaż nie wypowiedział ich bezpośrednio i na głos. Lisa jednak doskonale zdaje sobie z tego sprawę i chyba resztkami sił próbuje się powstrzymać przed tak oczekiwanym przez nas pocałunkiem.
A Twoje opisy - mega. Zawsze będę powtarzała, że nikt tak jak Ty nie podchodzi do emocji i uczyć w tak szczegółowy sposób. Czytam wszystko wstrzymując oddech.
Czekam oczywiście na jakieś konkretne działanie (tak, niechże w końcu się trochę chociaz popieszczą! :D ) i szybko dodany nowy rozdział. I to z ustęsknieniem ;*
P.S. Ruszyłam z nowym opowiadaniem. Jeśli masz chęć zajrzeć, to zapraszam: http://jestesnadziejanalepszejutro.blogspot.com/
Ann x
Nic nie szkodzi! Cieszę się, że już jesteś <3 I dziękuję za wszystkie miłe słowa. Mogę zdradzić, że "konkretne działania" będą miały miejsce już niebawem :D
UsuńNa Twojego nowego bloga już zajrzałam, ale skomentuję prawdopodobnie w niedzielę, bo wtedy będę już po świątecznych porządkach i będę mogła zająć się tym na spokojnie.
Całuję! ;*
Z małym opóźnieniem, ale jestem! :D
OdpowiedzUsuńZ rozdziału na rozdział sprawiasz, że moja sympatia do Lucasa jest coraz mniejsza, gratulacje. Nie mam słów, żeby opisać to, jak bardzo mnie irytuje.
Michael i Lisa to coś pięknego, chyba jestem Lichael albo Misa shipper, czy coś, hahahaha. Liczę na to, że Stefan polubi Lisę i przestanie być tak wrogo do niej nastawiony.
Buziaki :*
Hejka! :* Jestem ;)
OdpowiedzUsuńJak zawsze porwałaś mnie tym rozdziałem ze świata rzeczywistości do świata Lisy i Michaela. :)
Nie jestem pewna czy to, co robi Lisa jest odpowiednie. Chodzi mi o brak odpowiedzi z jej strony na wiadomości Michaela. Wiem, że tym czynem chciała odciąć się od skoczka, ale jednak sama nie jest do końca pewna czego chce. Wydaje mi się, że przez to jej zagubienie i skoczek jest nieco zdezorientowany. Bo jednak patrząc z jego perspektywy - ona nie odpowiada na jego wiadomości, a następnie pojawia się w jego hotelowym pokoju... Jednakże szalenie podoba mi się to, że mimo iż wie, że to przez Lucasa pojawiła się w jego lokum, nie daje tego po sobie poznać i nawet nie posądza jej o traktowanie go, jako pocieszyciela. Choć de facto mógł to tak odebrać. :)
No, ten nasz Michi jest cudem. :)
A Lucas? Lucas podoba mi się coraz mniej. Dziś przeszedł samego siebie. Być może słowa "są rzeczy ważne i ważniejsze" były po prostu źle przez niego ujęte, ale jeżeli tak powiedział, to chyba tak myśli... I to nie jest fair. Lisa nie poprosiła go o Bóg wie co. Chciała iść po prostu na spacer ze swoim narzeczonym. To chyba nie jest aż tak wiele...
Michael jednak potrafił zastąpić jej narzeczonego. Wydaje mi się, że to Michi odgrywa wszelką rolę narzeczonego naszej bohaterki. I to mi się podoba. :D
Ja na miejscu Lisy kopnęła bym Lucasa w cztery litery (wybacz ;*) i dała sobie z nim spokój. Przecież on w ogóle jej nie uszczęśliwia! Właściwie, to wręcz przeciwnie. :x
No, nic. Jestem ciekawa, co nam przygotujesz pod rozdziałem dziewiątym. ^^
Z niecierpliwością go wyczekuję. ♥
Buziaki! ;*
Kiedy dokladnie mozemy sie spodziewac nowego rozdzialu? :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie kończę go pisać, więc myślę, że pojawi się wczesnym popołudniem razem ze świątecznymi życzeniami :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRozdział ósmy rewelacyjny, jak prolog, rozdział pierwszy i rozdział drugi, rozdział trzeci, rozdział czwarty, rozdział piąty ,rozdział szósty, rozdział siódmy napisany rewelacyjnym stylem, piszesz fenomenalnie. Refleksję płynące z przeczytanego rozdziału:Lucas podoba mi się coraz mniej. Dziś przeszedł samego siebie.Chciała iść po prostu na spacer ze swoim narzeczonym. To chyba nie jest aż tak wiele.Michael jednak potrafił zastąpić jej narzeczonego. Wydaje mi się, że to Michael odgrywa wszelką rolę narzeczonego Lisy.
OdpowiedzUsuń