niedziela, 18 października 2015

Rozdział piąty


Budzę się w ramionach Lucasa, ogarnięta błogim spokojem. Przeciągam się delikatnie, uważając, aby go nie obudzić. Wpatruję się w sufit, tak po prostu się uśmiechając, ale nagle uświadamiam sobie, że nie powinnam być zadowolona, bo jest coś, co wczoraj mocno wytrąciło mnie z równowagi i od tamtego czasu nie uległo zmianie. Wytężam umysł, jeszcze trochę przyćmiony przez wino, którego wypiłam w czasie kolacji więcej od Lucasa, i wtedy przypominam sobie Michiego, jego błękitne oczy i jasne włosy proszące o to, aby zanurzyć w nich palce. Mrugam kilka razy, aby odpędzić tę wizję. Powoli staję się coraz bardziej zmęczona tym ciągłym przyłapywaniem się na myśleniu o nim w sposób, w jaki nie powinnam. Przenoszę wzrok z sufitu na Lucasa, z nadzieją, że znajdę w nim coś, co zafascynuje mnie w równym stopniu, co uśmiech Michiego, ale widzę jedynie to, co zawsze. Znam go na pamięć i z zamkniętymi oczami umiałabym wskazać wszystkie piegi, pieprzyki i drobne blizny znaczące jego twarz. Już na pierwszej randce dotarło do mnie, że nie ma w nim nic wyjątkowego i na ulicy przeszłabym obok niego obojętnie. Poddaję się, bo choćbym starała się nie wiadomo jak bardzo, nie doszukam się w nim niczego nowego. Są osoby, których pierwotnie niewidoczne piękno odkrywamy powoli, z dnia na dzień. Są też takie, których urok eksploatujemy przy pierwszym spojrzeniu i z czasem tylko uświadamiamy sobie, jak pospolite w rzeczywistości są. Mnie uroda Lucasa zawsze wydawała się po prostu nijaka. Kocham go za jego wnętrze, które ujrzałam dopiero po kilku spotkaniach i dlatego cieszę się, że dałam mu szansę, by mógł mi je okazać.
    Dzwoni budzik Lucasa, dlatego nie muszę patrzeć na zegarek, aby wiedzieć, że jest siódma. Mam dokładnie dwie i pół godziny do spotkania z Michaelem. Chciałabym móc przyznać, że nie czuję z tego powodu żadnego podekscytowania, ale znów byłoby to oszukiwaniem samej siebie. Mimo wszystkich nerwów, jakich przysparza mi ta sytuacja, zwyczajnie cieszę się z tego, że go zobaczę.
    - Z samego rana uśmiechnięta... Podoba mi się to - niespodziewanie Lucas wtula się we mnie i mruczy wprost do mojego ucha.
    Gdyby tylko znał przyczynę mojego zadowolenia...
    - Moglibyśmy częściej spędzać czas tak, jak wczoraj - mówię.
    Unoszę głowę, żeby móc lekko przygryźć jego dolną wargę. Na tę zaczepkę odpowiada zachłannym pocałunkiem i leżymy tak po prostu zatraceni w sobie, nie myśląc o niczym innym. Trwa to tylko chwilę, bo ja przyłapuję się na tym, że rozważam, czy na mecz z Michim założyć spódniczkę, czy spodenki, a Lucas w końcu uświadamia sobie, że jego budzik już zadzwonił, a on wciąż nie wstał, co może spowodować obsunięcie wszystkich stałych punktów dnia. Nigdy nie ustawia w telefonie krótkich drzemek. Opuszcza łóżko po pierwszym dzwonku, niezależnie od tego, czy się wyspał, czy nie, a potem konsekwentnie realizuje wszystkie wyznaczone na dany dzień cele.
    Pół godziny później jeszcze leżę w łóżku, całą aktywność ograniczając do przełączania kanałów w telewizji za pomocą naciskania przycisku pilota, a Lucas jest już po porannej toalecie i zasiada do swojego MacBooka w celu wysłania kilku maili. Wraz z eleganckim ubraniem wraca jego dystans do mnie, nawet jeśli dziś spodnie od garnituru zastąpił ciemnymi dżinsami. Wpada w wir obowiązków i zapomina o tym, że znajduję się zaledwie dwa metry od niego i mam na sobie tylko krótką koszulę nocną.
    - Wiesz, że nie znoszę tweedowych marynarek. - Rzadko przeszkadzam mu w pracy, ale teraz po prostu nie mogę się powstrzymać.
    - Wiesz, że je lubię - mruczy pod nosem, nawet nie odrywając wzroku od ekranu komputera.
    Przewracam oczami, wykorzystując to, że na mnie nie patrzy.
    - Właściwie to i tak nie widzę cię cały dzień, więc powinno mi być wszystko jedno, co ubierasz.
    Dostrzega ukrytą skargę i wreszcie skupia swoją uwagę na mnie.
    - Możemy pójść razem na śniadanie. Obiecuję, że nie zostawię cię znowu samej - dodaje szybko, widząc, że otwieram usta, żeby coś powiedzieć. - Chociaż uważam, że to nie moja wina, że tyle jesz. - Uśmiecha się szelmowsko.
    Wydaję z siebie niemy okrzyk oburzenia i rzucam w niego poduszką. Robię to tak szybko, że nie zdąża jej złapać i trafia prosto w jego twarz. Szukam w myślach jakiejś riposty na jego zarzut, dlatego nie zauważam, gdy wstaje z krzesła i w mgnieniu oka pokonuje dzielącą nas odległość. Jedną ręką przygniata mnie do łóżka, a drugą zaczyna łaskotać. Wiję się pod nim i na zmianę śmieję się i krzyczę, błagając o litość. Nie wiem, czy to zasługa dżinsów, czy może minionej nocy, ale beztroski uśmiech pojawia się na jego twarzy, a w oczach dostrzegam błysk, którego nie widziałam już dawno.
    - Chodźmy już na to śniadanie. - Podnosi się z łóżka i wygładza marynarkę.
    - Mogę się najpierw przebrać?
    - Jeśli o mnie chodzi, to możesz zejść na dół w tej piżamie.
    - Lubisz, jak obcy mężczyźni obłapiają mnie wzrokiem?
    - Lubię mieć świadomość, że obcy mężczyźni z chęcią by cię poderwali, ale nie mogą, bo jesteś moją narzeczoną.
    Nie pamiętam, kiedy ostatni raz rozmawiałam z nim w ten sposób. Naprawdę ta jedna noc wystarczyła, żeby na nowo odkrył wszystkie moje wdzięki i przypomniał sobie to, co czuł do mnie na samym początku? Kiedy od niego odchodzę, żeby wreszcie zająć się poranną toaletą, nie wraca do komputera. Zamiast tego wciąż stoi przy łóżku i odprowadza mnie wzrokiem do łazienki. Tyle razy zastanawiałam się, co powinnam zrobić, żeby ocieplić nasze relacje, a tymczasem to spontaniczne działanie nadało świeżości naszemu związkowi.
    Na śniadanie schodzimy trzymając się za ręce. Już dawno nie byłam w tak dobrym nastroju, jak dzisiaj. Moje zadowolenie potęgują ukradkowe spojrzenia, które co chwilę posyła mi Lucas, kiedy myśli, że tego nie widzę. A gdy już udaje mi się go na takowym przyłapać, uśmiecha się jak zakochany nastolatek do dziewczyny, która po długim czasie jego jednostronnej adoracji wreszcie wyznała mu miłość.
    Powoli jemy śniadanie, rozmawiając o błahych sprawach. Mówię mu, że umówiłam się na mecz z Michaelem i przez chwilę boję się, że to mu się nie spodoba, ale on po prostu życzy mi powodzenia i zapewnia, że wierzy w moją wygraną. Traktuję to jako dowód zaufania i źle się czuję z tym, że przemilczam tańce w klubie i wypad do kawiarni. Powtarzam sobie, że nie mówię mu o tym, bo to nic ważnego, ale gdyby istotnie tak było, to czy nie mogłabym mu o tym powiedzieć bez obawy, że to go zdenerwuje? Żeby uspokoić swoje sumienie, postanawiam, że jeśli dzisiaj potraktuję Michiego jako kolegę, to będzie to dostateczny dowód mojej wierności Lucasowi.
    Po powrocie do pokoju rozplanowuję pracę tak, aby zająć się nią po meczu. Kiedy Lucas wychodzi, po wcześniejszym pożegnaniu mnie czułym pocałunkiem, zajmuję się już tylko przygotowaniami do gry. Z dna szafy wygrzebuję niewielką torbę sportową i chowam do niej rakietę oraz ubrania, z wyborem których nie mam dużych problemów, bo wzięłam tylko dwa zestawy do gry w tenisa, wiedząc, że nie znajdę na nią wiele czasu. Ostatecznie decyduję się na spodenki, a spódniczkę odkładam z powrotem do szafy.
    Minutę po dziewiątej trzydzieści słyszę pukanie do drzwi. Jestem gotowa do wyjścia i jeszcze tylko muszę wrzucić do torby telefon, ale nigdzie nie mogę go znaleźć. Pukanie rozlega się znowu, dlatego na chwilę daję sobie spokój i po zrobieniu głębokiego wdechu, naciskam klamkę. Czas skończyć tę szopkę i uświadomić sobie, że wcale się w nim nie zakochałam.
    Ale niezależnie od tego, co cały czas powtarzam sobie w myślach, moje serce lekko drży na jego widok. Nonszalancko opiera się o ścianę, ale gdy pojawiam się przed nim, odrywa się od niej i nieśmiało uśmiecha. Porównuję jego swobodę z elegancją Lucasa. Paradoksalnie, to Michael wygląda jak większość mężczyzn mijających mnie codziennie na ulicach, ale to od niego, a nie od narzeczonego, nie potrafię oderwać wzroku.
    - Gotowa? - pyta entuzjastycznie i nie mogę pozbyć się wrażenia, że niecierpliwie wyczekiwał tego spotkania już od momentu, gdy rozstaliśmy się poprzedniego dnia. Jaka szkoda, że mnie nie wolno tak po prostu nie móc się doczekać, aż zobaczę go ponownie.
    - Nie mogę znaleźć telefonu. Wejdź na chwilę. - Otwieram drzwi szerzej.
    Czekam, aż znajdzie się w środku i zabieram się za ponowne poszukiwania. Sprawdzam szuflady w biurku i szafkach, zaglądam pod poduszki i kołdrę. Michi przygląda mi się, dłonią próbując zakryć uśmiech. Nie udaje mu się to - zdradzają go iskierki w oczach, potęgujące wrażenie głębi ich błękitu.
    - Cierpliwość chyba nie jest twoją mocną stroną - zauważa, a w jego głosie wyraźnie da się słyszeć rozbawienie.
    Nie umiem pozostać poważna. Wyciągam głowę spod łóżka i odwzajemniam jego uśmiech.
    - Po prostu nie lubię, gdy ktoś na mnie czeka.
    - Nigdzie się nie spieszę. Ale pomogę ci.
    Wyciąga z kieszeni dżinsów swój telefon, a ja czuję, że się czerwienię. Przecież to takie oczywiste, że może do mnie zadzwonić i w ten sposób oszczędzić mi poszukiwań.
    - Czekałem, aż mnie o to poprosisz, ale zdaje się, że lubisz czołgać się po podłodze.
    - Kawalarz.
    Unosi brew w geście udawanego zdziwienia. Mam ochotę rzucić w niego poduszką, ale przypominam sobie, że tak samo postąpiłam wcześniej w stosunku do Lucasa i to mnie powstrzymuje.
    Dzwonek telefonu dochodzi spod szafki nocnej. Wyciągam go stamtąd, zastanawiając się, jakim sposobem się tam znalazł.
    - Dzięki za pomoc - nie udaje mi się wyzbyć z głosu nuty sarkazmu.
    - Drobnostka. - Pokazuje w uśmiechu dwa równe rzędy zębów. Początkowo mierżę go poirytowanym spojrzeniem, ale po chwili przegrywam walkę z samą sobą i muszę się odwrócić, żeby nie widział, jak kąciki moich ust unoszą się wysoko.
    Wrzucam telefon do torby, a następnie poprawiam przed lustrem fryzurę, która zburzyła się trochę, kiedy przeszukiwałam podłogę pod łóżkiem. Gdy przenoszę wzrok z powrotem na Michaela, on jest zwrócony tyłem do mnie i przygląda się ekranowi mojego laptopa stojącego na biurku. Widocznie zapomniałam go wyłączyć. Podchodzę do niego i również patrzę na zdjęcie ustawione na tapecie. W momencie jego zrobienia miałam około sześciu lat i brakowało mi kilku zębów mlecznych, w miejscu których dopiero wyrastały stałe. Dzięki mojemu szerokiemu uśmiechowi jest to dobrze widoczne.
    - To ty? - pyta, a kiedy odpowiadam twierdząco, dodaje - Czemu już się tak nie czeszesz?
    Przewracam oczami, okazując w ten sposób dezaprobatę, ale znów nie umiem zachować powagi i parskam śmiechem.
    - Widzę, że humor ci dziś dopisuje - stwierdzam.
    - Bo wiem, że czeka mnie mecz, który wygram.
    Dźgam go palcem wskazującym w pierś, kiedy mówię:
    - Na twoim miejscu nie byłabym tego taka pewna.
    - Czyżby?
    Nie odpowiadam, bo wraca spojrzeniem do zdjęcia. Nie mam pojęcia, co go tak w nim interesuje, dopóki nie zadaje kolejnego pytania:
    - Co to za lalka?
    Patrzę na miejsce, które wskazał i dostrzegam lalkę siedzącą u moich stóp, sięgającą mi do kolan. To zadziwiające, że nie zwróciłam na nią uwagi, bo wiąże się z nią wiele moich wspomnień. Zabawka po prostu wtapia się w tło i jestem pełna podziwu dla Michaela za to, że ją zauważył.
    - To Heidi. Dostałam ją po mamie i to dlatego wygląda na taką zmęczoną życiem. Miałam wiele lalek, ale ta była moją ulubioną, chociaż miała więcej lat niż ja.
    Wracam myślami do minionych lat i prawie podskakuję ze strachu, gdy mój towarzysz odzywa się ponownie.
    - I co się z nią stało?
    Uśmiecham się smutno. Dawniej na to wspomnienie wybuchałam niepohamowanym płaczem, ale z biegiem lat przeszła mi tęsknota za Heidi, chociaż nadal żywię do niej ogromny sentyment.
    - Moja młodsza kuzynka oderwała jej głowę i tato ją wyrzucił.
    - Tak po prostu? - Marszczy brwi. Domyślam się, że jest zdegustowany zachowaniem mojego ojca. Co to za rodzic, który pozbawia dziecko wprawdzie uszkodzonej ale wciąż ulubionej zabawki?
    - Obiecał, że kupi mi drugą taką samą, ale problem w tym, że już za czasów dzieciństwa mojej mamy te lalki przestały być produkowane. Bardzo się starał, żeby znaleźć chociaż jedną, ale po prostu mu się nie udało, a na odzyskanie Heidi było już za późno. Z czasem o tym zapomniał, a ja trochę bałam mu się przypomnieć... No ale zostawmy te tkliwe historyjki i chodźmy zagrać ten mecz. - Odpędzam nawałnicę wspomnień i skupiam się na chwili obecnej.
    Wyłączam komputer, biorę do ręki torbę oraz kartę do drzwi i wychodzimy z pokoju.
    - Mnie też kiedyś rodzice obiecali zabawkę, której nigdy nie dostałem - mówi Michael, gdy idziemy korytarzem w kierunku windy.
    - Też lalkę? - Uśmiecham się zadziornie, na co kręci głową z udawaną dezaprobatą.
    - Samolot. To znaczy model samolotu - dodaje, widząc moje zdziwienie.
    - Jaki? - pytam bardziej dla podtrzymania rozmowy, niż z ciekawości, bo jesteśmy coraz bliżej windy, która napawa mnie lękiem w pełni uzasadnionym związanymi z nią przeżyciami.
    - Będziesz wiedziała, kiedy powiem, jaki to był model? - Kiwa głową ze śmiechem, kiedy odpowiadam przecząco. - Pokażę ci go kiedyś na zdjęciach.
    Wchodzimy do windy. Biorę głęboki wdech, gdy jej drzwi zamykają się za nami. Dostaję od mojego narzeczonego wszystko, czego potrzebuję, więc nie muszę szukać wrażeń gdzie indziej. Wiem o tym, ale moje ciało znów okazuje się być zdrajcą. Zalewa mnie fala gorąca. Poluźniam wiązanie szalika, ale to wcale nie sprawia, że jest mi chłodniej. Z każdą sekundą robi się coraz bardziej niezręcznie. W końcu nie wytrzymuję napięcia i patrzę na Michaela, ciekawa, czy ta sytuacja w nim też wzbudza tyle emocji. Oparty o ścianę, z dłońmi schowanymi w kieszeniach dżinsów, wydaje się być całkowicie rozluźniony, ale jego wyraz twarzy ujawnia lekkie napięcie. Szybko zauważa, że na niego patrzę i łączy swoje spojrzenie z moim. Znów uderza mnie głębia błękitu jego oczu, od której nie potrafię oderwać wzroku, chociaż wiem, że powinnam. Skonsternowana lekko przygryzam dolną wargę, nim zdążę sobie uświadomić, że Michael może to odebrać w niewłaściwy sposób. Na szczęście drzwi windy otwierają się, uwalniając nas od niezręcznej ciszy. Odwracam głowę, próbując ukryć zmieszanie i wychodzę z niej, a mój towarzysz za mną. Dwuznaczne spojrzenia i nieuzasadnione skrępowanie zostawiamy w środku. W hotelowym lobby na powrót stajemy się parą znajomych, która postanowiła wybrać się na mecz tenisa.
    Na parkingu stoi kilka aut, dlatego, w czasie kiedy Michael szuka w torbie kluczyków, urządzam sobie minizabawę i próbuję zgadnąć, które jest jego. Od razu odrzucam czarne Renault Clio, ponieważ wiem, że jeździ nim Leah. Po uznaniu, że żaden z pięciu samochodów wyglądających na należące do posiadaczy przynajmniej czteroosobowej rodziny z całą pewnością nie jest własnością Michiego, zostają mi do wyboru czarne Volvo XC90 i srebrne Porsche Panamera. To drugie bardziej pasuje do jego chłopięcego uśmiechu i luźnego sposobu bycia, dlatego przewiduję, że to właśnie do niego zaraz wsiądziemy. Jestem bliska wydania z siebie okrzyku triumfu, kiedy Michi wreszcie wyciąga z torby kluczki opatrzone logiem marki Porsche.
    Wrzucamy torby do bagażnika, po czym wsiadamy do środka. To auto jest zupełnie inne od auta Lucasa. Nosi na sobie wiele śladów pozostawionych przez właściciela, takich jak magazyny sportowe leżące na tylnych siedzeniach, czy paczka orzechów laskowych i miętowych gum do żucia porzucona obok skrzyni biegów. Tymczasem wewnątrz audi mojego narzeczonego panuje idealny porządek, czyniący je wręcz bezosobowym. Na miejscu pasażera obok Michiego czuję się zdecydowanie lepiej - paradoksalnie to perfekcyjna czystość jest bardziej przytłaczająca, niż lekki bałagan dający poczucie swobody.
    - Jesteś gościem, więc możesz wybrać muzykę. - Nachyla się nad dzielącą nas dźwignią skrzyni biegów i wyciąga ze schowka kilka płyt, które następnie mi wręcza.
    Większość to oryginalne albumy ale zdarzają się pirackie wersje. Przeważa niemiecki hip-hop, co sprawia, że tracę nadzieję na znalezienie czegoś, czego miałabym ochotę posłuchać, ale wtedy natrafiam na Only By The Night Kings of Leon i składankę The Killers.
    - Indie rock? - pytam zaskoczona.
    W odpowiedzi posyła mi jedynie uśmiech mówiący "jeszcze nie raz cię zaskoczę".
    - O Boże, uwielbiam tę płytę! - Nie umiem powstrzymać entuzjazmu, kiedy na koniec natrafiam na "AM".
    - Ty i Arctic Monkeys? - Teraz to on jest zdziwiony moim gustem muzycznym. - Obstawiałbym raczej Whitney Houston albo Adele.
    Wkłada płytę do odtwarzacza i dopiero wtedy odpala silnik i wyjeżdża z parkingu. Nie umiem się powstrzymać przed uderzaniem palcami o kolano do rytmu "Do I Wanna Know?", a gdy nadchodzi czas refrenu, oboje dołączamy ze swoim śpiewem do Alexa Turnera. Michi wykrzywia przy tym twarz w grymasie godnym zawodowego rockmana, co sprawia, że wybucham śmiechem, który powraca do mnie za każdym razem, gdy na niego spojrzę.
    Nadal nucę tę piosenkę, kiedy wychodzę z szatni na kort, gdzie czeka już na mnie Michael.
    - Chyba trochę się skurczyłaś - zauważa, patrząc znacząco na moje buty.
    Ze śmiechem uchyla się od mojej rakiety, unikając ciosu prosto w głowę.
    - Ciężko byłoby grać w szpilkach - odpowiadam.
    - Chciałbym to zobaczyć.
    - Żeby potem wieźć mnie do szpitala ze skręconą kostką?
    - Pośpiewalibyśmy sobie trochę po drodze.
    Kręcę głową z udawaną dezaprobatą. Jak on to robi, że cały czas się przy nim uśmiecham?
    Po szybkiej rozgrzewce oboje jesteśmy gotowi do gry. Przestaje być dla mnie obiektem niezrozumiałych uczuć, a staje się wymagającym przeciwnikiem, którego traktuję całkowicie bezosobowo. Staram się przewidzieć jego kolejne zagrania i tylko od czasu do czasu przyłapuję się na myśleniu o tym, że sposób, w jaki odgarnia opadające na czoło włosy, jest niezwykle uroczy.
    Przegrywam pierwszego seta 5:7. Michael próbuje udawać, że to zwycięstwo przyszło mu łatwo, a dodatkowego gema rozegraliśmy tylko dlatego, że od czasu do czasu dopisywało mi szczęście, ale dostrzegam w jego spojrzeniu podziw dla mojego sposobu gry. To dodatkowo mnie motywuje. W drugim secie wiem już, jakie błędy najczęściej popełnia mój przeciwnik i doskonale je wykorzystuję. Wygrywam 6:4. Już dawno nic mnie tak nie satysfakcjonowało jak dobrze widoczne oznaki jego zmęczenia. Przestaje być pewien swojego zwycięstwa i w decydującym secie charakterystyczny dla jego sposobu bycia luz całkowicie go opuszcza. Jest tak spięty, że gubi się w prostych zagraniach i ratują go tylko moje błędy, wynikające z tego, że już czuję, że wygram i nie skupiam się dostatecznie mocno. Ostatecznie kończymy set wynikiem 7:5 dla mnie.
    - W życiu nie zaproponowałbym ci tego meczu, gdybym wiedział, że jesteś w to taka dobra. Nie mam pojęcia, jak doczołgam się na popołudniowy trening - mówi powoli, pomiędzy urywanymi wdechami.
    Częstuję go takim samym złośliwym uśmieszkiem, z jakim on skomentował mój niski wzrost spowodowany brakiem butów na obcasach.
    - Liczyłeś na spokojne odbijanie piłki nad siatką całkowicie po przyjacielsku?
    - Szczerze mówiąc, myślałem, że grasz w tenisa tylko okazjonalnie i tak to właśnie będzie wyglądało. Ale amatorką nie jesteś z całą pewnością.
    - Trenowałam od dzieciństwa aż do szkoły średniej. Przestałam, bo... - Zawahałam się na wspomnienie tych wszystkich rozmów z ojcem, w czasie których próbował mnie przekonać, że bycie lekarzem gwarantuje lepszą przyszłość niż kariera sportowa. Chciałam pozostać przy tenisie za wszelką cenę, ale ostatecznie udało mu się i rzuciłam treningi, żeby całkowicie skupić się na nauce. - Medycyna wymaga poświęceń. Tak samo jak sport. Musiałam coś wybrać.
    Teraz mówię o tym bez emocji, a jedyną oznaką tego, jak trudne było dla mnie podjęcie tej decyzji, jest smutny uśmiech. Nie wiem, czy dzieje się tak dlatego, że Michael umie zajrzeć w głąb mojej duszy, czy może po prostu wie o czym mówię, bo bycie skoczkiem narciarskim też wymaga od niego wielu wyrzeczeń, ale dostrzegam w jego oczach całkowite zrozumienie.
    - Byłabyś dobrą tenisistką. - Dłonią, w której nie trzyma ręcznika, delikatnie gładzi moje ramię. Czuję dreszcze biegnące wzdłuż kręgosłupa, mimo tego, że po zakończonym chwilę temu wysiłku jestem jeszcze rozgrzana.
    - Teraz mogę być już tylko dobrym lekarzem.
    Kiedy tak patrzę na niego - człowieka oddanego swojej pasji, mającego na koncie kilka znaczących sukcesów i duże szanse na odniesienie kolejnych, być może jeszcze większych - a jednocześnie myślę, że gdybym kilka lat temu podjęła inną decyzję, być może dziś mogłabym wejść na swoją własną stronę na Wikipedii, nie umiem powstrzymać łez napływających mi do oczu. Nie umykają one uwadze Michiego.
    - Hej, Lisa... Spokojnie. - Uśmiecha się, chcąc dodać mi otuchy, ale to nie pomaga.
    Nie mogę się powstrzymać. Przytulam się do niego, opierając podbródek na jego kościstym ramieniu. Nie przeszkadza mi nawet to, że po wyczerpującej grze oboje jesteśmy spoceni. Gdy czuję, jak gładzi dłońmi moje plecy - na początku niepewnie, później trochę bardziej zdecydowanie, ale nadal z tą samą delikatnością - jest mi tak przyjemnie, że przymykam oczy, a po chwili łzy znikają, zostawiając po sobie jedynie ledwo dostrzegalną pamiątkę w postaci mokrych rzęs.
    - Przepraszam - mówię w końcu, odsuwając się od niego. - Po prostu już dawno nie rozmawiałam o tym z nikim, kto by mnie rozumiał.
    Błysk, który pojawia się w jego błękitnych oczach, kiedy wypowiadam te słowa, trafia wprost do mojego serca, bijącego szybciej już nie z powodu intensywnej gry. Nie musi nic mówić, żebym wiedziała, że on też dostrzega tę tworzącą się pomiędzy nami nić zrozumienia. Mam ochotę ponownie go przytulić, ale powstrzymuje mnie przed tym resztka silnej woli.
    - Możesz porozmawiać ze mną zawsze, gdy tylko będziesz tego potrzebowała - zapewnia, a ja intuicyjnie czuję, że nie są to tylko puste słowa.

*

Cześć wszystkim! Znów zjawiam się wyjątkowo szybko jak na mnie. Udało mi się wreszcie ogarnąć życie w roku szkolnym i mam czas na pisanie, a ostatnio dałam nawet radę zacząć oglądać "Dextera". Z czytaniem "Starcia królów" jest trochę gorzej, ale i tak możecie być ze mnie dumne.
Czas na ogłoszenia parafialne. Cieszę się ogromnie, że czytacie to opowiadanie. Dziękuję Wam za to z całego serca, ale smuci mnie to, że liczba komentarzy jest tak mała w porównaniu do liczby wyświetleń. Rozumiem, że są osoby, które nie mają w zwyczaju zostawiania komentarzy, ale ja naprawdę chciałabym znać opinię każdej z Was, bo to pomaga mi przy pisaniu kolejnych rozdziałów. I nie mam tu na myśli tego, że dajecie mi dużo motywacji (chociaż tak oczywiście też jest! <3), tylko to, że wiem, np. jakich scen zamieszczać więcej, a jakich mniej. Nie mówiąc już o tym, że nie jestem świadoma wielu błędów, które popełniam i bardzo bym się cieszyła, gdybyście je wskazywały. No a poza tym, jak zostawicie po sobie komentarz, to będę mogła do Was wpaść. Obiecuję, że zostawię ślad u każdej z Was. Nie wszędzie zostanę na dłużej, bo nie wszystko mi się spodoba, ale chciałabym chociaż spróbować.
Sprawa druga: proszę o wybaczenie słabego opisu meczu Lisy i Michaela. Interesowałam się trochę tenisem w podstawówce, nawet przez pewien czas biegałam po kortach z rakietą, ale potem to się jakoś tak skończyło i teraz oglądam jedynie niektóre ważniejsze mecze Polaków. Wolałam napisać niewiele w oparciu o tę nikłą wiedzę, jaką posiadam, niż wypisywać durnoty.
Postanowiłam usunąć z bloga playlistę i po prostu dodawać muzykę do odpowiednich fragmentów w rozdziałach. W ten sposób łatwiej będzie Wam się wczuć w atmosferę, bo to są piosenki, przy których ja często piszę. Tak przy okazji - zakochałam się w "Long Way Down" Toma Odella. Polecam z całego serduszka tym, które są tak samo opóźnione jak ja i dwa lata po wydaniu jeszcze nie przesłuchały tego albumu XD
Kończę już, bo trochę się rozpisałam. Jeszcze tylko jedno: 12681820 - to moje GG, na które wprawdzie wchodzę raz na rok (dosłownie), ale mogę to robić częściej. Także gdyby ktoś chciał pogadać, to zapraszam :)
Całuję i ściskam mocno ;*

25 komentarzy:

  1. Witaj :*
    Znam twój ból dotyczący ilości komentarzy ;(
    A rozdział oczywiście genialny! *.*
    Lisa i Michael są tacy słodcy jako przyjaciele ale jako para widzą mi się jeszcze lepiej :3 Wiem,wiem zbytnio wybiegam w przyszłość :P Ale tak wlasnie widzę ich przyszłość <3
    Zapraszam Cię także ba mojego bloga zmierzającemu ku końcowi...jak narazie na króciutki,spóźniony rozdział 37 :*
    http://skispringenistmeineliebe.blogspot.com/2015/10/rozdzia-37.html?m=1
    Z góry bardzo dziękuje za wizytę ;)
    Buziaki i weny :*
    Gabi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może ta przyszłość wcale nie jest aż tak daleka? ;>
      Dziękuję za miłe słowa :)

      Usuń
  2. Hej. Mimo, ze okropnie bolą mnie oczy dałam rade przeczytać ;) rozdział jak zwykle rewelacyjny! Uzależniłam się po prostu od tej historii. Ktoś tu się chyba na maksa zauroczył, a może juz zakochał? Ta historia mnie naprawdę wkręciła. Z niecierpliwością czekam na jej rozwinięcie. Na początku chwile jak na początku, czułości. A potem juz Michi *_*
    Czekam na kolejny. Buziaki :*
    I przepraszam, ze komentarz taki jaki jest czyli bezsensowny, ale ja juz po prostu odpadam na dzis :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za takie poświęcenie <3
      Nawet nie wiesz, jak ja się wkręciłam w tę historię. Najchętniej wcale nie odchodziłabym od laptopa i tylko pisała i pisała.
      Całuję ;*

      Usuń
  3. Jestem :)
    Po pierwsze (+powtarzam to już chyba trzeci raz): Lisa i Michael ♥
    Są mega słodcy i dobrze się razem bawią, więc nawet jeśli jeszcze nie teraz to w najbliższej przyszłości zacznie się coś więcej dziać ;)
    Po drugie: Arctic Monkeys :* :* O mamuniu! Kocham, kocham, kocham!

    Czekam na kolejny! :*

    Wiem, że czytasz już jeden z moich blogów, ale bardzo byłabym wdzięczna jakbyś zajrzała też na tajemnice-ammannow.blogspot.com, bo to tak jakby moje ukochane dzieciątko ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam Arctic Monkeys, a szczególnie "Do I Wanna Know?", dlatego nie mogłam się powstrzymać i kazałam Lisie i Michiemu też ich posłuchać. Na przejażdżkę samochodem ta piosenka jest idealna!
      Z pewnością zajrzę do Twojego "ukochanego dzieciątka". Już od dawna planuję to zrobić, ale ciągle brakuje mi czasu. Daj mi jeszcze chwilkę! ;*

      Usuń
  4. Melduję się ♥
    Kochana, pomimo iż za oknem ostatnio ciągle szaro i deszczowo, to u ciebie jednak zawsze świeci takie słoneczko. Jak czytam tą historię, to jakoś tak weselej na serduszku... Dobra, kończę swoje wywody pogodowo-emocjonalne, bo pewnie mało cię interesują :D
    Co do rozdziału, genialny! Nie znam innego słowa, które by mi tutaj lepiej pasowało. Świetnie piszesz, nie mam co do tego wątpliwości i z każdą kolejną częścią utwierdzam się w tym przekonaniu :)
    Lisa i Michael. Słodkość do potęgi. I tak się teraz zastanawiam... skoro w swoim towarzystwie tak dobrze się czują, to może coś jednak z tego wyjdzie w niedalekiej przyszłości? Mam nadzieję, że na zwykłej przyjaźni się nie skończy, bo szkoda by było marnować takiej znajomości :)
    Jeśli chodzi o stronę muzyczną, Tom Odell jest po prostu geniuszem! Cała płyta jest cudowna, słucham ją już od dawna i ciągle mi się podoba :) Haha, widzę, że nie tylko ja znajduję tak dobrych wokalistów z "poślizgiem" xD
    Czekam na kolejne! ♥
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nie! Bardzo mnie interesują Twoje wywody pogodowo-emocjonalne, bo pokazują mi, że osiągam zamierzony cel! Bardzo bym chciała, żebyście się uśmiechały za każdym razem, gdy czytacie to opowiadanie i żeby umilało Wam ono życie w tę paskudną pogodę. To zawsze miała być lekka historia, do której miło będzie wrócić i mam nadzieję, że taka właśnie dla Was jest <3
      Tak, Tom Odell po prostu się nie nudzi. "Another love" znam już od dawna, a jednak za każdym razem słucham jej z takimi samymi intensywnymi emocjami. A cała płyta to po prostu magia. Uwielbiam jego głos i to jak się wczuwa w każdą piosenkę.
      Dziękuję za miłe słowa <3 Nic tak nie motywuje do pisania, jak one :)
      Całuję ;*

      Usuń
  5. Genialny ;*
    Jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy naszych bohaterów ;)
    Czekam na następny :)
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny rozdział powinien się ukazać najpóźniej za dwa tygodnie :)
      Całuję ;*

      Usuń
  6. Halo, halo! Dziękuję za odwiedzenie mojego bloga i już rozpoczęłam przygodę z Twoim :). Póki co jestem na etapie prologu, ale jutro nadrobię z rozdziałami. Komentuję pod najnowszym postem, więc pewnie na tle innych komentujących rozdział będę wyglądać śmiesznie pisząc, że jestem ciekawa, co może wyniknąć z tej historii. Jeszcze nie wiem, jaki jest Lucas, ale wygląda na to, że Lisa go kocha, więc chyba nie będzie postacią, o której myśli się "niech go w końcu zostawi", I jaką rolę w ich związku odegra Michael? Jutro zobaczę, co tam wymyśliłaś i na pewno podzielę się swoimi refleksjami! Pozdrawiam :)
    http://yourelectriclove.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ok, nadrobienie nie zajęło mi tak dużo, jak myślałam, bo przeczytałam wszystko na raz! Z przykrością stwierdzam, że jednak bardzo się myliłam odnośnie Lucasa. Nie jest złym facetem, ale na pewno nie takim, przy którym chciałoby się, żeby Lisa została. Osobiście nawet trochę żałuję, że nie stworzyłaś go bardziej "przystępnego". Lubię takie "moralne dylematy" kogo powinna wybrać :). Zostaję tu na dłużej i czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za to, że jesteś i za wyrażenie szczerej opinii! Długo zastanawiałam się nad postacią Lucasa i uważam, że dobrze zrobiłam kreując ją tak, a nie inaczej, bo gdyby był bardziej "przystępny", to wdając się w romans z innym facetem, Lisa wyszłaby na niezłą sukę, a tego chciałam uniknąć XD

      Usuń
    2. Myślę, że pewnie tak właśnie by było :). Czyżbyś się właśnie wydała odnośnie romansu :> (nie, żeby to było jakieś wielkie zdziwienie, ale jednak :D :D ). W ogóle zauważyłam, że jesteś jeszcze uczennicą. Naprawdę duży szacunek za tak dojrzałe pisanie!

      Usuń
    3. No tak, kto by pomyślał, że Lisa może wdać się w romans z Michaelem??? :D Owszem, jestem jeszcze w liceum i nawet nie wiesz, jak ten fakt mi utrudnia pisanie, bo nieznajomość życia sprawia, że nie umiem opisać wielu rzeczy tak, jakbym chciała. Ale cieszę się, że widać moje starania :)

      Usuń
  8. W końcu jestem.
    Rozdział świetny :)
    Jeśli Lisa i Michael świetnie się dogadają i widać ewidentnie ze coś ich po malu do siebie zbliża. I nie da się tego ukryć.
    Niech Lucas sobie przypomni o dziewczynie bo będzie za późno.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i weny życzę :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lucas powoli przypomina sobie o narzeczonej, ale czy przypadkiem już teraz nie jest za późno? ;>
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  9. Bardzo interesujący pomysł na opowiadanie. Co prawda skoki narciarskie to totalnie nie moja bajka ale twoja historia jak najbardziej jest ujmująca. Powodzenia i życzę weny :)

    Zapraszam również na mojego bloga http://dangerous-love-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejka! :D
    W końcu udało mi się tutaj wpaść, za co dziękuję panu dyrektorowi, który sprawił, że w czwartki do szkoły chodzę na 9:40 i mogłam tutaj zajrzeć. ^^
    Rozdział? Bajka! *.*
    Nawet nie wiem, jak bardzo pokochałam to opowiadanie! Jest takie magiczne i PROFESJONALNE! :D
    Lucas zmienił swoje podejście. I to jest wspaniałe! Czy nie mógł być taki cały czas? Gdyby ich relacja cały czas wyglądała tak, jak teraz, to jestem wręcz przekonana, że to, co czuje nasza Lisa wyglądałoby inaczej. I w syosunku do doktorka i w stosunku do skoczka. Wydaje mi się, że wówczas to Lucas byłby w korzystniejszej sytuacji. :)
    Mimo wszystko cieszę się, że odnalazł tę odrobinę beztroskiego chłopaka w sobie. :)
    A Michi?
    No po prostu IDEAŁ! Choć wiem, że takowy nie istnieje, ale bardzo, bardzo podoba mi się ten chłopak. :) Zastanawia mnie jego zainteresowanie lalką Lisy. :) A opis meczu? Od razu widać, że miałaś styczność z tym sportem. ^^
    Ostatnim zdaniem Michi totalnie mnie kupił. Wydaje mi się, że Lisę także. :D
    Czekam na kolejny! ❤❤
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochany pan dyrektor! Ja z moim mam w-f i ostatnio powiedział mi, że jak nie chcę, to nie muszę ćwiczyć. Są jednak przyjaźni nauczyciele na tym świecie!
      Szczerze mówiąc, nie podoba mi się postać Michiego przez to, że jest taki idealny, ale totalnie nie mam na niego pomysłu. Wydaje mi się, że niestety po prostu musi taki być. Dlatego cieszę się, że mimo wszystko lubisz go Ty, a także inne czytelniczki :)
      Całuję ;*

      Usuń
  11. Cześć!
    Na wstępie chciałam Cię bardzo przeprosić za to, że zjawiam się tak późno, bo link do swojego bloga zostawiłaś u mnie już jakiś czas temu, ale tak to jest u mnie z czasem.
    No ale jest postęp! W końcu tu dotarłam i jedyne czego żałuję to tego, że zrobiłam to tak późno.
    Nie wiem czy jest sens, żebym rozpływała się w zachwytach nad tym, jak i co piszesz, bo na pewno dobrze to wiesz, że jesteś dobra w tym co robisz :-)
    Wybacz, że nie skomentuję dokładnie tego rozdziału, bo przeczytałam całość naraz i teraz nie wiem o czym mogłabym napisać tak konkretnie, ale obiecuję się poprawić. Wpadnę na pewno przy okazji następnego, nowego rozdziału i może wtedy mnie natchnie i napisze coś sensownego :-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej późno, niż wcale :D rozumiem Cię doskonale, bo sama dwoję się i troję, żeby znaleźć czas na blogowanie.
      Cieszę się, że spodobało Ci się to opowiadanie :)
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  12. hej!
    No to jest Twoja wina, że mnie tu nie było, bo mnie nie informowałaś, a musisz wiedzieć, że ja niedługo o własnej głowie zapomnę. Niby wiedziałam, że mam zajrzeć, bo pewnie coś jest, ale jakoś tak uciekło, gdy włączyłam laptopa. Ale co ja się tłumaczę to twoja wina.
    Wcale nie psujesz tego opowiadania. Jest napisane tak ładnie. Wszystko do siebie pasuje, nie ma jakiś wstawek z dupy. Każdy element sens, coś oznacza. Czytam teraz wiele opowiadań i przyznam ci się szczerze, że jest niewiele takich blogów jak Twoje. Dobrze napisane, przyjemnie się czyta no i historia wciąga. Chce się czytać i czytać. Nie zdajesz sobie sprawy, jakie to istotne i jak wysoko znajduję się twój blog w moim rankingu, Dlatego się zastanawiam, dlaczego zapomniałam tu wpaść. Ale taka już jestem, roztrzepana.
    Myślę, że piszesz lepiej niż ja. Może to wina, że twoje opowiadanie jest jes no wiem.. bardziej słoneczne i przyjemne? A moje to dramat za dramatem, przykryty dramatem. Nie chodzi mi o to, że twój blog jest przesłodzony czy banalny. Nie o to chodzi! Po prostu jest dobry. Ludzie są dobrzy, sytuacje są dobre i chociaż jest źle czasem to nie odzierasz mnie z nadziei. Nie ma tu pompatycznych zdarzeń, które ocierałyby się o groteskę. Nikt nie ryczy co chwilę i nie chce popełniać samobójstwa. Właśnie dlatego twoje opowiadanie to herbatą z cytryną, która koi moje nerwy. Czuję się tu po prostu dobrze.
    Ostatnio moje komentarze są jakieś dziwne, tak myślę. Nie komentuje treści, tylko piszę niewiadomo o czym. Chyba założę pamiętnikowy blog i dam będę pieprzyć farmazony, a u was zajmę się rozdziałami, bo żadna z Was tego nie przetrzyma i przestaniecie (już chyba odkryłam twoje motywy) zapraszać mnie do czytania.
    O czym ja to chciałam powiedzieć... no widzisz! Zapomniałam. Ja się nie nadaję już do niczego.
    No po kiego grzyba się ten Lucas przebudził. No już miałam wszystko ułożone. On zaniedbuje, Lisa się zakochuje, a Michi po prostu podbiera mu dziewczynę. I wszystko idealnie! Ale nie! Ja się muszę Lucasem denerwować, kurde faja. Lucas to taki niby porządny facet, w garniturze, z aktówką, poważną miną. Daje stabilizację, jest odpowiedzialny, a do tego przeraźliwie nudny jest. Michael to taki chłopiec, uśmiechnięty, beztroski, radosny. Przeciwieństwo. I którego tu wybrać? Tego którego wypada czy tego którego się chce?
    Wkurzyła mnie Leaha (dobrze odmieniłam?). Michi to nie jest dziecko, nie musi go bronić. On sam chyba wie na co się pisze.. Żadne słowa nie zmienią serca.

    Zuzek, my--niepokonani.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Informowałam Cię cały czas, ale wychodzi na to, że nie na tym blogu, gdzie trzeba. No nic, biorę winę na siebie i proszę o wybaczenie. Ogromnie się cieszę, że jesteś!
      Czuję się mile połechtana tym, co napisałaś. Chociaż nie uważam, żeby moje pisanie było lepsze od Twojego. U Ciebie każdy bohater ma dobrze sporządzony portret psychologiczny, który motywuje wszystkie jego działania, a u mnie te postacie są jakieś takie płytkie. Wiem, że to wynika z tego, że Twoje opowiadania faktycznie są bardziej dramatyczne, ale ja chyba właśnie takie historie lubię. Dojrzałe i przemyślane. Chociaż nie narzekam, bo to opowiadanie zawsze miało być lekkim i przyjemnym ff. Szkoda mi tylko postaci Michiego, bo chciałabym mu dać coś więcej, a tymczasem jest skazany na bycie miłym chłopcem.
      Możesz wpadać do mnie zawsze, gdy będziesz miała ochotę pieprzyć farmazony. Lubię czytać takie wynurzenia, bo wydają mi się bardziej szczere niż samo komentowanie treści. Ale pamiętnikowym blogiem też nie pogardzę :)
      Całuję! ;*

      Usuń
  13. Rozdział piąty rewelacyjny, jak prolog, rozdział pierwszy i rozdział drugi, rozdział trzeci, rozdział czwarty napisany rewelacyjnym stylem, piszesz fenomenalnie. Refleksję płynące z przeczytanego rozdziału: Lucas zmienia podejście do związku pokazuje cieplejsze oblicze takie jakiego oczekuje się od niego od początku. Czy nie mógł być taki cały czas? Gdyby ich relacja cały czas wyglądała tak, jak teraz, to jestem wręcz przekonana, że to, co czuje nasza Lisa wyglądałoby inaczej. I w stosunku do doktorka i w stosunku do skoczka. Wydaje mi się, że wówczas to Lucas byłby w korzystniejszej sytuacji. Michael po prostu IDEAŁ! Choć wiem, że takowy nie istnieje, ale bardzo, bardzo podoba mi się ten chłopak. :) Zastanawia mnie jego zainteresowanie lalką Lisy. :) A opis meczu? Od razu widać, że miałaś styczność z tym sportem. Ostatnim zdaniem Michael mnie totalnie kupił i Lise także :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy