Menu

wtorek, 14 czerwca 2016

Rozdział dziewiętnasty

(muzyka)
 
Spokojny głos Leah działa jak kojący balsam na moją zranioną duszę. Cierpliwie wysłuchała moich żali, otarła łzy, a teraz próbuje dodać otuchy. Problem w tym, że nawet najczulsze słowa pociechy nie są w stanie wypędzić z moich myśli obrazu zawiedzionego Michaela znikającego za drzwiami windy. Minął niecały tydzień, a on wciąż jest żywy i namacalny. A przebywanie w towarzystwie skoczków jedynie zwiększa mój ból. Nie wiem, co jest gorsze – te momenty, gdy Michi udaje, że przestałam dla niego istnieć, czy te, gdy sobie o mnie przypomina i udaje mi się go przyłapać na krótkich spojrzeniach posyłanych w moją stronę. Jego oczy są przygaszone i zdają się sypać oskarżeniami. Chciałabym go zapewnić, że to wszystko jest niepotrzebne, bo to on, a nie Lucas, jest dla mnie najważniejszy, ale zwyczajnie brak mi odwagi. Jasno dał mi do zrozumienia, że nie chce mnie znać i nie chcę przechodzić przez to po raz drugi. Czuję, że to by było za wiele.
— Wiesz, są plusy. Możemy założyć klub złamanych serc, czy coś — stwierdza Leah, próbując się przy tym uśmiechnąć.
— Urządzać wieczorki, w czasie których będziemy razem płakać i zbierać od członków składki na chusteczki higieniczne? Brzmi świetnie — odpowiadam z takim samym natężeniem entuzjazmu w głosie.
Opadam na poduszki jej łóżka i wbijam wzrok w sufit. Cieszy mnie to, że na tym wyjeździe ma pokój sama, bo stanowi on dla mnie azyl, w którym mogę ujawnić swój smutek. Poza nim muszę nosić na twarzy maskę przykładnej narzeczonej. Mój ostatni wybuch zaskoczył Lucasa do tego stopnia, że wciąż nie udało mi się go przekonać, że wszystko jest w porządku.
— Nie chcę, żeby tak to wyglądało — wzdycham żałośnie.
— W takim razie zrób coś. — Głos Leah dociera do mnie gdzieś z okolic podłogi, na której musiała się rozłożyć ze względu na to, że egoistycznie zajęłam jej łóżko. — Pójdź do niego i wszystko wytłumacz. Proś na klęczkach o wybaczenie i nie przestawaj, dopóki nie zrozumie, jak bardzo ci na nim zależy. Ale przede wszystkim, najpierw zerwij z Lucasem.
— On mi nie da drugiej szansy. Ma mnie za dziwkę, zresztą całkiem słusznie. — Te słowa z trudem przechodzą mi przez gardło. Za każdym razem, kiedy przypominam sobie, co mi powiedział, rozdrapuję w sercu bolesną ranę.
Twarz Leah niespodziewanie zjawia się w zasięgu mojego wzroku, a jej włosy łaskoczą mnie po policzkach. Zmieniam pozycję do siedzącej, bo ta utrudnia nam porozumiewanie się.
— Bzdura — mówi w międzyczasie. — Nie można tak po prostu skreślić osoby, którą się kocha.
— A co, jeśli już mnie nie kocha? Ja bym na jego miejscu z łatwością się znienawidziła.
— Nie przekonasz się, jeśli z nim nie porozmawiasz.
Ma rację. Nic nie osiągnę siedząc z założonymi rękami i czekając, aż Michi dozna objawienia, które uświadomi mu, że mi na nim zależy. To z mojej winy oboje teraz cierpimy i to ja osobiście powinnam to naprawić. Ale nie mogę. Chcę, żeby był przy mnie i dawał to, czego tak bardzo potrzebuję, ale to byłoby równoznaczne ze wstąpieniem z własnym ojcem na wojenną ścieżkę. Tkwię w martwym punkcie, z którego żadne wyjście nie przyniesie mi utęsknionego spokoju.
— A co z Andreasem?
Wzrusza ramionami.
— A co ma być? Jakoś to znoszę, bo nie wyobrażam sobie, że w tej sytuacji mogłabym mu powiedzieć, że go kocham. Jestem w tych sprawach tak samo beznadziejna jak ty.
— Zjebałyśmy — stwierdzam chłodno.
— Zjebałyśmy — potwierdza Leah ze smutnym uśmiechem.

Najgorsze są te godziny, które spędzam z Lucasem sam na sam w hotelowym pokoju. Nie mam gdzie się przed nim schować na tej niewielkiej powierzchni. Czuję się cały czas uważnie obserwowana i z tego powodu starannie rozważam każdy najmniejszy gest, jaki wykonuję. Powiedziałam Lucasowi, że tamtego dnia wygoniłam go z mieszkania, bo byłam zdenerwowana przez to, co powiedział mi mój znajomy, ale nie wyjaśniłam, co to za znajomy i jaką wiadomość mi przekazał. Takie wytłumaczenia go nie usatysfakcjonowały, ale chyba bał się dopytywać. Skończyło się na tym, że znów próbuję zachować pozory normalności. Brakuje mi tego oderwania od rzeczywistości, jakim był dla mnie Michi. Wydaje mi się, że łatwiej byłoby mi znieść konieczność życia z Lucasem, gdyby on był gdzieś w pobliżu, gotowy ulżyć mi swoimi pocałunkami, albo nawet zwykłą rozmową.
Właśnie po raz tysięczny czytam "Dziennik Bridget Jones", gdy rozlega się pukanie do drzwi naszego pokoju. Spoglądam z ukosa na Lucasa, a gdy dostrzegam, że nie ma najmniejszego zamiaru odklejać się od swojego laptopa, podnoszę się z łóżka i sama je otwieram.
— Niespodzianka! — Ten głośny pisk to pierwsza zarejestrowana przeze mnie rzecz.
Jestem tak ogłuszona, że dopiero po chwili dociera do mnie, że ta roześmiana twarz, otoczona przez burzę ciemnych włosów, należy do kogoś znajomego.
— Erika? Co ty tutaj robisz?
Chyba rozczarowało ją to, że jestem bardziej zdziwiona niż ucieszona tą wizytą. Jej uśmiech na chwilę słabnie, a oczy posyłają oskarżycielskie spojrzenie.
— Gdybyś czasem odczytywała moje znajomości na Facebooku, wiedziałabyś, że przyjechałam tu do Andiego. — Na myśl o swoim chłopaku zapomina o mojej chłodnej reakcji i znów się rozpromienia.
— Wybacz, nie miałam ostatnio głowy do Facebooka — tłumaczę się. — Wejdziesz? — proponuję, gdy dociera do mnie, że wciąż trzymam ją w drzwiach.
— Myślałam raczej, że dasz się namówić na kawę.
Podoba mi się ten pomysł. Wyjście na kawę z kuzynką to o godzinę mniej czasu spędzonego z Lucasem. Zgadzam się bez wahania. Wracam do pokoju po portfel i telefon i wychodzę zaraz po tym, jak Erika wymieni kilka miłych słów z Lucasem.
— Lisa, on jest taki słodki! — mówi niespodziewanie rozmarzonym tonem, gdy przemierzamy korytarz w stronę windy.
— Lucas? — Jej wyznanie wprawia mnie w taki szok, że bezwiednie zatrzymuję się w połowie kroku i zaczynam uważnie badać ją wzrokiem w poszukiwaniu jakiś objaw szaleństwa.
— Co? — Ona także przystaje i marszczy brwi w sposób, jaki w każdej innej sytuacji uznałabym za zabawny. — Zwariowałaś? Mówię o Andreasie!
Mija jeszcze chwila, nim udaje mi się ją zrozumieć. Widząc moje zdezorientowanie, Erika wybucha śmiechem.
— To urocze, że już tak długo jesteście razem, a ty nadal myślisz tylko o nim. — Mruga do mnie, ale już chwilę później zniecierpliwionym ruchem chwyta mój nadgarstek i ciągnie za sobą. — Rusz się wreszcie, bo nigdy nie dojdziemy do tej kawiarni.
Myślę o tym, jak bardzo się wobec mnie myli. To zabawne, bo była najbliżej odkrycia mojego romansu z Michim.
Uwielbiam ją między innymi za to, że zawsze potrafi mnie rozbawić i w gorszych chwilach sprowadzić moje myśli na weselsze tory. Nie zawodzi także i teraz, chociaż jedyne, o czym jest w stanie mówić, to Andreas.
— Na żywo jest jeszcze bardziej kochany niż na tych wszystkich zdjęciach na Tumblrze. Nie mogłam mu odmówić, kiedy poprosił mnie, żebym tu przyjechała.
Siedzimy przy stoliku, czekając na kawę. Patrząc na nią, przychodzi mi do głowy tylko jedno porównanie: wygląda jak typowa zakochana nastolatka z amerykańskich komedii. Opiera podbródek na obu dłoniach i wpatruje się gdzieś w dal rozmarzonym wzrokiem. Cholernie jej tego zazdroszczę.
— Rodzice nie mieli nic przeciwko? — Któraś z nas powinna zachować umiejętność racjonalnego myślenia, a wybór z wiadomych przyczyn pada na mnie.
— Byli wściekli, ale nie mieli nic do gadania — odpowiada ze śmiechem.
Wcale nie jest mi trudno wyobrazić sobie Erikę uciekającą nocą z domu. Jak na swoje siedemnaście lat jest bardzo uparta i wierzę, że przyjechałaby tutaj, nawet gdyby jej rodzice ostatecznie nie wyrazili na to zgody.
— Czyli między wami wszystko układa się po twojej myśli? — podpytuję, widząc, jak bardzo zależy jej na tym, żebym okazała zainteresowanie tym "związkiem".
Prostuje się z ożywieniem, a jej oczy zaczynają błyszczeć jeszcze jaśniej, o ile to w ogóle możliwe.
— Lisa, Andreas to najlepsze, co mnie w życiu spotkało. Jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa, jak przy nim.
— Cieszę się — wyznaję zgodnie z prawdą.
Miło jest na nią patrzeć, gdy z takim zachwytem opowiada o swoim zauroczeniu, ale gdzieś głęboko boli mnie to, że w moim przypadku to nie jest takie proste. Ona działa bez zastanowienia, słuchając głosu serca. Nie traci czasu na chłodne kalkulacje i rozważania, jakie postępowanie przyniesie jej więcej korzyści. Nie ma pewności, że Andreas za tydzień nie rzuci jej dla jakiejś innej, a mimo tego potrafi wiele dla niego zaryzykować i nie przejmuje się przy tym nawet opinią najbliższych. Patrzy na wszystko przez pryzmat uczucia, które jest dla niej najważniejsze i to jest właśnie piękne. To ona jest tutaj młodsza i mniej doświadczona, ale to ja mogłabym się wiele nauczyć od niej.
Myślę o tym jeszcze długo po tym, jak się rozstajemy.

Mój problem polega na tym, że nie potrafię podejmować decyzji samodzielnie, bo przez całe życie ktoś mnie w tym wyręczał. Boję się odpowiedzialności, która w przypadku złego posunięcia spadnie tylko na mnie. Dlatego wolę nie robić nic i nie narażać się na ryzyko, nawet jeśli miałoby to oznaczać, że już nigdy nie posmakuję szampana.
I dlatego pozwalam, żeby Leah podjęła decyzję za mnie. Tonem nieznoszącym sprzeciwu rozkazuje mi porozmawiać z Michaelem i tak właśnie czynię. Postanawiam to zrobić po obiedzie, kiedy wszyscy skoczkowie mają chwilę dla siebie i wiem, a przynajmniej mam nadzieję, że nie będę mu przeszkadzać. Wychodzę z hotelowej restauracji razem z Lucasem, ale udaję, że nagle przypomniałam sobie o czymś ważnym, o czym koniecznie muszę powiedzieć Leah i postanowiłam na nią zaczekać. Lucas zostawia mnie w hallu i udaje się do naszego pokoju. Pozbycie się go przynosi mi ulgę, ale nie na długo, bo zaraz uświadamiam sobie, jak trudna może okazać się ta rozmowa, którą za chwilę odbędę.
Stoję oparta plecami o ścianę i przysłuchuję się rozmowie Michiego i Stefana, która z każdą chwilą staje się coraz głośniejsza. A im bardziej zmniejsza się ich dystans do mnie, tym większe staje się moje zdenerwowanie. Wykręcając palce dłoni, prawie łamię sobie paznokcie. Czuję się jak drapieżnik przygotowujący się do ataku na swoją ofiarę. Robię ostatni głęboki wdech i gdy ich rozmowa staje się już dostatecznie głośna, wychylam się zza ściany.
Na mój widok obaj zamierają w bezruchu. Nie zaszczycam Stefana ani jednym spojrzeniem – całą swoją uwagę skupiam na Michaelu. Przez chwilę utrzymujemy ze sobą kontakt wzrokowy i w tym czasie moje tętno urasta do niebotycznej prędkości. Mam wrażenie, że w tej niezręcznej ciszy doskonale słychać hałas, z jakim moje serce obija się o żebra, próbując wyrwać się z piersi, żeby nie być świadkiem tej rozmowy z góry skazanej na porażkę.
Wyraz twarzy Michiego jest nieprzenikniony. Zaciska usta w wąską linię, ale jego oczy pozostają chłodne. Wciąż są tak samo błękitne jak zawsze, ale bez tego radosnego blasku sprawiają wrażenie groźnych i tracą swój urok. Mój wzrok łamie się pod wpływem ich spojrzenia.
— Możemy porozmawiać? — mruczę w stronę jego koszulki.
— Chyba nie mamy już o czym rozmawiać — odpowiada oschle, po czym robi krok naprzód, chcąc mnie wyminąć.
Desperacko zaciskam dłoń na jego nadgarstku i patrzę na niego błagalnie.
— Proszę.
Przygryza wargę i przenosi wzrok na Stefana, szukając u niego jakiejś rady. On tylko wzrusza ramionami. Ten brak jawnej dezaprobaty uznaję za dobry znak. I rzeczywiście, po chwili wahania Michi kiwa głową i zostaje ze mną, podczas gdy Stefan odchodzi w kierunku, w którym zmierzali, zanim ich zatrzymałam.
— Chodź. — Ponownie wyciągam w jego stronę dłoń, tym razem, żeby pociągnąć go za sobą, ale zatrzymuję ją w powietrzu, kiedy zdaję sobie sprawę z tego, że to nie na miejscu. Nie pozostaje mi nic innego jak udać się do wybranego wcześniej miejsca, licząc na to, że nie rozmyśli się i pójdzie za mną.
Na szczęście dociera do pustej sali bilardowej chwilę po mnie. Opieram się o stół, stając przodem do niego, ale on najpierw powoli przymyka drzwi, jak gdyby chcąc opóźnić moment, gdy znów będzie musiał na mnie spojrzeć. Kiedy wreszcie zbliża się do mnie, jego oczy nadal są chłodne i matowe. To sprawia, że tracę resztki nadziei, które przekonywały mnie, że postępuję słusznie. Zaczynam mieć wrażenie, że to wszystko na darmo, że i tak nic nie zdziałam. Mam ochotę uciec do swojego pokoju, ale coś dociska mnie do stołu bilardowego i nie pozwala odsunąć się od niego ani na milimetr.
— O czym chciałaś porozmawiać? — pogania mnie ostrym tonem Michael.
Zanim go zatrzymałam, miałam ułożoną w głowie całą wypowiedź, ale teraz nie ma po niej śladu. Stresuję się pod wpływem jego spojrzenia. Źle się czuję, kiedy to on sprawuje kontrolę nade mną. Kiedy to moje szczęście zależy od niego, a nie jego ode mnie. Kiedy jednym słowem może zniszczyć mnie całą. Ale zbieram myśli do kupy, chociaż robię to tylko po to, żeby ratować się przed całkowitym upokorzeniem.
— Chciałam cię przeprosić i wszystko wytłumaczyć. — Krzywi się nieznacznie, ale nie zważam na to. — Wiem, co sobie pomyślałeś i całkowicie to rozumiem, ale musisz wiedzieć, że nie spałam z Lucasem ani wtedy, ani w ogóle od czasu Sylwestra. — Nieśmiało wyciągam dłonie i delikatnie zaciskam je na jego szczupłych ramionach. — Proszę, uwierz mi. Zależy mi na tobie — dodaję, kładąc mocny nacisk na ostatnie słowo.
Każda sekunda patrzenia na jego pozbawioną uśmiechu twarz sprawia, że czuję się podle. To moja wina, bo to ja odebrałam i nadal odbieram mu szczęście. Bardzo chciałabym to naprawić i dlatego wpatruję się w niego uporczywie błagalnym wzrokiem.
— Wierzę ci – mówi, a w momencie, gdy poruszają się jego usta, na czole pojawia się głęboka zmarszczka zmartwienia. — Ale to niczego nie zmienia.
Tym stwierdzeniem sprawia, że tracę rezon. Odejmuję ręce od jego ramion i pozwalam opaść im bezwiednie wzdłuż tułowia.
O czym on mówi? Skoro mi wierzy, to całkowicie zmienia to postać rzeczy! Możemy zapomnieć o wszystkim i wrócić do tego, co było w Amsterdamie.
— Dlaczego? — pytam piskliwym głosem.
Jego spojrzenie wreszcie łagodnieje, a w oczach pojawia się smutek. Czysty smutek, bez żadnej determinacji i woli walki. Powoli zaczyna do mnie docierać, że mój widok w tamtym szlafroku nie był jedynym powodem, dla którego postanowił to skończyć. Problem leży gdzieś głębiej i obawiam się, że nie pozbędę się go jednym "przepraszam".
— Bo i tak nie zerwiesz z Lucasem, a ja nie chcę z tobą być, jeśli tego nie zrobisz — tłumaczy powoli, jakby po raz setny powtarzał jakąś oklepaną definicję, którą już dawno powinnam zapamiętać.
Odgarnia włosy opadające na czoło i dopiero teraz zauważam, jak bardzo jest zmęczony. Jedna cholerna rozmowa z Lucasem i oboje bylibyśmy szczęśliwi. Dlaczego to jest takie trudne?
— Zerwę z nim — odpowiadam z przekonaniem.
Na ułamek sekundy gdzieś w głębi jego oczu pojawia się wątła iskierka nadziei, która jednak gaśnie równie szybko, jak rozbłysła.
— W takim razie zrób to. Teraz, w tym momencie, a dam ci jeszcze jedną szansę.
Mocno zaciska szczękę, czekając na moją odpowiedź. A ja nie potrafię jej znaleźć, choćbym nie wiem, jak się starała. Mam już dość drążenia w kółko tego samego tematu. Czuję się idiotycznie, kiedy znów powtarzam:
— Nie mogę zerwać z nim teraz. Daj mi trochę czasu.
Prycha głośno, stawiając przy tym krok w tył. Robi zamach ręką, jakby chciał w coś uderzyć, ale opuszcza ją ze zrezygnowaniem, nie znajdując niczego odpowiednio blisko. Przez cały czas stoję sztywno i jedynie wodzę za nim oczami. Nic więcej nie mogę zrobić, chociaż każda cząstka mojego ciała rwie się do niego i wręcz błaga o odrobinę jego zainteresowania. Już wiem, że nie przekonam go żadnymi słowami.
— Do jasnej cholery, po co zawracasz mi głowę, skoro nie zamierzasz nic zmieniać? Nie rozumiesz, że mi się to nie podoba? Że chce mi się rzygać na myśl o tym, że on cię dotyka, całuje, że śpi z tobą w jednym łóżku? — Nie stoi już w miejscu, ale spaceruje po całym pokoju, od czasu do czasu wyładowując złość na niewinnych meblach. — Wiesz, w czym tkwi twój problem, Lisa? Kalkulujesz wszystko i zastanawiasz się, kto da ci więcej, chociaż sama nie dajesz nic. Szkoda tylko, że wartości materialne cenisz podwójnie. W przeciwnym razie może miałbym jakieś szanse. — Przystaje kilka metrów ode mnie, uśmiechając się przy tym ponuro.
— Czyli to koniec? Zostawisz mnie, tak po prostu? — pytam tylko po to, żeby upewnić się w prawdzie, którą uświadomiłam sobie już wcześniej.
Kręci głową z czymś na kształt niedowierzania.
— Lisa. — Moje imię brzmi w jego ustach tak bezbarwnie, pozbawione wszelkich emocji. — To ty mnie zostawiłaś. Dokonałaś wyboru.
Odwraca się i rusza w stronę wyjścia. I właśnie wtedy coś we mnie pęka. Znów pojawia się we mnie ta wola walki, która na chwilę przygasła. Może dla niego to jest proste, ale ja nie mogę przyjąć do wiadomości tego, że to już koniec. Odpycham się obiema dłońmi od stołu bilardowego i szybkim krokiem podążam za nim.
— Jak możesz tak po prostu sobie pójść? Mówiłeś, że mnie kochasz — słowa same wydostają się z moich ust, nim zorientuję się, jak żałośnie brzmią.
Przystaje i patrzy w moją stronę. Nie mam już żadnych złudzeń – nie jest na tyle głupi, by znów dać sobie zagrać na uczuciach.
— I nie kłamałem. Kocham cię i dlatego walczyłem o to, żebyś ty pokochała mnie, ale nie mogę robić tego dłużej. Nie zamierzam żebrać o twoją miłość, skoro i tak nie potrafisz mi jej dać. — Przeciera twarz dłonią, zbierając myśli. — Ty w ogóle czułaś coś do mnie, czy po prostu podobało ci się to, że tak chętnie skakałem wokół ciebie i byłem na każde zawołanie?
Przygryzam wargę i zmieszana odwracam wzrok. Zadał pytanie, które ja sama zadawałam sobie już wiele razy i nigdy nie byłam z niego dumna.
— Nie wiem — odpowiadam cicho, bo nadal nie znalazłam na nie odpowiedzi.
— Zrób dla mnie jedną jedyną rzecz: nie przychodź do mnie więcej i nie proś mnie o rozmowy. Ciesz się tym życiem, jakie sobie wybrałaś.
Gdy kończy mówić, obraca się i znów kieruje w stronę wyjścia. Przy drzwiach zatrzymuje się jeszcze na chwilę, dając mi ostatnią szansę na zmianę decyzji. Ale tym razem jestem jak wrośnięta w podłogę – nie mogę się poruszyć. W końcu zaciska dłonie w pięści i, nie odwracając się w moją stronę, wychodzi. Myliłam się, twierdząc za pierwszym razem, że nigdy nie doświadczyłam tak mocnego bólu jak wtedy. Teraz jest jeszcze bardziej dotkliwy. Przyszłam do Michaela z nadzieją, że coś jeszcze uda mi się zdziałać, przekonać go, żeby ze mną został. Ale ta nadzieja umarła ponownie. Wypaliła się jak gwiazda, przeobrażając się w czarną dziurę, która wchłonęła wszystkie moje emocje, pozostawiając jedynie ból. A wszystko przez to, że jestem za bardzo wyrachowana, żeby docenić miłość jedynego mężczyzny, dla którego coś znaczyłam.

*

Wiem, że jestem zła i niedobra i pewnie już mnie nienawidzicie, ale proszę, wytrzymajcie ze mną jeszcze trochę. Pewnie już czujecie, że powoli zbliżamy się do końca tej historii, ale nie powiem, ile jeszcze rozdziałów pozostało, bo chcę potrzymać Was w większej niepewności. Wybaczcie mi to, że ten odcinek jest taki krótki i raczej średni, w dodatku po tak długiej przerwie. Wiele się ostatnio działo w moim życiu, zaczynając od drobnego załamania nerwowego, idąc przez masę sprawdzianów w szkole, a na spełnieniu małego marzenia kończąc. Nie komentowałam u Was, bo najpierw nie miałam czasu, a potem chciałam przede wszystkim dojść do ładu z tym rozdziałem. Nadrobię te zaległości jak najszybciej, obiecuję.
Co myślicie o decyzji Michiego? Jestem bardzo ciekawa, więc piszcie.
Ściskam mocno!
PS. Kto już ma bilety na LGP? ;') 

15 komentarzy:

  1. Jestem!
    I nie wiem co napisać nawet po lekturze tego rozdziału... :D
    Cudownie opisałaś emocje i zachowania naszych bohaterów, a Michi to już mistrzostwo świata <3
    Piszesz coś o końcu, a ja nie wiem jakim cudem do wszystko ma się teraz rozwiązać... Jeśli wcześniej nie pałałam sympatią do Lisy o teraz... ugh... No ja nie potrafiłabym jej wybaczyć, przykro mi to mówić, ale Michi zasługuje na więcej i ma całkowitą rację we wszystkim co jej powiedział ;/
    Przynajmniej tyle, że ma świadomość tego, jak podle się zachowywała... Czyli jakaś iskierka dla niej jest, ale naprawdę mam mieszane uczucia.
    Czekam na więcej! Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem co napisać. Przepraszam. Ale po prostu... jestem po stronie Michiego. On ją kocha. A to naprawdę wygląda tak, jakby ona go wykorzystywała. A on nie był wart tego, żeby pokochac jego :(
    Takiego uczucia nikomu nie życzę. Nie wiem co teraz zrobi Lisa. Będzie tkwić w związku z tym bucem czy wreszcie się ogarnie, przestanie zastanawiać, liczyć i wymyślać nieistniejące powody, dla których nie może być z Michaelem. Wierze ze się ogarnie :)
    A tymczasem zapraszam do mnie. Też do Michaela :)
    szalenstwoznaczyskoki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem skłonna stwierdzić, że twoje dzieło przebija książki znakomitego twòrcy Cacao DecoMorreno, a cytat "Zjebałyśmy" przejdzie do historii literatury i będzie interpretowany na maturach jakob przykład wyrażenia głębokiego gniewu i bezradności. Sądzę nawet, że lepiej obrazuje beznadziejność żywotu ludzkiego od przereklamowanego już "vanitas vanitatum et omnia vanitas". Przechodząc do treści o dziwo Michael w tym rozdziale podoba mi się najbardziej. Piesek ugryzł swa Panią, już nie jest zapatrzony jak w obrazek i pokazał w końcu swoją mroczną stronę. Cóż Lisa i może jest dziwką, ale dla każdego jest kolejna szansa. Niech wstąpi do Magdalenek i pozna Węgiełka. (jednak nie Łęcka ?) XOXO

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam, ale Lisa to taka idiotka, że aż nie mogę z nią już wytrzymać XD Michi ją idealnie podsumował, naprawdę, bo na początku jeszcze myślałam sobie "Ogarnie się" "Szybko zerwie z Lucasem i jeszcze będą z niej ludzie" no ale ona odwala taki szajs teraz, że ja się w ogóle nie dziwię, że zrobił jak zrobił. Ale "Zjebałyśmy" było iście wyborne, to odzwierciedliło całe jej życie XD
    Ok, dam jej jeszcze OSTATNIĄ szansę w kolejnym rozdziale, żeby udowodniła, że jest mniejszą debilką niż mi się wydaje. Wszystko w twoich rękach! Pisz szybciutko ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No i Lisa się doigrała. Dalej nie rozumiem, dlaczego nie może zerwać z Lucasem teraz. Wcale nie dziwię się,że Michi poczuł się jak zabawka w rękach Lisy. Świetnie się bawiła kiedy widziała jak jej naskakuje to postanowiła to wykorzystać. Nie rozumiem jej pretensji o to,że Michi traktuje ją jak dziwka, sama dała mu ku temu powód, tyle razy prosił ją żeby zostawiła Lucasa, do niej nic nie docierało, a teraz no cóż, egoizm nie popłaca. Nie zwracała uwagi na uczucia Michaela i Lucasa - jest z nim,mimo,że go nie kocha. Sama nie wie czego chce. Może Michi zrobi jej na złość i sam pójdzie o wszystkim powie.
    W sumie to Michi dawał dużo z siebie w związku z Lisą, a ona tylko wykorzystała to. Nie rozumiem jej postępowania- sama mówiła,że ma dosyć Lucasa, który traktował ją jak zabawkę, a kiedy Michi chciał jej przychylić nieba, była dla niego najważniejsza, to nagle zmienia zdanie i woli Lucasa.
    Nie wiem czy dla nich jest jeszcze jakaś nadzieja,ale może uda się im jakoś dogadać. Chociaż czy Michael będzie chciał z nią rozmawiać

    OdpowiedzUsuń
  6. Ok więc mam jedno bardzo ważne pytanie: GDZIE JA BYŁAM PRZEZ POPRZEDNI ROZDZIAŁ ŻE GO NIE WIDZIAŁAM???????
    Ogólnie ja to tak czułam, że Michi w końcu nie wytrzyma. No bo ile można, jeny jeszcze te kłamstwa Lisy o śmierci wujka. Ona by się mogła jednak w końcu ogarnąć, bo nic dziwnego, że Michael spasował. Okay ciężko było zostawić Lucasa po śmierci jego ojca i kiedy on nagle zaczął się nią interesować, ale tak czy inaczej ktoś zostanie zraniony. W tym wypadku biedny Michi;<
    Ok teraz aktualny rozdział (wybacz, musiałam nadrobić)
    W ogóle nie zal mi Lisy. Naważyła piwa, to niech je teraz wypije. Za to Michi opisany na początku rozdziału, ignorujący ją albo zerkający w jej stronę złamał mi serduszko. Biedak. I w ogóle nie rozumiem czemu ona wciąż jest z Lucasem. Poważnie ile można to ciągnąć skoro ewidentnie ona go nie kocha!
    Boże drogi jak ona mnie denerwuje. Michi jest w stanie jej wybaczyć, stworzyć szczęśliwy happy end, a ta jęczy, że nie może zerwać z Lucasem. Ok to trochę może skomplikować, a na pewno zmienić jej życie ale jak długo będzie się jeszcze wykręcać? OGÓLNIE TO JAPIERDOLE NOOO takie emocje wywołał we mnie ten rozdział, że ugh! Mam ochotę rzucić się na Lisę i porządnie nią potrząsnąć. Głupia, no po prostu głupia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Prawdę mówiąc, spodziewałam się tego po Michim. Prędzej czy później tak musiało się stać. On nie jest zabaweczką. Ma uczucia i oczy. Widzi co się dzieje, więc w sumie Lisa ma to, na co sobie zapracowała. Nie rozumiem dalej, czemu odkładała tak sprawę z Lucasem. Może przyjęłam zbyt stronniczą postawę, ale naprawdę jestem na nią zła...
    Czekam na więcej, buziam! ;**

    OdpowiedzUsuń
  8. Michael postanowił być konsekwentnym w swoim postanowieniu i dał Lisie po raz kolejny wybór- albo on albo Lucas. Wybrała Lucasa(?),który traktuje ją jako dodatek do swojej osoby. Nauczył się też,że nie może dawać się jej wykorzystywać, bo inaczej tego nazwać nie można. Z jego perspektywy wygląda to tak jakby był chwilową zachcianką wyrachowanej dziewczyny,dla której liczy się wygodne i stabilne życie.
    Nie rozumiem też jej tłumaczenia- nie mogę zerwać z Lucasem, bo jej ojciec prowadzi z nim interesy. Jakaż ona wspaniałomyślna, robi to dla ojca. Tylko dlaczego taka nie jest w stosunku do Michaela? Biedak zakochał się w niej po uszy, a ona tego nie potrafi docenić.
    Jestem ciekawa co zrobi Michi jak się dowie,że Lucas chce natychmiast się ożenić z Lisą, ojj będzie zachwycony. Może wtedy pójdzie do niego i powie co nie co o postępowaniu jego narzeczonej.
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!! Pisz szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kochana, zjawiam się dopiero teraz i dopiero pod tym rozdziałem, ale przysięgam, że wczorajszego wieczoru wszystko nadrobiłam. Nie miałam po prostu siły skomentować, więc jestem teraz. :)
    Jak zawsze rozczuliłaś mnie na maxa. :)
    Rozdział jest niesamowity i napisany na niebotycznie wysokim poziomie. Aż żałuję, że dopiero teraz zjawiam się, by poczytać takie dzieło, które wyszło spod Twoich paluszków. ♥
    Cóż... Jestem nieco smutna... Widać, że Michaelowi naprawdę zależy na Lisie. I szczerze mówiąc każda z jej wymówek wydaje mi się śmieszna... Myślę, że Michi zrobił dobrze. Lisa powinna się określić. Patrząc przez pryzmat tego rozdziału wydaje mi się, że wciąż wodzi go za nos. A to nie fair. Nie fair w stosunku do Michiego i jego uczuć. Rozkochała go w sobie, a teraz tak bezceremonialnie daje mu kosza? Wybrała Lucasa? Jeśli tak to wiem, że prędzej czy później przekona się, że był to jeden z większych błędów jeg życia. Wszyscy wiemy jaki jest. Nie liczy się dla niego nic poza karierą. Jeśli nasza Lisa tego właśnie chce. Chce być tłem w życiu Lucasa... OK. Jej wybór. Ja jednak go nie pochwalam. Jestem na nią wściekła i niesamowicie żal mi Michaela.
    Co do ślubu tej dwójki... Ach, niech robią co chcą, tylko żeby później nie płakali gorzkimi łzami. :x
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. ♥
    Buziaki ;*
    PS. Przepraszam za nieco rozwalony komentarz, ale staram się nadrobić zaległości najszybciej jak potrafię, dlatego też nie skomentowałam każdego rozdziału, ale dopiero ten. :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej!
    Mnie tu nic nie zaskoczyło. Byłabym raczej zdziwiona, gdyby Michael pozwolił Lisie wpaść sobie w ramiona.
    Ja jestem całym sercem po jego stronie, naprawdę. On ją kocha i w ogóle, ale dlaczego to on ma to ciągle udowadniać? Niech wreszcie ona zrobi coś w kierunku ich wspólnego szczęścia. Wiem, że jest jej ciężko ot tak rozstać się z Lucasem, ale kurde, niech wreszcie podejmie decyzję. Michi czy Lucas?
    Niby tak się męczy przebywając z Lucasem choćby tylko w jednym pomieszczeniu, ale jakoś łatwo przychodzi jej grać, że wszystko jest ok.
    Nie mówię, że Lisa znajduje się w łatwej sytuacji, bo się dziwię, ze ona jeszcze nie oszalała. Ale to chyba dzięki przyjaciółkom, które jakoś ją zajmują i odwracają uwagę od swoich problemów.
    Nie mam pojęcia jak ta historia może się zakończyć.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i na dalszy rozwój akcji. Mam nadzieję, że Lisa w końcu podejmie jakąś stanowczą decyzję.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Melduję się!
    Kochana, rozdział jak zwykle świetny, jak każdy poprzedni. Warto było na niego poczekać ^^
    Wcześniej próbowałam jakoś zrozumieć Lisę, może i nawet ją usprawiedliwiać, ale dzisiaj... totalnie już jej nie rozumiem. Powiem szczerze, że po prostu doigrała się po tym wszystkim, co ostatnio nawywijała. Należało jej się. Teraz jestem całym serduchem za Michim i strasznie mi go szkoda, że tak to musi miedzy nimi wyglądać. Ciągle się nim bawi, wodzi za nos, a sama co? Jeszcze te naiwne tłumaczenia. Mam nadzieję, że Lisa podejmie wreszcie jakąś decyzję, bo tak na dwa fronty to nie da się grać za długo.
    Zobaczymy, co z tego wyniknie. Oby jednak w końcu nastąpił jakiś przełom i wszystko zaczęło się układać już normalnie, bez kłamstw i zabaw uczuciami. Chyba oboje zasługują na szczęście, prawda? :)
    Mam też nadzieję, że u ciebie również wszystko szybko się poukłada. A co do Wisły, to ja mam bilety, już nie mogę się doczekać konkursów :D
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  12. Cześć :D
    Zaskoczyłaś mnie tym rozdziałem. Zaskoczyłaś mnie Lisą.
    Ja się wcale nie dziwię Michiemu, że tak zareagował. On ją kocha, zrobiłby dla niej wszystko, a ona nie potrafi zostawić Lucasa, bo wszystko jest ważniejsze od niego. Szczególnie ona sama...
    Och... Ja mam nadzieję jednak, że nie wszystko stracone. Że ona powalczy, że nie zostawi Michiego...
    Czekam niecierpliwie na kolejny :D
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem!
    Rozdział jak zwykle cudowny.
    Ja juz kompletnie nie rozumiem Lisy. Zgadzam sie z decyzja Michaela w stu procentach.
    Czekam na następny.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Jestem! Zdążyłam?
    Laptop wrócił po 18, ale coś mi Internet mruga, mam nadzieję, że nie stracę tego, co teraz napiszę.
    Jeśli kazałabyś mi kochana opisać Lisę jednym zdaniem lub słowem to napisałabym: zjebała. Bo zjebała. Nikt tak bardzo nie zjebał w tym opowiadaniu jak Lisa. Nikt nie był tak podły. Ale ja nie jestem zła, ja jej współczuję. To też nie jest do końca jej wina. Znaczy się.. No jest, bo to ona jest Panią sytuacji, ale jej decyzja... Ja jestem zdania, że wszelkie nasze problemy, te lżejszego kalibru, spowodowane są beznadziejną relacją z samą sobą. No i z rodzicami, ich obecnością i wychowaniem. Bo to rodzice powinni zbudować z nami coś zdrowego, a wtedy my będziemy w stanie zbudować odpowiednią relację z naszym wnętrzem. Lisa siebie nie kocha. Ona nie jest pazerna, nie jest aż taką materialistką. Ja myślę, że ona przede wszystkim pragnie tej dobrej relacji z ojcem i wyszła z założenia, że Lucas jej to zapewni, że ojciec będzie dumny, bo się ustawiła i przy okazji pomogła mu sprawach dla niego najważniejszych - utrzymanie statusu, zarabianie pieniędzy.
    Tak myślę.
    Lisa nie jest też psychicznie dorosła, nie jest odpowiedzialna, nie chce być. Michi nie ma racji, Lisa nie podjęła żadnej decyzji. Ona wciąż jest w zawieszeniu, najchętniej zostałaby w tym miejscu, w którym jest. Trzymała dwie sroki za ogon – Michaela, którego kocha oraz zadowolonego ojca i ślepego Lucasa. Ale tak się nie da. Lisa ma nawet cechy typu zależnego. Osoby dotknięte tym zaburzeniem są niemalże niezdolne do podejmowania samodzielnych decyzji, boją się opuszczenia, podporządkowują własne potrzeby potrzebom osób, od których zależą. Oczywiście, to daleko idące wnioski, bardzo to pochopne, ale ja jestem zdania, że 99% społeczeństwa wykazuję cechy jakiś zaburzeń, ale tylko u niektórych osób staje się to nieprawidłowościami.

    Muszę przyznać, że opis spotkania Eriki z Lisą jest absolutnie genialny. Tam niby nic nie ma, ale gdy człowiek się nad tym zastanowi to wie wszystko. Pokazałaś mi kontrast między nimi dziewczynami, podsumowałaś Lisę. Podczas gdy Erika żyje, bawi, przeciwstawia się rodzicom i ryzykuje, Lisa nie potrafi stawiać oporu, żyć w sposób, który by ją uszczęśliwił, jest bierna, a przez co bardzo zagubiona. Tak jak ja pisałam u siebie w rozdziale: Ale póki nie będziesz pewny siebie, póki będziesz się bał, nie będziesz szczęśliwy.
    Złość Michaela jest uzasadniona. On zrobił wszystko: prosił, czekał, namawiał, tłumaczył, walczył… Już niewiele od niego zależy, nie ma wpływu na nic. To jeden z tych wątków, który łamie mi serce. Ogólnie pomysł na fabułę genialny, ciekawy. Nie jest to kolejna historia o raku czy sierotach. To oczywiście smutne historię, ale wielokrotnie już wałkowane. A ja lubię nowe wrażenia.
    Mam tylko nadzieję, że zjebiesz rozwiązania, że nie będzie to nic banalnego. Że to nie będzie przyłapanie czy przeczytanie smsa, hehe ;)
    Czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że napisałaś go zgrabnie i nie będę rozczarowana.

    Zuza.

    OdpowiedzUsuń