(muzyka)
Wskazówki mojego zegarka zapewniają mnie, że czas nie stanął w miejscu, ale ja nie czuję jego upływu. Sekundy, minuty i godziny spędzone na rozmyślaniach zlewają się w jedno. Czuję się, jakbym była zawieszona w innej rzeczywistości, w której Michi wciąż gdzieś na mnie czeka, gotowy wybaczyć mi wszystkie kaprysy i niezdecydowania. Wciąż muszę sobie przypominać, dlaczego nie wybrałam jego, bo gdy leżę w nocy w łóżku, niezdolna do zaśnięcia, zaczynam żałować powziętej decyzji. Myślę o tacie i przekonuję siebie, że to był jedyny sposób, aby nie doprowadzić do poważnej kłótni z nim. Ciężko było wybrać jednego z nich, ale ostatecznie to na taty szacunek pracowałam przez całe życie i to jego obecności zawsze potrzebowałam. Do tego wszystkiego doszły jeszcze wątpliwości, czy Michi rzeczywiście mnie kochał, skoro nie potrafił tego zrozumieć. Jedyne, czego jestem pewna, to tego, że ja nie kocham go na tyle, aby zaryzykować dla niego wszystko, co miałam. Ale skoro go nie kocham, to nie powinnam rozpaczać nad tym, że ze mną zerwał – dlaczego więc nie mogę pozbyć się tego wrażenia ogarniającej mnie pustki?
Mamy
luty, a do końca sezonu pozostały niecałe dwa miesiące. Jeśli
jedna noc ciągnęła się dla mnie w nieskończoność, to nie mam
pojęcia, jak wytrzymam ten czas. Coraz poważniej zastanawiam się
nad wróceniem na stałe do Wiednia, nawet jeśli miałoby to
oznaczać ograniczenie mojego kontaktu z Leah. Postanawiam
porozmawiać o tym z Lucasem przy najbliższej okazji. Przy
najbliższej okazji, czyli wtedy, kiedy będę w stanie wytrzymać z
nim dłużej niż minutę bez popadania w jakieś dziwne,
niewytłumaczalne poirytowanie.
Ta
sobota niczym nie różni się od innych sobót, w czasie których
odbywają się konkursy Pucharu Świata. Może za wyjątkiem tego, że
po nieprzespanej nocy opuszczam łóżko całkowicie wyczerpana.
Lucas tradycyjnie zajmuje się już swoimi sprawami. Mruczy w moją
stronę coś na powitanie i zanim zdążę się zdecydować, co na
siebie włożyć, wychodzi z pokoju w nieznanym mi celu. Biorę
prysznic, układam włosy, maluję się i ubieram, a kiedy kończę
tę poranną toaletę, jego wciąż nie ma. Jednym słowem –
typowy sobotni poranek. Ale wtedy zdarza się coś, co
zaburza ten monotonny rytm. Mój telefon zaczyna dzwonić, a kiedy
podnoszę go z szafki nocnej, okazuje się, że to tato próbuje się
ze mną skontaktować.
— Tak?
— Zdziwienie jest chyba dobrze słyszalne w moim głosie.
— Cześć,
córciu! — On natomiast jest pełen rzadkiego u niego entuzjazmu. —
Masz może chwilę dla swojego starego ojca?
— Jasne.
Coś się stało? — pytam niepewnie.
Martwi
mnie ten jego nagły telefon, zważywszy na to, że to chyba pierwszy
od kilku miesięcy. Nigdy nie dzwoni, żeby tak po prostu pogadać,
dlatego boję się, że coś się mogło stać. Wprawdzie ton jego
głosu świadczy o tym, że wszystko jest w porządku, ale reakcje
ludzi wobec nieszczęśliwych wypadków są przecież różne.
— A
co się miało stać? Mama jest zdrowa i ja też, jeśli o to ci
chodzi. Na odczyt testamentu będziesz musiała jeszcze trochę
poczekać. — Śmieje się, wyraźnie rozbawiony swoim dowcipem, w
przeciwieństwie do mnie. Jak może żartować na taki temat, skoro
mój narzeczony w wyniku śmierci swojego ojca właśnie stał się
posiadaczem olbrzymiego majątku? — Chciałem tylko porozmawiać.
— No,
dobrze. Słucham cię.
W
dalszym ciągu nie jestem przekonana co do powodu jego telefonu, ale
domyślam się, że poznam go w trakcie rozmowy.
— Lucas
nie mówił ci nic o swoich planach wobec kliniki?
Analizuję
w myślach wszystkie moje ostatnie rozmowy z Lucasem, co nie jest
trudne, bo było ich naprawdę niewiele i szybko stwierdzam, że
temat jego interesów nie był w nich poruszany. Po zrezygnowanym
westchnieniu taty domyślam się, że nie takiej odpowiedzi
oczekiwał.
— Pytam,
bo mam wrażenie, że pomija mnie w swoich planach. Dowiedziałem
się, że z Hansem rozmawiał w tym tygodniu już kilka razy, a do
mnie nie odezwał się jeszcze ani razu od czasu pogrzebu. Bardzo
mnie to martwi.
Nie mam
pojęcia, kim jest Hans, ale domyślam się, że jakimś kolejnym
wspólnikiem. Mnie również nie podoba się to, że obcy człowiek
ma dla Lucasa pierwszeństwo przed moim ojcem, który jest przecież
jego przyszłym teściem. Jeśli te więzi dla Lucasa nic nie znaczą,
to czy w takim razie jestem z nim na darmo? Na tę myśl ogarnia mnie
złość.
— Przykro
mi, tato — zapewniam zgodnie z prawdą. — Mogę ci jakoś pomóc
w tej sprawie?
— Pogadaj
z Lucasem i spróbuj dyskretnie się czegoś dowiedzieć.
— Jasne,
zrobię to — obiecuję. W końcu od tego tu jestem.
— Wiedziałem,
że mogę na ciebie liczyć. Muszę kończyć, obowiązki
wzywają.Trzymaj się, skarbie.
— Pa,
tato. Pozdrów mamę — mówię, chociaż nie jestem pewna, czy
jeszcze mnie słucha. Chwilę później słyszę dźwięk
przerywanego połączenia.
Zastanawiam
się, jakie może mieć obowiązki w sobotni poranek. Mecz w klubie
tenisowym? Wyjazd na jakąś wycieczkę? A może po prostu stygło mu
świeżo zaparzone espresso? Co mogło być na tyle ważne, że
spieszył się tak bardzo, że nawet nie zapytał, co u mnie słychać?
Nagle zaczynam czuć się wykorzystywana. Może gdybym nie przystała
na jego prośbę tak ochoczo, zorientowałby się, że mam swoje
potrzeby i poświęcenie mi odrobiny zainteresowania jest jedną z
nich. No cóż, za późno na gdybanie. Zgodziłam się na rozmowę z
Lucasem, więc teraz musiałam dotrzymać słowa.
Postanawiam
z tym nie zwlekać i zagaduję go natychmiast, gdy po zjedzeniu lunchu zjawia
się z powrotem w pokoju.
— Lucas,
możemy porozmawiać? — pytam nieśmiało. Po tym, jak ignorowałam
go przez cały miniony tydzień, mam wrażenie, że nie powinnam go o
nic prosić.
Cień
zaskoczenia przemyka przez jego twarz, ale szybko udaje mu się
zapanować nad mimiką i starannie ukryć wszelkie emocje.
— No
właśnie, Lisa, to jest dobre pytanie. Możemy wreszcie ze sobą
normalnie porozmawiać? — Nie jestem pewna, ale chyba wyczuwam w
jego głosie nutę sarkazmu.
Tracę
pewność siebie. Zastanawiam się, czy nie byłoby lepiej najpierw
go jakoś udobruchać, a dopiero potem poruszyć temat ojca. Tylko
jak się za to zabrać, skoro brakuje mi pomysłów nawet na jakąś
sensowną odpowiedź na jego pytanie?
— Właśnie
to zaproponowałam — zauważam mało odkrywczo.
— W
porządku. — Rozluźnia krawat i rozpina guzik przy kołnierzyku
koszuli. Jest to tak nietypowe dla niego, że przez chwilę wpatruję
się w ten skrawek szyi, który pokazuje światu niezwykle rzadko i w
ogóle nie skupiam się na reszcie wypowiadanych przez niego słów.
— Może zacznij naszą rozmowę od wyjaśnienia mi, dlaczego
zachowujesz się tak, jakbyś była ze mną za karę?
Poruszam
bezgłośnie ustami jak ryba, dopóki nie decyduję się na zrobienie
tego, w czym jestem najlepsza, czyli na odwrócenie kota ogonem.
— Ty
zachowywałeś się tak wobec mnie przez cały ostatni rok i dziwiłeś
się, że mi to przeszkadza.
Zawsze
to robię. Kiedy brakuje mi argumentów w obronie, przechodzę do
ataku. Na Michiego przestało to działać, ale Lucas połyka haczyk.
Marszczy brwi i pociera kark, dając tym wyraz swojego zakłopotania.
— I
chcesz mnie teraz za to ukarać, tak? Pokazać, jakie to okropne
uczucie? — Robi pauzę, dając mi czas na zastanowienie się nad
jego słowami. — Nie musisz tego robić, bo bez tego czuję się
podle. Wiem, że nie traktowałem cię tak, jak powinienem i dlatego
chcę to zmienić, ale musisz mi na to pozwolić.
Wzdycham
głośno, szukając w myślach jakiejś odpowiedzi. Zaczynam źle się
czuć z tym, że wziął całą winę na siebie.
— Oboje
zachowywaliśmy się nie tak, jak powinniśmy — stwierdzam
polubownie. — Może... — chcę zaproponować, żebyśmy o tym
zapomnieli i spróbowali na nowo, ale przerywa mi pukanie do drzwi.
Lucas
posyła mi skonsternowane spojrzenie, na które odpowiadam
wzruszeniem ramion.
— Proszę!
— woła.
Naszym
oczom ukazuje się smukła sylwetka Leah ubrana w ciemne dżinsy i
bluzę reprezentacji.
— Cześć
— zwraca się do Lucasa, bo to jego zauważa najpierw. —
Przyszłam przypomnieć ci o naszym lunchu — dodaje już w moją
stronę.
— Och
— wzdycham tylko, kiedy patrząc na zegarek orientuję się, że
byłyśmy umówione dobre dziesięć minut temu. Posyłam
przepraszające spojrzenie najpierw jej, a potem Lucasowi. —
Wrócimy do tej rozmowy później, dobrze?
Lucas
potakuje głową. Robi to niechętnie, ale nie ma innego wyjścia –
nie dałam mu wyboru. Wkładam pospiesznie treki, wyciągam z szafy kurtkę reprezentacji i wychodzę na korytarz, gdzie czeka na mnie
Leah.
— Mam
nadzieję, że nie przeszkodziłam wam w niczym ważnym? — pyta,
chociaż po jej niepewnej minie poznaję, że doskonale zdaje sobie
sprawę z tego, że jej obawy są słuszne.
— Nie...
tak — przyznaję, bo uświadamiam sobie, jak bardzo jestem już
zmęczona kłamstwami. — Ale nic nie szkodzi. Najważniejsze, że w
ogóle zaczęliśmy ze sobą rozmawiać.
Zaskakuje
mnie jej uśmiech, który nieudolnie stara się ukryć.
— O
co chodzi?
— Nie
sądzisz, że to zabawne, że kiedy wreszcie zdecydowałaś się z
nim porozmawiać, coś wam przeszkodziło?
— Nie
— ucinam. — To wcale nie jest zabawne.
— W
takim razie, może to jakiś znak?
Siadamy
przy dwuosobowym stoliku w hotelowej restauracji. Wykorzystuję to,
że znajduje się dokładnie naprzeciwko mnie i pukam się w czoło
wskazującym palcem, chcąc pokazać jej, co myślę o tych
przypuszczeniach.
— Niby
jaki?
Opiera
łokcie na stoliku i nachyla się w moją stronę.
— Taki,
że powinnaś zerwać z tym bucem póki jeszcze nie jest za późno i
wrócić do Michiego — stwierdza takim tonem, jakby to była
najbardziej oczywista oczywistość.
— Daj
spokój. — Mimowolnie krzywię się z niechęcią.
— Dlaczego?
Wciąż nie rozumiem, dlaczego tego nie zrobiłaś.
— Bo
nie chcę, żeby własny ojciec mnie znienawidził, okej?
Prycha
ze zniecierpliwieniem.
— Co
to za ojciec, dla którego pieniądze są ważniejsze od szczęścia
jedynej córki?
— To
nie tak — zaprzeczam żarliwie. — A zresztą — dodaję, kiedy
Leah otwiera usta, żeby powiedzieć coś jeszcze — Michael prosił
mnie, żebym dała mu spokój. Gdyby rzeczywiście mnie kochał,
zrozumiałby i poczekał.
Kręci
głową z czymś, co interpretuję jako niedowierzanie. Posyła mi
jeszcze jedno badawcze spojrzenie, po czym unosi ręce w geście
kapitulacji.
— Rób,
co chcesz. Ale moim zdaniem to głupota.
Nie
odpowiadam, a Leah nie wraca już do tego tematu. Zaczynamy rozmawiać
o jej planach na wakacje tak, jakby miały zacząć się już za dwa
tygodnie, a nie cztery miesiące. Próbujemy udawać, że nie ma w
tej pogawędce nic sztucznego, ale nam to nie wychodzi i temat urywa
się już po chwili. Spożywamy lunch w milczeniu, tylko od czasu do
czasu wymieniając się jakimiś uwagami odnośnie przesolonego sosu
do sałatki, czy przypalonych migdałów. Po posiłku udajemy się do
jej samochodu i jedziemy na skocznię, gdzie za chwilę ma się
rozpocząć seria próbna przed konkursem indywidualnym. Jak na luty
jest stosunkowo ciepło, ale i tak wstępujemy do bufetu na kawę,
bo przed nami jeszcze wiele czasu spędzonego na zewnątrz, w trakcie
którego zdążymy zmarznąć. W środku dostrzegam Erikę, ale jest
tak zajęta rozmową z jakimiś ludźmi, że w ogóle mnie nie
zauważa.
— Twoja
kuzynka to zdrajczyni. — Głos Leah wyrywa mnie z zamyślenia. —
Zdecydowanie wpadła w nieodpowiednie towarzystwo — dodaje, widząc
moje pytające spojrzenie, a ruchem głowy wskazuje kierunek, w który
sama wcześniej patrzyłam.
Mija
chwila, nim zaczynam rozumieć, o co chodzi Leah. Przyglądam się
lepiej osobom stojącym koło Eriki i w jednej z nich rozpoznaję
Mię. Nie umiem powstrzymać uśmiechu, który sam wypełza na moje
usta.
— Przykro
mi — zapewniam, chociaż moja mina mogłaby świadczyć o czymś
innym. — Nie wtajemniczyłam jej w twoje problemy miłosne.
Leah
wydyma usta, po czym odwraca się ode mnie i rusza w stronę stolika,
który właśnie zwolniła jakaś para. Czy tego chce, czy nie,
podążam jej śladem. Kawa poprawia jej humor na tyle, że gdy
opuszczamy bufet, uśmiecha się na myśl o skokach, które zaraz
będzie nam dane obejrzeć. Dołączamy do reszty naszej drużyny,
gdzie jest także Lucas. Nieśmiało podchodzę do niego, niepewna
tego, czy w ogóle powinnam to robić. Zostaję przy nim, bo nie
odsuwa się z wyraźną niechęcią, ale i tak czuję się jakoś
nieswojo. Niedokończona rozmowa wisi między nami.
Ten
konkurs szybko staje się kolejnym typowym konkursem. Nudnym na
początku, kiedy na belce zasiadają słabsi i zupełnie nieznani mi
zawodnicy, ale nabierającym tempa z każdym skokiem przybliżającym
nas do występu naszych chłopaków. Niestety, to oczekiwanie mocno
się przeciąga ze względu na złe warunki pogodowe. Długie przerwy
między skokami nie wpływają dobrze ani na zawodników ani na organizatorów. Nim nadchodzi czas na pierwszą dziesiątkę, odbywam trzy
przechadzki do bufetu po gorącą herbatę i dwa razy odwiedzam
toaletę. Powoli zaczynam mieć dość, a patrząc na miny
otaczających mnie osób, przekonuję się, że nie jestem jedyna. Z
niecierpliwością oczekuję ostatniego skoku, nie tylko dlatego, że
będzie należał do Michiego.
W mojej
relacji z nim jedna rzecz się nie zmieniła. Nadal jestem cholernie
zdenerwowana, kiedy zasiada na belce i ostatni raz sprawdza zapięcia
nart. Nie uspokaja mnie nawet pewność malująca się obok skupienia
na jego twarzy. I nieważne w tym momencie jest to, że mnie nie chce
i że już nigdy nie powie mi, że mnie kocha – jedyną rzeczą,
jakiej w tym momencie pragnę, jest to, żeby wykonał już ten swój
idealny telemark, odpiął narty i uśmiechnął się do kamery. Ale
pomiędzy tą chwilą, a obecną, jest jeszcze skok, który musi
wykonać jak najlepiej pomimo niesprzyjających warunków. Mija długa
chwila, nim wreszcie dostaje zielone światło i rusza w dół
najazdu. A potem wybija się z progu i układa w powietrzu. Jak
zawsze pocieszam się, że to tylko kilka sekund, że mogę w tym
czasie podziwiać jego idealną sylwetkę w locie, a potem równie
idealne, bezpieczne lądowanie. Ale tak się nie dzieje. Zaraz po
wyjściu z progu dostaje mocny podmuch wiatru, który wytrąca go z
równowagi, a nim zdąży ją odzyskać, jego narty wykrzywiają się
w dwóch przeciwnych kierunkach. Nie mam żadnych złudzeń, co do
tego, co za chwilę się wydarzy, ale mogę tylko stać i patrzeć,
jak Michael opada bezwładnie na bulę, a następnie odbija się od
niej kilka razy i stacza w dół stoku, szurając nartami po śniegu.
Najpierw słyszę krzyk, a dopiero potem orientuję się, że
wydobywa się on z mojego gardła. Przyciągam spojrzenia wszystkich
z drużyny, ale nie dbam o to. Wpatruję się z przerażeniem w
drobne ciało Michiego leżące na śniegu bez żadnego ruchu i sama
czuję się tak, jakbym straciła panowanie nad własnym. Przez
pierwsze kilka sekund stoję sztywno i przetwarzam to, co się stało,
próbując wmówić sobie, że tylko mi się wydawało i że tak
naprawdę Michiemu nic się nie stało. Dopiero czyjeś palce
zaciskające się na mojej dłoni sprowadzają mnie z powrotem na
ziemię. Leah szepcze coś do mnie kojącym tonem, ale jej słowa do
mnie nie docierają. W uszach szumi mi uderzająca do głowy krew,
buzująca od przypływu adrenaliny. Wyrywam się z uścisku
przyjaciółki i nim ktokolwiek zdąży się zorientować w moich
zamiarach, biegnę w kierunku wybiegu. Słyszę jeszcze wołającego
mnie Lucasa, ale w tej chwili jest on ostatnią osobą, dla której
mogłabym się zatrzymać. Właściwie to nie wiem, po co tam biegnę.
Wiem, że pracownicy skoczni i opieka medyczna i tak nie pozwolą mi
się zbliżyć do Michaela, ale chyba po prostu nie zniosłabym
bezczynnego wpatrywania się w telebim w oczekiwaniu na jakikolwiek
znak życia z jego strony. Dobiegam tak blisko, jak tylko się da i
zatrzymuję się przy bandzie. Patrzę, jak ubrani w czerwone stroje
medycy układają go na noszach i niosą w kierunku karetki. Oddycham
ciężko i cała drżę, ale nie ma to w tym momencie najmniejszego
znaczenia. Zastanawiam się, czy jest jakiś sposób, żeby do niego
podejść, ale nic nie przychodzi mi do głowy.
Nagle czyjaś dłoń znów zaciska się na moim nadgarstku, ale tym
razem nie należy ona do Leah.
— Chodź. — Słyszę stanowczy głos Lucasa, który, nie
czekając na moją odpowiedź, ciągnie mnie za sobą w stronę
karetki.
Jestem zbyt oszołomiona i roztrzęsiona, żeby wytłumaczyć mu, że
nie dopuszczą nas do niego, bo nie mamy odpowiednich uprawnień. W
ogóle nie rozumiem, dlaczego Lucas chce mi pomóc i przejmuje się
kimś, kto powinien być mu obojętny.
— Jestem jego lekarzem — tłumaczy jakiemuś mężczyźnie,
który próbuje nas zatrzymać.
Tym kłamstwem wprawia mnie w osłupienie. Podążam za nim
bezmyślnie, starając się poskładać wszystko do kupy i mija dobra
chwila, nim uświadamiam sobie, że to wcale nie było kłamstwo, bo
Lucas naprawdę jest lekarzem Michiego i to z tego powodu interesuje
się jego stanem.
— Zaczekaj tu — rozkazuje mi tym samym stanowczym tonem, po
czym znika we wnętrzu karetki.
Świadomość, że Michael jest tak blisko, a ja nie mogę go
zobaczyć, żeby przekonać się, czy w ogóle żyje oraz to, że
zostałam całkowicie sama wśród tych biegających we wszystkie
strony ludzi, sprawia, że coś we mnie pęka. Łzy napływają do
moich oczu, by już po chwili strumieniami ściekać po policzkach.
Nie nadążam z wycieraniem ich w rękaw kurtki. W
takim właśnie stanie zastaje mnie Lucas, kiedy wychodzi z karetki.
— Co z nim? — Nie tracę czasu i natychmiast doskakuję do
niego.
Przygląda mi się badawczo, marszcząc przy tym brwi. No tak, muszę
wyglądać paskudnie.
— Jest nieprzytomny i mocno poobijany. Zaraz zawiozą go do
szpitala na szczegółowe badania.
Nie podoba mi się to, że tak mało się o nim dowiaduję, ale
rozumiem, że bez specjalistycznego sprzętu postawienie szczegółowej
diagnozy nie jest możliwe. Pozostaje mi jedynie cieszyć się z
tego, że przeżył ten okropny upadek. Ale to marne pocieszenie.
— Chodź, pojedziemy za karetką. — Lucas kolejny raz
dyktuje mi, co mam robić, ale przy moim obecnym oszołomieniu to
nawet dobrze.
Przy wejściu na parking dobiega do nas również zdenerwowana Leah.
— Jedziecie do szpitala? — pyta pomiędzy urywanymi
oddechami. — Jadę z wami — oznajmia krótko, kiedy Lucas udziela
twierdzącej odpowiedzi.
W drodze do auta Leah ściska moją dłoń i uśmiecha się
pokrzepiająco. Nie pomaga mi to, bo zdaję sobie sprawę z tego, że
wie o stanie Michiego jeszcze mniej ode mnie, a tylko dobre
informacje byłyby w stanie mnie pocieszyć.
Trasa do szpitala ciągnie się w nieskończoność. Lucas uparcie
przestrzega wszelkich przepisów dotyczących prędkości, czym
doprowadza mnie do skraju wytrzymałości. Mam ochotę kazać mu się
zatrzymać, żeby zamienić się z nim miejscami, ale obawiam się,
że przy takim drżeniu rąk nie potrafiłabym utrzymać kierownicy.
Próbuję znosić cierpliwie to jego bycie nieprzyzwoicie poprawnym,
lecz słabo mi to idzie. Mniej więcej w jednej czwartej drogi
zaczynam żałować, że nie usiadłam obok Leah na tylnym
siedzeniu, lub, co byłoby jeszcze lepszym wyjściem, nie namówiłam
jej do jazdy jej autem. Dochodzi do tego, że zaczyna mnie drażnić
nawet wesoła melodia nadawana przez jakąś stację radiową, więc
nerwowym ruchem wyłączam odbiornik. Atmosfera w samochodzie robi się
wręcz gęsta od napięcia. Pierwszy szok powoli mija, a ja
uświadamiam sobie, że tym atakiem paniki jasno dałam do
zrozumienia nie tylko Lucasowi, że z Michaelem łączy mnie coś
więcej niż koleżeńskie relacje. Nie myślę o tym jednak za dużo.
Wciąż mam przed oczami obraz Michiego spadającego na bulę i nie
pozwala mi się on skupić dłużej na niczym innym.
W szpitalu Leah i ja siadamy w poczekalni, a Lucas idzie zdobyć
jakieś informacje. Przez całą drogę myślałam, że po dotarciu
tutaj poczuję się lepiej, ale ten charakterystyczny zapach środków
dezynfekujących źle na mnie wpływa. Pierwszy raz w życiu
szpitalna atmosfera mnie przytłacza.
— Leah, tak bardzo się boję... To było straszne. — Chowam
się w jej ramionach i mruczę niezrozumiale w jej kurtkę.
— Nie denerwuj się. Te wypadki zawsze wyglądają groźnie,
ale zwykle okazuje się, że nic poważnego się nie stało — mówi
łagodnym tonem, głaszcząc mnie po włosach.
Jej pocieszenia na niewiele się zdają. Nawet jeśli Michael nie
doznał poważnych obrażeń, to i tak ten upadek na pewno
przysporzył mu wiele bólu. Łzy ponownie napływają mi do oczu na
myśl, jak bardzo musi teraz cierpieć i jak bardzo musiał być
przerażony w momencie spadania. Jedyne, czego bym teraz chciała, to
być przy nim. Świadomość, że on mógłby być z tego
niezadowolony, smuci mnie jeszcze bardziej.
Siedząc tak, tracę poczucie czasu, więc nie mam pojęcia, jak
długo nie ma Lucasa. Widząc go z daleka idącego w naszym kierunku,
próbuję odczytać coś wyrazu z jego twarzy, ale jest
nieprzenikniony.
— Złamane żebra, przebite płuco, wstrząśnienie mózgu...
— wylicza rzeczowym tonem, patrząc wszędzie, tylko nie na mnie. —
Dobrze, że skończyło się tylko na tym.
— Czyli to nic groźnego, tak? — pyta Leah z nadzieją w
głosie.
— Jeszcze nie możemy być tego pewni, niektóre obrażenia
mogą dać o sobie znać dopiero po jakimś czasie.
Te wiadomości przynoszą mi pewną ulgę, ale to wciąż za mało.
— Chcę go zobaczyć. — Zdecydowanym ruchem wstaję z
krzesła.
Pierwszy raz od chwili wypadku Lucas patrzy mi prosto w oczy. Jego
dobrze widoczna niechęć i nieme oskarżenie dają mi do
zrozumienia, że już wie. Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej.
— To teraz niemożliwe. Lekarze jeszcze go badają. — Po
tym, jak zaciska pięści, poznaję, że mówi to wbrew sobie. Pewnie
najchętniej zamiast grzecznie rozmawiać, po prostu najpierw
zwyzywałby mnie od najgorszych, a potem dołożył Michaelowi. —
Jedźcie do hotelu. Nie ma sensu, żebyście tu teraz siedziały. Dam
znać, jeśli czegoś się dowiem — zwraca się do Leah.
Mam wrażenie, że mówi to z czystej złośliwości, a nie ze
względu na troskę o nasze dobro. Początkowo odmawiam, ale kiedy do
jego nalegań przyłącza się Leah, kapituluję. Michi i tak nie
ucieszyłby się z moich odwiedzin, więc może faktycznie siedzenie
w szpitalu jest pozbawione sensu. Zamawiamy taksówkę, która zawozi
nas na skocznię, a stamtąd samochodem Leah wracamy do hotelu.
Przyjaciółka nie odzywa się przez całą drogę, a jedynie od
czasu do czasu posyła mi współczujące spojrzenie.
— Przestań już się tak zadręczać, jakby to była twoja
wina — mówi wreszcie, wchodząc razem ze mną do pokoju mojego i
Lucasa.
Rozglądam się po pomieszczeniu, w którym jak zwykle panuje idealny
porządek. Nagle nabieram ochoty na porozrzucanie tych wszystkich
równo ułożonych rzeczy Lucasa. Tak jakbym jeszcze za mało
namieszała w jego życiu.
— Chyba powinnam się spakować — stwierdzam sucho.
Leah niespodziewanie otacza mnie ramieniem i ściska lekko.
— To pierwsza mądra rzecz wypowiedziana przez ciebie w tym
tygodniu — zauważa z uśmiechem, którego nie potrafię
odwzajemnić. — Zrobię ci miejsce w moim pokoju. I skoczę do
sklepu po jakieś wino i czekoladę.
Przytula mnie ostatni raz, po czym wychodzi. Zostaję sama w tym
oziębłym królestwie Lucasa. Najwyższy czas, żeby je opuścić,
zanim ten chłód całkiem mnie przeniknie. Wyciągam z szafy walizkę
i wrzucam do niej wszystkie swoje rzeczy, nawet nie zawracając sobie
głowy ich układaniem. Lucas wchodzi do pokoju, gdy do spakowania
zostają mi już tylko kosmetyki z łazienki. Walizka leżąca na
środku pomieszczenia nie robi na nim żadnego wrażenia. Omija ją i
podchodzi do stolika stojącego po przeciwnej stronie pokoju, nie zaszczycając
mnie przy tym ani jednym spojrzeniem. Wyrzuty sumienia sprawiają, że
czuję się zobowiązana do przerwania tego milczenia.
— Lucas, przepraszam. Nie chciałam, żeby tak to wyszło —
brzmi to banalnie, ale nie mam pojęcia, co innego mogłabym
powiedzieć.
Prycha głośno, po czym odwraca się powoli w moją stronę, a ja od
razu zaczynam żałować, że to robi. Wolałam nie widzieć tego
rozgoryczenia malującego się na jego twarzy.
— Kochasz go. — To nawet nie jest pytanie. On po prostu
stwierdza fakt.
Jak to możliwe, że Lucas w ciągu dwóch godzin zauważył coś, z
czego ja nie zdawałam sobie sprawy przez kilka miesięcy?
Nie odpowiadam. Jestem za bardzo oszołomiona prostotą tego
spostrzeżenia. Czy to naprawdę było takie łatwe?
— Zamierzałaś mi o tym w ogóle powiedzieć?
Opuszczam wzrok na podłogę, nie będąc w stanie wytrzymać jego
spojrzenia pełnego wyrzutów. W ciągu jednej chwili uświadamiam
sobie, jak bardzo byłam głupia. Jak mogłam zostawić Michiego dla
Lucasa i w dodatku być święcie przekonaną, że uda mi się
zbudować związek z nim oparty na kłamstwie?
— Tak myślałem — odpowiada sam sobie. — Od jak dawna to
trwa?
Przełykam głośno ślinę i z trudem wydobywam z siebie głos.
— Nie wiem. Od sylwestra?
Kiwa głową z udawanym zrozumieniem i uśmiecha się przy tym
kpiąco. Mam dość. Najchętniej wyszłabym z tego pokoju, gdyby nie
poczucie, że jestem mu winna przynajmniej tę jedną szczerą
rozmowę.
— A ja przez cały ten czas nic nie zauważyłem. Dobra
jesteś.
— Zauważyłbyś, gdybyś nie był tak zajęty pracą — nie
mogę się powstrzymać przed rzuceniem tej uwagi.
Od razu widać, że poczuł się nią dotknięty.
— Pracowałem dla ciebie. Żeby dać ci wszystko, czego
potrzebowałaś, żebyś nie musiała zadowalać się byle czym. I
nie wiem teraz, dlaczego przez cały czas miałaś o to pretensje,
skoro to właśnie o moje pieniądze ci chodziło.
— Lucas, w życiu nie wszystko kręci się wokół pieniędzy!
Gdybyś od czasu do czasu pokazał mi, że choć trochę mnie
kochasz, nie szukałabym tego gdzie indziej.
— Skoro nie chodziło ci o pieniądze, to dlaczego od razu nie
powiedziałaś mi, że wolisz jego?
Moja strategia obronna staje się bezużyteczna wobec tego pytania.
Sama chciałabym znać odpowiedź na nie. Gdy zastanawiam się nad
nim dłużej, dochodzę do wniosku, że Lucas ma rację. Tu zawsze
chodziło o pieniądze, tyle że nie moje, a ojca. Oto powód, dla
którego od razu tego nie zrozumiałam.
— Chciałam to zrobić, ale potem umarł twój ojciec...
— Więc zostałaś ze mną z litości — przerywa mi. —
Dziękuję ci za troskę. — Sarkastyczny uśmiech wykrzywia jego
twarz.
Wzdycham głośno. Już dawno nie czułam się tak zmęczona.
— Naprawdę nie chciałam cię zranić.
— Ale to zrobiłaś.
Odwraca się tyłem do mnie, ucinając w ten sposób rozmowę.
Wpatruję się w jego plecy i zastanawiam się, co jeszcze mogłabym
mu powiedzieć, aż wreszcie uświadamiam sobie, że żadnymi słowami
nie zadośćuczynię mu tych kłamstw. Wrzucam resztę rzeczy do
walizki, po czym zamykam ją z niemałym trudem. Ostatnie, co robię
przed wyjściem, to zdjęcie pierścionka zaręczynowego i położenie
go obok MacBooka. Kiedy zamykając drzwi spoglądam na Lucasa, wciąż
jest zwrócony plecami w moją stronę. Co za świetna metafora
mojego życia. Wszyscy moi faceci po kolei się ode mnie odwracają.
Nie pozostaje mi już nic innego, jak tylko udać się do Leah. Na
szczęście wróciła już ze sklepu i teraz przyjmuje mnie w swoim
pokoju z otwartymi ramionami.
— Cieszę się, że to zrobiłaś — mówi, tuląc mnie do
siebie.
— Yhm. Szkoda tylko, że dopiero teraz – odpowiadam.
— Hej! — Ociera łzę, która bez żadnego ostrzeżenia
pojawia się na moim policzku. — Lepiej późno niż wcale.
Nie pociesza mnie to. Nie mówiąc nic więcej, sięgam po butelkę
otwartego już wina, bo teraz tylko alkohol może pozwolić mi
zapomnieć o własnej głupocie, przez którą straciłam osobę, na
której zależało mi bardziej niż na czymkolwiek innym na tym
świecie.
*
Jestem punktualnie. Następny rozdział prawdopodobnie jeszcze przed LGP w Wiśle. Mam teraz więcej czasu na pisanie, więc może podkręcę tempo. To samo tyczy się Waszych blogów - postaram się wreszcie nadrobić te zaległości do końca tygodnia.
Dziękuję tym osobom, które tu jeszcze są. Przy statystykach spadających z miesiąca na miesiąc to naprawdę bardzo wiele dla mnie znaczy. Nie wiem, czy to spadek zainteresowania moim opowiadaniem, czy w ogóle skokami z racji tego, że nie ma teraz konkursów, ale na pewno nie działa to motywująco.
Dajcie znać, co myślicie o powyższym rozdziale. Uważacie moje rozwiązanie za dobre, czy może rozegrałybyście to inaczej? Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie.
Całuję! ;*
Cześć :D
OdpowiedzUsuńW końcu punktualnie :D
To rozwiązanie chyba było najlepsze z możliwych.
Jakkolwiek to brzmi, to cieszę się, że go zostawiła. Jak on mógł pomyśleć, że chodziło o jego pieniądze? I jakieś szemrane interesy za plecami ojca Lisy... Dobrze, że to już koniec. I że, o ironio, uświadomił on Lisie, że kocha Michaela (w końcu!!!)
Teraz tylko czekać jak Lisa postąpi z tym wszystkim. Oby przestała analizować wszystko i szukać drugiego dna. Denerwuje mnie to, że poświęca osobę, którą kocha, żeby nie zranić innych. Nie widzi, że tym rani jeszcze więcej osób.
Czekam niecierpliwie na kolejny :D
Buziaki :*
Zatłukę Michiego. Poważnie. Za ten upadek, za to, że tam leży. Ale i tak go kocham.
OdpowiedzUsuńLisę... Jezu... nie wiem. Ścieżka zdrowia? Chociaż na plus, że dziewucha wreszcie zerwała z Lucasem. Tylko błagam, niech nie zrobi czegoś cholernie głupiego i niech nie posłucha Michaela! Bo jeżeli nie chce go stracić to niech działa. Popełnia błędy, ale niech robi coś!
I małe podziękowanie dla Lucasa. Nie znoszę dziada, ale on uświadomił Lisie miłość do skoczka. Spodziewałam się Leah, ale jak to mówią... bierz póki dają ;)
No i ogólnie trzymam kciuki żeby Michi dał szansę temu związkowi. I proszę! Mniej analizy Lisa! Z miłością to ci na dobre nie wyjdzie :P
Pozdrawiam, czekam na kolejny i zapraszam do mnie ;)
Buziak ;*
Nie wierzę, Lucas sam się domyślił,że jest rogaczem, jakaś nagoda temu panu się należy. Nie rozumiem jego postępowania, chciał dobrze zarabiać i kupować Lisie wwszytsko to co najlepsze, to tak jakby chciał kupić jej miłość. Ale stało się!!! Rozstali się!!! W sumie zareagował na to spokojnie, nie kochał nigdy Lisy i była dla niego tylko dodatkiem??
OdpowiedzUsuńTylko teraz pytanie czy Michael będzie chciał Lisę, Lucasa nie ma, ale czy uwierzy, ze Lisa go kocha. To teraz jej zadanie to iśc do spzitala i tam koczować.
W sumie ten wypadek pozwolił zrozumieć Lisie,że kocha Michaela i Lucas dowiedział się, że Lisa nie chce już z nim być.
Zapowiada się ciekawa konfrontacja Lisy z jej ojcem, który wyraźnie liczył na korzyści materialne, ojj to biedak się zdziwi, żeby mu pikawa nie przestała bić z wrażenia haha. To jest czlowiek, dla którego liczy się tylko kasa. Może stworzą związek z Lucasem udany, skoro pieniądze są ważne.
To teraz trzeba czekać ąz Michael się obudzi i wyjaśni sobie wszystko z Lisą. Tylko coś czuję, że Lucas jeszce namiesza, tak łatwo nie odpuści.
Czekam na kolejny rozdział!! :D
Witaj kochana;*
OdpowiedzUsuńW końcu stało się to na co od dawna czekałam! Lisa rozstała się z Lucasem. Jestem ciekawa jak dalej potoczą się losy Lisy i jakie podejmie decyzje.
Czekam na kolejny.
Buziak;*
Hmmm skąd przeświadczenie u Lucasa,że Lisa chciała żeby zarabiał dużo i miała wygodne, luksusowe życie. Może dałą mu to do zrozumienia swoim zachowaniem, albo któs mu tak powiedział lub zasugerował.
OdpowiedzUsuńO jej ojcu to nawet nie ma co sobie strzępić języka, zwykły dupek i palant, czy on wogóle kocha Lisę??
Michael, upadki na skoczni się zdarzają, ale ten szczególnie może okazać się "dobry" w skutkach, bo Lucas przejrzał na oczy (jak on się mieścił w drzwiach z tymi rogami hahhaa) i zrozumiał, że Lisa go nie kocha i chyba nigdy nie kochała, bo byla pod silnym wpływem ojca, ktróry uważał to małżeństwo za dobre w interesach, zapomniał przy okazji,że czasy wyboru męża przez ojca już się skończyły.
Lisa ma szczęście,że Lucas sam się domyślił,że go zdradza, bo coś czuję,że nie odbyłaby z nim jeszcze tej rozmowy, ułatwił jej zadanie, przynajmniej raz o niej pomyślał hahaha. To teraz ma bojowe zadanie żeby przekonać Michaela i udowowdnić mu,że go kocha (po ich ostatniej rozmowie skoczek czuje się wykjorzytsany przez nią).
Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!!!
Hej!
OdpowiedzUsuńMiałam być we wtorek, później miałam być w środę, a jestem w czwartek. Tak bardzo jestem sumienna. Nie miałam wczoraj weny, a nie chciałam podarować Ci byle jakiego komentarza, bo zasługujesz na więcej.
Zacznę sobie od początku, bo gdybym zaczęła od tego, co najważniejsze to byłby chaos i jeden wielki burdel.
Ten początek i przede wszystkim rozmowa Lisy z ojcem utwierdza mnie tylko w słuszności mojego poprzedniego komentarza, pod 19. To było okrutne, obdarte ze wszystkiego, ze złudzeń. Była prawda, przerażająca. Bo mnie takie rzeczy przerażają. Facet ma dziecko, dorosłe, wiem. Ale dziecko. Wykształcił, zapłacił, dał dobry start, godne życie. To bardzo dobre, ważne. Ale co z miłością? Co ze zrozumieniem? Przecież on nie wie, nie domyślił się, nie zauważył, że coś jest nie tak, że coś nie gra. A skoro nie wie to mógłby być delikatniejszy. Zmarł przyszły teść Lisy, jej narzeczony może bardzo to przeżywać. Mógłby chociaż udawać, że interesuje go córka, jej życie, jej emocje, jej samopoczucie. Dzwoni do niej jak do swojej sekretarki, która ma załatwić biznesy, bo u Lucasa ma większe względy. W końcu się bzykają. To straszne, okropne, obrzydliwe.
Lisa się zgadza, pogada z Lucasem. Bo chcę, żeby jej ojciec ją docenił, ona pomoże. Wbrew sobie, bo przecież nie umie z narzeczonym rozmawiać.
Ten cały związek był biznesem. O ile się nie mylę to to nigdy nie była wielka miłość. To był układ, coś co zapewniało pozycje na rynku, trwały związek rodzin. Bo trudno byłoby wykopać ze spółki teścia syna, prawda? Jakie to wszystko jest bezczelne i okrutne. Jak w średniowieczu, gdzie aranżowano małżeństwa. A najgorsze jest to, że tak się dzieje, że tak bywa, że tacy ludzie istnieją. Okropne. I szkoda, że Lisa dała się w to wciągnąć, ryzykując własnym szczęściem.
I przez presję ojca, jego oczekiwania, jego aspiracje, jego fantazję o tym, żeby z córki, jedynego dziecko, zrobić… nawet nie wiem jak określić… towar?, Lisa nie potrafi tego przerwać. I wcale jej się nie dziwie, bo nie chce zranić ojca. Niektóre osoby powinny zastanowić się nad swoim systemem wartości, bo jest on przerażający. W życiu nie chodzi tylko o hajs, dupę, cycki. Życie nie jest takie proste i miłe. Czas dorosnąć.
A potem przychodzi moment. Moment rozdziału. Może całego opowiadania. Przełykam ślinę jak gorzką pigułkę, pocieram skroń i myślę, że zrobiłaś mi krzywdę. Ja się bardzo przywiązuję do ludzi i nawet do bohaterów opowiadań. Przywiązałam się do Finnicka, do Freda Weasleya. Do Michaela też się przyzwyczaiłam i stał mi się bardzo bliski. Drżę, boję się, gdy myślę o tym, że mogłaby mu się stać krzywda, że go boli, że wcale nie musi być dobrze. Bo może być źle, bardzo. Może mieć wszystkie nogi i ręce, głowę miejscu. Ale w tej głowie mogą być teraz różne rzeczy. Strach, niepewność, może zapomnieć kilka rzeczy, może się zmienić i nie być sobą. Może stać wszystko, bo możesz wszystko. Bo takie jest życie. To okrutne miejsce, to nie tylko miłość, świece, nastrojowa muzyka, wyjazdy, imprezy, ładne widoki. To łzy, ból, strata. Kiedyś napisałam, że to opowiadanie jest jak kubek ciepłej herbaty. Ciepłe, miłe. Było takie, były piękne opisy rodzącego się uczucia. Było pięknie. Teraz też jest pięknie tylko, że inaczej. Teraz jest trochę goryczy, ból nie zawsze opowiedziany wprost. Lubię pisać takie opowiadania i czytać takie historię, gdzie mogę sobie interpretować. To właśnie jest ten pisarski talent. Wiele moich komentarzy polega po prostu na opisywaniu tego, co w rozdziale jest zawarte. ‘Ona powiedziała to, on odpowiedział to, więc ona jest zła, on dobry lub na odwrót.’. A tutaj, na tym blogu, gdy siadam do komentowania, muszę mieć wenę. Muszę nie pisać u siebie, bo muszę mieć myśli skierowane tylko na to opowiadanie, ekstremalnie się skupić i czuć. Po prostu czuć, wyobrażać sobie. MYŚLEĆ. Bo ja się muszę to domyślać, bardzo kreatywnie myśleć. Twoje opowiadanie zmusza mnie do odczuwania, a nie tylko do czytania. Do tego, żebym ja żyła tym, co się tu dzieje. Ja nie do końca umiem wyrazić to słowami, bo to są takie emocje, które nie mieszczą się w słowach. To jest czyste piękno. Słowo ‘piękny’ jest nadużywane. Tak się mówi o sukienkach, o butach, o tortach. Ja mówię o tym krystalicznym pięknie. Tym wyjątkowym, które rzadko się czuje.
UsuńNie zrób mu krzywdy, proszę. I mnie przy okazji też nie rób. Albo zrób, bo przynajmniej poczujemy, że żyjemy.
Muszę też wspomnieć o skutku tego strasznego wydarzenia. To też jest ważne dla rozwoju opowiadania, trochę dla mnie też. To jest przede wszystkim ważne dla większości, bo każda szuka tu tego, czego szuka. Lisa nie zerwała z Lucasem, Lucas tak naprawdę nie zerwał z Lisą. To śmiesznie brzmi, ale o ich rozstaniu zdecydowała miłość. Bo reakcja Lisy, jej zachowanie, które było automatyczne i naturalne, mówiło wszystko. Nie było tego ciągłego zastanawiania się, co wypada, co powie tata, co pomyślą znajomi. Było tylko uczucie i poświęcenie. Czyste. Mocna scena, bardzo dobrze, że tak zrobiłaś. Było to odrobinę brutalne dla nas(mam nadzieję) i dla bohaterów. Pewnie, Lucas powinien dowiedzieć w innych okolicznościach, ona powinna mu to powiedzieć, nie oszukiwać go, nie być z nim z litości. Ale niech tak będzie. Było to naprawdę piękne, to chyba była najbardziej prawdziwa i szczera rzecz jaką zrobiła w tym opowiadaniu. Bo to była miłość. Nie zauroczenia, nie interes, nie wyrachowanie. Miłość.
Było to tak czytelne i osobiste, że nawet Lucas to zobaczył.
Przed Lisą teraz ciężkie zadanie, bo obawiam się, że będzie trudno. Jeśli Michi z tego wyjdzie. Rozstanie Lisy z Lucasem to może okazać się zbyt mało. Zbyt dużo się wydarzyło.
Gratuluję Ci tego opowiadania, rozdziału, tego świata. Lubię tu być. Kocham.
Dziękuję za wszystka. Za to, że jesteś i jaka jesteś.
Zuz.
http://www.flowers2moscow.com/store/images/product/Ferreros-Rafaello-Confections.jpg
Jestem!
OdpowiedzUsuńJejku, jejku, jejku... i co mam ci teraz powiedzieć? Rozdział jest cudowny, jak zwykle, dopracowany pod każdym względem, robiący po raz kolejny w mojej głowie niezłe zamieszanie.
Lucas i Lisa się rozstali. To chyba najbardziej przełomowy moment, na który każda z nas tutaj czekała. No i sam się domyślił, co jest grane, to już w ogóle święto. W dodatku te domysły, że chodzi o pieniądze... szkoda gadać po prostu. Miłość to chyba nie tylko pieniądze, ale cóż, on widocznie miał inne mniemanie na ten temat. Całe szczęście, że nie są już razem, bo ten związek i tak nie miał większej racji bytu na tym świecie.
Teraz pozostaje pytanie, co zrobi Lisa, czy przypadkiem znowu nie wpakuje się w coś nieciekawego. I jest jeszcze Michael. Zraniony, wykorzystany, nie wiem, czy będzie mu tak łatwo teraz z tym wszystkim. Chyba zbyt dużo wydarzyło się pomiędzy tą dwójką. Oby ten wypadek, mimo wszystko, był początkiem jakiś zmian w sposobie myślenia Lisy. Pozytywnych zmian.
Czekam!
Buziaki :**
Hej!
OdpowiedzUsuńZnowu mam opóźnienie? Kurcze, dwa dni nie zaglądałam na bloggera, a tu zrobiły mi się takie zaległości, jakby nie było mnie tu kilka tygodni.... Nie do uwierzenia.
Ale jestem i tak zastanawiam się teraz nad Twoim pytaniem, w sensie czy inaczej można było to rozegrać.... Nie mam pojęcia. Muszę powiedzieć, że zaskoczyłaś mnie takim rozwiązaniem.
Lisa jednak mnie wkurza. Nie potrafię zrozumieć jej dziwnej relacji z ojcem. Trochę tak, jakby za wszelką cenę chciała wzbudzać w nim uznanie poprzez to, że jest z facetem, dzięki któremu zyskuje cała jej rodzina. Może, kurcze, powinna być ze swoim ojcem a nie z Lucasem, Michim, czy w ogóle jakimś innym facetem.
Tak samo potem by, na końcu, moje serce było po stronie Lucasa. Może uwzięłam się na Lisę i to dlatego? Nie wiem... Rozumiem jej reakcję po upadku Michaela. Nie wyobrażam sobie, że mogłaby udawać, że nic jej to nie obchodziło. Tylko Lucas jednak nie jest taki głupi, za jakiego go miała i musiał zauważyć, co się dzieje. Po prostu musiał. I gratuluję mu, że odważył się sam wyłożyć kawę na ławę, a nie czekać na wyjaśnienia Lisy, która pewni znowu nie zdobyłaby się na odwagę, by powiedzieć mu całą prawdę. Wychodzi na to, że gdyby wtedy, gdy zmarł ojciec Lucasa, dziewczyna mimo wszystko zrobiła to, z zamiarem czego pojawiła się wtedy u Lucasa, byłoby lepiej niż teraz. A tak, Lucas ma do niej żal nawet o to, że była z nim z litości.
Mam nadzieję, że Lisa nie załamie się po tym wszystkim i znajdzie w końcu szczęście. Ostro ją tutaj potraktowałam, ale to nie znaczy, że nie życzę jej dobrze. Oby tylko znowu nie kierowała się radami ojca, którego nie interesuje chyba nic więcej poza własnymi interesami.
Czekam na kolejny rozdział.
Serdecznie pozdrawiam!
Ależ dostarczyłaś nam dziś emocji, Kochana...
OdpowiedzUsuńJestem po prostu oszołomiona tym rozdziałem. :D Napisany jest jak zawsze na wysokim poziomie i jeszcze tak wiele się w nim dzieje.. Ach! ♥
Na samym początku chciałabym serdecznie pogratulować Lucasowi za to, że w końcu się domyślił... Myślę, że dobrze się stało, że ta farsa się skończyła. Ileż można trwać w związku z drugim człowiekiem tylko ze wzgląd na praktykę, na ojca i inne czynniki, które nie pozwalały Lisie odejść od tego dupka?
Mówiąc szczerze czekałam na ten moment już bardzo, bardzo długo. Zastanawiam się tylko jak będzie wyglądała konfrontacja Lisy z ojcem... Myślę, że ten człowiek powinien chcieć szczęścia córki i powinien zrozumieć... :( Ale tego jak zareaguje nie wie nikt. Tak sobie myślę, że skoro tak bardzo zależało mu na Lucasie i jego pieniądzach to sam mógł zaangażować się w związek z tym facetem. :/
Wypadek Michiego... Kurczę, przeszedł mnie dreszcz, ale mimo to, mam nadzieję, że ten upadek będzie dobrym znakiem, na drodze do wspólnego życia Lisy i Michaela. Tak, pewnie brzmi to absurdalnie, ale mam taką nadzieję. No chyba, że Michael nie będzie pewien uczuć dziewczyny. Co też de facto by mnie nie zdziwiło. Przecież na początku wybrała Lucasa... Prawda jest taka, że Lisa sama zaplątała się w swoim życiu, ale wiem, że jeśli Michael szczerze ją kocha, wybaczy jej wszystko i będą razem. :) I wiem, że wtedy będą szczęśliwi, bo przez ten wypadek Lisa uświadomiła sobie, jak ważny jest dla niej skoczek. ♥
Naprawdę piękny rozdział. ♥
Przepraszam, że taki mało ogarnięty i mało składny komentarz, ale mam dziś mega problemy ze skupieniem... xd
Do następnego! ;*
No dobra. Co jest, że się tak na te rozdziały spóźniam?
OdpowiedzUsuńZaraz lgp to zobaczysz jak Ci statystyki skoczą xd Ojaaa do czego to Lisa dochodzi w pierwszym akapicie. Jaki tata jakie nie kochała Michiego??
O MÓJ BOŻE. COŚ TY DZIEWCZYNO HAJBEKOWI ZROBIŁA?! Ale ja teraz wszystko wiem, bo Lisa przez wypadek się ogarnie. OJAPIERDZIELE ale się porobiło. Lucas jednak ciut spostrzegawczy jest. Teraz mi go tak mega żal. Ale świetnie to rozegrałaś. Nie wiem czy Lisa byłaby wstanie powiedzieć prawdę. Ale tak w ogóle to WOWOWOWOW. Rozdział mega. Taki jeden z lepszych, no bo w koncu wszystko wyszło na jaw i ten wypadek Hajbeka, tyle się dzieje no kocham♥
Trochę smutam, bo Michi tam biedny cierpi straszliwie, ale no, z drugiej strony gdyby nie ten wypadek, to Lisa by się tak nie przejęła, a gdyby się tak nie przejęła, to ten pan doktor by się w życiu nie domyślił, że coś jest nie tak. Swoją drogą, proszę, jak to takie ekstremalne sytuacje dopiero wyciągają wszystko na wierzch. Jednak emocje to mocny zawodnik xD Well, czyli teraz Michi się kuruje, Lisa układa życie od nowa i są razem? Ha, to by było ładne i bajkowe, ale nie życiowe :P Także pewnie coś tutaj się poplącze. Może Michi tak nie od razu przekona się z powrotem do Lisy? Albo wręcz przeciwnie ten kochany, dobry Hayboeck od razu się z Lisą zwiąże, ale życie będą im utrudniać pan doktor i ojciec Lisy. W sumie mam wrażenie, że L. tego Lisie nie odpuści, że w jakiś sposób namiesza, choćby tak, że ojca Lisy z tej kliniki wykluczy. Niby nic, ale sprawi, że Lisa będzie miała na głowie wkurzonych rodziców… Cóż, no ciekawe, ciekawe, jak to się potoczy, może jednak od razu będzie uroczo, słodko i bajkowo (ach te moje marzenia :D)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!