Menu

piątek, 13 maja 2016

Rozdział osiemnasty


Nie poznaję Lucasa w ciągu kolejnych dni, które następują po śmierci jego ojca. Na początku jest odrętwiały i całkowicie oderwany od rzeczywistości. Włóczy się po swoim mieszkaniu i spędza cały dzień na oglądaniu telewizji pomimo tego, że to poniedziałek, czyli czas, kiedy poświęca pracy najwięcej zainteresowania. Nie mam serca zostawiać go samego na dłużej niż to konieczne. Spędzam przy nim pierwszą noc, a w dzień wychodzę tylko po drobne zakupy. Wspinam się na wyżyny moich zdolności kulinarnych, żeby przyrządzić jego ulubione potrawy, ale on przełyka apatycznie wszystko, co podsuwam mu pod nos na dawno nieużywanych talerzach i w żaden sposób nie komentuje moich starań. Równie dobrze mogłabym mu dać do jedzenia starego hamburgera od McDonalda i na pewno nie poczułby różnicy. Wzorowo wywiązuję się z obowiązków zarówno narzeczonej jak i asystentki. Razem z jego mamą zajmuję się organizacją pogrzebu, a poza tym odwołuję wszystkie jego spotkania umówione na najbliższy tydzień. Informuję go wcześniej o takich działaniach i nie napotykam żadnego oporu. Zgadza się z moimi decyzjami bez mrugnięcia okiem. Wszystko to sprawia, że zaczynam się o niego poważnie martwić. Nie mogę zasnąć w nocy, chociaż po całym dniu załatwiania jego przeróżnych spraw jestem wykończona. Przewracam się z boku na bok i myślę o tym, jak bardzo chciałabym mieć to wszystko za sobą. Najgorsze jest to, że nie marzę o tym jedynie ze względu na Lucasa. Chodzi głównie o to, że chcę już być z Michaelem. Chcę, żeby to on leżał w nocy obok mnie i żebym to jemu mogła przygotować rano śniadanie. Przez cały dzień byłam tak zajęta, że nawet nie miałam czasu na odebranie jego telefonów. Napisałam mu tylko SMS-a z obietnica, że oddzwonię wieczorem, bo liczyłam na to, że Lucas położy się wcześniej spać i będę mogła zrobić to w tajemnicy przed nim, ale on do późna wpatrywał się tępo w ekran telewizora. Kiedy wreszcie zasnął, było już za późno na dzwonienie do Michiego. Mam już dość tego udawania krystalicznie czystej kobiety, dla której zajmowanie się pogrążonym w depresji narzeczonym jest szczytem marzeń. Najchętniej potrząsnęłabym Lucasem i zwyczajnie wyśmiała jego ślepotę. Nie robię tego tylko dlatego, że mam za miękkie serce. Ale z tego uczucia bezradności powoli zaczyna wyłaniać się we mnie coś na kształt nienawiści do niego, a to sprawia, że zaczynam brzydzić się sama sobą jeszcze bardziej. Widzę w sobie podłą egoistkę, choć przecież robię wszystko, żeby pomóc Lucasowi w tych trudnych dla niego chwilach.
Udaje mi się zasnąć dopiero nad ranem i w dodatku nie na długo. Kiedy budzę się o siódmej, ze zdziwieniem zauważam, że druga połowa łóżka jest pusta. Nie mam dobrych przeczuć. Nie potrafię znaleźć uspokajającego powodu, dla którego Lucas miałby wstawać tak wcześnie, kiedy przypominam sobie jego zachowanie z poprzedniego dnia. Szybko zaglądam do salonu, bo tam właśnie spodziewam się go zobaczyć, ale telewizor jest wyłączony, a sofa pusta. Moje uprzednie zdziwienie staje się jeszcze większe, kiedy wreszcie znajduję go w kuchni przygotowującego śniadanie.
— Już wstałaś? — Spogląda na mnie przez ramię, nie odwracając się od kuchenki, przy której smaży omlet. — Usiądź, zaraz zaparzę kawę. — Ruchem głowy wskazuje stół kuchenny.
Posłusznie siadam, bo szok, jakiego doznałam, uniemożliwia mi zakwestionowanie jego polecenia. Jak to się stało, że w ciągu jednej nocy odzyskał chęci do życia? Nie jestem pewna, czy to normalne. Cieszę się, że przynajmniej wciąż ma na sobie piżamę, a nie garnitur, bo w przeciwnym razie zaczęłabym się martwić o niego jeszcze bardziej niż wczoraj. Na wszelki wypadek uważnie śledzę wszystkie jego poczynania. Jestem gotowa zareagować w każdej chwili, gdyby na przykład nagle postanowił zadźgać się nożem, którym wcześniej pokroił pomidory.
— Proszę — mówi, stawiając przede mną gotowy omlet. Następnie zabiera się za smażenie kolejnego.
— Lucas, wszystko w porządku? — pytam ostrożnie. Nie jestem pewna, czy w ogóle powinnam to robić. Może byłoby lepiej, gdybym uznała jego zachowanie za całkowicie normalne?
— Tak. Dlaczego miałoby nie być? — odpowiada ze wzruszeniem ramion, nie patrząc na mnie.
— Wczoraj przez cały dzień nie wstawałeś od telewizora, a dzisiaj tak po prostu robisz śniadanie... — brnę w ten temat, choć dalej niepewnie.
Sprawia wrażenie, jakby w ogóle mnie nie słyszał. Parzy kawę, a w międzyczasie przerzuca omlet na drugą stronę. Kiedy jest już gotowy, przenosi go z patelni na talerz. Dodaje do niego wcześniej pokrojone warzywa, wyciąga z szuflady widelec i siada przede mną przy stole. Przez cały ten czas uważnie mu się przyglądam.
— Dlaczego nie jesz? — Wskazuje widelcem moje nietknięte jeszcze śniadanie.
Unoszę brew w pytającym geście, przypominając mu o poprzednim temacie naszej rozmowy. Odkłada widelec na talerz i przykłada obie dłonie do czoła, jakby w ten sposób chciał zebrać myśli. Milczę, żeby mu to ułatwić.
— Przemyślałem wszystko i postanowiłem wziąć się w garść. Nie mogę cię obciążać wszystkimi sprawami. Chcę się sam zająć pogrzebem ojca, bo... Bo tylko tyle mogę jeszcze dla niego zrobić — mówi cicho, łamiącym się głosem, a kiedy kończy, sięga po kubek z kawą, żeby ukryć to, że się rozkleja.
Oczy zachodzą mi łzami, kiedy przyglądam się jego wewnętrznej walce. Postanowił być silny, dlatego wstał wcześniej i spróbował zachowywać się tak jak zawsze, ale to nie zagłuszyło jego bólu. Widzę, że najchętniej wróciłby do łóżka i nie wychodził z niego do czasu, aż wspomnienie o ojcu stanie się mniej dotkliwe, ale poczucie obowiązku połączone z poczuciem winy wygrywają.
— Nie mów o sobie tak, jakbyś nigdy nic dla niego nie zrobił — podejmuję rozpaczliwą próbę pocieszenia go.
— Ale taka jest prawda. Byłem tak zajęty pracą, że dla nikogo nie miałem czasu. Dla ojca, dla przyjaciół, dla ciebie... — Posyła mi krótkie spojrzenie przepełnione żalem, a chwilę później chowa twarz w dłoniach.
— Lucas. — Nachylam się nad stołem i chwytam je, tym samym zmuszając go, żeby znów na mnie popatrzył. — Ta praca była dla niego. Pracowałeś, bo tego cię nauczył i tego od ciebie wymagał, a ty po prostu chciałeś, żeby był z ciebie dumny.
— Może. Nie wiem.
Uwalnia dłonie z mojego uścisku i widelcem powoli zaczyna odkrajać kawałek omletu. Przeżuwa go i przełyka machinalnie, myślami będąc gdzie indziej. Jestem pewna, że zastanawia się nad tym, co mu powiedziałam.
— W każdym razie — po kilku minutach podejmuje przerwaną rozmowę — zamierzam zmienić swoje podejście do życia póki jeszcze nie jest za późno — mówi już pewnym i silnym głosem, jakby tamte myśli rzeczywiście udało mu się odegnać.
— Co przez to rozumiesz?
— Przestanę poświęcać się tylko i wyłącznie pracy, a skupię się na tym, co jest naprawdę ważne.
Nawet nie zauważam, kiedy przesuwa swoją dłoń po blacie stołu w kierunku mojej. Gdy wreszcie dotyka moich palców, w pierwszym odruchu cofam rękę. Widząc jego zaskoczone spojrzenie, pospiesznie ściskam jego dłoń, ale jestem pewna, że moje rumieńce wstydu nie umknęły jego uwadze. Oboje zdajemy sobie sprawę z tego, że to nie była normalna reakcja. Przygryzam wargę, wściekła na siebie. Staję na głowie, żeby ukryć przed Lucasem prawdę, a tymczasem moje ciało samo mnie zdradza właśnie takimi drobnymi gestami.
Ale to zakłopotanie własnym odruchem nie jest jedyną przyczyną moich rumieńców. Są też spowodowane wyrzutami sumienia, które przybierają na sile, kiedy orientuję się, że mówiąc o rzeczach, które są naprawdę ważne, Lucas miał na myśli mnie. I w jaki sposób mam mu powiedzieć, że w tej kwestii jest już za późno na zmiany? Nie potrafię tego zrobić. Dlatego posyłam mu nieśmiały uśmiech, udając, że jego decyzja naprawdę mnie cieszy. W odpowiedzi ściska mocniej moją dłoń. Mimowolnie zaczynam myśleć o Michaelu. On robi to zdecydowanie delikatniej i wkłada w to dużo więcej uczucia. Z każdą sekundą tęsknię za nim coraz bardziej.
— Co myślisz o tym, żebyśmy wreszcie poważnie zajęli się szukaniem nowego mieszkania?
Sztywnieję, słysząc jego propozycję. To ostatnie, co spodziewałam się od niego usłyszeć. Nie wiem, dlaczego, bo przecież to logiczne, że na kilka miesięcy przed ślubem powinniśmy zacząć o tym myśleć. Byłam tak zajęta Michaelem, że zapomniałam o wszystkich sprawach związanych z Lucasem.
Na zmianę otwieram i zamykam usta jak ryba wyjęta z wody. Rozpaczliwie poszukuję jakieś odpowiedzi na to pytanie, przy pomocy której mogłabym odwlec w czasie kupno wspólnego mieszkania, jednocześnie nie dając mu powodów do jakichkolwiek podejrzeń.
— Może najpierw skupmy się na pogrzebie. — Ściskam pokrzepiająco jego dłoń. Sama się dziwię, skąd we mnie tyle opanowania.
— Masz rację — odpowiada ze smutnym uśmiechem.
Z ulgą wypuszczam powietrze z płuc. Chcę wrócić do jedzenia, ale widelec drży w mojej dłoni, kiedy unoszę go do ust. Odkładam go na talerz, postanawiając zadowolić się jedynie kawą.
Jestem pewna, że jeśli nie znajdę szybko jakiegoś wyjścia z tej chorej sytuacji, to zwyczajnie mnie ona wykończy.
Lucas dotrzymuje swoich postanowień. Począwszy od tego śniadania, aż do dnia pogrzebu praktycznie wcale nie zajmuje się pracą. Nie spędza również czasu na bezcelowym wpatrywaniu się w ekran telewizora. Bierze na siebie całą organizację pogrzebu, a mnie i swojej matce nie pozostawia prawie nic do zrobienia. Muszę przyznać, że staje na wysokości zadania. Uroczystość jest naprawdę piękna. Nie tylko za sprawą samej oprawy, ale również dzięki przyjaciołom ojca Lucasa, którzy zjawiają się na niej licznie i wygłaszają na jego temat wzruszające mowy. Pomimo tego że nigdy nie czułam się z nim jakoś szczególnie związana, płaczę razem z nimi. Podwójnie, bo za siebie i za Lucasa, który nie urania ani jednej łzy, chociaż smutek wyraźnie maluje się na jego twarzy. Wcale nie jestem tym zaskoczona. Przecież nigdy nie lubił wylewnego okazywania emocji.
Po uroczystości wreszcie mam chwilę na rozmowę z moimi rodzicami. Czekają na mnie przy wyjściu z cmentarza. W ciągu ostatnich kilku dni nasz kontakt ograniczał się do krótkich telefonów, co było dość nietypowe zważywszy na to, że wreszcie byliśmy razem w jednym mieście przez dłuższy okres czasu.
Ojciec klepie mnie lekko po ramieniu i przytula do siebie delikatnie, ale mama nie bawi się w ceregiele. Zamyka mnie w silnym uścisku i głaszcze po rozpuszczonych włosach. Zupełnie tak, jakby instynktownie wiedziała, czego mi trzeba, bo od razu uchodzi ze mnie całe napięcie minionych dni.
— Jestem z ciebie naprawdę dumna, córeczko. Dobrze się zachowałaś — mówi cicho, żeby jej słowa nie dosięgły ojca.
Wiem, co ma na myśli. Dobrze się zachowałam, bo nie zostawiłam Lucasa w takiej trudnej dla niego chwili i pomogłam mu we wszystkim, chociaż całkowicie pokrzyżowało to moje plany. Uśmiecham się do niej smutno. Chciałabym być z tego faktu tak zadowolona jak ona.
— Jak się czuje Lucas? — pyta tym razem głośno, kiedy już wypuszcza mnie ze swoich objęć.
— Jest mu ciężko, ale dobrze to wszystko znosi — odpowiadam.
W przeciwieństwie do mnie – uzupełniam w myślach.
Mama zaciska dłoń na moim ramieniu, chcąc dodać mi otuchy.
— Musisz przypilnować, żeby z tego wszystkiego przypadkiem nie przyszło mu do głowy, żeby zmienić wspólnika — odzywa się tato.
Przenoszę na niego skonsternowane spojrzenie. Uśmiecha się, a może raczej wykrzywia usta, bo ten uśmiech nie dotyka jego oczu, które pozostają chłodne. Domyślam się, że mówi całkowicie poważnie.
— Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że Lucas przejmie teraz wszystkie interesy swojego ojca? — dodaje, widząc moje zmieszanie.
— Leon! Mógłbyś sobie darować — gani go mama. Jest zniesmaczona jego uwagą, a przy tym jeszcze bardziej zdziwiona niż ja.
— Dlaczego? — Ojciec nie daje się zbić z pantałyku. — Te sprawy dotyczą całej naszej rodziny.
— Ale poruszanie ich w takim momencie jest całkowicie nie na miejscu — syczy mama.
Mija chwila, nim zaczynam rozumieć to, co powiedział tato. Robi mi się gorąco, pomimo ujemnej temperatury powietrza. Wstrzymuję się z odpowiedzią, bo mam nadzieję, że zaraz wybuchnie śmiechem i powie, że żartował, ale tak się nie dzieje. Pierwszy raz w życiu ogarnia mnie tak potężne uczucie rozgoryczenia.
— O nic nie musisz się martwić, tato — mówię wreszcie, nie ukrywając zniesmaczenia.
W odpowiedzi jedynie uśmiecha się z satysfakcją. Mama posyła mi współczujące spojrzenie i wyciąga ramię, żeby ponownie mnie objąć, lecz nie pozwalam jej na to. Robię niepewny krok w tył, a za nim następny. Wreszcie odwracam się i rzucając krótkie: "Przepraszam", oddalam się od rodziców.
— No i widzisz, co zrobiłeś? — słyszę jeszcze, jak mama warczy na ojca.
Szybkim krokiem przechodzę przez parking i wychodzę na ruchliwą ulicę. Podążam ślepo za tłumem, próbując uporządkować myśli.
Ojciec właśnie dał mi jasno do zrozumienia, czego ode mnie oczekuje. Jeśli Lucas nie będzie kontynuował współpracy swojego ojca, to będzie to przez niego uznane za moją winę. Czyli wychodzi na to, że jeśli zerwę z Lucasem, własny ojciec mnie znienawidzi. Cudownie.
Jestem na niego zła. Kolejny raz wymaga ode mnie, żebym postępowała zgodnie z jego wolą, nie zastanawiając się nawet, czy tego właśnie chcę. Chyba nie tak powinien się zachowywać kochający ojciec. Mam ochotę zerwać z Lucasem chociażby po to, żeby zrobić mu na złość. Żeby po tych wszystkich latach zrozumiał, że nie może układać mi życia. Ale z drugiej strony, to jedyny ojciec, jakiego mam. Może nie najlepszy, ale jedyny. I nie chcę go zawieść. Nie chcę pewnego dnia znaleźć się w sytuacji, w jakiej znalazł się Lucas, z poczuciem, że nie zrobiłam dla własnego taty wszystkiego, co mogłam zrobić.
Nie wiem, jak powinnam postąpić. Wybór między Lucasem a Michim był trudny, a teraz, gdy doszedł do niego mój ojciec, stał się jeszcze trudniejszy.
Tak właśnie sobie rozmyślam, siedząc, a właściwie przymarzając do jakiejś ławki i nie zważając na to, że cała trzęsę się z zimna. Wolę zamarznąć tutaj, na ulicy, niż wrócić do rodziców albo do Lucasa. Ale najbardziej chciałabym być teraz z Michaelem. Do którego nie odzywałam się już od kilku dni. Próbując zachować się w porządku wobec Lucasa, zaczęłam traktować niesprawiedliwie jego. Już dawno powinnam była zrozumieć, że w tej kwestii nigdy nie znajdę złotego środka.
Wyciągam z torebki telefon i wybieram z kontaktów numer Michaela. Lepszej okazji do rozmowy z nim już nie będę miała.
Odbiera po pierwszym sygnale.
— Lisa, do jasnej cholery, dlaczego tak długo się nie odzywałaś? Wszystko w porządku? — mówi szybko, jakby bał się, że zaraz się rozłączę. Jest wytrącony z równowagi, ale wcale się temu nie dziwię.
Niewyobrażalny ból rozdziera moje serce. Przymykam oczy, czekając, aż pod powiekami zgromadzą się łzy, ale tak się nie dzieje. Zdaje się, że już wszystkie wypłakałam na pogrzebie ojca Lucasa. Trochę tego żałuję, bo na pewno przyniosłyby mi ulgę. Biorę głęboki wdech z nadzieją, że dzięki temu ten tępy ból w mojej piersi również może choć trochę zelżeć.
— Tak, Michi, wszystko w porządku — odpowiadam lekko drżącym głosem. — Przepraszam, że tak długo się nie odzywałam, byłam bardzo zajęta. W niedzielę umarł mój wujek i musiałam pomóc w organizacji pogrzebu.
Kłamstwo gładko wychodzi z moich ust, zanim zdążę je zatrzymać, a tym bardziej zastanowić się nad nim. Dlaczego nie powiedziałam mu prawdy? Głupia, głupia, głupia! Naprawdę liczę na to, że zerwę z Lucasem przed kolejnym weekendem i Michael nigdy nie dowie się, że nie zrobiłam tego od razu po powrocie z Amsterdamu? Moja podświadomość, która podsunęła mi to kłamstwo, widocznie tak to sobie wyobraża. Tylko niech jeszcze podpowie mi, jak mam zostawić Lucasa teraz, kiedy już wystarczająco mocno dostał od życia po dupie.
— Przykro mi. — Rzeczywiście, jego głos jest przepełniony smutkiem, ale słychać też w nim pewną ulgę. — Ale mogłaś mi o tym powiedzieć, nie martwiłbym się niepotrzebnie.
— Przepraszam, naprawdę miałam urwanie głowy.
— Nie szkodzi. — Chciałabym, żeby mówiąc to, był przy mnie i mógł mnie do siebie przytulić. — Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu znajdziesz czas, żeby mi to zrekompensować — mówi radosnym tonem.
— Na pewno — zmuszam się, żeby powiedzieć to z przekonaniem.
— Będziesz w domu po weekendzie?
— Raczej tak. Dlaczego pytasz?
— Na wypadek, gdybym chciał ci zrobić niespodziankę, więc zapomnij o tym, że pytałem. — Śmieje się. — Odezwiesz się do mnie, jeśli będziesz potrzebowała pogadać, prawda?
— Jasne. — Silę się na blady uśmiech, zapominając, że on i tak go nie zobaczy. — Przepraszam, ale muszę już kończyć. Rodzice zaraz będą mnie potrzebować.
Dwa kłamstwa w czasie jednej rozmowy. To drugie wypowiadam jednak świadomie, bo z powodu pierwszego nie mogę znieść tej nieświadomej beztroski Michiego.
— Rozumiem. W takim razie do zobaczenia.
Po tej rozmowie miałam poczuć się lepiej, a w rezultacie tylko mi się pogarsza. Jakby było mi mało tego, że oszukuję Lucasa, teraz zaczęłam okłamywać także Michaela. Dowiodłam tego, że nie zasługuję na żadnego z nich.

*

Przytłacza mnie niemoc, którą z każdym dniem spędzonym z Lucasem zaczynam odczuwać coraz mocniej. Dochodzi do tego, że zamieniamy się miejscami i teraz to ja popadam w depresyjne nastroje, podczas gdy on powoli wraca do normalnego trybu życia. Kiedy przychodzi weekend, zasiadam przed telewizorem i oglądam relację z konkursu w Zakopanem, ale to wcale nie poprawia mi humoru. Wpatruję się w ekran, a myślami jestem zupełnie gdzie indziej. Ożywiam się tylko wtedy, gdy widzę znajome twarze austriackich zawodników. Patrząc na Gregora, Manuelów, Andreasa, a nawet Stefana, uświadamiam sobie, jak bardzo za nimi tęsknię. Nie dlatego, że moja sympatia do nich jest tak ogromna, po prostu brakuje mi wszystkiego, co związane z Michaelem. Wiele bym dała, żeby być teraz w Polsce razem z nimi. Irytuje mnie fakt, że twarz Michiego mam właściwie na wyciągnięcie ręki, a mimo tego nie mogę pogłaskać go po policzku ani pocałować. A kiedy po jego udanym skoku zjawia się przy nim Stefan, który natychmiast zamyka go w swoich objęciach, zalewa mnie fala niepohamowanej złości. Jakim prawem on pozwala sobie na robienie tego, co ja powinnam mieć na wyłączność?
Wszystko mnie drażni w mieszkaniu Lucasa, a już najbardziej on sam. Wiem, że powinnam być dla niego troskliwsza, bo to jego ojciec umarł przed tygodniem i to on ma z tego powodu olbrzymie wyrzuty sumienia, ale zwyczajnie nie potrafię. Czepiam się go o wszystko, począwszy od zbyt głośnego oglądania telewizji, a skończywszy na zostawionym na stole brudnym talerzu, co jest dla niego zupełnie nietypowe, bo do tej pory to on w naszym związku pełnił funkcję osoby przywiązującej nadmierną wagę do porządku. Być może za pierwszym razem nie wydawało mu się to niepokojące, ale wraz z każdym takim moim zachowaniem jego zdziwienie i niepokój rosły, aż doszło to tego, że teraz po prostu zaczął schodzić mi z drogi. Zastanawiam się, jak wysoka jest jego tolerancja i co jeszcze muszę zrobić, żeby zapragnął się mnie pozbyć. I wydaje mi się, że bycie drażliwą i okrutnie złośliwą nie wystarczy. Lucas chyba odbiera moją czepliwość jako skutek zmęczenia wyręczaniem go w jego obowiązkach, bo im gorsza dla niego jestem, tym milszy on staje się dla mnie. Rezultat jest taki, że mam go jeszcze bardziej dość.
W poniedziałkowe popołudnie moja wytrzymałość osiąga swój kres i proszę go, żeby zawiózł mnie do mojego mieszkania. Już od dawna marzę o tym, żeby się w nim znaleźć, dlatego mój humor polepsza się, gdy tylko przekraczam jego próg. Dzieje się jednak coś, czego nie przewidywałam, a co sprawia, że cały dobry nastrój się ulatnia – Lucas postanawia dotrzymać mi towarzystwa. Jak mogę kazać mu wracać do jego mieszkania, skoro samotne przebywanie w nim może spowodować nawrót jego depresji? Z bólem serca proszę go, żeby się rozgościł.
— W tym tygodniu zamierzasz już wrócić do stałego trybu pracy, prawda? — pytam ostrożnie, gdy zjawia się w salonie z dwoma kubkami białej herbaty.
Siada obok mnie i wręcza mi jeden z nich, a następnie pozornie niedbale unosi ramię na oparcie sofy w ten sposób, że prawie mnie obejmuje. Udaję, że tego nie dostrzegam i zamieram w bezruchu.
— Tak. Ale postanowiłem zmniejszyć zakres swoich obowiązków.
Nie kryję zaskoczenia. Do tej pory myślałam, że decyzję o ograniczeniu czasu poświęcanego na pracę, o której tyle mówił zaraz po śmierci ojca, podjął pod wpływem chwili i w istocie nie zamierza jej realizować.
— Jak chcesz to zrobić, skoro wraz z przejęciem kliniki jeszcze ci ich przybędzie?
Nawet nie bawię się w bycie subtelną, bo tak bardzo jest mi wszystko jedno, czy dotknę Lucasa zwracając otwarcie uwagę na odejście jego ojca, czy nie. Ale nawet jeśli sprawiło mu to jakąś przykrość, nie daje tego po sobie poznać. Wyraz jego twarzy zmienia się może na ułamek sekundy, ale później uśmiecha się niemal beztrosko.
— Porozmawiam z twoim ojcem, żeby część z nich przejął na siebie — odpowiada spokojnie.
Kiwam głową, myśląc o tym, że mój ojciec na pewno się ucieszy na wieść, że Lucas chce go jeszcze bardziej zaangażować w działalność kliniki. No proszę – nawet nie kiwnęłam palcem; właściwie to można powiedzieć, że robiłam wszystko, aby osiągnąć przeciwny efekt, a jednak udało mi się zrealizować cel, jaki powierzył mi tato. Może być teraz ze mnie dumny. Do czasu aż zerwę z Lucasem.
— Mama nie będzie zadowolona — mówię bardziej do siebie niż do niego.
— A ty? Będziesz zadowolona?
Jego ramię osuwa się na oparciu kanapy tak, że teraz już naprawdę mnie obejmuje. Przybliża się do mnie, a jednocześnie wyciąga kubek z moich dłoni i odstawia go na stolik. Robi mi się słabo na wspomnienie pobytu w kawiarni w Amsterdamie z Michim. Lucasowi też zależy na tym, żebym się nie poparzyła, ale jego troska nie jest bezinteresowna i wynika bardziej z chęci dobrania się do mnie – widzę to po błysku w jego oczach, który topi cały jego dotychczasowy chłód. Słowo daję, nie mam pojęcia, co się stało z tym człowiekiem.
— Jasne — odpowiadam lekko drżącym głosem, bo zaczynam czuć się nieswojo.
Czy to nie żałosne? Mój narzeczony okazuje mi jawne zainteresowanie, a ja marzę o tym, żeby z powrotem odsunąć się od niego na bezpieczną odległość. Kładzie dłoń na moim ramieniu i gładzi je lekko palcami, ale ja nawet jego delikatne ruchy odbieram za nachalne. Zastanawiam się, co zrobić z własnymi rękami, żeby wyglądało to naturalnie. Dotknąć jego kolana? Pogładzić policzek? Póki co decyduję się nie robić nic, bo to wydaje mi się najbezpieczniejszą opcją.
— Dużo w tym tygodniu myślałem o nas... — Na jego czole pojawia się głęboka zmarszczka, a ton głosu staje się dużo poważniejszy niż przed chwilą. Pierwszy raz w czasie tej rozmowy odrywa wzrok od mojej twarzy i przenosi go na znajdujący się nieopodal stolik, ale już po chwili znów zaczyna wpatrywać się we mnie.
Mimowolnie prostuję się i wbijam w niego wyczekujące spojrzenie. Nie mam pojęcia, czego się spodziewać.
— Co ty na to, żebyśmy wzięli cichy ślub z kameralnym przyjęciem tylko dla najbliższych? — proponuje szybko, na jednym wydechu.
Mrugam kilkakrotnie oczami, nim udaje mi się wyłapać całkowity sens jego słów. Czy on mi się właśnie ponownie oświadczył? Moje zmieszanie sięga zenitu. Teraz to ja odwracam wzrok i przygryzam wargę niemal do krwi.
— Lucas, nie wiem... Szczerze mówiąc, zaskoczyłeś mnie — odpowiadam zgodnie z prawdą. — Skąd taki pomysł? Byłam pewna, że tobie i twojej mamie zależy na dużym weselu — udaję zatroskaną jego nagłą zmianą zdania, żeby moje nieprzekonanie do jego propozycji nie wydało mu się podejrzane.
— Z dużym weselem musielibyśmy poczekać rok na koniec żałoby. — Tym razem wyraźnie markotnieje na wspomnienie o śmierci ojca. — Jeśli nie przeszkadza ci to, to w porządku, ale pomyślałem, że możesz nie chcieć tyle zwlekać.
Jakiś wewnętrzny głos podpowiada mi, że to idealny moment, aby powiedzieć Lucasowi, że już w ogóle nie chcę brać z nim ślubu. Że to nie przypadek, że poruszył ten temat akurat teraz, bardzo ułatwiając mi sprawę. Otwieram już nawet usta, ale natychmiast je zamykam, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. Rozprasza mnie to, co dostrzegam w oczach Lucasa chyba pierwszy raz, odkąd go poznałam. Wpatruje się we mnie z niekrytym pożądaniem, a w dodatku jego dłoń ześlizguje się po moim ramieniu i zatrzymuje się na talii. Nie poznaję go, bo takie jawne okazywanie zainteresowania w ogóle do niego nie pasuje. Z tego powodu boję się jego możliwej reakcji na to, co chcę mu powiedzieć. I kiedy ponownie otwieram usta, sama dziwię się wypowiadanym przez nie słowom:
— Muszę się nad tym zastanowić.
— Słusznie — przytakuje mi, ale jednocześnie sprawia wrażenie, jakby kwestia ślubu przestała już go interesować.
Przyciska mnie do oparcia sofy całym swoim ciałem, więc nie mogę uciec przed nim, kiedy nachyla się nade mną i całuje. Najpierw powoli, chcąc wybadać moje nastawienie, a kiedy nie napotyka wyraźnej odmowy, staje się śmielszy. Nie wiem, co robić. Jego pocałunki nie sprawiają mi przyjemności, ale też nie napawają obrzydzeniem – są mi po prostu obojętne. Odwzajemniam je machinalnie, nie chcąc wzbudzać jego podejrzeń i jednocześnie nie czując zupełnie nic. Pozwalam jego dłoniom przesuwać się po moim ciele i dopiero wtedy, gdy wsuwają się pod materiał bluzki, zaczynam czuć się nieswojo. Już nie skupiam się na tym, czy sprawia mi przyjemność, czy nie, a zastanawiam się, jak delikatnie dać mu do zrozumienia, że nie mam ochoty na seks. Wreszcie dociera do mnie, że nie da się tego zrobić – nie spaliśmy ze sobą tak długo, że każda moja odmowa go urazi. Dlatego nie protestuję, kiedy niesie mnie do sypialni i tam pozbawia kolejnych części garderoby. Już stojąc przed nim w samej bieliźnie, czuję się obnażona. Nie podoba mi się jego lubieżne spojrzenie, ani dotyk, który zapewne miał być zmysłowy, a tymczasem jedynie przyprawia mnie o mdłości. Nie chcę, żeby to robił. Zamykam oczy i próbuję wyobrazić sobie Michaela na jego miejscu, ale za bardzo się od niego różni, żeby mi się to udało. Poza tym mając przed oczami Michiego, a będąc w łóżku z Lucasem, czuję się jeszcze gorzej. Jak spojrzę mu w twarz, kiedy już się spotkamy? Myśl o tym sprawia, że natychmiast trzeźwieję.
— Lucas, przestań, proszę — mówię ochrypłym, ale brzmiącym pewnie głosem.
Zamiera z twarzą wtuloną w zagłębienie nad moim obojczykiem. Unosi się nade mną na rękach i posyła mi pytające spojrzenie.
— Robię coś nie tak? — Jest wyraźnie zdezorientowany.
Czuję się podle, bo bierze całą winę na siebie i nawet nie przypuszcza, że może chodzić o moje wewnętrzne dylematy. Jeszcze gorsze jest to, że czuję z tego powodu ulgę.
— Nie! — zaprzeczam, chyba nieco zbyt żarliwie. — Jesteś kochany, ale ja nie czuję się najlepiej. Chyba jestem za bardzo zmęczona.
Zagryzam wargę, modląc się w duchu, żeby uwierzył w moje wyjaśnienia. Te prośby chyba zostają wysłuchane, bo wyraz jego twarzy zmienia się z dezorientowanego na troskliwy. Siada na brzegu łóżka i ostrożnie odgarnia włosy z mojego czoła. Wykorzystuję to, że odsunął się ode mnie i niewiele myśląc, naciągam na siebie kołdrę, żeby zakryć się przed jego spojrzeniem. Wciąż czuję się przez nie nieswojo.
— Za dużo od ciebie wymagałem w tamtym tygodniu. Przepraszam. — Całuje mnie w czubek głowy i głaszcze moją leżącą nieopodal niego dłoń.
Uśmiecham się słabo w odpowiedzi. Czuję ogromną ulgę, ale nie daję tego po sobie poznać. Właściwie wcale nie udaję zmęczonej, bo naprawdę jestem zupełnie wyczerpana. Przeszkadza mi to, że ciągle muszę się pilnować, żeby nie zrobić czegoś źle. Analizuję każdy swój krok, zastanawiając się, jak bym postąpiła w danej sytuacji, gdybym naprawdę była zakochana w Lucasie. Momentami mam wrażenie, że minęłam się z powołaniem nie zostając aktorką. Od tygodnia gram w jakimś chorym spektaklu, który sama wyreżyserowałam tak, aby się pogrążyć. Wiele bym dała za to, aby kurtyna już opadła. Nie chcę pamiętać o tym, że to również zależy ode mnie, bo mogę przerwać to przedstawienie w jednej chwili, po prostu decydując się na szczerą rozmowę.
Zaczyna robić się między nami niezręcznie, dlatego dzwoniący domofon traktuję jak wybawienie. Odsuwam kołdrę na bok, chcąc wstać z łóżka, ale Lucas mnie zatrzymuje.
— Zostań tutaj — mówi, głaszcząc przy tym troskliwie moje ramię. — Ja sprawdzę, kto to.
Nie powstrzymuję go. Skoro chce mnie teraz we wszystkim wyręczać, to proszę bardzo. Podczas gdy on wychodzi do przedpokoju, ja opadam na poduszki i z powrotem naciągam na siebie kołdrę. Brakowało mi tego pokoju i tej pachnącej moim ulubionym płynem do płukania pościeli. Zdecydowanie za długo mieszkałam u Lucasa.
— Ktoś do ciebie. Wpuściłem go na górę.
Głęboka zmarszczka na jego czole zdradza podejrzliwość, którą próbuje ukryć. Widzę, że najchętniej zadałby mi kilka pytań i właśnie toczy o to wewnętrzną walkę. Zaimponować mi zaufaniem, czy zaspokoić ciekawość?
— Wezmę prysznic. — Po chwili wahania wygrywa to pierwsze.
Bardzo dobrze. Nawet gdyby wybrał drugą opcję, to na niewiele by mu się to zdało, bo nie mam pojęcia, kto postanowił złożyć mi wizytę. Wstaję z łóżka, niezadowolona z tego, że tak szybko kazano mi je opuszczać i narzucam na siebie jedwabny szlafrok przewieszony przez oparcie krzesła przy toaletce. Wchodzę do przedpokoju akurat w momencie, gdy rozlega się dzwonek do drzwi. Przeglądam się jeszcze w lustrze, żeby szybko ogarnąć potargane włosy, a następnie otwieram je.
Spodziewałam się każdego, ale na pewno nie jego. A przecież już w czasie naszej telefonicznej rozmowy po pogrzebie ojca Lucasa dał mi do zrozumienia, że przyjedzie. Jak mogłam o tym zapomnieć?
Wpatruję się w niego, nie mogąc wykrztusić słowa. Zdaję sobie sprawę z tego, co może w tym momencie myśleć, a jego poważne spojrzenie potwierdza moje najgorsze obawy. Dopiero po chwili zauważam bukiet czerwonych róż, który trzyma w opuszczonej ręce i nie zanosi się na to, aby zechciał mi go wręczyć. I tak stoję przed nim w kusym szlafroku, czerwona na twarzy z powodu zażenowania, wsłuchując się w dźwięk odkręconej wody dochodzący z łazienki i czekając na to, aż Michael coś powie. On tymczasem marszczy jedynie brwi, patrząc to na mnie, to na róże.
— Kupiłem ci kwiaty, ale wiesz co? Chyba większą przyjemność sprawi mi wyrzucenie ich do śmietnika, niż danie ich tobie — odzywa się wreszcie, a jego głos jest przy tym chłodny i pełen pogardy oraz wyrzutu.
— Michi, daj spokój, to nie tak... — jakimś cudem odzyskuję zdolność mowy.
— A jak? — Prycha. — Obiecywałaś mi, że z nim zerwiesz.
— I naprawdę zamierzałam to zrobić — zapewniam żarliwie.
Krew uderza mi do głowy, a serce zaczyna bić szybciej. Musi być jakiś sposób, żeby go przekonać.
Uśmiecha się sarkastycznie.
— No to gratuluję! Twoje działania są naprawdę skuteczne.
Wyciągam rękę, żeby dotknąć jego ramienia, ale odtrąca ją niemal z obrzydzeniem. Boli mnie każdy widoczny na jego twarzy grymas będący oznaką tego, jak bardzo go zraniłam.
— Posłuchaj, pojechałam do niego od razu po naszym powrocie z Amsterdamu, ale wtedy okazało się, że zmarł jego ojciec i nie mogłam z nim tak po prostu zerwać — mówię szybko, bo boję się, że nie będzie chciał mnie wysłuchać do końca i zwyczajnie odejdzie.
— To w końcu jego ojciec, czy twój wujek? — pyta oskarżycielskim tonem, mrużąc przy tym oczy.
Wzdycham głośno i nerwowym ruchem odgarniam opadające na twarz włosy. Zupełnie zapomniałam o tym kłamstwie wypowiedzianym pod wpływem chwilowego zaćmienia umysłu i teraz, chcąc się wytłumaczyć, pogrążyłam się jeszcze bardziej.
Michael przystępuje z nogi na nogę, dając mi jeszcze chwilę na wyjaśnienia, ale widząc moje zmieszanie, traci cierpliwość.
— Nieważne. Tak czy owak, widzę, że znalazłaś sposób, żeby go pocieszyć — brzmi tak, jakby naprawdę było mu to obojętne, ale jego głos drży lekko i tylko to utwierdza mnie w przekonaniu, że ta sytuacja naprawdę go dotknęła.
— Michi, ja naprawdę chciałam z nim zerwać! — Jestem tak zdesperowana, że już nawet nie zwracam uwagi na to, że się powtarzam.
— Przed, czy po pójściu z nim do łóżka?
To boli. Jest mi cholernie przykro i nie potrafię tego ukryć. Oczy zachodzą mi łzami, a kiedy mówię, mój głos drży.
— Nie sądziłam, że masz o mnie aż tak złe zdanie.
Rozkłada ręce w geście bezradności i kolejny raz uśmiecha się kpiąco.
— Sama mnie w nim utwierdziłaś, Lisa. Naprawdę chciałem myśleć o tobie inaczej.
Nie jestem w stanie mu odpowiedzieć. Zresztą chyba już nawet nie mam ochoty na kolejne tłumaczenia, które i tak do niego nie trafią.
— Może to i lepiej, że mówisz mi o tym teraz — stwierdzam cicho.
Przyglądam się jego twarzy w poszukiwaniu jakiegoś wyrazu żalu, ale maluje się na niej tylko złość. Tak jakby w ogóle nie obchodziło go to, że właśnie kończy się między nami coś, na czym przecież tak bardzo mu zależało. Jakby był wściekły tylko przez to, że dał mi się oszukać. Nie wiem, co o tym myśleć.
— Może — zgadza się. — Żegnaj, Liso.
Nie czekając na moją odpowiedź, odchodzi w stronę windy i nawet się przy tym nie ogląda. Pozostaje mi jedynie zamknąć drzwi i wrócić do mieszkania będącego centrum mojej jałowej egzystencji.
Widzę przez okno, jak wychodzi z budynku, wyrzuca kwiaty do śmietnika, a następnie wsiada do swojego porsche i natychmiast odjeżdża. Później nie jestem w stanie zobaczyć już nic. Opadam na sofę i wybucham płaczem, którego nie potrafię zahamować. Nigdy nie sądziłam, że ból psychiczny można odczuwać fizycznie. Serce boli mnie tak, jakby naprawdę zostało zranione i to okropne uczucie rozchodzi się na całą klatkę piersiową, uniemożliwiając mi wzięcie głębokiego oddechu. Nie wiem, czy bardziej dotknęło mnie to, że między nami już wszystko skończone, czy to, że tak po prostu mnie skreślił. Może niepotrzebnie pchałam się w tę relację, będąc w związku z Lucasem – teraz odwróciło się to przeciwko mnie. Nic dziwnego, że Michael tak łatwo uwierzył w to, że go oszukuję, skoro zdradzając z nim narzeczonego już pokazałam, jak niewiele znaczą dla mnie złożone obietnice.
Zapominam o tym, że w mieszkaniu wciąż przebywa Lucas, dlatego przerażona podrywam się z miejsca, kiedy nagle zjawia się przy mnie.
— Lisa, co się stało? Kto to był? — Jest wyraźnie zatroskany.
Wyciąga rękę, chcąc pogładzić mnie po ramieniu, ale odtrącam ją zdecydowanym ruchem.
— Nie dotykaj mnie — wychrypuję. — A najlepiej wyjdź stąd.
Waha się. Jest tak zdezorientowany, że nie wie, czy mnie posłuchać, czy może lepiej zostać, na wypadek gdybym jednak postradała zmysły i potrzebowała jego pomocy. Nie dbam o to, że się martwi, jest mi już wszystko jedno. Postanawiam ułatwić mu podjęcie decyzji.
— Powiedziałam: wyjdź stąd! — krzyczę.
Tyle mu wystarczy. Przygląda mi się jeszcze przez chwilę, ale w końcu daje za wygraną i odchodzi. Opadam z powrotem na sofę i starając się opanować płacz, słucham, jak zbiera swoje rzeczy i ubiera się. A kiedy wreszcie drzwi zamykają się za nim, zwijam się w kłębek i przy pomocy głośnego szlochu daję upust całej wypełniającej mnie rozpaczy.

*

Pogoda nie sprzyja moim planom na piątkowy wieczór, więc dodaję rozdział. Wydaje mi się odrobinę lepszy od poprzedniego, ale to dalej nie to, czego bym chciała. A Wy co nim myślicie? Jak teraz Waszym zdaniem potoczą się losy Lisy i Michaela?
Ściskam mocno <3 

14 komentarzy:

  1. Nie rozumiem, dlaczego Michael nie wpadł do mieszkania i nie zrobił rozróby, bo Lisa oszukuje ich dwóch, a wtedy może Lucas sam,by z nią zerwał i sprawa sama by się wyjaśniła. Tak czy inaczej Lisa wyszła na kłamczynię, która chodzi z facetami do łóżka. Nie wiem czy bedzie w stanie przekonać Michaela, który czuje się zawiedziony,oszukany, niespełeniony w miłości, nie wymagał od Lisy niczego poza zerwaniem z Lucasem, ojciec po pewnym czasie by jej wybaczył, a jesli nie, miałaby kochającego chłopaka i sympatię jego rodziców. A tak może nie mieć nic. Lucas też jest ślepy, jak mógł nie zauważyć,że Lisa nie chce jego obecności. Sama sobie jest winna takiej sytuacji. Aaa i jeszcze zapomniała o przyjeździe Michaela, taka kicha wyszła. No chyba,że Lisa będzie w ciąży z Michaelem i to zmieni ich realcję,ale on zapewne jej nie uwierzy

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć :D
    Zamieszałaś... Kompletnie nie wiem co napisać.
    Ja wiedziałam, że to się jakoś schrzani, ale prawda jest taka, że Lisa sama jest sobie winna. Oszukiwała Michiego, Lucasa, ojca i przede wszystkim samą siebie. Nie wiem co chciała tym ugrać, ale mam nadzieję, że jednak nie wszystko stracone.
    Lucas zachowuje się tak, jakby na siłę chciał mieć kogoś, kto da mu jakiś punkt zaczepienia. Bo po co ten szybki ślub? Już mu żałoba nie przeszkadza? Ja wiem, że po tragediach do ludzi dociera dużo, ale chyba trochę przesadził. I te naciski i próba dobrania się do Lisy. Owszem, przecież to normalne, ale nie znoszę typa i tyle.
    Chyba napisałam wszystko co chciałam :P
    Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy :D
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Porobiło się. Na początku nawet nie sądziłam że Michi przyjedzie tak na poważnie. I ze zobaczy to, co wydaje mu się oczywiste - Lisa przyprawia rogi i jemu i Lucasowi.
    Ta dziewczyna jest cholernie zagubiona. Nie ma wątpliwości, którego z nich kocha. Michael jest jej wybrankiem, ale jest jeszcze drugi. Narzeczony. Może większość mnie zbeszta za to, że jestem bez serca, ale ojciec Lucasa wybrał sobie najgorszy moment na umieranie. Serio. Ten cichy ślub, ta nagła zmiana w tym typie mi się nie podoba.
    Lisa niby wie, że powinna pójść za głosem serca. Ale trwa uporczywie w przekonaniu, że się boi i że nie jest gotowa. Co ma jej ojciec do jej szczęścia? Ma kasę i to wszystko. Ojcem jest beznadziejnym. Na pewno by za nim nie tęskniła.
    Czekam na kolejny, bo aż mnie skręca z ciekawości!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. To można powiedzieć,że Lisa doigrała się, sprawa się rypła. Nie wiem w jaki sposób wytłumaczy tą sytuację Michaelowi, ale bedzie cieżko, w sumie to nie ma się co dziwić jego reakcji, zakochał się w Lisie po uszy i kiedy wreszce ona odwzajemniła jego uczucie liczył na zycie u jej boku. Teraz czuje się no nie wiem wykorzystany, uważa,ze Lisa zabawiła się jego uczuciami, do tego kłamała i obiecywała rzeczy, których nie zrealizowała. A ona zamiast gonić go w tym szlafroku, zamknęła drzwi niczym urażona ksieżniczka. Wtedy pokazałaby Michaelowi,że zależy jej na nim.
    I teraz co Lisa zrobi? Jak gdybiy nic zostanie z Lucasem, ozeni się z nim i bedzie wiodła spokojne życie, bez żadnych niespodzianek i szaleństw, na tym jej od samego początku zależało, żeby mieć zapewnioną przyszłość i stabilne życie. Sama nie wie czego chce, nie umie powiedzieć Lucasowi,ze go nie kocha i o mały włos nie idzie z nim do łóżka-żeby się niczego byc moze nie domyslił. Ciekawe co by mu odpowiedziała gdyby się spytal czy go zdradza.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj.
    Chyba właśnie tego się spodziewałam. Dokładnie, krok po kroku, moje obawy zaczęły się spełniać. To oczywiste, że Lisa stanie na wysokości zadanie i poświęci siebie, by choć odrobinę ulżyć Lucasowi. To normalne w tej sytuacji a przecież to nie jest kobieta o zimnym sercu. Toczyła w sobie ogromną walkę, by wreszcie zdecydować się na Michaela, ale w obecnej chwili tragedia w życiu jej narzeczonego jest sprawą o wiele ważniejszą. Dlatego, mimo jej niechęci, w pełni rozumiem jej postępowanie. Martwi mnie jedynie to kompletne ignorowanie Michiego przez kilka dni. Miał prawo wiedzieć, co się dzieje. A przede wszystkim miał prawo poznać zupełną prawdę, gdy wreszcie do niego zadzwoniła. To akurat z jej strony nie było niczym dobrym i w sumie, moim zdaniem, nie miało podstaw. Przecież Michael by to zrozumiał i w każdym razie wiedział, że jej obowiązkiem jest pomoc Lucasowi. To mądry facet. To dlatego tak naprawdę wynikła ostatnia scena i ta kłótnia. To niestety wina Lisy, bo wystarczyło być zupełnie szczerą. Przynajmniej z blondasem.
    Wierzę jednak w rychły koniec tych rozterek i wyjaśnienie sprawy. Tak czy siak, Michi i Lisa się kochają, a więc tak łatwo nie uda im się żyć oddzielnie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. No i w piz.u jakby to powiedział Siara :D
    Mam naprawdę mieszane uczucia. Do tej pory jakoś Lisa nie podbiła mojego serca, ale w tym rozdziale naprawdę mnie poruszyła xD W pełni zgadzam się z jej autokrytyką. Z takim zachowaniem to nie zasługuje na żadnego. Tyle kłamie, że już nie umie chyba inaczej... Nie wiem w jaki sposób Michi miałby jej wybaczyć, no ale zobaczymy :)
    Ta sprawa z Lucasem... chłopakowi umarł ojciec. Okej, musi go wesprzeć, ale po co oszukiwać Michiego? Nie rozumiem jej logiki.
    Czekam na godzinę prawdy, bo na nią zasługują wszyscy :)
    No kochana, tak pokręciłaś, że znów będę obgryzać paznokcie przed następnym rozdziałem ... :D
    Buziaki :*
    PS. U Michiego pojawił się nowy rozdział, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj Kochana.
    Namieszałaś i to bardzo.
    Ale zacznijmy od początku.
    Rozdział przepełniony emocjami, walką psychiczną Lisy. Potrafisz genialnie opisać to co się dzieje w głowie Lisy.

    To piękne zachowanie ze strony Lisy,że nie chciała bardziej dołować Lucasa. Nie chciała dorzucić mu nowego zmartwienia. Tylko czy przez tą wspaniałomyślość nie zniszczyła sobie życia. Czy przez nie zerwanie z Lucasem nie pozbawiła się miłości swojego życia.
    Nie mam pojecia czy Michael jej wybaczy, przecież to wyglądało jednoznacznie.
    Zachowywała się nie fair co do Lucasa, a potem co do Michaela.
    Teraz wszystko jest w jej rękach. Tylko musi podjąć właściwą decyzję. Mam nadzieję, że pierwszym krokiem będzie zerwanie z Lucasem. Skoro w jego objęciach nic nie czuję, jej uczucia względem niego wygasły.
    Potem powinna już chyba tylko błagać Michaela o wybaczenie. Niewątpliwie strasznie go zraniła.

    Czekam na kolejny.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Melduję się!
    Kochana, rozdział świetny, jak zwykle. Mówiłam to już pewnie miliard razy, ale nawet nie wiesz, jak bardzo zazdroszczę ci talentu do pisania tego typu cudeniek *.*
    Dużo emocji tym razem. Chyba zbyt wiele. Odnoszę wrażenie, zresztą nie po raz pierwszy, że Lisa jest niesamowicie zagubioną osóbką. Osóbką, która trochę za bardzo poplątała się we własnych sprzecznych uczuciach. Ale z drugiej strony, sama sobie zgotowała taki los. Bawienie się w kotka i myszkę nigdy nie wychodzi dobrze. Oszukiwała obydwóch. I Lucasa, i Michaela. Jej zachowanie w stosunku do nich pozostawia naprawdę wiele do życzenia... Jasne, chciała wesprzeć Lucasa, ale kurde, Michi też ma jakieś uczucia, po co te wszystkie gierki? -.-
    Teraz chyba decyzja należy do niej. Pytanie, co Lisa zrobi, jak się z tego wykaraska.
    Czekam!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  9. Niestety, wszystko cały czas nie układa się korzystnie. W sumie to nawet nie wiem, jaka byłaby korzystna sytuacja dla wszystkich bohaterów. Lisie nie łatwo akurat teraz skończyć związku z Lucasem, ale chyba niepotrzebnie to wszystko przeciąga. Z czasem będzie coraz gorzej.
    No, ojciec dziewczyny też okazuje się być dupkiem, który nie dba o szczęście swojej córki. No, może to nie do końca tak. On chyba myśli, że Lisa jest szczęśliwa z Lucasem, bo niby dlaczego miałby myśleć inaczej? Jak to Lisa przyznała przed samą sobą, jest dobrą aktorką.
    Lucas jest jakiś inny... Nie wiadomo, czy to chwilowe, czy może już tak na stałe?
    I jeszcze Michael musiał się zjawić na koniec. Lisa nie powinna go źle oceniać. Dla niego wszystko było bardzo jednoznaczne.
    Nie mam pojęcia, co Lisa teraz zrobi. Nie ma łatwego zadania.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana, komentarz nie będzie długi, bo niestety szkoła mnie godni niewiarygodnie szybko, ale musisz jeszcze ode mnie usłyszeć, że ten rozdział to po prostu petarda! <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj!
    Wiem, spóźniona bardziej niż to wypada. Ale wiesz jak było, jak jest. Wiesz, że zaczęłam od blogów, na których miałam największe zaległości.
    Trudno jest komentować rozdziały po dwóch tygodniach i po miesiącu od ich dodania, nawet te szalenie, cholernie dobre, jak Twoje. Znasz może zdanie na temat tego bloga, Twojego pisania, Ciebie. Cieszę się, że założyłam bloga, stworzyłam Annie Kannie, bo ludzie, których spotkałam tutaj, a których poznałam lepiej na tt, są fantastyczni. Aż chce się żyć, gdy ma się obok siebie takie dziewczyny jak Ty, z którymi można pogadać, gdy smutno i ciężko. Dziękuję Ci!
    Nie zasłużyłaś na to, żebym pojawiała się tu tak późno, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz. To był ciężki czas.

    Skomentuję rozdział, tak ogólnie, bo do normalnego komentowania z analizami tekstu wrócę od następnego rozdziału, bo tak będzie łatwiej.
    Michi, ty bidulo! Tak cholernie mi go żal i cholernie wkurwia mnie Lisa. Szczególnie w poprzednim rozdziale.No kuźwa, gdyby nie była takim tchórzem i Łęcką to nie byłoby takiego problemu. Gdyby nie kłamała nie oszukiwała. Gdyby wcześniej załatwiła sprawę z Lucasem, przed śmiercią jego ojca, to teraz Michi by za nią nie musiał płakać. Gdyby miała trochę jaj, byłaby szczęśliwsza. Byłaby, ale nie jest. I teraz, gdy sytuacja jest właśnie taka, nie może zostawić Lucasa, musi poczekać.
    Czy nie mogła chociaż z Michim być szczera? On by to zrozumiał, może poczekał. A teraz wyszedł klops i kupa. Kupa śmierdzi i nie wiem, co dalej. Niech ją spuszczą jakoś.

    Do następnego, w weekend?

    Zuzek.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie, nie, nie, to wszystko miało być odwrotnie. To Lucas miał spadac, nie Michi, nooooooo! Lisa, weź się ogarnij życiowo, kobieto! Swoją droga ten Lucas to się z powołaniem minął, powinien być zawodowym trollem. Tutaj Lisa kombinuje jak się go pozbyć, a on jak nie ze wspolnym mieszkaniem, to ze ślubem wyskakuje. Ba, jakby tego było mało to nagle uznał, że bach, tak sobie przestanie tyle pracować. Co za jełop, niszczy big love Michaela. Lucas, zły człowieku, zmykaj jak najdalej, dopóki się naprawdę nie zdenerwuję i nie zacznę ci złorzeczyć :P A tak na serio, to no dobra, Lucas się stara, trzeba to docenić. Ba, zaimponowało mi to, że na końcu zaufał Lisie i dał jej ot tak chwilę prywatności z Michaelem (well, well, gdyby wiedział co tam jego Lisa i Michi wyczyniali w Amsterdamie, pewnie by się sam ze swej naiwności śmiał), no ale heloł, Michi to Michi, trochę taki Superideał, może nawet moja religia jakaś (michaeloholizm?), więc ten tego, Lucas mimo wszystko musi spadać, bo co by nie zrobił, to panu Jestem-Michi-i-jestem-idealny nie dorówna. Koniec. Kropencja.
    Niech ta Lisa jakoś to naprawi, bo inaczej Michael będzie smutny, a smutny Michael to smutna ja, a ja nie chcę płakać :P
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  13. Michael jest współczesnym Wokulskim, który także cały czas miał nadzieję na szczęśliwy koniec z Izabelą mimo wątpliwości co jakiś czas pojawiających się w jego głowie. Rzecki- Stefan jak malowany, troszczacy się o swego przyjaciela i uroczo nieśmiały, nie mówiąc już o Lisie Łęckiej - arystokratce bawiącej się zaślepioną ofiarą. Leah przypomina trochę Wąsowską, ale kim jest Lucas? Starskim? Akurat tu nie znajduję analogii, prędzej Ochocki xd niech sie tylko haybock nie rzuca pod pociąg.Humanie qvo vadis...

    OdpowiedzUsuń
  14. Michael jest współczesnym Wokulskim, który także cały czas miał nadzieję na szczęśliwy koniec z Izabelą mimo wątpliwości co jakiś czas pojawiających się w jego głowie. Rzecki- Stefan jak malowany, troszczacy się o swego przyjaciela i uroczo nieśmiały, nie mówiąc już o Lisie Łęckiej - arystokratce bawiącej się zaślepioną ofiarą. Leah przypomina trochę Wąsowską, ale kim jest Lucas? Starskim? Akurat tu nie znajduję analogii, prędzej Ochocki xd niech sie tylko haybock nie rzuca pod pociąg.Humanie qvo vadis...

    OdpowiedzUsuń