Menu

czwartek, 28 kwietnia 2016

Rozdział siedemnasty


Mocne ramiona Michaela nadal mnie otulają, kiedy rano leniwie otwieram oczy. Słabe światło zimowego słońca przebija się przez jasne zasłony, padając wprost na nasze twarze. Michiemu to jednak nie przeszkadza. Opiera brodę o czubek mojej głowy i nawet przez sen przytrzymuje mnie przy sobie zaborczo. Niekontrolowany uśmiech wypełza na moją twarz. Jest cudownie. W ogóle nie ruszałabym się z tego łóżka, gdyby nie to, że bardzo chce mi się siku. Ostrożnie wygrzebuję się spod kołdry, starając się go nie obudzić. Ale gdy tylko odsuwam od siebie jego ramię, natychmiast krzywi się i porusza niespokojnie, a chwilę później otwiera oczy. Początkowo zaspane, powoli zaczynają iskrzyć się coraz radośniejszym blaskiem.
— Dzień dobry — mówi uroczo zachrypniętym głosem.
— Dzień dobry — odpowiadam, po czym lekko muskam ustami jego usta. — Zaraz wracam — dodaję, a następnie wstaję z łóżka już znacznie żwawiej, bo bez zbędnej ostrożności i znikam w łazience.
Skoro już tu jestem, od razu biorę szybki prysznic, a przy okazji myję zęby. Ostrożności nigdy za wiele, czyż nie? Rezultat jest taki, że spędzam w łazience dużo więcej czasu niż początkowo planowałam. Michi, który wyciągnięty na łóżku nie zajmuje nawet jednej trzeciej jego szerokości, nie omieszkuje mi tego wypomnieć.
— Stefan robi to zdecydowanie szybciej — stwierdza.
Poważnie? Naprawdę musi myśleć o Stefanie w takim momencie? Skoro ja na czas naszej wycieczki odcięłam się od Lucasa, to on mógłby chociaż na chwilę zapomnieć o swoim przyjacielu. No właśnie. Czy nie powinnam ubrać tego słowa w cudzysłów?
Wygląda jednak tak uroczo z oczami jeszcze zapuchniętymi od snu, że nie potrafię mieć mu za złe tej wzmianki o Stefanie, która zresztą padła z jego ust pewnie zupełnie nieświadomie. Wsuwam się z powrotem pod puszystą kołdrę odzianą w aksamitną poszewkę i przybliżam do niego, oplatając nogami jego nogi. Unoszę się na łokciu, palcami drugiej ręki gładząc jego tors.
— A czy Stefan robi również to? — pytam, a następnie przybliżam do jego twarzy swoją.
Najpierw lekko przygryzam jego dolną wargę, a kiedy rozchyla usta, wsuwam do ich wnętrza język. Poruszam nim powoli, bo przecież to dopiero przedsmak tego, czym chcę go dzisiaj poczęstować. Kiedy wyczuwam, że zaczyna nabierać ochoty na więcej, odchylam się od niego i posyłam filuterne spojrzenie. Unoszę brew, przypominając o pytaniu, które zadałam.
— Czasem mu się zdarza — słyszę w odpowiedzi.
Momentalnie zamieram. Jestem pewna, że gdybym w tej chwili nie leżała, szczęka opadłaby mi gdzieś w okolice kolan.
Przepraszam, że co, kurwa?
Przyglądam mu się uważnie, ale sprawia wrażenie, jakby w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego, że powiedział coś nie tak. Niewiele myśląc, odsuwam się od niego na bezpieczną odległość. Świetny sobie wybrał moment na takie nowinki, nie ma co. Robi mi się niedobrze, a serce łomocze w mojej piersi tak głośno, że prawie zagłusza Michaela, kiedy ten odzywa się ponownie.
— Lisa, przecież żartowałem. — Śmieje się.
Posyłam mu mordercze spojrzenie. Zabawne, faktycznie. Zwijam się ze śmiechu.
Mimo wszystko napięcie powoli zaczyna za mnie uchodzić. Opadam z ulgą na plecy i wtapiam się w puszystą poduszkę. To była prawdziwa chwila grozy, po której muszę dojść do siebie. Michi nie pozwala mi na to, zdecydowanie za szybko przybliżając się do mnie chcąc uraczyć słodkim całusem. Lekko odpycham go od siebie.
— Umyj najpierw zęby — mruczę przez zaciśniętą szczękę.
Jeszcze przez jakiś czas wisi nade mną, widocznie spodziewając się, że zmienię zdanie, jednak chwilowo nie zamierzam tego robić. Wiem, że nie zrobił tego świadomie, ale sprawił, że ziściła się scena z moich koszmarów. Przymykam oczy, starając się skupić na jakiejś miłej myśli. Wszystkie moje wysiłki idą na nic. Wizja Stefana całującego Michiego zapętla się w mojej głowie, tworząc horror godny dobrego kina grozy.
Podczas gdy on jest zajęty poranną toaletą, ja włączam laptopa i sprawdzam w Google Maps do jakich atrakcji turystycznych mamy najbliżej z hotelu. Właściwie oprócz Magnum Pleasure Store nie ma żadnego konkretnego miejsca, które bardzo chciałabym odwiedzić. Bardziej interesuje mnie Amsterdam jako całość. Lubię klimat takich miast, w których pomimo całej technologii wciąż czuć historię.
Lucas robi to zdecydowanie szybciej – mam ochotę powiedzieć, kiedy Michael wreszcie wychodzi z łazienki ubrany w biały szlafrok z logiem Waldorfa Astorii na piersi. Powstrzymuję się, bo to byłoby jeszcze bardziej nie na miejscu niż jego wzmianka o Stefanie. Zdążyłam już o niej zapomnieć, dlatego teraz odkładam laptopa i bezwiednie uśmiecham się do niego. Odpowiada tym samym, ale w jego uśmiechu czai się coś dziwnego. Ostatnie kilka kroków dzielących go od łóżka pokonuje z zadziwiającą szybkością, a gdy już znajduje się na miejscu, niespodziewanie podnosi mnie z niego i niesie z powrotem do łazienki.
— Co ty robisz? — pytam, chociaż chyba już zaczynam się domyślać.
— Wiem, jak poprawić ci humor — odpowiada zadziornie.
— Nie, nie, nie, nie! — Zaczynam wierzgać nogami, kiedy po przekroczeniu progu łazienki dostrzegam, że ogromna wanna jest wypełniona po brzegi jeszcze parującą wodą.
— Nie wierć się tak, bo cię upuszczę — karci mnie ze złośliwym uśmieszkiem.
Posłusznie nieruchomieję, ale nie zamierzam zaniechać słownych argumentów.
— Myłam się przed chwilą — zauważam desperacko.
— Ale nie ze mną — odpowiada z figlarnym błyskiem w oku.
Przewracam oczami, bo to jedyne, co mogę zrobić. Nie ma sensu stawiać mu oporu, ponieważ jest ode mnie dużo silniejszy. Zresztą wizja wspólnej kąpieli wydaje się być bardzo zachęcającą do tego, by pozwolić mu na to, żeby robił ze mną, co zechce. Przez chwilę mam wrażenie, że po prostu wrzuci mnie do wanny, ale zamiast tego ostrożnie stawia mnie na posadzce. Następnie zsuwa z moich ramion szelki nocnej koszulki, dzięki czemu opada ona do moich stóp, pozostawiając mnie całkowicie nagą. Przybliża się do mnie i powoli przebiega palcami wzdłuż mojego kręgosłupa, zatrzymując je w dolnej części pleców. Dłonie lekko mi drżą pod wpływem tego dotyku, kiedy rozwiązuję pasek jego szlafroka.
Wchodzę do wanny jako druga, wcześniej jeszcze związując włosy gumką i siadam pomiędzy jego nogami, opierając się plecami o jego tors. Czuję delikatne mrowienie skóry na całym ciele spowodowane wysoką temperaturą wody. Kładę głowę na jego ramieniu i wdycham aromatyczny zapach lawendowego płynu do kąpieli. Jest jeszcze przyjemniej niż w łóżku.
— Przepraszam. Wystraszyłeś mnie tym Stefanem — wyznaję, chcąc się jakoś usprawiedliwić.
— Dlaczego? — W jego głosie słychać rozbawienie.
Odpowiedzieć na to pytanie zgodnie z prawdą? Opowiedzieć o wszystkich moich podejrzeniach? Ale co, jeśli go to urazi? Chyba lepiej nie ryzykować.
— Mówiłam ci już, że wydaje mi się, że on mnie nie lubi. Gdyby to była prawda, to wiele by ona tłumaczyła — wyjaśniam oględnie, zważając na dobór słów.
— A ja mówiłem już, że to ci się tylko wydaje.
Dlaczego mam wrażenie, że on też nie jest do końca szczery? Chciałabym zgłębić ten temat, ale naprawdę nie wiem, jak. Boję się stąpać po tak niepewnym gruncie. Przez chwilę zastanawiam się nad tym intensywnie, ale Michael skutecznie odwraca moją uwagę od Stefana. Pociera w dłoniach lawendowe mydełko, a następnie wciera je w moją skórę, wykonując przy tym przyjemny masaż górnej części pleców. Przymykam oczy i daję się porwać uczuciu całkowitego odprężenia. Z każdą kolejną chwilą jego dotyk staje się coraz bardziej śmiały. Za jego sprawą mój oddech przyspiesza, a w podbrzuszu rodzi się znajome uczucie pożądania. Z ramion przenosi dłonie na moje piersi, a następnie brzuch, aż wreszcie wsuwa jedną z nich między nogi. Instynktownie wypinam biodra i wzdycham głośno, gdy dotyka najbardziej wrażliwych miejsc. Czuję w dolnej części pleców jego narastające podniecenie i to ostatecznie sprawia, że nabieram ochoty na więcej. Zmieniam pozycję, żeby znaleźć się twarzą do niego i siadam na nim okrakiem tak, aby znalazł się we mnie. Obejmuję ramionami jego kark i zaczynam poruszać się rytmicznie, uważnie obserwując przy tym jego twarz, na której malują się wszystkie emocje, jakich doświadcza. Przez zamknięte oczy nawet nie jest tego świadomy. Widzę, co sprawia mu największą przyjemność i z chęcią mu ją daję. A kiedy już oboje osiągamy spełnienie, wtulam twarz w jego szyję i w tej pozycji próbuję złapać oddech. Od czasu do czasu całuję go nad obojczykiem, a on głaszcze mnie po plecach, powoli zmywając z nich lawendowe mydełko.
Siedzimy tak jeszcze długo po tym, jak woda staje się zimna i w końcu wychodzimy z wanny tylko dlatego, że Michi ma ogromną ochotę na śniadanie z szampanem. Pomimo tego, że fotele w restauracji są naprawdę wygodne, nasze łóżko zdecydowanie z nimi wygrywa i dlatego zamawiamy posiłek do pokoju.
Kiedy wreszcie opuszczamy hotel, jest już po dwunastej. Jeden dzień to stanowczo za mało, żeby zobaczyć wszystko, co warte tu jest zobaczenia, więc odwiedzamy te miejsca, które przy planowaniu wyjazdu uznałam za najważniejsze.
Mróz szczypie w twarze i przenika wszystkie warstwy naszych ubrań, dlatego już po niespełna dwóch godzinach spaceru wchodzimy do pierwszej lepszej kawiarni, żeby się zagrzać. Wnętrze jest przytulne i urokliwe, chociaż klimatem wystroju różni się od tej kawiarni, do której Michi zabrał mnie w Innsbrucku. Brakuje starych fotografii i motywów kwiatowych. Zamiast krzeseł z miękkimi poduszkami przy niskich stolikach znajdują się fotele i sofy obite czarną skórą. Ceglane ściany ozdabiają ciemne tablice, na których oferta kawiarni wypisana jest kolorową kredą oraz duży drewniany zegar wiszący nad kominkiem. Od samego patrzenia na radosne płomienie robi się cieplej. Szczególnie podoba mi się to, że kawiarnia nie jest przepełniona i oprócz nas znajduje się tu tylko kilku innych klientów. Zamawiamy rozgrzewającą herbatę ze specjalnej zimowej oferty, a następnie siadamy na dwuosobowej sofie przy samym kominku. Nastrojowa muzyka i ciepło bijące od ognia sprawiają, że staję się senna. Opieram głowę na ramieniu Michiego i pozwalam mu się objąć. Mogłabym z nim spędzać w ten sposób każdy zimowy dzień. Bez żadnego pośpiechu związanego z pracą i obowiązkami; po prostu siedząc przy kominku, jakby czas nie upływał. To takie zadziwiające, że przy nim nawet zwykłe czekanie na herbatę staje się najprzyjemniejszą czynnością na świecie.
— Podoba mi się tu — wyznaję, unosząc lekko głowę, aby móc na niego spojrzeć.
— Mnie też — uśmiecha się nieznacznie.
W tym momencie kelnerka stawia na stoliku przed nami nasze zamówienie, więc odsuwam się od niego i sięgam po wysoką szklankę z moją żurawinową herbatą. Pachnie tak aromatycznie, że nie umiem się powstrzymać i upijam łyk, chociaż jest tak gorąca, że parzę sobie nią język. Michi śmieje się z mojej zbolałej miny, ale przychodzi mi z pomocą. Zabiera ode mnie szklankę i odstawia ją na stolik, a potem przygląda mi się troskliwie, jakby chciał sprawdzić, czy nie wyrządziłam sobie większej szkody.
— To było głupie — śmieję się, żeby wiedział, że nie jest aż tak źle.
— Tylko troszeczkę — przyznaje, uroczo przechylając przy tym głowę.
Wyciągam rękę, żeby odgarnąć kosmyk włosów opadający mu na czoło. Myślę o tym, że przydałby mu się fryzjer, ale potem uzmysławiam sobie, że wolę go w takim wydaniu, bo to dokładnie taka sama fryzura jak wtedy, kiedy się poznaliśmy. Ściska lekko moją dłoń w momencie, gdy przesuwam pieszczotliwie palcami wzdłuż jego gładko ogolonego policzka.
— Lisa — mówi cicho. — Zostań ze mną, kiedy wrócimy do Austrii.
Łamię się pod jego wyczekującym spojrzeniem. Opuszczam wzrok na kolana, bo nie mogę znieść tej nadziei nadającej jego oczom błagalny wyraz. Nie patrzę na niego nawet wtedy, gdy unosi mój podbródek, zwracając moją twarz z powrotem w swoją stronę.
— Przecież dobrze wiesz, że go nie kochasz — każde słowo wypowiada powoli i dobitnie, jakby to był jedyny sposób, żebym go zrozumiała.
— Ale on kocha mnie. — Brzmię pewnie, chociaż w momencie, gdy to mówię, uświadamiam sobie, że tak naprawdę nie jestem w stu procentach przekonana co do uczucia Lucasa. — A poza tym, bez jego ojca interesy mojego ojca totalnie się posypią — dodaję chyba już tylko po to, żeby przypomnieć samej sobie, dlaczego jeszcze nie zerwałam z narzeczonym.
Na moje tłumaczenie Michael odpowiada poirytowanym żachnięciem.
— A gdyby syn wspólnika twojego ojca był czterdziestoletnim rozwodnikiem chodzącym w podartych dżinsach, a nie młodym lekarzem w garniturze od Armaniego, to też nie miałabyś oporów przed poślubieniem go?
Patrzę na niego z niedowierzaniem. Jest w pełni świadomy swoich słów, sprawia nawet wrażenie zadowolonego. Zaciska nerwowo szczękę, ale w jego przenikliwym spojrzeniu nie ma nic, co zwiastowałoby nadchodzącą skruchę. Znowu zasugerował, że jestem zdzirą lecącą tylko na kasę. I znowu najbardziej zabolały mnie nie same jego słowa, ale ich prawdziwość.
— Jesteś bezczelny. — Tym razem patrzę mu prosto w oczy.
Może i ma rację, ale nie pozwolę się tak traktować. Szybkim ruchem zgarniam torebkę i podrywam się z sofy, chociaż nie mam pojęcia, dokąd mogłabym przed nim uciec po wyjściu z kawiarni. Nim jednak zdążę zrobić krok w stronę drzwi, jego dłoń zaciska się na moim nadgarstku i ciągnie z powrotem na sofę. Kolejny raz tego dnia okazuje się silniejszy ode mnie.
— Uspokój się. — mówi już znacznie delikatniejszym tonem. — Nie chciałem cię obrazić. Po prostu próbuję ci uświadomić, że interesy twojego ojca nie powinny mieć wpływu na twoje decyzje. Rzucenie tenisa dla medycyny być może w pewnym sensie wyszło ci na dobre, ale tym razem chodzi o coś więcej.
Posyłam mu pytające spojrzenie. Co dokładnie ma na myśli mówiąc, że chodzi o coś więcej?
Bierze głęboki wdech i przenosi swój uścisk z mojego nadgarstka na dłoń, jednocześnie znacznie go rozluźniając. Przez dłuższą chwilę bawi się moimi palcami, ale czekam cierpliwie, bo instynktownie czuję, że chce mi powiedzieć coś naprawdę ważnego.
— Wybierając medycynę mogłaś unieszczęśliwić jedynie samą siebie. A teraz ten wybór nie jest już tylko twoją sprawą. I cóż... Nie wiem, czy to ci pomoże, czy nie, ale zanim zdecydujesz się na któregoś z nas, chciałbym, żebyś wiedziała, że ja też cię kocham.
Zamieram z otwartymi ustami. Moje serce topnieje, a złość na niego ustępuje miejsca bezgranicznej czułości. W fali emocji, która właśnie mnie zalała, bezskutecznie szukam odpowiednich słów. Okazuje się jednak, że Michael nie powiedział wszystkiego. Dalsza część jego wypowiedzi dociera do mnie jak przez mgłę, co nie wpływa jednak na fakt, że doskonale wyłapuję jej sens.
— Kocham cię bardziej niż on kiedykolwiek będzie w stanie cię pokochać, rozumiesz? I chcę, żebyś była szczęśliwa, a nie jest to możliwe, dopóki jesteś z nim — mówi z ożywieniem, potrząsając przy tym moją dłonią, a ja przez cały ten czas wpatruję się w niego ze skupieniem, nie chcąc uronić ani jednego słowa, chociaż z każdą chwilą widzę go coraz słabiej. Jego zacięty wyraz twarzy rozmywa mi się przed oczami za sprawą łez wzruszenia.
Nie umiem jednoznacznie określić tego, co w tej chwili czuję. Chyba po prostu radość, której nie są w stanie zagłuszyć nawet wyrzuty sumienia rozmiarów Piramidy Cheopsa. Ale jednocześnie jest mi cholernie przykro, bo wiem, że on chciałby usłyszeć ode mnie podobne wyznanie, a ja nie jestem w stanie się na nie zdobyć. Nie teraz, kiedy wciąż jeszcze nie doszłam do ładu ze swoimi uczuciami. Dlatego po prostu całuję go żarliwie, a potem wtulam twarz w jego sweter, plamiąc go tuszem do rzęs wymieszanym ze łzami. Ale kiedy wreszcie spoglądam w jego oczy przepełnione czułością i nadzieją, to pomimo tego że tak bardzo chciałam uniknąć słownych deklaracji, drżącym z przejęcia głosem mówię:
— Zostanę z tobą, obiecuję.

*

Rozstajemy się na lotnisku, bo, dopóki nie porozmawiam z Lucasem, nie chcę pojawiać się z Michaelem w okolicach, w których on może przebywać. Michi znów zgadza się na to niechętnie, ale chyba uspokaja go moja wczorajsza obietnica, bo nie przedłuża pożegnania i ogranicza się z nim do długiego uścisku. Jednocześnie wiem, że to go nie satysfakcjonuje, bo chociaż przez cały weekend nie szczędziliśmy sobie wzajemnych pieszczot, on ani razu nie zdradził znudzenia nimi.
— Widzimy się w weekend? — zadaje pytanie gdzieś przy moim uchu, kiedy trzyma mnie w swoich ramionach.
— Nie wiem, czy nie stracę pracy, kiedy oznajmię Lucasowi, że z nim zrywam.
Nieświadomie marszczę brwi, bo kolejny raz uzmysławiam sobie, że jeśli już przeprowadzę z narzeczonym TĘ rozmowę, to całe moje życie ulegnie radykalnej zmianie.
— No tak. — Uśmiecha się, jakby perspektywa mojego bezrobocia napawała go prawdziwym szczęściem. Ach, no przecież. Ona rzeczywiście go cieszy, bo równa się ze zmianą statusu mojego związku. Notatka na przyszłość – nigdy więcej nie mieszać życia uczuciowego z zawodowym. — W takim razie znajdziemy inny sposób, żeby się zobaczyć.
Przyglądam mu się ze skupieniem, bo chcę dobrze zapamiętać każdy szczegół jego wyglądu na ten krótki (a może wręcz przeciwnie – długi) czas, gdy nie będziemy się widzieć. Kiedy ostatni raz odgarniam z jego czoła opadającą grzywkę, z bolesnym ukłuciem w sercu uświadamiam sobie pewną rzecz.
— Będę tęsknić. — Ściskam dyskretnie jego dłoń pozbawioną rękawiczek, a przez to nieprzyjemnie chłodną. — Mam nadzieję, że nawet beze mnie wystąpisz przyzwoicie w tym Zakopanem.
Uśmiecha się pokrzepiająco i odwzajemnia uścisk dłoni. Boże, tak bardzo nie mam ochoty go teraz zostawiać.
— Przyzwoite występy zdarzały mi się już zanim cię poznałem, więc możesz być o to spokojna.
— Nigdy nie jestem spokojna, kiedy wybijasz się z progu i każdy mocniejszy podmuch wiatru może zrzucić cię na bulę.
Nie mówiłam mu nigdy wcześniej o moich obawach, więc pewnie dlatego odpowiada na tę skargę śmiechem, myśląc, że jest ona żartem dobrze ukrytym za poważnym tonem. Wkrótce zdaje sobie jednak sprawę, że w tym temacie jestem daleka od dowcipów, a wtedy jego spojrzenie łagodnieje, dając wyraz wzbierającej w nim czułości.
— Och, Lisa...
Nim zdąży cokolwiek dopowiedzieć, wtulam się w niego mocno, nie bacząc już na to, że ktoś może nas razem zobaczyć. Nawet gdyby tak się stało, to w pewnym sensie jedynie ułatwiłoby mi to sprawę poinformowania Lucasa o zaistniałej sytuacji. Przylegam do Michaela całym ciałem i rozkoszuję się dotykiem jego palców, którymi gładzi mnie po włosach. Zdecydowanie będzie mi tego brakowało.
Posyłam mu ostatnie spojrzenie, by następnie zniknąć we wnętrzu taksówki, w bagażniku której już znajduje się moja walizka. Szyba w oknie jest przyciemniona, więc nie może mnie zobaczyć, ale mimo tego uśmiecha się do miejsca, gdzie według jego mniemania powinna znajdować się moja twarz. Odwzajemniam uśmiech, bo wiem, że podświadomie go wyczuje.
Droga z lotniska do miasta jest długa, więc mam czas na przemyślenia. Nie wiem, w jaki sposób zakomunikować Lucasowi, że już dłużej nie chcę być jego narzeczoną. Nie mam doświadczenia w zrywaniu związków. Przed Lucasem miałam tylko jednego chłopaka, w dodatku w czasach liceum i rozstaliśmy się za porozumieniem stron, kiedy wyjeżdżał na studia. Nie chcę go zranić, ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę z tego, że to nieuniknione. Powinnam zatem zrobić to jak najdelikatniej. Biorę głęboki wdech na rozluźnienie. Nie mam odwagi tak po prostu pojechać do mieszkania Lucasa i z marszu oświadczyć mu, że z nim zrywam. Potrzebuję wcześniejszego przygotowania. Jakiejś mowy, która załagodzi sytuację. A tak się składa, że znam tylko jedną osobę, która jest niekwestionowaną mistrzynią w dziedzinie retoryki. Wydobywam telefon z dna torebki, aby zadzwonić pod numer, który mam na szybkim wybieraniu. Po kilku sygnałach słyszę jej uspakajający głos:
— Tak, skarbie?
— Cześć, mamo, jesteś może w domu?
Rodzicielka nie kryje zdziwienia moim telefonem. Ze smutkiem jednak powiadamia mnie, że nie ma jej w domu, bo nawet w niedzielę kancelaria wymaga nadzoru kompetentnej osoby, a tak się składa, że jedyną prawdziwie kompetentną osobą jest właśnie ona. Dochodzę do wniosku, że jej pobyt w mieście jest mi na rękę, bo nie będę musiała tracić czasu na podróże na przedmieścia i zapraszam ją do siebie na herbatę. Zgadza się bez wahania. Tym oto sposobem, kiedy już znajduję się w moim mieszkaniu, nawet nie mam czasu na rozpakowanie rzeczy i odświeżający prysznic, bo sprawą priorytetową staje się posprzątanie bałaganu, jakiego narobiłam przed wyjazdem. Właśnie wkładam do zmywarki ostatni talerzyk, kiedy rozlega się dźwięk domofonu. Chwilę później mama staje w drzwiach mojego mieszkania. Dopiero wtedy uświadamiam sobie, że przez własne tchórzostwo postawiłam się przed kolejnym dylematem: jak powiedzieć kobiecie, która poświęciła swoje życie, żeby dobrze mnie wychować, że cały jej wysiłek poszedł na marne, bo oto właśnie zdradzam narzeczonego i czuję się z tym wcale nie najgorzej?
Wymieniam się z nią krótkimi uprzejmościami i uciekam do kuchni pod pretekstem zaparzenia herbaty.
— Masz ochotę na ciasteczka? — przekrzykuję wodę bulgoczącą w elektrycznym czajniku.
— Nie, dziękuję — odpowiada również podniesionym tonem.
Odkładam paczkę herbatników z powrotem na półkę ze słodyczami, których zawsze trzymam w domu niewielki zapas. Następnie zalewam herbatę wrzątkiem i unoszę kubki w drżących dłoniach. Czas podjąć to wyzwanie, które sama sobie rzuciłam. Biorę głęboki wdech i stawiam pierwsze kroki w stronę mamy siedzącej na sofie. Zajmuję miejsce obok niej i wykręcam nerwowo palce. Serce łomocze mi w piersi, dlatego spoglądam na nią kątem oka, mając nadzieję, że tego nie słyszy. No cóż, teraz, albo nigdy. Lepiej jest mieć to już za sobą. Biorę kolejny wdech i otwieram usta, żeby podzielić się z nią radosną nowiną.
— Jak tam w pracy? — Nie kontroluję tego. To pytanie w ostatniej chwili wydobywa się z mojego gardła. Zdradza mnie własne ciało.
Cholera, skoro tak trudno jest mi o tym powiedzieć mamie, to co będzie w przypadku Lucasa?
Mama marszczy brwi ze zdziwieniem. Ewidentnie nie spodziewała się takiego pytania. Witaj w klubie, mamo, ja też nie.
— W porządku — odpowiada niepewnie. — Ale ostatnio jeden z moich najlepszych adwokatów postanowił założyć własną spółkę i teraz spędzam na sali rozpraw więcej czasu niż powinnam.
Wyłapuję ukryty sens tej wypowiedzi, chociaż wiem, że wcale nie chciała mi go przekazywać. Ma cholernie dużo pracy, a ja przez swoje idiotyczne niezdecydowanie zabieram jej cenny czas. Lisa, ogarnij się! Jesteś dojrzałą kobietą, która świadomie i odważnie powinna ponosić konsekwencje swoich nieroztropnych decyzji.
No dobrze, wiem o tym, a jednak mimo tego po prostu jej potakuję i nie silę się na żaden bardziej wylewny komentarz. Zapada niezręczna cisza.
— No to o czym chciałaś ze mną porozmawiać? — pyta po upływie chwili.
Nie mogę już dłużej unikać tego tematu, bo zaraz i tak zacznie coś podejrzewać.
— Obiecaj, że się mnie nie wyprzesz. — Zaczynam może nieco zbyt dramatycznie, bo mama otwiera oczy szeroko ze zdziwienia i prawie wylewa herbatę na swoją koszulę.
— Boże święty, o co chodzi? — Z głośnym trzaskiem odstawia swój kubek na stolik.
Żałuję, że zamiast niej nie siedzi przede mną Leah, bo jej wyjątkowo łatwo przyszło mi przyznanie się do romansu z Michaelem. No właśnie, dlaczego wcześniej nie wpadłam na to, żeby zadzwonić do Leah? Na pewno udzieliłaby mi równie dobrej porady, co mama.
— Bo widzisz... — Wciąż nie potrafię znaleźć odpowiednich słów. — Tak się składa, że nie wyjechałam do przyjaciółki. Byłam w Amsterdamie. — Robię przerwę na głęboki wdech i przymykam oczy, żeby nie widzieć jej reakcji na to, co zaraz dopowiem. — Z chłopakiem.
Czekam, aż się odezwie, ale ona jak na złość milczy. Wolałabym, żeby zaczęła krzyczeć, bo wtedy przynajmniej wiedziałabym, co o mnie myśli. Otwieram oczy i patrzę na nią niepewnie. Marszczy czoło w konsternacji, więc domyślam się, że jeszcze do niej nie dotarło to, co właśnie usłyszała.
— Z jakim chłopakiem, o czym ty mówisz?
Próbuję znaleźć w jej twarzy jakiś wyraz pogardy i obrzydzenia, ale póki co jest po prostu zaskoczona i chyba nie do końca mi wierzy. Przykro mi, że muszę zniszczyć obraz tej idealnej córki, jaki we mnie dostrzega.
— Mamo, nie chcę już dłużej być z Lucasem. Nie kocham go... Właściwie wydaje mi się, że nigdy go nie kochałam. Nasz związek jest martwy, rozumiesz? Robimy po prostu rzeczy, które wypada robić narzeczonym, ale nie ma między nami żadnej chemii, żadnych emocji. Nie chcę, żeby tak wyglądało moje małżeństwo. Chcę, żeby mój mąż był najbliższą mi osobą, a nie człowiekiem, którego zupełnie nie interesują moje problemy. A on... Michael jest zupełnie inny niż Lucas. Dba o mnie i poświęca mi swój czas, chociaż też jest bardzo zapracowany. I wiem, że to się nie zmieni, bo zależy mu na mnie. — W trakcie mówienia głos wielokrotnie mi się łamie, a kiedy kończę, muszę otrzeć łzy, których nie potrafię już dłużej zatrzymać pod powiekami.
Przez cały ten czas nie patrzyłam na mamę i boję się to zrobić również teraz. Wbijam wzrok w kolana, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. I chociaż na sali sądowej moja mama przybiera rolę obrońcy, teraz czuję się tak, jakby była sędzią mającym za chwilę wygłosić wyrok. Myślałam, że najgorsze będzie wyznanie jej prawdy, ale myliłam się. Oczekiwanie na jej opóźnioną reakcję wystawia moje nerwy na jeszcze większą próbę.
To, co robi moja mama, sprawia, że zaczynam kochać ją jeszcze mocniej niż do tej pory.
— Och, skarbie — wzdycha, a jej głos jest pełen współczucia i zrozumienia.
Unoszę nieśmiało głowę, a wtedy moja twarz ginie w jedwabiu jej koszuli, ponieważ przytula mnie do swojej piersi. Szybko ocieram oczy rękawami swojego swetra, żeby jej nie pobrudzić. Mama głaszcze mnie delikatnie po plecach, a ja uspokajam się, wdychając zapach jej ulubionych perfum od Chanel. Od lat używa No.5, dlatego zawsze budzą we mnie przyjemne skojarzenia. Teraz w połączeniu z jej łagodnym dotykiem również sprawiają, że zaczynam czuć się lepiej.
— Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałaś?
— Chyba po prostu nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo jestem nieszczęśliwa z Lucasem, dopóki Michi nie pokazał mi, na czym powinien polegać związek.
Po lekkim ruchu, jaki odczuwam, domyślam się, że kiwa głową ze zrozumieniem.
— Mamo, nie mam pojęcia, jak powiedzieć o tym Lucasowi. — Postanawiam nie zwlekać już dłużej i przechodzę do sedna problemu.
— Najprościej będzie, jeśli powiesz mu to, co powiedziałaś mnie — stwierdza po dłuższej chwili zastanowienia. — Mimo wszystko zasługuje na to, żebyś była z nim szczera.
I tylko tyle? Mogłam od razu pojechać do Lucasa i mieć już to dawno za sobą.
W porządku, nie oszukujmy się. Potrzebowałam tej rozmowy z mamą, żeby upewnić się, że postępuję słusznie. Teraz jest mi naprawdę dużo lżej, chociaż pewien fakt nadal ciąży mi na sercu.
— Przepraszam — mówię. — Nie chciałam cię rozczarować.
Mama odsuwa mnie od siebie tak, by móc na mnie spojrzeć. Robi to niemal z politowaniem, jakbym właśnie zaczęła upierać się przy tym, że przez Wiedeń przepływa Sekwana a nie Dunaj.
— Na pewno nie rozczarowałaś mnie sobą. Jeśli już, to tylko tym, że nie powiedziałaś mi o tym... Michaelu wcześniej. Posłuchaj, jesteś moim dzieckiem i co by się nie działo, zawsze będzie mi zależało tylko i wyłącznie na twoim szczęściu. Więc jeśli Lucas ci go nie daje, to nie chcę, żebyś wychodziła za niego za mąż. — Przerywa na chwilę i uśmiecha się pokrzepiająco. — Tak właściwie to nigdy za nim nie przepadałam. Wydawało mi się, że o tym wiesz.
Śmieję się, ocierając ostatnie łzy, a następnie czule całuję ją w policzek.
— Wiem, mamo. Nigdy nie potrafiłaś tego ukryć.
Ponownie przytula mnie do siebie, a ja skwapliwie odwzajemniam ten uścisk. Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że moja mama jest najlepszą mamą na świecie.
— To jak? Opowiesz mi o tym Michaelu, czy nie? — pyta z ożywieniem po upływie krótkiej chwili.
Uśmiecham się na myśl o tej osobie, która w tak prosty sposób czyni mnie szczęśliwą.
— Może najpierw przyniosę te ciastka — odpowiadam.

*

Jest już późno, kiedy wreszcie dojeżdżam na osiedle Lucasa. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie przełożyć tej wizyty na następny dzień, bo w końcu rozmowa z mamą przysporzyła mi już wystarczająco dużej ilości wrażeń, ale bardzo chcę już to mieć za sobą. Zostawiam auto na parkingu i dziarskim krokiem ruszam w stronę budynku. Im szybciej, tym lepiej – powtarzam sobie w myślach. Już i tak wystarczająco długo go oszukiwałam.
Ale tracę pewność siebie, kiedy tylko docieram do drzwi wejściowych jego mieszkania. Mam ochotę zawrócić i bez słowa wyjaśnienia uciec od niego na drugi koniec świata. Uświadamiam sobie, że jestem podłą zdzirą i nawet miłość mojej matki tego nie odmieni. Dlaczego nie myślałam o tym, jak trudno będzie powiedzieć o wszystkim Lucasowi, kiedy pierwszy raz szłam z Michaelem do łóżka? Horacy nie miał pojęcia o kobiecych dylematach moralnych, kiedy nakazywał nam żyć chwilą.
Wreszcie naciskam klamkę, a wtedy drzwi ustępują. Szczerze mówiąc jestem zaskoczona, bo Lucas nigdy nie zapomina o zamknięciu ich na wieczór na wszystkie zamki. Ciemność, jaka wita mnie wewnątrz mieszkania, nakazuje mi myśleć, że nie ma go w domu. Ale to byłoby jeszcze bardziej bez sensu – mogło mu się zdarzyć zapomnieć o zamknięciu drzwi po powrocie, ale na pewno pamiętałby o tym przy wychodzeniu. Ta nietypowa sytuacja sprawia, że zaczynam się niepokoić.
— Lucas? — wołam w głąb mieszkania.
Odpowiada mi cisza.
Zapalam światło w przedpokoju, a następnie w salonie. Mija chwila, nim dostrzegam go siedzącego na skórzanej sofie. Podtrzymuje głowę ręką opartą w łokciu o sofę, dlatego początkowo wydaje mi się, że śpi. Wkrótce jednak odwraca się do mnie, mrużąc oczy. Zastanawiam się, jak długo siedzi w ciemności, skoro światło tak bardzo go drażni. Dopiero po upływie kilku sekund jest w stanie unieść powieki na tyle szeroko, by móc na mnie spojrzeć. A wtedy zapominam, po co do niego przyszłam.
Ból obecny w jego oczach nie jest spowodowany szokiem, jakiego doświadczyły jego źrenice po tym, jak zapaliłam światło. Patrzy na mnie z ogromnym żalem, który wręcz odbiera mi mowę. Stoję jak sparaliżowana, nie wiedząc, co powinnam zrobić. Mam ochotę go przytulić i spróbować jakoś pocieszyć, ale nie chcę tego robić, dopóki nie poznam przyczyny jego smutku. Czy to możliwe, żeby dowiedział się prawdy o moim wyjeździe? Wyrzuty sumienia atakują mnie zupełnie niespodziewanie, niemal zwalając mnie z nóg. Jeśli to ja jestem powodem, dla którego Lucas tak bardzo cierpi, to chyba wolę o tym nie wiedzieć. Nie jestem pewna, czy zniosę taką odpowiedzialność. Jednocześnie mam świadomość tego, że nie mogę teraz tak po prostu go zostawić. Po raz ostatni zamierzam odegrać moją rolę troskliwej narzeczonej.
— Wszystko w porządku? — pytam, robiąc niepewny krok w jego stronę.
Potrząsa głową, jakby właśnie wybudzał się z transu. Podchodzę jeszcze bliżej, a wtedy dostrzegam, jak bardzo zmęczona jest jego twarz. Białka jego oczu są zaczerwienione i nieprzyjemnie kontrastują z bladą cerą. Przeciera dłonią zmarszczone czoło, nim odzywa się zachrypniętym głosem.
— Dzwoniłem do ciebie — mówi. Zupełnie tak, jakby nie słyszał pytania, które mu zadałam.
Wyciągam telefon z kieszeni płaszcza. Rzeczywiście mam od niego trzy nieodebrane połączenia, wszystkie wykonane w ciągu ostatnich dwudziestu minut.
— Akurat do ciebie jechałam. Wiesz, że nie odbieram telefonu w czasie jazdy.
Kiwa głową w milczeniu. Z każdą chwilą czuję się coraz bardziej niezręcznie i coraz bardziej się o niego martwię. Mam ochotę nim potrząsnąć, żeby sprowadzić go z powrotem na ziemię, bo ewidentnie jest tak pogrążony w swoich myślach, że nie odczuwa żadnego fizycznego kontaktu z nią.
— Chciałeś mi coś powiedzieć? — pytam, nie będąc w stanie dłużej znieść tej ciszy.
— Tak. — Czyli jeszcze jest zdolny do komunikowania się. Z ulgą wydycham powietrze z płuc. — Chciałem spytać, czy już wróciłaś od Leah i czy mogłabyś do mnie przyjechać.
Mówi cicho, właściwie półszeptem, a jego zmęczony głos jest pełen smutku i goryczy. Nie patrzy na mnie. Skupia wzrok na swoich dłoniach i wygina palce, nie zważając na strzelające głośno stawy. Pierwszy raz widzę, żeby to robił. W ogóle pierwszy raz widzę go takiego skołowanego i bezsilnego. Chcę mu pomóc nie tylko po to, żeby ulżyć sobie w tych ogromnych wyrzutach sumienia. Ten widok sprawia, że zaczynam mu po prostu współczuć.
— Jestem z tobą, Lucas. — Zbieram w sobie resztki odwagi i podchodzę do sofy, a następnie kucam przy nim tak, aby nasze twarze znalazły się na tej samej wysokości. — Powiedz mi, co się stało.
Modlę się w duchu, żeby tu nie chodziło o mnie. Boże, nie zniosę tego, jeśli to przeze mnie tak bardzo cierpi. Jeśli teraz oświadczy, że wie o moim romansie, już na zawsze będę miała przed oczami ten bolesny grymas jego twarzy i nigdy nie wybaczę sobie tego, że potraktowałam go tak niesprawiedliwie.
Modlę się, żeby powiedział cokolwiek, co nie będzie miało związku ze mną. Wydaje mi się, że każde wytłumaczenie będzie lepsze od tego jednego. Ale kiedy wypowiada zdanie, którego w ogóle nie spodziewałam się usłyszeć, zaczynam żałować, że nie dotyczy ono ani mnie, ani Michaela.
— Mój ojciec nie żyje.
Cztery słowa, które sprawiają, że powoli osuwam się na kolana. Czuję się tak, jakby ktoś uderzył mnie pięścią w płuca, pozbawiając powietrza, a potem boleśnie spoliczkował. A potem wydarł z mojego serca tę iskierkę nadziei, która rozbłysła w nim w momencie, gdy Michi wyznał mi miłość.
— C-co? Jak to możliwe? — W mojej głowie kłębi się cała masa pytań, ale jakimś sposobem udaje mi się wyodrębnić te dwa.
Chciałabym, żeby jego słowa okazały się kłamstwem. Nie wiem, po co miałby wymyślać takie bzdury, w dodatku o własnym ojcu, ale rozpaczliwie pragnę, żeby roześmiał mi się teraz w twarz i radosnym okrzykiem oznajmił: "Mam cię! Nabrałaś się!"
Jeden rzut okiem na jego szczękę zaciśniętą w wyrazie bezradnej wściekłości i zamglone spojrzenie brutalnie uświadamia mi, że jego słowa to najprawdziwsza prawda.
— Zawał serca. — Zawiesza na chwilę głos. Mogę się jedynie domyślać, jak ciężko mu o tym mówić. — Był sam w domu. Bez nikogo, kto mógłby mu pomóc.
— Lucas, tak mi przykro.
Nie mam pojęcia, co powinnam mu powiedzieć w takiej chwili. Czy w ogóle jakiekolwiek moje słowa byłyby w stanie załagodzić jego ból? Myślę o mojej mamie, która jest dla mnie takim samym życiowym mentorem, jakim dla Lucasa był jego ojciec i próbuję wyobrazić sobie, co bym czuła, gdyby to ona umarła. Nie, w takiej chwili nie pomogłyby mi żadne puste frazesy. Dlatego unoszę się i po prostu go przytulam. Przyciskam jego głowę do swojej piersi i głaszczę go uspokajająco tak, jak robiła to moja mama.
— Wiesz, co jest najgorsze? — Wciąż tuli się do mnie, przez co nie mogę dojrzeć jego twarzy. Wcale tego nie żałuję. Jest mi lepiej, kiedy nie widzę wyraźnych oznak jego bólu. — Miałem go odwiedzić, ale nie zrobiłem tego, bo chciałem zakończyć dzisiaj ten nowy referat. Rozumiesz? Gdybym tam pojechał, nadal by żył. Miałaś rację, Lisa, jestem pieprzonym kretynem z hierarchią wartości wywróconą do góry nogami.
Boli mnie sposób, w jaki o sobie mówi. To, jak niesprawiedliwie się ocenia. Przygryzam wargę z bezsilności i przeklinam się w myślach za to, że taka marna ze mnie pocieszycielka. Mogłabym płakać razem z nim, gdyby pozwolił sobie na to. Mogłabym pomóc mu w stłuczeniu wszystkich naczyń, jakie znajdują się w wyposażeniu jego kuchni, gdyby mnie o to poprosił. Mogłabym nawymyślać parszywemu losowi, karmie, Bogu, albo czemukolwiek innemu. Ale nie mogę go pocieszyć, bo po prostu nie wiem jak.
— Nie mów tak. To nie twoja wina. Nie mogłeś przewidzieć, że to się wydarzy — mówię tylko tyle. Resztę dopowiadam sobie w myślach.
Tak naprawdę Lucas nie ma racji. Nie to jest najgorsze.
Najgorsze jest to, że zamiast rozpaczać nad jego ojcem, który został tak niesprawiedliwie potraktowany przez los, myślę o Michaelu i żałuję tej wizji naszego wspólnego szczęścia, w którą zdążyłam już uwierzyć. Wiem, że to szczęście właśnie wymyka mi się z rąk, bo obecna chwila nie jest ostatnim razem, gdy odgrywam przed Lucasem rolę troskliwej narzeczonej. Okazuje się, że będę musiała ją przybrać jeszcze na długi, długi czas.

*
Cześć wszystkim!
Wiem, że długo mnie tu nie było. Wiem też, że po takim czasie powinnam wrócić z czymś lepszym. Ale cholernie męczyłam się z tym rozdziałem i to jedyne, co udało mi się "stworzyć". Dopadł mnie mały kryzys, nie tylko pisarski i przez dobre dwa tygodnie nie potrafiłam sobie z nim poradzić. Dziękuję wszystkim tym, którzy czekali cierpliwie i tym, którzy mnie wspierali (myślę, że te osoby będą wiedziały, że o nich mowa).
Szczerze mówiąc, trochę żałuję, że nie napomknęłam gdzieś wcześniej o jakiś problemach zdrowotnych ojca Lucasa, bo bez tego cała ta sytuacja wydaje się nienaturalna. Ale z drugiej strony, życie często niemile nas zaskakuje w najmniej odpowiednich momentach i takie rzeczy też się zdarzają. No cóż, ocenę pozostawiam Wam.
 Życzę udanej i słonecznej przerwy majowej, a tegorocznym maturzystkom, żeby napisały swoje egzaminy jak najlepiej. Trzymam za Was kciuki!
Całuję! ;* 

11 komentarzy:

  1. Doczekałam się!!!
    Długo polowałam na kolejny twój rozdział.
    Rozmowa Lisy z matką poszła... prosto. Musiały, więc być późnej jakieś komplikacje, no nie? Na początku myślała, że Lucas dowiedział się, że Lisa była w Amsterdamie z Michim, ale jednak nie. Smutna wiadomość, która dużo komplikuje.
    Jestem ciekawa co będzie dalej i mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać.
    Całuję i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana!
    Jestem wniebowzięta po przeczytaniu pierwszej części rozdziału. Nie tylko dlatego, że nie brakowało w niej intymności i czułych chwil pomiędzy Lisą a Michaelem, ale także poniekąd dlatego, że wreszcie podjęto jakąś decyzję. Wreszcie zarówno Lisa jak i Michi zdecydowali się na poważnie pomyśleć o zbudowaniu wspólnej przyszłości. Blondas wyznał swoje uczucia, a to daje grunt pod nowy związek. Lisa z kolei postanowiła w końcu ruszyć ze sprawą z Lucasem. Wcale nie dziwię się jej wahaniom, strachowi i niepewności. Wiele może zyskać, ale też wiele stracić. Michael to niesprawdzona przyszłość, przy Lucasie przynajmniej nie musiałaby się o nic martwić. Ale na coś zdecydowała, a to jest plus. Wybór Michaela w tym przypadku jest oczywisty.
    Jednak nie wszystko może być tak piękne, jak się wydaje. Preczuwałam podobne rozwiązanie. Sądziłam, że albo Lucas w jakichś sposób dowie się o ich romansie albo stanie się coś gorszego. W przypadku zaistniałej sytuacji Lisa nie może tak po prostu od niego odejść i to jest najgorsze. Wciąż musi poświęcać samą siebie, bo bynajmniej nie jest na tyle wyrafinowana i perfidna, by zrywać z narzeczonym w takiej chwili. To jest niestety demotywująca cecha w tym przypadku.
    Najbardziej szkoda mi Michiego, bo chłopak znów będzie musiał się męczyć. Liczę jedynie na to, że zrozumie chociaż nie zdziwiłabym się, gdyby stracił cierpliwość i w końcu sam wyznał Lucasowi prawdę. Obawiam się, że tak właśnie prędzej czy później się stanie.
    Cóż, nadal muszę czekać na swoje szczęśliwe rozwiązanie. Ale to w tym wszystkim jest najfajniejsze :)
    Tobie również życzę udanej Majówki!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, hej! ;*
    Wow, pozamiatałaś tym rozdziałem!
    Cieszy mnie najbardziej ten krok mentalny Lisy i Michiego. Właściwie to, Limiego / Misy (hę?) :D <3 Wreszcie, odważyli się pomyśleć o sobie inaczej! Postanowili tak na poważnie spróbować! A to piękne, bo są do tego stworzeni. Zdecydowanie. :)
    Czekam zatem na rozwikłanie jeszcze paru spraw, buziam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem :)
    Jezuuu jak ja bym chciała tak pisać mając "kryzys" o.O
    Rozdział cudowny, tak świetnie od samego początku do końca budował napięcie, by w końcówce przywalić takim BUM!
    Ale wiedziałam, że coś musi pieprznąć x,x Dobijanie Lucasa końcem związku byłoby poniżej poziomu, no ale...
    Teraz jestem ciekawa, co na to złotowłosy. Wszystko mi mówi, że szczęśliwy nie będzie :(
    Czekam kochana na ciąg dalszy jak zawsze :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zacieram rączki na widok nowego rozdziału i już płaczę na wstępie z tekstu Michiego. Widać, że tęskni za Stefanem, tego się nie ukryje. Aha i niby żartował sobie, że aż tak się z nim spoufala (Lisa może uwierzyła ale my nie!)
    Czytam sobie w spokoju, sielanka trwa, śniadanie z szampanem zostało odhaczone (też chce, moze Peter kiedyś fundnie), a tu Michi wypala z takim mocnym tekstem, żeby Lisa z nim została wow. Biedak wpadł po uszy, a ona wciąż ma Lucasa na karku. Myślałam, że to koniec wyciągania dział przez skoczka, a on tu z deklaracją miłości mi wychodzi! Jak dobrze, że nie jestem Lisą, bo chyba uciekłabym na jakieś zadupie od tych facetów. Tzn ja to w ogóle nie mam przed kim uciekać, jakoś tak się składa, że nikt się o mnie nie bije, ale pomarzyć można xD
    Jestem taka mega podekscytowana, że Lisa zdecydowała się tą całą sprawę rozsupłać, a nagle bam! ojciec Lucasa nie żyje i teraz się zastanawiam czy Lisa dalej będzie chciała z nim zerwać, czy uzna, że musi poczekać... Jak już wszystko wydaje się proste i jasne, Ty zaczynasz komplikować. Dobrze, że to robisz, bo uwielbiam takie zwroty akcji. No ale ja sobie tylko gdybam.
    Może masz racje co do tego, że gdybyś ze dwa razy napomknęła wcześniej o chorobie ojca, to wyszłoby to naturalniej, ale ja nie narzekam. Dalej wszystko się trzyma kupy (ze tak brzydko powiem xd), nic nie wydaje się być wymuszone, więc ja jestem zadowolona, usatysfakcjonowana treścią i długością rozdziału i oczywiście czekam na kolejny♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Oczywiście nadal zachwycałam się Lisą i Michaelem i nawet zaczęłam wierzyć, że się im uda być razem, nie tylko z dala od ludzi, którzy mogą ich znać.
    Po takim przebiegu rozmowy z matką, spodziewałam się, że Lisa powie o wszystkim Lucasowi i jakoś to będzie. Oczywiście, on by się wkurzył albo coś takiego, ale nie... Musiało pojawić się coś innego, a Lisa przecież w takiej sytuacji nie mogła dobić faceta, który nadal jest oficjalnie jej narzeczonym. Wiem, że są osoby, które nie miałyby skrupułów, ale nie Lisa.
    W tej sytuacji znowu ucierpi Michi, który żyje już pewnie nadzieją, że koniec z ukrywaniem się i czas na wspólne życie, a tu będzie musiał się rozczarować. Oby nie zniechęciło go to dłuugie czekanie na dziewczynę.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem ciekawa reakcji Michaela, kiedy się dowie,że Lisa nie rozstała się z Lucasem. Wydaje się,że to może być punkt zwrotny i Michael ją będzie szantażować-albo powie Lucasowi, albo on to zrobi. Jeśli zostanie z Lucasem, to bedzie to nie fair wobec Michaela i Lucasa, obydwu oszukuje, pytanie tylko, ktorego bardziej. A i jest jeszcze mama,której się przyznała do romansu, moze ona ją przekona do zostawienia narzeczonego.

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć :D
    Jejuniu... Dlaczego w takim momencie? Ona go teraz nie zostawi. Ma zbyt dobre serce. I będzie się z nim męczyć, bo tak wypada i nie może tak po prostu odejść :(
    Współczuję jej i Michiemu. Znowu coś staje im na drodze. Chociaż już wszystko wyglądało tak dobrze. Ale przecież nie można udawać, że coś gra? Mimo wszystko? Przecież jako przyjaciółka też może go wspierać...
    Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. Bo nie wiem jak Lisa postąpi. Choć mam obawy, ale łudzę się, że jednak wybierze właściwie.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem!
    Przepraszam, że dopiero teraz, ale przygotowania do matury po prostu mnie wykańczają...
    Cudowny rozdział! Fakt, kazałaś nam trochę na niego czekać, ale się opłacało :)
    Hmm... kurczę, mam spory mętlik w głowie. Współczuję Michaelowi, bo on cierpi w tej całej sytuacji najbardziej. Miało być pięknie, ale tak nie jest. Jestem ciekawa, jak zareaguje, kiedy się dowie o tym, że Lisa jednak nie rozstała się z Lucasem, bo pewnie szczęśliwy nie będzie... Ale nasz blondynek wyznał swoje uczucia, jakieś kroki zostały podjęte :)
    Powiem szczerze, że nie zazdroszczę też Lisie, jej decyzje również nie są łatwe, chociaż w pewnym sensie sama to wszystko skomplikowała, mam wrażenie. Jakby na to nie patrzeć, oszukuje i Michiego, i Lucasa. Trzeba kogoś wybrać, bo tak długo nie można wytrzymać.
    Może jej mama jakoś wpłynie na to, co zrobi córka... Zobaczymy.
    Czekam!
    Buziaki :**
    PS. I nie dziękuję za maturalne życzenia, żeby nie zapeszyć przed środą :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Och, nie narzekaj, to coś wyżej jest bardzo, bardzo dobre. Co prawda, nie mogę powiedzieć, żebym była tak całkowicie usatysfakcjonowana rozwojem sytuacji, no ale nie można mieć wszystkiego. Pierwsza część zapowiadała się pięknie. Poza malutką wpadką ze Stefanem (swoją drogą Lisa to już powoli wręcz obsesyjnie zaczyna postrzegać Stefana jako realne zagrożenie :D) cały wypad był całkiem bajeczny. Ba, Michi tak ładnie swe uczucia uzewnętrznił, że aż mi serduszko trzy razy mocniej zabiło. A co dopiero w Lisy wnętrzu musiało się dziać, o, to nawet ciężko jest mi sobie wyobrazić. Cud, że nie wylądowała potem zaraz szybciutko u kardiologa z jakimiś zaburzeniami :DDD
    Potem też było spoko. Bo okazało się, że z mamy równa babka i jak na mamę przystało, zalezy jej na szczęściu swojej córki, a nie na jakichś innych rzeczach. Tyle, że czym dalej, tym gorzej. Fuck, no, ona już prawie pozbyła się tego Lucasa. A tutaj musiała się taka rzecz zadziać. Oczywiste jest, że teraz nie może go zostawić. Tyle, że im dalej będzie w to brnąć, tym gorzej dla niej, dla Lucasa i dla Michiego. W końcu skończy się tak, że Michi się zdenerwuje, Lucas odkryje prawdę i Lisa zostanie sama xd No ale, taka złośliwość ludzkiego losu, że jak już człowiek się weźmie w garść, zdecyduje coś zrobić, jakiejś zmiany odważnej dokonać, to musi wydarzyć się coś, bo jego plany zablokuje. Okrutne to życie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. no i mam problem... nie pamiętam tego shippu xD Lichael? haha nie chce mi się już sprawdzać jak to było :D
    hahaha uwielbiam tę pierwszą scenę... nie mieszaj w to Stefana, proszę :D
    kurde, nie wiem. ale mi szkoda Michiego... co będzie jak się dowie, że Lisa nie rozstała się z Lucasem? przecież jego serducho i tak cierpi...
    czekam na kolejny i strasznie przepraszam, że zjawiam się dopiero teraz, ale... no wiesz... majówka i te sprawy xD
    ściskam i zapraszam do siebie ;*

    OdpowiedzUsuń