Menu

poniedziałek, 1 lutego 2016

Rozdział jedenasty

Z dedykacją dla wszystkich, którzy czekali

*
(muzyka

 
Pierwszy raz w życiu źle się czuję w butach na wysokim obcasie. Przemierzam hotelowy ogród tak szybko, że co chwilę potykam się o własne nogi. Czuję się, jakbym była mocno pijana, bo i w głowie kręci mi się z nadmiaru myśli i emocji.
    Nikt nigdy nie całował mnie tak, jak Michael teraz. To pewne.
Pewne tak samo, jak to, że gdzieś tam na sali rozgląda się za mną mój narzeczony. A jednak mimo tego mam ochotę zawrócić i prosić Michaela o więcej. Nie robię tego. Postępuję racjonalnie, bo po tym, co zaszło chwilę temu, ufam już tylko mojemu zdrowemu rozsądkowi. Uczucia popchnęły mnie wprost w wielkie bagno, z którego teraz będę musiała się jakoś wygrzebać.
    Uciekłam, bo nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Wiedziałam, co w nich zobaczę, ale co innego wiedzieć gdzieś w głębi duszy, a ujrzeć niepodważalny dowód na słuszność swoich domysłów. Dopóki mi tego nie powie, dopóki nie zobaczę tego w jego oczach, mogę się jeszcze łudzić, że jestem dla niego przyjaciółką, a ten pocałunek zupełnie nic nie znaczył. Problem w tym, że ja już nie myślę o nim jak o przyjacielu.
    Co robić, co robić?
    Rąbkiem szala ocieram łzy. Mam nadzieję, że nie wywołały zbyt dużego spustoszenia w moim makijażu. Muszę się uspokoić, nim dojdę do hotelu, bo ludzie nie powinni widzieć mnie w takim stanie.
    Nie wiem, dokąd pójść. Nie ma mowy, żebym wróciła teraz na salę. Towarzystwo innych ludzi tylko zwiększyłoby mętlik, jaki mam w głowie. Nie mogę również pójść do pokoju, w którym czuć obecność Lucasa. Już i bez tego dręczą mnie ogromne wyrzuty sumienia. Decyduję się odwiedzić Leah. Potrzebuję kogoś, kto pomoże mi się odnaleźć w zaistniałej sytuacji. Czuję się jak podła egoistka, ale mam nadzieję, że nie zeszła na przyjęcie i jest w swoim pokoju. Bez Andreasa.
    Pukam do drzwi i mija dłuższa chwila, nim Leah je otwiera. Jeden rzut oka na nią wystarczy, żebym zrozumiała, że nie była na imprezie i nie spędzała też tego czasu z Andreasem. Jest ubrana w czarne leginsy i granatową bluzę reprezentacji. Na jej zarumienionej twarzy próżno szukać śladów makijażu, a błękitne oczy błyszczą od łez. Spuszcza wzrok i odsuwa się na bok, robiąc mi miejsce. Wchodzę do środka. Chcę od razu powiedzieć jej o Michim, ale nie mogę, kiedy jest w takim stanie.
    - Czemu nie jesteś na dole? - pyta.
    Unika mojego wzroku. Głośno wydmuchuje nos w chusteczkę, po czym rzuca ją na pokaźnych rozmiarów kupkę, która zdążyła się już zebrać na jej poduszce. Gestem pokazuje mi, żebym usiadła na łóżku Sophie.
    - Przyszłam sprawdzić, co się z tobą dzieje.
    Po części jest to prawda. Zastanawiałam się nad tym przez całe przyjęcie, dopóki nie spotkałam Michaela.
    Śmieje się, ale nie ma w tym śmiechu nic wesołego. Po chwili przechodzi w głośny szloch, który brzmi raczej jak syrena alarmowa. Leah opada na łóżko przede mną i chowa twarz w dłoniach. Nie wiem, co robić, dlatego czekam w bezruchu, aż się uspokoi.
    - Umieram z rozpaczy – to się ze mną dzieje – mówi ochrypłym głosem, po czym znów wydmuchuje nos w jedną z chusteczek z kupki, bo w paczce leżącej na szafce nocnej nie ma już ani jednej.
    Przynoszę z łazienki rolkę papieru toaletowego i tym razem siadam obok niej. Właściwie to dobrze jest słuchać o problemach innych ludzi. Można przy tym zapomnieć o własnych.
    - Znalazł sobie jakąś dziewczynę. Niemiecką fotograf. Rozumiesz?! Szukał w niemieckiej kadrze, podczas gdy ja byłam cały czas tutaj, na wyciągnięcie ręki. - Robi przerwę, żeby złapać oddech. - Mówi, że się w niej zakochał. To dla niej tu przyjechał, nie dla mnie.
    Głos jej się łamie i znów wybucha płaczem. Nim zdążę się zastanowić, co teraz powinnam zrobić, wtula się we mnie i szlocha wprost w moją malachitową sukienkę. Obejmuję ją i głaszczę kojąco po plecach. Myślę, że właśnie tego bym potrzebowała, gdybym przeżyła miłosny zawód. Żeby ktoś po prostu mnie wysłuchał i uspokoił. Właściwie to potrzebuję tego dokładnie teraz, ale przygryzam wargę i staram się pozbyć Michaela ze swojej głowy. Nie próbuję pocieszać Leah, bo intuicja podpowiada mi, że to się nie uda. Żadne słowa nie będą w stanie ukoić jej bólu.
    - Powiedziałaś mu, że go kochasz? - Nadal głaszczę ją po plecach, ale dochodzę do wniosku, że sensownie będzie wreszcie coś powiedzieć.
    Czuję, jak kręci głową, bo ociera się przy tym o moją sukienkę. Kiedy siada, jej naelektryzowane włosy jeszcze przez chwilę pozostają do niej przyklejone. Wygląda jak uosobienie nieszczęścia.
    - Chciałam to zrobić, ale czułam, że coś jest nie tak. Odkąd zaczął się turniej, często gdzieś znikał, pisał esemesy i nie mówił, do kogo... A dzisiaj przedstawił mi ją na obiedzie.
Naszą rozmowę przerywa jej kolejny wybuch płaczu. Na początku niecierpliwi mnie to. Mam ochotę potrząsnąć nią i powiedzieć, że żaden facet nie jest wart jej łez, ale potem przypominam sobie, że chwilę wcześniej sama kilka uroniłam z powodu Michaela i nim zdążę się zorientować, płaczę razem z nią.
    - Myślę, że i tak powinnaś mu to powiedzieć. Że go kochasz. Może to by coś zmieniło – mówię ostrożnie, gdy na nowo udaje jej się uspokoić.
    Znów śmieje się tym pozbawionym wesołości śmiechem i kręci przy tym głową. Jej oczy jeszcze bardziej opuchły od płaczu i zastanawiam się, czy widzi cokolwiek.
    - Zmieniłoby tylko tyle, że zacząłby mnie trzymać na dystans. Mówiłam ci już, że wolę mieć go jako przyjaciela niż nie mieć go wcale.
    Nie mogę się już dłużej powstrzymywać, słysząc te słowa. Tak bardzo pasują do moich uczuć wobec Michaela. Próbowałam zerwać z nim kontakt, ale to się nie udało. Po prostu go potrzebuję i do tej pory myślałam, że wystarczy mi jego obecność w moim życiu jako przyjaciela. Teraz już nie jestem tego taka pewna. Głos rozsądku podpowiada mi, że powinnam się od niego odciąć, nim sprawy zajdą za daleko, ale już samo myślenie o tym sprawia mi ból nie do zniesienia. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie, że mogłabym teraz tak zwyczajnie z nim rozmawiać, jakby ten pocałunek nie miał miejsca. Mam wrażenie, że utknęłam w sytuacji bez wyjścia. Jakkolwiek nie postąpię, ktoś zostanie zraniony. Muszę oderwać długi kawałek papieru toaletowego, bo łzy wymieszane z tuszem i cieniem do powiek już zaczynają skapywać na moją sukienkę. Kiedy świat odzyskuje w moich oczach wyraźne kontury, zauważam zdezorientowanie malujące się na twarzy Leah.
    - Coś się stało? - pyta.
    - Nie – odpowiadam pospiesznie, zapominając, że przecież przyszłam tu po to, żeby się wyżalić.
    - Może nie jestem w najlepszej formie, ale przecież wiem, że nie płakałabyś tak z mojego powodu. Chodzi o Michaela?
    Nawet ze złamanym sercem potrafi być spostrzegawcza. A ja czuję, że nie będę w stanie powiedzieć jej o wszystkim na trzeźwo.
    - Masz może ochotę na wino?
    Miło jest wreszcie widzieć jej uśmiech. Szkoda tylko, że nie sięga on jej oczu, które wciąż pozostają smutne.
    - Nawet nie wiesz, jak wielką.
    To mi wystarczy. Sięgam po hotelowy telefon i zamawiam butelkę czerwonego wina. Chwilę później zostaje nam ona dostarczona przez jakiegoś uprzejmego chłopaka, który udaje, że nie wzrusza go widok dwóch zapłakanych kobiet spędzających noc sylwestrową w odosobnieniu. Daję mu duży napiwek, żeby jakoś wynagrodzić mu to, że spędza ten wieczór w pracy zamiast na imprezie ze znajomymi.
    Mój ojciec chyba złapałby się za głowę, gdyby zobaczył, w jaki sposób piję wino. Nie delektuję się nim, tylko przełykam pospiesznie, niemal nie czując jego smaku. Po dwóch kieliszkach jestem w stanie zacząć mówić. Przyjemne ciepło dodaje mi śmiałości. Opowiadam Leah o moich rozterkach, o prezencie bożonarodzeniowym, o tym, że nikt nie rozumie mnie tak jak Michi i przy nikim nie czuję się tak dobrze. Dodaję, że Lucas wciąż mnie zbywa, a jeśli już poświęca mi więcej czasu, to nie sprawia mi to takiej radości, jak powinno. Teraz to ona obejmuje mnie i ociera moje łzy resztką papieru toaletowego. Mam nadzieję, że słuchanie o moich problemach choć na chwilę odciągnie jej myśli od Andreasa.
    - I właśnie przed chwilą mnie pocałował – tymi słowami kończę swoją opowieść.
    - O Boże – niechcący wyrywa jej się z ust. - Wiedziałam, że to się tak potoczy.
Wlewam resztkę wina do kieliszka, żeby nie musieć patrzeć na jej twarz. Potrzebowałam komuś o tym powiedzieć, ale teraz boję się, że mnie nie zrozumie, że nie zobaczy we mnie dziewczyny zagubionej w burzy własnych uczuć, ale zwykłą sukę, która znudziła się swoim narzeczonym i szuka rozrywki kosztem Michaela. Dlatego cieszę się, kiedy ponownie mnie przytula i nie mówi nic, co sprawiłoby, że poczułabym się gorzej.
    - Nie wiem, co teraz robić.
    Kiedy to mówię, uświadamiam sobie, że wcale nie przyszłam do Leah tylko po to, żeby jej się wyżalić. Liczę na to, że pomoże mi w podjęciu jakiejś decyzji. Nigdy nie umiałam robić tego samodzielnie. Zawsze potrzebuję czyjejś aprobaty, zanim postanowię coś zrobić. A teraz nie mam nawet konkretnego planu działania, który Leah mogłaby zaakceptować. Po prostu modlę się, żeby wyręczyła mnie w szukaniu wyjścia z tej sytuacji.
    - Chyba przede wszystkim powinnaś się zastanowić, czy w ogóle chcesz być z Lucasem. - To nie są słowa, które chciałabym usłyszeć.
    - Oczywiście, że chcę – odpowiadam bez zastanowienia.
    Leah unosi pytająco brew. Zwykle ten gest w jej wykonaniu jest pełen gracji, ale teraz efekt psują zapuchnięte oczy i zaczerwieniona twarz.
    - I dlatego tak chętnie całujesz się z innym facetem? Lisa, kogo ty chcesz oszukać?
    Nie odpowiadam. Chwytam telefon i zamawiam kolejną butelkę wina, co Leah komentuje głośnym westchnięciem dezaprobaty.
    - No co? Przecież chciałaś się napić – zauważam z przekąsem.
    - To było zanim się dowiedziałam, jaki jest twój problem.
    - A potrafisz wymyślić jakieś rozwiązanie na trzeźwo? - Przewraca oczami, dlatego dodaję – No właśnie.
    Ale kolejne kieliszki wina również nie pomagają. Jedyny plus jest taki, że mętlik w mojej głowie urósł do rozmiarów potężnego chaosu i ciężko jest mi się teraz skupić na jednej myśli. Dzięki temu nie jestem w stanie dłużej zastanawiać się nad swoim życiem i trochę mi lżej. Nasza rozmowa zeszła z powrotem na temat Andreasa. Leah wyzywa go od najgorszych, tylko po to, żeby po chwili przyznać, że i tak jest najukochańszy i najwspanialszy na świecie. I tak w kółko, aż do momentu gdy na niebie pojawiają się pierwsze fajerwerki. Z trudem podnoszę się z podłogi i przemierzam pokój, żeby dojść do okna. Wspomagam się chwytaniem po drodze przypadkowych, bliżej niezidentyfikowanych przedmiotów. Odchylam firankę i przyglądam się ogrodowi oświetlonemu przez wybuchające na niebie sztuczne ognie. Mój pocałunek z Michim wydaje się teraz tak odległym wspomnieniem, że zastanawiam się, czy w ogóle do niego doszło.
    - Nie ma to jak zajebisty początek Nowego Roku. - Stojąca obok Leah unosi butelkę wina w geście toastu i upija z niej duży łyk. Nawet nie zauważyłam, kiedy do mnie podeszła.
    - Jaki sylwester, taki cały rok. - Te słowa śmieszą mnie tak bardzo, że zaczynam chichotać. Najpierw cicho, a potem coraz głośniej. Leah patrzy na mnie jak na idiotkę, ale po chwili również zaczyna się śmiać i prawie wylewa resztkę wina na podłogę pokrytą jasnymi panelami.
    Kiedy jakiś czas później wychodzę z jej pokoju, muszę chwilę pomyśleć, zanim przypominam sobie, w którą stronę powinnam iść, żeby wrócić do siebie. Pierwsze postawione przeze mnie kroki są bardzo chwiejne. Kolejne również, bo nawet zdjęcie szpilek nie pomaga. Idę, przytrzymując się ściany i jestem za bardzo pijana, by modlić się o to, żeby nikt mnie nie zobaczył. Czkawka, której stałam się ofiarą, dodatkowo utrudnia mi wędrówkę. Na szczęście nawet bez modlitw nie spotykam nikogo. Po długim wysiłku docieram do drzwi pokoju i nieudolnie próbuję je otworzyć za pomocą karty. Wreszcie poddaję się i zaczynam rytmicznie w nie stukać z nadzieją, że Lucas już jest w środku. Gdy słyszę jego kroki po drugiej stronie, pierwszy raz jestem wdzięczna losowi za to, że postawił na mojej drodze mężczyznę, który nawet w sylwestra nie jest skory do długiego imprezowania i wraca do pokoju chwilę po północy.
    - Lisa? Gdzie ty się podziewałaś?
    Nie wiem, czy jest bardziej zły o to, że zniknęłam na tak długo, czy zdziwiony tym, że pukam do drzwi własnego pokoju, a nieodłączne szpilki trzymam w rękach, zamiast mieć je założone na nogach. Odpycham go delikatnie, żeby móc wejść do środka.
    - Moja karta chyba jest zepsuta – oświadczam, przechodząc obok niego.
    Bezwiednie opuszczam torebkę i szpilki, które uderzają o podłogę z głośnym trzaskiem, a sama opadam na łóżko. Lucas już po chwili zjawia się przy mnie i zabiera kartę, którą trzymam między wskazującym, a środkowym palcem prawej dłoni.
    - To karta płatnicza. Równie dobrze mogłaś mówić do drzwi Alohomora.
    Jedynym plusem tej sytuacji jest to, że w jego głosie słychać niedowierzanie, ale nie zdegustowanie. Mimo tego i tak doświadczam napadu śmiechu, którego długo nie mogę zatrzymać. Wiję się na łóżku, jakby ktoś chciał załaskotać mnie na śmierć. Szczególnie bawi mnie czkawka, która co jakiś czas przerywa mój śmiech, przez co brzmię, jakbym się dusiła.
    - Dowiem się wreszcie, gdzie byłaś? - Lucas ponawia swoje pytanie, gdy już udaje mi się uspokoić.
    - U Leah – odpowiadam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
    Przypominam sobie, że sporą część wieczoru spędziłam na wylewaniu łez i myślę, że dobrym pomysłem będzie zmycie resztek makijażu. W tym celu wstaję z łóżka, powoli, żeby nie narazić się na jeszcze większe zawroty głowy i kieruję się do łazienki. Lucas podąża za mną niczym cień.
    - Dlaczego u Leah, a nie na przyjęciu?
    Nie udaje mi się stłumić szyderczego prychnięcia. Obok swojej zarumienionej twarzy widzę w lustrze jego pytające spojrzenie, dlatego czuję się zobowiązana do udzielenia mu wyjaśniania.
    - Poważnie? Olewałeś mnie przez cały wieczór, więc to chyba nie dziwne, że sobie stamtąd poszłam.
    - Olewałem cię przez cały wieczór? - Albo tak dobrze udaje zaskoczonego, albo ja jestem za bardzo pijana, żeby dosłyszeć się jakiejkolwiek nuty fałszu w jego głosie.
    - Tak. Zresztą, nie pierwszy raz.
    Przemywam twarz zimną wodą, ale to nie przywraca mojemu umysłowi jasności. Naprawdę musiałam się aż tak upić, żeby móc z nim porozmawiać o tym, co dręczy mnie już od miesięcy?
    - Znowu zaczynasz? Myślałem, że już to sobie wyjaśniliśmy.
    Zaciskam dłonie na brzegu umywalki. Dobrze, że stoję tyłem do niego, bo nie chcę, żeby widział łzy, jakimi wypełniają się moje oczy. Nie powinnam pić, skoro nie potrafię później zapanować nad własnymi emocjami.
    - Niczego sobie nie wyjaśniliśmy – mówię przez ściśnięte gardło. Chcę brzmieć poważnie, ale uniemożliwia mi to czkawka, która już dawno przestała mnie śmieszyć. - Zachowujesz się, jakbyś był ze mną tylko na pokaz. I dbasz o mnie mniej, niż o swoje auto.
    Słyszę, jak za moimi plecami robi głęboki wdech. Zbieram się na odwagę i ostrożnie spoglądam w lustro. Lucas opiera się jedną ręką o futrynę drzwi, a drugą nerwowym ruchem przeciera czoło. Gdy odzywa się po upływie kilku sekund, brzmi już znacznie łagodniej.
    - Chyba za dużo wypiłaś – stwierdza.
Tego jest już dla mnie za wiele. Zaczyna się od łez, których zbiera się pod moimi powiekami za dużo, bym mogła odgonić je mruganiem, a potem dochodzi do nich cichy szloch. Czuję się taka bezradna. Pierwszy raz od dawna mówię mu o swoich uczuciach, a on bagatelizuje sprawę. Owszem, jestem pijana, ale nie na tyle, by nie być świadomą tego, o czym mówię. I tego, jak żałośnie muszę wyglądać, chwiejąc się przy umywalce i trzymając się jej kurczowo, żeby nie upaść. Ten widok porusza nawet nieczułe serce Lucasa, bo niespodziewanie kładzie ręce na moich ramionach i głaszcze je delikatnie.
    - Hej, nie płacz... Nie płacz, proszę cię – szepcze kojąco.
    Chyba właśnie ten łagodny ton i subtelny dotyk sprawia, że odrywam dłonie od umywalki, obracam się i przytulam do niego. Chowam twarz w jego koszuli, co musi być dla niego nieprzyjemne, zważywszy na to, że jest mokra od łez i wody, ale mimo tego nie odsuwa mnie od siebie, a obejmuje jeszcze mocniej. Tego właśnie było mi trzeba. Żeby po prostu poświęcił mi trochę swojej uwagi.
    - Chodź spać. Porozmawiamy o tym rano.
    Kiwam potakująco głową, ale jest mi tak przyjemnie w tej pozycji, że przez długą chwilę w ogóle się nie ruszam. Wreszcie Lucas bierze mnie na ręce, wynosi z łazienki i ostrożnie sadza na łóżku.
    - Zdejmij chociaż sukienkę, żeby się nie pogniotła – mówi, kiedy zauważa, że zamierzam już się położyć.
    Ma rację. Podnoszę się i nieporadnie ściągam ubranie. W takim stanie nawet w bieliźnie Victoria's Secret nie wyglądam kusząco i ponętnie. Mam ochotę wejść pod kołdrę nago, żeby nie musieć się męczyć z koszulką nocną, ale ta za sprawą Lucasa niespodziewanie pojawia się w moich rękach, więc posłusznie ją zakładam. Z ulgą kładę się na łóżku i zasypiam, nim Lucas zdąży zgasić światło.
    Gdy budzę się rano, na szafce przy łóżku już stoi szklanka wody i tabletki przeciwbólowe. Nie muszę się długo zastanawiać nad tym, co robiłam w nocy, bo ból głowy natychmiast mi przypomina. Wiem jednak, że moja wizyta u Leah nie może być źródłem dziwnego ucisku w brzuchu, który daje mi do zrozumienia, że wydarzyło się coś jeszcze. Co robiłam, zanim do niej poszłam? Wpatruję się w sufit i myślę intensywnie.
    - O kurwa – jęczę cichutko, gdy przed moimi oczami pojawia się obraz Michaela.
    Naciągam kołdrę aż po sam czubek głowy i postanawiam, że pozostanę w tym ukryciu aż do końca świata i o jeden dzień dłużej. Albo przynajmniej do południa, dopóki wszyscy skoczkowie, w tymi Michi, nie opuszczą hotelu. Kac nie jest jedynym powodem, dla którego nie schodzę na śniadanie. Nie chcę go widzieć. Nie czuję się gotowa na to, by spojrzeć mu w oczy. Gdy tak rozmyślam w samotności, łatwo jest mi stwierdzić, że powinnam jeszcze raz go przeprosić i wyjaśnić, że to była tylko chwila słabości, ale boję się, że będąc przy nim, nie starczy mi siły, by to zrobić. Chcę więcej takich spojrzeń, więcej takich pocałunków i jestem za to na siebie wściekła.
    Lucas pyta, jak się czuję i zgrywa beztroskiego, ale wiem, że ma w pamięci moje wczorajsze słowa i zdaje sobie sprawę z tego, że prędzej czy później będziemy musieli do tej rozmowy wrócić. Ale teraz nawet ja nie mam na to ochoty. Jedyne, czego chcę, to cofnąć czas i nie wychodzić do ogrodu z Michaelem. Nawet perspektywa wysłuchiwania medycznych wywodów przez cały sylwestrowy wieczór jest lepsza, niż te wyrzuty sumienia rozmiarów góry lodowej, które teraz nie dają mi spokoju. Zamykam się w łazience, żeby nie musieć rozmawiać z Lucasem, ale wkrótce muszę z niej wyjść, bo mój prysznic zaczyna trwać podejrzanie długo. Kładę się z powrotem w łóżku i udaję, że śpię, dopóki mój narzeczony nie wyjeżdża na konkurs. Dopiero gdy zostaję sama w pokoju, zbieram się na to, by wyjąć telefon z torebki, którą Lucas podniósł z podłogi i położył na biurku. Tak jak się spodziewałam, gdy tylko odblokowuję ekran, wita mnie informacja o dwóch nieodebranych połączeniach i jednej nieodczytanej wiadomości od Michaela.

Michi
Wszystko w porządku? Odezwij się, proszę.

   Odezwij się. A co chciałby ode mnie usłyszeć? Nie mam mu do powiedzenia nic, co go ucieszy. Cholera jasna, co mnie podkusiło, żeby rozwijać tę znajomość, skoro od samego początku wiedziałam, że to się tak może skończyć? Cóż, teraz chyba jest już za późno, żeby się nad tym zastanawiać. Nie odpisuję i nie oddzwaniam, bo nie chcę go rozpraszać przed konkursem. Zamiast tego piszę do Leah z pytaniem, jak się czuje. Szybko dostaję odpowiedź.

Leah
Okropnie, ale w przeciwieństwie do Ciebie, nie mogłam zostać w hotelu. Ten dupek myśli, że skoro już mi ją przedstawił, to może o niej gadać cały czas. Zabij mnie, bo jeśli Ty tego nie zrobisz, to sama się powieszę.

   Martwię się tymi słowami, bo po wczorajszej nocy obawiam się, że mogą nie być żartem. Odpisuję, że nie warto, bo jeśli się zabije, to nie zobaczy ich rychłego zerwania. To chyba pomaga, bo w następnym esemesie nie kontynuuje tematu Andreasa, ale pyta, czy już rozmawiałam z Michaelem. W odpowiedzi ograniczam się do krótkiego Nie.

Leah
Ale wiesz, że w końcu i tak będziesz musiała to zrobić?
Lisa
Wiem. Po prostu nie chciałam rozpraszać go przed konkursem.
Leah
Za późno. Mogłaś o tym pomyśleć, zanim go pocałowałaś.
Lisa
Bardzo źle wygląda?
Leah
Znasz ten obrazek "Gdy słuchając muzyki wyglądam przez okno i udaję że gram w teledysku..."? Właśnie tak wygląda.

   Przygryzam wargę i odrzucam telefon na drugi koniec łóżka. Mogłam o to nie pytać. Teraz przez najbliższe kilka godzin będę się martwiła, że nie pójdzie mu w konkursie, a jeśli straci pozycję lidera w klasyfikacji generalnej turnieju, będę się czuła temu winna.
    Początkowo nie zamierzam oglądać konkursu, ale nic, co robię, nie jest w stanie zająć moich myśli, więc ostatecznie włączam telewizor. Zamawiam do pokoju sałatkę na lunch, albo raczej późne śniadanie, bo chociaż nie mam ochoty na jedzenie, to jestem już trochę głodna. W takim towarzystwie oglądam pierwsze skoki zawodników, których w ogóle nie znam i z każdym kolejnym denerwuję się coraz bardziej. Od czasu do czasu kamera pokazuje Michiego, a nawet jego rodziców, a wtedy w moim gardle pojawia się gula rozmiarów pięści, utrudniająca oddychanie. Po skoku Stefana moje nerwy są już tak zszargane, że mam ochotę wyłączyć telewizor. Powstrzymuję się jednak przed tym i wytrwale oglądam dalej. Kiedy na belce wreszcie zasiada Michael, moje serce bije tak szybko, jakbym właśnie zakończyła żywą wymianę w czasie meczu w tenisa. Ląduje w okolicach linii wyznaczającej rozmiar skoczni, a ja czuję się jak przekłuty balon, z którego uchodzi powietrze. Opadam na łóżko. Mija chwila, nim udaje mi się dojść do siebie. Nie patrzę na powtórkę jego skoku, ani na zbliżenie na jego postać w trakcie oczekiwania na noty sędziów. Wracam do pozycji siedzącej dopiero wtedy, gdy na belce zasiada kolejny zawodnik. Michael nie prowadzi po pierwszej serii, ale i tak jestem już spokojniejsza. Naprawdę bałam się, że emocje mogą źle na niego wpłynąć, lecz widocznie potrafi zapominać o nich na skoczni. Nic dziwnego, w końcu jest sportowcem prezentującym najwyższy światowy poziom. Podczas drugiej serii również się denerwuję, ale na szczęście tym razem moje męki trwają krócej. Michi kończy konkurs na trzecim miejscu i zdaje się, że ten wynik go zadowala, zwłaszcza, że udaje mu się utrzymać na pozycji lidera turnieju. Wyłączam telewizor w o wiele lepszym nastroju, niż go włączałam. Mój humor szybko jednak ulega pogorszeniu, kiedy uświadamiam sobie, że najwyższy czas odezwać się do Michaela. Biorę do ręki telefon, ale zamiast napisać wiadomość, jedynie przekładam go między palcami. Nie wiem, od czego zacząć. Pogratulować mu występu, czy może od razu zaproponować czas i miejsce spotkania? Przechadzam się po pokoju w poszukiwaniu natchnienia. Może najpierw powinnam się ogarnąć, skoro już wkrótce Lucas ma wrócić. Z nim też będę musiała przeprowadzić poważną rozmowę. Zaczynam od przebrania się w ciemnoszary kaszmirowy sweter i dżinsy, bo do tej pory cały czas miałam na sobie koszulkę nocną i satynowy szlafrok. Potem rozczesuję włosy, ponieważ nie zrobiłam tego jeszcze po porannym prysznicu. Po tych czynnościach mój wygląd zewnętrzny, w przeciwieństwie do samopoczucia, prezentuje się dużo lepiej. Właśnie zamierzam po raz drugi spróbować napisać wiadomość do Michaela, gdy mój telefon powiadamia mnie o przyjściu esemesa.

Michi
Naprawdę mam Ci coś do powiedzenia.

    To nie brzmi dobrze. Wzdycham ciężko. Jakby nie patrzeć, kolejną wiadomością trochę ułatwił mi sprawę. Mogę po prostu ograniczyć się do wyboru czasu i miejsca.

Lisa
Mogę przyjść do Ciebie za pół godziny, o ile Stefan nie będzie miał nic przeciwko.

    Drugą część zdania dodaję po namyśle, właściwie bardziej z grzeczności, bo jestem pewna, że Stefan zawsze ma coś przeciwko każdemu mojemu spotkaniu z Michaelem. Zastanawiam się, czy rozmawiają o mnie, a jeśli tak, to w jaki sposób Kraft się o mnie wypowiada. Czy otwarcie daje do zrozumienia Michiemu, że uważa mnie za poważną konkurencję?
   O Boże, znowu te głupie myśli. Stefan kocha Marisę, przecież widziałam ich razem na własne oczy, więc o co chodzi?

Michi
Okej, czekam.

    Wychodzę z pokoju już teraz, żeby przed spotkaniem z Michaelem nie widzieć się z Lucasem. Nie bardzo wiem, dokąd mogłabym pójść, więc po prostu siadam na schodach prowadzących na piętro wyżej, bo nikt z naszego Teamu nie ma tam pokoju. Dla zabicia czasu przeglądam Facebooka i Instagrama. Zastanawiam się jak zareagowaliby moi znajomi, gdybym nagle usunęła ze swoich profili zdjęcia z Lucasem, a na ich miejsce dodała zdjęcia z Michaelem. Niespodziewane zerwania, szczególnie takie na kilka miesięcy przed ślubem, to zawsze sensacyjne wydarzenia. Tym bardziej, jeśli w grę wchodzi ukryty romans jednej ze stron. A romans ze znanym sportowcem... Gdyby już doszło do takiej sytuacji, że Lucasa zamieniłabym na Michaela, musiałabym wyjechać na Wyspy Wielkanocne, albo na Grenlandię, żeby odciąć się od zbulwersowanych tą sprawą znajomych. Samo usunięcie kont z portali społecznościowych chyba na niewiele by się zdało.
    Ale o czym ja w ogóle myślę? Przecież już postanowiłam, że moja rozmowa z Michaelem będzie miała na celu tylko i wyłącznie przywrócenie czysto przyjacielskich stosunków. O ile moja podświadomość znowu mnie nie zawiedzie i nie okaże się być zdrajczynią.
    Źle się czuję z tym, że będziemy rozmawiali w jego pokoju. Wolałabym spotkać się na neutralnym gruncie, ale problem w tym, że w hotelu nie ma miejsca, które byłoby neutralne, a zarazem zapewniało nam prywatność. Oczywiście moglibyśmy przejść się do ogrodu, ale wspomnienia tego, co się tam wydarzyło, były jeszcze zbyt żywe. Nie chcę myśleć, co by się stało, gdyby doszło do powtórki ze wczoraj. Nie wiem, czy znów dałabym radę oprzeć się pokusie i od niego odejść. Z drugiej strony, jeśli dojdzie między nami do czegoś w zamkniętym pokoju, to może być o wiele gorzej... Ale to miejsce nie nosi śladów naszych pocałunków, a poza tym zamierzam trzymać ręce przy sobie i liczę na to, że Michael też.
    Punktualnie zjawiam się przed drzwiami jego pokoju i pukam w nie nieśmiało. Czuję się, jakbym szła na rozmowę kwalifikacyjną, albo jakiś egzamin. Wycieram spocone dłonie w nogawki dżinsów. Gdy kończę, drzwi otwierają się, a moim oczom ukazuje się Michael. Ma na sobie t-shirt z wizerunkiem Dartha Vadera i szare dresowe spodnie, a mimo tego i tak wygląda świetnie. Jedno spojrzenie na niego, a już mam ochotę go pocałować. I to by było na tyle, jeśli chodzi o mój misterny plan. Przygryzam wargę, ale przypominam sobie, jak skończyła Anastasia Steele i natychmiast przestaję to robić.
    - Hej. - Na jego twarzy pojawia się cień uśmiechu, co dodaje mi trochę otuchy.
    - Hej – odpowiadam.
    Robi mi miejsce w drzwiach, więc wchodzę do środka. Ten pokój dużo nie różni się od innych, w których mieszkali poprzednio. Te same rzeczy, tylko może trochę inne ułożenie mebli. Pierwszy raz zastanawiam się, jak wygląda mieszkanie Michaela. Na pewno jest urządzone w nowoczesnym stylu, ale bardziej zabałaganione i nie tak luksusowe, jak mieszkanie Lucasa.
    Siadam na fotelu, bo wolę trzymać się z daleka od łóżka. Tak na wszelki wypadek. Michael przez chwilę rozgląda się po pomieszczeniu, drapiąc się przy tym w tył głowy. Wreszcie krzywi się i mówi:
    - Zaproponowałbym ci coś do picia, ale mam tylko Red Bulla. Chcesz?
    - Nie, dzięki – odpowiadam. Moje tętno jest wystarczająco wysokie nawet bez energetyków. Melisa byłaby tu bardziej na miejscu.
    - Tak myślałem. Ale mogę coś zamówić. Na co masz ochotę?
    Mam ochotę na to, żeby zanurzyć palce w twoich włosach i znów cię pocałować. Och, co za męczarnia. Nie chcę nic pić tutaj, chcę załatwić to szybko i zejść do baru, żeby tam zamówić kilka drinków.
    - Niczego mi nie trzeba, naprawdę – zapewniam.
    Kiwnięciem głowy oświadcza, że przyjął to do wiadomości. Jest wyraźnie spięty. Po tej swobodnej atmosferze, jaka zwykle panowała w czasie naszych spotkań, nie ma już śladu. Siada na krańcu łóżka Stefana, naprzeciwko mnie. Nasze kolana prawie się ze sobą stykają. Prostuję się na fotelu i przyciągam nogi bliżej siebie. Staram się zrobić to dyskretnie, ale nie ucieka to jego uwadze. Uśmiecha się krzywo i chrząka nerwowo. Unika mojego spojrzenia. Wbija wzrok w rzeczy Stefana wysypujące się z granatowej torby.
    - Michael... - Decyduję, że powinnam zabrać głos jako pierwsza, ale zacinam się, bo nie bardzo wiem, co powiedzieć. Od rana układałam sobie w głowie różne wersje tego przemówienia, ale teraz wszystkie po prostu uciekły. Tak jak myślałam – cały mój misterny plan poszedł się walić.
    - Poczekaj. - Unosi dłoń, zupełnie tak, jakbym miała zamiar stąd wyjść, a on chciał mnie zatrzymać. - Dobrze wiem, co chcesz mi powiedzieć, dlatego pozwól, że to ja zacznę.
    Patrzy na mnie pytająco, jakby czekał na aprobatę, dlatego lekko kiwam głową. Widząc to, robi głęboki wdech, ale nim znów zaczynie mówić, niecierpliwym ruchem odgarnia opadające na twarz włosy.
    - Przeprosiłaś mnie wczoraj i najpierw myślałem, że powinienem zrobić to samo, ale potem zrozumiałem, że nie chcę przepraszać i nie chcę też twoich przeprosin. Nie chcę, żebyś czuła się winna. Nie chcę, żebyś traktowała mnie, jak pokrzywdzonego tą sytuacją. Prawda jest taka, że już od dawna myślałem tylko o tym, żeby cię pocałować, ale nie spodziewałem się, że zareagujesz w ten sposób. Nie wiem, czemu, bo przecież to było do przewidzenia.
    Znów uśmiecha się kwaśno, a ja czuję się tak, jakby ktoś uderzył mnie pięścią w brzuch. To nie jest mój wyrozumiały Michi, ale poniżony mężczyzna, zmęczony gierkami kobiety, której padł ofiarą. Otwieram usta, żeby zaprzeczyć temu, co powiedział, żeby zapewnić, że nie chciałam potraktować go w ten sposób, ale słowa zamierają mi w gardle.
    - Miałem nadzieję, że może coś się w tobie obudzi, ale tymi przeprosinami i szybkim odejściem sprowadziłaś mnie na ziemię. Nie chcę burzyć wszystkiego w twoim idealnym życiu. Obiecuję, że nie będę ci dłużej przeszkadzał.
    Te słowa bolą nie tylko ze względu na swoje znaczenie, ale też przez sposób, w jaki je wypowiada. Jest spokojny, ale nie obojętny. Widać po nim, że z trudem przechodzą mu przez gardło. To uświadamia mi, jak bardzo mu na mnie zależy, przez co czuję się jeszcze gorzej. Nie chcę go stracić. Wolę mieć go jako przyjaciela, niż nie mieć go wcale.
    - Michi, to nie tak... - Nachylam się, żeby chwycić jego dłonie, które trzyma złożone na kolanach, ale pospiesznie je odsuwa.
    - A jak? - Podrywa się z łóżka i szybkim krokiem odchodzi w drugi koniec pokoju.
    Patrzę na to z niepokojem. Nie wiem, czy powinnam podejść do niego, czy zostać na swoim miejscu. Wybieram drugą opcję, bo jest bezpieczniejsza. Nerwowo wykręcam palce dłoni. Powoli dociera do mnie, że jeśli nic nie zrobię, stracę go na zawsze. Stoi tyłem do mnie i mija dłuższa chwila, nim odwraca się, by znów zacząć mówić.
    - Jestem już zmęczony tym ciągłym udawaniem, że taka relacja między nami mi pasuje. Nie wiem, co musiałbym zrobić, żebyś go dla mnie zostawiła. Gdybyś to zrobiła... Jedno twoje słowo, a byłbym w stanie rzucić dla ciebie wszystko... - Znów uśmiecha się kwaśno, po czym głośno prycha. - Kurwa, jestem żałosny. I tak tego nie zrobisz, więc może po prostu stąd wyjdź.
    Pod wpływem emocji podrywam się z fotela i natychmiast dociera do mnie, że to była zła decyzja. Kręci mi się w głowie, jest mi słabo i mam wrażenie, jakbym zaraz miała stracić grunt pod nogami. Wiem, że nie chciał tego zrobić, ale zranił mnie i to mocno. Jasno dał do zrozumienia, że uważa mnie za pustą panienkę, która przy wyborze narzeczonego patrzyła tylko na jego pieniądze i pozycje społeczną, a teraz z tych samych powodów, dla których się z nim związała, nie chce go zostawiać. Jak mogłam sądzić, że myśli o mnie inaczej? Że nie widzi we mnie wyrachowanej suki, ale zagubioną dziewczynę?
    Najgorsze jest to, że ma rację. Nie mogę się na niego wściekać, nie mogę na niego nakrzyczeć za to, że oskarża mnie o płytkie myślenie, bo wtedy wyszłabym na hipokrytkę. To prawda, nie zostawię dla niego Lucasa. Nie zrobię tego, choćby nie wiem, jak bardzo kusiły mnie jego usta i błękitne spojrzenie. A przecież już od dawna wiem, że gdyby do tego doszło, on byłby w stanie zrobić dla mnie wszystko. Jestem pewna, że jedno moje kiwnięcie palcem wystarczyłoby, aby rzucił w cholerę skoki i wyjechał ze mną na drugi koniec świata. Problem w tym, że nie wiem, jak długo by to trwało. Byłby mną zafascynowany przez miesiąc, dwa, może sześć, a co potem? Nigdy nie byłam osobą lubiącą ryzyko. Zawsze w życiu stawiam na sprawdzone rozwiązania, bo cenię sobie stateczność i bezpieczeństwo. A wszystko to może mi dać jedynie Lucas. Zbyt wiele mam do stracenia.
    Owszem, mogłabym go teraz zapewniać, że to nie tak, że zależy mi na nim i po prostu potrzebuję trochę czasu. Nie uwierzyłby mi, lecz całkiem możliwe, że nie byłby w stanie ponownie kazać mi się stąd wynieść. Ale czy byłabym w stanie nadal go szanować, gdyby tak się pode mną ugiął niczym stary pantoflarz? Za bardzo go cenię, żeby stawiać go w takiej sytuacji. Dlatego rzucam mu ostatnie spojrzenie, którego nawet nie widzi, bo znów stoi plecami do mnie, po czym obracam się i wychodzę. Mam ochotę powiedzieć coś jeszcze, ale nie robię tego, bo już skrzywdziłam go wystarczająco.
    Wiem, że postępuję słusznie, więc w takim razie skąd te łzy, które nagle gromadzą się pod moimi powiekami? Przecież tego właśnie chciałam, prawda? Michael sam zaproponował rozwiązanie, które wydawało mi się najlepsze, a ja nawet nie musiałam silić się na otwarcie ust. Wolę mieć go jako przyjaciela, niż nie mieć go wcale. Problem w tym, że nie można zjeść ciastka i mieć ciastka.
    Ocieram łzy rękawem swetra i zaciskam zęby. Nie będę znowu płakać. Powinnam się cieszyć, że pozbyłam się problemu. I tak będzie. Zejdę do baru, wypiję drinka na rozluźnienie, a potem porozmawiam z Lucasem. Wszystko wróci do normy.
    Jak postanawiam, tak robię. Wypijam wódkę ze spritem, a potem zjadam czekoladową muffinkę, żeby Lucas nie wyczuł ode mnie alkoholu. Kiedy wchodzę do pokoju, rozmawia z kimś przez telefon. Silę się na uśmiech i jakby nigdy nic, siadam na łóżku i wyciągam z kieszeni spodni swojego smartfona. Przeglądam Instagrama, nie zważając na to, że wyświetlają się zdjęcia, które widziałam już przed chwilą.
    - Dawno wróciłeś? - pytam, gdy kończy rozmowę.
    - Może pół godziny temu. - Wzrusza ramionami.
    Patrzę na niego wyczekująco. Wiem, że on też chce już to mieć za sobą. I nie mylę się, bo po chwili wahania odkłada telefon na biurko i siada obok mnie.
    - Naprawdę czujesz się zaniedbywana?
Marszczy brwi w zabawny sposób, ale w tym momencie daleko mi do śmiechu. To, że naprawdę się zmartwił, jest jedyną dobrą rzeczą w zaistniałej sytuacji.
    - Tak – odpowiadam.
    Przechyla głowę i przygląda mi się ze smutnym uśmiechem. Wzdycha cicho, po czym obejmuje mnie ramieniem.
    - Przepraszam. Nie chciałem sprawić ci przykrości. - Delikatnie całuje mnie w czoło. - Wiesz, że cię kocham, prawda?
    Te słowa powinny mnie cieszyć. Przecież teraz wszystko wróci do normy – dogadałam się z Lucasem, a moja znajomość z Michaelem należy już do przeszłości. Próbuję się uśmiechnąć, ale utrudniają mi to gromadzące się pod powiekami łzy. Chcę powiedzieć mu, że ja też go kocham, ale te słowa nie przechodzą mi przez gardło. Wszystko to sprawia, że zamiast radości czuję tylko jeszcze większy smutek. Nic nie jest tak, jak być powinno.

*

Przepraszam za to, że musiałyście tak długo czekać. Pisałam już ostatnio, że miałam dużo pracy w szkole, a poza tym wróciłam do treningów (bieganie) i brak czasu bardzo mi się wdawał we znaki. Na pocieszenie mogę dodać, że Wasze czekanie nie poszło na marne. Między innymi ostatni sprawdzian z matmy napisałam na 5, dzięki czemu moja średnia podniosła się do 4,51, co sprawiło, że na koniec semestru dostałam również 5. Z matmą w tym roku chyba najbardziej się zmagam, więc traktuję to jako taki mój mały sukces.
Długo mnie tu nie było i z tego powodu mam Wam dużo do powiedzenia. Przede wszystkim - wreszcie zaczęły mi się ferie, więc postaram się jak najszybciej nadrobić zaległości u Was. Część rozdziałów już przeczytałam, na przykład w szkole, albo w drodze między szkołą a domem, ale nie komentowałam, bo chciałam się skupić na pisaniu.
Muszę też poruszyć temat Pucharu Świata w Zakopanem. To były pierwsze konkursy, jakie oglądałam na żywo i w sumie wszystkie moje opinie i odczucia sprowadzają się do jednego stwierdzenia - to było świetne i zdecydowanie polecam Wszystkim, którzy jeszcze nie mieli okazji brać udziału w czymś takim. Ok, to tyle. Ograniczę się do minimum, bo nie chcę Was zanudzać. Jeśli obserwujecie mnie na Twitterze, to już i tak pewnie widziałyście moje pełne emocji tweety.
Podrzucam Wam link do mojego aska ---> KLIK którego założyłam tak właściwie specjalnie dla Was, bo widzę, że nie jesteście skore do pisania komentarzy, a może macie do mnie jakieś pytania odnośnie bloga, opowiadania, bohaterów, albo mnie samej. Jeszcze nie bardzo to wszystko ogarniam, ale jeśli macie ochotę, to śmiało możecie pytać. Postanowiłam też, że wydłużę tę ankietę na czas bliżej nieokreślony, bo chcę na bieżąco wiedzieć, ile Was jest. No właśnie, skoro już o tym mowa - ogromnie dziękuję za te wszystkie wyświetlenia <3 21 tysięcy, po prostu wow, wow, wow, sama w to nie wierzę. W życiu bym się nie spodziewała, że tyle osób zechce czytać moje opowiadanie. Jesteście niesamowite <3
To chyba tyle. Na koniec dodam, że następny rozdział na pewno ukaże się szybciej. I myślę, że przypadnie Wam do gustu. 
Życzę udanych ferii tym z Was, które już je mają, albo dopiero będą miały, a tym, które już musiały wrócić do szkoły, żeby jakoś to przetrwały. Do Wielkanocy już niedługo, a potem będzie z górki. Trzymajcie się ciepło!
Całuję ;*

27 komentarzy:

  1. Cudowny rozdzial, masz mega talent i swietny styl pisania :) tak sie ciesze że jest nastepny przeczytam go jeszcze pewnie ze sto razy :D i ciesze sie ogromnie ze kolejny bedzie szybko :D pozdrawiam i zycze udanych ferii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Postaram się napisać nowy tak szybko, jak tylko to będzie możliwe <3

      Usuń
  2. Heej!
    Jeju nawet nie wiesz jak ja często tu zaglądałam i czekałam na nowy rozdział *-*
    Jest cudny!
    Lisa zaczyna mnie trochę denerwować. Kiedy widzi Michiego najchętniej rzuciła by się na niego jak głodny na chleb, a ona cały czas ukrywa te swoje uczucie do niego. Jeju jakie porównania :D
    Mam nadzieję, że szybko zmądrzeje bo Michi nam się taki smutny zrobił. A to jest chyba najgorsze.
    Czekam na następny!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, w sumie to trafne porównanie. Spoko, nawet mnie ona w tym rozdziale zdenerwowała. Myślę, że życiowe ogarnięcie się powinno być jej postanowieniem noworocznym :))

      Usuń
  3. Hej :)
    Rozdział cudowny! Biedna Leah. Mam nadzieję, że Andreas się opamięta i będą żyć długo i szczęśliwie, haha :D
    Myślałam, że Lisa się otworzy i wyzna Michaelowi całą prawdę dotyczącą jej uczucia do Niego.
    Muszę przyznać, że po tym rozdziale w małym stopniu przekonałam się do Lucasa ;)
    Pisz szybciutko! Weny życzę,
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lucas zyskał sobie trochę sympatii - cel osiągnięty!
      Dziękuję za komentarz i do (oby szybkiego) napisania! ;*

      Usuń
  4. O mamunciu!♥Ale sie ciesze ze jest nowy rozdzial! :)Masz ogromny talent dziewczono! Rozdzial cudenko,oplacalo sie czekac :) Weny zycze i czekam na kolejny rozdzialik :))*.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udało mi się choć trochę Wam wynagrodzić to długie czekanie :)

      Usuń
  5. Witaj kochana!

    Nie powinno mnie tu być. Gdy piszę rozdział u siebie to nigdy się od niego nie odrywam. Może nigdy to zbyt wielkie słowo, ale robię to niezwykle rzadko i w wyjątkowych wypadkach. Myślę, że powinnaś to wiedzieć.

    Czekałam na ten rozdział, odświeżałam stronę po kilkanaście razy dziennie, wierząc, że za chwilę coś pojawi. Ostatni rozdział pojawił się w moje okrągłe dwudzieste urodziny i muszę przyznać, że pocałunek Lisy i Michaela był dla mnie ogromnym prezentem, dziękuję!
    Wracając do tego rozdziału, już jedenastego. Wcale nie jest zły, przeciętny, ani nawet dobry. Jest cudowny. Kocham to opowiadanie z całego serca i trudno mi to ukryć! Dobrze o tym wiesz. Znowu wspomnę o kubku gorącej herbaty. Tak właśnie czuję się, gdy czytam. Całe dnie spędzam przy książkach z biologii i chemii, a takie rozdziały jak Twój, ten powyższy to ukojenie. Nawet nie wiesz ile znaczą dla kogoś takiego jak ja - znerwicowanego, wyczerpanego i skrajnie.. może nie będę kończyć. Czytasz moje opowiadanie, pewnie domyślasz się, że utożsamiam się z moją bohaterką. Dlatego Twoje rozdziały i nasze chore rozmowy na tt (Panie, pobłogosław twittera!) dużo dla mnie znaczą i bardzo wiele rzeczy ułatwiają.

    Wracając po raz drugi do rozdziału to pomimo tego, że jest on raczej smutny i dołujący, bo wydarzenia łamią serce to czytając jego początkowe akapity miałam banana na gębie. Wyobraziłam sobie dziewczyny, zapłakane i podpite, wyglądające jak dwa nieszczęścia i nie mogłam się nie uśmiechnąć.
    Niestety później było znacznie gorzej. Scena z Michim złamała mi serce. Lisa, opamiętaj się! No kogo ona chce oszukać? No kogo? Lucasa oszuka, rodziców oszuka, ale mnie nie oszuka i koniec. Tak zranić naszego rozkosznego chłopca.. Tak zdeptać jego uczucia, serce, emocje i naiwność...
    A co jeśli będzie za późno, żeby to naprawić? Odrzuciła go, a tego się nie zapomina. Może Michael powinien jej teraz zrobić na złość i pokazać, jak bardzo się pomyliła?
    Chociaż muszę przyznać, że Lucasa też mi żal. Jakoś tak.. ale wciąż należę do teamu Michiego.

    Są też dwa fragmenty wobec, których nie mogę przejść obojętnie.
    1. 'Czy otwarcie daje do zrozumienia Michiemu, że uważa mnie za poważną konkurencję?
    O Boże, znowu te głupie myśli. Stefan kocha Marisę, przecież widziałam ich razem na własne oczy, więc o co chodzi?' Hahahahahahahaha, nasz mały zazdrośnik!

    2. 'To nie jest mój wyrozumiały Michi, ale poniżony mężczyzna, zmęczony gierkami kobiety, której padł ofiarą.'
    To zdanie jest perfekcyjne, mistrzowskie, prawdziwe i piękne. On - poniżony do granic.

    Kochana, co ja mogę powiedzieć? Chyba tylko tyle. Chcę tu być, wracać, spędzać całe dnie.

    Dziękuję.

    Zuzek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak dużo dla mnie znaczy to, że tu jesteś <3 Uwielbiam Twoje komentarze i uwielbiam nasze rozmowy, chociaż namawiasz mnie w nich do złych rzeczy (tak, mam tu na myśli ukazanie naszej słodkiej parki w tym opowiadaniu).
      Nawet nie wiedziałam, że miałaś urodziny. Spóźnione wszystkiego najlepszego! <3
      Uważam za sukces to, że zrobiło Ci się żal Lucasa i nie myślisz już tylko o tym, żeby go wyrzucić przez okno. Ale tak, zgadzam się, team Michi na zawsze!
      Wiesz, że dokładnie przy tych fragmentach zatrzymywałam się na dłużej, gdy czytałam ten rozdział przed dodaniem? Chyba udało im się spełnić swoją rolę, skoro Ty też na nie zwróciłaś uwagę.
      Ja też dziękuję. Za to, że czytasz, komentujesz i w ogóle za to, że jesteś.
      Całuję! ;*

      Usuń
  6. Jak już się na tt ujawniłam, to pomyślałam, że i tu skomentuję, chociaż odkryłam tego bloga niedawno. W sumie to dobrze, bo dzięki temu miałam nie jeden czy dwa, ale kilka rozdziałów do przeczytania na raz.
    W ogóle kocham Cię za rozdziały takiej, a nie innej długości, nawet jeżeli pojawiają się po miesiącu. Bo nie ma nic gorszego niż rozdział składający się z trzech zdań.
    Delektowałam się tym rozdziałem jak tylko mogłam. Historia Michaela i Lisy to jedno, ale Twój styl pisania i to jak potrafisz wszystko przedstawić to druga sprawa. Piękne jest to, że nie umieram z nudów czytając o zamawianiu wina do pokoju. Już chyba bardziej wciągnąć się w ten blog nie mogłam, wiec masz we mnie wierną i stałą czytelniczkę.
    Rozbiłaś mi serducho tym rozdziałem i Michim. Omójboże pragnę kolejnego, bo muszę wiedzieć co dalej. Tzn i tak się mogę domyślać, ale kto wie czy nie jesteś fanką sad ending'ów?
    Odpoczywaj przez te ferie jak najbardziej♥
    (chyba nadużyłam w tym komentarzu słowa 'rozdział')

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że komentujesz, bo lubię znać opinię czytelników. Duża liczba wyświetleń jest super, ale komentarze to coś, co motywuje dużo bardziej. A po przeczytaniu Twojego komentarza po prostu nie mogłam się nie uśmiechnąć. Z całego serduszka dziękuję za te wszystkie miłe słowa. I przepraszam za Twoje rozbite. Mam nadzieję, że z czasem jakoś się zbierze do kupy i że przyczyni się do tego dalszy ciąg opowiadania.
      Ściskam i całuję! ;*
      (zdaje się, że ja nadużyłam słowa 'komentarz', haha)

      Usuń
  7. Melduję się!
    Nie zdajesz sobie sprawy, jak ja czekałam na nowość od ciebie. Uwielbiam twoją historię, bo jest niesamowicie pozytywna i taka... przyjemna, wszystko jest wręcz cudowne. Wiem, powtarzam się jak zdarta płyta, ale nie potrafię cię krytykować, bo jak na razie, nie miałabym nawet za co :)
    Co do rozdziału... początek był całkiem zabawny, ale im dalej w las, a konkretnie w tekst, tym robiło się coraz bardziej smutno. Scena z Michaelem po prostu złamała mi serducho. Jak mogłaś to nam zrobić, co? Nie wiem, w głowie mi się to wszystko nie mieści. Jest mi tak strasznie szkoda naszego Michiego, że aż by się chciało go przytulić i pocieszyć.
    Mam nadzieję, że Lisa jednak w porę się ogarnie, bo może nie jest jeszcze za późno, aby to wszystko naprawić i posklejać? I wiesz co, w tym momencie po raz pierwszy od jedenastu rozdziałów Lucas niczym mnie nie zdenerwował, nawet i jego zrobiło mi się żal. Sukces! :D
    Czekam na kolejne cudeńka i gratuluję takich ładnych ocenek! U mnie teraz jest czas oddawania próbnych matur. Chyba dostanę zawału, jak zobaczę te ostateczne wyniki...
    Buziaki :**
    PS. Zapraszam także do siebie na lekcję trzecią. Nawet nie wiesz, jak lubię czytać twoje długie komentarze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to naprawdę sukces, że Lucas Cię nie zdenerwował, bo o to mi chodziło w tym rozdziale! <3
      Trzymam kciuki za to, żeby wyniki jednak nie były takie złe. Szkoda by było, gdybyś nam zeszła z tego świata na zawał ;c

      Usuń
  8. Hej!
    Zaszalałaś z tym rozdziałem! Teraz nawet nie wiem jak go skomentować.
    Napiszę tylko, że spodziewałam się innej decyzji Lisy. Myślałam, że jednak wybierze Michaela, ale trudno. To na pewno jeszcze nie koniec perypetii.
    Do następnego!
    Pozdrawiam :-D

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej, Kochana! ;*
    Jestem już, jestem. :) Melduję się!
    Rozdział? Jak zawsze niezwykle wysokich lotów, ale tu nie zaskoczyłaś. :) Zaczynając go czytać, jednak nie sądziłam, ze potem będzie mi tak smutno...
    Szczerze mówiąc, nie do końca rozumiem Lisę, ale Michi? Tak strasznie mi go szkoda... ;/ Musi teraz tak bardzo cierpieć, że aż nie mogę znaleźć słów, aby to opisać... A tak bardzo kibicowałam, a tu... ech... Mam jednak nadzieję, że Lisa w końcu wróci na właściwe tory, a przede wszystkim - że to da się jeszcze jakkolwiek uratować...
    Czekam na kolejny, buziam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W następnym rozdziale stanie się jasne, czy to jeszcze można uratować. Tylko tyle mogę zdradzić :D
      Dziękuję za miłe słowa <3

      Usuń
  10. Cześć :D
    Wiem, że zapraszałaś mnie miliard lat temu, ale dopiero nadrobiłam zaległości i Twoje opowiadanie zostawiłam sobie na deser. I dobrze zrobiłam! :D
    Świetna historia, świetnie napisana. Dawno nie czytało mi się czegoś tak niecierpliwie i przyjemnie :D
    Teraz do rzeczy. Lucas mnie denerwuje! Ugh! Najchętniej bym go wepchnęła pod to jego rozpędzone Audi. Ma taką fajną narzeczoną, a ten tylko praca i praca. Nie samą pracą człowiek żyje!
    Lisa kocha pana skoczka i szkoda, że tak bardzo się tego chce wyprzeć i być w porządku z Lucasem. Wiadomo, narzeczony, ale czy warto trzymać czy nawet ratować coś co nie może się udać?
    I Michael... On w tym opowiadaniu jest tak idealny i kochany... Myślałam, że nie da się go polubić bardziej, ale jednak :D On raczej nie z tych co porzucają nadzieje, więc ufam, że się nie podda :D
    I Leah taka biedna... Urwałabym Koflerowi... no wiadomo co. Mam nadzieję, że ześlesz jej jakiegoś pana idealnego :D Żeby dziewczyna też zaznała smaku odwzajemnionej miłości :D
    Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale serio, mam tyle myśli na temat tego opowiadania. I same przyjemne :D
    Powodzenia, weny i czekam na kolejny :D
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że zajrzałaś i przeczytałaś! I nie przepraszaj za długi komentarz, bardzo lubię takie czytać. Dziękuję za wszystkie miłe słowa. Postaram się zajrzeć do Ciebie w najbliższym czasie <3

      Usuń
  11. Kiedy kolejny rozdzial?:(

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak cudownie!! Rano, wieczor?:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Mogła się napić tego redbulla, może dodałby jej skrzydeł(hihi). Brawo Michael! W końcu jakaś reakcja (chociaż wcześniej też zapewne jakieś były #gimb) i bunt przeciw wyzyskiwaniu przez kobiety! Co do Lisy to mogę skomentować to jedynie słowami z jakieś pseudopoetyckiej strony : "Kaleczymy się i dręczymy milczeniem i słowami jakbyśmy mieli przed sobą jeszcze jedno życie." XOXOXO

    OdpowiedzUsuń
  14. Kochana, ostatnio lawiruję między szkołą, a domem w takim tempie, że nie mam na nic czasu, dlatego też mnie tutaj nie było. :( Weekendy też nie są dla mnie łaskawe... Ale w końcu udało mi się wpaść na chwilkę. ;)
    Rozdział niesamowicie mi się podoba. Ma w sobie wszystko, co powinien mieć. :))
    Nie wiesz, jak wiele emocji plącze się we mnie po przeczytaniu tego cudeńka. ♥
    Co do Leah...
    Bardzo mi jej żal. Kocham Andreasa, a ten znalazł sobie inną kobietę.. Jednakże nie może mieć chyba do niego, aż tak wielkiego żalu, skoro nie wyjawiła mu swych uczuć, prawda? :) Nie mniej jednak, jest to przykre. :( W sumie zgadzam się z jej słowami, bo gdyby miała stracić go bezpowrotnie, to również by cierpiała. :(
    Zachowanie Michaela... Bardzo mnie zdziwiło, ale czego miałam się spodziewać? Nie mówił wiele o swych uczuciach, więc ani ja ani Lisa nie wiemy, co siedziało mu w głowie. Powiedział, że dla niej byłby w stanie rzucić skoki. Podejrzewam zatem, że to uczucie kwitnie w nim już od jakiegoś czasu. Zdenerwował się, bo nie usłyszał konkretnego postulatu ze strony dziewczyny. :/ Wydaje mi się, że mimo wszystko i tak postąpił zbyt impulsywnie. Emocje nie są dobrym doradcą. :(
    A Lucas? Cóż, myślę, że Lisa dobrze zrobiła, gdy powiedziała mu o tym, jak się czuła tego sylwestrowego wieczoru. Jest jej narzeczonym, więc powinien wiedzieć, co kotłuje się w jej głowie. :( Mam nadzieję, że ta szczerość nieco go odmieni. :)
    A nasza Lisa? Zdecydowanie można ją porównać do bohatera tragicznego. Czego nie zrobi i tak będzie źle. :/ Jeżeli wybierze Michaela, będzie szczęśliwa, ale unieszczęśliwi Lucasa... Jeżeli zaś będzie z Lucasem unieszczęśliwi siebie i Michaela. Myślę, że Lisa ma zbyt wiele przyzwyczajeń.. OK, zawsze ma wszystko zaplanowane i dopięte na ostatni guzik, ale czy to ją uszczęśliwia? Czy te wszystkie schematy, brak adrenaliny, sprawiają, że jest w 100% szczęśliwa? :) Nie wydaje mi się. ;) Myślę, że szczęśliwa byłaby u boku młodego, austriackiego skoczka. :)
    Rozpłynęłam się pod tym rozdziałem! ♥
    Najchętniej biegłabym w podskokach na kolejny rozdział, bo wiem, że już na mnie czeka, ale niestety mam jeszcze nieco obowiazków do wypełnienia. :( Ale już jutro piątek! ♥ Zjawię się jak tylko będę mogła. ♥
    Całuję! ;*

    OdpowiedzUsuń
  15. Rozdział jedenasty rewelacyjny, jak prolog, rozdział pierwszy i rozdział drugi, rozdział trzeci, rozdział czwarty, rozdział piąty ,rozdział szósty, rozdział siódmy, rozdział ósmy, rozdział dziewiąty, rozdział dziesiąty napisany rewelacyjnym stylem, piszesz fenomenalnie. Refleksję płynące z przeczytanego rozdziału: Lisa zaczyna mnie trochę denerwować. Kiedy widzi Michaela najchętniej rzuciła by się na niego jak głodny na chleb, a ona cały czas ukrywa te swoje uczucie do niego. Jejku jakie porównania
    Mam nadzieję, że szybko zmądrzeje bo Michael nam się taki smutny zrobił. A to jest chyba najgorsze. Biedna Leah. Mam nadzieję, że Andreas się opamięta i będą żyć długo i szczęśliwie. Myślałam, że Lisa się otworzy i wyzna Michaelowi całą prawdę dotyczącą jej uczucia do Niego. Muszę przyznać, że po tym rozdziale w małym stopniu przekonałam się do Lucasa

    OdpowiedzUsuń