Menu

niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział szósty

Z dedykacją dla Emilki i obu Agat.
Dziękuję za nieskończone pokłady cierpliwości z jaką
wysłuchujecie mojego gadania o tym opowiadaniu oraz
za wszystkie rady i słowa wsparcia, które szczególnie
były mi potrzebne przy pisaniu tego rozdziału.

*
Pod względem ruchu ulicznego Innsbruck w niczym nie różni się od Wiednia. W godzinach porannych długie rzędy samochodów ciągną się ulicami w nieskończoność. Audi Lucasa utknęło w jednym z nich, a my razem z nim. W milczeniu słuchamy wiadomości nadawanych w radiu. Spiker entuzjastycznym tonem radzi, w jaki sposób szybko i sprawnie można ominąć korki w centrum miasta.
    - Nie mógł tego mówić wcześniej? - mruczy pod nosem poirytowany Lucas.
    Nie zwracam uwagi na jego nerwowe uderzanie palcami o kierownicę, ani na dzieci machające do mnie z auta znajdującego się na sąsiednim pasie. Wracam myślami do poprzedniego dnia i te wspomnienia aprobują mnie całkowicie. Nie rozstałam się z Michim od razu po meczu. Pojechaliśmy jeszcze na lunch i dopiero potem wróciliśmy do hotelu. W jego towarzystwie nawet stanie w korkach nie było nudne. Przez resztę dnia musiałam leczyć zdarte przez śpiewanie gardło ciepłą herbatą z miodem. Robi mi się przykro na myśl, że skoczkowie dziś popołudniu kończą zgrupowanie i wracają do domów. Ja zostaję w Innsbrucku do jutra, bo Lucas ma jeszcze do załatwienia kilka spraw z zarządem.
    Pięciominutowe spóźnienie, z jakim docieramy do restauracji, w której mój narzeczony jest umówiony na spotkanie, całkowicie wytrąca go z równowagi. Krzywo parkuje samochód i nawet nie wyłącza silnika, tylko wysiada i pospiesznie przechodzi na moją stronę. Zamaszystym ruchem otwiera drzwi, niemal strącając przy tym z roweru przejeżdżającego obok chłopaka. Naciągam szalik pod sam nos, żeby nie zauważył mojego rozbawienia.
    - O której po ciebie przyjechać? - Ryzykuję i unoszę podbródek ponad wełnianym materiałem.
    - Wrócę taksówką. Pa. - Całuje mnie w policzek, po czym odbiega w kierunku wejścia do restauracji.
    Pierwszą rzeczą, jaką robię po zajęciu miejsca za kierownicą, jest zmiana stacji radiowej na taką z nieco żywszą muzyką. Jeszcze nie piłam dzisiaj kawy - dopiero teraz udam się na umówione spotkanie z Leah - a wszechobecna szarość potęguje uczucie senności. Późna jesień to najmniej lubiana przeze mnie pora roku. Mam ochotę głęboko zagrzebać się pod kołdrą i nie wystawiać poza nią nawet małego palca u stopy. Zamiast tego przez szybę samochodu spoglądam na ciemne chmury przysłaniające wierzchołki gór i zastanawiam się, kiedy zdecydują się ulżyć sobie w wędrówkach po niebie, zsyłając na ziemię potężny deszcz.
    Dalej mam przed oczami brwi Lucasa ściągnięte w wyrazie gniewu na samego siebie za to, że nie przewidział możliwości stania w korkach dłuższego niż zazwyczaj. Śmieję się z tego, chociaż wiem, że nie powinnam. Ta nadgorliwość w wypełnianiu obowiązków niekiedy nie pozwalała mu normalnie funkcjonować. Wiedziałam, że teraz przez resztę dnia będzie odczuwał wyrzuty sumienia wywołane tym pięciominutowym spóźnieniem na spotkanie.
    Mnie spóźnienie na moje spotkanie raczej nie grozi. Mam niecałą godzinę, która powinna wystarczyć nawet przy wolno poruszających się długich sznurach samochodów. Ustawiam lusterka i kilka razy poprawiam fotel, nim włączam się do ruchu. Nigdy nie lubiłam prowadzić tego auta. Za każdym razem, gdy to robię, zastanawiam się, dlaczego Lucas nie kupił mniejszego, którym łatwiej byłoby się poruszać po mieście. Mimo wszystko nie narzekam, bo jestem pełna podziwu dla zaufania, którym mnie obdarzył, oddając mi w opiekę ukochane audi.
    Dwadzieścia minut później przeklinam zarówno jego zaufanie jak i samo auto.
    Udaje mi się ominąć potężny korek i dość sprawnie przemieszczam się w kierunku celu, kiedy słyszę głośny trzask i czuję, jak prawa przednia strona samochodu powoli zbliża się do ziemi. Zjeżdżam w pierwszą boczną uliczkę, nie szczędząc przy tym wulgaryzmów. Tak jak się spodziewałam - opona jest przebita, a to oznacza, że utknęłam w mieście, którego w ogóle nie znam, całkowicie nieświadoma tego, gdzie się tak właściwie znajduję. Jestem bliska rzucenia telefonem o asfalt, kiedy uprzejmy kobiecy głos informuje mnie, że Lucas "znajduje się poza zasięgiem". Pewnie wyłączył komórkę na czas spotkania. Wyrażam całą swoją rozpacz w głośnym westchnięciu, wraz z którym opuszczam głowę na kierownicę. Na dźwięk klaksonu podrywam ją z powrotem w górę tak szybko, że tylko niski wzrost ratuje mnie przed uderzeniem o dach samochodu.
    Wysiadam na zewnątrz, mając nadzieję, że na ulicy znajdę inspirację dla dalszego działania. Brudne witryny opuszczonych sklepów wprawiają mnie jednak w jeszcze większe przygnębienie. Mało wyszukane graffiti i ogłoszenia, z którymi wiatr i deszcz nie obchodziły się łagodnie, nie ułatwiają wymyślenia sposobu na wyjście z tej sytuacji. Omijając korki, musiałam dotrzeć do mniej reprezentatywnej części miasta. Gdyby taka sytuacja przydarzyła mi się z moim autem, zadzwoniłabym po pomoc drogową, ale nie mam numeru do ubezpieczyciela Lucasa. Wiatr, który zdaje się uderzać we mnie z każdej strony, wcale nie pomaga się skupić. Mam ochotę zostawić to cholerne auto, zamówić taksówkę i kazać się zawieźć do ciepłej kawiarni, w której umówiłam się z Leah. Powstrzymuje mnie tylko obawa przed gniewem Lucasa. Obchodzi się ze swoim samochodem z większą ostrożnością i czułością, niż gdyby miał do czynienia z własnymi dzieckiem. Wpadłby we wściekłość porównywalną do wściekłości matki, której synka w przedszkolu potraktowano niesprawiedliwie, gdybym zostawiła je tutaj na pastwę ponurej jesiennej aury. Otwieram bagażnik, licząc na to, że przy zapasowej oponie znajdę przycisk z podpisem "Kliknij w razie potrzeby. Wymienię się sama", ale oczywiście na wyobrażeniach się kończy. Jeszcze raz spoglądam na uszkodzone koło - bo, kto wie, może w Audi S8 D4 istnieje funkcja samoczynnego naprawiania? - ale jest dokładnie takie, jakie było, gdy patrzyłam na nie przed chwilą. Ze zrezygnowaniem zatrzaskuję bagażnik i wracam na fotel za kierownicą, poganiana przez wiejący uparcie wiatr.
    Po dokładnej analizie sytuacji orientuję się, że jedyną osobą, którą w tym momencie mogę poprosić o pomoc, jest Michael. Nie mam numeru do Leah, a Lucas przez najbliższe dwie godziny na pewno nie włączy telefonu. Długo się waham. Przecież Michi na pewno ma ważniejsze sprawy na głowie niż moja przebita opona. Jednakże mam dwie opcje do wyboru - zadzwonienie do niego, lub siedzenie w samochodzie nie wiadomo jak długo, czekając, aż Lucas włączy telefon. Wizja gorącej aromatycznej kawy wymazującej z mojej pamięci starcie z wiatrem, z którego przed minutą ledwo wyszłam cało, ostatecznie sprawia, że szybko znajduję w kontaktach numer Michaela i dzwonię, nim znów zdążę pomyśleć, że być może przerywam mu właśnie przygotowania do treningu albo miłą pogawędkę z kumplami.
    - Cześć, Lisa. - Brzmi na ucieszonego z mojego telefonu, dlatego zakładam, że nie zakłóciłam mu wykonywania jakiejś bardzo ważnej czynności. Oczyma wyobraźni widzę jego chłopięcy uśmiech i automatycznie kąciki moich ust również się unoszą.
    - Hej. Nie przeszkadzam? - pytam, chcąc zyskać pewność, że mogę obarczyć go zaistniałym problemem.
    - Nie. Oglądam ze Stefanem jakiś głupi program w telewizji, więc tak właściwie to cieszę się, że dzwonisz. Coś się stało?
    Może dla niego mój telefon jest wybawieniem od przytłaczającej nudy i środków masowego przekazu, ale Stefan na pewno nie jest zadowolony. Przypominam sobie chłodne spojrzenie, jakim poczęstował mnie w klubie pierwszego dnia naszej znajomości i staję się wdzięczna losowi za to, że nie przysporzył nam więcej okazji do spotkania. Zakładam, że siedzi teraz obok przyjaciela i w podobny sposób wpatruje się w trzymaną przez niego komórkę. Niemalże czuję te negatywne emocje, jakie stara się mi przesłać.
    - Nie - zaabsorbowana wizją nienawidzącego mnie Stefana, odpowiadam szybko, nim zdążę się zorientować, co mówię. - Nie, właściwie to tak.
    Ukradkiem wymykające się z jego ust parsknięcie śmiechem sprawia, że zapominam o Krafcie. Rozluźniam się i opieram wygodnie o miękki zagłówek fotela. Nabieram pewności, że zadzwoniłam do właściwej osoby.
    - To jak w końcu? - Nie ponagla mnie, a jedynie żartuje z mojego niezdecydowania.
    Ogarnia mnie takie ciepło, że już nie potrzebuję kawy, żeby uciec spod wpływu szarości, która zawładnęła ulicami Innsbrucka. Przestaję złościć się na przebitą oponę, a zamiast tego jestem jej wręcz wdzięczna za to, że stanowiła pretekst do rozmowy z Michim.
    - Głupio mi, że muszę cię do tego mieszać, ale Lucas ma wyłączony telefon, a ja utknęłam z jego autem na jakiejś dziwnej ulicy, bo przebiła się w nim opona - relacjonuję zwięźle. - Mógłbyś pomóc mi załatwić jakąś pomoc drogową?
    - A gdzie dokładnie jesteś? - Ton jego głosu staje się rzeczowy i nie ma w nim już śladu po wcześniejszej beztrosce. Odnoszę wrażenie, że przejął się tą sytuacją bardziej ode mnie.
    Jeszcze raz rozglądam się po otoczeniu i dociera do mnie, jaki dysonans stanowi z autem Lucasa. To będzie cud, jeśli mieszkańcy jednej z tych obskurnych kamienic nie zechcą na mnie napaść. Mrużę oczy w celu przeczytania nazwy ulicy z zadrapanej tabliczki i podaję ją Michaelowi.
    - Zaraz tam będę, poczekaj na mnie.
    Podrywam się na fotelu i znów prawie uderzam głową o dach samochodu. Zaraz tu będzie? Czy on oszalał? Liczyłam jedynie na numer telefonu, pod którym znalazłabym fachową pomoc, a nie na jego natychmiastową interwencję. A co z treningiem?
    - Michael... - chcę wyperswadować mu pomysł szukania mnie w podejrzanych dzielnicach Innsbrucka, lecz jest już za późno. Rozłącza się, ale zdążam jeszcze poczuć apogeum nienawiści, jakie zapewne w tym momencie osiągnął w stosunku do mnie Stefan.
    Piętnaście minut później porsche Michaela zatrzymuje się obok mojego audi. Jeszcze przez chwilę śmieję się na myśl, że dla postronnych obserwatorów nasze spotkanie może wyglądać jak mafijna schadzka. Drogie samochody i obskurne przedmieścia - idealna sceneria dla przeprowadzania nielegalnych transakcji. Szybko jednak poważnieję, zła na niego, że rzucił wszystko po to, żeby pomóc mi w tak banalnej sprawie, jaką jest przebita opona. Wychodzę na ulicę, stając przed nim, zanim zdąży wyłączyć silnik.
    - Zwariowałeś? - naskakuję na niego, gdy tylko otwiera drzwi samochodu. - Nie mogłeś po prostu wysłać mi numeru telefonu do pomocy drogowej?
    - Też się cieszę, że cię widzę - odpowiada z uśmiechem, w ogóle nie przejęty moją awersją.
    Wystarczy, że spojrzę w jego oczy, a irytacja ustępuje miejsca temu przyjemnemu ciepłu, które ogarnęło mnie już w czasie wcześniejszej rozmowy przez telefon, i które teraz zdaje się ogrzewać mnie jeszcze bardziej.
    - Przepraszam. - Nie minęły dwie sekundy, a ja staję się łagodna jak mleko z miodem, dopiero co zdjęte z ognia i przelane do kubka. - Głupio mi, że tracisz swój czas na moje problemy.
    Przybiera poważny wyraz twarzy i przez chwilę boję się, że jednak uraziła go moja niewdzięczność, ale on mówi tylko:
    - Dżentelmen nigdy nie zostawia damy w potrzebie. - Po czym ponownie się uśmiecha.
    Przewracam oczami. W rzeczywistości cieszę się, że to on do mnie przyjechał, a nie nieznajomi mężczyźni, z którymi zapewne odbyłabym kilka sprzeczek, zanim udzieliliby mi pomocy. Nie mówię już nic więcej. Obejmuję ramionami jego szyję i przytulając się do niego, zapominam o szalejącym wietrze, zdenerwowaniu przebitą oponą i strachu przed napaścią. Czuję się, jakbym po męczącym dniu opadnięta z sił właśnie wróciła do domu.
    Gdy odrywam się od niego, przenosi wzrok na audi i gwiżdże przeciągle.
    - Nieźle się wozi ten nasz doktorek - stwierdza.
    Oczy błyszczą mu jak u małego chłopca, który zobaczył na wystawie sklepowej wymarzoną zabawkę. Przyglądam mu się z lekkim politowaniem, jakie zawsze towarzyszy mi, kiedy jestem świadkiem ślepej fascynacji mężczyzn samochodami.
    - To auto jest całkowicie niepraktyczne. - Lekceważę jego zachwyt i zachowuję chłodny dystans.
    Dopiero po kilku sekundach przenosi wzrok na mnie, ale patrzy tak, jakby na chwilę zapomniał, że stoję koło niego.
    - Mówiłaś coś?
    Kręcę głową z dezaprobatą, ale nie powtarzam swoich słów, bo wiem, że nie będę w stanie zmienić jego zdania o pojeździe Lucasa. Mijam go i udaję się za samochód, gdzie otwieram bagażnik. Michi podąża za mną, wyciąga zapasową oponę i zabiera się do pracy. Uwija się z tym tak szybko, że odzyskuję nadzieję na punktualne przybycie na spotkanie z Leah.
    - Gotowe - oświadcza dumnie.
    Nie umiem się nie uśmiechnąć, widząc jego zadowolenie. Mam ochotę pogłaskać go po blond czuprynie i wylewnie pochwalić za dobrze wykonaną robotę. Zamiast tego mówię tylko:
    - Dziękuję. Prawdziwy z ciebie rycerz.
    - Bo ty jesteś prawdziwą damą w potrzebie - odpowiada cicho.
    Niczego nie pragnę w tej chwili bardziej jak tego, żeby go pocałować. Położyć usta na jego wargach i zatopić się w tym cieple, które ogarnia mnie tylko przy nim. Zamknąć oczy, zatracając się w poczuciu bliskości i najlepiej już nie otwierać ich z powrotem. Jedno spojrzenie na jego twarz, zastygłą w wyczekującym uśmiechu, przekonuje mnie, że on chciałby tego samego. Pocałunek w policzek, jakim go obdarzam, jest marną namiastką tego, do czego rwie się moje serce. Nie jestem w stanie wyrazić w ten sposób tego, czego nie mogę również wypowiedzieć na głos, dlatego spojrzeniem staram się przekazać mu, jak bardzo żałuję, że nie spotkałam go półtora roku temu, zanim poznałam Lucasa. Sposób, w jaki się z nim żegnam, jest rozczarowujący zarówno dla mnie jak i dla niego.
    Wsiadam do samochodu i odjeżdżam, ale niecałe dwie minuty później znów muszę się zatrzymać. Tym razem to nie pojazd zawodzi, lecz ja sama. Łzy gromadzą się pod moimi powiekami, przysłaniając widok na drogę. Nie pozwalam im swobodnie wypłynąć, pamiętając o czekającym mnie spotkaniu z Leah, dlatego palą oskarżycielsko. Jak mogę być tak okrutna dla osoby będącej mi tak bliską? Ból, który ujrzałam w jego oczach, wbił się w moją pamięć niczym tysiące małych sztyletów. Powoli i głęboko, przysparzając mi w ten sposób jeszcze więcej cierpienia. Muszę przestać go widywać. Jestem tego tak pewna jak tego, że gdybym została z nim chwilę dłużej, racjonalna część mnie, pamiętająca o Lucasie i pierścionku zaręczynowym, przegrałaby walkę z nową, impulsywną Lisą, która powoli rosła w siłę gdzieś w najdalszych zakamarkach mojego umysłu. Tyle że ta nieznajoma Lisa zniknęłaby równie szybko, jak się pojawiła, zostawiając starą z olbrzymim bałaganem do posprzątania. Właściwie to już zdążyła nieźle namieszać, dlatego muszę to naprawić, zanim będzie za późno. Mrugam kilka razy, odpędzając łzy i ruszam w dalszą drogę z mocnym postanowieniem ograniczenia kontaktów z Michaelem do minimum.
    Dziwnie jest mi patrzeć na Leah teraz, kiedy mam pewność co do słuszności tego, co mi powiedziała odnośnie Michaela. Całe szczęście, że rozgadała się jak nigdy i zadowala ją to, że tylko od czasu do czasu przytakuję z uśmiechem. W ogóle jej nie słucham i wciąż zastanawiam się, w jaki sposób mogłabym rozwiązać swój problem.
    Jest sobotnie przedpołudnie, dlatego oprócz nas jeszcze wiele innych osób gości w kawiarni. Nie jest ona tak urokliwa jak ta, w której byłam z Michim, bo została urządzona w sposób nowoczesny i panuje tu elegancki minimalizm, ale za to kawa jest naprawdę pyszna. Idealna, żeby zapomnieć o ponurych przedmieściach i audi, które tak źle mi się prowadzi.
    - Lisa, wszystko w porządku? - Leah w końcu zauważa jakieś nieprawidłowości w moim zachowaniu.
    - Tak - zapewniam żarliwie. - Po prostu nie lubię takiej pogody.
    Nie udaje mi się jej zbyć. Przygląda mi się przez chwilę i zdaje się, że w tym czasie prześwietla moją duszę na wylot, bo kiedy wreszcie przenosi wzrok na swoją filiżanką z kawą, bardziej stwierdza, niż pyta:
    - Chodzi o Michaela?
    Wzdycham ciężko, szukając odpowiedzi. Mam ochotę powiedzieć jej o wszystkim. Nawet nie chodzi o to, że jest godna zaufania i dobrze by mnie zrozumiała. Po prostu chciałabym móc podzielić się z kimś uczuciami, których sama nie daję rady ogarnąć, z nadzieją, że taka osoba trzecia zrobi to za mnie. Wiem jednak, że niezależnie od tego, co usłyszę od Leah, nie uda mi się zmienić swoich uczuć, ani tym bardziej uczuć Michaela. Dlatego nie mówię jej nic, bo stwierdzam, że i tak wie więcej, niż powinna.
    - Leah, nie obraź się, ale nie chcę o tym rozmawiać. - Uśmiecham się łagodnie, żeby dać jej do zrozumienia, że to temat jest dla mnie niewygodny, a jej wcale nie uważam za osobę nieodpowiednią do takich pogawędek.
    - Jasne. Znowu niepotrzebnie się wtrącam. Przepraszam.
    Widzę jej zakłopotanie, dlatego zastanawiam się, w jaki sposób mogę szybko zmienić temat. I wtedy wpada mi do głowy pewna myśl. Jeśli ona wykazała zainteresowanie moimi związkami, to dlaczego ja miałabym nie zapytać o jej? Jakby nie patrzeć, mam do tego pełne prawo.
    - Skoro już tak sobie rozmawiamy o facetach, to może powiesz mi, jak to jest z tobą i Andreasem?
    Widząc jej reakcję, trochę żałuję, że nie sformułowałam pytania w nieco bardziej subtelny sposób. Leah próbuje ukryć rumieńce, unosząc do ust białą filiżankę, i prawie oblewa się przy tym kawą.
    - Przyjaźnimy się - odpowiada wreszcie, nawet na mnie nie patrząc.
    - Tak po prostu?
    - Tak po prostu. - Zbiera palcem kawę, której kilka kropel spłynęło na spodeczek, a następnie unosi go do ust.
    - Chyba nie powiesz mi, że taki układ rzeczy ci odpowiada. - Przypominam sobie, jak bardzo dotknęła mnie tym, co powiedziała o Michim i drążę temat właściwie już tylko w ramach niewinnej zemsty.
    - Lisa, oczywiście, że mi nie odpowiada. - Szybkim machnięciem serwetki ściera z filiżanki czerwony ślad szminki i wreszcie skupia wzrok tylko na mnie. - Ale co ja mogę w tej sytuacji zrobić? Nie chcę go stracić. Wolę mieć go jako przyjaciela, niż nie mieć go wcale.
    Pod wpływem jej słów wraca melancholia, która towarzyszyła mi w czasie jazdy na to spotkanie. Oczy znów zachodzą mi łzami i nie wiem już sama, czy tak bardzo jest mi przykro z jej powodu, czy żal mi Michiego, który być może myśli o mnie w taki sam sposób, jak ona o Andreasie. Cieszę się, że znów skupiła uwagę na filiżance, bo czuję się jak idiotka, kiedy wokół mnie obecnych jest tylu ludzi, a ja niepostrzeżenie ocieram łzę, której udało się wydostać spod powieki pomimo moich usilnych starań, żeby ją tam zatrzymać.
    - Jesteś pewna, że on nie czuje do ciebie nic więcej?
    Chciałabym jej pomóc, ale nie mam pojęcia, jak mogłabym to zrobić. Może sytuacja przedstawiałaby się lepiej, gdyby ona i Andreas byli moimi starymi znajomymi, a tymczasem z nią rozmawiałam przez te parę dni zaledwie kilka razy, a z nim wcale, nie licząc krótkiej wymiany zdań w klubie, kiedy oboje byliśmy mocno wstawieni.
    - Nie jestem, ale podejrzewam, że gdyby tak było, to powiedziałby mi o tym.
    Nie mówię już nic więcej. Leah upija duży łyk swojego cappuccino i po chwili jest już w stanie uśmiechnąć się beztrosko i zmienić temat na nieco bardziej neutralny. Spędzamy w kawiarni jeszcze dwadzieścia minut, po czym wracamy do hotelu, każda swoim autem. Po drodze zatrzymuję się po Lucasa, który skończył swoje spotkanie chwilę po mnie. Z zadowoleniem oddaję mu pełnię władzy nad samochodem, a sama siadam na miejscu pasażera.
    Z ulgą wchodzę do naszego pokoju i robię to, na co miałam ochotę od samego rana, odkąd tylko wyszłam. Kładę się do łóżka i szczelnie opatulam kołdrą, nawet nie zadając sobie wcześniej trudu zdjęcia dżinsów i założenia na ich miejsce czegoś wygodniejszego. Przesypiam obiad i budzę się dopiero za sprawą Lucasa, który pyta, czy nie chcę zejść do lobby pożegnać się z ekipą, która wyjeżdża. Już mam zamiar wstać, kiedy uświadamiam sobie, że na dole będzie też Michael. Nie chcę go widzieć. Boję się, że znów wyczytam w jego oczach coś, co nie powinno mieć racji bytu. Wolę sobie tego oszczędzić, bo moje wyrzuty sumienia już i tak urosły do rozmiarów Wieży Dunajskiej.
    - Nie czuję się najlepiej. Idź beze mnie - odpowiadam.
    Nie widzę pilnej potrzeby w żegnaniu się ze skoczkami, skoro przez te kilka dni i tak nie zdążyłam się z nimi dobrze poznać. Mogłabym ewentualnie wyściskać się trochę z Leah i Jacqueline, ale przecież rozstajemy się tylko na tydzień, więc nie jest to konieczne.
    - Mogę zostać z tobą, jeśli chcesz. - Jak na lekarza przystało, Lucas nachyla się nade mną i dotykając dłonią mojego czoła, sprawdza, czy nie mam gorączki.
    - Nie musisz, prześpię się jeszcze. - Jego towarzystwo to ostatnie, na co mam w tej chwili ochotę. Czuję się przy nim prawie tak samo źle jak przy Michaelu.
    Waha się, ale wreszcie zostawia mnie w spokoju i wychodzi. Nie jestem jednak długo sama, bo już po kilku minutach ktoś natarczywie puka do drzwi. Zwlekam się z łóżka i powoli idę w ich kierunku, powłócząc przy tym nogami. Gdy wreszcie je otwieram, moim oczom ukazują się Leah i Jacqueline.
    - Lucas mówił, że nie mogłaś zejść, bo źle się czujesz, dlatego przyszłyśmy do ciebie - wyjaśnia ta druga, po czym obejmuje mnie swoimi szczupłymi ramionami i zamyka w szczelnym uścisku. - Będę tęsknić.
    - Przecież rozstajemy się tylko na tydzień - zauważam ze śmiechem.
    Jackie wzrusza ramionami.
    - Tydzień to szmat czasu, przekonasz się o tym.
    Odsuwa się, robiąc miejsce Leah. Ta również uśmiecha się szeroko, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, dlaczego tak naprawdę nie zeszłam do lobby. Na szczęście nie porusza tego tematu przy Jacqueline. Całuje się ze mną na pożegnanie, po czym obie wracają na dół.
    Ich wizyta trochę poprawia mi humor. Podobnie jak gorąca herbata z dodatkiem imbiru, którą chwilę później przynosi mi Lucas. Rozmawia ze mną chwilę i kiedy wydaje mi się, że zaraz oświadczy, że musi wracać do swojej pracy czy MacBooku, on stwierdza, że właściwie nie ma już nic do roboty.
    - Możemy pojechać do kina albo do teatru, jeśli czujesz się lepiej - proponuje.
    Muszę mocno się wysilić, żeby się uśmiechnąć i nie wybuchnąć płaczem, który zbiera się wewnątrz mnie. Lucas jest taki dobry, a ja nie umiem mu się odwdzięczyć. Właściwie to kino byłoby dobrym sposobem na zapomnienie o Michaelu choć na chwilę, ale boję się, że jeszcze nie wyjechał i wychodząc, wpadlibyśmy na niego gdzieś w lobby.
    - A co powiesz na telewizję? W tym hotelu chyba można za drobną opłatą obejrzeć jakiś film.
    Sprawdzamy to, a kiedy okazuje się, że miałam rację, Lucas przystaje na moją propozycję i zostajemy w pokoju. To już drugi wieczór, na przestrzeni kilku dni, który spędzam sam na sam z narzeczonym. Martwi mnie to, że nie umiem cieszyć się nim tak, jak powinnam. Przytulam się do Lucasa z nadzieją, że przez ten tydzień, kiedy nie będę widziała Michiego, poukładam sobie wszystko, a kiedy znów go zobaczę, będę umiała zapanować nad emocjami. W głębi duszy czuję jednak, że to się nie uda.
    Można ignorować głos swojego serca, ale to nie sprawi, że ono ucichnie. Wręcz przeciwnie, będzie mówić coraz głośniej i głośniej, aż pewnego dnia zacznie krzyczeć, a wtedy może być za późno, żeby go wysłuchać.

*

Cześć! Na wstępie bardzo Was przepraszam za to, że tak zaniedbuję Wasze blogi. Przez ostatnie dwa tygodnie byłam naprawdę bardzo zabiegana. Koncert Fismolla (Na który zapomniałam biletu. Serio, w połowie drogi do Wrocławia uświadomiłam sobie, że został w zeszycie do matmy, który pożyczyłam koleżance. Na szczęście udało mi się dostać go z powrotem, a koncert był niesamowity), impreza klasowa, 18-nastka koleżanki, przyjazd rodziny z Niemiec, a do tego mega ważna praca z historii, którą pisałam przez kilka dni. Na szczęście nadchodzący tydzień będzie trochę luźniejszy, dlatego postaram się nadrobić wszystko jak najszybciej.
 Jeszcze raz o tym wspomnę, bo po prostu muszę - uwielbiam Wasze komentarze, naprawdę. Gdyby nie one, prawdopodobnie nie dodałabym tego rozdziału dzisiaj, tylko za jakieś kilka dni. Miałam napisaną tylko połowę, ale zajrzałam do nich i zamiast zacząć się wreszcie uczyć na sprawdzian z historii (to rozszerzenie wcale nie jest takie wesołe, jakie myślałam, że będzie), dopisałam resztę. Druga część może być trochę gorsza od pierwszej, bo miałam na nią mniej czasu, dlatego w przyszłości na pewno ją poprawię.
Ostatnio polecałam Wam Toma Odella, a dzisiaj, z racji tego, że jeszcze żyję tym koncertem, zachęcam do posłuchania Fismolla. Myślę, że nie pożałujecie.
Trzymajcie się ciepło w ten jesienny czas!
Całuję ;*

33 komentarze:

  1. Hejoo :D
    Wielkie wow, poprawiłaś mi humor tym rozdziałem :). Jeszcze przed chwilą siedziałam smutna, aż do czasu gdy zobaczyłam ze cos dodałaś ^^
    Ta historia jest po prostu mega !
    Lisa się na maksa zauroczyła Michim *_* . Tylko oszukuje sama siebie :| .
    Czekam na więcej! ;)
    Buziaki :*

    Ps. Co do Toma Odella, to straszne uzależniłam się od jego piosenek. *_*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że poprawiłam Ci humor :)
      Tom Odell jest mega!

      Usuń
  2. O jejku... rozdział genialny. Taki lekki, miło się go czytało.
    Ale ja już chcę Michiego i Lise... no wiesz o co chodzi no.
    Miło z jego strony, ze pomógł kobiecie w potrzebie bo jak wiadomo baby i te sprawy jak wymiana koła to dwa różne światy.
    Biedna Lisa.
    Co ona ma teraz zrobić? To proste =D być z Michaelem ;)
    Czekam na kolejny, weny życzę, powodzenia na historii ;)
    Pozdrawiam
    Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Michi świetnie się sprawdził w roli rycerza na... w srebrnym porsche. Szkoda, że dla Lisy decyzja nie jest taka prosta :D
      Dzięki, sprawdzian już napisany w miarę przyzwoicie :)

      Usuń
  3. Jestem :)
    Rozdział genialny, jak zawsze w sumie :D
    Michi jest taki mega słodki :* Jestem nim zauroczona, ale nie tak bardzo jak Lisa.
    Leah i Jacqueline są świetne, naprawdę je lubię. W przeciwności do Lucasa, który mnie irytuje.
    Jak zwykle: #TeamLichael (to chyba było tak :D)
    Buziaki i weny! :*
    Czekam z wielką niecierpliwością na kolejny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytając Wasze komentarze, naprawdę robi mi się coraz bardziej szkoda Lucasa XD
      Tak, to chyba tak było :D #TeamLichael <3

      Usuń
  4. Hej. ;**
    Od razu przepraszam za nieobecność pod poprzednim rozdziałem, lecz nie miałam możliwości wcześniej tutaj zajrzeć. Mam nadzieję, że nie jesteś zła. ;*
    Ojej! Michi. ♥.♥ Jaki on jest tutaj słodki! Skradł moje serce, no, skradł! ;D
    Tak samo, jak Leah i Jacqueline. ;D Bardzo pozytywne bohaterki, moim zdaniem, świetnie wykreowane, dużo zapewne wniosą do opowiadani! ;D
    Szkoda jedynie, że Lisa dalej oszukuje samą siebie... ;/
    Czekam na kolejny! ;D

    P.S.: Zapraszam na kolejny!
    http://zostan-ze-mna-przez-chwile.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem zła! Rozumiem w stu procentach, bo mnie też ciężko jest znaleźć czas na cokolwiek. Cieszę się, że już jesteś :) Zajrzę do Ciebie na pewno już wkrótce!

      Usuń
  5. Hej :*
    Jeju jak mi jest szkoda Lisy ;(
    Biedna tak naprawdę nie wie do robić :(
    Czekam na kolejny :*
    Weny i buziaki :**
    Gabi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba żadna kobieta na miejscu Lisy nie umiałaby się zdecydować. To twardy orzech do zgryzienia.
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  6. wyjątkowo piszę tu bo za dużo tweetów by poszło ;)
    po pierwsze to super, że już dodałaś
    po drugie przeczytałam zaraz po obejrzeniu (po raz kolejny) filmu "Nad życie" i po wysmarkanych i mokrych od płaczu chusteczkach ledwo patrząc na oczy
    uchodzę za osobę bez uczuć, a na tym filmie zawsze ryczę ehh dwa czułe punkty w jednym filmie i ocean łez Oli jest gotowy
    wracając do rozdziału...czytałam po obejrzeniu filmu i w sumie to ta pogoda, która opisujesz jest podobna do tej Szczecińskiej, którą widzę codziennie i to wprowadziło mnie w jeszcze większą melancholię, a myślałam, że to będzie dobra odskocznia od tematyki filmu
    no cóż nie wyszło
    rozdział OCZYWIŚCIE JEST ŚWIETNY błędów nie widzę bo za bardzo skupiam się na akcji
    no i było mało Lucasa co jest rewelacją...odwyk Lisy od Michiego moim zdaniem niewiele da tylko wzmoży tęsknotę i tą ich cichą, dziwną więź
    już chcę zobaczyć, a właściwie przeczytać o tym ich pierwszym spotkaniu po tygodniowym odpoczynku
    czekam więc na następny rozdział ;)
    weny życzę i pozdrawiam (odpisz na tt, bo w tygodniu mało wchodzę na blogi)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, hej! :*
    W końcu dotarłam i w spokoju mogę skomentować. :D Rozdział świetny, jak zresztą każdy. I popieram, rozszerzenie z historii nie jest wesołe, przeszłam to w tamtym roku, ale ani trochę tego nie żałuję. Teraz na studiach świecę wiedzą, haha.
    Wracając do rozdziału. Do bohaterów. Do akcji..
    Zacznę od Lucasa. Matko, jak mnie ten człowiek irytuje. Naprawdę. Chyba najbardziej ten jego perfekcjonizm do wszystkiego. To, że jest taki poukładany. Zero luzu, zero spontanu. Jak można cały dzień przeżywać pięciominutowe spóźnienie? Niech on znika jak najprędzej. :x
    Lisa. Kocham ją. :D Pozytywna, śmieszna. W sumie to dobrze (jakkolwiek to zabrzmi :D), że przebiła się jej ta opona i że Lucas nie mógł odebrać. Ha, a świetne to już w ogóle jest to, że zadzwoniła do Michaela. Też mi się wydaje, że Lisa nie będzie umiała opanować emocji nawet po tym tygodniu. No nie oszukujmy się. Coś jest i to widać.
    Michael. Człowiek wybawca, rycerz na białym koniu! <3 Cudownie z jego strony, że przyjechał jej pomóc. Kochany, tylko kurczę. Facet. Musiał oko zawiesić na samochodzie. :D Trochę mnie to rozbawiło. (Niech częściej się Lisie psuje samochód, błagam. :D )
    Jackie i Leah.. Wariatki, ale dobrze jest mieć takie osoby obok siebie. ;)

    Czekam koniecznie na następny! Buziaki i weny! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Cieszę się, że już jesteś <3
      Możesz mi zdradzić, jakie studia wybrałaś? Jestem ciekawa, gdzie mogłabym pójść, żeby ta wiedza do czegoś mi się przydała XD
      Michael - rycerz w srebrnym porsche XD zauważyłam, że okropna ze mnie blachara, bo lubię, kiedy moi bohaterowie mają fajne auta. Ale skoro mnie nie stać, to niech chociaż oni się nimi nacieszą. A ten zbieg okoliczności rzeczywiście bardzo pomyślny. Gdyby Lucas nie wyłączył telefonu, albo gdyby Lisa wpadła na to, że może skorzystać z Internetu w smartfonie, to wszystko by szlag trafił XD
      Buziaki! ;*

      Usuń
  8. Melduję się :)
    Kochana ty moja, jak ty to robisz, że każdy rozdział jest takim mały arcydziełem, co? ^^ Jest po prostu genialnie!
    Hmm... błagam cię, zrób coś z tym Lucasem, bo mnie jasny szlag trafi. Dawno nie spotkałam się z tak irytującą mnie postacią -.-
    Współczuję naszej Lisie. Dziewczyna nie ma teraz łatwo. Sama nie wiem, co bym zrobiła na jej miejscu, jakbym postąpiła. Cały czas mi się wydaje, że ona wręcz wyrzeka się uczuć do Michaela. W ogóle, cudownie stworzyłaś jej postać. Uwielbiam ją! Wszystkie dziewczyny są świetne. Ale Lisa to jest taka "perełka" w tym towarzystwie :) Szkoda tylko, że ciągle siebie oszukuje. To do niczego dobrego nie prowadzi, wręcz przeciwnie... Może w końcu dojrzeje do tego i to zrozumie?
    No i nasz Michi. Jego chyba nie da się nie kochać :D Ciekawe, czy gdzieś po świecie chodzi taki ideał. Nie znasz takiego przypadkiem? ^^ Jestem strasznie ciekawa, jak dalej pokierujesz ich relacjami. Może niebawem coś się zacznie zmieniać i nabierać coraz wyraźniejszych kolorów? Czekam na to, że między nimi zacznie tak porządnie iskrzyć :D
    Rozszerzenie z historii? O jejciu, ja bym chyba nie ogarnęła tych wszystkich dat i wydarzeń. Sama ledwo rozumiem te fizyczne wzory z kosmosu xD
    Duuuużo weny i buziaki :**
    PS. Mam nadzieję, że niebawem do mnie wpadniesz na osiemnastkę. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak twoje komentarze poprawiają mi humor ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty też na pewno sobie nie wyobrażasz, jak Twoje komentarze poprawiają mi humor <3 Zajrzę do Ciebie w ciągu kilku najbliższych dni, obiecuję!
      Niestety, nie znam takiego ideału. Mam nadzieję, że gdzieś żyje sobie na świecie i czeka właśnie na mnie :D
      Ja męczyłam się z fizycznymi wzorami tak bardzo, że postanowiłam pójść "na łatwiznę" (szkoda, że najpierw nie zajrzałam do podręcznika do rozszerzonej historii, hehe) i wybrałam inne przedmioty. Podziwiam wszystkich, którzy decydują się na fizykę, bo o ile matematykę ogarniam bez problemu, to niektóre zagadnienia w fizyce naprawdę są dla mnie czarną magią.
      Całuję! ;*

      Usuń
  9. Ale się ucieszyłam na nowy rozdział! :)
    Powiem trochę inaczej niż wszyscy - wkurzyłam się na Lisę! Wiem, że odczuwa wyrzuty sumienia, próbuje wybić sobie jakieś Michaela i zbliżyć do Lucasa, ale kurde... od dłuższego czasu wie, że nie czuje do swojego narzeczonego tego, co powinna czuć i że nie jest on taki, jaki ona chciałaby, żeby był. Już nawet nie mówię o fakcie, dlaczego z nim jest (trochę ze względu na ojca), ale zamiast próbować walczyć i jakoś z nim rozmawiać to jest taka zawieszona pomiędzy tym, co powinna a co by chciała.
    No a Michi to Michi. Tak cudowny, że aż ma się wrażenie, że zasługuje na kogoś bardziej zdecydowanego, niż Lisa.
    Cieszę się, że mam takie odczucia po tym rozdziale, bo to oznacza, że trafiłaś do mnie <3. Jak zwykle jest rewelacyjnie, chociaż z ciekawostek - numer na pomoc drogową w całym kraju jest taki sam (zależny od ubezpieczyciela). Być może to wiesz i stworzyłaś taką sytuację tylko na potrzeby opowiadania, ale jakoś tak poczułam, że muszę to napisać :). Nie ma to jednak wpływu na to, że rozdział jest świetny i czekam na więcej!!! ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się cieszę na Twój komentarz <3
      Dobrze, że to napisałaś, bo powiem szczerze, że nie byłam do końca pewna, jak to jest z tymi ubezpieczycielami (o ile jeszcze ogarniam, jak to wygląda w Polsce, to nie mam pojęcia, czy w Austrii jest tak samo). No ale Lisa równie dobrze mogła skorzystać z Internetu w telefonie, tyle że wtedy Michi nie miałby pola do popisu, a przecież o to mi chodziło :D pomyślę jeszcze nad tą sceną, bo faktycznie trochę to wszystko nie gra z rzeczywistością.
      I cieszą mnie również Twoje odczucia względem Lisy, bo dokładnie o to mi chodziło! Fajnie, że zauważyłaś udział jej ojca w tym wszystkim. W przyszłości zamierzam jeszcze rozwinąć ten wątek :) Mnie też Lisa okropnie wkurza, ale lubię ją bardzo jako bohaterkę, bo świetnie ze mną współpracuje i póki co jest dokładnie taka, jak chciałam, żeby była.
      Dziękuję za miłe słowa <3
      PS. Jeśli dam radę, to zajrzę do Ciebie na nowy rozdział jeszcze dzisiaj, a jeśli nie, to spodziewaj się mnie jutro ;*

      Usuń
  10. Świetny rozdział!
    Naprawdę współczuję Lisie, choć z drugiej strony, nie wiem czy powinnam. Dziewczyna ma świadomość, że jest zaręczona i co najważniejsze, Lucas jest dl niej naprawdę dobry. Nie powinna go krzywdzić, nawet jeśli na razie udaje jej się wszystko ukryć. To co czuje do Michiego, ja nawet nie wiem, czy to jest prawdziwe. Może to tylko jej taka chwilowa fascynacja. Kto wie, czy byłaby z Michaelem szczęśliwa, gdyby zdecydowała się spełnić swoje pragnienia.
    Nie mam pojęcia, co sie wydarzy, ale pewnie Lisa spróbuje z Michaelem czegoś więcej, niż przyjacielskie buziaki w policzek i przytulaski. Zobaczymy... Może odejdzie od Lucasa?
    Do następnego.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, Lisa nie powinna krzywdzić Lucasa, ale powinna być też sprawiedliwa w stosunku do siebie. Czas pokaże, co zrobi i co tak naprawdę czuje do Michiego.
      Całuję! ;*

      Usuń
  11. Wreszcie mamy czas żeby skomentować cokolwiek. Niestety dzisiaj będzie krótko. Luca jest najlepszy. Michi coś trochę za pewny siebie. Nu nu. Rozdział jest genialny. Porsche w logo ma konia. Michael jest księciem na koniu (prawie). Życzymy weny.
    Tynka&Paula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteście chyba jedynymi osobami, które wolą Lucasa od Michiego. Ma jakiś tam swój urok, ale osobiście chyba jednak preferuję tego drugiego :D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  12. W końcu jestem :) Przepraszam, że teraz, ale ostatni tydzień miałam strasznie ,,zapchany'', że tak to ujmę.
    A co do rozdziału to jestem pod mega wielkim wrażeniem, bo wyszedł świetnie!
    Jakoś nie mogę przyzwyczaić się do Lucasa. Jego zachowanie mnie irytuje. Praca dla niego jest najważniejsza. Ciekawe kiedy zauważy, ze jego narzeczona nie jest już tą samą Lisą co wcześniej.
    Michael jak na prawdziwego przyjaciela przystało nie zawachal się, gdy Lisa potrzebowała pomocy. Zapewne pomimo uwag Krafta, przyjechał z pomocą. Widać może na nim bardziej polegać niż na Lucasie.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i duzooo weny życzę :*
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba wszyscy cierpią teraz na natłok obowiązków, więc w pełni Cię rozumiem.
      Przykre jest to, że naprawdę istnieją tacy ludzie jak Lucas. Nie wydaje mi się jednak, żeby był bardzo zły. Stara się na swój sposób. Co nie zmienia faktu, że Michi chyba stara się bardziej.
      Pozdrawiam! ;*

      Usuń
  13. Hej!
    Wybacz, że zjawiam się dopiero po tygodniu, ale pisałam u siebie. Gdy piszę swoje to nie robię niczego innego.Przepraszam!
    Powtórzę jeszcze raz: kocham Twoje opowiadanie za to, że jest takie ciepłe, miłe w dotyku, w dotyku duchowym. Rozumiesz o co mi chodzi?
    Odpisałaś mi ostatnio, że masz wrażenie Twoje postacie uważasz za mało wyraziste. To nie jest prawda przecież. Nie chodzi o to, żeby każdy z bohaterów był jakoś naznaczony. Tacy ludzie jak u mnie w opowiadaniu nie istnieją. Pisanie o normalnych ludziach, którzy nie są narkomanami, chorymi psychicznie czy zagubionymi owieczkami, są wbrew pozorom bardzo ciężkie. Udaje Ci się to fenomenalnie. Postacie uniwersalne i prawdziwe, a to bardzo lubię i cenię.
    Wracając do rozdziału to wiesz, że mi się podoba. Lisa jest w potrzasku. Ja myślę, że ten związek z Lucasem nie wypali.. Może wezmą ślub, będą mieli dzieci, pieniądze, ale to zawsze będzie TAK wyglądało. Niedługo Lucas zamknie ją w złotej klatce i będzie traktował nie jak żonę, tylko jak ozdobę. Ona straci pewną autonomię personalną. To tak jakby umrzeć.
    Lucas jest niby idealny: przystojny, zadbany, inteligentny, daje poczucie bezpieczeństwa. I pewnie dlatego trudno będzie to przerwać. No bo co powie tata, jego rodzice, znajomi? Czego ta Lisa do cholery chciała jeszcze?
    Ja wiem czego chciała: miłości. Pieniądze, pozycja, to wszystko, co dał jej Lucas, nie zastąpi miłości. Nie wiem, czy znajdzie ją u Michaela, myślę, że tak.To jest młoda dziewczyna. Ona się musi bawić i nie chodzi mi tylko o szalone imprezy, ale o dreszcz uczucia, pożądania. Niech przeżyje przygodę. Jest różnica między istnieniem a życiem, i to drastyczna.

    Nie mam dzisiaj weny na pisanie komentarzy, sory. Jestem zmęczona.. Bardzo. Moim rozdziałem, który uderzył mnie w twarz. Zapraszam na my--niepokonani.blogspot.com

    Zuzek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Rozumiem, o co chodzi. Cieszę się, że takie są Twoje odczucia, bo od samego początku chciałam, żeby to opowiadanie tak wyglądało. Nie myślałam nigdy o swoich bohaterach w ten sposób. Być może masz rację, ale to nie zmienia faktu, że podoba mi się to, jak Ty wykreowałaś swoich.
      Trafiłaś w samo sedno z tym poczuciem bezpieczeństwa i opinią innych, którą przejmuje się Lisa. I tak, to, co daje jej Lucas, nie jest wystarczające i ona wkrótce się o tym przekona.
      Przeczytałam już Twój rozdział i faktycznie był bardzo mocny. Szczególnie końcówka. Ale całe to opowiadanie jest mocne i mimo wszystko uważam, że prawdziwe. Za to właśnie je lubię.
      Ściskam mocno! <3

      Usuń
  14. Po puerwsze dziękuję za dedykację. Co do rozdziału to sytuacja trochę jak wstęp do jakiegos pornola , facet złotarączka pomaga kobiecie w opałach w podejrzanej dzielnicy :) niestety zakończenie troszkę inne. No cóż kiedyś się doczekamy. Podejrzewam, że nawet gdyby nie to auto to podświadomość Lisy znalazłby inny sposób żeby zobaczyć Michiego. Trochę szkoda Lucasa bo to dobry chłopak, ale Lisa nie powinna go oszukiwać bo im dłużej będzie to robiła tym bardziej ich obojga będzie to bolało. Ale może to chwilowe zauroczenie i powinna przeczekać? Z drugiej strony gdyby go naprawdę kochała to na innych nawet by nie spojrzała. Dylemat wielce trudny. Czekam na interesujące rozwiązanie (nie mam Tu na myśli żadnego porodu choć to byłoby szokujacym zwrotem akcji) . Pozdrawiam i życzę weny :*** PS fajna profilówka. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też się podoba profilówka, fajna modelka :))

      Usuń
  15. Witaj, kochana!
    Tak wiem i bardzo, bardzo przepraszam, że jestem dopiero teraz. Szkoła, olimpiady mnie wykanczaja. Nareszcie udało mi się wszysto przeczytać...
    No i co ja mogę powiedzieć? Świetne, wspaniałe... Nie... To jest fenomenalne. Wiesz, że kocham twoje opowiadanie? To jak to wszystko opisujesz jest tak wyjatkowo...
    Lisa... Widać, że dziewczyna się gubi. Chcę się kierować eozuem, ale serce... Serce mówi coś zupełnie innego. W pełni ją rozumiem. Jest zafascynowana, zauroczona Michim. Nie ma się, co dziwić swoją drogą. Z drugiej strony Lucas. Jest jego narzeczoną to także do czego zoobowiazuje.
    Lucas... Szczerze mowiac, to zawsze powtarzalam, że go nigdy nie polubie, ale to się zmienia. Może chodzi o to, że jestem do niego troszkę podobna...
    Michi... Och... On będzie jeszcze cierpiał jakiś czas to jest pewne. Widać, że jest zauroczony Lisa, jestem ciekawa, co z tego wyniknie.
    Rozdział i ten poprzedni i jeszcze poprzedni... Och te zaległości... Wszystkie są wspaniałe no cudeńka.
    Przepraszam za tak marny komentarz, ale już znowu muszę uciekać.

    Pozdrawiam,
    Anahi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie gniewam się i rozumiem w stu procentach! Powodzenia w szkole i na olimpiadach :)
      Cieszę się, że przekonałaś się do Lucasa. On nie jest taki zły, jak się wydaje. Po prostu kieruje się innymi wartościami i nie dostrzega tego, że można żyć inaczej.
      Dziękuję za komentarz. To miłe, że mimo wszystko znalazłaś czas, żeby tu zajrzeć.
      Całuję ;*

      Usuń
  16. Hej Kochana, już jestem! ;)
    Korzystając z długiego weekendu jakim uraczył mnie pan dyrektor mam zamiar ponadrabiać wszystkie zaległości. :)
    Rozdział jest fenomenalny! :)
    Tak myślałam, że kiedy tylko Lucas odda samochód naszej Lisie, stanie się coś nieoczekiwanego. ;) Nie pomyliłam się.
    Matko, gdyby Lucas odebrał, obawaiam się, że to mogłoby skończyć się katastrofą. Wszystkie wiemy, jak ważny dla faceta jest samochód. :p Tak myślałam, że jej wybawcą będzie Michi. Dla Ciebie jest on zbyt wyidealizowany, ale dla mnie jest po prostu czarujący. ❤ Tak bardzo bym chciała, żeby w końcu go pocałowała, ale coś w głębi podpowiada mi, że to zraniłoby nie tylko Lucasa, ale ich wszystkich... I niestety, to jest racja...
    Udawanie złego samopoczucia, żebu tylko nie napotkać skoczka coś oznacza... i to chyba nic dobrego...
    Jednak od ostatnich rozdziałów również narzeczony naszej bohaterki wydaje mi się być... lepszy. ;) Może zaczął odczuwać zazdrość? Może podświadomie? W każdym razie u mnie sobie punktuje. Jednakże nie potrafię zapomnieć mu tej wiecznej olewki na Lisę... i myślę, że ona również nie jest w stanie o tym zapomnieć.
    Może ten czas, przez który nie będzie widziała się z Michaelem odbuduje to uczucie między nią, a Lucasem. :) A może wywoła szaleńczą tęsknotę za skoczkiem...?
    Czekam na kolejny!! ;))
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, już kolejny raz Twój dyrektor okazuje się być najlepszym dyrektorem na świecie!
      Gdybym miała takie auto jak Lucas, to pewnie też bym miała świra na jego punkcie :D Dobrze, że od samochodu bardziej ceni sobie pracę, bo inaczej Michi nie musiałby pomagać Lisie.
      Zobaczymy, co przyszłość przyniesie!
      Cieszę się, że w końcu tu zajrzałaś! Bardzo lubię czytać Twoje komentarze. Opowiadania też, dlatego mam nadzieję, że wrócisz do nas szybko <3
      Całuję ;*

      Usuń
  17. Rozdział szósty rewelacyjny, jak prolog, rozdział pierwszy i rozdział drugi, rozdział trzeci, rozdział czwarty, rozdział piąty napisany rewelacyjnym stylem, piszesz fenomenalnie. Refleksję płynące z przeczytanego rozdziału: Lukas wykazuje się odwagą powierzając Lisie swoje auto, tak jak myślałam, kiedy tylko Lucas odda samochód Lisie, stanie się coś nieoczekiwanego. Gdyby Lucas odebrał, spodziewam się, że to mogłoby skończyć się katastrofą. Wszystkie wiemy, jak ważny dla faceta jest samochód. Michael wybawca trochę wyidealizowany a tak bardzo czarujący, Może ten czas, przez który nie będzie widziała się z Michaelem odbuduje to uczucie między nią, a Lucasem. A może wywoła szaleńczą tęsknotę za skoczkiem.

    OdpowiedzUsuń